Nie przypominam sobie drugiego filmu, którego trailer byłby tak bardzo mylący. I nie chodzi tu tylko o nieadekwatne przedstawienie treści, czy przeszarżowanie z naciskiem na sceny akcji – to obserwujemy dość często. Ale tutaj nie dość, że pomylono gatunki, to w niemal każdym zdaniu próbującym zarysować fabułę, powiedziano rzecz kompletnie nonsensowną i niezgodną z prawdą. Zwiastun samego filmu jest przez to wprost absurdalny i gorąco polecam obejrzenie go tak przed, jak i po seansie Hero – żeby się pośmiać. Dla ciekawych wklejam poniżej.
No dobrze, ponarzekałem na idiotyczny trailer, ale nie powiedziałem jeszcze, czym jest ów Hero, film w niektórych kręgach niemal kultowy. Czy to obraz o sztukach walki? Poniekąd. Ale nie to jest w filmie najważniejsze.
Akcja Hero toczy się ponad 2 tysiące lat temu, w czasie nazywanym przez Chińczyków Okresem Walczących Królestw. Król państwa Qin w krwawy sposób podbija pozostałe chińskie państewka, niszcząc ich język i kulturę. Do stolicy króla, który chce stać się cesarzem zjednoczonych Chin, przybywa Bezimienny – tajemniczy mistrz miecza. Bezimienny niesie ze sobą podarek. To broń trójki najzacieklejszych przeciwników przyszłego cesarza – Miecza, Nieba i Śniegu – których wojownik pokonał w pojedynkach. Król, zaciekawiony, chce poznać historię walki. W trakcie audiencji Bezimienny snuje swą historię, a widz poznaje ją przez retrospekcje. Ale w opowieści pojawiają się nieścisłości, a bystry król dostrzega niebezpieczeństwo. Prezentuje zuchwałemu człowiekowi własną interpretację wydarzeń, a my po raz kolejny widzimy zmienioną retrospekcję. Rozmowa toczy się dalej, powoli odsłaniając przed nami prawdę i wyjaśnienie zagadki. A może po prostu pewną perspektywę patrzenia na prawdę?
Skojarzenia z Rashomonem Akiry Kurosawy są jak najbardziej na miejscu (nawiasem mówiąc, o tym filmie też muszę kiedyś napisać). Mimo malowniczych, wręcz urzekających scen walki, to nie akcja stanowi o sile tego obrazu. Podobieństwo do produkowanych w Chinach wielkich eposów historycznych jest tylko powierzchowne. Osią filmu jest rozmowa dwóch mężczyzn, źródłem napięcia ich konflikt ideologiczny i nierozwiązana zagadka, a tym, co naprawdę nas szokuje, jest to, jak głęboko film zerka w zakamarki duszy postaci drugoplanowych, martwych już od początku filmu. Nie każda emocja musi znaleźć ujście w dialogach, równie dobrze można ją wyrazić pięknem sztuk walki albo zmieniającymi się barwami scenografii, ilekroć zmodyfikowana zostaje opowiadana przez Bezimiennego historia.
A przy tym – jest to film propagandowy. Nie myślcie proszę, że oznacza to tępą propagandę w stylu PRL-owskich kronik filmowych. Przeciwnie, to próba zaprezentowania idei politycznej wprost niewiarygodnie skuteczna. Bo nie spodziewamy się tego przesłania niemal do końca, a nawet gdy zostaje wypowiedziane, nie od razu odnotowujemy je w kontekście bieżącej chińskiej polityki. Powód, dla którego uważam Hero za film propagandowy, znajdziecie poniżej, oznaczony jako spoiler. Ale uprzedzam – zdradzam tym samym zakończenie.
Bezimienny – tak jak przypuszczał król Qin – okazuje się skrytobójcą, który chciał go zabić. A jednak mężczyzna nie wykorzystuje szansy. Zabił szlachetnych ludzi, by uzyskać audiencję, ale gdy przychodzi do zadania ciosu, odstępuje. Przekonuje go ostatnie słowo, jakie napisał Miecz – Tianxia. To koncepcja filozoficzna znacząca tyle co „Pod jednym niebem” i głosząca potrzebę zjednoczenia Chin pod jednym tronem, aby zaprzestać wewnętrznych walk i emanować światłem cywilizacji na zewnątrz. Bezimienny zrozumiawszy znaczenie Tianxia odpuszcza królowi Qin jego zbrodnie i nie żywi urazy za zniszczoną kulturę innych chińskich nacji. Oczywiście ma to swoją szczególną wymowę i dziś, gdy Chiny targane są konfliktami wewnętrznymi, i gdy Chińska Republika Ludowa próbuje zlikwidować autonomię Hongkongu, a także przyłączyć do państwa niepodległy Tajwan.
Ale odstawmy na chwilę politykę na bok i zastanówmy się nad walorami artystycznymi filmu. Bo – i chciałbym to bardzo mocno zaakcentować – film ma autentyczne ambicje artystyczne, których przesłanie polityczne w najmniejszym stopniu nie niweczy. Nawet pomimo sięgania przez reżysera do pewnych (dziś irytujących) chwytów filmowych z początku wieku, trudno nie docenić kunsztu, z jakim dzieło zostało skomponowane. Kadrowanie, montaż, kolorystyka – wszystko ma tu sens, jest na miejscu i pogłębia sposób, w jaki doznajemy opowiadaną historię. Sceny, przez swoją ogromną umowność, przypominają raczej balet niż walkę na śmierć i życie. Ale nie przestają z tego powodu zapierać tchu. Aż żałuję, że Zhang Yimou, po stworzeniu Hero i całkiem niezłego Domu latających sztyletów, rozmienił się na drobne pracując przy Wielkim Murze (superprodukcji z Mattem Damonem). A może kolejne filmy w tym rodzaju nie są już potrzebne, bo reżyser powiedział w Hero wszystko to, co miał do powiedzenia? Oddał zmitologizowaną historię Chin w stylu, który łączył malownicze obrazy Przyczajonego tygrysa, ukrytego smoka, z subiektywną narracją Rashomona. Wyłożył swoją filozofię polityczną i sprawił, że jego dzieło – po niemal dwudziestu latach – nadal jest fascynujące i niepowtarzalne. Może po prostu nie było potrzeby, by tworzyć kolejny tego rodzaju film?
Naturalnie brawa za ostateczny kształt dzieła należą się nie tylko reżyserowi oraz ekipie technicznej, ale również aktorom. Cała obsada zasługuje na największe wyrazy uznania. Choć paradoksalnie Jet Li – odtwórca roli Bezimiennego – przez stoicyzm i tajemniczość swej postaci do zagrania miał najmniej. Hero był pierwszym filmem, w którym zobaczyłem obecnie niezwykle popularnego (przez udział w serii Ip Man oraz Rogue One) Donniego Yena, który wciela się w postać włócznika o imieniu Niebo.
I cóż jeszcze można rzec? Że film jest piękny i smutny zarazem? Że to nie obraz do kotleta, ale autentyczne kinematograficzne doznanie, wymagające od widza skupienia? Jeśli doczytaliście recenzję do tego miejsca, to na pewno sami się tego domyślacie. Dlatego powiem tylko tyle – gorąco zachęcam Was do obejrzenia Hero.
-
Ocena DaeLa - 9/10
9/10
A zamiast trailera jedna scena:
Rashomon lepszy, tylko mniej kolorowy! 😉 Pamiętam, że Hero mnie nie urzekł, chociaż robił wrażenie wizualiami. Może pora odświeżyć?
Podzielam ocenę . Jeden z najlepszych filmów, oglądalem kilka razy. Zaginiony wojownik, kolejny film który chciałbym aby się jakaś recenzja tutaj pojawiła xd
Zgadzam się w pełni. Byłem przed seansem przygotowany na wesołą sieczkę w stylu wschodnim, a to jest naprawdę kawał dobrego dramatu z bardzo wzruszającym finałem.
SPOJLER
.
.
.
.
.
Zrozumiałeś propagandową wymowę filmu i dałeś 9?!
Obrzydliwa laurka dla władzy, której wszystko wolno, bo jest władzą. Może czasem robi błędy (drobiazgi w stylu Czterech Plag…), ale ma do tego prawo. Zhang Yimou rozmienił się na drobne vel. sprzedał się za drobne nie przy 'Wielkim Murze’, ale przy 'Hero’. Wcześniej, robiąc 'Zawieście czerwone latarnie’ i 'Szanghajską triadę’, był wielki.
Forma- 10, treść- 1. Czyli ode mnie 5/10.
Generalnie większość filmów chińskich lub takich, na których realizację Chińczycy dali pieniądze ma gdzieś zaszyte to przesłanie – „jednostka niczym, Chiny wszystkim”. Taki drobiazg.
parę spraw :
1 te pojedynki 'Hero’ z wrogami króla były fejkowe – oficjalnie wykończył wszystkich a w rzeczywistości to chyba tylko jedna postać zginęła, reszta spokojnie wylizała się z ran.
2 polityka : na początku rozmowy król się chwali że będzie dalej podbijał jakieś tam niezależne państewka chińskie i kolejnych sąsiadów i następnych i następnych i cały świat itp – i cała rozmowa kończy się tym że nie tylko Bezimienny zrozumiał że należy króla oszczędzić ale też król zrozumiał że powinien odpuścić sobie dalsze podboje (potem w komentarzu jest że odpuscił)
3 król Bezimiennego de facto puścił wolno (mimo że ten przecież przyszedł go wykonczyć) – dopiero potem dworzanie króla wymusili na nim żeby zabić Bezimiennego
4 film , przy całej propagandzie można spokojnie odczytywać jak historie o tym jak jedna jednostka przekonała inną jednostkę (króla) że nie powinna wiecej gnoić swoich sąsiadów
kwestia interpretacji
1. no nie, bo zgineli wszyscy wojownicy
W porównaniu do propagandy amerykańskiej jaką mamy zwłaszcza przez ostatnie kilka lat w filmach, tutaj to nawet trudno się z tą wymową nie zgodzić – kto nie był w Chinach będzie miał kłopot ze zrozumieniem. Chiny zresztą doświadczyły w swojej historii braku jedności i gorzko za to płaciły (zresztą jak wiele innych krajów, vide Polska). Mimo wszystko, nawet jeżeli uznać to za propagandę, to wydźwięk filmu jest na tyle różnorodny, zawiera tyle uniwersalnych prawd, że można spokojnie przymknąć na to oko, a nie jak skądinąd dobrze oglądającym się Green booku, który mógłby stanowić przykład „z podręcznika agitatora”. I nie mówię tu o kwestii rasizmu. A sam film Hero – z trójki chińskich filmów, które uznaję za serię z uwagi na nawiązania i styl, czyli przyczajony tygrys ukryty smok, hero i dom latających sztyletów to moim zdaniem hero deklasuje je, choć przyczajony tygrys również był ciekawy. Dom latających sztyletów to raczej uczta dla oka niż wielka i ciekawa opowieść. Była zresztą dla mnie chyba zbyt abstrakcyjna.
„Nie przypominam sobie drugiego filmu, którego trailer byłby tak bardzo mylący.” – DaeL
Ja sobie przypominam. „Shadow”.
https://www.youtube.com/watch?v=AGetemRDuVY
Ten sam reżyser, styl, przywiązanie do koloru, zdjęć w slow mo i scen walki. Do tego świetna intryga, praktycznie od razu jesteśmy wrzuceni w środek. Fakt, trzeba przełknąć ten najeżony ostrzami parasol, ale gdy przymknie się jedno oko na konwencję, drugie ma ucztę.