FilmyRecenzje Filmowe

Wolny strzelec (2014)

Na wstępie małe wyjaśnienie. Poniższa recenzja powstała 5 lat temu, świeżo po seansie kinowym. Stąd moja (absolutnie zasłużona) fascynacja najistotniejszym elementem filmu – rolą Jake’a Gyllenhalla. Stąd także – niestety nietrafione (należała się i nominacja, i Oscar) – przewidywanie, że aktor dostanie co najmniej nominację do Oscara. Choć gwoli ścisłości – dostał nominację do Złotego Globa.  

Na Wolnego strzelca wybrałem się w ostatnich tygodniach wyświetlania filmu w kinach. Zwlekałem z powodu braku czasu, ale w końcu się udało. Czy było warto? Warto jak cholera! Dla samej postaci „bohatera”.

Jake Gyllenhaal udowadnia, że można stworzyć postać cichą, zamkniętą w sobie, a jednocześnie straszną.

Lou Bloom to drobny ciułacz, złodziej kradnący metale na złom, szukający pracy gdziekolwiek. Czasem coś zakosi, czasem kogoś pobije i ukradnie zegarek. Nie stanowi zagrożenia dla społeczeństwa, ale na najlepszego kumpla raczej się nie nadaje. Lou to także maniak internetu, spędzający cały dzień przed monitorem, łykający wszystkie możliwe przepisy na sukces serwowane przez naciągaczy i teoretyków. Z pamięci cytuje korporacyjne bzdety o samodoskonaleniu, wytężonej pracy, negocjacjach i sposobach na wielkie pieniądze. Lou to w końcu metodyczny psychopata, który zrobi wszystko, żeby zrealizować swój biznesplan. Kiedy przypadkiem spotyka ekipę sępów z kamerą, postanawia zostać jednym z nich. Jeździć po całym mieście, szukać wypadków i przestępstw, a potem filmować co się da. Tak blisko, jak się da. Nawet na tle dość amoralnych hien sprzedających sensacyjne materiały mediom, Lou się wyróżnia. W odróżnieniu od “kolegów” z branży, nasz “bohater” nie ma żadnych hamulców. Filmowanie reanimacji z bliska? Przestawianie ciała po wypadku dla lepszego ujęcia? Włam na miejsce zbrodni, by zdążyć przed policją? Żaden problem. Bloom zrobi wszystko, żeby sięgnąć po to, co uważa za pomocne w drodze na szczyt.

Nie chcę pisać więcej o fabule, żeby nie zdradzić za wiele. Bo film naprawdę warto doświadczyć bez wcześniejszych wyobrażeń na temat tego, co się stanie. Najważniejsze, żebym pochwalił Jake’a Gyllenhaala. Raz, drugi i trzeci. Potem jeszcze raz. I jeszcze raz. Facet narysował postać, która mnie osobiście przeraziła bardziej niż Joker z „Dark Knighta”. Ba! Bardziej niż Jack Torrance z „Lśnienia”. Gość nawet jak się wkurzy, świetnie udaje opanowanego. Tylko nerwowe tiki zdradzają, że coś nie gra, i że coś się w jego wnętrzu gotuje. Jest spokojny w sposób nieludzki i niepokojący. Zawsze ma przygotowane kilka zdań, żeby poprzeć własną argumentację. Nie ma też żadnych barier moralnych, etycznych, ani cienia ludzkiej empatii. Nic go nie krępuje, dlatego szybko staje się najlepszy w branży. I choć nic na to nie wskazuje, to ciągle, przez cały seans, widz ma wrażenie, że Lou może kogoś zabić, pogryźć albo okaleczyć. Ot tak, bo to przemyślał i zaplanował, bo korzyść, jaką z tego odniesie, jest istotna, a ryzyko małe. To nie jest postać, którą można polubić. Nie kibicowałem mu, kiedy piął się coraz wyżej, oglądałem raczej przez perwersyjną ciekawość – jak daleko może się posunąć? Wniosek jest jasny: jak bardzo bym nie chwalił Jake’a Gyllenhaala – to nadal będzie za mało. Ten film to “one man show” i zdziwi mnie brak nominacji do Oscara.

Ścieżka życiowa Lou to bardzo nieprzyjemny komentarz na temat świata mediów… i ich widzów.

Kreacja Gyllenhaala to nie jedyny atut. Świetny montaż, rewelacyjne ujęcia, genialnie pokazane Los Angeles nocą. Miałem wrażenie, że klimat momentami przypominał ten z Drive’a, a całość podkreśla naprawdę dobra muzyka. Na pozór dramatyczna „stawka” w tym filmie wydaje się być niewielka – to w końcu przede wszystkim studium mrocznych zakamarków psychiki jednego człowieka. A jednak film potrafi trzymać w napięciu od pierwszych do ostatnich minut. Warto też wspomnieć, że scena pościgu policji (i, rzecz jasna, Lou) za podejrzanym, to najlepsza scena akcji z udziałem samochodów od bardzo, bardzo dawna. Jak na film, o którym wiedziałem niewiele – wielka niespodzianka i wielki plus. Chyba najlepsza produkcja, jaką widziałem w tym roku. Polecam!

Wolny strzelec (2014)
  • Ocena SithFroga - 9/10
    9/10
To mi się podoba 0
To mi się nie podoba 0

Related Articles

Komentarzy: 9

  1. Zdecydowanie należał mu się oscar za tę rolę! Fajnie, że nie ogranicza się do jednego typu postaci. Uwielbiam go w Zwierzęta nocy i Labirynt!

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. W Labiryncie był świetny. W „Donnie Darko” też. Generalnie, naprawdę kawał z niego aktora, mam wrażenie, że jest nawet trochę niedoceniany. Najlepszym dowodem jest właśnie brak nawet nominacji za „Wolnego strzelca”

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
    2. Zwierzęta nocy mną pozamiatały. Pominięcie tego filmu i Gyllenhalla podczas Oscarów to jakieś kuriozum.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
  2. W tamtym roku wyścig po Oscara powinien był się rozegrać między Keatonem a Gyllenhallem. Cooper też był świetny, Carella nie widziałem, a Redmayne… Nie lubię Redmayne’a. 😛

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  3. Ten film jest rewelacyjny a Gylenhaal po prostu daje to mistrzowski popis.
    Brak oskara budzi niesmak;

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. Brak Oscara bym przeżył, czasem zdarzają się tłuste lata (1994!!!), ale brak nominacji? Nie do uwierzenia.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
  4. Recenzja przekonała mnie do obejrzenia filmu i co tu dużo pisać – było warto. Dzięki! Mnie też zastanawia brak nominacji do Oscara , ale może to jakieś uprzedzenie akademii do aktora?

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. „Recenzja przekonała mnie do obejrzenia filmu i co tu dużo pisać – było warto. ”

      Jeśli czasem mam kryzys w pisaniu recenzji to własnie takie komentarze powodują, że nabieram nowej energii i wiem, że warto. Dzięki za te słowa Raf!

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button