Noc. Szosą wzdłuż rzeki pędzi samochód, za kierownicą którego siedzi zażywny, starszawy dżentelmen. Dziewczyna obok niego najwyraźniej jest w dobrym humorze, śmieje się i wygłupia, próbując szarpać za kierownicę. Nagle z naprzeciwka wyjeżdża autokar. Pisk opon, chwila zamieszania i większa z maszyn ląduje w rzece. Samochód zatrzymuje się, grubawy pan i młoda dziewczyna patrzą na tonący autokar. „Nic takiego, to tylko ludzie” mówi jedno z nich. Rano w tym miejscu pracują nurkowie. Nagle orientują się, że ten, który zszedł do zatopionego autokaru, zapomniał zamknąć hełm. „31 minut pod wodą bez powietrza! Bohater!” – orzeka kierownik robót. Bohaterowi należy się nagroda. Będzie nią nowe mieszkanie! Decyzję o tym podejmuje doktor Mraczek, urzędnik średniego szczebla w praskim magistracie. Biedaczyna nie ma pojęcia, że w ten sposób wydaje na siebie wyrok śmierci. Tak się bowiem składa, że nurek i jego rodzina są wodnikami. Zamieszkują zawilgoconą kamienicę nad Wełtawą, gdzie w zalanej piwnicy przechowują porcelanowe dzbanuszki z duszyczkami topielców. Nie mogą przeprowadzić się do suchego mieszkania w bloku. Doktor Mraczek musi utonąć…
Miłośnikom ambitnego kina Czechy kojarzą się pewnie z tzw. Czechosłowacką Nową Falą i postaciami takimi jak Milos Forman albo Jiri Menzel. Dla mnie kino z Czech i z dawnej Czechosłowacji to przede wszystkim inteligentne komedie oraz seriale dla dzieci, które skutecznie rozjaśniały szaroburą codzienność dogorywającego PRL-u. Były fantastyczne, dosłownie i w przenośni, i zarazem wolne od natrętnej dydaktyki. Po Praskiej Wiośnie i interwencji „bratnich armii” Czechosłowacja wcale nie była najweselszym barakiem w obozie, a cenzura miała ostrzejsze szpony niż w Polsce Ludowej. Stąd pewnie skupienie się na małych problemach, w czasie gdy my kręciliśmy kolejne narodowe epopeje i rozliczaliśmy się na ekranie z bolesnymi epizodami naszej historii. Nawet nasze komedie były tak bardzo powiązane z ówczesną polską rzeczywistością, jak tylko się dało i dopiero Machulski zmienił coś w tym względzie. W tym czasie Czesi i Słowacy robili swoje, specjalizując się w ukazywaniu z humorem trosk życia codziennego. Albo uciekali w świat baśni i fantastyki, czego przykładem jest komedia „Jak utopić doktora Mraczka” z 1974 roku. Wyreżyserował ją Václav Vorlíček, późniejszy twórca niezapomnianej „Arabeli”.
Jest to fantastyka swojska i bliskiego zasięgu. Odwołuje się do słowiańskich wierzeń w wodne demony, a zarazem jest zgrabnie osadzona w komunistycznej rzeczywistości lat 70. Głowa rodu czeskich wodników, niejaki Wassermann, wyjeżdża na międzynarodowe wodnicze sympozjum, na którym na stołach, zamiast tabliczek z nazwami państw, widnieją tabliczki z nazwami rzek. Przywódca światowych wodników udziela Wełtawianom reprymendy. Nie rozmnażają się, bo nie ma wśród nich młodych wodników płci męskiej. Tak się bowiem składa, że wodnicy i wodniczki swą wielką moc, na którą składają się nieśmiertelność, możliwość oddychania pod wodą i umiejętność zamiany w rybę, mogą utracić na kilka sposobów. Np. jedząc salceson, otrzymując ludzką krew w trakcie transfuzji albo… uprawiając seks z człowiekiem. W efekcie różnych wydarzeń w Wełtawie zostają już tylko dwie młode wodniczki. Jedną z nich jest córka Wassermanna a drugą śliczna Jana Vodickowa, córka nurka, który pracował przy zatopionym autokarze. Do Pragi zostaje więc wysłanych z pomocą dwóch wodników z Zachodu. Niestety zdarzają im się dość przykre przygody uniemożliwiające przedłużenie wodniczego gatunku. Na dodatek Jana zakochuje się w człowieku, a wybrankiem tym jest nikt inny jak tytułowy doktor Mraczek, na którego życie dybie cały klan wodników. Można tu jeszcze wspomnieć o mamie doktora Mraczka, która jest naukowcem pracującym nad zamianą ludzi w karpie, co w pewnym momencie skutecznie testuje na własnym synu.
Jeśli w tym momencie zastanawiacie się, czy „Jak utopić…” jest tak absurdalny, jak wynika z powyższego opisu, to śpieszę wyjaśnić, że dokładnie tak, i to jest w nim właśnie piękne i ponadczasowe. Film postarzał się niezwykle wdzięcznie. Efektów jest w nim niewiele. Niektóre rozczulają nieporadnością, jak np. karne zamiany wodników w ścierkę albo kaszankę. Niektóre robią wrażenie pomysłowością, jak chociażby zanurzanie się wodników w umywalce albo poruszanie się pod wodą. W ogóle „Jak utopić…” jest świetnym przykładem na to, jak za pomocą skromnych środków można nakręcić pełnoprawną fantastykę.
Film Vorlíčka to także zwyczajnie bardzo sympatyczna i zabawna komedia, z plejadą gwiazd czechosłowackiego kina z tamtego okresu. Pełno w niej charakterystycznego klimatu lat 70. Wszystkie te stroje, fryzury i samochody! Jeśli komuś się spodoba, to w kolejce czekają inne perełki spod znaku knedlików i przygody takie jak „Lemoniadowy Joe”, „Adela jeszcze nie jadła kolacji” albo „Tajemnica zamku w Karpatach”. Warto poznać te filmy, żeby zrozumieć, że twórcy, tacy jak Jakub Dvorský z Amanita Design albo słynny rzeźbiarz-prowokator David Černý, nie wzięli się znikąd.
P.S. Przepraszam za jakość zdjęć, ale przyznam się, że poszedłem na łatwiznę i złapałem klatki na YouTube. Można tam znaleźć cały film. W słabej jakości, ale to chyba jedyna alternatywa dla okazjonalnych seansów na kanale TVP Kultura.
-
Ocena Voo - 7/10
7/10
„Lemoniadowego Joe” i „Arabellę” i ja oglądałem. Świetne. 🙂
Adela i Joe ale szczególnie Adela to filmy mojego dzieciństwa 🙂 TVP puszczała onegdaj
W wodzie
Jeden z filmów mojego dzieciństwa, którego prawdziwego tytułu nie udało mi się zapamiętać (funkcjonował jako „film o wodnikach). :)) W każdym razie klasyka, obok „Adeli”, „Lemoniadowego” czy „Jutro rano wstanę i oparzę się herbatą” (o ile dobrze zapamiętałem tytuł).