FilmyKlasyka Kina

Najciekawsze polskie filmy wg recenzentów FSGK (część 1)

Setna rocznica odzyskania niepodległości to dobra okazja, aby porozmawiać o polskim kinie. Nie chcemy jednak wdawać się w głębokie rozważania na temat jego zalet, problemów, ani nawet przyszłości. Zamiast tego postanowiliśmy, że – w duchu radosnej rocznicy – podzielimy się króciutkimi refleksjami na temat naszych ulubionych polskich filmów. Zasługują na osobne recenzje i pewnie niejedno z przedstawionych tu dzieł jeszcze się bardziej szczegółowego omówienia doczeka. Ale póki co niech to będzie po prostu lista naszych szybkich rekomendacji. Dzisiaj od DaeLa i SithFroga, jutro od Pquelima i Crowleya.

DaeL

Postanowiłem spojrzeć na problem ze szczególnej perspektywy. To znaczy opowiedzieć o filmach nie tylko świetnych, do których z chęcią wracam, ale też mówiących o istotnych etapach naszej historii.

Zacznijmy więc od dzieła, które zna każde dziecko. To „Potop”, w reżyserii Jerzego Hoffmana z fenomenalnym Danielem Olbrychskim w roli Kmicica i cudowną rzeszą wspierających go aktorów drugoplanowych (Łomnicki jako Wołodyjowski, Wichniarz w roli Zagłoby, etc…). Historia polskiego „Jaime’a Lannistera”, awanturniczego szlachcica, który z powodu złożonej przysięgi i oszustw księcia Janusza Radziwiłła staje w 1655 roku po niewłaściwej stronie. A potem sobie drogę na właściwą stronę wyrąbuje szablą… a gdy i to nie pomaga, to płaci za nią własną krwią. Film cudowny, majestatyczny, grający na wszystkich właściwych strunach polskiej duszy. Mam szczególny sentyment do książek Sienkiewicza, a ekranizacja drugiej części jego Trylogii w pełni zasługiwała na wszystkie entuzjastyczne recenzje, jakie przez ostatnie 44 lata otrzymała. Zasługuje też dzisiaj, tym bardziej, że możemy obejrzeć „Potop Redivivus” – jeden z rzadkich przypadków, kiedy reżyserskie odświeżenie filmu autentycznie go zmodernizowało, ale nie ujęło ani krzty z pierwotnego czaru. „Potop Redivivus” pokazuje jak wiele życia można tchnąć stosując w miarę nowoczesny (ale też nie jakoś przesadnie awangardowy) montaż. Zresztą co tu dużo mówić – film jest krótszy niemal o połowę, a właściwie tu nie sposób powiedzieć dlaczego. Ale na pewno ogląda się go znacznie przyjemniej. Dlatego „Potop” polecam, zarówno w wersji oryginalnej, jak i „Redivivus”. (PS Nie słuchajcie co tam o „Potopie” wygaduje SithFrog)

 

Skoro wiek XVII za nami, to przenieśmy się w końcówkę wieku XIX. „Ziemia obiecana” to kolejna ekranizacja literackiego klasyka. Tym razem książkę napisał Reymont, a jej adaptacji dokonał Wajda. Film nakręcono niemal w tym samym czasie co „Potop” (1974 to był naprawdę cudowny rok polskiego kina), a w roli głównej znów zobaczymy Daniela Olbrychskiego. Ale jest to film zupełnie inny. Pozbawiony tego cudownego romantyzmu i szlacheckiego awanturnictwa, mówi raczej o tym jak Polacy uczyli się XIX-wiecznej etyki. Jest to nauka smutna, zresztą przez film przebija się tęsknota za dawnym, wyidealizowanym obrazem wsi szlacheckiej (a w ostateczności to i chłopskiej). Kapitalizm jest bezwzględny, a miasta patologiczne. Bez względu na to, czy Wajda miał w tym filmie rację, czy nie, to trudno się oprzeć wrażeniu, że obcujemy z dziełem ważnym, które mówi nam coś o Polsce i Polakach. Reżyser otarł się filmem o Oscara, ale go ostatecznie nie dostał, w dużej mierze ze względu na zarzuty o antysemityzm. I rzeczywiście, wielu Żydów jest w filmie pokazanych w sposób lekko karykaturalny, szkoda, że krytycy nie zauważali, że to samo powiedzieć można o reprezentantach każdej innej obecnej w Łodzi nacji. W przeciwieństwie do „Potopu”, w przypadku „Ziemi obiecanej” polecam tylko i wyłącznie film oryginalny. Serial z 1978 jest dużo słabszy i w niektórych miejscach nienaturalnie rozciągnięty, a wersja reżyserska z roku 2000 to wręcz kastracja na oryginalnym dziele (reżyser mocno się ocenzurował, zarówno w scenach erotycznych, jak w wymowie politycznej).

 

No i został nam film ostatni, czyli „Miś”. Satyryczne arcydzieło Stanisława Barei, mówiące o życiu w PRL-u więcej niż wszystkie szkolne podręczniki razem wzięte. Mimikra prawdziwych zachowań, jakie można było w komunie zaobserwować jest tak doskonała, że widz urodzony w latach 90. albo później, nie będzie w stanie powiedzieć co Bareja wymyślił sam, co było prawdziwe, ale pokazane w krzywym zwierciadle, a wreszcie co w filmie jest czystym i realistycznym przeniesieniem na ekran PRL-owskiej codzienności. Podpowiem może tylko tyle, że „Panie, tu jest kiosk RUCH-u, ja tu… ja tu mięso mam!” to ponoć cytat autentyczny. Historia opowiedziana w filmie jest stosunkowo prosta. Była żona wycina drobnemu komunistycznemu kombinatorowi, Ryszardowi Ochódzkiemu, niezły numer i planuje ukraść ich wspólne pieniądze z londyńskiego banku. Ale Rysiek nie daje za wygraną i rozpoczyna serię intryg, dzięki którym zdobędzie nowy paszport, i swoją dawną połówkę wyprzedzi. Wszystko to oplecione jest ośmioma (tak! ośmioma!) wątkami pobocznymi, dzięki którym obserwujemy cudowny przekrój życia w PRL-u. Momentami będzie się nam ta konstrukcja fabuły kojarzyła z pełnometrażowymi filmami Monty Pythonów… tyle tylko, że absurd pokazywany u Barei był znacznie bardziej namacalny. I choć dzisiaj „Miś” pamiętany jest głównie jako komedia pełna nieśmiertelnych cytatów, to trzeba też wspomnieć, że jego wymowa jest nieco gorzka. Bodaj każda postać, niezależnie od szczebla w społecznej hierarchii, jest w „Misiu” w jakiś sposób przez PRL uświniona. Jedynym Polakiem, który nie kombinuje, nie donosi, nie cwaniaczy i nie obmawia, jest londyński emigrant… Polecam film z całego serca. Ale jego kontynuacje, zrealizowane przez Tyma bez udziału Barei, już niekoniecznie. „Rozmowy kontrolowane” da się obejrzeć, ale „Ryś”, to wyjątkowo nieśmieszne świętokradztwo.

https://www.youtube.com/watch?v=qITg7sI4P0I


SithFrog

Polskie kino zawsze kojarzyło mi się dość smutno. Największe i najbardziej znane filmy są albo niespecjalnie ciekawymi produkcjami historycznymi („Krzyżacy”, „Potop”) albo stawiają na naturalistyczne i siermiężne przedstawianie patologicznej rzeczywistości (Wajda, Kieślowski, Koterski, Smarzowski). Dlatego pójdę trochę pod prąd i trzy moje ulubione polskie filmy to będą komedie. Nie są to na pewno trzy najlepsze polskie filmy w historii kina, ale warto je znać i oglądać raz na czas dla poprawy nastroju.

„Seksmisja” to tytuł, którego nikomu nie trzeba przedstawiać. Albercik i Maks budzą się z hibernacji w świecie, w którym mężczyzn od dawna nie ma (ale czy na pewno?). Komediowy samograj idealnie trafił w mój gust jeszcze w czasach, kiedy byłem za młody, żeby zrozumieć wszystkie żarty i treści poupychane między wierszami. Satyra na męskość, kobiecość, na odwieczną wojnę płci, ale też mocna krytyka (tak, tak!) totalitaryzmu i propagandy, to genialne osiągnięcie Juliusza Machulskiego. Do tego pomysłowe dekoracje, świetne dialogi (masa cytatów trafiła na stałe do popkultury), rewelacyjny Stuhr i Łukaszewicz – co tu się może nie podobać? Widziałem „Seksmisję” całkiem niedawno w TV i nie dość, że wciąż bawi tak samo mocno, to jeszcze fabuła nic nie straciła ze swojej aktualności. Film praktycznie bez wad. Dałbym dychę.

Kobieta mnie bije…

„Seksmisją” mojego pokolenia była komedia Lubaszenki „Chłopaki nie płaczą”. Głupkowata i rubaszna, składająca się w 90% z kultowych dialogów, które znam na pamięć. Ba, na upartego mógłbym odtworzyć scena po scenie niemal całą produkcję. Niby było już w III RP sporo dobrych komedii („Kiler” i „Kilerów dwóch”, „Poranek Kojota” czy „Fuks”), ale to właśnie Fred (Pazura), Grucha (Zbrojewicz) czy Bolec (Milowicz) stworzyli takie „kombo”, z którego śmiać się można praktycznie bez przerwy. Lubaszenko wyszydził wszystkie przywary polskich gangsterów spod znaku disco polo, a Jarosław Keller aka Psikutas (bez s) to modelowy przykład tego gatunku. Można się zżymać na poziom realizacji czy czerstwe (tylko momentami, chociaż i wtedy – zamierzone!) teksty, ale dla mnie „Chłopaki nie płaczą” to klejnot w koronie polskiej komedii lat dziewięćdziesiątych XX wieku. Rzekłem.

A historii tego swetra i tak byś nie zrozumiał.

Ostatni strzał to będzie niespodzianka. Film, który mało kto zna czy kojarzy. Mało kto widział. Mało kto słyszał. A szkoda, bo to prawdziwa perełka. Mowa o „Pół serio” Tomasza Konieckiego. Scenarzysta, reżyser i operator (odpowiednio: Robert Więckiewicz, Jacek Rozenek, Przemysław Kaczyński) chcą zrobić film. Mają scenariusz i idą z nim do producenta (genialny w tej roli Krzysztof Stelmaszyk). Ten z jednej strony chce wyłożyć kasę, z drugiej ma milion uwag. Dzieli się nimi ze wspomnianą ekipą, a posłuszne chłopaki za każdym razem dostosowują propozycję do jego wizji. A widz ogląda fragment nakręconego w ten sposób filmu. W zależności co jest obecnie na fali i co ostatnio oglądał (albo na jakim festiwalu był) producent dostajemy wariacje na temat Bergmana, Gwiezdnych wojen i innych dziwacznych pomysłów. W każdej z wersji dzieła głównym bohaterem pozostaje Rafał Królikowski. I już choćby dla niego warto obejrzeć „Pół serio”. Aktor prezentuje tutaj tak szeroki zakres umiejętności i warsztatu, że ręce same składają się do braw. Scenariusz (ten właściwy, napisany przez Andrzeja Saramonowicza) bezlitośnie punktuje każdy możliwy rodzaj kina. Od ambitnych i trudnych produkcji, których prawdopodobnie nie rozumie nawet reżyser, po wakacyjne blockbustery rodem z Hollywood. To sprawia, że tak jak w przypadku „Seksmisji”, tak i „Pół serio”, mimo 18 lat na karku, jest filmem coraz bardziej aktualnym. Zwłaszcza gdy spojrzy się na taśmowo kręcone „rimejki” i sequele bazujące na słupkach z excelowego arkusza. Komedia jest zabawna, ironiczna, sarkastyczna i naprawdę inteligentna. Fakt, że jej budżet stanowił zapewne równowartość paczki chipsów dodaje tylko chałupniczego uroku. W moim odczuciu „Pół serio” to pozycja obowiązkowa dla miłośników kina w ogóle, nie tylko polskiego. Polecam! (PS Jeszcze a propos „Pół serio”, cztery wersje „Romea i Julii” na koniec seansu to czyste złoto!)

Chcesz już iść? Jeszcze ranek nie tak bliski…
To mi się podoba 0
To mi się nie podoba 0

Related Articles

Komentarzy: 36

  1. „Satyryczne arcydzieło Stanisława Barei, mówiące życiu w PRL-u więcej niż wszystkie szkolne podręczniki razem wzięte.”

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  2. Obiektywnie zgodzę się, że wszystkie filmy są świetne, ale subiektywnie najlepszy jest Vabank i kropka 🙂

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  3. DaeL, od dziś mówię Ci „wuju” ? choć u mnie na trzecim miejscu byliby C.K. Dezerterzy ?

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  4. Fajny tekst, kiedy druga czesc?

    Jest wiele polskich dobrych filmow. Zwlaszcza w latach 70-80 kiedy przodowalismy w kinie moralnego niepokoju. Do tego wielkie widowiska, jak Krzyzacy/Potop/Faraon.
    Wspolczesnie stracilismy forme i tego zeba, celny strzal. Dzisiejsze produkcje to troche druga liga w porownaniu z Hoffmanem, Kawalerowiczem, Bareja, Chmielewskim, Wajda.
    Jeno tylko Pasikowski w kraju i Pawlikowski za granica. Nno, moze jeszcze ten Palkowski, dobrze rokuje.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. Nie uwierzysz, ale… Ja w ogóle nie zauważyłem, że wysłałeś mi podpisy. Dorobiłem własne. I dziwnym zbiegiem okoliczności pierwsze dwa się pokryły. To znaczy w sumie nie takim dziwnym, bo to cytaty z filmu odpowiadające zdjęciom, ale i tak śmiesznie wyszło 🙂
      A trzeci podpis, jak widzę teraz, dałeś niecenzuralny 😀

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
          1. To jest mówione z takim wdziękiem, jak Grucha odezwał się do swojej ukochanej na jej prośbę o zamknięcie oczu 🙂

            To mi się podoba 0
            To mi się nie podoba 0
      1. Stop Cenzurze SithFroga! 😛 A tak na serio- sporo filmów w Polsce na przestrzeni dziejów było udanych. Myślę, że specjalizujemy się w komediach (duża masa udanych bardziej lub mniej, ale w większości naprawdę fajnych), trudnych dramatach społecznych czy też ostatnio w kryminalnej scenie. Natomiast nie ma praktycznie horrorów (chyba, że uzanmy za takowe produkcje pokroju Gulczasa…), kino biograficzne jest strasznie nierówne, zaś filmy historyczne lub stylizowane na epokę po okresie względnie dobrych (przynajmniej niektórych) filmów z PRL-u zostały wykastrowane przez „nową” falę artystów.
        Wiadomo, że lista z konieczności dość krótka, ale warto zawzmiankować jeszcze o Superprodukcji czy może Show, które choć obarczone pewnymi błędami, dają sporo radości.

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
  5. Każdy z wymienionych tutaj filmów zasługuje na miejsce w takim zestawieniu. Może poza „Pół serio”. To naprawdę dobry film, ale jednak było w naszej kinematografii wiele lepszych.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. Wiem i zgadzam się. Chciałem go chociaż na taką małą skalę wypromować i może ktoś obejrzy po przeczytaniu, warto znać.

      Gdybym to potraktował poważnie to bym osiwiał. Jak wybrać lepszy film mają Trzy Kolory obok Noża w wodzie, albo Kanału? Albo Popiół i diament! Albo Rejs i Hydrozagadka. No nie da się 🙂

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
  6. Czy w zmontowanym od nowa „Potopie” jest nowa muzyka? Pytam, bo ta w trailerze jest inna od tej oryginalnej. Ostatnio przypomniałem sobie dzieło Hoffmana w pierwotnej wersji i faktycznie broni się wciąż wszystkim poza okropną ale to naprawdę okropną muzyką.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. Jest ta sama co w starym filmie, ale brzmi lepiej. Czuć faktycznie ten powiew… kurczę, nawet nie lat 70., bo to była ścieżka dźwiękowa w stylu hollywoodzkich produkcji z lat 50., ale mimo wszystko jest lepiej niż w wersji, którą co roku puszczali w TV. Może coś tam skrócono, przearanżowano… nie wiem. Ale tak bardzo już nie razi.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
  7. Moja trójka

    'Potop’. Brawo DaeL! Genialny film. Pozostałe części Trylogii też uwielbiam.
    'Psy’. Oby były na któreś z jutrzejszych list.
    'Popiół i diament’ albo 'Kanał’. Prędzej 'Kanał’.

    Blisko listy 'Seksmisja’, 'Panny z Wilka’, 'Ziemia obiecana’, 'Śmierć prezydenta’, 'Przypadek’. Ale trzy jednak da się wybrać Sith.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
        1. Wiem, ale podtrzymuję. W sumie w 4 osoby wybraliśmy 12 filmów i każdy z nich moim zdaniem zasługuje na top 3. A w komentarzach wymienili inni następne 20-30 tytułów i też część z nich strach z top 3 usuwać 🙂

          To mi się podoba 0
          To mi się nie podoba 0
  8. Od wielu lat nie oglądam w ogóle nowych polskich produkcji, jednakże nie mogłabym powiedzieć, że nie ma w historii polskiego kina filmów świetnych i kultowych. Mimo, że nie oglądałam zbyt wielu polskich filmów stworzonych po 2000 roku, to jest całkiem sporo takich filmów, zazwyczaj dużo starszych do których chętnie wracam i praktycznie znam na pamięć.
    Zgadzam się w pełni z DaeLem co do Potopu, ale kocham też ekranizacje pozostałych dwóch części trylogii, a właściwie to chyba wszystkie ekranizacje powieści Sienkiewicza.
    Najśmieszniejszą polską komedią zawsze będą dla mnie CK Dezerterzy. Cytaty z Dezerterów weszły do mojego codziennego słownika i ilekroć bym nie oglądała tego filmu, płaczę ze śmiechu.
    Kolejną komedią (ale już całkiem inną) na mojej liście, jest Dzień Świra, który to ma raczej gorzki wydźwięk.
    O i jeszcze na koniec przekornie dodam, że całkiem przyjemnie oglądało mi się Wiedźmina ?. Oczywiście jestem w pełni świadoma jego błedów, ale i tak jest to wg mnie lepszy film od wielu współczesnych polskich filmów, które mnie tak do siebie zraziły, że od kilku lat nie obejrzałan żadnego.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. „O i jeszcze na koniec przekornie dodam, że całkiem przyjemnie oglądało mi się Wiedźmina ?. ”

      Czyli to Ty! 😉

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
  9. Czołówka polskich filmów – Kanał 1957, Pętla 1958, Baza ludzi umarłych 1958,
    Popiół i diament 1958, Pociąg 1959, Krzyżacy 1960, Matka Joanna od aniołów 1961, Nóż w wodzie 1962, Rękopis znaleziony w Saragossie 1965, Faraon 1966, Sami swoi 1967, Nie Lubię Poniedziałku 1971, Sanatorium pod klepsydrą 1973, Poszukiwany – poszukiwana 1973, Potop 1974, Ziemia obiecana 1975, Noce i dnie 1975, Człowiek z marmuru 1977, Amator 1979, Bez Znieczulenia 1978, Miś 1981, Przypadek 1981, Vabank 1981, Kobieta samotna 1981, Człowiek z żelaza 1981, Konopielka 1981, Znachor 1982, Przesłuchanie 1982, Seksmisja 1984, C.K.Dezerterzy 1985, Krotki film o zabijaniu 1988, Konsul 1989, Ucieczka z kina wolność 1990, Psy 1992, Jańcio Wodnik 1993, Kiler 1997, Dług 1999, Chłopaki nie płaczą 2000, Dzień świra 2002, Symetria 2003, Wesele 2004,
    Plac Zbawiciela 2006, Bogowie 2014, Wołyń 2016 itd. MÓJ TOP 12 czyli filmy, które oglądałem wiele razy : Popiół i diament 1958, Rękopis znaleziony w Saragossie 1965, Faraon 1966, Potop 1974, Ziemia obiecana 1975, Człowiek z marmuru 1977, Miś 1981, Przypadek 1981, Przesłuchanie 1982, Seksmisja 1984, Krotki film o zabijaniu 1988, Psy 1992. Z seriali polskich wysoko cenię Janosik, Alternatywy 4, Dekalog. Z nowych dość dobre są seriale Pitbull i Glina.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. Do listy seriali dorzuciłabym jeszcze Karierę Nikodema Dyzmy 1980. To co wyprawiają tam Wilhelmi&Pokora to przecież wyżyny kunsztu aktorskiego.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
  10. Piękne filmy, fajnie ze SithFrog przypomniał o „Pół serio” – kameralny film z naprawde mocnym warsztatem aktorskim i duzo madrzejszy, niz sie na pierwszy rzut oka wydaje.

    Potop zdecydowanie jest arcydzielem, glownie dzieki odpowiednio wysokim (wtedy) nakladom finansowym, ktore zagwarantowaly wybitną obsade i potrzebna tej historii epickosc, widowiskowosc.
    Sam film jest wiernym odwzorowaniem świetnej historii Sienkiewicza, wystarczylo tego nie zepsuc 🙂

    Mam nieco wiekszy sentyment do „Ziemi obiecanej” (chociaz nie lubie Reymonta), bo to jest chyba pierwszy z polskich klasykow, ktory swego czasu w jakies niedzielne popoludnie przykłuł mnie-nastolatka zafascynowanego Tolkienem – do ekranu i nie puścił do końca, mimo że miałem juz wychodzic z domu 🙂 jest w tym filmie smutna martyrologia, ale jeszcze taka niewinna, pozbawiona kontrastow – atmosfera ducha polskiego pod zaborami oddana perfekcyjnie.

    „Seksmisję” sam chcialem opisać, tutaj nie ma wątpliwości. Jeden z filmow, ktore zawsze wymienie na pierwszym miejscu w naszym kinie.

    nie sposob rozsadzic, ktory jest najlepszy. ale fakt, ze mielismy kino wybitne, zwlaszcza w latach 70-80. I naszla mnie taka refleksja, ze Oscara dostalismy za „Idę”, chyba najslabszy z polskich filmow, ktore kiedykolwiek mialy szanse na ta nagrode.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. „“Pół serio” – kameralny film z naprawde mocnym warsztatem aktorskim i duzo madrzejszy, niz sie na pierwszy rzut oka wydaje.”

      +milion!

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
  11. Wstyd przyznać ale nigdy nie widziałem „Faraona”. Ponoć znakomity.
    Widziałem za to „Rękopis…”, bodajże jedyny nasz film, którego kultowość ma charakter nie tylko lokalny (nie licząc popularności Seksmisji w dawnych demoludach).

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button