FilmyRecenzje Filmowe

The Endless (2017)

Najstarszym i najsilniejszym uczuciem odczuwanym przez ludzkość jest strach, a najstarszym i najsilniejszym rodzajem strachu jest strach przed Nieznanym.
—H. P. Lovecraft—

Powyższym cytatem rozpoczyna się film, o którym – idę w zakład – słyszeli w Polsce tylko najzagorzalsi miłośnicy kina alternatywnego i niskobudżetowego zarazem, ewentualnie stali bywalcy przeglądów filmowych organizowanych w Kinach Studyjnych, tudzież zafiksowani na punkcie Lovecrafta członkowie fandomu legendarnego pisarza.

I chociaż osobiście nie należę do żadnej z wymienionych grup (aczkolwiek najbliżej mi do fana Samotnika z Providence), to „The Endless” zaintrygował mnie kiedy tylko został mi przedstawiony przez jednego z przyjaciół (pozdrawiam!). Produkcja jest opisywana jako nurtująca, utrzymana w klimacie Przedwiecznych i zaskakująca zwrotami akcji opowieść grozy, która zyskała powszechne uznanie niemal wszystkich recenzujących krytyków. Grzechem byłoby nie sprawdzić, o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi i ile jest prawdy w dość powszechnym zachwycie nad najnowsza produkcją reżyseroaktora, Justina Bensona.

Na animację planszy tytułowej twórcy wydali chyba większość budżetu filmu. Opłaciło się, bo jest całkiem klimatyczna.

Nazwisko Bensona mogło się już komuś o uszy obić, bowiem jego „Spring” z 2014 roku – równie dziwaczny, co budżetowy romansohorror, zrobił jako-taką karierę wśród miłośników kina grozy. W najnowszej produkcji, w której przydzielił sobie jedną z głównych ról, twórca przenosi widza w rzeczywistość tyleż sugestywną, co niekoherentną, tak samo pasjonującą, co boleśnie niedopieszczoną. Niestety! – trzeba przyznać, bo jest w „The Endless” kilka rzeczy, które potrafią zapaść w pamięci.

Historia opowiada o dwóch braciach: Justinie (Benson) i Aaronie (Aaron Moorhead – ciekawa zbieżność z tymi imionami), którzy zasłynęli z opuszczenia samobójczej sekty. Czas i miejsce akcji nie są nigdy wyłożone na stół, więc zostawmy te didaskalia – starczy powiedzieć, że opowieść dzieje się gdzieś w Stanach Zjednoczonych, w okresie zbliżonym do współczesności. Justin i Aaron po wyrwaniu się z „pralni mózgów”, w której spędzili większość życia, mają kolosalne problemy z przystosowaniem się do reguł panujących w prawdziwym świecie. Brakuje im kasy na czynsz, dorabiają wykonując najpodlejsze prace i nie mają wielkiej nadziei na poprawę swojej egzystencji.

Bracia Smith – Justin (po lewej) i Aaron. Obaj bardzo się od siebie różnią, a największe problemy noszą we własnych głowach. Pomimo, że takie było założenie scenariusza, muszę otwarcie przyznać: protagoniści z nich żadni.

Relację pomiędzy braćmi są napięte, zwłaszcza młodszy Aaron ma do Justina ogromne pretensje o opuszczenie sekty. W małej, rodzinnej społeczności niezdarny brat czuł się bezpiecznie i przytulnie. Po kilku kłótniach oraz otrzymaniu dziwnie brzmiącej „kasety pożegnalnej” od jednej z członkiń niebezpiecznej społeczności, obaj bracia postanawiają odwiedzić starych znajomych. Justin zarzeka się, że tylko na jedną dobę, po Aaronie od razu widać, że będzie coś na miejscu kombinował.

Zawiązanie akcji „The Endless” przeprowadza bezboleśnie, chociaż z wyczuwalnym brakiem dramatyzmu. Widzimy snujących się po domu braci, obserwujemy ich „życiową niepełnosprawność”, ale ciężko odczuwać w tym momencie jakiekolwiek większe emocje związane z ich sytuacją. Zbyt mało o nich wiemy i – jako widzowie – niecierpliwie oczekujemy na coś konkretnego, jakiś mocniejszy akcent pozwalający popchnąć fabułę do przodu.

Aaron jest tak idealnie bezpłciowym i beznadziejnym przypadkiem nieudacznika, że aktorowi (też Aaron, Moorhead) należą się brawa za wykreowanie ideału nijakości. Zupełnie serio!

I faktycznie – po dotarciu na miejsce, w którym umościła się opuszczona przed laty sekta, zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Nie chcąc zdradzać szczegółów fabularnych, napiszę tylko, że – wzorem lovecraftowskiego sposobu narracji – prawda o tym miejscu i jego mieszkańcach deformuje się niczym w krzywym zwierciadle. Na ekranie obejrzymy kilka bardzo intrygujących postaci, wśród których na wzmiankę z pewnością zasługuje przywódca społeczności Hal (Tate Ellington). Wzorem standardów gatunkowych sprawia wrażenie dobrze zakamuflowanego psychopaty, jednak po kilku poważniejszych scenach dialogowych z jego udziałem okazuje się, że cala sytuacja jest nieco bardziej skomplikowana.

Miłośnicy „True Detective” poczują się jak w domu. Klimat jest bardzo podobny i równie intrygujący.

Na dużą pochwałę zasługuje również postać wściekłego Carla (James Jordan), którego wejście jest najmocniejszym i najbardziej chyba przerażającym momentem filmu. Każda scena z jego udziałem zapada w pamięci widza. Jeśli chodzi o odtwórców głównych ról, jest nieco gorzej – muszę przejechać się po enigmatycznym i po prostu drewnianym reżyserze, którego warsztat aktorski pozostawia wiele do życzenia. Sytuację poprawia Aaron Moorhead – wygląda bardzo pospolicie i kojarzy się z nieokreślonym „aktorem, którego już gdzieś widziałem”. Ale dzięki swojej aparycji i porządnej grze aktorskiej dobrze wpisuje się w postać zagubionego, zlęknionego życiowego przegrywa, który pragnie tylko wrócić na łono bezpiecznego matecznika.

Grę aktorską należy zatem ocenić na plus, podobnie jak scenariusz, jednak w tym przypadku im dalej w las, tym więcej polan… Czyli dziur, które chyba w założeniu miały zostać wypełnione przez lovercraftowskie „nieznane”. W praktyce dziury te odsłaniają nieco nieuczesany pomysł na „The Endless”. Istotnie, cała historia w pewnym momencie skręca ze ścieżki dołującego dramatu społecznego na drogę wytyczoną przez „Zew Cthulhu” i inne opowieści spod znaku Wielkich Przedwiecznych.

Ładne ujęcia i niepokojące posągi przywołujące na myśl przedwieczne bóstwa – szeroko rozumiana scenografia to jeden z największych atutów filmu.

Na pierwszy plan wskakują nieokiełznane wszechpotężne siły, których pochodzenie i motywacje pozostają nierozwiązaną zagadką. Ludzie borykają się z przerażającymi torturami duszy, w których miłował się sam Lovecraft – i za to własnie odwzorowanie specyficznego klimatu należą się reżyserowi wyrazy uznania. Film jest też bardzo sugestywnie nakręcony – stylistycznie przypomina znakomity pierwszy sezon „True Detective”, innym razem przenosi widza w oniryczną, westernową wizję współczesnej Ameryki, podobną nieco do „Hell of High Water” Davida Mackenzie z 2016 roku.

Niestety, specyficzny klimat i udanie zaprojektowane kadry nie są w stanie przykryć wspomnianych mankamentów samej historii, która w kilku miejscach nie trzyma się własnej, i tak już zawoalowanej logiki ekranowej. Wszystko to oczywiście ma służyć sprowadzeniu widza na manowce, bowiem już od początku widać, że będzie to historia nastawiona na zadawanie pytań, a nie podawanie odpowiedzi. Nie miałbym z tym problemu, gdyby twórcy – wzorem Lovecrafta właśnie – utrzymali w tym wszystkim pewną dyscyplinę i nie ujawniali np. zawartości kilku usilnie eksponowanych na ekranie pomieszczeń, ani też nie wizualizowali tak dobitnie Sił, którymi zdecydowali się wcześniej zaintrygować odbiorców.

Jeszcze jeden ładnie skomponowany kadr na zachętę.

W tej historii znacznie lepiej sprawdza się atmosfera niepewności, tym bardziej że sam scenariusz w końcowych scenach dosyć spodziewanie skręca w stronę dramatycznego, lecz jednocześnie banalnego melodramatu. To drugi, znaczący minus „The Endless”. Film kończy się zupełnie niepotrzebnym – w moim przekonaniu – zamknięciem, dołorzuconym po naprawdę niezłej scenie finałowej, która nie potrzebowała dodatkowych akordów.

Reasumując, Justin Benson zaintrygował mnie i zniechęcił do „The Endless” za jednym zamachem. Film posiada kilka bardzo mocnych stron: przede wszystkim w odważny sposób próbuje połączyć inspirowane Lovecraftem fantasmagorie z problemami współczesnego świata. Ta karkołomna idea ostatecznie kończy się fiaskiem, głównie ze względu na brak wyczucia w kwestii budowania (i rozładowywania) napięcia oraz dziurawy scenariusz, który niepotrzebnie niektóre tajemnice rozwiązuje, a inne pozostawia w sferze domysłów. Kłamstwem byłoby jednak powiedzieć, że „The Endless” nie pozostawia po sobie żadnego wrażenia – mnie zapadł w pamięci na tyle, że własnie wysmarowałem na jego temat ponad tysiąc słów. Mawiają, że jeżeli spadać, to z wysokiego konia – w przypadku Bensona porażka była według mnie nieunikniona, ale po pierwsze było naprawdę blisko; a po drugie, mam przeczucie, że reżyser dość szybko się podniesie.

Film zasługuję na zupełnie nieoddające jego siły 5/10, ale że jestem miłośnikiem prozy Lovecrafta, podnoszę tą bezsensowną ocenę oczko w górę. Dla fanów Samotnika z Providence – pozycja moim zdaniem obowiązkowa.

The Endless (2017)
  • Ocena Pquelima - 6/10
    6/10

 


Jakie filmy do recenzji we Wrześniu?

W związku z zauważalną potrzebą wyrażaną przez Was w komentarzach, proponuję kolejną ankietę dotyczącą filmów do recenzji. Tym razem pytam Was o cały nadchodzący miesiąc i zobowiązuje się, że przynajmniej zwycięzca głosowania zostanie przeze mnie zrecenzowany na FSGK.PL. Wybór jest następujący:

  • Gorączka” z 1995 roku, czyli absolutny klasyk kina sensacyjnego z Alem Pacino i Robertem De Niro, którego twórcą jest mistrz gatunku Michael Mann.
  • seria „Rocky” –  tutaj proponuję artykuł przekrojowy (być może w dwóch odcinkach) o jednym z moich ulubionych bohaterów w kinematografii, czyli o Włoskim Ogierze i jego wieloletniej wędrówce z dna na szczyt i z powrotem.
  • Krzysiu, gdzie jesteś?” czyli „Christopher Robin” w oryginale, disnejowska produkcja o Kubusiu Puchatku z Ewanem McGregorem i Markiem Forsterem za kamerą.
  • Człowiek, który zabił Don Kichote’a” – największy (podobno) projekt w karierze Terry’ego Gilliama, który w tym roku, po kilkunastu latach, doczekał się ostatecznej realizacji.
  • Paterno” – oparty na prawdziwej historii telewizyjny film z tego roku, w którym tytułową rolę – legendarnego trenera futbolu w college’u, który zostaje oskarżony o molestowanie swoich uczniów – koncertowo miał zagrać równie legendarny Al Pacino.
  • The Rider” – obsypany nagrodami (m.in. w Cannes) zeszłoroczny film utalentowanej reżyserki Chloé Zhao.  Opowiada o byłym kowboju, który po wypadku kończącym karierę próbuje się odnaleźć w trudnej rzeczywistości.

Ankieta będzie czynna do niedzieli 26 sierpnia. Każdy z Was może zagłosować na dwie pozycje i – uwaga – może to zrobić dwukrotnie.
Zapraszam do głosowania!

[yop_poll id=”141″]
To mi się podoba 0
To mi się nie podoba 0

Related Articles

Komentarzy: 28

    1. Uwierz, lub nie – oba teksty powstały w 100% oddzielnie, bez żadnego przepływu słownictwa między nimi 🙂

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
      1. Pq, za późno. Wydało się. Pora przyznać, że to ja siedzę ze słownikiem wyrazów obcych i Wam te wszystkie mądre słowa do tekstów dodaję. 😉
        W przyszłym tygodniu przechodzimy do następnego hasła – „kohorta”.

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
            1. cholera, to weź się zdecyduj w końcu z tymi poleceniami służbowymi. wychodzi na to, że sam maż problemy z koherencją.

              w przyszłym tygodniu w końcu co – kooptacja czy korelacje?

              To mi się podoba 0
              To mi się nie podoba 0
  1. Umieszczenie w ankiecie filmów starych obok nowych razi niekoherencją 🙂 To powinno być rozdzielone

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. może i powinno, ale ja po prostu podrzucam tytuły które chodzą mi po głowie. Sugerujesz, że mam niekoherentną głowę? 😛

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
  2. Moj glos na Rockyego, to jedna z moich ulubionych serii filmowych. Mam nadzieje, ze w zzestawieniu bylby uwzgledniony Creed?

    Endless brzmi ciekawie, moze obadam jakos w weekend. Recenzja jak zwykle na poziomie, koherentna 😛

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. Oczywiście, że Creed będzie w zestawieniu.
      Jeśli zdecyduje się na ranking filmów, to będzie całkiem wysoko.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
  3. Jeśli chodzi o miejsce akcji to na pewno nie są to Stany Zjednoczone. Obóz Arkadia jest na południowej półkuli- księżyc rośnie u nich od lewej a nie jak u nas, na północy, od prawej 🙂

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. a widzisz. w takim razie musi to być jakaś amerykańska kolonia or sth, bo wszyscy mówią w języku Szekspira, wyglądają zupełnie amerykańsko, a niektórzy nawet oglądają amerykańską telewizję 🙂

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
  4. Skonczyly mi sie glosy i chcialem shakowac glosowanie, ale strona nie przepuszcza glosowania przez vpn. Wyskakuje jakis blad 400 internal server error 🙁
    Ludzie, co Wy z tym don Kichotem?

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. Może długo czekali na recenzję przez ćwierćwiecze? 😀 Wpisuję się też w tematykę strony i poczucie humoru użytkowników. Rocky jest powszechnie znany, Krzysiu zdaję się bardzo grzecznym i sentymentalnym filmem, Gorączki nie kojarzę, a dwa pozostałe tytuły są chyba mało znane.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
  5. „Gorączki nie kojarzę”

    Nawet nie wiesz jak Ci zazdroszcze. I jestem szczerze zdziwiony, bo to dosc mloda produkcja. Koniecznie obejrzyj, to jeden z najlepszych filmow lat 90. Cos czuje, ze tym komentarzem zmobilizujesz Pq do przypomnienia o tym filmie.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  6. Są 3 opcje:)

    1. Australia (wiem, słabe).
    2. Stany Zjednoczone ale osoba odpowiedzialna za tworzenie kadrów z księżycami pochodzi z antypodów i zrobiła „po swojemu”- czyli w tej sytuacji błędnie.
    3. Babo, na niebie są 3 księżyce a ty się zastanawiasz w którą stronę rosną. Równie dobrze mogą być zrobione z sera.

    Myślę, że in-universe najbardziej pasuje nr 3: podstawową kwestią jest czym są dodatkowe księżyce. Jeśli dowiemy się jak i czemu się pojawiły to dowiemy się czemu tak się zachowują. Może są czymś w rodzaju lustrzanego odbicia? Niestety wiemy tylko że fajnie wyglądają na niebie a to trochę za mało żeby o czymkolwiek wnioskować.

    A ex-universe to pewnie nr 2;) i teraz widzowie tworzą Szalone Teorie:D

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  7. ” Babo, na niebie są 3 księżyce a ty się zastanawiasz w którą stronę rosną.”

    To mi się podoba najbardziej 😉

    Fabularnie obecność trzech księżyców jest w filmie wytłumaczona klasycznym botakiem w stylu lovecrafta, czyli Wielcy Przedwieczni, Tajemne Siły, Prastare Zło etc….

    Pytanie, czy sam jeden Księżyc (ten właściwy) i jego okresy są przemyślanym ficzerem, czy wynikają z niewiedzy twórców.
    Niestety, nie znalazłem informacji gdzie był film kręcony – być może była to Australia (ad.1), co mogłoby mieć sens również ze względów budżetowych.

    Co do universe – no faktycznie. Nie wiedziałem, że film łączy się z Resolution, którego też nie oglądałem 🙁

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  8. Coz… po obejrzeniu wlasciwie moge sie podpisac obiema lapami pod recenzja. Film ewidentnie ma cos w sobie, ale tez wyraznie nniedopracowany. Faktycznie troche sie oglada jakby rezzyser porwal sie na zbyt gleboka wode.
    Ale warto zobaczyc, bo to ciekawa rzecz.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button