Wielka polska poetka, autorka teksów i wokalistka, Alicja Janosz, śpiewała kiedyś mądrze:
Zbudziłam się nie było źle
Za oknem brzask
Śnieg, zaspana ulica
Tramwaju szum
Za ścianą śpiew
I jajecznica
Jajecznica. Pochylmy się na chwilę nad tym cudownym daniem. Rozbabrane jaja poddane krótkiej obróbce termicznej z dodatkami (lub bez) i przyprawami (lub bez) mają smak, który zna każdy. Który lubi niemal każdy. Wiecie co jest najlepsze w jajecznicy? Ciężką ją spartolić. Niestety Peyton Reed stwierdził, że podejmie wyzwanie.
Podobnie jest z Ant-manem. Charyzmatyczna obsada, niezły budżet i czujne oko marvelowskich decydentów sprawiają, że film o Człowieku-Mrówce niełatwo jest zrobić źle. To znaczy tak, żeby nie dało się tego oglądać. Pytanie tylko czy to wystarczy, żeby było dobrze? To nadal jajecznica. Smak znajomy i całkiem w porządku, ale stek czy kaczka w pomarańczach to to nie jest. I pewnie nigdy nie będzie.
Scott Lang kończy dwuletni areszt domowy za pomoc Kapitanowi „Capowi” Ameryce podczas „Wojny bohaterów”. Hank Pym i Hope van Dyne nie chcą go znać, bo naraził ich bezpieczeństwo i skazał na los ściganych przez prawo. Jednocześnie próbują we dwoje dostać się do sfery kwantowej, gdzie być może znajduje się Janet van Dyne (o której wiemy, że dla ratowania świata przed zagładą nuklearną zmniejszyła się do niewiarygodnych rozmiarów). Druga część przygód Ant-Mana opiera fabułę o poszukiwania matki/żony, a w intrygę wmieszają się jeszcze czarnorynkowi handlarze technologii, kumple Langa, FBI, a także pewien tajemniczy… duch.
Głównym problemem filmu jest scenariusz. Jak na opowieść o tak groteskowych super-bohaterach jest tu zdecydowanie za mało absurdu. Może jestem rozpieszczony przez dwie odsłony „Strażników Galaktyki” i „Thor: Ragnarok”, ale zdecydowanie zabrakło mi tu chociaż odrobiny szaleństwa. Pójścia w jakieś niekonwencjonalne rozwiązania, pojechania po bandzie, albo nawet i wypadnięcia poza nią. Kiedy widziałem w zwiastunie wielką mrówkę grającą na perkusji, myślałem sobie, że to jest to! Będzie abstrakcyjnie, będzie wesoło, będzie jazda bez trzymanki i… niestety, nic z tych rzeczy. Jest poprawnie i czasami zabawnie. Żadnych fajerwerków, żadnych wodotrysków, niczego, co by zapadło na dłużej w pamięć. Nawet z pierwszej – też niedoskonałej – części pamiętam do teraz, czy to eksperymenty Scotta ze strojem, czy scenę z Tomkiem Lokomotywą. Z sequela zapamiętam, w najlepszym razie, wciąż piękną i utalentowaną Michelle Pfeiffer.
Aktorzy są największym kapitałem Marvela. Wspomniana Pfeiffer akurat pojawia się (niestety) rzadko, ale Paul Rudd i Evangeline Lilly stanowią dobraną owadzią parę i świetnie uzupełniają się na ekranie. Między Hope i Scottem iskrzy, bywa romantycznie, drapieżnie, a czasem niezręcznie, ale ewidentnie chemia jest. Michael Douglas tradycyjnie na wysokim poziomie, a cały drugi plan, ze świetnym Michaelem Peñą na czele, dostarcza wielu powodów do śmiechu.
Dlatego smutno mi się robi kiedy oglądam jak rewelacyjny dobór castingowy pozostaje kompletnie niewykorzystany przez słaby, bezpieczny i zachowawczy scenariusz. O braku szaleństwa i fantazji już pisałem. Nie spodobało mi się też zepsucie tytułowej postaci męskiej. Scott Lang, zabawny włamywacz z jedynki, który mimo poczucia humoru był jednym z najlepszych w swoim fachu, w sequelu zamienia się w strzelającego sucharami nieudacznika. Każdy jego kolejny wybór jest głupszy i niesie jeszcze gorsze konsekwencje. Na jego tle Wasp czyli Evangeline Lilly błyszczy jako bohaterka niemal bez wad. Z westchnieniem dobrej i cierpliwej kobiety co chwilę naprawia błędy swojego kolegi. Nie lepiej jest z czarnymi charakterami. Z jednej strony do bólu stereotypowy mafiozo szukający łatwego zysku. Z drugiej – dziewczyna-duch z ciekawą przeszłością, ale cały wątek potraktowano po macoszemu i tak naprawdę nie wzbudził we mnie żadnych emocji. Nie wiem czy to było źródłem problemu, ale kiedy słyszę, iż w tworzenie scenariusza zaangażowanych jest aż pięć osób, to wiem, że to dobrze filmowi nie wróży…
Efekty i ilość scen akcji to taka średnia marvelowska. Nic nie razi w oczy, ale też nic nie zwala z nóg. Film cierpi na paskudną przypadłość: prawie wszystkie najlepsze najlepsze sceny i żarty można było zobaczyć w zwiastunach. Brakuje mi też szerszego kontekstu i wytłumaczenia pewnych kwestii. Nie chcę zdradzać detali, ale przynajmniej jeden bardzo ważny aspekt fabuły nie został wyjaśniony. Nie znam komiksów i bardzo mnie to po seansie uwiera. O ile jestem w stanie zrozumieć takie zabiegi przy „Infinity War” gdzie nie ma czasu na przesadną ekspozycję, o tyle od filmów poświęconych poszczególnym bohaterom oczekuję zwartej, koherentnej historii. Jeśli mają być tu jakiekolwiek niedomówienia, to najwyżej w scenie po napisach, z zapowiedzią sequela.
Ciężko mi z czystym sercem polecić „Ant-Man i Osa” jako pozycję obowiązkową na wielkim ekranie. Bilety do kina nie kosztują mało. Produkcja jest jak wspomniana na starcie jajecznica – daje radę jako zapełniacz wolnego czasu, ale jak macie do wyboru coś innego – szarpane jaja zawsze możecie ogarnąć w domu, za jakiś czas, z braku laku.
Ant-Man i Osa (2018)
-
Ocena SithFroga - 5/10
5/10
to teraz ankieta samoróbka:
co ma być nastepne w kolejce do recenzji?
a) opętanie(1981)
b) her(2013)
c) nieodwracalne(2002)
nie ma za co
Wolę:
d) El mariachi (1992)
e) Ocean’s Eleven (1960)
i w nawiązaniu do filmów o superbohaterach:
f) Watchmen (2009)
Obiecałem sobie że przy następnej recenzji filmu, będę prosił o ,,Waczmenów” – niestety, byłeś szybciej. Recenzja tego filmu jest rzeczą, którą BARDZO BYM CHCIAŁ zobaczyć na fsgk.pl
szkoda ze oprocz nas samych, nikogo to nie obchodzi co my chcemy xD
Obchodzi obchodzi. Ja chętnie ogarnę Watchmen, ale znów mnie zjedzą fani komiksu 😛
Jak nie dasz 10/10, to masz gwarantowany wjazd na chatę.
[spoiler]Nie obrażaj mnie, jakbym mógł, dałbym 11 😉 [/spoiler]
Dobra, pomyślimy 😉
„o tyle od filmów poświęconych poszczególnym bohaterom oczekuję zwartej, koherentnej historii”
Też na początku myślałem że jest błąd ale wujek Google wskazał że koherencja oznacza spójność.
no wlasnie tez cos mialem przeczucie ze to kolejne słowo, którego nikt nie używa w cywilizowanym świecie, ale na fsgk mozna doswiadczyc wszystkiego w tej dziedzinie xdd
Ubogi język,ubogi umysl
jak najbardziej. 90% spoleczenstwa jest uboga ;(
Tak jakoś wyszło z tym koherentnym. Dael stoi nad nami z kijem podczas pisania i krzyczy, że recenzje mają być lapidarne. To od niego znam takie słowa 😉
Tu się przedmówca myli gdyż implementarnie komplementarny suplement wertykalnie polatywny, zanurzany w uniwersum prakseologicznego pragmatyzmu retrospektywnego deterministycznie statyczny w ośrodku metodologii perceptualnej pasywnie jest adhezyjnie koherentny w stosunku do struktur mezomerycznych i się nie incydybuje w kategoriach absolutu na wespół z polatywnym determinizmem.
https://www.youtube.com/watch?v=LLpIMRowndg
https://sjp.pl/koherentny
Uczcie się ludzie, bo to nie zajmuje wiele czasu. Fsgk prezentuje jakiś sensowny poziom językowy i nie ma co narzekać, że nie równają w dół.
Ja tu tylko to zostawię ? http://zpopk.pl/ant-man-i-osa.html#axzz5OKhcCveR trochę mi bliższy punkt widzenia
Opinia dobra jak każda inna 😉 Mnie po prostu Ant-Man niespecjalnie bawił, a poza takim sobie humorem i obsadą z potencjałem, raczej niczego nie zapamiętam na dłużej.
P.S. Dziwnie się czyta recenzję kiedy autor(ka) odnosi się do siebie w trzeciej osobie, ale rozumiem, że taka konwencja.
P.P.S. Bez złośliwości i ironii – przydałaby się solidna korekta. Recenzja bardzo fajna, ale trochę razi elementarnymi błędami (odmiany czy interpunkcyjnymi).
Wiadomo, że każdy ma prawo do swojego zdania ? dlatego podrzuciłam linka dla fanów których Ant-man zachwycił tak jak mnie ? A co do przecinków, to jest to na blogu wyjaśnione w sekcji Gdzie się podziały przecinki ?
Dzięki za oświecenie. Teraz kumam. Zawsze (z uwagi na nazwę przypadłości) zakładałem, że „dysortografia” to tylko błędy ortograficzne, a nie problem ze wszystkimi zasadami pisania (interpunkcja, odmiana wyrazów). Przy okazji więc, jako zupełny ignorant w temacie, czegoś się nauczyłem 😉 Pozdrawiam!
Autorze recenzji, o jaką dziurę fabularną Ci chodzi?
[spoiler]Zabrakło mi pół zdania o tym jakim cudem Janet przeżyła w „quantum realm” te 30 lat. Powiedziała coś o adaptacji czy ewolucji, ale bez konkretów. A w komiksach tam był cały osobny świat. Wiem, że pewnie w trzeciej części to wyjaśnią, ale nie lubię takiego sposobu konstruowania historii.[/spoiler]
W zasadzie totalnie się nie zgadzam z tą recenzją i zawartymi w niej zarzutami. Dla mnie to najlepszy film Marvela i obejrzałem go z prawdziwą przyjemnością, choć szedłem na niego jak na ścięcie (zniesmaczony właśnie Strażnikami Galaktyki i Thorem, które to uważam za wybitnie ogłupiające i słabe).Dla Ciebie głównym problemem jest słaby scenariusz , a ja uważam że jest bardzo dobry, bo pozbawiony tych bezmyślnych „jazd po bandzie” i absurdów (choć parę rzeczy mogliby zrobić lepiej, nie będę spojlerował co). I sam pomysł by oprzeć fabułę na ratowaniu żony/matki zamiast kolejnego ratowania świata przed arcyłotrem (arcynuda) miło mnie zaskoczył. Nie chcę wchodzić z Tobą w polemikę, mamy prawdopodobnie inne wymagania i gusta. Nie chciałbym tylko żeby ktoś skreślił ten film na podstawie tej recenzji. Uważam że warto dać mu szansę. Moja ocena 9/10 (w kategorii filmów Marvela)
„sam pomysł by oprzeć fabułę na ratowaniu żony/matki zamiast kolejnego ratowania świata przed arcyłotrem”
Pomysł ok, ale ja mam problem z realizacją. Ratowanie matki to jakieś 5 minut, no, może 10. Reszta to uganianie się za „rzeczą”. Najpierw uganiają się za „czymś” do maszyny, a potem za laboratorium. Ta gonitwa – rodem z Benny Hilla, bo tak poważni są „złoczyńcy” – to 80% filmu.
A ja tak z innej beczki zapytam, bo widzę, że z Marvelem tutejsza społeczność jest raczej obeznana i być może zechce pomóc 🙂 Obejrzałam już prawie wszystkie filmy z trzech etapów, i zastanawiam się, czy warto po nadrobieniu zaległości obejrzeć też serial o Tarczy. Głównie chodzi mi o to, czy pojawia się tam coś nowego w kontekście filmowego uniwersum, dzięki czemu można inaczej spojrzeć na całość, czy można spokojnie odpuścić niewiele tracąc. Za dużo czasu straciłam na seriale, do których się przywiązałam, choć stawały się coraz słabsze, więc wolę zasięgnąć opinii osób mających seans za sobą.
Ja odbiłem się od Tarczy bardzo szybko. Może ktoś inny wytrzymał dłużej. Słyszałem, że drugi sezon jest całkiem ok, ale szkoda mi czasu na przekonanie się. Więc na moje: można spokojnie odpuścić niewiele tracąc.
Antman i Osa jest lepszy niż Avengers- wojna bez granic. To mój wniosek. Poniżej kilka pkt udowadniających tę kontrowersyjną- jak mi się zdaję- tezę.
1. Avengers to wyliczanka wątków. Antman 2 to jeden konkretnie poprowadzony wątek.
2. W Av każda postać dostała kilka minut. W Antman 2 nawet postać z 3 planu ma swój sens i swój klimat.
3. Walka o rodzinę ma więcej sensu niż ratowanie wszechświata.
4. Motywacje Avy mają więcej sensu od gadaniny Thanosa.
5. Hank jest wrażliwszy niż Stark.
6. Scena zabawy z córką jest nie do pobicia.
7. Kombinacje z wzrostem są świetne.
Avengersi biegną po scenach i motywach. Antman and The Wasp daje im wybrzmieć. To pierwsze to clip atrakcji To drugie to pełnoprawny film.
Avengers- wojna bez granic- 6/10.
Antman i Osa- 8/10.