Za każdym razem obiecuję sobie, że nie będę już komentował polskiej szkoły tłumaczeń tytułów filmowych, ale po prostu czasem nie mogę się powstrzymać. Widzę takiego „Agenta i pół” na ekranie i moja powieka zaczyna drgać w nerwowym tiku. Czoło się marszczy, mózg gotuje, a z uszu zaczyna sączyć się krew. Chyba trzeba zrobić jakąś wielką akcję w stylu „Po każdym takim twórczym tłumaczeniu na świecie ginie jedna panda”. Nie widzę innego sposobu, by walczyć ze zjawiskiem „twórczych” tłumaczeń. Ale dość o tym.
Lubię Dwayne’a Johnsona. Gość przyszedł z wrestlingu i zamieszał w kinie akcji. Ma dystans do siebie i charyzmy tyle, że mógłby ję eksportować. Okazuje się jednak, że i The Rock d…, gdy w scenariuszu kupa. Tym razem aktor wciela się w agenta CIA Boba Stone’a, który ma ważne zadanie do wykonania, ale jednocześnie musi się zmierzyć z demonami przeszłości. Dokładniej z traumą zafundowaną mu przez kilku buraków w liceum. Pomaga mu w tym zupełnie niechcący najpopularniejszy i najzdolniejszy uczeń z tego samego rocznika, czyli grany przez Kevina Harta księgowy, Calvin Joyner.
Nie będę owijał w bawełnę. Przez cały seans siedziałem raczej znudzony niż rozbawiony. Powinni byli przetłumaczyć tytuł jako „Żart i pół”, bo tyle tu jest śmiechu mniej więcej. Kilka razy lekko drgnął mi kącik ust i to by było na tyle. The Rock dwoi się i troi, ale to wszystko na nic. Komedia miała się opierać na kontraście między głównymi bohaterami, ale postać Harta jest zwyczajnie irytująca, a nie zabawna. Coś tu mocno nie wyszło. Nie wiem jaki był zamysł autorów, wiem natomiast, że przy okazji próbują sprzedać widzowi kilka banalnych prawd o życiu. Wiecie, prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, zastanówmy się nad swoim życiem, określmy co jest najważniejsze, nie poddawajmy się i inne takie mądrości. Podane i opakowane tak subtelnie, że dwa razy sprawdzałem, czy scenariusza nie napisał czasem Paolo Coelho. Żenada.
Na domiar złego dopiero co widziałem, może nie wybitnego, ale bardzo przyzwoitego „Bodyguarda Zawodowca” i przy „Central Intelligence” to jest film godzien przynajmniej nominacji do Oscara. Szkoda czasu na oglądanie, jest milion lepszych rzeczy w tym gatunku, od „21/22 Jump Street”, przez „Nice Guys” i „2 guns”, po klasyki w stylu „Zabójczej Broni”. Odświeżenie każdego z nich jest sensowniejsze niż poświęcenie czasu tej produkcji. Nie jest to co prawda tak zły film, jak recenzowany przeze mnie swego czasu „Baywatch„, ale szczerze mówiąc, naprawdę ciężko jest uznać to za zaletę.
-
Ocena SithFroga - 4/10
4/10
Gdyby ktoś był ciekaw jak brzmi oryginalny tytuł tego filmu, to już śpieszę z informacją. Central Intelligence.
Mnie w tym temacie już nic nie zdziwi. Nawet najnowsze wykwity typu „Avengers: Wojna bez granic”…
Szkoda tracić czas… a na pisanie o tym czasu nie szkoda? 🙂
Szkoda, ale mam poczucie misji. Straciłem prawie 2h na tę kupę. Może jak napiszę tekst to uchronię przed marnotrawstwem innych 😉
Są ciekawsze tytuły do zrecenzowania. Tu sam plakat i tytuł sugeruje durnotę i jest recenzją sam w sobie. Polecam Assasin’s creed, skoro już chcesz bronić braci w pasji przed marnotrawstwem.