Wywodzą się z zatopionego kontynentu Mu. Władali ziemiami ciągnącymi się od Renu na zachodzie po Ural na wschodzie. Swe północne granice opierali o Skagerrak i Zatokę Fińską, na południu zaś dotarli do Dunaju i Kaukazu. Swoje państwo zaczęli budować przed Rzymianami, Grekami czy Hetytami. Pisano o nich w Starym Testamencie. Lękał się ich Aleksander Macedoński, a buńczuczny Juliusz Cezar musiał przełknąć gorzką pigułkę, gdy wraz z Partami rozbili jego pięć legionów. Wypowiadając słowa „Allah akbar” oddają im hołd muzułmanie. W całej historii ludzkości tylko Egipcjanom i Chińczykom udało się stworzyć porównywalne cywilizacje. A to też nie do końca, bo bohaterowie naszego dzisiejszego tekstu jednak pod wieloma względami nad tymi nacjami górowali.
O kim mowa? Oczywiście o Polakach.
A przynajmniej tak wynika z opublikowanej w 2015 roku książki Janusza Bieszka pt. Słowiańscy królowie Lechii. Polska starożytna. Autor postuluje w niej, iż historia polskiej państwowości (i jakiejś wczesnej formy naszego narodu) sięga roku 1800 p.n.e., kiedy to naszemu państwu dał początek król o imieniu Sarmata (nie wiedzieć czemu nazwany tak, jak lud irański, który do Europy przybył bodaj 1400 lat później). W ciągu kolejnych stuleci nasi przodkowie, Lechici, w niezwykły sposób rozszerzyli swą domenę, podbijając okoliczne ludy i odciskając ogromne piętno na historii. I po dziś dzień władalibyśmy tym imperium, gdyby nie pewien wyjątkowo niemądry władca imieniem Mieszko, który nie dość, że odrzucił słowiańskich bogów przyjmując nową wiarę, to jeszcze na dodatek zrezygnował z korony królewskiej. Skądinąd był to niebywały precedens – wszyscy przyjmujący chrzest władcy podnosili swój status, a nasz Mieszko – wręcz przeciwnie.
Cóż, powiedzieć, że się ta hipoteza kłóci z ustaleniami historyków, to trochę tak, jakby stwierdzić, iż teoria płaskiej Ziemi nie do końca pokrywa się z obserwacjami NASA. Mamy tu bowiem do czynienia z głębokimi odmętami szaleństwa. Co ciekawe – opublikowanymi w formie książki i to w stosunkowo poważnym wydawnictwie. Jest to pewne novum, bo do tej pory podobne rzeczy można było przeczytać tylko na stronach przygotowanych we Frontpage’u 97, w których tekst umieszczony był na tle z animowanych gifów.
Widzę zresztą pewne podobieństwo do wspomnianej wcześniej teorii płaskiej Ziemi. Tak w jednym, jak i w drugim wypadku, mamy do czynienia z twierdzeniami absurdalnymi, które bywają czasem rozpowszechniane dla zgrywy przez całkiem inteligentnych ludzi. Ale nawet świadomość, że 3/4 orędowników istnienia Imperium Lechitów robi sobie najzwyczajniej w świecie jaja, nie zmienia faktu, że pozostawiona bez odpowiedzi, teoria ta jest szkodliwa.
Zaznaczam, że nie będę się wdawał w takie kwestie, jak to, kto powinien być spadkobiercą hipotetycznego Imperium. Tylko Polacy, a może wszyscy Słowianie, których przodkowie zamieszkiwali to państwo? Cała kwestia powstawania narodów jest przedmiotem ciągłych sporów pomiędzy historykami. Jedni twierdzą, że nasz naród powstał w chwili zjednoczenia Polan i Wiślan, inni mówią o chrzcie, jeszcze inni o XIV albo XIX wieku. Ja mam akurat w tej kwestii swoje zdanie, uważam, że Polacy jako naród powstali w okresie rozbicia dzielnicowego. Soczewica, koło, miele, młyn.
Ale tak jak pisałem – nie będę tej kwestii nawet rozważał. Chciałbym natomiast skupić się na kwestii podstawowej. Skąd się to całe imperium wzięło?
Wincenty Kadłubek
Nie można powiedzieć, że zwolennicy Imperium Lechitów zupełnie lekceważą źródła historyczne. Owszem, znajdziemy w książce pana Bieszka (oraz internetowych memach) całą masę historyjek wyssanych z palca, ale liczne elementy teorii mają zakotwiczenie w tekstach historycznych. Problem polega na tym, że źródła te to historyczne fantasy. Tak jak Kronika Polski Wincentego Kadłubka.
Zanim mnie tak całkiem zgromicie, to pozwólcie, że wyjaśnię w czym rzecz. Otóż nie chcę negować znaczenia kroniki mistrza Wincentego jako źródła historycznego. W końcu jej druga księga to nic innego jak nieco przerobiona kronika Galla Anonima. Bardzo rzetelną i spisywaną z ogromnym pietyzmem kroniką historyczną jest też część trzecia. Część czwarta trąci niestety dość mocno publicystyką polityczną i słodzi ponad wszelką miarę Kazimierzowi Sprawiedliwemu, ale też ma ogromną wartość.
Problem dotyczy księgi pierwszej. Tej, w której mistrz Wincenty pisze o dziejach pradawnych. O królowej, która odesłała domagających się trybutu posłów Aleksandra Macedońskiego z kwitkiem. O księżniczce Wandzie, co nie chciała Niemca. O założeniu Krakowa. O Popielu (Pompiliuszu). No i… khem… o smoku wawelskim.
Umówmy się, że wiarygodność tego źródła jest bardzo umiarkowana. Ale oddajmy też sprawiedliwość Bieszkowi. Nie jest to jego jedyne źródło.
Kronika Prokosza
Drugie, znacznie pełniejsze i istotniejsze źródło „historyczne” stanowiące fundament teorii o istnieniu Imperium Lechitów to tzw. Kronika Prokosza, tekst rzekomo pochodzący z X wieku. Kronika opowiada o dziejach pradawnego królestwa Lechii, wraz z jego pierwszymi władcami – Sarmatą i Lechem. Po raz pierwszy ukazała się drukiem w wieku XIX. Choć oczywiście jest starsza. Rzecz w tym, że starsza nie o dziewięćset, a najwyżej kilkadziesiąt lat. Jej autorem był żyjący w XVIII wieku fałszerz rodowodów Przybysław Dyamentowski.
Tu słowo komentarza na temat sfałszowanych rodowodów. Otóż dorabianie sobie nieistniejących przodków było wśród szlachty zjawiskiem nagminnym, szczególnie w XVIII i XIX wieku. Czasem wynikało to ze względów czysto prestiżowych (przyjemnie tak dociągnąć swój rodowód do Juliusza Cezara), czasem zaś z wymogów prawnych. Otóż władze zaborcze zmuszały polską i litewską szlachtę do dowiedzenia swojego szlachectwa. A że zazwyczaj nie tylko na zaścianku, ale i w majętniejszych dworach stosownych dokumentów nie było (a i księgi parafialne mogły się spalić od nobilitacji z 10 razy), toteż trzeba było improwizować. Zatrudnić fałszerza z wyobraźnią, ewentualnie dać w łapę rosyjskiemu urzędnikowi. No, a jak już zaczęto fałszować, to z fantazją.
I tak żeby nie być gołosłownym, to wspomnę, że rodzina mojej mamy (drobna szlachta litewska) wywodzi się – przynajmniej według oficjalnych dokumentów – od samego wielkiego księcia Kiejstuta Giedyminowicza. A konkretnie od jednego z jego synów, o którym – dziwnym trafem – milczą wszystkie źródła historyczne. Zupełnie jakby syn ten nigdy nie istniał…
Wspominam o tym, aby podkreślić, że fałszowanie rodowodów było naprawdę sporych rozmiarów przemysłem. A Przybysław Dyamentowski znalazł na swój interes wyjątkowo sprytny patent. Rodowody opierał na stworzonych przez siebie fikcyjnych źródłach historycznych. Kronika Prokosza była jednym z nich.
Zresztą o tym, że Kronika Prokosza jest fałszerstwem wiedziano doskonale już w XIX wieku. Oryginał kroniki odnalazł Joachim Lelewel. I zgodnie z przypuszczeniami nie był on średniowiecznym manuskryptem, ale rękopisem sporządzonym w roku 1764. Z rodów, które właśnie z tej fałszywki wywodziły swą genealogię, często żartowano. Zachował się m.in. fragment korespondencji pomiędzy generałem Franciszkiem Morawskim (ministrem wojny w czasie powstania listopadowego) a Wincentym Krasińskim, w którym ten pierwszy tak oto sobie szydzi:
Próżne wysilenie, ród Jaxów daleko starszy zostanie w dziejach. Powiedz mu
że na samo wspomnienie Pan Inspektor Płocki
Występuje do rymu nie tylko Paprocki
Ale wszystkie Prokosze i cały wiek gocki
A zaś na imię Pan Korwin Krasiński
Ledwie Burmistrz Piński.
Nasi odwieczni wrogowie – Atlantydzi
Żeby było śmieszniej, fałszywki i legendy to tylko punkt wyjściowy opowiadanej przez Janusza Bieszka historii. W pewnym momencie popuszcza on wodze fantazji, tudzież robi użytek z umiejętności kojarzenia niemających ze sobą nic wspólnego faktów. I wychodzą z tego tezy iście pythonowskie.
Dowiadujemy się na przykład, że o Imperium Lechitów mowa jest w Starym Testamencie. I to w kilku fragmentach, z których pozwolę sobie jeden przytoczyć.
Wybrali się następnie Filistyni, aby rozbić obóz w Judzie, najazdy zaś swoje rozciągnęli aż do Lechi. Rzekli wtenczas do nich mieszkańcy Judy: «Dlaczego wystąpiliście przeciwko nam?» «Przyszliśmy pojmać Samsona – odpowiedzieli – aby mu odpłacić za to, co nam uczynił». Trzy tysiące mieszkańców Judy udało się wówczas do Samsona na szczyt góry skalistej w Etam ze słowami: «Czy nie wiesz, że Filistyni zawładnęli nami? Cóżeś nam uczynił?» Odpowiedział im: «Uczyniłem im to samo, co oni mnie uczynili». «Przy szliśmy cię związać – rzekli do niego – i oddać w ręce Filistynów». Odparł na to Samson: «Przyrzeknijcie mi, że sami nie targniecie się na mnie». «Nie! – odrzekli – zwiążemy cię tylko i oddamy w ich ręce, ale cię nie zabijemy». Związali go więc dwoma nowymi powrozami i sprowadzili ze skały. Gdy tak znalazł się w Lechi, Filistyni krzycząc w triumfie wyszli naprzeciw niego, ale jego opanował duch Pana, i powrozy, którymi był związany w ramionach, stały się tak słabe jak lniane włókna spalone ogniem, a więzy poczęły pękać na jego rękach. Znalazłszy więc szczękę oślą jeszcze świeżą, wyciągnął po nią rękę, uchwycił i zabił nią tysiąc mężów. Rzekł wówczas Samson:
«Szczęką oślą ich rozgromiłem.
Szczęką oślą zabiłem ich tysiąc»
Gdy przestał mówić, odrzucił szczękę i nazwał to miejsce Ramat-Lechi. Następnie odczuł wielkie pragnienie i zwrócił się do Pana modląc się: «To Ty dokonałeś wielkiego ocalenia ręką swego sługi, a oto teraz albo przyjdzie mi umrzeć z pragnienia, albo wpaść w ręce nieobrzezanych». Wtenczas Bóg rozwarł szczelinę, która jest w Lechi, tak że wyszła z niej woda. [Samson] napił się jej i wróciły mu siły i ożył. Oto dlaczego nazwano to źródło En-Hakkore. Istnieje ono w Lechi do dnia dzisiejszego.
—Biblia Tysiąclecia, Księga Sędziów 15, 9-19—
Ostateczny dowód na istnienia antycznego państwa Polaków, tak wielkiego, że aż graniczącego z ziemiami Filistynów? A może po prostu nazwa lokalnego miasta i wzgórza? Co więcej nazwa, której etymologia jest w samym tekście wyjaśniona („lechi” to po hebrajsku „szczęka”, a miasto powstało w miejscu, w którym Samson zatłukł Filistynów oślą szczęką).
Niestety, zwolennicy Imperium Lechitów podobne argumenty podnoszą również w innych miejscach. Widzą więc coś bardzo podejrzanego w podobieństwie słów „Lach” i „Allah”, konstatując, że wypowiadany przez muzułmanów zwrot „Allah akbar” to nic innego jak stwierdzenie, że „Lach jest wielki”. A i hebrajski Jahwe brzmi zadziwiająco podobnie do słowa Lach…
Ale i tak wszystko to blaknie w momencie, gdy Bieszk i jego zwolennicy rozpracowują polską prehistorię. W końcu czasy króla Sarmaty to ledwie wstęp. W Słowiańskich królach Lechii prehistoria jest potraktowana dość pobieżnie, ale temat znajduje rozwinięcie w innych tekstach pisarza. Dowiadujemy się więc, że prasłowianie, czyli Ariowie, ocaleli po zatonięciu legendarnego kontynentu Mu i założyli Imperium Gobi. Działo się to 70 tysięcy lat temu, gdy Himalaje były jeszcze równiną. Dlaczego więc nasi przodkowie musieli opuścić swoje imperium? Przez konflikt z mieszkańcami Atlantydy.
Wszyscy jesteśmy Dunedainami…
Mam poczucie, że dotykam tu tylko wierzchołka góry lodowej. Wiele można byłoby napisać na temat sposobu, w jaki zwolennicy Imperium Lechitów dochodzili do swoich konkluzji. W końcu do badań genetycznych podchodzą oni z równym zrozumieniem tematu jak do starych legend i mitów. I tak na przykład Bieszk interpretuje zasięg niezwykle często występującej wśród Polaków haplogrupy R1a1 (serii alleli genów położonych w konkretnym miejscu w chromosomie) jako zasięg historycznych granic Lechitów. Idąc dokładnie tym samym tokiem myślenia należałoby stwierdzić, że haplogrupa R1b dowodzi faktu, iż Irlandczycy podbili całą Eurazję, docierając aż do Alaski i Afryki równikowej.
Urokliwe jest też tłumaczenie dlaczego tak potężne, istniejące przez tysiąclecia państwo, nie pozostawiło żadnych śladów czy artefaktów. Gdzie miasta? Gdzie wyroby rzemiosła? Gdzie ślady prawodawstwa? Ba, gdzie ślady jakichkolwiek tekstów pisanych? Można jednak ten problem rozwiązać na trzy sposoby. Po pierwsze – twierdząc, iż ślady gigantycznego imperium były sukcesywnie niszczone przez Kościół katolicki. Po drugie – twierdząc, że każdy celtycki garnek, jaki się w Europie znajdzie, musi być tak naprawdę garnkiem lechickim. I wreszcie po trzecie – bajdurząc na temat skarbców i ukrytych artefaktów, które spoczywają gdzieś w ogromnych komorach wydrążonych pod Ślężą albo Łysą Górą.
A strzeże ich pewnie Smaug Wawelski.
Imperium Lechitów to nie jedyny przykład absurdalnego rewizjonizmu historycznego ostatnich lat. W społeczności Afroamerykanów niezwykle popularne jest przekonanie, że zarówno starożytni Egipcjanie (łącznie z Greczynką Kleopatrą), jak i Kartagińczycy, byli czarnoskórzy. W końcu nie da się ukryć, że zmumifikowane zwłoki mają kolor ciemnobrązowy. Ba, rośnie liczba zwolenników tezy, że czarnoskóre były także plemiona Izraela, starożytni Grecy czy Rzymianie. Smutne jest tylko, że tego rodzaju bzdury przenikają do kultury masowej, nie napotykając na żaden odpór ze strony świata nauki.
Ale o ile jestem w stanie zrozumieć desperację potomków niewolników, którym odebrano własną tożsamości i którzy próbują odzyskać dumę (niestety kradnąc cudzą historię), o tyle doprawdy nie jestem w stanie pojąć, skąd bierze się nasz polski fenomen wiary w super-Lechitów. Owszem, nie wiemy prawie niczego na temat naszej starożytności, ale nie różnimy się tutaj niczym od ludów skandynawskich czy też naszych bratanków, Węgrów. Mamy za to ponad tysiąc lat bogatej historii, w której były czasy tak wielkości, jak i małości. Historii, która powinna być dla nas inspiracją i natchnieniem. Historii, która wytworzyła fantastyczne postaci z krwi i kości, o wiele ciekawsze od króla Sarmaty. Opowiadając bzdury na temat mitycznego królestwa deprecjonujemy całą tę tradycję, na dodatek niesłusznie mieszają z błotem tak wspaniałych władców jak Mieszko I.
Chciałbym na koniec napisać coś mądrego na temat wagi poprawnej metodologii w badaniach historycznych albo podkreślić znaczenie sceptycyzmu naukowego. Może powinienem przestrzec Was przed popularnymi błędami poznawczymi, takimi jak efekt potwierdzania albo efekt nadrzędności przekonań. Korci mnie, żeby napisać o tym, iż istnieją prawdziwe źródła dumy narodowej, że nie musimy się wstydzić przeszłości i nie powinniśmy tworzyć mitologii bardziej pokręconej niż ariozoficzne bajania nazistów.
Ale wiecie co? Chyba sam napiszę książkę o tym, że wywodzimy się od Valyrian. Może jakieś wydawnictwo podchwyci.
Spragnieni większej ilości demaskujących tekstów? Zapoznajcie się z cyklem „Demaskuj z DaeLem”.
Wreszcie! Nie wiesz nawet jak długo czekałem na ten tekst.
Czasami wydaje mi się, że cała ta teoria to jeden wielki trolling, ale potem patrze jacy debile ją propagują i uświadamiam sobie, że oni nawet nie wiedzą czym to jest i że naprawde w to wierzą.
Też nie mogłem się doczekać. Poziom absurdu bliski płaskoziemcom. Czekamy na więcej!
Cieszę się, że Ci się podobało. Ale mam w zanadrzu jeszcze kilka podobnie absurdalnych tematów 🙂
To jest doprawdy niesamowite, że znajdą się ludzie, którzy wierzą w każdą spiskową teorię. Parafrazując ruch antyszczepionkowy, dla nich liczy się informacja, a nie źródło z którego pochodzi.
Owszem. Ale niektórych antyszczepionkowców można zrozumieć w kontekście różnego rodzaju traum i lęków, jakie przeżywają rodzice. Natomiast takie opowieści pseudohistoryczne, to już jest odjazd powodowany czystą głupotą.
Świetny tekst, chociaż największe wrażenie robi na mnie to, że DaeL musiał te wszystkie bzdury najpierw samemu przyswoić i się od tego nie przekręcić 😉
Szczere pisząc dla mnie te fantasmagorie są niegroźne i skoro znajdują sobie czytelników i wyznawców to czemu nie. Podobnie jak np. historie o UFO czy bogach z kosmosu jest to tak odległe od głównego nurtu, że zwyczajnie niegroźne przez swoją absurdalność. O wiele bardziej denerwują mnie autorzy, którzy karmiąc się narodowymj kompleksami piszą w sposób, który faktycznie może zniekształcać wyobrażenie o naszej przeszłości, używając określenia „imperium” np. w odniesieniu do XVI-wiecznej RON.
Drobna uwaga – Kleopatra na pewno nie była Murzynką ale jeśli prześledzić jej rodowód to klasyczną Greczynką także nie 🙂
Po riserczu do kilku następnych tekstów mógłbym jak Rutger Hauer stanąć w deszczu i wydeklamować, że widziałem rzeczy, o których nie macie pojęcia. Na serio, dotknęliśmy póki co tylko wierzchołka góry lodowej. Są tematy, do których wprost nie wiem jak się zabrać. Bo np. o odlotach zwolenników płaskiej Ziemi, to można by kilka książek napisać.
A co do Kleopatry… No tak, to znaczy Ptolomeusz I Soter był oczywiście nie tyle Grekiem co Macedończykiem, ale umówmy się, że to różnica bardzo drobna. No, a przez prawie 300 lat sprawowania władzy Ptolomeusze większość małżeństw zwierali albo wewnątrz rodziny, albo z innymi potomkami macedońskich generałów, którzy władali światem helleńskim. Więc może to nie była taka stuprocentowa Greczynka, ale wiadomo o co chodzi 😉
Voo – to jest niegroźne dopóki ktoś nie postanowi zrobić z tego narzędzia politycznego, jak taki jeden w ząbek czesany co dowodził, że jedni są lepsi od innych 🙂
„Turbosłowianizm” to nic innego jak polska wersja rosyjskiej narracji o „Euroazji”, „Wielkiej Tartarii” czy innych pierdół, mających politycznie usprawiedliwić potrzebę „zjednoczenia Słowian”. Ale graficzki ładne.
Tak jest, wszystko to posypane jeszcze „rodzimowierstwem”.
W dodatku cały panslawizm i rodzimowierstwo to sztuczne rosyjskie twory, powstałe w XIX wieku w celu umocnienia ruskiego imperializmu i zapewnienia uległości podbitych ludów słowiańskich… Turbosłowian można więc nazwać pożytecznymi idiotami Putina.
Doczekałem się 😉
Nie jestem w stanie zrozumieć tego fenomenu turbosłowianozmu. Znam kilku ludzi i to nie najgłupszych, którzy w te brednie wierzą, a przynajmniej sporą ich część.
Polecam przeczytać Kosmiczne Cywilizacje wyżej wspomnianego autora xD
No i na końcu chyba mój ulubiony film obrazujący zmianę granic i genezę wielu miast zachodniej Europy 😉
https://m.youtube.com/watch?t=41s&v=gaN1B7vkFOk
Po lekturze „Królów Lechii” to mam raczej średnią ochotę na dalsze sięganie po dzieła tego autora. Niby się trochę uśmiałem, ale jednak czuję, że parę punktów IQ mi bezprowrotnie ubyło 🙂
Aż zrobiłęm risercz o tym hebrajskim/arabskim 🙂
Tj po hebrajsku faktycznie לסת to 'szczęka’ z tym, że nie brzmi (przynajmniej wg. mnie) jakoś mega podobnie do slowa 'Lechi’, poza może tym, że zaczyna się na 'L’ (to się czyta /Lisit/, z tego co sie doszukałem). Co do arabskiego i Allaha to faktycznie by pasowało bo w końcu Allah to nic innego jak Al Lah czyli 'bóg’ tak samo jak „The God” (’Al’ jest rodzajnikiem). Ale już hebrajskie Jahwe to chyba nic wspomnego nie ma 🙂 Hebrajskim odpowiednikiem 'Allah’a jest 'Elohim’ (אֱלֹהִים) uzywane zamiast imienia panskiego zeby uniknac grzechu (nie wymieniaj imienia pana boga nadaremno). Slowo to oznacza trojce bo to liczba mnoga. I tu ciekawostka – to jest liczba mnoga męska. Czyli teoria o tym, że Bóg jest kobietą niestety niet 😉
slaby ten research – moge polecic profesora Pilarczyka 😉
a gdzie jest twoj risercz, cfaniaku? 😉
http://www.obrazki.jeja.pl/364198,czas-zejsc-na-ziemie-kochani.html
Acha, czyli Lechici w ogóle nie istnieli? Hmm… ten mem jest tak idiotyczny jak nick gościa wyżej
Ha, świetny pomysł, by się rozprawić i z tym tematem.
Szczerze – jestem naprawdę oburzony, że taka książka (i wszystkie opierające się na nędznych/żadnych źródłach, ale lansujących konkretną propagandową teorię) powstała. Że znalazło się wydawnictwo, które nie bacząc na jej szkodliwą zawartość, postanowiło ją wydać. Że w znanych, masowych punktach sprzedaży można kupić ten (i wszystkie temu podobne) syf (tu pzepraszam za mocne słowa). Książka drukowana zawsze kojarzyła mi się z wiedzą. Z medium, któremu można zaufać, tylko dlatego, że to KSIĄŻKA. Że skoro to poszło do druku i sprzedaży, skoro jest w okładce z wypisanym autorem (najczęściej szanowanym), to już coś znaczy. Szkoda, że to myślenie okazuje się, jak widać, naiwne i tego typu publikacja sprawia, że nie można ufać prawie „w ciemno” temu, co jest na półce w księgarni (oczywiście nigdy nie wolno ufać całkiem, tak jak pisze DaeL, trzeba mieć tzw sceptycyzm naukowy, ale mam nadzieję, że rozumiecie mój przekaz). Zawsze jakość wiedzy zawarta w książkach odróżniała ją od gazet, czasopism czy stron internetowych, a przez czyjąś chciwość (wydawcy) takie coś zasiada na półkach sklepowych obok naukowych wydawnictw, w dziale „historia” zamiast „fantastyka”. A ludzie kupują i wierzą. I machina się nakręca.
W księgarniach powinien być dział „książki szkodliwe” – znalazłoby się tam sporo publikacji, typu właśnie omawiana, poprzez „mein kampf” aż do ksiązek np. takich, które są wypuszczane przez pseudodziennikarzy, którko przed wyborami, by namieszać ludziom w głowach w myśl zasady: „rzucać błotem, a nuż coś się przylepi”.
I też jestem dumny z naszej ponadtysiącletniej historii i chciałbym, by każdy ją znał choćby w stopniu podstawowym. Bo jest w niej wiele także pięknych kart, o których powinno się mówić więcej – nie tylko martyrologia. Ale na pewno nie brednie o turbosłowianach.
O, jeszcze zapomniałem dopisać – niedawno słyszałem, że pośród zwolenników teorii spiskowych ponoć równą popularnością cieszą się teorie o tym, że księżna diana została zamordowana, jak i ta, że sfabrykowała swoją śmierć i ciągle żyje gdzieś w ukryciu. Nie byłoby w tym problemu, gdyby nie fakt, że w pewnym badaniu zwolennicy teorii spiskowych zaznaczyli, że wierzą… w obie teorie jednocześnie.
Co do sceptycyzmu naukowego i ogólnej zdolności odsiewania „ziarna od plew”, czyli wiedzy od propagandy i ficji polecam ten filmik:
https://www.youtube.com/watch?v=T1vW8YDDCSc
Wzajemnie sprzeczne teorie to mnie akurat w ogóle nie dziwią. To jak z ufologami. Jedni mówią, że UFO to przybysze z przyszłości, inni, że obcy, jeszcze inni, że demony z innego wymiaru. Ale na różnych paranormalnych konwencjach łykają nawzajem swoje brednie, kompletnie nie czając, że jedna hipoteza wyklucza drugą.
Może to nie jest odpowiednie miejsce, ale czy wiemy jak wygladali i skąd pochodzili Fenicjanie i starożytni Egipcjanie? Mi ci pierwsi zawsze kojarzyli się z Babilończykami, ale to chyba za sprawą jakichś biblijnych filmów.
Fenicjanie byli ludem semickim, więc wyglądali podobnie do współczesnych Arabów albo Żydów Sefardyjskich. To samo dotyczy Kartagińczyków, w końcu Kartagina była fenicką kolonią.
Z Egiptem sprawa jest bardziej skomplikowana, bo różne formy egipskiej państwowości trwały przez tysiąclecia, więc skład etniczny trochę ewoluował. Był okres, kiedy w Egipcie było sporo czarnoskórych Nubijczyków, a dynastia panująca wchodziła w związki małżeńskie z nubijskimi książętami i księżniczkami. Z kolei w okresie hellenistycznym Egipt był pełen Greków i Macedończyków, a dynastią panującą byli potomkowie Ptolomeusza. Ale na tyle, na ile tę kwestię rozumiem, obecny stan nauki wskazuje na to, że starożytni Egipcjanie przez większość czasu nie różnili się szczególnie od innych ludów Afryki Północnej. Czyli ciemne włosy, ciemne oczy, jasnobrązowy kolor skóry.
Dzięki za poszerzenie wiedzy. Nigdy nie byłem pewny tych Egipcjan. W niektórych książkach i filmach przedstawiają oni typ negroidalny, w innych bardzo ciemny kaukaski (to chyba nieaktualna terminologia). Muszę o tym poczytać, bo mało jest w książkach ogólnohistorycznych o Europie i Bliskim Wschodzie w okresie przedpaństwowym.
Ejże, przecież Egipcjanie pochodzą od starożytnych Polaków. Piramidy to symbol tęsknoty za Tatrami a Sfinks ma łapy żadnego tam pustynnego lwa tylko poczciwego białowieskiego rysia.
Oj, szczerze wątpię w to co napisał Dael, jakoby jakąkolwiek zauważalną część ludzi kolportujących bzdury o Wielkiej Lechii stanowili zwykłe śmieszki. Może Daelu wątpisz w potęgę ludzkiej głupoty, ale ja uważam że trzeba doceniać jej bezmiar.
Zupełny odjazd. Mnie najbardziej zastanawia jakim cudem wydano tę książkę? Każdy kto choć raz pojawił się z rękopisem w jakimkolwiek wydawnictwie wie jaki to proces (przychodzi mi tu na myśl tylko słowo „gehenna”). Mnie, mimo usilnych prób przez lata, udało się do tej pory wydać drukiem tylko jedno opowiadanie w „Fantastyce”. A tu proszę – dzień dobry i jest książka! Autor sam sfinansował nakład? Jest synem właściciela? No po prostu nie rozumiem.
Co do Kleopatry to po pierwsze nie nazywałbym jej w ogóle Egipcjanką. Taka z niej Egipcjanka jak z carycy Katarzyny Rosjanka. Prawdopodobnie miała jasne włosy (jak większość rodu Ptolemeuszy i ogólnie ówczesnych Macedończyków i Greków). Pochodzenia zaś prawdziwych Egipcjan do dzisiaj nie znamy i prawdopodobnie już nie poznamy. Nauka do dziś nie wie skąd się wziął ten lud nad Nilem. Najprawdopodobniej byli po prostu rodzimym ludem niespokrewnionym w żaden sposób z ludami indoeuropejskimi i semicko-chamickimi (jak np. Baskowie czy Etruskowie w Europie). Zasięg rasy białej był kiedyś znacznie rozleglejszy niż dziś.
a badania DNA przeprowadzone na Koptach?
No cóż, nigdzie nie znalazłem informacji o takowych badaniach, więc albo w ogóle ich nie przeprowadzano, albo (co bardziej prawdopodobne) wyniki niczego nie wyjaśniły. Zresztą testy DNA to bardzo słaby argument przy badaniu przeszłości narodów. Zbyt wiele w nich współczesnych naleciałości, a przy badaniu starożytnych ludów nieindoeuropejskich brak szerszego materiału porównawczego. Jaka jest ich przydatność niech za przykład posłuży słynna wysoka genetyczna zbieżność Haplogrupy R1a1 Polaków i Węgrów, których przecież trudno podejrzewać o jakiekolwiek bliższe historyczne pokrewieństwo.
Nie ma się co dziwić powszechnego szaleństwa, skoro Bellona wypuściła serię książek P. Bieszka i leżą one w empikach na półce „Archeologia”. Połowa naszych rodaków wierzy, że przyjdą Arabowie i nas powyzabijają, a druga połowa wierzy, że cała reszta to naziści, więc książki Bieszka bardzo pasują do naszego skretyniałego społeczeństwa.
Witam,
Dla zainteresowanych mogę polecić bazę artykułów polemizujących z teorią Wielkiej Lechii:
https://histmag.org/Imperium-Lechitow-nie-istnialo-baza-artykulow-14682
A tak na deser :):
http://i1.kwejk.pl/k/obrazki/2016/04/c462fc22e2a516a36b24b5cd95453772.jpg
Tylko co zawinił Guar z Morrowinda?
Byłam, widziałam. Dziś w empiku na dziale „historia” ustawiony rząd książek „Królowie Lechii”
Meh.
Akurat to, co pisze Pan Bieszk jest prawdą, i, niestety, szanowny Daelu, ale się mylisz. P
” jest prawdą” w którym miejscu? i od kiedy? (o ile tę osobę w ogóle można nazwać „panem”)
Dziwne że jeszcze nie wpadli na to, że smok wawelski to tak naprawdę dinozaur. Zatem Lechici niewątpliwie ujeżdżali te urocze zwierzęta. Dopiero upadek meteoru przerwał oszałamiający rozwój ich cywilizacji i zmusił do ukrycia artefaktów i dowodów swego istnienia. I wcale nie pod Łysą Górą. Otóż jest to wszystko (dowody na wielkość Lechitów) ukryte pod Wawelem! A smok żyje nadal czego najlepszym dowodem jest smog nad Krakowem (zbieżność nazw nieprzypadkowa).
Myślicie, że to wydadzą?
Uważaj, bo wykraczesz. Giertych wydumał już był, iże „dinozaury były współczesne ludziom. Ze wszystkich kultur docierają informacje, że je pamiętamy. Szkoci – potwora z Loch Ness, my – smoka wawelskiego, a Marco Polo pisał, że smok był zaprzężony do karety cesarskiej w Chinach.” i temuż podobnież.
Nie ma ŻADNYCH dowodów na to, że Ziemia ma miliardy lat, a dinozaury wyginęły 65 mln lat temu. Sama teoria wielkiego wybuchu brzmi… niezbyt wiarygodnie. Niby wiara z religią są gorsze od nauki, tymczasem wielu ludzi -często negatywnie nastawionych do wiary- uwierzy we wszystko, co ogłoszą (amerykańscy) naukowcy. No bo przecież oni nie mogą się mylić! To tacy kapłani nowych religii 21 wieku -ateizmu i (pseudo)nauki. A-propos, wiecie, że dieta i fluor w wodzie pitnej oraz pastach do zębów mają wpływ na inteligencję społeczeństwa? To tłumaczy, skąd się wzięła masa ludzi wierzących we wszystko co usłyszą w radiu czy telewizji od różnych „ekspertów”.
Przyznam,że głowa mnie rozbolała na samą myśl,że ludzie w takie bzdury wierzą. Nie powiem, jakie jakieś takie mitologiczne fantasy – myślę, że spoko. Jako fantasy myślę, że nawet by się przyjemnie czytało. Ale serio ludzie? To jako książka historyczna? Chyba ktoś w wydawnictwie upadł na głowę…
Bądź co bądź, muszę przyznać, że grafiki bardzo wyciągające! I nieco podobne do PLiO 🙂
Też myślę, że te wszystkie teorie to dobra podbudówka pod dość ciekawe książki.
Daelu, co ty na to?https://www.facebook.com/914536971977406/photos/a.914546641976439.1073741827.914536971977406/983028231794946/?type=1&theater
P.S. Czy mógłbyś wrzucić zdjęcia stron owych książek, z których korzystałeś?
Daelu, czy mógłbyś polecić rzetelne książki o naszej polskiej/słowiańskiej „prehistorii”? To ciekawy temat, a nie chciałbym źle zacząć tej przygody.