„Kubo i dwie struny” jest jak kropla prawdziwej sztuki w oceanie popkulturowej papki. Obejrzałem wczoraj animację, o której słyszałem wcześniej może trzy zdania, a zakochałem się od pierwszej sceny i siedziałem na brzegu fotela aż do wzruszającego finału. To po prostu trzeba obejrzeć.
Tytułowy bohater to mały chłopiec, który ma tylko jedno oko. Drugie, jak się dowiadujemy, zabrał mu dziadek. Cokolwiek to może znaczyć. Kubo stracił tatę, a mama jest pod jego troskliwą opieką, bo też nie jest z nią najlepiej. Chłopiec zarabia opowiadając historie, przywoływane do życia w formie origami, przy akompaniamencie magicznego instrumentu – shamisena. Kiedy wspomniany dziadek zgłasza się po drugie oko, Kubo musi uciekać. Musi też odnaleźć artefakty, które mają mu pomóc raz na zawsze zażegnać niebezpieczeństwo ze strony dalszej rodziny. Towarzyszyć mu będzie surowa i troskliwa małpka, niemy samuraj z origami oraz zakręcony, przerośnięty żuk.
Takich baśni potrzebujemy więcej! Takie rzeczy chcę pokazywać moim dzieciom! W filmie nie ma ani trochę lokowania produktów, żartów dla dorosłych, nie ma slapstickowego humoru i małych, żółtych tic taców gadających w dziwnym języku. Nie ma puszczania oka do widza, odniesień do popkultury i odgrywania scen ze znanych filmów. Jest za to prosta, niezbyt długa historia, opowiedziana z niesamowitym wdziękiem i wielką wyobraźnią. Wszystko co zobaczymy po drodze ma znaczenie, nie ma tu niepotrzebnych dialogów i zbędnych scen. Interakcje między kompanami wypadają naturalnie i tam gdzie jest humor – jest naprawdę zabawnie, ale nie w sposób wymuszony. To nie są zaplanowane wcześniej żarty wrzucone losowo w kilka miejsc.
Co więcej – twórcy nie bali się pójść po bandzie. Sceny gdzie Kubo jest w niebezpieczeństwie są naprawdę straszne. Mimo, że to animacja, mogą przerazić, ale o to przecież chodzi. O wywoływanie emocji. Jako widz naprawdę martwiłem się o głównego bohatera i wcale nie miałem przekonania, że wszyscy będą „żyli długo i szczęśliwie”. Podczas każdej potyczki z siłami zła czujemy, że stawka jest wysoka. Szkoda, że mało który film (i mowa nie tylko o filmach dla dzieci) jest w stanie to oddać.
Mógłbym się przyczepić do przydługiego wstępu, tyle że byłoby to niepotrzebne szukanie dziury w całym. Animacja jest specyficzna, ale doskonale pasuje do klimatu baśniowego świata w stylu japońskim. Morał wynikający z historii jest podany bardzo subtelnie, nikt nie wciska go nam na siłę. Nie ma tu tandetnego patosu. Muzyka świetnie ilustruje położenie w jakim znajdują się bohaterowie. A głosy żuka (Matthew McConaughey) i małpy (Charlize Theron) to mistrzostwo świata!
Zachwyciłem się. Kubo zabrał mnie w podróż, o której marzyłem, choć dawno już o tym zapomniałem. To piękna, cudowna i wzruszająca opowieść, którą polecam naprawdę każdemu. A jeśli macie już swoje własne dzieci – takimi pozycjami należy je częstować. Zapomnijcie o „Minionkach”, piątym „Shreku” czy siódmej „Epoce Lodowcowej”. Ja na pewno tak zrobię, sam zresztą chętnie wrócę jeszcze nie raz do tego świata.
Kubo i dwie struny
-
Ocena SithFroga - 9/10
9/10
Zgadzam się całkowicie :D. Mi ten film pokazała nauczycielka angielskiego. Takie produkcje są znacznie lepsze niż np. Taki Hotel Transylwania. Pozdrawiam autora.
Dzięki! Pozdrawiam zwrotnie! Szacun dla Pani nauczycielki. Świetny gust i świetna pozycja, żeby zarażać innych miłością do dobrej animacji.
Idę paczać
Idźcie i paczajcie wszyscy! …a potem wróćcie i dajcie znać czy wam się podobało!
P.S. Małpa i Żuk rządzą 😛
właśnie ta część filmu, w której występowali oni, najbardziej mi się podobała
Mi też, chociaż zakończenie zwaliło mnie z nóg. Bardzo mi się podobało i raczej się nie spodziewałem.
No i wreszcie właściwa ocena na właściwym miejscu 🙂 Szacuneczek. Piękny film.
Jedno pytanie: Kubo czy Zootopia? Bo zdania są podzielone.
Dla mnie Kubo, ale to trochę dziwne porównanie jednak. To jakby zapytać Shrek czy Król lew? Shrek i Zootopia są napchane odniesieniami do popkultury i żartami, których dzieciaki do 10-12 roku życia nie mają prawa skumać. Inny typ animacji, zapoczątkowany właśnie przez Shreka – chociaż dla mnie prekursorem (genialnych) żartów w takich bajkach był Herkules. Wybitna animacja, a bardzo niedoceniona! Rola Hadesa – oscarowa 😀
A Kubo to skromna, kameralna opowieść z morałem i bez silenia się na bycie jednocześnie bajką dla dzieci i komedią dla dorosłych.
Mi się Zootopia średnio podobała (6 czy 7 dałem). Nie była zła, ale mam już przesyt tego typu produkcji.
Herkules był bomba, ale wolę Anastazję 😛 (po ang albo z drugim dubbingiem) i Atlantydę, o. Ogólnie te starsze bajki, z epoki przedszrekowej.
Team Hades for lajf!
https://www.youtube.com/watch?v=IHgpc0dezZI
najlepsza scena z Tytanami 😛 (2:34)
https://www.youtube.com/watch?v=dkxWu4oHWc4
Powód porównania był prosty: Oscary. Sporo dyskusji miałem o tym, kto powinien wygrać. Dokładniej: kogo ja sam bym wskazał jako zwycięzcę, bez patrzenia na typy, marketing, polityczną poprawnośc i inne typowo oscarowe okoliczności.
Ja stawiałem na Kubo, choć Zootopia też mi się bardzo podobała. Świetni bohaterowie, naprawdę porządna intryga, bogaty świat i masa skojarzeń NIE DO WYŁAPANIA po jednym seansie. Komedia kumpelska na poziomie, którego w fabułach nie uświadczyłem od lat.
Kubo- 10/10
Zootopia- 9/10
No dla mnie Kubo powinien wygrać, zdecydowanie. Ale od kiedy wiem jak wygląda głosowanie na Oscary żaden werdykt mnie nie zdziwi, to od dawna nie jest plebiscyt na najlepszy film 🙂
Wrrr. Specjalnie dodałem o TWOIM głosie, by uniknąć okołooscarowej krytyki. Tak, wiem czym są Oscary. Tak, znam wszystkie okoliczności i powody ich dawania. Wie o tym zresztą każdy średnio rozgarnięty fan filmów.
Btw czegoś takiego jak plebiscyt na najlepszy film roku ja nie znam. Oscary swoje, Europa swoje, fora filmowe swoje i wszystkie są siebie warte.
Masz rację, że nie ma czegoś takiego, ale spytaj dowolnego aktora jaką jedną nagrodę chciałby wygrać w swoim zawodowym życiu. Oscary są niestety nadal najbardziej prestiżowe i gwarantują (zazwyczaj) najlepsze kontrakty.
A z okolicznościami bym nie przesadzał, jak wygląda dokładnie np. system głosowania to ja wiem może od roku, a filmofilem jestem od dawien dawna 😉
Jednym zdaniem: Oscarów nie wygrywa film najlepszy, a tylko z ten, który z kilku dobrych ma najlepszy PR i najtrafniejszy marketing. Tyle. Ale wśród filmów nominowanych zawsze da się znaleźć kilka perełek. Chociażby Kubo 🙂
Dla aktorów- może. Kwestia kasy, jak sam powiedziałeś. Dla filmofilów prestiż Oscarów i np. Cannes jest porównywalny. Hejtu na Oscary o tyle nie lubię, że np. w Cannes czy Berlinie też nie decyduje jakość filmu. A te festiwale hejtu nie zbierają.
Wiem, ale czy w Cannes/Berlinie możesz głosować nie oglądając wszystkich nominowanych filmów? Albo głosować na taki, którego nie widziałeś?
Dzięki Żaba. High quality piwo następne DFy stawiam.
Łoj. Piękna bajka. Uśmiałam się. Usmarkałam na końcu. No cudo. Ląduje na pierwszym miejscu z Planetą Skarbów i starymi Asterixami.
Takie powinny być bajki. Niech zaczną brać przykład z Kubo.
Podpisuję się rękami i nogami. Też się usmarkałem na koniec 😛
Hej, odpowiadam na oscarowy post tu, bo pod twoim ostatnim komentarzem nie ma opcji 'reply’.
Jak nie, jak tak? Na fw już teraz mógłbym wszystkim filmom z ostatniego Cannes dać 1 albo 10. Liczy się data premiery światowej, a nie polskiej. W większości przypadków.
No to w moich oczach Cannes i Berlin spadły właśnie na poziom Oscarów 😛
chyba się nie zrozumieliście.
Sithowi chodziło o to, że jury przyznające Oscary głosuje nawet jak jego członkowie nie widzieli nominowanych filmów.
W Cannes czy w Berlinie wszystko jest wyświetlane w konkursie głównym, więc nie ma takiej opcji.
Z nowszych to polecam np.
Nazywam się Cukinia
Sekrety morza
Munio strażnik księżyca
Legendy sowiego królestwa (ale to bardziej epickie widowisko niż bajka)
obie części Jak wytresować smoka