Kiedy byłem młody (naprawdę młody), dokonała się w Polsce przemiana ustrojowa. Pojawiła się w telewizji „Dynastia” (taki serial, opera mydlana made in USA). „Dynastia” była pierwszą jaskółką, swoistą zapowiedzią fali, która wkrótce zalała ekrany w naszych domach. W latach 90. pojawił się „Słoneczny Patrol” i naprawdę powiało zachodem. Piękne kobiety i dzielni mężczyźni prężyli się na plażach Kalifornii i biegali w zwolnionym tempie w rytm muzyki, okazjonalnie ratując komuś życie albo rozwiązując kryminalna zagadkę. Mam dziś świadomość tego jaka to tandeta, ale we wczesnych latach 90., „Słoneczny Patrol” był częścią nowego, lepszego świata.
W 2017 roku ktoś postanowił wykorzystać sentyment ludzi starej daty, wziął tytuł, dorzucił Zaca Efrona z Dwaynem Johnsonem i nakręcił takiego „kupsztala”, że głowa mała. Nie widziałem wprawdzie w tym roku wszystkich premier kinowych, ale trudno mi sobie wyobrazić, że ktoś byłby w stanie przebić Baywatch.
To nie będzie długi tekst, bo nie ma sensu marnować mojego życia na pisanie, a Waszego na czytanie o „Baywatch”. Wystarczy, że już w kinie poświęciłem równe dwie godziny na ten paździerz. A przecież mogłem ten czas znacznie lepiej spożytkować – dłubać w nosie, drapać się za uchem albo patrzeć jak schnie farba. Każda z tych czynności byłaby przyjemniejsza i bardziej produktywna od oglądania „Słonecznego Patrolu” Anno Domini 2017.
Podstawowy problem ze nowym „Słonecznym Patrolem” polega na tym, że twórcy nie rozumieją czym był oryginalny serial. Serio, zaczynam wątpić czy scenarzyści widzieli choć jeden odcinek produkcji z lat 90. Serial był głupawy, ale lekki i trzymający się sprawdzonej formuły. Tymczasem film to po prostu luźno powiązany zestaw skeczów, do tego tak słabych, że budzących skojarzenia z późnym Adamem Sandlerem. W ciągu dwóch godzin tej „komedii” dwukrotnie lekko prychnąłem. I to by było na tyle jeśli chodzi o humor.
Postaci są boleśnie płaskie i stereotypowe, nie tylko bez żadnej głębi, ale nawet bez jakiegokolwiek związku z opowiadaną historią. Ot, przystojny cwaniak, gruby informatyk, głupia, cycata blondynka, itd… Można byłoby te stereotypy zupełnie przemieszać i nie miałoby to najmniejszego wpływu na film. Nawet Dwayne Johnson wypada tu blado i bez charyzmy, jakby grał w dennej reklamie pasty do zębów. A efekty specjalne… o rany! Trzymajcie się foteli! Ogień w jednej że scen jest w 100% zrobiony komputerowo i wygląda tak źle albo nawet gorzej niż SMOK W WIEDŹMINIE z 2001 roku. Tak, dobrze widzicie. Napisałem to.
Pełnometrażowy remake „Słonecznego Patrolu” to film bardzo zły pod każdym możliwym względem i jako taki powinien zostać wycofany ze sprzedaży i wszelkich kanałów dystrybucji cyfrowej. Omijać. Nie tykać. Tam gdzie się da – aktywnie zwalczać.
Baywatch. Słoneczny patrol
-
Ocena SithFroga - 2/10
2/10
Mumia, Assassin’s creed, Resident evil. Trzy premiery 2017 gorsze od Baywatch. Plus jest jeszcze kilka porównywalnie słabych
Mumia była filmem idealnie przeciętnym. Assassin’s Creed był kiepski jako adaptacja gry. Jak na film przygodowy to… no cóż, też był przeciętny. Ale pewnie masz rację co do Resident Evil. Nie wiem czy SithFrog go oglądał, ja sobie serię już dawno temu odpuściłem. Ale wierzę, że może być koszmarny.
Mumia była słaba, ale nie aż tak. Tam były fajne pomysły i fajne sekwencje spartolone i zmarnowane przez scenarzystów bardziej skupionych na tworzeniu nowego uniwersum niż na napisaniu dobrego filmu.
Assassin’s creed nie widziałem, obejrzę to się wypowiem.
Resident evil skończyłem oglądać na jedynce. Nigdy więcej nie sięgnąłem po tę serię i raczej nie sięgnę.
Mumia była gorsza, bardziej żenująca. Na podobnym poziomie żenady był jeszcze Alien, ale on spadał z wyższego konia niż Baywatch. Baywatch jest po prostu słaby. A The Rock to była dobra decyzja obsadowa. Poważnie.
Zgadzam się z ocena . film ogladalem zaraz po bodygardzie i po 15 minutach dałem sobie spakuj . w mojej ocenie niewarty nawet 1
Dałem dwa, bo dwa razy się lekko uśmiechnąłem, The Rock ewidentnie robił co mógł no i…
[spoiler]…jakoś tak miło i nostalgicznie było zobaczyć Hasselhoffa 😉 [/spoiler]
Może nie dostałem do tych momentów
Wynika z tego, że obejrzeć ten film można tylko dla wdzięków Alexandry Daddario. ;P
Czy ja wiem? Nie ma jej tu za wiele, wdzięki niespecjalnie eksponuje. Już lepiej obejrzeć kilka scen z pierwszego sezonu True detective 😉
To prawda 😉
Popieram. Mieć taki atut i go nie wykorzystać- za to gwiazdka mniej 😀
Tak, jak zwykle lubię czytać Twoje teksty, tak tym razem jestem zawiedziona recenzją. Na 6 (krótkich) akapitów przypadają zaledwie 2 z oceną filmu, a i z nich nie dowiaduję się tyle, ile bym chciała. Wiem, wiem, film słaby, Ty nie będziesz marnował czasu na pisanie, a ja na czytanie… zaraz, co? To tak nie działa. Po co w ogóle pisać, jeśli w środku tekstu dochodzi się do wniosku, że film jest tak zły,że (najwyraźniej) nie zasługuje na recenzję?
Jak pokazują powyższe komentarze, nawet dyskusja nie ma tu sensu, jeśli nie obejrzało się filmu, bo z samego tekstu wynika niewiele informacji.
Smutek, bo jesteś jednym z moich ulubionych recenzentów 🙁
SithFrog ma za dobre serce, żeby się nad filmem dłużej znęcać 😉
Ale ja nie wiem nawet, dlaczego on się NIE znęca! 😀
Doszłam do wniosku, że najlepiej samej pójść do kina i zobaczyć, dlaczego ten film jest taki okropny, a chyba nie o to chodziło Sithfrogowi w zakończeniu… zwłaszcza, że planowałam iść na „Na pokuszenie” 😀
zanim pójdziesz na calkiem niezły remake spod ręki Sofii Coppoli, koniecznie zapoznaj się z oryginałem Dona Seigela z 1971 roku. Tytuł angielski taki sam „The Beguiled” – film trochę już staroszkolny, ale mocna końcówka rekompensuje historyczne naleciałości warsztatowe. No i Clint Eastwood w znakomitej aparycji! 🙂
Ja tez jestem oburzony ze sie nie znecal wystarczajaco 🙂
Czytanie znecania sie Sitha nad filmami jest rownie interesujace co ogladanie samego filmu. A w tym przypadku pewnie nawet bardziej… chociaz podejrzewam ze niska ocena jest podytkowana nieobecnoscia Pameli w remake’u 😉
Danae, tym razem zawiodłem, ale złe filmy bywają różne. Są takie, w których nie wyszło wszystko, mimo, że ktoś miał wizję. Albo nie wyszło, bo brakło kasy, albo umiejętności. Wtedy można naprawdę mocno po filmie pojeździć i poznęcać się. Sama przyjemność.
Natomiast Baywatch to przedstawiciel modnego ostatnio gatunku: weźmy jakąś markę, która była popularna X lat temu i zróbmy cokolwiek, byle jak najmniejszym kosztem. Bez starania się, bez próby zrobienia czegoś dobrze. Ot, żeby tylko chociaż trochę przypominało film, dajmy do kin i może się sprzeda. Tak było z babskimi Ghostbusters, tak jest z Baywatchem.
Oni nie chcą marnować mocy przerobowych i sił na zrobienie czegoś chociaż na przyzwoitym poziomie – nie zasługują na więcej niż dwa akapity. I tak wyszło sporo tekstu, planowałem dosłownie dwa zdania.
P.S. Danae, postawię Ci pyszny obiad albo załatwię bilety do kina, albo cokolwiek tylko nie wydawaj pieniędzy na Bejłocz z powodu mojego tekstu, to by było jak cios prosto w moje filmowe serce 😛
niech ktos mi stresci fabule tego filmu pls xd
Dwa wątki: 1. Trenowanie nowego, by został prawilnym ratownikiem. 2. Ktoś na plaży robi duży biznes narkotykowy, a nasi ratownicy muszą zrobić z tym porządek. To by było na tyle 🙂
„A przecież mogłem ten czas znacznie lepiej spożytkować – dłubać w nosie, drapać się za uchem albo patrzeć jak schnie farba.”
Tym mnie kupiłeś 😀
To tylko wierzchołek góry lodowej, mógłbym napisać pracę magisterską na temat „lepsze sposoby marnowania czasy niż nowy Bejłocz” 😉