FilmoBiografia Kubricka to cykl artykułów poświęcony jednemu z najwybitniejszych najwybitniejszemu reżyserowi wszystkich czasów, Stanley’owi Kubrickowi. Tematem przewodnim serii jest życie i twórczość nowojorskiego artysty, w głównej mierze jego 11. filmów pełnometrażowych, z których każdy zostanie poddany osobnej analizie. Celem cyklu jest nie tylko przedstawienie widzowi opinii na temat filmów należących już dzisiaj do klasyki kina, ale też przybliżenie postaci Kubricka, poszczególnych etapów jego kariery, a także ciekawostek z życia zawodowego i osobistego. W pracy nad tekstami autor posiłkuje się różnorakimi źródłami internetowymi, a także wiedzą zaczerpniętą z publikacji książkowych dotyczących reżysera i historii kina.
Dzisiaj kontynuujemy chronologiczny przegląd produkcji nowojorskiego Mistrza – następna w kolejce czeka ekranizacja powieści Humphreya Cobba „Ścieżki chwały”, czyli pierwszy film wojenny w karierze Kubricka, a zarazem jedna z najbardziej poruszających historii antywojennych w dziejach kina.
#3: Paths of Glory – Ścieżki Chwały (1957)
Pierwszy pełnometrażowy film, „Zabójstwo” zrealizowane dzięki współpracy Kubricka z Jamesem Harrisem, został ciepło przyjęty przez widownię. Przyniósł również częściowy zwrot kosztów produkcji. Nie dziwi zatem, że duet producentów postanowił prędko pójść za ciosem i rozpoczął pracę nad kolejnym filmem. Początkowe plany, związane z realizacją noweli „The Burning Secret” autorstwa Stefana Zweiga, spaliły na panewce, gdyż twórcy nie potrafili się dogadać w kwestii ostatecznego kształtu scenariusza^. Mimo tego, już w styczniu 1957 roku obaj panowie mieli nowy plan i asa w rękawie, który miał zapewnić im przewagę w negocjacjach z wytwórniami filmowymi. Plan polegał na ekranizacji książki, którą Kubrick czytał jeszcze za młodu – antywojennej noweli Humphreya Cobba pt. „Paths of Glory”. Książki, którą Kubrick nazywał „jedyną wartą uwagi lekturą, którą przyswoił w liceum”*. Przewaga negocjacyjna polegała natomiast na skaptowaniu do projektu dużego nazwiska – do odegrania głównej roli udało się namówić gwiazdę z pierwszych stron gazet – Kirka Douglasa, który już wtedy posiadał znaczną pozycję w Hollywood.
W poszukiwaniu wytwórni
Kubrick i Harris bardzo szybko napisali scenariusz oparty na powieści Cobba, ale negocjacje z wytwórniami przedłużały się. Mało kto chciał inwestować ciężko wypracowane aktywa w niepewny film dwójki żółtodziobów przed trzydziestką. Zwłaszcza, że scenariusz zakładał realizację kosztownych scen batalistycznych. Ostatecznie do współpracy udało się nakłonić United Artist (będące już wtedy pod skrzydłami MGM), ale studio filmowe postawiło twarde warunki. Film miał kosztować możliwie najmniej i zostać zrealizowany na jednym z europejskich planów, należących do firmy (powodem były oczywiście niższe koszty produkcji w porównaniu do stawek w USA). Kubrick i Harris nie przejęli się tymi ograniczeniami i jeszcze przed początkiem wiosny ’57 udali się do Monachium, aby zrealizować film.
Efekt ich starań był wstrząsający. A właściwie to jest wstrząsający do dzisiaj, bo produkcja ta znakomicie oparła się wpływowi czasu. W „Ścieżkach chwały” opowiedziana została fikcyjna historia trzech francuskich żołnierzy walczących na zachodnim froncie I Wojnie Światowej. Po kilkunastu miesiącach patowej wojny okopowej prowadzonej przez wojska francuskie i niemieckie, generalicja tych pierwszych postanawia wydać absurdalny rozkaz zdobycia newralgicznego punktu oporu Niemców – Mrówczego Wzgórza. Skazany na niepowodzenie atak ma poprowadzić pułkownik Dax (Kirk Douglas) – człowiek o silnym poczuciu moralności i etyki, kierujący się przede wszystkim dobrem swoich żołnierzy. Początkowo odmawia on wykonania horrendalnego polecenia, ale ostatecznie zostaje zmuszony do jego wykonania przez zaślepionego własną ambicją i obietnicą szybkiego awansu przełożonego – generała Paula Mireau (w tej roli znakomity George Macready). W tym samym czasie w kompanii Dax’a mają miejsce rozgrywki personalne na niższych szczeblach, w które zamieszani są tchórzliwy alkoholik – porucznik Roget (Wayne Morris) oraz będący świadkiem jego skandalicznego zachowania podczas misji zwiadowczej porucznik Paris (Ralph Meeker).
Warstwa fabularna „Ścieżek Chwały” ma specyficzną budowę – główną jej osią są tarcia personalne na różnych płaszczyznach władzy wojskowej, zestawione z okrutną logiką wojny. Atak na Mrówcze Wzgórze, skazany na porażkę już w momencie wydawania rozkazu, stanowi punkt wyjścia do dalszych, niezwykle emocjonujących wydarzeń w sztabie wojskowym, gdzie odpowiedzialność dotyka niewinnych, a ignorancja i tchórzostwo idą w parze z absurdalnym autorytetem dowódców. Film z minuty na minutę staje się coraz bardziej poruszającym obrazem bezradności prawych i niewinnych jednostek w starciu z bezwzględnością machiny wojennej. Kubrick ukazuje w nim zepsucie struktur wojskowych na każdym szczeblu, kontrastując je z poczuciem sprawiedliwości i odpowiedzialnością za własne czyny. Trzeba przyznać, że do dzisiaj jest to wizja tyleż poruszająca, co mająca uniwersalne zastosowanie w wielu innych dziedzinach życia społecznego.
Człowiek człowiekowi wilkiem, a zombie zombie zombie
Kirk Douglas odgrywa w filmie jedną z najbardziej wyrazistych kreacji w swojej karierze, wtóruje mu zresztą niezwykle przekonujący Macready. Walka, którą pułkownik Dax toczy w obronie swoich żołnierzy ma zresztą znacznie szerszy wymiar. Jest przy okazji walką o nadanie sensu życia szeregowca, o wyjście poza bezosobowy i zimny zestaw reguł wojennych. Jest wreszcie walką o ludzkie odruchy w nieludzkich okolicznościach. W tym sensie „Ściezki Chwały” nazywane bywają filmem antywojennym, chociaż jestem zdania, że śmiało można tę tezę rozszerzyć. Wydaje się, że poprzez wyraźne zaakcentowanie czynnika ludzkiego w przedstawianych wydarzeniach, Kubrick w „Ścieżkach Chwały” tak naprawdę odnosi się do swojej ulubionej sfery refleksji. Zadaje pytanie o istotę człowieczeństwa, a sugerowana przezeń odpowiedź niestety nie świadczy dobrze o homo sapiens. Poprzez wyraźne nakreślenie „ludzkiego” genotypu wspomnianej okrutnej logiki wojny, Kubrick w pewien sposób stworzył film antyhumanitarny – uderzający w widza konkluzją, że zło jest wrodzoną cechą każdego człowieka, a zapanowanie nad nim możliwe jest tylko dzięki niezłomności charakteru i niezwykle silnej osobowości, którą uosabia postać pułkownika Daxa.
Od strony technicznej film może dzisiaj lekko trącić myszką, głównie ze względu na ograniczenia budżetowe panujące na planie w podmonachijskim Geiselgasteig. W kręceniu scen frontowych brało udział ponad osiem setek statystów, głównie wynajętych niemieckich policjantów, niewładających językiem angielskim, co powodowało problemy komunikacyjne. Niektóre ujęcia powtarzano kilkanaście razy, chociaż największy w tym udział miał już sam Kubrick i jego perfekcjonizm – m.in. scena ostatniego posiłku powtarzana była 68 razy (nie jest to jednak rekord reżysera, poczekajmy na „Lśnienie”). Sceny batalistyczne oraz ich częste powtórki zmusiły producentów do uzyskania specjalnej zgody Ministerstwa Spraw Wewnętrznych RFN na wykorzystanie znacznej ilości materiałów wybuchowych. Jeżeli chodzi o muzykę i dźwięk, należy podkreślić, że na potrzeby filmu powstała pierwsza w historii kinematografii partytura napisana na perkusję, a motywem przewodnim filmu stały się wariacje na temat hymnów Francji i cesarstwa Niemieckiego. Ze względu na połączenie „Marsylianki” z charakterystyczną nutą, kojarzoną dziś przede wszystkim z III Rzeszą Niemiecką, a także ogólny wydźwięk filmu, ukazujący armię francuską w negatywnym świetle, dzieło nie zostało ciepło przyjęte przez Francuzów. Zakaz jego emisji w tamtejszych kinach utrzymywał się aż do 1975 roku. Muzyka zaś, do dzisiaj robi znakomite wrażenie, a odgrywane na bębnach nuty marszowe nadają filmowi znakomite tempo.
„Ścieżki Chwały” są jednym z najkrótszych dzieł Kubricka – skondensowany obraz zapewnia niecałe półtorej godziny przejmującego seansu. Wyraźne są w nim przebłyski charakterystycznych metod pracy reżysera – dłuższe, pozbawione akcji ujęcia wyrównują ton filmu, zwłaszcza kiedy następują po pełnych teatralnych deklamacji dialogach. Nierzadko Kubrick ukrywa przed widzem najważniejsze wydarzenia mające wpływ na przebieg akcji, dzięki czemu ciągle angażuje widza, zmuszając jego szare komórki do bacznego analizowania przedstawianych scen. Nie jest przy tym „postmodernistycznie” minimalistyczny – w żadnym momencie oglądania filmu nie mamy wrażenia zgubienia głównego wątku, pomimo jego znaczącej ewolucji. Film charakteryzuje się też specyficznym dla Kubricka załamaniem trójdzielnej struktury opowieści – suspensy zdarzają się częściej, punktów kulminacyjnych jest co najmniej kilka. Każdy widz może sobie wybrać ulubioną i najmocniejszą scenę w „Ścieżkach Chwały”, chociaż osobny akapit należy się tej najważniejszej – finałowej, w której bodaj po raz pierwszy nowojorczyk wykazał się kunsztem porównywalnym do geniuszu.
Powiedzieć tak wiele, nie mówiąc nic
Ostatnia scena w filmie to pozbawiony dialogów epilog, hołdujący koncepcji, że sam obraz potrafi wyrazić więcej niż tysiąc słów. Przedstawiona w niej kantyna, pełna spragnionych rozrywki żołdaków, obserwowanych w oknie przez zrezygnowanego pułkownika Daxa, w symboliczny sposób spaja wszystkie wątki poruszone w produkcji. Niebagatelną rolę odgrywa w niej ścieżka dźwiękowa, a ściślej – wzruszająca niemiecka pieśń o zakochanym żołnierzu wyśpiewana przez Christiane Harlan – pełną wdzięku niemiecką aktorkę, którą reżyser wziął za żonę dwa lata po premierze filmu. Jest to bez wątpienia jedna z najbardziej emocjonalnych i wzruszających scen w całej filmografii Stanleya. Warty odnotowania jest również fakt, że w końcowym okresie produkcji Kubrick chciał to zakończenie zmienić – w obawie przed zbyt negatywnym wydźwiękiem filmu. Usłyszawszy o planach reżysera Kirk Douglas ponoć wywołał awanturę na planie filmowym, czym przekonał nowojorczyka. Ostatecznie scenariusz, napisany wspólnie przez Kubricka, Jima Thompsona i Caldera Willinghama pozostał niezmieniony, za co należy się Douglasowi ponadczasowa wdzięczność.
Film wszedł na ekrany w listopadzie 1957 roku i, zgodnie z przewidywaniami odtwórcy głównej roli, nie odniósł komercyjnego sukcesu. Kirk Douglas przeczuwał, że historia nie posiada potencjału biznesowego, jednak wartość poznawczą scenariusza docenił i pomógł młodym twórcom zrealizować projekt. „Ścieżki Chwały” zostały entuzjastycznie przyjęte przez krytyków, którzy słusznie dostrzegali w Kubricku materiał na rodzącą się gwiazdę reżyserii filmowej.
Dzisiaj utwór należy już do klasyki kinematografii, przez wielu jest uważany za najlepszą apoteozę pacyfizmu, jaką zaserwowało światu Hollywood.
Sam reżyser, powodowany pogłębiającym się kryzysem finansowym (jako się rzekło, „Ścieżki Chwały” nie przyniosły mu dochodów, choć pozwoliły przynajmniej na zwrot kosztów produkcji) i chęcią dalszego rozwoju, błyskawicznie po premierze zaczął poszukiwania kolejnych projektów, w których mógłby wziąć udział. Czekał go jednak burzliwy okres w karierze. W ciągu kilku następnych lat rozpoczął i porzucił pracę nad filmem Marlona Brando, próbował stworzyć własną superprodukcję, a ostatecznie zasiadł za sterami filmu będącego już w produkcji, przy którym przyszło mu przeżyć poniżenie związane z brakiem wpływu na ostateczny kształt dzieła. W takich okolicznościach powstawał kolejny filmowy klasyk spod ręki Mistrza. Film, którego Kubrick szczerze nienawidził i od którego odżegnywał się w każdym, udzielonym później, wywiadzie.
Ale to już, jak się czytelnik domyśla, temat na następny odcinek FBK. Tymczasem – zapraszam do komentowania.
^- film na podstawie powieści Zweiga ostatecznie powstał w 1988 roku w reżyserii Andrew Burkina, a jedną z głównych ról zagrała w nim Faye Dunaway. Link do imdb.
*- gwoli ścisłości, nie była to lektura szkolna – Kubrick podobno znalazł książkę w gabinecie ojca-lekarza, gdzie miał ją pozostawić jeden z pacjentów.
Box Office Note
Budżet: 900,000 $
Przychody (USA): 1mln $
Ścieżki Chwały (1957)
-
Ocena Pquelima - 9/10
9/10
Poprzedni odcinek: FBK #2 – Zabójstwo
Następny odcinek: FBK #4 – Spartakus
Pozostałe odcinki FilmoBiografii Stanleya Kubricka.
Opis do poprawienia pod drugim zdjęciem licząc od dołu.
Dzięki za czujność!
Jeszcze błąd w imieniu żony Kubricka 🙂
thx again 😉
ocena 9/10 ale i tak nie ma większego sensu oglądać
Czemu?
tak jakos wywnioskowalem z tej recenzji
Zawsze jest sens oglądać klasykę kina. Jeśli ktoś nie zdaje sobie z tego sprawy, to trudno – jego strata. A już zwłaszcza tak dobry film, jak omówiony powyżej. Zachęcam, żeby sprawdzić. Gwarantuje, że będzie to 90-ciominutowa inwestycja we własną refleksję, której nie można nawet porównać do serwowanych współcześnie produkcji.
Świetny artykuł,
Zgadzam się z Autorem że film jest wybitny i zdecydowanie warty obejrzenia
Przekonałeś mnie do obejrzenia filmu. Dzięki, faktycznie było warto.
Bardzo mi miło, polecam się na przyszłość.
Warto obejrzeć, rzeczywiście trzyma się mocno mimo upływu czasu. Czego nie można powiedzieć o następnym zapowiadanym przez autora filmie (poprzedni w sumie też można sobie darować). Inną zaletą jest możliwość porównania z Wonder Woman, której część akcji również toczy się w okopach, i zadania sobie pytania, czy naprawdę trzeba setek milionów, by opowiadać o wojnie.
wkradł się błąd:
„nie zostało ciepło przyjęte przez Francózów”
to musiała być jakaś chora na chlamydię autokorekta. w życiu bym tego tak sam nie napisał 😉
co do darowania sobie jakiegokolwiek filmu S.K… cóż, przez internet za bluźnierstwo nikogo nie można skazać, a szkoda ;P
Tekst świetny. Film bardzo dobry, ale późniejsze filmy Kubricka są jeszcze lepsze! Ogólnie bardzo fajna ta FilmoBiografia. Czekam na więcej.
Dziękuje za dobre słowo, obiecuje że cykl powstanie do końca i wszystko zostanie zaprezentowane czytelnikom fsgk.pl 😉
Super. Czekam z niecierpliwością. Pozdrawiam.