Harpia. Potwór czczony w miastach Zatoki Niewolniczej przyznających się do schedy po Imperium Ghisarczyków. Ale Harpia to nie tylko ikona religijna Starego Ghis. To również symbol ancien regime’u, symbol niewolniczych tradycji, symbol oporu wobec Daenerys Targaryen…
A także osoba. Wszystko wskazuje na to, że za tajemniczą grupą stosujących skrytobójstwa przeciwników Daenerys, stoi postać ukrywająca się pod mianem Harpii.
W jednym z poprzednich odcinków Szalonych Teorii próbowałem dowieść, że za zatruciem szarańczy stała nie Harpia, ale bardzo konkretny człowiek, na dodatek sojusznik Daenerys Targaryen – Skahaz mo Kandaq. Nie znaczy to wszakże, że Harpia nie istnieje. Ba, myślę, że możemy pokusić się o to, aby odgadnąć jej prawdziwą tożsamość.
Harpia to Galazza Galare, Zielona Gracja.
Harpie i Gracje
Pierwszych wskazówek na temat prawdziwej tożsamości Harpii dostarczą nam nie książki George’a R.R. Martina, ale mity, z których pisarz czerpał. Zacznijmy od rzeczy najbardziej oczywistej – mitologiczne Harpie były kobietami. To truizm, ale wart podkreślenia, zwłaszcza w świetle tego jak wielką uwagę poświęca się w książkach dwupłciowości smoków, i jak daleko idące można z tego wyciągnąć wnioski. Ale znaczenie ma nie tylko płeć Harpii. Istotne jest również kim były mitologiczne Harpie.
Przywykliśmy myśląc o Harpiach widzieć potworne ptaki z twarzami kobiet. Jest to jednak wizerunek z późnego okresu rzymskiego, kiedy to Harpie przejęły wiele cech mitologicznych Syren. Oryginalne, greckie Harpie, takie jakimi przedstawiał je Hezjod, były trzema boginkami wiatru, córkami Taumasa i Elektry o imionach Aello (Burzliwa), Kelajno (Czarna) i Ocypete (Prędka).
Ta trójka porywających dusze boginek wiatru przypominała inną grecką triadę, w skład której wchodziły Aglaja (Promienna), Eufrozyna (Rozumna) i Taleja (Kwitnąca). Trójkę tę Grecy nazywali Charytami. Ale Rzymianie mieli dla nich inną nazwę. Gracje.
Podobieństwa pomiędzy mitologicznymi Gracjami i Harpiami nie są oczywiście argumentem ostatecznym. Źródło inspiracji nie zawsze dostarcza klucza do rozwiązania zagadki. Ale jeśli spojrzymy na to w kontekście metaforycznego znaczenia słowa „harpy” w języku angielskim, zobaczymy trop, którym być może poszedł George R.R. Martin. Otóż od czasu Williama Shakespeara i komedii „Wiele hałasu o nic” słowo harpia w dość jednoznaczny sposób łączy się z elokwentną (by nie rzec – przesadnie wygadaną) kobietą. A to, niewątpliwie, pasuje do Zielonej Gracji.
Cele Synów Harpii
Galazza Galare jest w Meereen głosem rozsądku i kompromisu. Kapłanka jest ciepła i uprzejma, pokazuje chęć odnalezienia się w nowym świecie stworzonym przez Daenerys Targaryen, a jednocześnie – z urzekającą dobrocią – namawia królową do zachowania części tradycji i obyczajów miasta. Czy taka osoba mogłaby przewodzić Synom Harpii?
Przywykliśmy traktować terroryzm jako instrument szaleńców, w rzeczywistości musimy jednak pamiętać, że jest to narzędzie służące do wywierania nacisku politycznego. A cele Synów Harpii wydają się być tożsame z – prezentowanymi jako rady – celami Zielonej Gracji.
To w końcu Galazza Galare namawia Daenerys do wyjścia za Hizdahra zo Loraqa. A gdy tylko Daenerys stosuje się do tej rady, akty przemocy ze strony Synów Harpii ustają.
– Często słyszałam, jak mówisz, że jesteś tylko młodą dziewczyną. Jeśli na ciebie spojrzeć, wydajesz się jeszcze w połowie dzieckiem, zbyt młodym i kruchym, by samodzielnie stawić czoło podobnym próbom. Potrzebujesz króla, który pomoże ci podźwignąć te brzemiona.
Dany nadziała kawałek jagnięciny i zaczęła ją powoli jeść.
– Powiedz mi, czy ten król nadmie policzki i zdmuchnie galery Xara z zatoki, przeganiając je do Qarthu? Czy klaśnie w dłonie i położy kres oblężeniu Astaporu? Czy wypełni brzuchy moich dzieci i przywróci pokój moim ulicom?
– A ty potrafisz tego dokonać? – odpowiedziała pytaniem Zielona Gracja. – Król to nie bóg, ale silny mężczyzna może wiele. Gdy moi rodacy na ciebie patrzą, widzą zdobywczynię, która przybyła zza morza, by nas zamordować i obrócić nasze dzieci w niewolników. Szlachetnie urodzony król czystej ghiscarskiej krwi mógłby sprawić, że miasto pogodzi się z twoimi rządami. W przeciwnym razie obawiam się, że twoje panowanie będzie się musiało zakończyć tak, jak się zaczęło. Krwią i ogniem.
Dany znowu przesunęła mięso na talerzu.
– A kogo według bogów Ghis powinnam wybrać na króla i małżonka ?
– Hizdahra zo Loraqa – odpowiedziała stanowczo Galazza Galare.
—Taniec ze smokami—
Zielona Gracja nigdy nie stawia ultimatum, zamiast tego zawsze prezentuje się jako postać kompromisowa, pragnąca wzmocnić pozycję Dany i zapewnić miastu dobrobyt. W rzeczywistości jednak to właśnie ona odgrywa kluczową rolę w realizacji żądań Synów Harpii. Nie należy przy tym przyjmować postulatów Galazzy Galare jako próby przykrycia prawdziwych intencji Synów Harpii. Przemawia za tym szczególnie troska o legitymizację władzy zarówno Daenerys, jak i Hizdahra. Zarówno Zielona Gracja, jak i Synowie Harpii byli zadowoleni z kompromisu…
– Tylko jeden drobiazg, Wasza Czcigodność – odparł Reznak. – Najlepiej by było, gdybyś dla uczczenia dnia swego wesela pozwoliła otworzyć areny. To byłby twój ślubny dar dla Hizdahra i dla kochającego cię ludu, znak, że zaakceptowałaś starożytne zwyczaje Meereen.
– Bogów również bardzo w ten sposób zadowolisz – dodała Zielona Gracja cichym a łagodnym tonem.
—Taniec ze smokami—
…co zresztą Gracja niemal wprost oznajmia ser Barristanowi.
– Jej Miłość oddała swą rękę szlachetnemu Hizdahrowi zo Loraqowi, uczyniła go swym królem i małżonkiem. Zgodziła się spełnić jego błagania i przywrócić śmiertelną sztukę. W zamian za to dał jej zatrute szarańcze.
– W zamian za to dał jej pokój. Nie odrzucaj go, ser. Pokój to bezcenna perła. Hizdahr jest Loraqiem. Nigdy nie skalałby rąk trucizną.
—Taniec ze smokami—
Oczywiście Galazza Galare, jako wytrawny gracz polityczny, zdaje też sobie sprawę z tego, iż zmieniające się okoliczności mogą dać jej sposobność do ugrania czegoś więcej.
– Powiedziano mi, że żadna ilość złota nie kupi wolności waszym ludziom. Może to uczynić jedynie krew smoków.
Ser Barristan spodziewał się takiej odpowiedzi, choć miał nadzieję usłyszeć inną. Zacisnął usta.
– Wiem, że nie takie słowa pragnąłeś usłyszeć – ciągnęła Galazza Galare. – Ale osobiście rozumiem ich. Smoki to przerażające bestie. Yunkai’i boją się ich… i nie możesz zaprzeczyć, że mają powód. Nasze kroniki mówią o władcach smoków ze straszliwej Valyrii i o zagładzie, jaką ściągnęli na lud Starego Ghis. Nawet twoja młoda królowa, słodka Daenerys, która zwała się Matką Smoków… widzieliśmy, jak spłonęła owego dnia na arenie… nawet ona nie była bezpieczna przed smoczym gniewem.
—Taniec ze smokami—
Zakładnicy
Tożsame cele Zielonej Gracji i Harpii nie muszą wszakże oznaczać, że mamy do czynienia z jedną osobą. Istnieje jednak ostatnia przesłanka, która dość jednoznacznie wskazuje na prawdziwą tożsamość Harpii. Jest nią kwestia zakładników.
– Nie brak ci wrogów, Wasza Miłość. Widzisz ich piramidy ze swego tarasu. Zhakowie, Hazkarowie, Ghazeenowie, Merreqowie, Loraqowie, wszystkie stare rody handlarzy niewolników. I Pahlowie, przede wszystkim oni.
—Taniec ze smokami—
Kolejne morderstwa dokonane przez Synów Harpii, a zarazem świadomość, iż rekrutują się oni z najstarszych rodów Meereen, skłoniły królową do działań. Daenerys wzięła zakładników – dzieci z każdego z największych rodów. Sugestia była oczywista. Gdyby Synowie Harpii nie zaprzestali ataków, ich dzieci zostałyby zabite.
A jednak Harpia nie powstrzymała kolejnych zamachów. Dlaczego? Czyżby szlachta Meereen nie przywiązała się do swych potomków? Moim zdaniem wyjaśnienie jest inne. Harpia wiedziała, że groźby wobec zakładników były blefem.
Po wzięciu zakładników miał miejsce kolejny atak, tym razem jego celem nie byli wszakże Nieskalani, a wyzwolone niewolnice. Następnego dnia Zielona Gracja sama poruszyła temat morderstw.
– Będę się modliła i składała ofiary. – Galazza Galare popijała wino, ale nie spuszczała wzroku z Dany. – Sztormy szaleją nie tylko na zewnątrz, lecz również w obrębie miejskich murów. Słyszałam, że nocą zginęli kolejni wyzwoleńcy.
– Trzy kobiety – te słowa zostawiły gorzki posmak w ustach królowej. – Tchórze włamali się do domu tkaczek, wyzwolenic, które nie skrzywdziły nikogo. One tylko robiły piękne rzeczy. Nad moim łóżkiem wisi gobelin, który od nich dostałam. Synowie Harpii zniszczyli ich krosna, a potem zgwałcili je i poderżnęli im gardła.
– Słyszeliśmy o tym. A mimo to Wasza Promienność znalazła odwagę, by odpowiedzieć na mord łaskawością. Nie skrzywdziłaś żadnego ze szlachetnie urodzonych dzieci, które są twoimi zakładnikami.
– Jak dotąd nie. – Dany polubiła młodych podopiecznych. Niektóre dzieci były nieśmiałe, a inne odważne, jedne słodkie, drugie ponure, ale wszystkie były niewinne. – Jeśli zabiję swoich podczaszych, kto będzie mi nalewał wina i podawał kolację? – zapytała, próbując obrócić sprawę w żart.
—Taniec ze smokami—
Znamienne jest, że Zielona Gracja nie daje za wygraną, ale próbuje wysondować opinię Daenerys na temat ewentualnej egzekucji.
Kapłanka się nie uśmiechnęła.
– Powiadają, że Golony Łeb chciał je rzucić na pożarcie twoim smokom. Życie za życie. Za każdą zabitą Mosiężną Bestię pragnie uśmiercić jedno dziecko.
Dany przesuwała jedzenie na talerzu. Nie śmiała spojrzeć na stojących obok Grazhara i Qezzę w obawie, że się rozpłacze. Golony Łeb ma twardsze serce niż ja.
– Synowie Harpii śmieją się w swych pałacach – oznajmił jej dziś rano Skahaz. – Co za pożytek z zakładników, jeśli nie chcesz pozbawić ich głów?
W jego oczach Dany była tylko słabą kobietą. Hazzea wystarczy. Co za pożytek z pokoju, jeśli trzeba za niego płacić krwią małych dzieci?
– Nie one są winne tych morderstw – poinformowała słabym głosem Zieloną Grację. – Nie chcę być królową–rzeźniczką.
—Taniec ze smokami—
Daenerys Targaryen, która nawet przed Barristanem i Skahazem udawała groźną i rozważającą tak straszliwe metody, odsłoniła się zupełnie przed inną kobietą. Odsłoniła się przed Harpią. Zdradziła swą słabość i ostatecznie pogrzebała szanse na złamanie władzy Wielkich Panów.
Szkoda, że Dany nie wzięła sobie do serca słów swego zausznika, Skahaza mo Kandaqa.
Kobiety nigdy nie zapominają. Nigdy nie wybaczają.
—Taniec ze smokami—
Spis wszystkich Szalonych Teorii.
a to niespodzianka
Jedna z niewielu szalonych teorii, których domyśliłem się w czasie lektury 🙂 Było dla mnie bardzo podejrzane, że ta babka przychodziła do Daenerys za każdym razem, gdy Synowie Harpii atakowali.
Ja liczyłem jednak na Daario
Ja też, to byłoby dobre rozwiązanie problemu Naharisa.
no nie sondze
Nie robisz czego?
Taka…. nijaka ta teoria. Już po nawiązaniach mitologicznych było pozamiatane. 😀
Jacy się robimy wybredni! 😀
A ja podejrzewałem, że Harpią okaże się tajemniczy „perfumowany seneszal” z jednej z wcześniejszych przepowiedni.
A ja tam myślę, że Daenerys wzorem innych smokowatych przywiązuje zbyt dużą wagę do przepowiedni i narobi w związku z tym niepotrzebnego rabanu.
Swoją drogą – czy ktoś się już zastanawiał czy w tych mitycznych trzech zdradach, które ją czekają, zamiast zostać zdradzoną nie będzie ona przypadkiem podmiotem zdradzającym? :F Ciężko tylko określić czy numer wykręcony w Astaporze to bardziej chciwość (za złoto) czy zemsta (za krew ciemiężonych niewolników). W każdym bądź razie, tak rażące naruszenia dobrych praktyk handlowych, spokojnie podchodzą pod zdradę. Mniej wątpliwości jest przy statkach Mopatisa. Tutaj o żadnej krwi nie może być mowy. Mamy jedynie zajumane statki wraz z ładunkiem. W sumie to chyba mamy nawet komplet bo „zdrada z miłości” to jeden z najmniej lubianych przez Viserysa tematów. Makao i po makao.
„Perfumowany seneszal” to brzmi trochę jak Varys.
Perfumowany seneszal brzmi jak kilka osób. I nawet jeden statek 🙂
Dla mnie ta teoria byłaby szalona, gdybym przeczytala ze Gracja nie jest harpia
DaeLu, zastanowiło mnie jedno. Jak traktuje się płeć smoka? Z Twojego tekstu – kontekst – zrozumiałam, że ludzie przywiązywali do niej dużą wagę. Tymczasem z wiedzy, jaką posiadłam do tej pory wynika, że nie przywiązywano do płci szczególnej uwagi, np tego smoka, na którym Velaryon odwiedziła Winterfell (nie pamiętam imienia) „uważało” się za samca, zamiast „był samcem”. W świecie Lodu i Ognia rzadko mówi się o którymkolwiek smoku jako o smoczycy, może to kwestia tłumacza, który imiona brzmiące jako męskie odbierał za należące do męskich smoków, ale ze smoczyc pamiętam tylko Srebrnoskrzydłą. Jak to z nimi było?
I mistrzuniu, prosiłam o tekst nt potencjalnego ślubu Rhaegara i Lyanny. Wiem, odpisałeś że najpierw chcesz zrealizować kilka innych tematów, a dopiero potem zastanowisz się czy napiszesz. Nie czuj się absolutnie popędzany, po prostu dużo ostatnio publikujesz (co się chwali!!) więc chcę się tylko przypomnieć, na wypadek gdybyś jednak chciał to napisać i po prostu zapomniał <3
Co do płci smoków, ostatni smok w Westeros, to była „Słaba i rachityczna smoczyca złożyła pięć jaj, które potem ród Targaryenów przechowywał niczym skarb.”
Jakoś nie utkwiło mi w pamięci, że „wielką uwagę poświęca się w książkach dwupłciowości smoków”… Szczerze mówiąc, dopiero w tej teorii spotkałam się z takowym sformułowaniem… Czy coś znaczącego przeoczyłam?
Syrax i Dreamfyre też były smoczycami – za http://awoiaf.westeros.org Także całkiem już w tym temacie pogubiona jestem…
Przeglądając dalej smoki na ww stronie – Meleys, Tessarion (Blue Queen), Moondancer, Shrykos a nawet Vhagar są podobno żeńskie…
Nie, chodziło mi raczej o to, że sam GRRM bardzo mocno podkreślił kwestię dwupłciowości smoków, wiążąc ją z przepowiednią o Księciu Którego Obiecano.
O ślubie nie zapomniałem 😉
Maester Aemon przed śmiercią kazał Samowi zapamiętać że u smoków nie ma czegoś jak płeć i dlatego Dany może być 'księciem którego obiecano’; chyba o to chodziło
Dokładnie tak.
pierwszy raz nie jestem zaskoczona 🙂
Gracja budziła moją niechęć od razu. Of course również podejrzenia. Jakkolwiek w związku z tym, iż wydaje się to oczywiste obawiam się, że autor nas zaskoczy.
ps. działania matematyczne są za trudne 😉 zgłaszam sprzeciw, albo wniosek…cokolwiek
Albo to, albo będziemy mieli masę spamu 🙁
Obliczę każdy wynik, więc i tak będziecie mieli masę spamu! 😀
Tak trochę „off topic”, aby zakończyć marzenia niektórych, że Tyrion jest smokiem:
„- Co widzisz w tych płomieniach?
– Smoki – odparł Moqorro w języku powszechnym Westeros. Mówił w nim bardzo
dobrze, niemal bez śladu akcentu. Z pewnością to był jeden z powodów, dla których
wielki kapłan Benerro wybrał właśnie jego, by zaniósł wiarę R’hllora do Daenerys
Targaryen. – Smoki stare i młode, prawdziwe i fałszywe, jasne i ciemne. A także ciebie.
Małego człowieczka, który rzuca wielki cień. Stoisz z gniewnym grymasem na twarzy
pośrodku tego wszystkiego.”
Tyrion nie jest Targarienem, ale jako jedyny poznał całą trójkę. Jego rola sprowadzi się raczej do połączenia/pogodzenia Dany, Jona i Aegona.
Zastanawia mnie, dlaczego tak często przywoływany jest cień Tyriona. Można o tym przeczytać na samym początku GoT – w Winterfell, w rozmowie o władzy z Varysem i teraz w przytoczonym przez enjolrasa fragmencie. Jeśli cienie faktycznie są sługami R’hllora (choć to nieco podejrzane, bo cień to przecież miejsce, w które nie dociera światło) to jaki jest związek Tyriona z Panem Światła? I dlaczego Tyrion rzuca wielkie cienie, a Stannis w wizji Dany nie ma cienia w ogóle?
To ja również offtopowo: Zastanawiam się nad znaczeniem (bądź jego brakiem) tak dużej ilości zmarłych matek.
Wcześniej nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale ostatnio przeczytałam, że odsetek śmierci przy porodzie wśród średniowiecznych europejskich królowych, był bardzo podobny do tego jaki jest obecnie. Masowo umierały kobiety nisko urodzone, głównie z powodu utraty krwi związanej z anemią. A wiele kobiet miało anemię, ponieważ zbyt rzadko jadały bogate w żelazo mięso. Ten problem nie dotyczył rzecz jasna wysoko urodzonych, stąd też w miarę niska śmiertelność.
No więc zastanawiam się, dlaczego aż tyle szlachetnie urodzonych matek głównych bohaterów umarło. To ma jakiś związek z tym, że są to najważniejsi bohaterowie? Po prostu Martin uznał, że te postaci będą lepiej ukształtowane ze zmarłymi przy porodzie matkami? A może po prostu nie zdawał sobie sprawy, że wysoka umieralność dotyczyła tylko nisko urodzonych?
Tyrion, Daenerys, Jon. Czy było więcej dzieci, których matki umarły przy porodzie?
No właśnie oni – jedne z najważniejszych postaci. Główni kandydaci na trzy głowy smoka. Dlatego myślę, że to dosyć istotne wyróżnienie od pozostałych osób.
można wziąć pod uwagę okoliczności porodu: Tyrion porozrywał matkę zdeformowanym ciałem, przy pozostałych dwóch porodach okoliczności były stresujące i niezbyt sprzyjające spokojnemu i poprawnie przebiegającemu porodowi. do tego brak matek Jona i Dany jest istotny fabularnie – bez nich cała historia lepiej się klei
Głównie odnosiłem się do frazy „aż tyle szlachetnie urodzonych matek”. Jeśli rozpatrujemy wyłącznie głównych bohaterów – oczywiście, że tak. Ale w statystyce szlachectwa umieralność przy porodzie jest zaskakująco niska. Nie ma nawet wzmianki, by komuś przy porodzie zmarła matka – i to niezależnie od pochodzenia.
Czy te 3 postacie wyróżniono ze względu na 3 głowy smoka? Nie mam pojęcia. Byłoby to wyjątkowo trywialne jak na Martina. Ale kto wie? 😀
Tyrion miał nienaturalnie wielką głowę, przez co rozerwał Joanne, Rhaella miała już swoje lata i jednak rodziła w momencie nie za bardzo sprzyjającym porodowi, a Lyanna umarła, bo miała pecha(albo nie umarła 😉 )
Wiele kobiet z dynastii Targaryenow – juz w samym oierwszym tomie ”Ogien i krew” mamy zmarla krolowa Alysse (chociaz ona w chwili smierci miala juz 46 lat, a jej corka przezyla), jej dwie wnuczki: imienniczka Alyssa (przy swoim trzecim porodzie) i Daella (przy pierwszym) i, jesli sie nie myle, Jocelyn Baratheon ( albo jej corka Rhaenys, nie jestem do konca pewna).
Poza tym jest bardzo duza smiertelnosc niemowlat, co tez moze dziwic.
„ostatnio przeczytałam, że odsetek śmierci przy porodzie wśród średniowiecznych europejskich królowych, był bardzo podobny do tego jaki jest obecnie.”
No nie wiem. Z jednej strony jak kobieta rodzi w wieku 20 lat, to wiadomo, że ryzyko powikłań jest mniejsze, niż gdy robi to w wieku lat 40… Ale z drugiej strony bez antybiotyków to sepsa musiała zbierać krwawe żniwo. Tak więc mam pewne wątpliwości.
Za to na pewno (i tu mamy dane statystyczne) najgorzej pod tym względem było w XIX wieku. Rewolucja przemysłowa wywołała skokowy przyrost ludności miast. Miasta stały się siedliskiem chorób, a medycyna po prostu nie nadążała. Teoria o bakteryjnym pochodzeniu chorób przyjęła się dopiero w drugiej połowie XIX wieku, do tego czasu lekarze nawet rąk przed operacjami nie myli. Upowszechnienie się w miarę współczesnych reguł higieny to dopiero kwestia przełomu XIX i XX wieku. Więc rzeczywiście umieralność matek podczas porodów była wtedy ogromna. Przypuszczam, że to właśnie stąd wziął się w tak wielu XIX-wiecznych bajkach motyw złej macochy. Śmierć matki musiała być problemem, który realnie dotykał bardzo wiele dzieci.
Cześć wszystkim 🙂 jestem tu nowa i przewertowałam wszystkie teorie od deski do deski, włącznie z komentarzami. Minęło dość sporo czasu od dyskusji pod tą Teorią, stąd nie spodziewam się zbyt dużego odzewu na mój komentarz, ale pomimo tego włączę swoje trzy grosze.
Nie będę się wymądrzać na temat wskaźników śmiertelności w średniowieczu i obecnie, gdyż nie posiadam takich informacji, ale chciałabym zaznaczyć, że śmierć przy porodzie to nie to samo co śmierć w połogu. Śmierć podczas porodu to faktycznie jest np. przypadek Joanny Lannister, gdzie komplikacje były spowodowane rozmiarem głowy dziecka, czy śmierć z wykrwawienia, która następuje w wyniku utraty dużej ilości krwi podczas porodu, a tym samym jest powikłaniem porodu. Natomiast śmierć z powodu sepsy, co zostało przytoczone przez DaeLa to według mnie już bardziej śmierć podczas połogu, ponieważ zakażenie musi się rozwijać przez pewien czas zanim zabije taką matkę. A po zakończeniu porodu zaczyna się okres połogu, który trwa około 6 tygodni, więc śmierć w tym czasie jest śmiercią podczas połogu, niezależnie z jakiej przyczyny. Nie wiem, czy mam rację, ponieważ Pieśń czytałam już dawno, ale wydaje mi się, że tam mogło występować to rozróżnienie, wydaje mi się, że pojawiło się tam sformułowanie, że jakaś kobieta umarła przez powikłania w połogu, kilka tygodni po porodzie. Więc pytanie, jak odnieść to do śmiertelności kobiet przy porodzie, ponieważ faktycznie przy samym porodzie nie musiało umierać aż tak dużo kobiet, natomiast śmiertelność w połogu to zupełnie inna historia. Mam nadzieję, że nie przynudzam za bardzo i się nie czepiam, ale jako osoba obeznana z biologią i medycyną rzuciła mi się w oczy ta drobna nieścisłość.
Takie małe pytanie.Od którego sezonu serialu zacząć oglądać po przeczytaniu książek?
Teoretycznie od 5, bo w nim zaczynaja juz mocno odbiegać od książek, choc i wcześniej pojawiają się drobne zmiany.
Jednak polecam zacząć od początku, chocby dlatego, ze pierwsze 4 sezony są po prostu lepsze niz 5 i 6. Warto dla samych aktorów! 🙂
Od początku. Pierwszy sezon jest najlepszy.
Pierwszy najlepszy, bo niewiele zdarzeń zmienili w stosunku do książki. Niektóre nawet fajnie wypadły jak walka Neda z Jaimem, chociaż wydaje mi się, że normalnie Jaime powinien dość łatwo pokonać Neda. Z ważnych rzeczy nie pokazali tylko myśli Neda o Lyannie i „Obiecaj mi, Ned”.
Mnie najbardziej interesuje kto będzie w epilogu SoW (Ned? :D)
SoW? A od czego to skrót? 🙂
Chodzi zapewne o ostatni rozdział Snu o Wiośnie. Jak dla mnie to będą w nim Wędrowcy albo Dzieci Lasu. 😀
może SoW nie będzie miał epilogu i co wtedy? xD
No chyba, że :v Ja jak pisze skróty tytułów tomów Pieśni to zawsze mam w głowie inicjały z angielskiego tytułów, lepiej wyglądają 🙂
Biorąc pod uwagę szybkość z jaką postępują prace nad PLiO to Sen o wiośnie nie będzie miał epilogu, bo Martin nie zdąży go napisać. Nie, żebym narzekał na niego, ale on już ma swoje lata
Jest na to sposób 😉
epilog będzie wtedy wyglądał tak „i wtedy Ned się obudził”
lepszy byłby bran ale koncepcja super 😛
dobra teoria, szkoda tylko, że Galazza Galare została pominięta w serialu.
DaeLu, rozpieszczasz nas ostatnio artykułami, oby tak dalej!
Też podejrzewałam Grację, no niesamowite, że akurat pojawiała się u Danki tuż tuż po atakach stronnictwa Harpii… A nawiązanie do mitologii przekonało mnie totalnie. Szkoda, że Dany nie zna mitów Greków i Rzymian 😉 Może wiedza powstrzymałaby ją przed podejmowaniem kolejnych i kolejnych błędnych decyzji…
Chciałabym jednak poruszyć dwa offtopy, ponieważ jak już pisałam pod inną szaloną teorią czytam od nowa całą sagę i co chwilę coś mi się rzuca w oczy… mianowicie:
1) Brienne wybierając sobie tarczę ze zbrojowni rodzinnej sięga po taką starą, z odłażącą farbą, ale mniej więcej można zobaczyć, że widnieje na niej drzewo (wiąz) ze spadającą gwiazdą nad koroną – herb wybrany przez ser Duncana Wysokiego, bohatera Rycerza Siedmiu Królestw (polecam gorąco do czytania!). Dziewka każe ją odmalować pewnej kobiecie (Duncanowi tarczę malowała również niewiasta, na którą swoją drogą leciał jak popaprany, widocznie jarała go gorąca dornijska krew ;)), z prośbą o zachowanie herbu. Poza tym gdy Brienne w swojej tułaczce spotyka dwóch wędrownych rycerzy i przyłącza się do ich ogniska, noc spędza pod drzewem WIĄZU. Przypadek? Nie sądzę 🙂 Myślę, że to wszystko złożone razem rozwiewa wszelkie wątpliwości czy ser Duncan był czy nie był przodkiem naszej Ślicznotki z Tarth. Pomijam już oczywiście podobieństwo fizyczne.
2) Czerwony kapłan Moqorro ma na twarzy tatuaże płomieni oznaczające, że był niewolnikiem sprzedanym do świątyni R’hllora. Nie pamiętam jak to było z Thorosem z Myr, ale chyba ani on, ani Melisandre (tu jestem pewna na 100%) tego tatuażu nie ma. Wiadomo z książki, że Melka również została sprzedana w niewolę (jako mała dziewczynka). No to o co chodzi z tymi dziarami?
1. To chyba nawet Martin potwierdził.
2. Zapewne Melka została kupiona nie w Volantis, gdzie niewolnikom robi się tatuaże, a w jakimś innym mieście (Lys, jak by wynikało z teorii DaeLa).
Z tą Brienne to rzeczywiście takie trochę oczywistości, ale dumna z siebie jestem, że czytam wnikliwiej, wiesz o co chodzi 😀
A no to miałoby sens, umknęło mi, że inne miasta (chyba?) nie robią tatuaży niewolnikom… Dzięki 🙂
1. Zdecydowanie tak. Paralel jest jeszcze więcej. Chciałem nawet o tym napisać, ale to zdecydowanie nie jest szalona teoria. To bardzo rozsądna teoria 🙂
2. Jak słusznie zauważyła Lya – tatuaże robią niewolnikom tylko w Volantis. Stąd też ma je Moqorro i Plama, a Melka nie (chociaż ona by pewnie i tak umiała je zamaskować).
no przecież liczę, mam wyjście? 🙂 w komputerze w końcu jest kalkulator 😉
Ale napisałam to powyżej…….miało być w innym miejscu.
DaeL a nie odpowiedziałeś na komentarz w wątku o magicznej zbroi ;(
Spokojnie, DaeL jest tylko człowiekiem. Bądź cierpliwy a będzie odpowiedź.
*Cierpliwa, przecież to dziewczynka nie ma imienia! 😀
Radziłbym ponowić ten komentarz tutaj. Kto zagląda do starych wątków? xd
Robię przegląd komentarzy pod starymi tekstami raz w tygodniu. Więc cierpliwości 🙂
Tak cierpliwa 🙂 Pan Fiszka bardzo spostrzegawczy. Ale Jonie nie gniewam się. Nie pierwsza osoba mi płeć zmienia. Ktoś tu pisał już wcześniej…gender jest wszędzie 🙂
Muszę być spostrzegawczy, gdyż to nawet ja pisałem o gender, bo ze względu na nick także i mnie zmieniają płeć. 😀
PS: http://www.filmweb.pl/quiz/Kim+jeste%C5%9B+w+%22Grze+o+Tron%22-196 – jeśli kogoś zainteresuje, to nawet sympatyczny quiz. 😛
Melisandre.
Mam fajne cycki ( ͡° ͜ʖ ͡°) (do czasu)
Arya Stark????
nie no, sanse mi wylosowało, czy może byc cos bardziej upokarzającego dla mężczyzny? jak mogli mnie porównać do tej tępej dzidy ;/
Może. Jon Snow. xD
Ja zostałem Aryą. Opis trafny, sama postać może niekoniecznie. 😀
Lorem Ipsum a gdybyś został Samem?
Sam przynajmniej jest mądry 😀 a zbędne kilo bym spalił
No a mnie wyszedł Tyrion… 😐
Wyszedł mi Ramsay Bolton, ble
Gdzie ten Gendry :/ ? Myślałem że łódką odpłynął.
jestem samwellem tarlym, ups
Przyszła mi ostatnio do głowy taka teoria (nie wiem czy już była) odnośnie wyklucia smoków. Otóż, jak wiemy Dany wykluła swoje smoki w ogniu stosu pogrzebowego Khala Drogo. Ale czy faktycznie do wyklucia potrzeby jest ognień, albo nawet Targaryen? Biorąc pod uwagę słowa Melisandre odnośnie obudzenia „Kamiennego Smoka” za pomocą bękarta króla Roberta doszedłem do wniosku, że do ożywienia smoków potrzeba krwi królewskiej. Jak wiemy smoki pochodzą od ludzi z królewską krwią: od Viserysa, czyli spadkobiercy korony, Khala Drogo, który był swego rodzaju królem, oraz syna Droga i Dany, w którym płynęła krew ich obojgu. Według mnie każdy znający odpowiednie zaklęcia(Miraz Maz Dur) i posiadający ofiarę z królewskiego rodu jest w stanie obudzić smoka. Co o tym sądzicie?
Gdyby to było takie proste, to myślę, że Bloodraven by na to wpadł. Miał przecież pod ręką Daemona II Blackfyre.
Wydaje mi się, że musiało „zagrać” więcej czynników. Magia, krew, ofiary, ogień… być może kometa też miała znaczenie.
Ja nie wiem czy dobrze myślę, więc najpierw się zapytam. W filmie krew do pijawek dał bękart Roberta. A w książce ? Nie pamiętam.
W książce dał również bękart Roberta, ten zabrany z Końca Burzy.
tak mi się wydawało. Nie byłam pewna. Zatem ja Melce bym nie wierzyła w to co opowiada. Nie wierzę w moc krwi Roberta. To nie był król z królów, tylko „uzurpator”. Zdarzył się na tronie taki i tyle. Gdyby jego krew miała faktyczną moc, to sam fakt spalenia pijawek już powinien ukatrupić trzech konkurentów Stannisa. A tymczasem każdy z nich zginął z konkretnej przyczyny. Nie była to magia pijawek. Dwie osoby zginęły w ręki człowieka, trzeciego zabił cień. Gdyby faktycznie pijawki miały moc, po co Melisandre miałaby rodzić Stannisowi zabójcę brata? Abstrahując od Pana Światła (bo na pewno jest, coś knuje i odegra jakąś rolę) uważam, że Melisandre trochę uprawia kuglarstwo. Takim też przykładem jest podrabiany miecz Stannisa. Zapewne Melka ma rację opowiadając o mitologii wywodzącej się z jej wierzeń, ale jeśli mówi o konkretnych wydarzeniach osobach, postaciach i ich rolach, to słabo wypada z tą swoją wiarygodnością. Takie mam zdanie.
A to nie było tak, że tymi pijawkami ukatrupili Robba, Balona i Joffreya? Renly chyba zginął wcześniej. Wydaje mi się, że pijawki to była prawdziwa, skuteczna magia krwi. Za to nie jestem pewna, czy jest ona oficjalnie częścią religii R’hlora.
To samo dotyczy cienii – czy ktoś może pamięta, żeby Thoros albo Moqorro, albo dowolny inny kapłan również używał cieni? Tak jak napisałam troszkę wyżej, wydaje mi się podejrzane, żeby cień – miejsce w które nie dociera światło- miał być sługą R’hlora, Pana Światła. Zawsze czytając wypowiedzi Melki o cieniach odnosiłam wrażenie, że jakoś stara się usprawiedliwić włączenie do swojej religii przydatnej dla niej magii.
Zwłaszcza, że magią cieni oraz magią krwi posługiwała się również Mirri Maz Durr, wyznawczyni całkiem innej religii. I obie zdobyły tą wiedzę w Ashaii
cień zabił kogo według ciebie? Joffa, Robba czy Balona? xD
cień zabijający Renlego był wcześniej w starciu królów, a pijawki w nawałnicy mieczy 🙂
Hmm, tylko pijawki „zabiły” Robba, Balona i Joffreya, a cienie Melka nasłała wcześniej na Renly’ego i tego rycerza, który bronił Końca Burzy. Nadal ofiary umarły z konkretnej przyczyny (Robb zabity przez Lannisterów, Boltonów i Freyów, Balon przez Eurona, a Joff przez Tyrellów), chociaż jest to też intrygujący przypadek, że akurat ta trójka się przekręciła. Chociaż wiadomo – uzurpowanie prawa do tronu tworzy wrogów. Myślę, że nie da się jednoznacznie powiedzieć, czy to czary mary z pijawkami faktycznie przyczyniło się do śmierci królów. Wszystko jest kwestią wiary 😀
Co do Melki to mam podobne zdanie. Nie najlepiej jej idzie to czytanie z płomieni 😛
Lady Aguś piszesz: „Tak jak napisałam troszkę wyżej, wydaje mi się podejrzane, żeby cień – miejsce w które nie dociera światło- miał być sługą R’hlora, Pana Światła”
Tak mi się kojarzy, że cień też jest wtedy gdy się stanie przy ognisku. Cienie są zatem uwarunkowane, albo może lepiej napisać, że związane z ogniem. Ale nie wiem….ktoś może kojarzy coś? Wydaje mi się, że Melisandre coś o tym mówiła….pokręciłam?
No właśnie to jest mniej więcej „linia obrony” Melisandre: Cienie powstają wtedy gdy jest światło, im jaśniejszy płomień tym głębsze cienie, cienie są dziećmi światłą, itd.
Ale mi się to po prostu nie podoba i mam takie wrażenie, że Melka mówi o tych cieniach w ten sposób po to, by usprawiedliwić używanie magii pochodzącej z Ashaji. Magii, nie mającej nic wspólnego z religią R’hlora, ale za to przydatnej dla Melisandre.
Nie wykluczam też, że Melka nie robi tego w złej wierze, nie sprzeciwia się naumyslnie naukom swojej religii. Po prostu kiedy poznała magię cieni przeinterpretowała wszystko tak, że sama siebie przekonała, że cienie są słuszne i zgodne z jej wiarą.
Absolutnie nie kwestionując tego co piszesz, bo jest w tym jak najbardziej logika, to zastanawiam się czy to aby Bóg Melki nie jest złą istotą. Takie założenie by pasowało do tego, że ma takich sługusów. Światło nam się kojarzy z dobrem, ale czy aby na pewno Rhlor to dobra istota? Ja czytając książkę ciągle miałam wątpliwości.
Z R’hlorem to jest tak, że wszystko zależy na którego kapłana popatrzysz:
-bóg Thorosa z Myr jest naprawdę dobry i potężny, wskrzesza, sprzyja obrońcom prostych ludzi, itd.
-bóg większości kapłanów z Essos wydaje się być dobry i bez wątpienia upatrzył sobie Dany jaką swoją wybrańczynię (? – głupio brzmi, ale wybranka sugeruje romantyczne znaczenie)
-bóg Melisandre sankcjonuje palenie ludzi, magię krwi i cienie. Nie jest sympatyczny, za to potężny
Która wersja jest najbliższa prawdzie? Chyba nie da się stwierdzić, chociaż ja osobiście skłaniałabym się ku wersji z Essos (wliczając Myryjskiego kapłana z Westeros), a Melkę oskarżyłabym o herezję.
@Lady Aguś
Kwestia PR-u. Ta Wybrańczyni Daenerys przez większość Essos jest traktowana jak najeźdźca. Jak już powróci do Westeros, to w Essos powróci stary porządek, przy czym kilka miast zostanie zniszczonych, a najwięcej ofiar będzie wśród niewolników, którym chciała pomóc.
A teraz wyobraź sobie historię o Wędrowcach, którzy chcą ofiarować ludziom nieśmiertelność, ale Ci wzbraniają się przed tym darem, budują Mur i zabijają swoich ofiarodawców. Koszmar.
~~~~~żart religijny:
Prawie tak samo, jak Żydzi postąpili z Jezusem. 😀
Gra o Tron. Nie pamiętam, który rozdział. Komu kibicuje się w bitwie przedstawionej z perspektywy Tyriona? Przypomnę, że przeciwnikami są ludzie z Północy. 😛
Kilka wątpliwości.
1. Czy na pewno nie wpływa na nas Gothic, gdzie mieliśmy runy wody, ognia oraz nekromantów? Nie jestem przekonany, czy magia przynależy do określonych bóstw, czy też po prostu jest.
2. Cienie rzeczywiście nie istnieją bez światła. Ale to jeszcze nie oznacza, że są pod jego władzą. Czymże byłaby radość, gdyby nie było smutku? Heraklit wskazałby na typową dychotomię bóstw. Mielibyśmy więc Pana Cieni, który nie istnieje bez Pana Światła. I odwrotnie. Bardzo wyświechtany motyw.
3. W Asshai są wyznawcy R’hlora. Ale ilu? Jaka religia tam dominuje?
No właśnie czym byłaby radość bez smutku? Czym byłby Rhlor bez Wielkiego Innego?
3. Nie wiadomo do końca. Na pewno w Asshai są też inne religie – na przykład ten dziwnie trącący satanizmem kult tego kozła z Qohoru 🙂
Moim zdaniem Melka po prostu miała wizję śmierci Robba, Balona i Joffreya (nic nadzwyczajnego, Plama i Danka też mieli wizje) i odstawiła teatrzyk, żeby przekonać Stannisa, iż Edrica trzeba będzie zabić. Bo na tym jej zależało, to miała być prawdziwa ofiara. Ale nic w tych pijawkach nie miało sensu. Nagle, w tym jednym wypadku użycie magii na ogromną skalę nie miało realnej ceny. Ot, siup, parę pijaweczek i już nie ma trzech osób. Kompletnie się to też nie „skaluje” z wszystkim innym co wiemy o magii krwi i wszystkim innym co wiemy o ofiarach.
No właśnie macie rację jak nic. Pokręciłam. Głupia ja.
Ale faktycznie cała trójka nie zginęła przypadkiem. Na to wygląda przynajmniej. Dlatego nie wierzę w te pijawki. Nie zrozumcie mnie źle. Nie deprecjonuję magii jako takiej. Deprecjonuję krew Roberta. To znaczy moc owej krwi. Podważam też po części wiarygodność samej Melki. Miecz na bank był oszustwem. Ona sama musiała o tym wiedzieć. Na pewno Melisandre zna magiczne sztuczki. Ale wydaje mi się, że zajmuje się też kuglarstwem. Takie mam poczucie, że sprytnie i efektownie oszukuje ludzi. Takie też mam wrażenie jak Wilku: nie bardzo to czytanie z płoniemi jej idzie. Tylko mam wątpliwości. Nie wiem czy ona źle interpretuje czy tylko opowiada o interpretacjach a w rzeczywistości widzi co innego. Może ona po prostu manipuluje ludźmi. Być może ma jakiś cel…tajną misję, ukryte zamiary, które są jeszcze nieznane.
Mamy POV Melisandre. Przecież przez myśl by jej kiedyś przemknęło, że robi Stannisa w konia, a jedynie często jest poirytowana tym, że nie widzi tam swojego boskiego Stannisa, jeno Snow. 😀
Super spostrzeżenie. Ponawiam komplement. Czyli mogłoby to sugerować, że jest raczej naiwna a nie zła. Tak by było lepiej. Ostatecznie to lubię jej postać, mimo, że uparcie ludzi pali. Ale czy wiadomo co Melka myśli o podrabianym mieczu Stannnisa?
Osobiście odnoszę wrażenie, że magia krwi jednak ma podstawy, by działać, co nie znaczy, że działa. Robert Baratheon był wnukiem Rhaelle Targaryen, a w PLiO to krew Targów uznaje się za królewską, jako że to nią chwalą się postaci z ósmego planu, pragnąc zaistnieć – co oznacza, że Baratheonowie pochodzący od tej księżniczki mają w sobie królewską krew. Także teoretycznie krew Edrica powinna zadziałać (miło by było jednak, gdyby wyjaśniono, jakim sposobem czyjś podbój automatycznie czyni jego krew swego rodzaju lepszą od innych).
Melissandre wydaje się składać odpowiedzialność za śmierć Joffa, Balona i Robba na swego czerwonego boga, a poprzez akty wskrzeszenia tych czy innych postaci wiemy, że R’hllor faktycznie ma pewien zakres mocy. Ale nasza kapłanka nie zawsze para się prawdziwą magią, czasem ucieka się do sztuczek (fałszywy Światłonośca, podrabiany Grzechocząca Koszula). Miły staruszek z Braavos twierdzi, że i te umiejętności się przydają, kiedy zachodzi taka potrzeba. Może więc Mel po prostu zobaczyła śmierć tych trzech królów w płomieniach, a pijawki były przedstawieniem dla Stannisa, by uwierzył w moc R’hllora? Bo przecież każda z tych śmierci była konsekwencją oddziaływania na siebie wielu czynników, których źródła istniały zanim pijawki utoczyły Edricowi trochę krwi.
A jeżeli chodzi jej o sam fakt uśmiercenia konkretnych osób? Palenia są powszechne na dworze Stannisa, ale o ile dobrze pamiętam, głównie zajmują się tym ludzie królowej, a Melissandre upiera się tylko na osoby królewskiej krwi. Edric, syn Mance’a, jeśli przewidywania są prawdziwe, również Shireen… To wszystko są potencjalni pretendenci do tronu, nawet jeśli szanse dwóch pierwszych są nikłe. Shireen była bezpieczna, dopóki Mel nie zwątpiła, że Stannis jest Azorem Ahai, a teraz? Czyżby Azor Ahai miał według niej rządzić Westeros, a ona zwyczajnie usuwa konkurencję, gdzie tylko ma taką możliwość? Nie ma to jak zapalona popleczniczka (gra słów jak najbardziej zamierzona) 😉
Jeśli wskrzesi Jona, a potem moje przypuszczenia okażą się prawdziwe i on też nie będzie AA, lepiej, żeby miał dobrego konia, i zwiewał przed stosem, póki czas 😛
A może nie chodzi o krew królewską, tylko Valyriańską? To by nawet pasowało – Ogień (palenia) i Krew. Tak jak w dewizie Targaryenów i na smoczym rogu Eurona.
Też mi przeszło to przez myśl, dopóki Val nie przypomniała o dziecku Mance’a.
Ale to tylko Mel uważa, że dziecko Mance’a jest królewskiej krwi 😉 osobiście nie uważam jej za nieomylną, szczególnie, gdy się na coś napali 😉
Gdzieś widziałem teorię, że Rhaegar żyje, uciekał za Mur i jest Mancem. xd
Wszystko się zgadza, jego syn jest królewskiej krwi! 😀
A to łotr, trzeciej żony mu się zachciało? 🙂 Niewyżyte to jakieś, jeszcze w tym wieku… może jest spokrewniony z Walderem Freyem Seniorem?
Cienie bez światła nie istnieją. Potrzeba go by wytworzyc cień. Slyszal ktos o cieniach w ciemności?
Czy istnieje śmierć bez życia? Czy martwi są sługami Pana Życia, czy raczej Pana Śmierci? 😀
chodziło mi o to, że tak to chyba tłumaczyła Melka Davosowi.
Dokładnie tak. I tak jak zauważył Fiszka, można to bardzo łatwo podważyć. Zwłaszcza, że cień, to przecież mały kawałek ciemności otoczony światłem. Dlatego myślę, że Melka dorobiła sobie ten fragment o cieniach by usprawiedliwić magię, którą się posługuje.
Nie wiem gdzie odpowiadać, bo dyskusja się rozrosła, więc napiszę tutaj, może ktoś przeczyta
Ej! A gdzie reszta komentarza?
Dobra napiszę jeszcze raz.
Generalnie to pisałam to samo co Val, która mnie ubiegła. Czyli, że Edric był prawnukiem Rhaelle, więc krew mogła zadziałać, ale ja osobiście uważam, że Mel zobaczyła śmierć uzurpatorów w płomieniach. Potem odstawiła tą całą szopkę z pijawkami, żeby Stannis uwierzył w jej moc.
Najmocniej przepraszam 🙂
Jestem dopiero na etapie „Nawałnicy mieczy: stal i śnieg”, więc nie wiem czy moja poniższa teoria jest rozwiązana. Otóż, pod Pięścią Pierwszych Ludzi Jon znalazł smocze szkło i stary róg, który przekazał Samowi. Niby nic niezwykłego, ale Ygritte mowiła Jonowi, że w Mlecznej Wodzie szukali rogu, który ma pomóc w zburzeniu muru. Jak myślicie, czy może być to ten sam artefakt? Może Benjen dowiedział się o planach Manca i ukradł róg i schował?
Nic więcej o tym rogu nie wiadomo, ale sprawa jest podejrzana. Też przypuszczam, że to mógł być Benjen. Sprawę przesądza czarny płaszcz – wilgotny, ale w bardzo dobrym stanie (bez grzybów czy śladów rozkładu materiału). Ja wiem, że na mrozie mógł leżeć dość długo, ale jednak o wiele bardziej prawdopodobne jest, że płaszcz należał do Benjena niż kogoś żyjącego setki lat wcześniej.
Absolutnie wszystko pasuje. Lis farbowany. Syna sobie nawet przygarnął, bo niby kity łykał o zmianie stron. ………. a w rzeczywistości krew nie woda…….
znowu źle napisałam. Miało być w innym miejscu.
do tego: „Rhaegar żyje, uciekał za Mur i jest Mancem”
Skoro tu się przeniósł Mance: broń, o Wielki Inny, bym został zwolennikiem tej chorej teorii, ale:
– podobno Mance został przygarnięty do Wron jako mały chłopiec (syn Dzikiej, więc całe życie przy Murze)
– Jon był zaskoczony, jakim cudem Mance zna tyle pieśni z Południa (nawet Żonę Dornijczyka!)
No właśnie, skąd? Czyżby za Murem było tylu bardów dezerterów z każdej części Westeros, którzy mogliby go przyuczać? I kiedy miałby odkryć swój muzyczny talent? 😀
No ale parę razy za ten Mur przechodził. Na łaził na różne imprezy, to musiał bardów spotkać.
No właśnie, a czy Rhaegar nie miał talentu muzycznego? Coś tam chyba śpiewał Lyannie przed turniejem, a ona płakała, tak? A Elia to skąd była? Pewnie od niej podłapał.
Hiihi. DaeL nieobecny. Kota nie ma myszy harcują. Będzie kolejna szalona teoria. 😉
Bard który był przy uchwyceniu Tyriona prze panią Stark też umiał śpiewać. OMG to musi być Rhaegal bo umie śpiewać. Teraz wszystko jasne. Proszę was to o niczym nie świadczy. Na mur mógł trafić każdy. Jon nawet wysłał jednego barda na południe(już nie żyje) aby śpiewał o północy. Zwykli kryminaliści też pewnie znali parę piosenek(zdziwiłbym się gdyby nie). Jeden z zamków miał port do którego przybijały statki a tam marynarze którzy pewnie też coś potrafili. Ten argument nie ma sensu. Śpiew nie jest jakimś wielkim znakiem wyróżniającym. Blizna w kształcie koniczyny, brak np dwóch konkretnych palców, znajomość Vallyrianskiego. To są rzeczy które zmusiły by mnie do zastanowienia. To co robicie to szukanie potwierdzeń teorii na siłę. I jeszcze jedno ,ponieważ Elia była z Dorne to znaczy że tylko ona mogła nauczyć Rhaegara tej piosenki??? Rozumiem ,że to są szalone teorie ale jakieś sensowne argumenty. Zaskoczę Cię ale nie tylko w Dorne śpiewano tą piosenkę. To tak jakby powiedzieć że na weselu u Freyów musiał tydzień wcześniej być Tywin aby nauczyć ich ” The Rians of Castamere” bo piosenka jest z zachodu i bardowie Freyów nie mieli prawa jej znać.
Pomijając zbędny potok słów i niezrozumienie konwencji rozmowy:
– Marillion podróżował po całych 7 Królestwach i zajmował się śpiewaniem po karczmach (czasem trafił się zamek) za jedzenie i nocleg)
– Dareon z Wron był śpiewakiem z Reach. Szkolony w Goldengrove. Śpiewał Wronom przy kolacjach, więc Jon znał jego możliwości oraz repertuar
I nagle okazuje się, że dzieciak Dzikiej, jako niedorostek przyjęty do Wron, zna więcej pieśni od zawodowców? Kto go nauczył? Raczej nikt z Dzikich, nie byliby wtedy tak porwani jego śpiewem. Co to za urok, jeśli każdy za Murem znałby te pieśni? Może uczył go Qhorin, gdy jeszcze był dwuręki? 😀
Więcej pieśni? Skąd żeś to wziął bo jakoś sobie takiego nie przypominam( pamiętam że śpiewał tylko żonę dornijczyka, dzicy śpiewali również o ostatnim olbrzymie ale tam Króla nie było). Książki pod ręką nie mam więc nie jestem pewien. Sam napisałeś „I nagle okazuje się, że dzieciak Dzikiej, jako niedorostek przyjęty do Wron, zna więcej pieśni od zawodowców?” więc przyznajesz że jest synem dzikiej a nie jest Rhaegalem. Później argumentujesz że to nie możliwe aby znał te pieśni. Więc w końcu jak? Zna je dzięki magi? W tajemniczy sposób poszedł do Goldengrove i tam się uczył 😀 ? Załóżmy że Rhaegal podszył się się pod Mance za murem kiedy ten już nie żył. Egzekucja była publiczna. Nie wierze że nikt nie zadał sobie pytania ” jakoś dziwnie ten Mance wygląda” albo „Dziwne, podobny do tego smoczego księcia”
Kahn dalej nie rozumiesz, że to żarty były? Uważna lektura pozwoli zauważyć, że Fiszka nie jest zwolennikiem tej teorii. Spójrz na uśmieszki, żarciki, a także emotki puszczające oczko. Spójrz dokładnie co Fiszka napisał.
No i żartobliwa teoria musi przerodzić się w wykład z logiki:
– gdybym napisał „jakim cudem zwykły grabarz potrafi tak dobrze walczyć?” uznałbyś, że wykluczam, iż jest on Sandorem? Taki zabieg oznacza poddanie w wątpliwość, a nie potwierdzenie tożsamości. Przeczytaj ponownie, może załapiesz. 😀
– nie masz pod ręką książek, ale masz moje komentarze – znajdź fragment, w którym piszę, iż Mance to Rhaegar. Nawet pomogę, i skopiuję wycinek swojej wypowiedzi: „broń, o Wielki Inny, bym został zwolennikiem tej chorej teorii”. Ojej, ale zaskoczenie!
– miałeś kiedykolwiek te książki pod ręką? Saga Martina jest wypełniona fałszywymi tożsamościami. Jeżeli o Aegonie mówi się, że to cudem uratowany Targ, czy to znaczy, że mamy o tym 100% pewności? Tak samo jeśli o Mancie mówi się, że to syn Dzikiej, nie ma co do tego żadnych wątpliwości?
– to właśnie ja pytałem, w jaki sposób zna te pieśni. Jeśli znasz odpowiedź, napisz.
– Och. Gdyby choć raz w sadze znalazła się jakaś wskazówka, że możliwa jest zmiana swojego wyglądu! Oh, wait….. 😀
@Dziewczynka bez imienia mnie ubiegła, ale skoro już napisałem ten komentarz, to go wysyłam. 😀
Przyznaje może zbytnio zareagowałem. Często spotykam się z ludźmi którzy potrafią wykłócać się o dwie teorie które siebie wykluczają, lub szukają argumentów na siłę i mnie to trochę denerwuje „musi tak być, nie możesz twierdzić inaczej”. Coś jak Cersei i ludzie którzy twierdzili że ta głowa to głowa Tyriona, przecież to karzeł i to karzeł czego chcesz?
Szczerze rzadko kiedy patrze na nicki i nie zorientowałem się. A co do tego Sandora to wiem co zrobiłem 🙂 Łatwiej wpłynąć na ludzi wykorzystując ich własne komentarze. A co do pieśni to już napisałem jak i nie będę się powtarzał.
„Przyznaje może zbytnio zareagowałem.”
Jakby co uważam, że to przeprosiny i oczywiście ……..się nie gniewam. 🙂
Kobiety…. niczego złego jej nie zrobiono, a przeprosin wymaga. xD
A ja muszę przyznać, że nie przekonuje mnie dzieciństwo Mance’a. Oj jest zbyt obeznany w świecie, by całe życie spędzić przy Murze. Chyba że dużo czytał. Jednak węszę tam jakąś tajemnicę! 😛
nie wymagam, tylko przyjmuję 🙂
Ad vocem drugiego: tajemnica jest na bank.
Mark Ryswell
No i po zabawie. Miała być szalona teoria nie tylko z nazwy, ale i w swej treści. A tu klops. Ktoś przyszedł i rozwalił dzieciom zamek z piasku. Trudno…..może innym razem 🙂 Tymczasem miło było bardzo 🙂
Bo tak na prawdę Robert nie zabił Rhaegara, tylko ten miłościwie zlitował się nad rannym Robertem i postanowił zostać Królem za Murem i stworzyć królestwo całego Westeros, a nie tylko do Muru.
Rheagar zginął z ręki Roberta nad Tridentem. To nie ulega wątpliwości i wszyscy się zgadzamy. Ale co się stało z jego zwłokami? Spalili zgodnie z tradycją Targaryenów? Spłynął rzeką, no bo w końcu w rzece umarł? Zakopali razem z tysiącami innych? Ciekawe, szczególnie ze względu na to, że znamy takie przypadki z historii, że do grobu „bohaterów” udawały się pielgrzymki lojalistów.
Druga sprawa to zwłoki Neda. Albo raczej jego kości.
Trzecia to zwłoki Robba Starka.
Czwarta to zwłoki wujka Benjena.
Piąta zwłoki Szalonego Króla, itd.
Ogółem ktoś chyba te zwłoki je. Za dużo ich znika. Przypadek? Nie sądzę. To moja szalona teoria,
81+30=?
Zwłoki zabiera Inny i coś z nimi majstruje. 81 plus 30? Ja nie wiem, ale mam kalkulator. Kupiłam specjalnie. W biedronce były po 10 pln. Liczyć?
Może po Westeros grasuje homonekrozoopedofil? Albo kucharz fetyszysta potomek Szczurzego, którego kręci, jak ktoś zjada członka rodziny i jeździ po świecie oraz częstuje nimi bliskich krewnych? 😀
111. 3 cyfry. Jak 3 głowy smoka. Cyfry są takie same. Jak bliźniaki. Przypadek? 😛
Kupuj w Lidlu, bo tam jest najtaniej!
Właśnie czytam Rycerza Siedmiu Królestw i mam nową szaloną teorie. Biorąc pod uwage upodobania Aegona Niegodnego nie tylko jon i danka mają krew targaryenów, a połowa królestwa. 😀
No przecież co chwilę jacyś pomniejsi lordowie, wędrowni rycerze czy najemnicy (Brązowy Ben Plumm) się przechwalają „kapką smoczej krwi” 😀 Co drugi w królestwie jest nagle Targiem, wiadomo, heloł 😀 Ale powiedz co dokładnie masz na myśli mówiąc, że masz nową teorię? 🙂
Ja pragnę tylko zakomunikować, iż także posiadam w sobie smoczą krew. Jako dowód przedstawiam fakt, iż nigdy w życiu nie zostałem zaatakowany przez żadnego smoka. Mając powyższe na uwadze, moje pochodzenie od Smoczych Lordów jest niezaprzeczalne.
Zastanawiam się, jak bardzo szalona jest teoria o ciemnej stronie Rhaegara. Od początku wydawał mi się za bardzo idealizowany, choć pewne jego czyny były co najmniej podejrzane. U Martina nie ma żadnego innego tak wybielanego przez inne postaci bohatera – a jeżeli ma to cel? Co, jeżeli najbliżej prawdy o nim był Robert, rozwiązły moczymorda, któremu bardzo łatwo przypisać stronniczość i brak wiarygodności? Ciekawe, czy w USA mają odpowiednik powiedzenia, że 'dziecko i pijak zawsze prawdę powie’… A wiemy, że Robert jako jedyny nie miał o Rhaegarze dobrego zdania.
Rhaegar chciał mieć trójkę dzieci, niekoniecznie z tą samą kobietą. To najpewniejsza informacja, jaką mamy, bo pochodzi z jego własnych ust. Nadał pierwszej dwójce imiona zdobywców Westeros, brata i siostry, którzy byli także małżeństwem. Miał zapewne również nadzieję na córkę o imieniu Visenya, nigdy się jednak nie dowiedział, że zamiast niej urodził się syn. A jeśli ta trójka dzieci była potrzebna do przywrócenia stanu po podboju, a przed Tańcem Smoków? Rhaegar nie miał oporów, by publicznie okazywać względy kobiecie nie będącej jego żoną, w obecności tejże żony. Może sprawdzał reakcję wielkich lordów na możliwość powrotu do poligamii? A skoro reakcja nie była pozytywna, zabrał się i porwał Lyannę w celach pierwotnie jedynie rozpłodowych. Czy z czasem obdarzył ją uczuciem, nie mam pojęcia, ale wydaje mi się dość oczywiste, że wykorzystał naiwność młodej dziewczyny, nieświadomej znaczenia jej zaręczyn z Robertem, by ją oczarować i uwieść.
Warto też zwrócić uwagę, że Rhaegar nie siedział w Wieży Radości z Lyanną. W przeddzień bitwy pod Tridentem rozmawiał z Jaimem… a Jaime z polecenia króla utknął w Królewskiej Przystani. Czyli pod koniec wojny Rhaegar wrócił jak należy do swoich obowiązków, powierzając ciężarną Lyannę trzem przyjaciołom. Nie wiadomo, kiedy ją opuścił – mogło to się zdarzyć już wówczas, gdy upewnił się, że jest w ciąży. Po czym wrócił do domu i pierwszej żony.
Nie wiemy też, co Lyannie obiecał Ned. Niby oczywistym wydaje się uchronienie Jona przed śmiercią z rąk Roberta… a może jednak nie o to chodziło? A jeśli prośba Lyanny brzmiała raczej: ‘nie pozwól, by dowiedział się, kto jest jego ojcem’? ‘Nie pozwól mu walczyć o tron’? ‘Nie pozwól, by stał się taki, jak Rhaegar’? Ned upierał się na pozostawienie Jona na Północy, a wobec oporów Catelyn Mur był po prostu mniejszym złem niż Południe.
Z czyim imieniem na ustach umarł książę Smoczej Skały? Według popularnej opinii chodziło o Lyannę… ale ja osobiście lubię mniej przewidywalne spekulacje. To Elia była tą, z którą pierwotnie podzielił się swoim tajemniczym planem. Dbał o nią wystarczająco, by nie zaryzykować jej życia tylko po to, by mieć trójkę dzieci. Księżna pochodziła z Dorne, gdzie posiadanie faworyty nie było niczym niezwykłym, mogła z łatwością zaakceptować nawet poligamię, gdyby mąż miał wystarczająco dobre argumenty. Jedyna scena, w której ich widzimy, daje do zrozumienia, że byli przynajmniej na przyjacielskiej stopie. Ser Barristan może sobie mówić, że Rhaegar kochał tylko Lyannę, ale jednocześnie przyznaje, że nie znał wszystkich jego sekretów. To założenie mógł wysnuć na podstawie własnych doświadczeń – w końcu on wybrałby kobietę, która go zauroczyła, dlaczego więc książę miałby postąpić inaczej? Książę, który nie był już kierowanym hormonami nastolatkiem, ale dojrzałym na westeroskie standardy mężczyzną, którego już od lat napędzała wizja czegoś, co uznał za swój życiowy cel, wizja zaślepiająca go tak bardzo, że zaryzykował dla niej skandal i wojnę.
Tak czy inaczej, sama poligamia, czy określona ilość dzieci, nie wydają się sprawami aż tak istotnymi, by ryzykować aż tyle. Co zatem mogłoby być tego warte? Taki szczegół, odróżniający ostatnich taryeryńskich władców od pierwszych, a mający kluczowe znaczenie strategiczne i dający sporą przewagę.
Smoki.
Rhaegar prawdopodobnie dowiedział się, że istnieją jeszcze smocze jaja i poznał wskazówki mające pomóc w ich wykluciu. Może to on stał za odnalezieniem trzech jaj, które wszyscy pamiętamy? Które były przeznaczone dla trójki jego dzieci? A po co mu to było? Oczywiście by przywrócić Targaryenom dawną świetność i przewagę nad resztą westeroskich rodów.
Nie twierdzę, że te spekulacje są aż tak prawdopodobne, by dać sobie za nie rękę uciąć, mogę też nie pamiętać pewnych okoliczności zaprzeczających im. Ale taka wersja wydaje mi się o wiele bardziej w stylu Martina niż wielka bajkowa miłość, z której narodził się Jon.
Mi bardziej podoba się ta nieprawdopodobna teoria z drzewonetem 😉 Rhaegara i Lyannę porwały dzieci lasu na Wyspę Twarzy i wyjawiły im, że muszą skombinować potomka, który uratuje świat. to część ich planu, który realizują od czasów Jenny ze Starych Kamieni lub Bloodravena 😛 drzewonet to zło 😉
Wtedy w Harrenhal? I nikt nie zauważył ich nieobecności? Ja daję im maksymalnie jedno krótkie spotkanie na osobności związane z pogonią za Rycerzem od Śmiejącego Drzewa. Złapał ją lub nakrył na zdejmowaniu zbroi (świntuchy, on i ja ;)), odkrył, kim jest, pogadali i się rozeszli, pozostawiając jedno po drugim odpowiednie wrażenie. Zaraz by ich obojga szukano, więc kiedy mieli czas, by pójść i wrócić na Wyspę Twarzy, nawet bezwolnie? Chyba, że jest w tej teorii coś jeszcze, czego nie dostrzegam…
Rhaegar miał poza tym własną wizję, pielęgnowaną od lat, i jakakolwiek nie była, nie sądzę, że odpuściłby ją ot tak, na czyjeś żądanie. Bo niby co go obchodzi, co one planują od iluś pokoleń? No, chyba żeby został poddany praniu mózgu, jak serialowy Hodor, i zaczął się zachowywać jak nie on.
’pozostawiając po sobie odpowiednie wrażenie’.
Val teoria o drzewonecie jest z przymrużeniem oka 😉
Poza tym DaeL obiecał tekst o wydarzeniach turnieju w Harrenhal w roku fałszywej wiosny i tekst o ślubie Rhaegara i Lyanny, also we have to wait 😉
Twoje rozważania są ciekawe, ja tylko tak rzuciłam drzewonetem 😉
Ale drzewonet też po coś jest, także wiesz ;P
Ja potrafię doszukać się teorii w różnych dziwnych rzeczach, więc nie zdziwiłabym się, gdyby inni też 😉
Fajna ta teoria. A ponadto Val pięknie piszesz.
Ale ja bym też nie widziała nic złego w tym, że facet nie siedział w Wieży Radości. On miał dwie kobiety. Jedną i tak musiałby zostawić. Nie rozdwoiłby się. Zatem poszedł walczyć. Moim zdaniem słusznie. Myślę, że też nie ganiłabym go za chęć poligamii. Skoro zdarzało się wielożeństwo i kazirodztwo wśród królów, to dlaczego akurat o Rhaegarze ma to świadczyć źle? Jeśli się wychował w jakiej tradycji, wiedział, że coś się zdarza, to czemu miałby uważać, że łamie konwenanse i robi coś złego? Tylko dlatego, że zwyczaj ten dotyczył rodu królewskiego a pozostałych nie? Jak to się mówi: Co wolno wojewodzie…….:) Oczywiście to kwestia ocenna. Ale ja „nie tylko co uważam” ale jakoś nie czuję, żeby to był zły człowiek. Ciekawe po kim syn jest taki prawy i dobry? Co myślisz Val? Czyj charakter na Jon?
Dziękuję bardzo 🙂
Ja ogólnie nie jestem przeciwna poligamii, jak długo wszystkie strony są za. W końcu w naszym świecie takie rzeczy się dzieją, w tak zwanych cywilizowanych krajach też – nazywa się to ménage à trois. Targaryenowie mieli na to ciut lepszy pomysł, ponieważ związek z obiema żonami (wielomęstwo raczej się nie zdarzało, a szkoda) miał status legalności. Niechby sobie Rhaegar przywrócił poligamię i żył z dwiema żonami, jak długo byliby szczęśliwi i nie szkodzili nikomu. Miałby nawet ładny sojusz, z Dorne i Północą jednocześnie. Tyle, że o ile Elia nie miałaby raczej nic przeciwko, Lyanna mogłaby. W końcu nie podobał jej się rozwiązły tryb życia Roberta, chciała mieć męża tylko dla siebie. Nie mówię, że to źle, ale w zestawieniu z planami Rhaegara mogłoby dojść do przykrej kłótni, bez różnicy na miłość. Ba, taki konflikt mógłby nawet zabić uczucie z jej strony.
Głównie chodzi mi nawet nie o to, że Rhaegar nie był dobry, ale że nie był idealny i miał ciemną stronę, której nikt ze współczesnych mu nie dostrzegał. Tak się uparł na te dzieci, że mogło faktycznie chodzić o smoki, a główny problem z Targami (nie wszystkimi, ale sporą częścią) jest taki, że uważają się za lepszych od reszty Westeros i ciężko odchorowują brak smoków. Gdyby je mieli, znów odzyskaliby nieuczciwą przewagę. Gdyby smoka dostał któryś z lepszych Targaryenów, to pal sześć, ale gdyby miał go powiedzmy Viserys albo Aerys, mogłoby być niewesoło. I nasz perfekcyjny Rhaegar zyskałby pewną głębię, pragnąc odrodzenia smoków. Bo dlaczego chcieć smoków, zamiast dogadania się z wielkimi rodami? Niby to miało zajść w Harrenhal, ale gdyby faktycznie chciał z nimi rozmawiać, nie sabotowałby tego tak otwarcie – mógłby przecież jak gdyby nigdy nic ukoronować Elię, potem porwać Lyannę i nikt by go nie podejrzewał, a rozmowy zakulisowe przebiegłyby jak należy. Jak mówię, on nie był Robbem, któremu zabrakło spójnej wizji przyszłości, inaczej nie popełniłby strategicznego samobójstwa. Smoczy książę z całą pewnością miał dobrze opracowany plan, do którego nadal dążył po wybuchu rebelii. Czy były to smoki, mogę tylko zgadywać.
Hm, kwestie genetyczne nie są moją mocną stroną, ale spróbuję 🙂 Sądzę, że prawość i dobroć nie są cechą dziedziczną. Temperament, owszem, i ten Jon ma raczej po melancholijnym Rhaegarze niż niepokornej Lyannie. Natomiast w kwestiach moralnych jest po prostu mini Nedem. Nawet błędy popełnia tej samej kategorii – zasadniczo chce dobrze, ale nie bierze pod uwagę punktu widzenia osób wyznających odmienne zasady. Ma wizję i dąży do niej, jak Rhaegar, bierze pod opiekę mniej uprzywilejowanych zyskując w nich sojuszników, niczym Lyanna, ale zasady ma po Nedzie, ponieważ to Ned mu je wpoił. Dziecko trojga, jak nic 🙂
DaeL musi zrobić przycisk \”lubię to\”.
Moim zdaniem Ned przyczynił się do tego kim jest Jon, ale nauki musiały paść na podatny grunt. Gdyby Jon urodził się z zaburzeniami typowymi dla królewskiego rodu, z pewnością Ned mógłby sobie gadać….do daszka. Nawet nie musiało by się rozbijać o poważne psychopatie, ale jak wiadomo zaburzenia osobowości (bynajmniej nie choroby jeszcze) są do pewnego stopnia dziedziczne. Hmmmm tylko ciekawe czy autor książki to wie? hehehehhe. A jeśli wie to co z tego ? 🙂 Na pewno masz rację jednak, że wkładu Neda w wychowanie Jona nie można odmówić. Rozumiem do czego zmierzasz i absolutnie się zgadzam z tym, że Rhaegar nie musi być taki cudowny. A chociażby dlatego, że w tej książce 99% postaci to zwykli ludzie, czasem dobrzy czasem nie. Prawie każdy ma swoje grzeszki.
\”Ja ogólnie nie jestem przeciwna poligamii, jak długo wszystkie strony są za\” —> dodaję przycisk \”lubię to\”
Ale przecież nie wiemy, czy Jon nic nie odziedziczył 😉 Aerys też nie był szalony od początku, to się ujawnia z czasem. Może moneta padła na geniusza, ale tego dowiemy się dopiero, gdy zaowocują sojusze z wolnymi ludźmi, a martwy chłopiec powróci jako mężczyzna. Pewnie nawet nie miałabym nic przeciwko szalonemu Jonowi, bo geniusz byłby taki trochę przewidywalny, a u Jona praktycznie wszystko takie jest. Albo może dla złamania konwencji coś pomiędzy? Domieszka północnej krwi przesuwająca znacznik na skali w stronę złotego środka?
A te zaburzenia mogą być w różnym stopniu i nie zawsze aktywne. Taki Baelor Złamana Włócznia, zero psychopatii przez prawie czterdzieści lat (jestem w trakcie lektury Dunka i Jaja, także pierwszy mi się na myśl nasunął ;)), a to nie lada wyczyn, skoro teraz modnie jest podejrzewać każdą postać w PLiO o psychopatię albo przynajmniej jej zaczątki. Także nawet Jon nie jest bezpieczny 😉
Pewnie, że nikt tam nie jest święty, i to mi się właśnie podoba 🙂 Nie znoszę papierowych postaci, i dlatego doszukuję się czegoś więcej u martinowskich, szczególnie tych, które wydają się zbyt idealne, ponieważ nieraz już udowodnił, że nic nie jest takie, jakim wydaje się na pierwszy rzut oka 🙂
Jak najbardziej się zgadzam. Generalnie uważam, że to jest najfajniejsze w tej książce, że nie ma czarnych i białych charakterów. Są tylko ludzie. Tacy jak my. Czasem zrobią coś dobrego, a czasem odwalają ostry numer. Możemy ich oceniać, analizować, interpretować jak nam się podoba.
Szalony Jon 🙂 genialne. Czekam …..a może się spełni 🙂
Prawda? I nie ma takich całkowicie idealnych protagonistów, a większość antybohaterów też ma coś do lubienia. I ta pewność, że nawet jeśli ulubieńców spotka coś złego, to ich wrogom tez się oberwie, a nie że zawsze tylko jedna strona ma pod górkę, i to ta, którą akurat się preferuje. Martin może być największym mordercą Westeros, ale przynajmniej jest fair – jak wszyscy, to wszyscy, a tych, którzy jeszcze się nieźle trzymają bez większych strat, zapewne czeka los straszliwy ponad wyobrażenie.
Trochę szaleństwa by mu się przydało, niech ma chłopak coś z życia po życiu 😉