Książki

Tajemnice Biblioteki Cushinga: Prolog Uczty dla wron

Biblioteka Cushiunga to pierwsza i największa spośród bibliotek na kampusie Texas A&M University. Dlaczego o tym wspominam. Bo tak się składa, że instytucja ta jest kustoszem tysięcy manuskryptów i materiałów archiwalnych pochodzących od znanych amerykańskich pisarzy. Wśród nich, również od George’a R.R. Martina. Jednym ze znalezisk, które fani odkryli w bibliotece, była korespondencja pomiędzy pisarzem, a jego agentem literackim, w której autor streszczał swój pierwotny pomysł na fabułę Pieśni Lodu i Ognia, a także list, w którym zaprzeczył, jakoby Zimnoręki był Benjenem Starkiem. Jak się jednak okazuje, to co odkryto lata temu, było zaledwie wierzchołkiem góry lodowej.

Kilka miesięcy temu użytkownik reddita używający pseudonimu gsteff, rozpoczął publikację swojej historii poszukiwań martinowskich materiałów w bibliotece. Znalazły się wśród nich kąski niesamowicie ciekawe, które chciałbym Wam przybliżyć w kilku kolejnych odcinkach nowego mini-cyklu „Tajemnice Biblioteki Cushinga”. Na razie będą to głównie suche fakty. Gdy przedstawię wszystkie, postaram się – wraz z Bluetigerem – dodać do nich pewien komentarz, a także pospekulować na temat znaczenia poszczególnych znalezisk. A na pierwszy ogień idą materiały dotyczące prologu „Uczty dla wron”.

Trzy wersje, dwanaście szkiców, siedem celów

Zacznijmy więc od jednego ze stwierdzeń z korespondencji. Martin przyznaje w niej, że prolog był dla niego niezwykle kłopotliwy, i że stworzył trzy różne jego wersje, a każdą przepisywał (szkiców miało być co najmniej tuzin). Martin przedstawia te wersje w kilku słowach. Jedną nazywa wersją długą, drugą krótką, mówi też o wersji, w której obserwowaliśmy akcję z perspektywy Rosey. Co ciekawe, Martin zaznacza, że w tym wypadku Rosey byłaby zafascynowana Cytadelą i marzyłaby o tym, aby zostać maesterem (co oczywiście jest niemożliwe). Martin dodaje też, iż śmierć POV-ów z prologów to zasada, której się trzyma.

Dlaczego GRRM miał tak wiele kłopotów z napisaniem prologu? Ponieważ postawił sobie w nim ambitne cele. Streścił je w siedmiu punktach:

  1. Przekazanie, że Daenerys Targaryen dotarła do Westeros, pokonawszy Wąskie Morze. Ten cel nie został zrealizowany, Martin zmienił plany w związku z porzuceniem przerwy w książkach.
  2. Przedstawienie Starego Miasta i Cytadeli, wraz z jej strukturą.
  3. Wprowadzenie postaci, które będą istotne na dalszym etapie przygód Sama – Leo Tyrella i Allerasa. Martin myślał też o zwiększeniu roli Emmy i Rosey, ale z tego pomysłu zrezygnował.
  4. Wprowadzenie kluczowej dla książki postaci – maestera Marwyna. George zrezygnował z pokazywania go w prologu.
  5. Pokazanie, iż Cytadela jest samodzielnym graczem, a maesterowie mają ukryte cele.
  6. Wprowadzenie do gry rodu Hightowerów.
  7. Przedstawienie obsydianowych świec.
Rola obsydianowych świec

Jedną z najbardziej interesujących informacji jest ta, w jaki sposób GRRM zmienił swoją koncepcję szklanych świec. Wszyscy zapewne podejrzewamy, że aktualnie obsydianowe przedmioty przypominają tolkienowskie palantiry. Służą do komunikacji, być może również do spoglądania w przyszłość.

W pierwotnej wersji ich używanie wiązało się z magią krwi, a same świece miały – rzekomo – zapewniać swym użytkownikom nieśmiertelność. Martin przyznał w korespondencji, że miał ze świecami spory problem. No i wreszcie – w dwóch pierwszych wersjach prologu, tajemnicza zakapturzona postać (czyli nasz Alchemik) chciał z Cytadeli wykraść właśnie jedną ze szklanych świec.

Pozostałe informacje

Niestety w ostatecznej wersji prologu nie było nam dane przemierzyć Cytadeli, tak jak to zaplanował Martin. Ale interesujące jest to, iż jej biblioteka miała mieć koncentryczne podziemia nazywane kręgami. Centralny nosi nazwę „Kręgu Mądrości” i został przez GRRM-a opisany w następujący sposób:

Podniósł latarnię wysoko nad głowę. Nad miejscem, gdzie drewniane szprychy spotykały się jak kawałki wielkiego ciasta, wisiał ozdobny olejowy żyrandol wykonany ze złota i witrażowego szkła, uformowany w kształt słońca.

Czy coś Wam to przypomina? Tak jest, ten obraz został ostatecznie użyty w serialowej Grze o Tron.

A na koniec dwie „sfinksowe” ciekawostki. Po pierwsze – prolog przedstawiał więcej argumentów na poparcie mojej tezy, że Alleras to Sarella Sand. Po drugie – dowiadywaliśmy się z niego, że sfinsy naprawdę żyły przed Zagładą Valyrii.

I to tyle moi drodzy. Kolejne informacje – za tydzień.

To mi się podoba 0
To mi się nie podoba 0

Related Articles

Komentarzy: 19

  1. Jakie były te kolejne argumenty na poparcie teorii „Alleras=Sarella”? Przedstawisz je w kolejnym odcinku?

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. Przedstawię je tutaj. Bo są dwa.
      1. GRRM wyraźnie pisze w korespondencji, że Alleras ma bardzo delikatne rysy i trochę kobiecą gładkość.
      2. Wchodzi tu klasyczna martinowska ironia. Najwięcej o Allerasie dowiadujemy się z tej wersji prologu, w której POV-em była Rosey. A Rosey chciała być maesterem, tylko nie mogła, bo jest kobietą. A potem zakochuje się w Allerasie…

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
  2. Podoba mi się pomysł na ten cykl, ale Daelu, gdzie tak pędzisz? Będzie mniej ciekawostek na odcinek to będzie, ale jeśli są informacje to możesz spokojnie się rozpisać. No chyba, że w takim skrócie jest to w oryginale to nic nie poradzimy 😉

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. Prawdę mówiąc, to chciałbym to później omówić dogłębnie z Bluetigerem. Dogłębnie, ale też pewnie wybiórczo, bo nie wszystko trzeba komentować. Dlatego chciałbym najpierw – na przestrzeni kilku tygodni – po prostu przedstawić suche fakty. A potem wgryźć się w ostatnim odcinku w te najbardziej smakowite.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
  3. W zasadzie to wisi mi co tam miało być a nie jest. Ale miałem zapytać – to biblioteka TEGO Cushinga? 🙂

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
      1. A właśnie, przypomniała mi się zabawna anegdotka, którą opowiadał Peter Cushing. Gdy wybuchła wojna, Peter natychmiast udał się do punktu werbunkowego, aby zaciągnąć się na ochotnika. Niestety okazał się za słaby fizycznie do wojska. Postanowił więc przynajmniej honorowo oddać krew dla walczących. Jednak w trakcie poboru życiodajnej substancji zasłabł i zemdlał, więc musiano mu z powrotem wtłoczyć dwa razy więcej krwi niż oddał. 🙂

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
        1. Swoją drogą to ciekawe, że dwie ikony horrorów Hammera z tej epoki – Cushing i Lee – to świetni przyjaciele, ale zarazem ludzie tak kompletnie inni. Christopher Lee to był kompletny badass, weteran kilku konfliktów zbrojnych, do tego ze stażem nie dość, że w wywiadzie, to jeszcze w jego komórce, która zajmowała się dywersją i skrytobójstwami. Peter Jackson opowiadał, że podczas kręcenia Powrotu Króla, Lee zgłosił zastrzeżenia do sceny, w której Saruman umiera dźgnięty przez Grimę w plecy. Bo Jackson kazał mu krzyknąć, a Lee stwierdził, że jeśli się kogoś dźgnie nożem w plecy na wysokości płuc, to ofiara nie jest w stanie wydać z siebie głośnego dźwięku. Podobno Jackson bał się dociekać skąd Lee to wie.

          To mi się podoba 0
          To mi się nie podoba 0
          1. Też słyszałem tę historię. 🙂 Fajnie, że Lee również miał okazję zaistnieć w uniwersum SW.

            To mi się podoba 0
            To mi się nie podoba 0
          2. „jeśli się kogoś dźgnie nożem w plecy na wysokości płuc, to ofiara nie jest w stanie wydać z siebie głośnego dźwięku. Podobno Jackson bał się dociekać skąd Lee to wie.”
            no to chyba jest dość logiczne akurat

            To mi się podoba 0
            To mi się nie podoba 0
          3. Fajny mem 😀 A Christopher Lee to naprawdę był niesamowity gość, którego życiorysem dałoby się obdzielić spokojnie kilka osób. W czasie II WŚ walczył na wielu frontach i pracował dla wywiadu i służył m.in. w jednostkach specjalnych, w tym w Long Range Desert Group, która robiła genialne akcje dywersyjne w czasie kampanii północnoafrykańskiej. Po wojnie zagrał w ponad 250 filmach i został za to wpisany do księgi rekordów Guinessa. Był aktywny do późnej starości, jeszcze w wieku 90 lat zagrał w Hobbicie, a po przekroczeniu osiemdziesiątki zaczął się udzielać w zespole powermetalowym Rhapsody of fire, gdzie był tzw. wokalistą wspierającym. No przekozak 😀 Był też jedyną osobą na planie Władcy Pierścieni, który znał osobiście Tolkiena, był też ogólnie wielkim fanem książkowej trylogii i ponoć czytał ją co najmniej raz na rok, dlatego Peter Jackson i pozostała dwójka scenarzystów chętnie słuchali jego uwag, bo miał sporą wiedzę na temat tego uniwersum.
            Prywatnie był też przyrodnim kuzynem Iana Fleminga, autora Jamesa Bonda. Kiedyś słyszałem, że Fleming tworząc postać Bonda inspirował się m.in. życiorysem Christophera Lee. Nie wiem, ile w tym prawdy, ale patrząc na dokonania w czasie II WŚ Lee, jestem skłonny w to uwierzyć 🙂

            To mi się podoba 0
            To mi się nie podoba 0
  4. Słyszałem o tych okryciach i coś tam czytałem ale już niewiele pamiętam. Będzie fajnie przeczytać tę historię i różne koncepcje Martina po polsku 🙂

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button