Przez wiele lat prosiliście o tekst o merlingach. Ja sam nie byłem się do końca gotowy, by go stworzyć. Zawsze odczuwałem pewien dyskomfort, próbując temat rozgryźć. I to nie dlatego, że pałam jakąś niechęcią do owoców morza. Po prostu trudno było znaleźć mi drogę środka – bez popadania w nadmierną ekscytację każdym skojarzeniem, ale nie kręcąc też nosem na sam pomysł, iż w Westeros mogłyby istnieć inne humanoidalne rasy niż te, które Martin pokazał nam na kartach powieści. Myślę wszakże, że ostatecznie udało mi się zebrać całą dostępną mi wiedzę i przekazać ją w sposób spójny. Miłej lektury!
Mlaskacze, merlingi, głębinowcy
Mlaskacze – plaga każdej restauracji. Ale nie tylko. Mlaskacze to również pradawna rasa istot, które zamieszkiwały kiedyś zarówno fragmenty westeroskiego kontynentu, jak i otaczające go wody. Wiemy o nich stosunkowo niewiele. Ponoć przypominają ludzi, ale ich głowy są większe i pokryte łuskami. Między palcami mają błony, a w ustach rzędy cienkich jak szpilki zębów. Ich brzuchy są zupełnie białe. A odgłos mlaskania nie ma związku z tym jak spożywają pokarm – to po prostu dźwięk, jaki wydają ich przypominające płetwy stopy, gdy przemieszczają się po lądzie.
— Wyglądają jak człowiek, chyba że podejdzie się blisko, ale mają za duże głowy, a tam, gdzie prawdziwemu człowiekowi wyrastają włosy, mają łuski. Są białe jak rybie brzuchy, a między palcami rosną im błony. Zawsze są wilgotne i cuchną rybami, ale w tych ich żabich gębach kryją się szeregi zielonych zębów ostrych jak igły. Niektórzy powiadają, że wytępili je Pierwsi Ludzie, ale nie wierzcie w to. Przychodzą nocami i kradną niegrzeczne dzieci. Kiedy chodzą na tych swoich błoniastych stopach, słychać ciche mlasku-mlasku.
—Uczta dla wron—
Ale to nie wszystko. Wiemy też, że zabijają mężczyzn, ale porywają – i w domyśle kopulują – z kobietami.
Dziewczynki sobie zatrzymują, żeby móc się rozmnażać, ale chłopców zjadają. Rozszarpują ich ostrymi, zielonymi zębami. — Uśmiechnął się do Podricka. — Zjedzą cię, chłopcze. Zjedzą cię na surowo.Dziewczynki sobie zatrzymują, żeby móc się rozmnażać, ale chłopców zjadają. Rozszarpują ich ostrymi, zielonymi zębami.
—Uczta dla wron—
Jeśli komuś ten obraz kojarzy się z lovecraftowskimi Istotami z Głębin, to myślę, że jest na dobrym tropie. Samotnik z Providence opisywał ten pomiot Dagona i Hydry następująco:
Ciała ich były (…) głównie barwy szarozielonej, choć na brzuchu białe; przeważnie zdawały się połyskliwie śliskie, lecz grzbiety pokryte były łuską. W najogólniejszym zarysie istoty te były człekokształtne, lecz głowy miały rybie, o olbrzymich, niezamykających się ślepiach. Po obu stronach szyi pulsowały skrzela, długie szpony połączone były błoną. Stwory poruszały się w nieregularnych podskokach, czasem na dwóch nogach, czasem na czworaka (…). W skrzekliwych, skowyczących głosach, jakimi bez wątpienia porozumiewały się w sposób artykułowany, pulsował bezlik najmroczniejszych odczuć, których wyzbyte były ich beznamiętne, wytrzeszczone twarze.
—Zgroza w Dunwich i inne przerażające opowieści—
Oczywiście tutaj trafiamy na kolejną ciekawostkę. Wszak George R.R. Martin, obok mlaskaczy, wspomniał także o rasie Istot z Głębin (ich nazwa – The Deep Ones – została na polski przełożona nieco niefortunnie jako Głębinowcy). A ściślej mówiąc – uczynił to piórem maestera Therona i kilku jego kolegów po fachu, którzy spekulowali na temat innych, nieludzkich ras zamieszkujących Westeros i Essos. Poszlak, które mogą wskazywać na istnienie tej rasy jest kilka, czołową są odnajdywane w różnych miejscach wytwory z czarnego kamienia, starsze od Valyrii, albo przynajmniej od jakichkolwiek wzmianek na temat obecności Valyrian w Westeros.
Jeszcze osobliwsze przypuszczenie wysunął przed stuleciem maester Theron. Urodził się on jako bękart na Żelaznych Wyspach i zauważył pewne podobieństwo między czarnym kamieniem starożytnej fortecy a materiałem, z którego wykonano Tron z Morskiego Kamienia, na którym zasiadają lordowie z rodu Greyjoyów z Pyke. Pochodzenie owego tronu również jest tajemnicze i starożytne. Dość mętny rękopis Therona „Osobliwy kamień” sugeruje, że zarówno forteca, jak i kamień mogą być dziełem dziwacznej rasy pokracznych półludzi, wywodzącej się ze związków stworzeń ze słonego morza z ludzkimi kobietami. Ci Głębinowcy, jak ich nazywa, mieliby być według niego ziarnem, z którego wyrosły nasze legendy o merlingach, ich straszliwi ojcowie byliby zaś prawdą kryjącą się za Utopionym Bogiem żelaznych ludzi.
—Świat Lodu i Ognia—
Na istnienie istot pochodzących z morza wskazują placówki handlowe, które – biorąc pod uwagę ich starożytność – nie mogły służyć handlowi z ludźmi.
Jeden z nich, maester Jellicoe, sugeruje, że osada na końcu Zatoki Szeptów powstała jako placówka handlowa, do której zawijały statki z Valyrii, Starego Ghis i Wysp Letnich, by uzupełnić zapasy, dokonać napraw i prowadzić handel wymienny z pradawnymi rasami.
—Świat Lodu i Ognia—
Zbyt wiele jest też poszlak na istnienie w miejscach takich jak Reach czy Żelazne Wyspy kultur przedludzkich, o których brak wzmianek nawet w najstarszych zapiskach, podaniach i legendach.
Kamienista wysepka, na której wznosi się Wysoka Wieża, już w najstarszych zapiskach jest zwana Wyspą Bitwy. Ale jaką bitwę tam stoczono? Kiedy to się wydarzyło? Jacy lordowie, królowie czy rasy walczyli ze sobą?
—Świat Lodu i Ognia—
I wreszcie wzmianki o istnieniu cywilizacji istot, które – przynajmniej częściowo – żyły w morzu, odnajdujemy również w Essos, a ściślej rzecz biorąc w Lorath, gdzie istnieją legendy mówiące o udziale takiej dziwacznej rasy w upadku cywilizacji budowniczych labiryntów.
Nie znamy też powodów ich zniknięcia, choć lorathijskie legendy sugerują, że zniszczył ich wróg, który przyszedł z morza: w niektórych wersjach opowieści były to merlingi, w innych zaś selkie i ludzie-morsy.
—Świat Lodu i Ognia—
Jedna rasa, głębinowa rasa
No dobrze, spróbujmy zatem wyciągnąć pierwsze konkluzje. Mamy w Pieśni Lodu i Ognia (i innych książkach toczących się w tym świecie) wzmianki o kilku rodzajach istot, które są na tyle do siebie podobne, a zarazem na tyle podobne do opisu wyglądu i zachowania lovecraftowskich Istot z Głębin, iż możemy ze sporą dozą pewności orzec, że chodzi o jedną rasę stworzeń. Tak jest, merlingi, mlaskacze i głębinowcy to różne określenia na ten sam pozaludzki, acz humanoidalny gatunek istot żyjących (przynajmniej częściowo) w morskiej toni. Odrębną kwestią są selkie, które – jak napisałem w drugiej części tekstu o tajemniczej historii rodu Manderly – najprawdopodobniej nie są wcale odrębną rasą, ale manifestacją zmiennoskórych umiejętności. Tak jak wargowie potrafią wcielać się w wilki i wilkory, tak selkie to nic innego jak foki czy morsy opanowane przez ludzką (albo inną) świadomość. Wydaje mi się, że do tego momentu moje konkluzje są raczej pewne i niezbyt kontrowersyjne.
Ale opierając się na Lovecrafcie, możemy pójść nieco dalej. Samotnik z Providence, od którego Martin sobie Istoty z Głębin pożyczył, nadał swym tworom pewną ciekawą umiejętność. Potrafiły one tworzyć z ludźmi hybrydy. Jeśli ktoś nie czytał jeszcze Widma nad Innsmouth, to proponuję jak najszybciej to nadrobić, bo opowiadanie jest znakomite, a niestety będę musiał zawrzeć w tym tekście spory spoiler. Ostatnie ostrzeżenie.
No dobrze, jeśli jesteście jeszcze ze mną, to pora wspomnieć o kwestii „innsmouthskiego wyglądu”. W świecie Lovecrafta Istoty z Głębin były długowieczne, prawdopodobnie nieśmiertelne (tzn. nie umierały ze starości), ale – przynajmniej do pewnego stopnia – zatraciły możliwość naturalnego rozmnażania się. Nie znaczy to jednak, że nie stosowały żadnych metod prokreacji. Pomimo ogromnych różnic biologicznych, potrafiły zapłodnić ludzkie kobiety, dając początek hybrydom. W niektórych oddalonych od cywilizacji wioskach rybackich dochodziło nawet do pewnego rodzaju paktu. Ludzie czcili Istoty z Głębin jak bogów i oddawali im do spółkowania kobiety. Narodzone w ten sposób dzieci na początku przypominały ludzi, ale z czasem w ich wyglądzie zaczęły się ujawniać różnego rodzaju deformacje. To właśnie charakterystyczny „innsmouthski wygląd” – wyłupiaste oczy (często w zapadniętych oczodołach), błony między palcami (warto zapamiętać, to jeszcze będzie istotne), szara lub zielonkawa skóra, fałdy skórne przypominające skrzela. Niektóre z hybryd, osiągnąwszy średni wiek, wracały do morza, gdzie – najprawdopodobniej – zachodził proces ich transformacji w Istotę z Głębin. Inne żyły wśród ludzi, przekazując swój materiał genetyczny dalej, i powodując ujawnienie się tych samych cech w następnych pokoleniach.
A teraz pora na pytanie – jak wiele GRRM pożyczył z tej lovecraftowskiej koncepcji? Moim zdaniem prawie wszystko. Ba, i to chyba nie tylko w kontekście mlaskaczy/głębinowców/merlingów, bo zapewne każdy skojarzył już pewne aspekty tego rytuału z tym, co wyprawiało się za Murem, ze sporym udziałem Crastera, który oddawał Innym cześć niczym bogom i przekazywał im swoje potomstwo (wprawdzie męskie, ale koniec końców chyba z tym samym efektem – czyli stworzeniem nowych Innych). Ale wracając do naszych mieszkańców mórz i oceanów – moim zdaniem uprawniona jest teza, że wszystko co słyszymy o merlingach, głębinowcach czy mlaskaczach, to nie jakiś folklor mający dodać światu kolorytu, ale raczej element kreacji tego świata. I choć nie jest to element bardzo ważny dla zrozumienia fabuły książek (innymi słowy – bardzo wątpię, aby merlingi miały odegrać jakąś ważną, czy nawet marginalną rolę na kartach powieści), to jednak jest interesujący zarówno ze względu na swoje paralele z zachowaniem innej obcej cywilizacji (czyli Białymi Wędrowcami), jak i przez to, że pisarz nigdy nie poprzestaje na zamieszczeniu ciekawego detalu w swym worldbuildingu, zawsze upycha dodatkowe smaczki dla zainteresowanych. I właśnie o tych ciekawych smaczkach chciałbym porozmawiać w ostatniej części tego tekstu. Chciałbym bowiem postawić pytanie, czy hybrydy mlaskaczy/głębinowców/merlingów są wśród nas. Przyjrzyjmy się głównym podejrzanym.
Varys
O tym, że Varys jest merlingiem usłyszałem niedługo po tym, jak zacząłem zgłębiać (sic!) zagadki pozostawione przez Martina. I zawsze traktowałem tę teorię jako rodzaj żartu, coś, o czym nie dyskutuje się bez wymownych mrugnięć okiem. Znacznie później przekonałem się, że pewna część fandomu traktuje tę hipotezę całkiem serio. A jakież to przemawiają za nią argumenty?
- Po pierwsze – obły i gołoskóry Varys wygląda jak stwór wyciągnięty wprost z morskiej czeluści. Nie zaprzeczę, choć nie wiem, czy ten argument nie kwalifikuje się pod tzw. fat shaming.
- Po drugie – Littlefinger nazwał swój statek „Królem Merlingów”. Oczywiście uważny czytelnik zaraz zauważy, że Varys i Littlefinger to dwie różne postacie, ale i na to istnieje pewien kontrargument. Nazwa statku miałaby być rodzajem gry psychologicznej, wyzwaniem, jakie Littlefinger rzucił Varysowi.
- Po trzecie – Varys w jednej z konwersacji z Tyrionem stwierdził, że perspektywa bycia wyrzuconym za burtę wcale go nie martwi.
I to w sumie tyle. Wszystkie pozostałe argumenty (jak np. bycie eunuchem, brak owłosienia) są – w moim przekonaniu – o wiele lepiej wyjaśnione przez teorię o związkach Varysa z rodem Blackfyre’ów. Geny głębinowców byłyby zatem wyjaśnieniem nie tylko dziwacznym, ale również psującym coś, co wydaje się być wskazówką dla znacznie ciekawszej fabularnie perspektywy. Innymi słowy – Varysa-merlinga nie kupuję. Na szczęście znam ciekawszych kandydatów do tej roli.
Kąsacz
Pora przejść do bardziej łakomych kostków. Kąsacz, wytrenowany przez Rorge’a postrach walk w Zapchlonym Tyłku, który całkiem nieźle odnalazł się wśród Dzielnych Kompanionów. Facet niemal idealnie pasuje do obrazu mlaskaczy, jaki przedstawił nam Zręczny Dick. Jest wielki, potwornie ciężki, łysy i blady. Jego ciało ma w sobie pewną nieludzkoą bezkształtność, Arya myśli sobie nawet, że nie jest człowiekiem, ale demonem (choć nie uznałbym jej głosu za decydujący, bo podobne zdanie wyraża też o Rorge’u). Kilkukrotnie dokonuje czynów, które wydają się prawie niemożliwe dla normalnego człowieka – zamiast normalnie walczyć skręca karki swym ofiarom…
Kąsacz wolał łapać ofiary jedną ręką za kark, a drugą pod brodą i skręcać im karki płynnym ruchem wielkich, bladych dłoni.
—Starcie królów—
…i przenosi kociołki z wrzącym rosołem.
Kąsacz sam niósł dwa, sycząc z bólu, gdy uchwyty parzyły mu dłonie.
—Starcie królów—
Wiemy też, że nie potrafi posługiwać się mową, zamiast tego wydaje z siebie bardzo dziwne, syczące dźwięki – również przez sen.
– Kąsacz znowu zasyczał na Aryę, odsłaniając szereg pożółkłych, ostro spiłowanych zębów. – Człowiek potrzebuje imienia, nieprawdaż? Kąsacz nie może mówić i nie umie pisać, ale zęby ma bardzo ostre, a kiedy mężczyzna zwie go Kąsaczem, uśmiecha się. Czy ciebie też zauroczył?
—Starcie królów—
Kąsacz ma także nietypowe gusta kulinarne.
Septon Utt lubi małych chłopców, Qyburn para się czarną magią, a twój przyjaciel Kąsacz je ludzkie mięso.
—Starcie królów—
No i wreszcie pozostaje kwestia jego zębów. Tak jak u mlaskaczy – cienkich i ostrych jak igły.
Jego niewychowani towarzysze niedoli nazywają się Rorge… – wskazał kuflem na beznosego – i Kąsacz. – Kąsacz znowu zasyczał na Aryę, odsłaniając szereg pożółkłych, ostro spiłowanych zębów.
—Starcie królów—
No dobrze, ale zęby zostały wszak wyjaśnione, prawda? Ktoś mu je spiłował, prawdopodobnie przygotowując go do walk w arenach. Z kolei fakt, że nie potrafi mówić to prawdopodobnie rezultat wycięcia języka. I to wszystko trzyma się kupy… A raczej trzymałoby się, gdyby nie drobny szkopuł. To wyjaśnienie nie pada w książkach. Arya uważa, że zęby Kąsacza są spiłowane… no bo cóż innego mogłaby sobie pomyśleć. A samo okaleczenie Kąsacza w dzieciństwie nigdy nie zostało bezpośrednio potwierdzone przez GRRM-a, to tylko wersja, jaką przedstawił Ezio z serwisu Tower of the Hand. Taką odpowiedź miał mu dać George R.R. Martin, niestety nigdy nie mieliśmy okazji przeczytać jej w całości, ani też nie mamy gwarancji, czy autor postanowił trzymać się tej wersji. W stosunku do wyjaśnień Martina stosuję prostą zasadę – ufam bezgranicznie temu, co zostało opublikowane w ramach cyklu So Spake Martin i umiarkowanie wszystkim innym wypowiedziom, którym mogę się przyjrzeć w oryginale. Natomiast przyjmowanie za pewnik innych przekazów naraża nas na niebezpieczeństwo uczestniczenia w grze w głuchy telefon. Dlatego w moim przekonaniu, Kąsacz jest wysoce prawdopodobną hybrydą ludzko-merlingową.
Ród Borrell
Słodką Siostrą, jedną z trzech wysp położonych między Doliną a Północą rządzi starożytny ród Borrellów. Niegdyś trudniący się piractwem, ale w końcu zmuszony, by ugiąć kolana przed władzą Starków, a następnie Arrynów. Ród ten posiada pewną szczególną genetyczną deformację, nazywaną znamieniem – pomiędzy trzema środkowymi palcami ich dłoni rozpościera się błona.
Ktoś powie pewnie, że taka błona nie mówi nam wiele, tego rodzaju mutacje mogą przecież zachodzić spontanicznie, szczególnie jeśli w grę wchodziło bliskie pokrewieństwo rodziców. I tu zgoda. Ale z tym argumentem jest jeden problem. Borrellowie mają tę błonę od 5 tysięcy lat. Stale, bez względu na to z jakiego rodu pochodzi matka dziecka. Owszem, genetyka martinowska bywa dziwaczna, ale w tym wypadku podobieństwa do „innsmouthskiego wyglądu” Lovecrafta jest aż nazbyt oczywiste. Znamię Borrellów nie wydaje się być po prostu zwykłą ludzką deformacją, to znamię czegoś bardziej mrocznego i starożytnego. A fakt, że Borrellowie są związani z morzem w nie mniejszym stopniu niż żelaźni ludzie jest tylko wisienką na torcie.
Inni kandydaci
Zapewne niektórzy z Was zdziwią się, czemu nie wspomniałem o Manderlych, którzy mają w herbie merlinga. Cóż, nie wspomniałem, bo o Manderlych już wcześniej pisałem. I owszem, uważam, że w ich przeszłości jest coś tajemniczego, najprawdopodobniej domieszka krwi zmiennoskórych, którzy lubowali się w przejmowaniu kontroli nad fokami czy morsami, co w ostatecznym rozrachunku mogło się odbić na ich wyglądzie fizycznym. Nie byłby to przypadek odosobniony – Starkowie mieli pewne cechy wilcze, Mormontowie niedźwiedzie, Orell ptasie, a Borroq przypominał dzika. Nie sądzę wszakże, że jedynym wyjaśnieniem dla tego talentu i jego konsekwencji musiałoby być mieszanie krwi z merlingami. To możliwe… ale niekonieczne. I poza chwilowym ludożerstwem lorda Wymana, trudno znaleźć cokolwiek mocno nieludzkiego w ich zachowaniu.
Istnieją też podania o jednym z plemion na Tysiącu Wysp, który oddaje cześć rybom i którego kobiety mają ostre zęby i zielonkawą skórę. Niestety wiemy o nich bardzo mało, a w tekście tym chciałem poruszyć kwestie merlingów i sprawy westeroskiej. No i mam nadzieję, że wszyscy, którzy zachęcali mnie do napisania tego tekstu czują się ukontentowani. Więcej rzeczy pewnych o merlingach powiedzieć nie można. Ale to, że lovecraftowskie rybo-ludy kiedyś po Westeros człapały, i że jeszcze zostawiły w ogólnej populacji jakieś resztki swoich genów, to – moim zdaniem – rzecz bardzo prawdopodobna.
Koci update dla zainteresowanych! W imieniu swoim i Bąbla bardzo dziękuję za wszystkie ciepłe słowa i życzenia powrotu do zdrowia skierowane do mojego kota. Niestety optymizm jaki przebijał się przez moje wcześniejsze wyjaśnienia był przedwczesny. Owszem perystaltyka jelit wróciła do normy, uszkodzenie nerek było niewielkie, ale wkrótce pojawiły się kolejne problemy – kamień w pęcherzu i lekkie otłuszczenie wątroby. Zanosiło się na to, że potrzebna będzie operacja, co – jak się domyślacie – przy stanie nerek Bąbla było ryzykowne. Dwa tygodnie temu wynik badań był jeszcze bardziej niepokojący – wyglądało na to, że do wszystkich dotychczasowych kłopotów dołączyła jakaś forma grzybicy, dość częsta w przypadku długiej antybiotykoterapii i wyjałowienia organizmu. Było bardzo źle… Ale tu nastąpił pozytywny zwrot akcji. Przede wszystkim – udało nam się wyeliminować diagnozę związaną z grzybicą. Okazuje się, że nieprawidłowo przechowywałem próbkę moczu Bąbla, należało ją oddać do badania najpóźniej 2 godziny po pobraniu, ja ze względu na brak czasu zrobiłem to po 6 godzinach, a to wpłynęło na zafałszowanie wyniku. Kwestia kamieni w pęcherzu nie jest do końca jasna, ale przedwczoraj byłem na konsultacji i jak na razie wstrzymujemy się z operacją. To może być po prostu niewielka i niegroźna cysta. Potrzebne jest kolejne badanie USG – ale to dopiero za jakiś czas. Leczenie nerek potrwa jeszcze jakieś trzy miesiące, kot jest przeze mnie ściśle monitorowany, ale czuje się znacznie lepiej. Od przyszłego tygodnia wizyty u weterynarza będą się dobywać raz w tygodniu, a nie niemal codziennie jak do tej pory. Dzięki diecie stracił 700g, co w jego przypadku jest dobrą wiadomością – raczyłem go trochę zbyt wielką liczbą przysmaczków i miał nadwagę (nawet wziąwszy pod uwagę, że jako kot norweski leśny ma naturalnie dużo większe gabaryty od normalnego futrzaka). Jeśli straci jeszcze jakieś 0,5 kg, to zagrożenie dla wątroby raczej zostanie wyeliminowane. Poza tym wróciła już jego żywiołowość, wieczorami znów biega za wskaźnikiem lasera, a nawet wskakuje na stół. I myślę, że będzie jeszcze ze mną bardzo długo.
Jeszcze raz dziękuję wszystkim za słowa otuchy. Życie powoli wraca do normy, a wraz z nim do normy wróci funkcjonowanie FSGK. Na maile zalegające od miesięcy już odpowiedziałem, na te nadesłane w tym tygodniu odpowiem w weekend. Po weekendzie nadrobimy też FSGK-owe zaległości. Trzymajcie się i dbajcie o swoje zwierzaki (tudzież o członków rodziny 😉 ).
O bogowie, doczekaliśmy się 🙂
Dzięki za świetny artykuł, ale jutro okazało się być popojutrzem (wybacz drobny przytyk) i jedna uwaga ale poważna. Mógłbyś zaczynać od ważnych tematów najpierw więc Bąbel przed merlingami:)
A tak na marginesie to ciekawe skąd pomysł na ten gatunek żyjący na Sothyoros cętkowanych półludzie bo jakoś mi to przypomina odrobinę wyspę dr. Moreu
Nie sądziłem, że doczekam tej chwili:) Pozdrowienia dla Ciebie i Bąbla!
Ja mam takie wrażenie, że Dael przejął odrobinę manierę Martina w pisaniu artykułów;p
Ja już nawet przestałem śledzić czy są jakieś postępy nad książką, bo nawet jeśli wyda wichry, co wydaje mi się wątpliwe, to sen o wiośnie będzie już tylko snem niestety.
„fat shaming” O_O?
Słowo dobre jak każde. Problem o którym myślisz tyczy się tak naprawdę czegoś innego. Tego że ludzie zapomnieli, że choć odrobina wstydu jest potrzebna.
Fat shaming, slut shaming i inne tego rodzaju są czasami potrzebne.
LKP chodziło chyba bardziej o to, że to nowomowa dla nastolatków i członków partii Razem 😉
Mnie bardziej rozbawiło „i w domyśle kopulują” – jakie „w domyśle” skoro w krótkim cytacie jest to powiedziane nie raz, a dwa razy? 😛
Ja to wiem. Słyszałem nawet kiedyś że to objaw rasizmu.
Jednak wariactwo ludzi nie zmienia faktu że xyz Shaming istnieje i bardzo dobrze.
„People ought to have some shame”
Grubasów trzeba szkalować, jak przyjdą ciężkie czasy to opierdziela nam zapasy
Czy Szalone Teorie jako e-book Dael już rozsyłał?
Albo odznaki namiestnika?;)
Ja już jakiś czas temu dostałam breloczek ze smokiem, ale ebooka jeszcze nie 🙂
breloka też nie dostałem, ale jakoś nie szczególnie mi na nim zależy, ale na ebooka czekam w sumie z wytęsknieniem.
Dobre pytanie, ja breloczek mam, ale e-booka ani widu ani słychu
Nareszcie!! A jednak dożyłem do tego momentu :D.
Dzięki za zebranie tego wszystkiego w jednym artykule, przynajmniej wiem teraz na czym stoimy. Osobiście nie jestem przekonany do tej teorii. Tzn. zupełnie nie wierzę, żeby jacyś znani nam z nazwiska bohaterowie byli spokrewnieni z istotami z głębin. Błona między palcami to wbrew pozorom dość często spotykana mutacja, podobnie jak szczątkowy ogon. Ma to nawet jakąś naukową nazwę, ale nie pamiętam jaką. Być może w świecie Martina takie mutacje mogą być dziedziczne. Jednak samo istnienie inteligentnych morskich istot (w przeszłości lub teraz) jest jak najbardziej niewykluczone. Planetos to tajemniczy świat. Mnie ciągle siedzą w głowie te opowieści Plamy.
to tzw. hipotez wodnej małpy. Czyli zestaw cech które nas odróżniają od innych człekowatych. Jak dwunożność, brak owłosienia czy też właśnie relatywnie często spotykane błony między palcami.
Mi opowieści Plamy wyglądają trochę jak spoza czasu, z pozycji obserwatora. Przekazane mu przez warga?
Może. O ile pamiętam on zwykle mówi „w podmorskiej krainie JEST to i to” a nie „w podmorskiej krainie WIDZIAŁEM to i to”.
Tak przy okazji zapytam, rasy kotów różnią się usposobieniem?
Na pewno maine coon (czy jak to się piszę) zachowują się trochę jak psy. Mimo wszystko:
kot < maine coon <<<<<<<<<<<<<<<<< pies
Tak, koty maja bardzo różne usposobienie, nie tylko zależnie od rasy, chociaż w ramsch rasy pewne zachowania są bliższe. Maine coony jak @busol pisał są bardziej psie. Aportują, są bardzo cierpiwe, łagode, towarzyskie. Rosną duże wiec jedzą ogromne ilości 😉
Czyli jeśli przyjąć wersje Dicka Crabbe’a (znanego najbardziej w UDW ze swojej prawdomówności) Mlaskacze / Merlingi porywają dziewczynki / kobiety, żeby z nimi kopulować i następnie rozmnażać. Jeśli je porywają to muszą z nimi obcować w wodzie (na lądzie ktoś mógłby na nich wpaść). Jak w takim razie dziewczynki należące do merlingowego haremu żyją w wodzie? Wodni Panowie są blisko!
Dobre pytanie. Może w podwodnych siedzibach Merlingów ludzie mogą jakoś żyć? Przykładem wspomniany przeze mnie Plama. Dziwne że jego nie zjedli. Albo się brzydzili, albo też uznają nietykalność błaznów. 🙂
Może chcieli się trochę pośmiać? Moze byli ciekawi „inności”? Nie pierwszy to przypadek, gdy wojacy nie widząc zagrożenia w poecie / medyku zamiast zabić, biorą go bardziej za kompana niżeli w niewolę.
Jeśli na skutek klątwy / biologii / kaprysu autora, rasa żabo – ludzi składa się z samych samców, co naturalnie wymusza wykradania samic, to wcale nie znaczy, że ów rasa żywi jakaś szczególna nienawiść względem ludzkich mężczyzn.
Nie no, fakt, że porywają ludzkie samice, nie oznacza, że nie mają własnych. Może po prostu panie żaby utraciły zdolność rozmnażania. Jak elfy u Sapkowskiego. Choć tam to męskie elfy nie mogły robić dzieci (a w każdym razie szło im to niesporo), elfie samice rozmnażały się z ludźmi bez zarzutu. 🙂
Dodam jeszcze, że Dick nie powiedział o porywaniu napotkanych dzieci. Mówił o porywaniu niegrzecznych dzieci. Nie ma co, opowieści Dicka sprawiają wiarygodne wrażenie. Niemniej w kwestii istnienia jakiejś podwodnej rasy, nie wykluczałbym tego. Inną sprawą są natomiast cudowne ocalenia od śmierci pod wodą w PLiO, ponieważ zawsze wiążą z głęboką przemianą bohatera (Aeron, Starszy Brat z Cichej Wyspy czy Plama). Tyriona odrzucam z tego grona, bo go wyciągnął Connington. To pewnie zabieg literacki Martina, ale kto go tam wie.
Z tego co pamiętam, to u Sapka problemem była owulacja. Elfki kopulujące z mężczyznami miały ją częściej, a przynajmniej tak to tłumaczył Geraltowi Avallac’h
Całkiem możliwe. Pamiętam zagadnienie tylko z grubsza, bez szczegółów. 🙂
Skoro porywają dziewczynki do kopulacji a chłopców zjadają to znaczy, że wśród nich są tylko osobniki męskie?
Niechże ten cały Martin skończy książkę, bo Panu Daelowi skończyły się tematy do szalonych teorii.
Skąd wiesz? Może szefu coś jeszcze wykaraska? Mnie ciekawi czy Martin zostawił w testamencie (o ile takowy posiada) informacje o tym w jaki sposób kończą się książki i kto przekaże światu zakończenie jego opus magnus?
Wyobrażam sobie transmisje na żywo z odczytania, zapieczętowanej po królewsku pieczęci. Mnóstwo kamer, dziennikarzy i najbliższa Martinowi osoba, trzęsącymi dłońmi przełamująca czerwony lak. Pośród wstrzymanych oddechów, słychać tylko delikatny trzask uwolnionej od pieczęci kartki papieru, zza okularów widać drgające oczy zaczytujące się w spoilerze, który z braku właściwego tekstu już za chwilę spikerem nie będzie. Za chwile stanie się pełnoprawnym finałem.
– Tu jest napisane… – zaczyna po odchrząknięciu i kilkukrotnym odwrócenia kartki na druga stronę. Wszyscy nadstawiają uszy, dziennikarze poprawiają mikrofony. Czas zwalnia, wydłużając każda sekundę do granic możliwości.
– George napisał, że… – głęboki wdech i wydech.
– Pieśń lodu i ognia zakończy się…
– Litości kobieto! Wyduś to z siebie! Dość już czekaliśmy! – rzuca ktoś z tłumu. Cisza pęka niczym mydlana bańka, ustępując miejsca nerwowej wrzawie.
– Proszę o spokój, proszę państwa o spokój. – coraz głośniej wykrzykuje stojący obok kobiety ochroniarz, unosząc olbrzymie łapska w gore. Bezskutecznie. Kobieta robi krok do tylu, jest przestraszona. Nagle salę na pół przecina przeraźliwy, wysoki wizg. Młoda dziewczyna, najpewniej dziennikarka z pierwszego rzędu, gwiżdże z całych sił. Sytuacja uspokaja się. Olbrzymi ochroniarz, posyłając uśmiech w stronę dziewczyny, podchodzi do bliskiej Martinowi kobiecie, delikatnie, niemal czule, kładzie dłoń na plecach i szepce coś do ucha. Kobieta przytakują głową, wyraźnie pokrzepiona. Momentalnie prostuje się niczym struna, wciąga ogrom powietrza, wypinając pierś i rozgląda się po skupionych twarzach. Gdy dostrzega młoda dziewczynę, wciąż trzymającą palce blisko ust, gdy widzi jej entuzjam oraz oddanie sprawie, coś w niej pęka. Nagle ściąga okulary, roztrzęsionymi dłońmi chowa je do futerały, zasłania usta ręką, wybucha płaczem i wybiega, zostawiajac na stole pogniecioną kartkę. Sala zastyga w bezruchu.
Korzystając ze zdziwienia, dziewczyna jednym susem, przeskakuje przez stół, wbiega na podwyższenie, chwyta kartkę, ale ochroniarz jest szybszy. Zamyka jej dłoń w swojej, znacznie większej, jakby ściskał małe jabłuszko. Zastygają w iście bohaterskiej pozie. Dziennikarka mimo ogromnej różnicy siły i wzrostu świdruje wzrokiem osiłka. Pojawia sie dźwięk flesza, najpierw jeden, a potem aparaty wybuchają burzą zdjęć. Ochroniarz zmieszany wycelowanymi prosto w niego obiektywami, a może determinacja dziewczyny? powoli zwalnia uścisk. Dziennikarka poprawia strój, rozkłada kartkę i czyta w myślach przegryzając usta.
Na razie nie jest chyba w najbardziej optymistycznym nastroju…
https://georgerrmartin.com/notablog/2024/01/29/dark-days/
Każdy bełkot jest dobry, by nie napisać dosadnej prawdy o sobie i o tym że się zawiodło/dało dupy po całości.
I te frazesy o hejtowaniu. Zieeew. Można by rzec, że Martin się właśnie idealnie dostosował do toksycznej współczesności, przez unikanie odpowiedzialności i zwalania jej na mityczne stwory 🙂 Bo on chce tylko „ojojania” jak smutna dziewczynka, a nie konkretnie pogadać i zmierzyć czoła problemom. Najlepiej by pisali „super jesteś, poczekam 20 lat, a nowe seriale/filmy są wybitne!”
Ja czytałem dopiero koło 2011/12, więc tak długo jeszcze nie czekam, ale są tacy co czekają dużej😁 obawiam się tylko, że kolejnych 20 lat nie doczeka wiadomo kto
Wtedy przecież ostatnia książka wyszła 😂
Tak, ale chodziło mi o tych, którzy zaczęli czytać w latach 90
No ja porównywalne lata. Taniec ze smokami kupowałem już na premierę i książka pozostawiła straszny niedosyt. Zwłaszcza że raczej zakładałem, że w 13 lat uda mu się szybciej skończyć bo ponoć miał tyle materiału…
A na końcu się okazało, że na tej kartce „z zakończeniem” Martin napisał tylko jedno zdanie: „Pocałujcie mnie wszyscy w d***!” 😀
Ja myślałem o czymś w stylu:
„Uważam że Ross nie zdradził Reachel, w końcu mieli przerwę!”
Ale mi literek zabrakło gdy pisałem:)
Ewentualnie:
– chleb
– żółty ser
– jajka
– mleko
– coś słodkiego
Twój pomysł tez spoko:)
Kamienie u kota to znany mi problem, w obsługiwanym przeze mnie kiedyś przypadku były spowodowane zmianą chemicznego składu moczu przez silne zakażenie bakteryjne, które zaszkodziło i nerkom. Antybiotyk był potrzebny nietypowy. Same kamienie udało się odprowadzić przez cewnik. Być może duży kamień rozpadł się na mniejsze. Pacjentowi się to wybitnie nie podobało, ale było mniej ryzykowne od operacji. Trzymam kciuki za pełny powrót do zdrowia Twojego kociego towarzysza. Jesteście dzielni.
Teoria z merlingami ciekawa. Pewnie dlatego że znam Widmo nad Innsmouth 🙂 Kąsacz pasuje. A Varys… Ciekawe jak by wyglądała hybryda człowieka ze smokiem i odrobiną merlinga 😉
To by wyszło ze skrzyżowania Merlinga z Targaryenem.