Staram się nie ulegać modom na internetowych celebrytów, a jeszcze bardziej unikać książek z tak zwanych list bestsellerów. Zbyt wiele razy okazało się, że takie pozycje to kolejna szybka próba spieniężenia krótkiego rozbłysku sławy, albo sztucznie wypromowany nic niewart kawałek maszynopisu. Zdarzają się jednak chlubne wyjątki i prawdziwe perełki, które bez pomocy internetu zapewne nigdy nie miałyby szansy zaistnieć, a ich autorzy przepadliby w morzu innych aspirujących pisarzy. Sięgając więc po debiut literacki Janiny Bąk, autorki bloga Janina Daily, nie spodziewałem się niczego spektakularnego. Książkę podrzuciła mi zresztą małżonka, podając wcześniej kilka przykładów pokręconego humoru pani Janiny, a takie rekomendacje rzadko przynosiły dotąd coś dobrego. Jeśli wiecie, co mam na myśli…
Wykres kołowy to taki Fiat Multipla świata statystyki – niby ładnie wygląda, ale nikt go nie szanuje.
Janina Daily to blog o wszystkim i o niczym, a najbardziej o statystyce i sucharach. Jeśli jest na świecie ktoś, kto mógłby stanąć z kolegą SithFrogiem w sucharowe szranki, to myślę, że pani Bąk byłaby jedną z lepszych kandydatek. Gdyby znaleźć balans między humorem i erudycją, prezentowanymi przez mojego szanownego kolegę, połączyć je powiedzmy z Joanną Kołaczkowską z kabaretu Hrabi, i z ich pomocą zacząć pisać o statystyce (taka dziedzina matematyki), to całkiem możliwe, że wyszłoby coś w stylu Janina Daily. Można to lubić, a można zwymiotować po dwóch akapitach i obie reakcje będą jak najbardziej poprawne. W przeciwieństwie do wielu internetowych gwiazd Janina nie jest na szczęście znana z tego, że jest znana, opowiada głupie dowcipy i robi sobie rozbierane zdjęcia. Janina jest nauczycielem akademickim i zajmuje się statystyką, o której to dziedzinie wielokrotnie pisała i mówiła na mniej lub bardziej naukowych panelach. Stąd też tytuł książki, która jak się okazuje ma przybliżyć nieco tę ciekawą dyscyplinę laikom, a przy okazji dać szansę opowiedzenia kilku niezwykle sucharowych anegdot i żartów.
Ale dlatego właśnie, że jesteśmy ślepi na naszą ślepotę na błędy, powinniśmy przede wszystkim być mniej ufni. I powinniśmy zadawać sobie pytanie – dlaczego wierzę w to, w co wierzę.
W dzisiejszych czasach każda próba przybliżenia tajników statystyki, sposobu jej rozumienia, czy choćby wyjaśnienie podstawowych pojęć z nią związanych, zasługuje na poklask. Jeśli oglądając codzienne wystąpienia najlepszego z premierów, albo inne Fakty, czujecie, że coś w tych słupkach i wykresach się nie zgadza, że tymi liczbami ktoś manipuluje, a wnioski wyciągane są z maszyny losującej Lotto, to dobrze trafiliście. Nie nauczycie się liczyć współczynnika determinacji, ale zobaczycie, jak łatwo jest wprowadzać w błąd, zasłaniając się statystyką. Autorka w kilku niezbyt długich rozdziałach przedstawia absolutne podstawy teoretyczne statystyki matematycznej. Czytelnik dowie się o różnych sposobach zbierania danych statystycznych, czym one się różnią i w jakich sytuacjach można je stosować. Następnie mamy przegląd zagadnień i pojęć pozwalających te zebrane dane opisać, sklasyfikować i zaprezentować, a na koniec słowo o wyciąganiu wniosków. To tak mniej więcej jedna trzecia treści. Reszta to kompletnie absurdalne i często dziwaczne anegdoty oraz bardzo suche żarty. Jeśli komuś ten humor wyda się na siłę i mało śmieszny, a bezpośredni styl Janiny – cały czas zwracającej się do czytelników per “wy”, bardzo w stylu amerykańskich wyluzowanych wykładowców – nie odpowiada, to może skończyć czytanie recenzji i omijać tę książkę szerokim łukiem. Myliłby się jednak ten, kto zarzuciłby autorce banał i brak wiedzy. Pod tym śmieszkowym płaszczykiem i dziesiątkami “pluszowych” określeń kryje się prawdziwa książka popularnonaukowa. Wszystkie przytaczane eksperymenty i badania są opatrzone przypisami i dobrze udokumentowane. Każdy przykład z życia wzięty faktycznie miał miejsce. Janina bardzo zgrabnie wyjaśnia najbardziej powszechne błędy w pojmowaniu istoty badań statystycznych, na przykład ten o średniej liczbie nóg podczas wyprowadzania psa na spacer. Warto choćby dlatego sięgnąć po “Statystycznie rzecz biorąc…”, żeby nie powielać kilku naprawdę wielkich, powtarzanych z uporem maniaka głupot i zdać sobie sprawę, jak często ktoś próbuje nam wciskać kit.
Historia nie zna takich przypadków, że ktoś się czegoś nauczył, bo go upokorzyliśmy. Nie możemy jednocześnie kogoś obrażać i dziwić się, że nie chce nas słuchać.
Ciężko mi wystawić ostateczną ocenę tej książki. Na pewno nie jest dla każdego. Subskrybenci janinowego kanału na YouTube i czytelnicy jej bloga nie znajdą tu wiele nowego, bo w znacznej mierze to synteza anegdot i wykładów autorki, publikowanych już wcześniej w mniejszych lub większych fragmentach. Spragnieni poważnej publikacji o statystyce powinni poszukać raczej jakiegoś porządnego podręcznika. Nawet laicy, chcący się odrobinę dokształcić, mogą odbić się od hermetycznego humoru pani Bąk, a z kolei czytelnicy spragnieni lawiny sucharów niekoniecznie ucieszą się z definicji, wykresów i tabelek. A mimo to ja bawiłem się całkiem nieźle. Humor może nie do końca w moim stylu, ale kilka razy solidnie sobie porechotałem. Uporządkowanie szczątkowej wiedzy o statystyce, zapomnianej już od czasu studiów, na pewno nie zaszkodzi, a kilka ciekawostek z pewnością jest wartych zapamiętania na dłużej. No i wreszcie fakt, że Janinę kojarzę, ale nie znam, więc praktycznie wszystkie żarty i anegdoty były dla mnie świeże. Wychodzi na to, że jestem targetem. Kto by przypuszczał…
-
Ocena Crowleya: - 7/10
7/10
-
Ocena dla czytelników nielubiących bardzo suchego humoru i internetowych celebrytów: - 5/10
5/10
Wszystkie cytaty pochodzą z recenzowanej książki.
Wincyj popularno-naukowych książek! WINCYJ!
Dziś odbieram z paczkomatu Kosmiczne rozterki Neila deGrasse Tysona. Może, może…
Śmiało śmiało 😀