FilmyRecenzje Filmowe

Szpiedzy (2025)

Kiedyś bardzo lubiłem długie filmy. Trzygodzinny seans jakiegoś klasyka to prawdziwa uczta kinomana. Od pewnego czasu odnoszę jednak wrażenie, że mnóstwo hollywoodzkich produkcji cierpi na nieznośny przerost czasu nad treścią, i mało kto panuje nad dyscypliną w montażowni. Z różnych źródeł wiemy, że z wielu wspaniałych filmów wycięto mnóstwo materiału, często ciekawego. Mel Brooks powiedział kiedyś, że sztuka montażu polega na wywaleniu z filmu wszystkiego, co nie jest w nim potrzebne. Podkreślał też, jak istotna jest kontrola reżysera nad całym procesem, bo to jego wizja powinna zostać zrealizowana od początku do końca.

Steven Soderbergh hołduje chyba podobnym zasadom, czego doskonałym przykładem jest jego ostatni film, pod tytułem “Szpiedzy” (w oryginale oczywiście “Black Bag”, co ma bardzo dobre uzasadnienie fabularne, ale bezpośrednie tłumaczenie nie licuje z zasadami polskiej szkoły tłumaczeń filmowych™). W zalewie uwielbianych przez wszystkich sequeli, franczyz i spin-offów nakręcił niewielki, ledwie półtoragodzinny film szpiegowski według scenariusza Davida Koeppa, który z powodzeniem mógłby być ekranizacją nieistniejącej powieści Johna le Carrégo. To taki “Druciarz, krawiec, żołnierz, szpieg” tylko we współczesnych realiach. Główny bohater – agent brytyjskiego kontrwywiadu George Woodhouse, grany przez Michaela Fassbendera –  otrzymuje od swojego przełożonego zadanie wykrycia zdrajcy, który zamierza przekazać Rosjanom bardzo niebezpieczną cyber technologię. Problem w tym, że na krótkiej liście podejrzanych jest jego żona (grana przez Cate Blanchett), również pracująca w branży. Woodhouse dostaje tydzień i od razu aranżuje konfrontację wszystkich potencjalnych zdrajców, zapraszając ich na wytworną kolację.

Od początku rzuca się w oczy kilka charakterystycznych cech obrazu Soderbergha. Główni bohaterowie to postacie nietuzinkowe, niezwykle inteligentne, a do tego bardzo osobliwe. Ciężko wyczytać z ich twarzy, gestów a nawet czynów, jakie tak naprawdę są ich intencje. Z jednej strony sprawia to, że zdają się nieco zbyt teatralne i dziwne. Ale z drugiej czy nie tak właśnie wyobrażamy sobie super szpiegów? Ludzie ponadprzeciętnie inteligentni, wykonujący najtajniejsze zadania, mają prawo być dziwni i błyskotliwi. Co za tym idzie również ich rozmowy często zahaczają o teatr, a może bardziej tradycyjną powieść kryminalną. Z pewnością nie jest to James Bond, a raczej jego dokładne przeciwieństwo – George Smiley, tylko bardziej przystojny i z piękną żoną u boku. Akcja co prawda przenosi się poza ciasne pomieszczenia domu Woodhouse’ów, czasami nawet mocno przyspiesza, ale zapomnijcie o jakichkolwiek pościgach i skakaniu po dachach. Tu walka rozgrywa się głównie w głowach bohaterów oraz w trakcie potyczek słownych.

Kolejnym charakterystycznym elementem są zdjęcia. Być może nie każdy zwróci na to uwagę, ale praca kamery jest w “Szpiegach” perfekcyjna i czasami mocno nietypowa. Już otwierająca sekwencja, nakręcona bez cięć, robi wrażenie. Ale potem równie efektowna jest kolacja przy dużym stole, kręcona chyba jednocześnie co najmniej dwoma kamerami z przeciwnych kierunków ale tak, że oczywiście ich nie widać. Daje to wrażenie niesamowitej płynności dialogów, bo cięcia nie zostały wykonane pomiędzy wypowiedziami różnych bohaterów, ale w ich trakcie. Cały czas widz ma wrażenie obserwowania jednej ciągłej sceny z różnych perspektyw, a nie osobnych wypowiedzi. Niby drobiazg, ale robi świetne wrażenie i pokazuje, że ten film to nie jest tylko efekt wyrobniczej pracy, ale dzieło przemyślane i zaplanowane przez prawdziwych fachowców.

Nie chciałbym jednak, żebyście odnieśli wrażenie, że “Szpiedzy” to film nudny czy ślamazarny. Przez to, że całą fabułę maksymalnie skondensowano, nie ma czasu na nudę, a wydarzenia w pewnym momencie bardzo przyspieszają. Co ważne, jak na porządną opowieść kryminalną przystało, co i rusz podsuwane są widzowi nowe tropy. Oglądając kiedyś zwiastun, obawiałem się, że to banalna hollywoodzka historyjka o tym, jak mąż ściga żonę, o której podwójnym życiu nie wie, a na koniec będą się strzelać. Nic z tych rzeczy. Podejrzani są wszyscy i tylko główny bohater z kamienną twarzą Fassbendera skrytą za wielkimi okularami wie, co się tak naprawdę dzieje.emy się jedynie domyślać i snuć przypuszczenia na podstawie strzępów informacji.

Oczywiście można narzekać, że cała intryga jest tak zagmatwana i pokręcona, że może istnieć tylko na kartach scenariusza lub książki. Moim zdaniem nie przekracza jednak granicy absurdu, w zamian oferując ciekawą i dobrze przemyślaną zagadkę, której rozwiązywanie daje dużą satysfakcję. Powrócę tu do wstępu, bo niebagatelną rolę odgrywa w tym wszystkim skondensowana forma. Soderbergh nie traci czasu na pokazywanie patrzących w dal postaci ani malowniczych krajobrazów. Każdy dialog, każda scena to kolejny element układanki i kolejny kroczek w kierunku finału. Ekonomika formy doprowadzona do perfekcji.

Nie muszę chyba dodawać, że obsada ani na krok nie odstaje od ogólnego poziomu technicznego. Oprócz Fassbendera i Blanchett możemy też podziwiać Pierce’a Brosnana na drugim planie oraz czwórkę mniej znanych aktorów, którzy trzymają poziom, tworząc bardzo kolorową i niejednoznaczną gromadkę. Wspomnę za to, że tło polityczne całej intrygi, dotyczące sytuacji geopolitycznej w Europie, także jest całkiem ciekawe – rzecz rozbija się o możliwość przeprowadzenia sabotażu w Rosji i ewentualnego zakończenia wojny na Ukrainie. Jest nawet niewielki wątek polski, niezbyt realistyczny, ale za to efektowny.

Nie pozostaje mi więc nic innego, jak polecić “Szpiegów” każdemu miłośnikowi historii… szpiegowskich. To niewielki, maksymalnie skondensowany i zwięzły film, który może nie zapadnie nikomu szczególnie w pamięć, ale jest idealny jako niezobowiązujące kino na poziomie – szanujące inteligencję widza i jego czas. Spora teatralność i kameralność mogą odstraszyć miłośników wybuchowej akcji i kaskaderskich wariactw, ale to film o szpiegach pracujących głową, a nie mięśniami. Bardziej lunch w eleganckiej restauracji niż podwójny megaburger z przydrożnej knajpy.

Szpiedzy (2025)
  • Ocena Crowleya - 7/10
    7/10
To mi się podoba 4
To mi się nie podoba 0

Crowley

Maruda międzypokoleniowa i mistrz w robieniu wszystkiego na ostatnią chwilę. Straszliwy łasuch pożerający wszystko, co związane z popkulturą. Miłośnik Pratchetta i Clancy'ego, kiedyś nawet Gwiezdnych wojen, a przede wszystkim muzyki starszej niż on sam.

Polecamy także

Zanim napiszesz komentarz zapoznaj się z naszymi zasadami zamieszczania komentarzy:

Regulamin zamieszczania komentarzy


Użyj tagu [spoiler] aby ukryć część treści komentarza:

[spoiler]Treść spoilera[/spoiler]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button