
W kinach króluje Minecraft, ale wielkimi krokami zbliża się sezon wakacyjny, a co za tym idzie zwiastuny wyrastają jak grzyby po deszczu. Nie zwlekajmy więc i zobaczmy, co tam ciekawego pichcą dla nas twórcy. Zapraszamy na 13, miejmy nadzieję szczęśliwy, odcinek Filmołaza.
One Battle After Another (premiera 26 września 2025)
Crowley: To mój numer jeden, jeśli chodzi o tegoroczne oczekiwania. P. T. Anderson tworzy czasem filmy trudne w odbiorze, ale zawsze jest to uczta dla oka i mózgu. Tym razem podobno mamy do czynienia z najbardziej komercyjnym jego filmem, w dodatku z ogromnym budżetem, więc z jednej strony jest obawa o zbytnią „komercjalizację”, z drugiej o możliwość wielkiej finansowej wtopy. Całość ma być oparta o powieść Thomasa Pynchona (podobnie jak wcześniejsza „Wada ukryta”), w obsadzie gwiazdy wielkiego formatu, a sam zwiastun, no cóż… nadal nie wiem, czego się spodziewać poza tym, że muszę to obejrzeć. Poprzedni film Andersona – „Licorice Pizza” – był rewelacyjny, więc liczę na powtórkę.
kuba: Paul Thomas Anderson, czyli chyba najbardziej nieoczywisty reżyser, jaki chodził po tej ziemi. Nigdy nie wiadomo, jak jego film tak naprawdę będzie wyglądał. W wieku 27 lat stworzył film o człowieku z wielkim przyrodzeniem, który staje się gwiazdą filmów dla dorosłych – „Boogie Nights” – za który zresztą zgarnął kilka nominacji do Oscara (ogólnie w karierze ma ich na koncie aż 11 i oczywiście ani jednej statuetki). Praktycznie nie ma filmu, którego Anderson by nie dowiózł. Jednak tym razem ma to być coś nowego w jego repertuarze. Na początek pierwsza współpraca z Leo DiCaprio, a na dodatek to ma być akcyjniak? Jedna z ważniejszych kinowych pozycji w tym roku, tego nie można przegapić. Zupełnie nie wiadomo, czego się spodziewać, i to jest w tym chyba najlepsze.
kr4wi3c: Odnoszę wrażenie, że DiCaprio im starszy, tym w lepszych gra filmach i ma coraz lepsze role. Nietuzinkowe, nieoczywiste, niejednoznaczne. Podobne wrażenie odniosłem oglądając trailer. „One Battle After Another” zapowiada się na jeden z tych filmów, których lepiej nie przegapić.
Crowley: No właśnie mam nadzieję, że DiCaprio trochę odejdzie od swoich ostatnich ról, bo mam wrażenie, że wpadł w pewne tory i gra coraz bardziej na jedną nutę. Jeśli PTA go nie odblokował, to chyba nikt nie da rady.
Materialiści (premiera 13 czerwca 2025)
Crowley: Odczuwam dysonans poznawczy. Z jednej strony ten zwiastun opowiada cały film ze wszystkimi zwrotami akcji i sugeruje sztampową komedię romantyczną. Z drugiej strony wygląda na to, że ekipa aktorska naprawdę się ze sobą polubiła i czuć między nimi chemię.
kuba: Czekam na ten film. Po pierwsze Celine Song totalnie kupiła mnie swoim Poprzednim Życiem. Zresztą pisałem o tym filmie już w podsumowaniu poprzedniego roku, a raczej w przewidywaniach na ten rok. Czy Dakota Johnson odczaruje klątwę, która wisi nad nią od czasu przyjęcia roli w trylogii o „sympatycznym” panu Greyu? Klątwę polegającą na tym, że ilekroć zagra dobrą rolę, film przechodzi praktycznie bez echa, albo nikt nie pamięta o jej udziale, a każda jej wpadka urasta do miary jednego z najgorszych filmów w historii (między innymi „Madame Web”). Liczę, że ta produkcja to będzie coś ponadprzeciętnego. Trailer jest naprawdę ciekawy, podbity dobrą muzyką. Wizyta w kinie obowiązkowa.
The Surfer (polska premiera kinowa 2 maja 2025)
Crowley: Matko i córko, co ja zobaczyłem? Nicholas Cage jest na takim etapie kariery, że może zagrać cokolwiek i w czymkolwiek. To zapowiada się strasznie dziwnie, bo walki ojca z jakimś gangiem surferów, w pełnym słońcu chyba jeszcze w kinie nie było. Jestem zaintrygowany, chociaż szanse między 1/10 a 10/10 oceniam na wyrównane.
kuba: Polska premiera rok po światowej… Nicolas Cage obecnie jest na etapie robienia sobie żartów ze swojej kariery. W „Nieznośnym ciężarze wielkiego talentu” wyszło bardzo dobrze. Mam jednak wrażenie, że stare gwiazdy kina, nie wiedzieć czemu, biorą w tym momencie wszystko. Wiadomo, jak to było z Bruce’em Willisem, ale Liam Neeson, Mel Gibson czy właśnie Nicolas Cage grają po cztery pięć filmów w każdym roku i to w większości nie są wielkie produkcje. W „Surferze” mamy jakąś absurdalną historię, ludzi totalnie spalonych przez słońce i krew na piasku. Nie lubię takiej dekonstrukcji, ale oceny krytyków są raczej pozytywne. Tylko że wynikają one w większości z tego, że Cage potrafi śmiać się z samego siebie.
kr4wi3c: Odnoszę wrażenie, że Nicolas Cage cierpi, grając w każdym filmie, a ten zapowiada się na taki, w którym, cierpieć będzie najbardziej. Nie bardzo rozumiem, po co on sobie to robi, przyjmując karykaturalne role, kpiące z jego dotychczasowych osiągnięć. Może dlatego, że może i chce? Tylko dlaczego w takim czymś, co na pierwszy rzut oka powstawało bez scenariusza? Serio? Walka na śmierć i życie z jakąś sektą surferów, do tego w pełnym słońcu? Przy oglądaniu samego trailera mój absurdometr wywaliło ponad skalę. Aż boję się pomyśleć, jaki poziom absurdu i cringu będzie zawierał film. Mam wrażenie, że zdecydowanie zbyt dużo, nawet jak na moje standardy.
Crowley: Wygląda to trochę jakby The Beach Boys nakręcili „Mandy„. Ja Cage’a nigdy nie lubiłem, nie czuję jego magii, ale on jest już dawno za etapem gniotów, teraz gra w dziwolągach. I ja to nawet szanuję.
Thunderbolts* (polska premiera kinowa 1 maja 2025)
Crowley: W końcu jakiś fajny trailer tego filmu, ale ja nadal nie wierzę, że coś z tego wyjdzie. Brakuje przede wszystkim ciekawych bohaterów, a ostatecznie i tak będzie to pewnie typowe marvelowskie pranie się po ryjach przez ostatnie pół godziny plus niezbyt udany humor przez resztę czasu. Mam nadzieję, że się mylę.
kuba: Największą promocją tego filmu jest fakt, że jego uczestnicy wezmą udział w „Doomsday”, a to już jest bardzo dużo. Ci, którzy będą chcieli wiedzieć, o co chodzi w piątej odsłonie Avengersów, pójdą do kin, żeby zobaczyć te grupkę „anty-bohaterów”. Szkoda, że James Gunn nie doczekał tych czasów w MCU, bo chciałbym zobaczyć, jak tworzy z „Thunderbolts” swoisty „Suicide Squad„. Tymczasem wziął się za to kto inny i brakuje pazura, ale z drugiej strony podwaliny pod pierdołowatych złoczyńco-bohaterów położył kto inny. Film „Czarna Wdowa” praktycznie zabił ideę Taskmastera, US Agent także nie poszedł za ciosem (ciosem tarczą, którą rozwalił gościa na kawałki na oczach tysięcy ludzi). Duch także już dawno przeszła na jasną stronę mocy, a na dokładkę jest jeszcze Zimowy Żołnierz, który według filmu Nowy wspaniały świat ma zostać kongresmanem. Rozjechało się MCU katastrofalnie, ale i tak wynik w box office bedzie rewelacyjny. A wszystko to dzięki Robertowi Downeyowi Jr. i braciom Russo, którzy nakręcili hype na MCU stosując naprawdę proste sztuczki.
kr4wi3c: Kiedy widzę logo Marvel, robię skip 😀
kuba: Trochę martwi mnie ten antagonista – „Void” rzekomo silniejszy od wszystkich Avengersów razem wziętych. Zazwyczaj w MCU jak pojawia się taka sentencja, wróg okazuje się być groteskowy, a w ostateczności przegrywa w naprawdę głupi i prosty sposób. Oby tym razem było inaczej.
Crowley: W komiksach Sentry (w sumie nie wiadomo, jak on się w końcu będzie nazywał, ale Sentry też pada w zwiastunie) był przepotężny, więc teoretycznie może faktycznie zrobić sporą rozróbę. Bardziej mnie kłuje, że przeciwko niemu wystawiona zostanie drużyna drugoligowców.
Fantastyczna Czwórka: Pierwsze kroki (premiera 25 lipca 2025)
Crowley: Baaaardzo podoba mi się taka stylistyka. Myślę, że w kwestii audiowizualnych Shakman (ten od Wandavision) da nam coś naprawdę oryginalnego i po prostu świetnie zrobionego. Co do fabuły, to wiadomo w zasadzie tylko tyle, że będą walczyć z Galactusem i pewnie pojawi się zapowiedź Dr. Dooma granego przez Roberta Downeya. Sukces lub porażka F4 będą mieć spore znaczenie dla dalszych losów całego MCU, ale myślę, że to może być ten przełomowy film, który przywróci wiarę wytwórni w ten projekt.
kuba: Doskonale znana grupa superbohaterów wreszcie wraca do domu (MCU). Prawie dwadzieścia lat czekania, ale są. O stronę scenograficzną się nie martwię. „WandaVision” to najbardziej artystyczny i klimatyczny projekt w historii uniwersum. Martwię się natomiast o CGI, nie przekonuje mnie wygląd Bena, ale może po prostu zbyt krótko go pokazali, żebym zdążył się przyzwyczaić. No i kwestia antagonisty – kolejny po Dormamu wielki wróg, który pojawi się tylko po to, by zaliczyć glebę i nigdy więcej nie być wspomnianym. Przewiduję kolosalny sukces w box-office, na poziomie miliarda dolarów.
kr4wi3c: Kiedy kończą się pomysły, wkraczają filtry. 🙂 Nie mam nic przeciwko eksperymentowaniu ze stylistyką w filmach. Zawsze to miło zobaczyć jakieś nietuzinkowe podejście, świetne kadry i ujęcia. W tym jednak przypadku mam wrażenie, że świetną stylistyką będą próbowali przykryć miałką treść.
Crowley: Historia to w teorii samograj. Galactus, alternatywny świat, w którym prawdopodobnie zobaczymy Downeya-Dooma, być może pojawi się Srebrny Surfer, wstęp do „Doomsday” i „Secret Wars”. Co może pójść nie tak? Pewnie wszystko.
Szpiedzy (polska premiera kinowa 9 maja 2025)
Crowley: Wszędzie już grają, tylko u nas jak zwykle trzeci kinowy świat… Nazwiska po obu stronach kamery fantastyczne, całość trwa raptem półtorej godziny, zapowiada się fajny trzymający w napięciu film. Jestem na tak, chętnie obejrzę.
kuba: Ostatnio przeczytałem, że film „Szpieg” z Garym Oldmanem to najnudniejszy film w historii kina. Dziwne bo mnie wydał się wzorem kina szpiegowskiego. W „Black Bag” jest świetna obsada, a film pewnie będzie wypełniony większą dawką akcji. Mam nadzieję, że twórcy nie przeszarżowali z ukazaniem świata szpiegów, że jakieś proporcje zostaną zachowane. Na koniec taka mała subiektywna dygresja – Michael Fassbender strasznie się zestarzał. Było to widać przy okazji „Zabójcy” Finchera, ale tutaj wybija się to jeszcze mocniej.
kr4wi3c: Najnudniejszy film w historii kina to „Stalker” Tarkowskiego. Tam to dopiero się nic nie dzieje. Kiedyś próbowałem oglądać, ale najzwyczajniej usnąłem. Spróbowałem jeszcze drugi i trzeci ale z podobnym skutkiem.
Crowley: Co do Fassbendera, to mam wrażenie, że jego kariera utknęła w martwym punkcie. Świetny aktor, zagrał w dużych produkcjach, ale od paru lat zupełnie przygasł i występuje w przeciętniakach znacznie poniżej swoich możliwości. A co do „Szpiega”, to był powolny, ale gęsty jak melasa i po prostu znakomity.
Death of a Unicorn (polska premiera – ???)
Crowley: Wygląda jak „Bambi” z poprzedniego odcinka Filmołaza, tylko na poważnie i z dużym budżetem. 😉
kuba: Czy rzeczywiście można tu użyć słowa „na poważnie”. A 15 milionów to w USA produkcja niskobudżetowa. Zupełnie nie wiem po co takie filmy powstają, oraz jak twórcy przekonują do nich osoby takie jak Ortega, która wydaje się być na fali i powinna przebierać w ofertach. Cóż może aktorka po prostu lubi jednorożce, zwłaszcza te mordercze.
kr4wi3c: Kino grozy klasy B też jest potrzebne, tym bardziej, że ma ono oddane grono zwolenników (w tym mnie), którzy chętnie obejrzą mniejsze bądź większe paszkwile. Co zaś do Ortegi to odnoszę wrażenie, że ona od pewnego momentu upodobała sobie gatunek nie do końca poważnych horrorów i bardzo dobrze się w nim odnajduje z mniejszymi i większymi sukcesami.
Crowley: Trochę nie do końca rozumiem fenomen tej aktorki, ale niech się jej wiedzie. Może w końcu zagra coś ciekawego, a póki co odcina kupony.
The Naked Gun (premiera 1 sierpnia 2025)
kuba: Totalnie tego nie czuję. Liam Neeson mógłby być dobrym następcą Franka Drebina, bo ma podobnie kamienną twarz, ale na Teutatesa, jak można wprowadzić do komedii typu „Naga Broń” elementy dziwnie przesadzonej brutalności. Na koniec to, czego najbardziej się obawiałem, czyli przebicie tej delikatnej granicy między żartem a żenadą. Niestety twórcom chyba udało się to zrobić. Jestem absolutnie na nie, ale może jeszcze się miło zaskoczę.
kr4wi3c: My tu sobie narzekamy, że to już nie to samo, że plują nam w twarz robiąc takie paszkwile depczące legendę, na co przyjdzie młode pokolenie i stwierdzi, że to widocznie nie jest film dla starych dziadów, wpisujący się w ich wysublimowane gusta, a taki skrojony pod obecne czasy. Drebin to był fajtłapa i pół debil, a jak już kogoś zabił, to przez przypadek. Humor był specyficzny i często jechał po bandzie, co w dzisiejszym świecie absurdalnej poprawności by już nie przeszło, postawiono więc na prostacko bezpieczny humor, który może i jest żenujący, ale za to nikogo nie obraża.
Crowley: Przyznaję – po żarcie o O.J. Simpsonie drgnął mi kącik ust. Ale tylko na moment. Przez resztę zwiastuna miałem ochotę wydrapać sobie oczy. Kiedy wydawało się, że Liam Neeson na zawsze pozostanie w gatunku „film z Liamem Neesonem”, ktoś zatrudnia go do nowej „Nagiej broni”. W sumie jest to krok w dobrą stronę, bo absurdalna komedia to ostatni gatunek, z jakim go kojarzymy. Tym niemniej poziom humoru w trailerze jest straszny. Oryginały fantastycznie grały słowem, żarty były suche jak pustynia, ale nie było potrzeby wrzucania tam beznadziejnych efektów specjalnych (a jeśli już, to celowo robiono je źle) ani brutalnych morderstw. W końcu Frank to policjant. Nie widzę tego zupełnie.
Przy okazji tych Thunderboltsów taka mnie myśl naszła, że skoro ten arcyzłol może zniknąć dowolną osobę (tak wynika ze zwiastuna) to czemu znika tylko uciekających no-namów a nie bohaterów, którzy z nim walczą, mają jakąś ochronę przeciwko jego mocy?
Czekam na film z Leo.
Kiedyś udzielił rady pewnemu młodemu aktorowi, aby unikał grania w Marvelu. Co ważne, rady udzielił, gdy Marvel był o szczytu popularności.
I za to, za sam fakt tego, że Leonardo nie dał się porwać komiksowej fali, że ani przez chwilę nie uwierzył, że to dobre kino -> szanuje go jako aktora i czekam na każdy film z jego udziałem.
Pisałem o tym nie raz, ale powtórzę. Marvel podzieli los westernów, tych kiepskich, robionych hurtowo, których aktualnie nie są się oglądać.
Trochę w kontrze do tego co napisałem, ale czekam na sucide squad od Marvela, mam słabość do grup wyrzutków. Ostatnio widziałem Koszmarne Komando i kurcze, niektóre odcinki to scenariuszowe złoto.
Naga broń…
Cóż… Na 100% chciałbym się zdziwić, otrzymać pełnoprawny produkt, a nie popłuczyny po oryginalnej serii. Jednak zwiastun nie zachęca. Trailer pokazuje, że twórcy nie rozumieją konwencji.
Frank drebin prowadził poważne śledztwa, zachowując arcypowazną minę w kompletnie niepoważnych sytuacjach. Całość serwowano w gęstym sosie satyry, groteski i slapsticku. Do tego bawiono się zapożyczeniami chociażby z kina noir. Sceny w których Drabin opowiada o swoich emocjach, bądź streszcza postępy w śledztwie są mocno stylizowane na klasyczne, ciężkie gatunkowo kryminały i wypadają obłędnie w starciu w wygłaszanymi marmurowym głosem, przesadnie poetyckimi monologami, zwłaszcza że widz w tym samym momencie jest bombardowany gagami.
Te pozornie sprzeczne elementy, zamiast wywoływać dysonans, wypełniają tkankę filmową humorem, który wręcz wylewa się z warstwy fabularnej, aktorskiej, wizualnej i językowej (ładny bóbr)
Natomiast w zwiastunie nowej części otrzymaliśmy sztuczną krew, CGI i kiepskie onelinery.
Co istotne Frank, był mocno zidentyfikowany z historią. Choć film nie był na serio, Frank całkiem serio dawał z siebie wszystko, on śmiertelnie poważnie angażował się w swoje śledztwa, a więc łamanie 4 ściany uważam za pomyłkę.
Do kina pójdę na pewno, ale tylko dlatego, że dawno nie byłem na komedii w kinie.
Tylko, że Koszmarne Komando robił Gunn, a poza nim większość osób w branży superbohaterskiej ma kij w… Thunderboltsi poziomem odjechania nawet się nie zbliżą do drugiego Suicide Squad (także robionego przez Gunna), ewentualnie będą może odrobinę lepszą wersją Ayerowej wizji Legionu (który wcale nie jest aż tak bardzo złym filmem). Co do Nagiej Broni nic dodać nic ująć.
Jedzenie i czytanie komentarzy to zło. Przypomniała mi się scena z bobrem i się prawie udusiłem 🤣
Są trailery, które wszystko zdradzają i dzięki którym nie trzeba już oglądać filmu i są trailery, dzięki którym NIE CHCE SIE oglądać filmu. Na pewno trailer nowego Naked Gun do nich należy.
„Naga Broń” jest nadal świetna, bezkompromisowa i absurdalna. Wczoraj miałem okazję zrobić rewatch i znakomicie się przy tym bawiłem, chociaż to głupie w ciul.
Oglądałem tego nowego Minecrafta, mnie za specjalnie nie porywa wręcz nie poleciłbym go nikomu oglądać