Na wstępie słowo wyjaśnienia dotyczące autora. Serhij Płochij jest ukraińskim historykiem, od ponad dwudziestu lat wykładającym na amerykańskich uczelniach, m.in. na Uniwersytecie Harvarda. Pisze w języku Szekspira, a jego książki wydawane są przez Amerykaów, stąd też pewnie pomysł polskiego wydawcy, żeby w Polsce sygnować je nazwiskiem pisanym w formie angielskiej. Muszę przyznać, że zgrzyta mi to tak samo, jak używanie u nas podobnych zapisów w odniesieniu do bohaterów serialu Czarnobyl. Myślę, że nasza rodzima transkrypcja: Serhij Płochij wygląda i brzmi bardziej naturalnie. Pewnie tylko ja zwracam uwagę na takie rzeczy, ale ten “Serhii Plokhy” na okładce mnie po prostu razi.
Dość dygresji, pora przejść do sedna. Zapewne wielu naszych czytelników poznało znakomity serial HBO pt. Czarnobyl. Niektórzy na pewno wgryźli się w temat już wcześniej i o katastrofie widzieli więcej, niż pokazano na ekranie. Jeszcze inni być może postanowili sprawdzić, na ile wydarzenia z filmu zgadzają się z rzeczywistością. A gdzie szukać wiedzy, jeśli nie w książkach? Słynna “Spowiedź reportera” Igora Kostina to w znacznej mierze fotoreportaż sporządzony w pierwszych dniach po katastrofie. Niewiele w nim informacji o szerszym kontekście ani detalach samego zdarzenia. Czarnobyl Płochija to dzieło kompleksowe, a przez to unikatowe. Opisuje zarówno przebieg wypadku, jego bezpośrednie przyczyny i następstwa, ale także sytuację polityczną w Związku Radzieckim oraz globalne skutki czarnobylskiej tragedii. Jak nietrudno się domyślić, eksplozja reaktora numer 4 nie była spowodowana jedynie błędami obsługi, bo jej źródło tkwiło w wytworzonej i pielęgnowanej przez komunistyczne władze mentalności obywateli ZSRR. Autor stawia również ryzykowną tezę, że wybuch w Czarnobylu był jedną z głównych przyczyn upadku Wielkiego Czerwonego Brata.
Płochij pisze w mocno amerykańskim stylu dynamicznego bezosobowego reportażu, który mi odrobinę przypominał genialne “Z zimną krwią” Trumana Capote. Autor przywołuje setki nazwisk, rekonstruując wydarzenia niemal sekunda po sekundzie, popierając wszystko fragmentami archiwalnych wypowiedzi bohaterów tej opowieści. Tyle samo uwagi poświęca szeregowym pracownikom elektrowni i strażakom, co Michaiłowi Gorbaczowowi i przedstawicielom aparatu partyjnego na Ukrainie. I ta drobiazgowość i szczegółowość z pewnością nie każdemu się spodoba. Jeśli wolicie relacje opowiedziane za pomocą wspomnień, czy fabularyzowane wstawki, to nie ten adres. Owszem, śledzimy losy poszczególnych bohaterów dramatu, ale raczej jakbyśmy obserwowali mrówki w mrowisku, a nie emocjonalną relację. Dzięki temu książka ma ogromną wartość historyczną, a szczegółowość relacji jest momentami powalająca.
Na pewno warto skonfrontować ze sobą książkę i serial. Ja tak właśnie zrobiłem i pochłaniałem je niemal równolegle. Dzięki temu nie gubiłem się zbyt mocno w gąszczu nazwisk z kart papieru, mając wyobrażenie zarówno o postaciach, jak i choćby o topografii terenu wokół elektrowni. No i oczywiście sprawdziłem w ten sposób wiarygodność produkcji HBO, a z tym jest bardzo różnie. Przebieg samej katastrofy zrekonstruowano z troską o najdrobniejsze detale, to trzeba twórcom oddać i uchylić kapelusza w geście uznania. Gorzej z wydarzeniami, które nastąpiły po wybuchu. Dopiero z książki można dowiedzieć się o skali akcji ratowniczej, która była po prostu przeogromna. To nie Legasow ze Szczerbiną we dwóch ratowali świat, ale olbrzymi sztab ludzi i rzesza ochotników (mniej lub bardziej przymusowych). Zresztą okazuje się, że Legasow w pewnym stopniu pogarszał sytuację swoimi decyzjami, a żadne dramatyczne wystąpienie przed komisją, kiedy ujawnił wady reaktorów RBMK, nie miało miejsca. Tu twórcy serialu dość mocno dali się ponieść własnej fantazji.
Czy to oznacza, że po przeczytaniu Historii nuklearnej katastrofy serial Czarnobyl przestanie się wam podobać? Nie sądzę. To nadal kawał znakomitego kina, a znajomość książki powinna raczej zwiększyć immersję podczas oglądania. I odwrotnie, tak jak to było w moim przypadku, serial znacznie ułatwia ogarnięcie ogromu informacji zebranych przez Płochija. Inaczej chyba byłoby mi ciężko uporządkować sobie wszystko w głowie. Nieco mniej ciekawa jest za to ostatnia część Czarnobyla, opowiadająca o długofalowych skutkach zdarzenia. Opowieści o ukraińskich i rosyjskich działaczach, politykach i artystach, którzy prawdę o katastrofie wykorzystywali do walki z KPZR, wydała mi się umiarkowanie ciekawa i napisana trochę pod tezę, o której już wspominałem: że wybuch i próby ukrycia jego skutków były jedną z głównych przyczyn narodzenia się ruchów niepodległościowych na Ukrainie czy w krajach bałtyckich.
Tym niemniej, pomimo niewielkiego spadku formy pod koniec i konieczności uważnego notowania, kto jest kim w tej opowieści, „Czarnobyl. Historia nuklearnej katastrofy” to porywająca lektura, niejednokrotnie jeżąca włos na głowie. Jeśli ruszyły was obrazy ciał rozpadających się wskutek choroby popromiennej i zasypywanie płonącego reaktora, w książce jest tego znacznie więcej (chociaż powiedzmy szczerze, nie jest to opis tak sensacyjny, jak to pokazało HBO). Bardzo obszerny reportaż, w ogromnym stopniu wyczerpujący opisywany temat, napisany w dynamicznym stylu, bez dłużyzn i zbędnych ozdobników. Rzetelna robota.
-
Ocena Crowleya - 8/10
8/10
To oczywiste, że z postaciami musieli trochę w serialu pofantazjować. To nie serial dokumentalny, musi mieć jakichś bohaterów z którymi będziemy się identyfikować. 🙂
Dlatego większość przeinaczeń i uproszczeń w serialu mi zupełnie nie przeszkadzała. Znakomicie mi się go oglądało. Ale warto poczytać, jak to było naprawdę.
Polecałem to przy okazji serialu, polecę i teraz. Swietana Aljeksijewicz- 'Czarnobylska modlitwa’. Genialna książka na ten temat. Płohija nie czytałem, ale te obie pozycje brzmią jak dobrze współgrający ze sobą zestaw. Chłodne fakt y vs. relacja emocjonalna. Z serialem HBO pomiędzy tymi spojrzeniami.
Ja polecam jeszcze „O północy w Czarnobylu” – tez książką „naukowa” a wciąga jak powieść