GryGry Wideo

Outlaws + Handful of Missions: Remaster

Typowy western jest typowy. Samotny rewolwerowiec, często wyjęty spod prawa, szuka zemsty za zamordowanie żony/córki/siostry/kochanki (niepotrzebne skreślić). Tak też sprawa ma się również w przypadku Outlaws, którego wersja zremasterowana chwilę temu zawitała na Steam.

Outlaws stanowi wspaniały hołd dla wszelkiej maści spaghetti westernów. Już chociażby sam wybór poziomów trudności (good, bad, ugly – stanoiący jawne nawiązanie do The Good, the Bad, and the Ugly – 1966) zdradza silne inspiracje filmami Sergio Leone. Podobnie jak muzyka, w której w pewnych momentach czuć niezwykle silny vibe dźwięków stworzonych przez Morricone – początek jednego z utworów brzmi niezwykle podobnie do The Ecstasy of Gold. Na pierwszy rzut ucha idzie się pomylić. Poza tym to bardzo solidny western, z typowym dla tego gatunku budowaniem narracji.

Zanim jednak przejdziemy dalej, proponuję wczuć się w westernową atmosferę. Przygasić światło, założyć na głowę kowbojski kapelusz (nieobowiązkowo) i zaopatrzyć się w szklaneczkę rudej. Można też oczywiście pójść na skróty i zapuścić sobie do czytania odpowiedni podkład dźwiękowy. Na przykład taki:

Gotowi? Zatem jedziemy w podróż po Dzikim Zachodzie. Były szeryf James Anderson miał dom, kochającą żonę i córkę. Pewnego dnia jednak wybrał się do miasta, zostawiając swoich podopiecznych bez opieki. Chwilę tę wykorzystali pewni „biznesmeni”, którzy podczas jego nieobecności postanowili przekonać jego rodzinę do sprzedaży ziemi pod budowę kolei. W wyniku tych „negocjacji” dom spłonął, żona została zamordowana, a córka porwana. Były stróż prawa chwyta więc za broń i wyrusza na poszukiwania córki oraz zemsty (albo najpierw zemsty, a później córki).

Zemsta prowadzić będzie oczywiście przez ikoniczne westernowe scenerie. Nie zabraknie typowego miasteczka z obowiązkowym salonem, stajnią, bankiem i jedynym w okolicy sklepem wielobranżowym, w którym kupimy dosłownie wszystko. Od strzelby po marchewkę i cukier dla konia. Ponadto zwiedzimy kanion, kopalnię, tartak czy ranczo. Ba, nie zabraknie także obowiązkowego etapu z pociągiem. Chyba nie pominięto tutaj ani jednej typowej dla westernów miejscówki.

Co tu się wydarzyło? Jak on w ogóle trzyma tego gnata?

Większość etapów cechuje labiryntowa konstrukcja. Jeśli dodamy do tego chroniczny brak oświetlenia na mapach w kanionie czy kopalni, to można sobie spróbować wyobrazić, jak bardzo ta gra potrafi być momentami ciemna, a przez to frustrująca. Nasz protagonista dysponuje niby (całe szczęście) lampą naftową, którą może sobie rozświetlać ciemności – ale żeby za prosto nie było, to olej do niej kończy się z biegiem czasu i trzeba go uzupełniać – jak się nad tym mocniej zastanowić, to co to w ogóle była za kosmiczna mechanika (jak na rok 1997)! Brak oleju w lampie może nas pozostawić w niemal całkowitych ciemnicy. A i bez tego wcale nie jest łatwo. Nie raz i nie dwa przyszło mi kluczyć i błądzić po etapach, bo tu czegoś zapomniałem zebrać, tam czegoś przestawić, a że gra zbyt czytelna nie jest, jej przechodzenie w 1997 roku z tymi wszystkimi rozpikselowanymi teksturami musiało być prawdziwym koszmarem.

Mimo tego, że remaster otrzymał ostre i dość szczegółowe tekstury, to nadal zdarzało mi się coś przegapić. Gra w niektórych momentach potrafi być strasznie nieczytelna i gdyby nie poradniki na YT, to pewnie bym ją gdzieś w połowie porzucił. Na doświadczenia płynące z użytkowania tego tytułu wpływa także dość wyśrubowany poziom trudności. Zginąć jest tu bardzo łatwo.

Etapów nie kończymy przez wciśnięcie guzika czy przestawienie wajchy znajdujących się na samym ich końcu. Tutaj należy znaleźć konkretnego złola i sprzedać mu kulkę, żeby przejść dalej. Dość to nieszablonowe podejście, jak na zdawać by się mogło kolejną grę doomopodobną. Tylko że nie do końca. Bowiem w tym przypadku wcale nie mamy do czynienia z typowym FPSem.

Arsenał

Uzbrojenie jak przystało na western jest standardowe. Podstawę stanowi oczywiście rewolwer. Z biegiem czasu dojdą kolejne strzelby, a także nawet działo Gatlinga, które dostaniemy w swoje łapki gdzieś pod sam koniec gry – przez co okazji do nacieszenia się nim będzie stosunkowo mało. Jednakże biorąc pod uwagę jego dość skomplikowany poziom obsługi, to chyba nie ma czego żałować, że nie biega się z nim już nieco wcześniej. Broń ta wymaga bowiem „wyjęcia z plecaka” i rozstawienia – a ponieważ w tym czasie nie można robić innych czynności, stajemy się w tedy łatwym celem. W dodatku kiedy już się go rozstawi, nie można się ruszać. Za to siła jego przebicia zdecydowanie rekompensuje zerową mobilność.

Przeciwnicy nie są typowymi gąbkami na pociski. Zdjąć jest ich bardzo łatwo. Wytrzymują jeden, góra dwa strzały. Zwykle jak się przyceluje z double barrel shotgun, to po jednym strzale już nie ma co zbierać. Co nie zmienia faktu, że z drugiej strony niemal równie łatwo jest samemu zginąć. Szczególnie kiedy potraktujemy ten tytuł jako kolejną typową grę doomopodobną, w której główny nacisk jest położony na dynamikę starć. W Outlaws jest kompletnie odwrotnie. Ta gra preferuje powolny styl gry, najlepiej w przykucu, by niepostrzeżenie zbliżać się do przeciwników na odległość wystarczającą do oddania pewnego strzału. Niezwykle przydatna jest przy tym luneta, którą otrzymujemy do sztucera – czyniąca ponoć z Outlaws pierwszą gra FPS w historii, w której była dostępna snajperka.

Jednak to nie tylko ekstremalnie wysoki poziom trudności i niestandardowe podejście do wytrzymałości przeciwników (jak na strzelankę) sprawia, że Outlaws nie jest kolejną zwykłą strzelanką. Kluczową rolę odgrywa tu również brutalny i zróżnicowany system obrażeń. Strzelba na średnim dystansie jest trudna do uniknięcia, a z bliska – niemal zawsze zabójcza. Jeden celny strzał potrafi pozbawić nas połowy paska zdrowia, a dwa wystarczą, by zmieść nas z planszy. Przeciwnik uzbrojony w dwa rewolwery również potrafi być piekielnie zabójczy i często jest w stanie nami pozamiatać, zanim w ogóle oddamy strzał. Teoretycznie sytuację nieco powinien ratować alternatywny tryb ognia dostępny w większości broni (szybsze strzelanie lub błyskawiczne opróżnienie wszystkich luf), ale i to nie daje zdecydowanej przewagi. Amunicja wymaga całkowicie ręcznego ładowania – pocisk po pocisku. Nie ma tutaj magicznego „wciśnij R, by uzupełnić magazynek”. Załadowanie każdego naboju do rewolweru wymaga osobnego naciśnięcia klawisza. A kiedy przyjdzie załadować sztucer… Cóż, trzeba uzbroić się w cierpliwość. Te kilka sekund potrzebnych na przeładowanie bardzo często może zdecydować o tym, czy wyjdziemy ze starcia zwycięsko, czy padniemy trupem. W efekcie czego każda wymiana ognia to nie festiwal bezmyślnego klikania, tylko nerwowa walka o przeżycie. Jak przystało na staroszkolny shooter mamy tutaj system apteczek, ale poziom odnawiania przez nie zdrowia jest zupełnie nieadekwatny do otrzymywanych obrażeń – szczególnie na wyższych poziomach trudności.

Wisienkę na torcie stanowią kapitalne przerywniki filmowe, które można pooglądać w przerwach między misjami. Stylizowane na ręcznie rysowane, zachwycają nawet dzisiaj – mimo że nie zostały odświeżone i wyglądają, jakby zostały wyrwane z minionej epoki. Nadaje im to niepowtarzalnego uroku, a cel-shadingowy sznyt sprawia, że pomimo upływu lat nadal świetnie się prezentują. Atmosfera typowego westernu z Clintem Eastwoodem nadal jest w nich niezmiernie silna i wprost wylewa się z ekranu.

Typowe zakończenie typowego westernu jest typowe

Jak mi się grało w odnowione Outlaws?

Nadspodziewanie dobrze. Co prawda, żeby oszczędzić sobie wątpliwej przyjemności kopania się z wrogami i przechodzeniem gry „po kawałku” skorzystałem z dostępnego trybu „easy. Pamiętałem jeszcze z demka – które ogrywałem w latach 90, ile ta gra mi nerwów napsuła swoim dość wyśrubowanym poziomem trudności. Wynikało to z głównie z tego, że ja w ten tytuł kompletnie źle grałem, traktując go jako kolejną grę doomopodobną. A to trzeba było na spokojnie i z dystansem (dosłownie). Tym razem jednak uznałem, że wybiorę drogę nieco na skróty, bowiem przekombinowane poziomy potrafią wystarczająco dużo krwi napsuć, a co dopiero starcia z wrogami. To chyba w ogóle jakiś znak rozpoznawczy magików z LucasArts, bo zarówno Dark Forces, jak i Jedi Knight miały stanowczo za bardzo skomplikowane levele – poziom w kanałach śnił mi się po nocach i to na nim skończyła się moja przygoda z pierwszym starwarsowym shooterem. W Outlaws również są kanały. Również ze śluzami, ale są one nieco mniej perfidne – na całe szczęście. Niemniej jednak poziom Sawmill podobno jest przez część graczy znienawidzony ze względu na jego zupełnie niepotrzebną komplikację – do czego w jednym z wywiadów odniósł się jeden z developerów – Kevin Schmitt, oryginalny level designer z LucasArts, który pracował przy Outlaws:

I have a love/hate relationship with the Mill. They pushed me to make a very difficult puzzle level…

Looking back now, I probably wouldn’t do that again. […] Playing it now, I’m like ‘Oh my gosh, why did I do that?’

Polecam obejrzeć cały wywiad, bo można się z niego dowiedzieć sporo ciekawych rzeczy m.in. o pracy w Lucas Arts oraz o tym, jak wyglądało tworzenie omawianej produkcji:

W 1998 roku, około półtora roku po premierze Outlaws na świat przyszedł Half Life. Czy w tamtych czasach ktoś jeszcze pamiętał wtedy o shooterze umieszczonym w klimacie dzikiego zachodu?  Śmiem wątpić. Zapewne podobnie sprawa będzie wyglądać dzisiaj. Ortodoksyjni fani być może sprawdzą z ciekawości (chociażby z tego względu, że gra jest stosunkowo tania), pozostała reszta już raczej niekoniecznie.

Zainteresowanie Outlaws podczas pisania tej recenzji było raczej mizerne
Outlaws + Handful of Missions: Remaster
  • Ocena kr4wca - 8/10
    8/10

 

PS. Jednorazowe przejście gry zajęło mi ok. 6 godzin.

To mi się podoba 1
To mi się nie podoba 0

kr4wi3c

Niepoprawny marzyciel, słuchający na codzień dziwnie nie wpadającej w ucho muzyki z gatunku tych ostrzejszych, grający z reguły we wszelkiego rodzaju FPS'y podszyte lekko warstwą cRPG ale nie pogardzający też cRPG pełną gębą oraz raz na jakiś czas jakąś przygodówką z rodzaju tych starszych. Kiedyś NaPograniczu, obecnie FGSK

Polecamy także

Zanim napiszesz komentarz zapoznaj się z naszymi zasadami zamieszczania komentarzy:

Regulamin zamieszczania komentarzy


Użyj tagu [spoiler] aby ukryć część treści komentarza:

[spoiler]Treść spoilera[/spoiler]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button