
Z Muru dwukrotnie rozlega się dźwięk rogu. Nieprzyjaciel u bram.
Streszczenie
We śnie Jon przemierza krypty pod Winterfell. Posągi królów mówią mu, że nie jest Starkiem i ma się wynosić. Woła swoją rodzinę i prosi ojca o pomoc. Słyszy, że wyżej trwa uczta, na której go nie chcą. Ciemnieje. Snow błaga Ygritte o wybaczenie. Pojawia się ubroczony krwią szary wilkor o złotych oczach.
Budzi się we własnym łóżku. Panuje chłód. Wspomina, jak dawniej spał obok Ducha, a potem Ygritte. Zastanawia się, co stało się z jego wilkorem. Czy to Ducha oznaczał wilk ze snu? Przypominał raczej Latę. Czy zabili go Thennowie i po Branie nic już nie zostało?
Dobiega głos rogu. Myśli półprzytomnego Jona biegną ku Rogowi Zimy. To jednak niemożliwe. Dźwięk znów się odzywa. Ból w postrzelonej nodze osłabł, więc Snow wstaje i wsparty na kuli idzie odpowiedzieć na wezwanie. Cieszy się nawet, że atak nareszcie nadszedł. Po walce odpoczną – choćby wiecznie.
Wychodzi w noc i ziąb. Inni bracia kierują na Mur. Po zniszczeniu schodów jedynym sposobem dotarcia na jego szczyt jest wciągana klatka. Gdy czekają na jej powrót, Atłas pyta, czy to Mance. Jon ma taką nadzieję, bo pamięta, jak Rayder powiedział mu na Pięści, że z umarłymi nie da się walczyć.
Wjechawszy na Mur, Snow widzi, że zebrano spory zapas różnych pocisków, kamieni i beczek. Akurat tego Straży nie brakuje. Gorzej z ludźmi. Gdy Donal Noye zwraca uwagę Jona na dziwny odgłos, wyjaśnia mu, że to mamut. Na północy panuje nieprzenikniony mrok. Jedynie w oddali da się dostrzec płomienie. To zatem nie Inni. Noye rozkazuje, by wystrzelić z dwóch trebuszy zapalone beczki smoły. W tym świetle da się dojrzeć mamuty. Kolejna wystrzelona beczka uderza w drzewo. Okazuje się, że mamutów jest setka.
Po kolejnym podwójnym sygnale z Muru Dzicy też zaczynają grać na rozmaitych instrumentach. Trebusze wciąż strzelają. Pyp krzyczy, że Dzicy dotarli pod bramę. Jon wie, że to jedyny praktyczny sposób pokonania Muru. Kręty, wąski tunel jest dobrze zabezpieczony trzema wewnętrznymi żelaznymi bramami z mordownią przy każdej i zewnętrznymi wrotami z dębiny. Czy to zatrzyma jednak mamuty i olbrzymy?
Na polecenie Noye’a bracia strącają płonące słoje oleju. Za nimi podąża beczka smoły. Z dołu dolatują wrzaski. Septon Cellador zaczyna pieśń do Matki, ale kowal mu przerywa. Teraz do walki włączają się łucznicy. Noye zamierza pójść strzec tunelu wraz z czterema ochotnikami. Dowodzenie na górze powierza Jonowi. Ten jest zdumiony. Przecież nie ma doświadczenia, a poza tym podejrzewają go o zdradę.
Późniejsze wydarzenia wydają mu się nierealne. Łucznicy nieustannie posyłają strzały w ciemności pod Murem. Katapulty miotają kamieniami. Płonący mamut wpada na Dzikich. Nadwyrężony trebusz się rozpada. Przeciwnik uczy się unikać drugiego. Jon chciałby mieć ich dwadzieścia, i to umieszczonych na saniach. Wie jednak, że może na to liczyć tak samo jak na trzy smoki.
Męczą go ból i gorączka, ale wciąż strzela. Zaczyna świtać. Ukazuje się pobojowisko… a za nim cała armia Dzikich. Rozumie, że starcie ze Styrem i to wciąż trwające to tylko zapowiedź. Na stu mamutach siedzą olbrzymy. Inne prowadzą taran. Po obu stronach ciągnie konnica, a z nią łucznicy i piechota. Na skrzydłach jadą rydwany. Przerażony Atłas sądzi, że zebrało się sto tysięcy Dzikich. Jon zapewnia go, że Mur wytrzyma. Zaczyna przemawiać do wszystkich, wołając, że Mur sam się broni, a Mance chce ich tylko nastraszyć, bo cała ta przewaga liczebna nic nie pomoże po niewłaściwej stronie Muru. Jeśli utrzymają bramę, Dzicy nie przejdą.
Jon każe łucznikom czekać na komendę i celować wyłącznie w olbrzymy z taranem. Rozkazuje też załadować na trebusz krucze stopy i szykować katapulty oraz skorpiony. Łucznicy Dzikich nie są w stanie dosięgnąć ludzi na Murze. Snow ocenia, że bezsensowny ostrzał to dowód niezdyscyplinowania. Na sygnał Jona bracia wypuszczają na dół co się da. Jakiś mamut zderza się z drugim. Olbrzymy z taranem giną. Inny mamut wpada w szał i zaczyna tratować wszystkich na swej drodze. Rydwany i jazda stoją bezczynnie pod Murem. Grenn i Pyp zrzucają pod bramę płonącą beczkę. Za nimi mkną kolejne. Widać płonącego olbrzyma. Ogień wywołuje panikę mamutów. Dzicy i olbrzymy uciekają. Jon odnotowuje, że gdy Dzicy się łamią, klęska jest zupełna. Okazuje się, że tylko jeden z braci na Murze został trafiony – w drewnianą nogę. Zapanowuje powszechna radość, ale Jon znów czuje nieznośny ból. Zostawia Mur zdziwionemu Grennowi i zjeżdża z Pypem. Marzy o odpoczynku, ale musi sprawdzić, co z Noye’em.
Po ataku Thennów niektórzy radzili, by nie usuwać rumowiska. Przeważyło zdanie kowala, który uważał, że nie można odpuścić obrony tunelu, w którym wrogowi nic nie pomoże przytłaczająca przewaga. Nadchodzi Aemon z zapasowym kluczem, a także Clydas. We czterech wchodzą do tunelu. Za drugą bramą widać światło. Pyp zauważa krew. Zewnętrzne wrota są rozbite i przecisnął się przez nie olbrzym. Jon wolałby nic nie widzieć, jak Aemon.
Noye i jego ludzie walczyli do końca przy trzeciej żelaznej bramie. Olbrzym wciąż trzyma jednorękiego kowala, któremu złamał kręgosłup. Miecz Donala tkwi w gardle Maga, króla olbrzymów. Nie mogąc dłużej wytrzymać, Jon przeciska się obok martwego mamuta na zewnątrz. Po powrocie stwierdza, że trzeba naprawić bramę i zasypać tunel aż po drugą bramę. Dowodzić powinien ser Wynton Stout. Aemon wskazuje, że rycerz już temu nie podoła. Jon proponuje, by zastąpił go Aemon, ale maester odmawia. Dowodzenie musi objąć Jon, którego wybrali Noye, Qhorin i Mormont. Pochodzący z Winterfell krewny Benjena Starka.

Postaci występujące w rozdziale
- Jon Snow
- Atłas (Satin)
- Mully
- Zapasowy But (Spare Boot)
- Baryła (Kegs)
- Hareth, zwany Koniem
- Clydas
- Trzypalcy Hobb
- Donal Noye
- Czerwony Alyn
- Pypar
- Grenn
- Owen Przygłup
- septon Cellador
- Zei
- Czarny Jack Bulwer
- Arron
- Emrick
- maester Aemon
Wspomniani
- Eddard Stark
- Bran Stark
- Rickon Stark
- Benjen Stark
- Ygritte
- Jeor Mormont
- Joramun
- Mance Rayder
- Bowen Marsh
- Jarl
- Tormund
- Styr
- Dick Follard
- Pate Plama
- Mag Mar Tun Doh Weg, zwany Magiem Mocarnym
- Wynton Stout
- Qhorin Półręki
Poniżej pojawiają się informacje pochodzące z dalszych rozdziałów Nawałnicy mieczy i kolejnych tomów PLiO.
Ważne informacje
- Pod Mur dotarła cała armia Mance’a Raydera, złożona z Dzikich i olbrzymów. Niektórzy z tych ostatnich jeżdżą na mamutach, których jest przynajmniej setka. Atłas uważa, że Dzikich jest sto tysięcy, ale raczej przesadza ze strachu. Z rozdziału Jon X w Nawałnicy wynika, że Snow ocenia liczebność zastępu Mance’a na 30-40 000 (prawdopodobnie uwzględniając wszystkich, a nie tylko walczących).
- Snow zwraca uwagę, że siły Mance’a nie są zbyt zdyscyplinowane, a gdy walka przybiera niepomyślny dla nich obrót, szybko idą w rozsypkę.
- Donal Noye i czterech innych zaprzysiężonych braci (w tym Pate Plama) polegli broniąc tunelu przed Magiem Mocarnym, królem olbrzymów. Kowal zdołał wbić przeciwnikowi miecz w gardło, ale zginął zmiażdżony w uścisku Maga.
- Przed trzydziestu laty ser Wynton Stout niemal został wybrany lordem dowódcą – zabrakło mu dwunastu głosów. Aemon uważa, że jeszcze dziesięć lat temu świetnie by się sprawdził. Teraz jednak sędziwy rycerz nie jest w stanie dowodzić. Maester nie chce samemu dowodzić, bo nie zgadzałoby się to z rolą jego zakonu. Jon obejmuje zatem dowodzenie obroną Czarnego Zamku.
- Wchodząc do tunelu, Jon czuje się, „jakby wchodził do przełyku lodowego smoka”, co może być aluzją do utworu George’a R.R. Martina pod takim właśnie tytułem.
- W rozdziale Jon X Tormund wspomni, że pod Murem zginęło dwustu Dzikich i tuzin olbrzymów. Nie wiadomo, czy nie zaniża strat przed Jonem, ale z drugiej strony Tormund nie słynie z dyskrecji, a liczby wydają się prawdopodobne. Część atakujących poległa w późniejszych szturmach niż ten opisany w tym rozdziale, ale patrząc na jego skalę, odpowiadał raczej za znaczny odsetek strat.
Kwestie tłumaczeniowe
- Gdy Jon rozgląda się u podnóża Muru, w zdaniu „Podniósł wzrok” brakuje fragmentu „ku miejscu skąd przyszli” („He looked up at where they’d come from”).
- Tam gdzie w polskim przekładzie pojawia się „machikuł” chodzi raczej o mordownię, bo GRRM używa określenia „murder-hole”. Trudno też sobie wyobrazić, jak w tunelu w Murze miałby zostać zbudowany machikuł.

Komentarz
Warta Donala Noye’a dobiegła końca. Był to jednak koniec godny największych bohaterów z westeroskich legend. Śmierć kowala oznacza, że Jon traci kolejnego mentora. Ned, Benjen, w jakimś sensie Tyrion, Jeor Mormont, Qhorin – oni wszyscy albo już nie żyją, albo są daleko. Z ludzi udzielających dobrych rad został przy nim Aemon. Potem powróci Sam Tarly, ale jedynie na krótko, a wraz z nim odjedzie wiekowy maester. Czy Jon nauczył się od nich wszystkich wystarczająco wiele, by skutecznie przewodzić Strażą? Ostatnie chwile, w których jak dotąd go widzieliśmy, podpowiadają, że wciąż nie. Czy będzie mu dane to naprawić? Dla Straży będzie lepiej, jeśli tak. Przedstawiona w tym rozdziale obrona Muru pokazuje, że Noye, Półręki i Stary Niedźwiedź nie mylili się, gdy dostrzegali w Jonie wielki potencjał. Niestety – na razie Jon okazuje się lepszy we wzbudzaniu u swych podkomendnych woli walki w chwilach próby niż w utrzymywaniu poparcia, gdy sytuacja się uspokaja i w szeregach zakonu pojawia się niezadowolenie.
W poprzednim odcinku Dżądżen skontrastował pod tym względem Jona z Davosem, który był w stanie właściwie ocenić otoczenie i wybrać zaufanych ludzi, odpowiednich do wprowadzenia w czyn zamiaru uratowania Edrika Storma. W komentarzu Ksaveriusz podniósł, że Jon miał odpowiednich ludzi, tylko rozesłał ich w różne strony. Z kolei Kacper widział różnicę raczej w tym, że Jon nie rozpoznał rzeczywistego przeciwnika, czyli rozgoryczonych jego decyzjami członków Straży. Dodałbym, że Jona zgubiło to wszystko po trochu. Swoich najlepszych doradców odesłał. Co do nich, trzeba jednak prędko dodać, że kierowały nim także obawy o życie Aemona i syna Mance’a, które – biorąc pod uwagę dotychczasową działalność Melisandre – nie były pozbawione podstaw. Czy jednak koniecznie musiał wysłać także swoich zaufanych ludzi – Żelaznego Emmetta i Edda Cierpiętnika – do innego zamku, żeby zajęli się jego odbudową? Czy musiał wysyłać do Hardhome Cottera Pyke’a, w wyniku czego dowództwo we Wschodniej Strażnicy objął ser Glendon Hewett – człowiek Allisera Thorne’a? Kto zresztą wie, czy to właśnie u swojego znajomego Hewetta nie wypłynie w przyszłości przebywający obecnie za Murem ser Alliser Thorne, jako 999. lord dowódca Nocnej Straży, przynajmniej w opinii swojej i swoich popleczników. Idąc dalej, czy Jon musiał ignorować wzbierający i nawet nieszczególnie skrywany sprzeciw Marsha, Yarwycka i Celladora wobec jego planów związanych z Dzikimi? A jeśli rację mają ci, którzy sugerują, że w tle Jon nie zauważył jeszcze wielu innych sygnałów ostrzegawczych, to wyłania się obraz kogoś, kto za dokładnie trzymał się wzoru swego domniemanego ojca, Eddarda Starka. (Na przykład: niektórzy wskazują, że być może Clydas przez dłuższy czas – ale przede wszystkim w tym ostatnim, kluczowym dniu – coś dosypywał Jonowi do napojów. Argumentem za mają być dziwne problemy z czytaniem zdarzające się Jonowi, rozmazujący się mu obraz, czy przypadki, gdy ręce odmawiają mu posłuszeństwa).
Donal Noye był innym człowiekiem niż Ned i Benjen czy Aemon. Nie był wysoko urodzony. Nikt go nie szkolił w dowodzeniu, choć był kiedyś żołnierzem. Nie umiał się wysławiać jak lord – a pewnie gdyby nawet to potrafił, to nie miałby najmniejszej chęci tego robić. Ned Stark był człowiekiem kierującym się honorem i obowiązkiem – Donal Noye też, ale jednocześnie twardo stąpał po ziemi i nie pozwalał sobie na zatracenie właściwego oglądu sytuacji. Nie zakładał choćby, że inni (jak Thorne) też będą postępować uczciwie. Lepiej rozumiał zwyczajnych ludzi – a takich w Straży zostało więcej niż synów lordów i rycerzy. Jak pokazał Jonowi na samym początku jego pobytu na Murze, Snow, choć nie nazywał się Stark, patrzył na innych z pozycji bliższej jednak lordowi Winterfell niż ludziom, którzy na ogół przywdziewają czarny płaszcz. Wówczas Jon nie rozumiał nawet, że nie każdego rekruta w Straży od najmłodszych lat walki uczył zawodowiec, taki jak w jego przypadku ser Rodrik. Szkoda, że rad Noye’a zabrakło Jonowi, gdy potrzebował ich najbardziej – gdy jako lord dowódca coraz bardziej oddalał się od swoich podwładnych, przechodząc na poziom intryg i dalekosiężnych planów. Donal pewnie powiedziałby mu – rzecz jasna, w swoim szorstkim stylu – że szeregowi członkowie Straży nie rozumieją jego wysublimowanych konceptów zawarcia sojuszu z Dzikimi i zamienienia ich w sojuszników, a to w celu walki z mitycznym wrogiem, którego zdecydowana większość nie widziała na oczy. Wskazałby, że gdy ogłasza, iż chce iść na Winterfell na czele Dzikich, to stwarza coraz większe wrażenie, że Alliser Thorne i Janos Slynt mieli rację, gdy oskarżali go o krzywoprzysięstwo. Jon jednak będzie stawał się coraz bardziej osamotniony. Nikt nie będzie pilnował mu pleców, a o opłakanych skutkach przekona się, gdy będzie za późno. Jeśli okaże się, że jego warta jeszcze nie dobiegła końca i będzie miał szansę stać się lepszym lordem dowódcą, to z pewnością przyczyni się do tego mądrość Donala Noye’a – dzielnego, jednorękiego kowala i byłego żołnierza, którego Stannis, znając go z dawnych czasów, uznawał za doskonałego kandydata na lorda dowódcę.

Na razie jednak trwa „oblężenie” Muru. Jest to jeden z tych przypadków, w których barwny opis nieco przesłania fakt, że przedstawione zmagania i ruchy są jednak dość dziwne. Przede wszystkim, trudno tak naprawdę zrozumieć, czemu właściwie Mance uparł się, że przejdzie w Czarnym Zamku. W dziesiątym rozdziale Jona Rayder sam stwierdzi, że jeśli go nie zdobędzie, to może wysłać oddziały z mamutami do wszystkich opuszczonych zamków i odkopać zablokowane tunele. Jednocześnie może zaatakować przytłaczającymi siłami Wieżę Cieni i Wschodnią Strażnicę. Pojawia się więc pytanie, dlaczego nie zrobił tego od razu, gdy okazało się, że Czarny Zamek stawia bardziej zaciekły opór, niż się spodziewano. Rayder wyjaśni to w cokolwiek zastanawiający sposób: ataki wiązałyby się z dużymi stratami, a Wolni Ludzie przelali już wystarczająco wiele krwi. Czy naprawdę lepszym rozwiązaniem jest, by pod bramą Czarnego Zamku ginęły ich setki? Czy rzeczywiście zamiast próbować z odkopywaniem bram, lepiej blefować z Rogiem Zimy, w który dowódcy Czarnego Zamku (zresztą samozwańczy), w osobach Thorne’a i Slynta, nawet nie wierzą? Wątpliwości można mnożyć. Czy nie lepiej byłoby skoordynować atak oddziału Styra od południa z nadejściem armii od północy? Dzięki zdolnościom Varamyra Mance nie powinien mieć z tym najmniejszego problemu, ale przecież są też zupełnie zwyczajne sposoby, by to zgrać. W dodatku tak naprawdę Mance nie musi skupiać się na tych bramach, czy to zasypanych, czy też używanych. Czy nie mógł wysłać w jakieś odludne miejsca grup, które wyrąbałyby zupełnie nowe przejścia przez Mur? Czy kilkudziesięciu olbrzymów wspartych przez mamuty nie poradziłoby sobie z lodem i kamieniem (na samym dole) w rozsądnym czasie? Gdyby takich prób było wiele, w różnych miejscach, to Mallister, Marsh i Pyke bez wątpienia nie daliby rady wszędzie ich powstrzymać.
Także po stronie obrońców Muru są aspekty, które mogą dziwić. Przykładowo – najwyraźniej Noye i jego ludzie zamknęli się w tunelu od środka, bo gdy Jon chce go otworzyć, trzeba szukać zapasowego klucza. Skoro jednak Noye był przy ostatniej żelaznej bramie, to czy nie byłoby dobrze zachować jednak komunikację z zamkiem, by wezwać posiłki, choćby najmniejsze? Co dałyby dwie pozostałe bramy w tunelu ze swoimi mordowniami, skoro pozostali obrońcy o przedarciu się wroga dowiedzieliby się dopiero, gdy Dzicy wypadliby po ich stronie na dziedziniec? Zastanawia też stały refren w postaci niechęci kolejnych decydentów z Czarnego Zamku, by zasypać tunel (potem takie rady będzie otrzymywał Jon). W tym rozdziale przeciwko temu rozwiązaniu pada argument, że w tunelu paru zbrojnych może odeprzeć setkę Dzikich. Może to i prawda, ale czy większym wyzwaniem dla nieprzyjaciela nie byłoby odkopywanie tunelu, gdy z góry lecą kamienie, pociski i bryły lodu, a na dodatek leją się smoła i olej? W tym miejscu warto podkreślić bohaterską postawę Pate’a Plamy – jednego z czterech ochotników, którzy poszli z Noye’em do tunelu. Wcześniej to właśnie Pate, jeden z budowniczych, protestował razem ze swoim kolegą Baryłą przeciwko udrażnianiu wyjścia z tunelu. A jednak, gdy trzeba było, podążył z Donalem w jego mrok. Wracając do słabych stron planu obrony można dodać, że chyba nie podjęto żadnych środków na wypadek, gdyby wróg się przedarł – wokół bramy nie ma barykad, a dałoby się przygotować różne pułapki i przeszkody.
Krótko mówiąc – wyraźnie widać, że autor chciał zapewnić swoim bohaterom, a głównie Jonowi, sporo do zrobienia przy obronie Muru. To musiała być konfrontacja Czarnego Zamku z całą potęgą Zamurza. Jon Snow przeciwko Mance’owi Rayderowi. Odbywa się to jednak częściowo kosztem sensowności przedstawionych działań Króla za Murem. Licentia poetica…
Jeśli zaś chodzi o inne sprawy, to godna uwagi jest obserwacja Jona, że armia Dzikich jest dobra w pokrzykiwaniu, dęciu w rogi, graniu na piszczałkach i ogólnie tworzeniu przeraźliwej wrzawy, ale gdy tylko coś przestaje iść zgodnie z planem, wybucha wśród nich panika i rozpierzchają się. W zupełności potwierdzi się to już niebawem, gdy nadciągnie przeciw nim wyszkolone wojsko. Przy okazji okazuje się też, że rację miał Ned Stark – najgorsze, co się może stać, gdyby nawet Straż nie poradziła sobie z Dzikimi, to konieczność zwołania sił Północy i poprowadzenia ich do boju. W typowych warunkach Dzicy nie mają żadnych szans, by podbić całą Północ, a zajęcie przez nich całego Westeros to zupełna mrzonka. Nawet po wielkich stratach poniesionych przez Północ w Wojnie Pięciu Królów jej wojska powinny sobie poradzić z zagrożeniem, choć pewnie przedtem Dzicy zdążyliby wyrządzić więcej szkód. W swoim dziesiątym rozdziale Jon wspomni, że Dzikich zebranych przez Mance’a jest 30-40 000. Chodzi mu raczej o wszystkich, nie tylko wojowników. Robb pod presją czasu zdążył przed wymarszem zwołać 20 000 zbrojnych. Gdyby miał więcej czasu, byłoby ich jeszcze więcej. Trzeba też wziąć pod uwagę, że zawsze do obrony własnego terytorium Północ mogłaby wystawić znacznie większe siły niż na ekspedycję we względnie dalekie strony Dorzecza i Krain Zachodu (uwzględniając jak ogromny jest obszar Siedmiu Królestw). Bitwa pod Murem pokaże zaś jasno, jak sprawdzają się Dzicy w starciu z prawdziwym wojskiem. Przy okazji: w 93. odcinku Pytań do maesterów w odpowiedzi na pytanie pod nagłówkiem „Olbrzymy” dałem się nabrać na te 100 000 Dzikich. To jednak liczba pochodząca od przerażonego Atłasa. Nie pierwszy raz okazuje się, że przestraszony człowiek liczy podwójnie, jeśli nie potrójnie. Bardziej prawdopodobne szacunki pochodzą od Jona, który w dodatku dość długo przebywał wśród Wolnych Ludzi i był lepiej zorientowany.

Na koniec wróćmy do początkowej sceny rozdziału. Sen o kryptach (jeden z wielu) na pewno wiąże się z wątpliwościami Jona, czy jest dla niego miejsce wśród Starków. To doprowadzi w tym tomie do dylematu Jona, czy przyjąć ofertę Stannisa i zostać Jonem Starkiem, lordem Winterfell, czy pozostać Snowem, ale dochować wierności przysiędze. Paradoks polega oczywiście na tym, że prawdziwy Stark wybrałby to drugie. (Przynajmniej Stark taki jak Ned, bo w dawnych czasach – co jasne – zdarzali się najróżniejsi). Żeby być Starkiem, Jon musi pozostać Snowem. A jeśli Jon nie jest tak naprawdę synem Eddarda, to ujawniłoby się drugie znaczenie snu – Królowie Zimy po prostu stwierdzają ten fakt. Dlatego Ned nie odpowiada, gdy Snow woła ojca. Jon nie jest Starkiem, ale może być – jak sądzi wielu – Targaryenem, synem Rhaegara i Lyanny. Inni mają go za Dayne’a – np. syna Brandona i Ashary. Co jednak ma oznaczać pojawienie się w krypcie Laty? Dlaczego wystepuje tu wilkor Brana, a nie – co łatwiej dałoby się zrozumieć – Duch? Czy chodzi po prostu o to, że w tym momencie Lato jest jeszcze po południowej stronie Muru, podczas gdy Duch jest za Murem, przez co Jon go nie wyczuwa? (A trzeba pamiętać, że rozdziały PLiO z punktu widzenia różnych postaci często nie są ułożone chronologicznie). Czy Jon spotyka pod Winterfell właśnie Latę, bo to tego wilkora widział jako ostatniego (w Koronie Królowej) i to on uratował mu życie? Czy Bran próbował się jakoś porozumieć z bratem? Czy ten element snu miał pokazać, że Bran ukrył się w kryptach? Jest jednak inna możliwość, i to bardziej prawdopodobna. Dżądżen zwrócił mi uwagę, że nie musimy wcale przyjmować za Jonem, że widział we śnie Latę. To mógł być Szary Wicher, który też ma złote oczy, co wiadomo choćby z pierwszego rozdziału Catelyn w Starciu. Wówczas wyjaśniłoby się dlaczego wilkor ze snu jest zakrwawiony. Tak jak Bran we śnie widział w jakiś sposób Krwawe Gody (o czym wspomina początek jego czwartego rozdziału), tak teraz wieści w nadprzyrodzony sposób docierają do Jona, który jednak nie odczytuje ich znaczenia poprawnie, bo za bardzo skupia się na wilku Brana, który ocalił go przed Thennami.




Jak zwykle świetne opracowanie rozdziału, bardzo fajnie się czytało 🙂
Atak Mance’a akurat na Czarny Zamek faktycznie nie miał zbyt dużego sensu, nawet pomimo posiadania znacznej przewagi liczebnej. Były inne, dużo łatwiejsze do zdobycia twierdze na Murze albo, tak jak wspomniałeś, można było próbować przekopywać się przez Mur w jakichś odludnych miejscach. Albo właśnie skoordynować atak z tym oddziałem, w którym była Ygritte. No ale wiadomo, Martin musiał postawić Jona w sytuacji objęcia dowodzenia i wykazania się, a przy okazji doprowadzenia do jego konfrontacji z Mance’m. No i zbudować podwaliny do odsieczy Stannisa 😉
przynajmniej w serialu zrobili to lepiej i atak był skoordynowany
Szanowny Panie,
Powinien pan ostrzegac czytelnikow, ze rozdzialy Snowa, sa rozdzialami zdrajcy swojej cywilizacji! Rozdzialami bydlaka, ktory jest odpowiedzialny za smierc tysiecy swoich krajan!
Na szczescie spotkala go zasluzona kara. I niech to bedzie ostrzezenie dla wszystkich, ktorzy pluja na swoj kraj i na swoja cywilizacje. Kara predzej czy pozniej nadejdzie.
Pozdrawiam
Prawak
Najbardziej to ty tutaj plujesz. Uważaj, żebyś tej uwagi o zasłużonej karze w złą godzinę nie wypowiedział 😂
Widze, ze pan to by najchetniej zakneblowal usta wszystkim tym, ktorzy maja inne zdanie niz pan. Gratuluje. Z taka powtawa zapraszamy za Mur, gdzie zyja przedstawiciele lewej strony. Dobrze sie pan tam odnajdzie i pewnie pozna nowe techniki kneblowania. Oltarzyk bekarta tez niech pan tam sobie postawi.
Pozdrawiam
Prawak
Dla mnie od początku chodziło o Szarego Wichra i nawiązanie do Krwawych Godów.
Czytając ten tekst uświadamiłam sobie skąd nazwa tego Szarego wilka. Stąd, że Rob pędzi na wojnie na łeb, na szyję bez zastanowienia. Silny wicher szybko cichnie. Przecież każdy wilkor miał jakieś powiązanie w nazwie a tylko ten Szary Wicher jakoś tak nie pasował.
Bardzo fajny rozdział, dziękuje za cytowanie mnie, po prostu Jon nie zna pojęcia zdrady we własnych szeregach, ma naiwne podejście, że nawet jeśli nie podobają się moje rozkazy to wszyscy mnie słuchają i teraz jeśli przeżył, to dostał lekcję która tak jak Davosa, nauczy go wiele o życiu
„Jest to jeden z tych przypadków, w których barwny opis nieco przesłania fakt, że przedstawione zmagania i ruchy są jednak dość dziwne.”
O tak, wiele jest tych przypadków. Kiedyś dyskutowaliśmy już o próbie zdobycia KP przez Stannisa – podobno największego wodza Westeros – która na dobrą sprawę jest jednym wielkim festiwalem dziwnych, niezrozumiałych i zwyczajnie głupich pomysłów i decyzji. Martin ewidentnie nie radzi sobie z batalistyką, bitwami, a już zwłaszcza z oblężeniami (zabawne, ale serialowa bitwa o Winterfell – mimo iż zjechana przez fanów od góry do dołu – na dobrą sprawę jest bardzo w martinowskim stylu 🙂 ).
Skoordynowanie ataku armii Manca i ludzi Styra na Mur z pomocą Varamyra nie jest możliwe, ponieważ warg nie wyczuje/nie jest w stanie wejść w zwierzę po drugiej stronie muru – magia muru. Tak jak Jon noe czuje Ducha, tak Varamyr i Mance zapewne wiedzieli od Orella, że nie nie da się latać orłem za murem. A przynajmniej w taki sposób możemy tłumaczyć sobie fakt, iż nie doszło do próby jednoczesnego ataku z pomocą przekazywania informacji za pośrednictwem orła.
Oczywiście orzeł mógłby latać po północnej stronie muru i wypatrywać ludzi Styra, ale cóż, plan był taki, że Jarl zdobędzie Czarny Zamek przed przybyciem Manca, a że tak wiele się nie udało… Varamyr nie mógł też całymi dniami latać orłem i wypatrywać Styra, a w zasadzie Jarla, bo tego jak już się spodziewali. Mance też prowadził cały lud, przez co poruszał się dużo wolniej, zanim jego armia doszła pod mur, ten nie mógł wiedzieć co się dzieje z Jarlem, czy może nie zostali wytropieni, czy nie spadli wszyscy z muru. Varamyr nie mógł polecieć orłem za mur, mógł tylko ich obserwować do momentu przejścia, a i to nie wiadomo, bo jednak Jarl się oddzielił na sporo dni drogi od armii, więc Varamyr musiałby cały czas śledzić orłem jego kompanię, co jak wiemy jest trudne, może nawet niemożliwe
Wystarczyło się umówić, że atakują wspólnie np. za siedem dni o świcie. Oczywiście nadal coś mogłoby pójść nie tak i ludzie Styra mogliby się spóźnić albo w ogóle nie dotrzeć do Czarnego Zamku, ale przynajmniej daliby sobie szanse na równoczesny atak i łatwiejsze zdobycie zamku.
Mogli, ale nie wiedzieli ile im zajmie podróż, to raczej akcja na 2-3 miesiące, należy pamiętać, że Jarl oddzielił się jeszcze na Pięści od armi Manca, dojście do muru, potem łażenie za murem, to długie tygodnie. Musieliby z zapasem czasu umówić się na jakiś konkretny dzień, typu jakaś pełnia. A to też nie takie proste, jeśli armia Manca dotrze wcześniej, to wrony zdołałyby ludzi z pozostałych zamków, Styr czekać ze swoją setką zbrojnych też nie mógł zbyt długo za murem, zawsze to ryzyko, że straż się o nich dowie, a jedzenie zdobyć trzeba, splondrować jakąś wioskę.
Pamiętać należy o pierwotnym planie Manca. Wyciągnąć strażników z Czarnego Zamku do dwóch pozostałych, aby zostali tylko emeryci, w tym czasie Styr napada nizego nieświadomych czarniaków. Nie było potrzeby atakowania z obu stron. Wielka armia zbliżająca się pod Czarny Zamek przyciągnełaby uwagę braci, mogliby zdążyć powrócić albo nawet poprosić o pomoc Umberów
Pytanie czy wydrążenie przejścia w murze faktycznie jest takie proste. Mur ma jednak sporo tych metrów długości, a dzicy nie mają dobrych narzędzi na kilkusetletnią zmarzlinę, bo o ile u szczytu mur się czasem kruszy, to na dole topnieje, zamarza i tak cały czas, to tworzy twardą bryłę z kamieniami. Dzicy mają olbrzymy i mamuty, ale te nie rozwalą tak łatwo lodu, bo czym? Maczugami? Jakąś prowizorkę narzędzi mają mniejsi ludzie za murem, ci mniejsi, ale z brązu i kamienia, tym tak łatwo nie pójdzie. Nie potrafię określić ile by to zajęło, lecz na pewno patrol straży by ich znalazł, a wtedy cóż… Oczywiście straż nie miałaby jak zwalczać, załóżmy czterdziestu grup kopalnych na raz, lecz wydaje mi się, iż zdążyliby zająć się nimi po kolei, gdyby były to tylko grupy kopalne. Chyba, że duże kompanie, kilkusetosobowe, ale to faktycznie wykrwawianie jego armii by było. Bo tam straż wybije trzystu, tam trzystu, jeżeli zdecyduje się wysłać ekipę za mur, choć to dobry sposób na pułapkę na wrony. Lecz jeżeli straż nie nabierze się a będzie tylko dziesięciu łuczników tu i tam ostrzeliwać pracujących to rzeźnia.
Nic ująć, dodam od siebie jedynie, że dodatkowo Mance moze czuć, że nie ma czasu na wielodniowe przebijanie się pod Murem (i sam nie jest strategiem, prawdopodobnie nigdy w życiu nie prowadził oblężenia czegoś większego od Twierdzy Crastera, jeśli w ogóle jakieś prowadził), skoro Inni depczą im po piętach.
To, że ciężko wydrążyć otwór w takiej bryłę lodu to jedno a co z magia tej konstrukcji? Czy ona nie blokowałaby w jakimś stopniu tego przekopu?
Nie wiemy na ile magia Muru działa wobec fizycznych ataków – może Inny nie przejdzie, ale ekipa górników w końcu przebije się przez przejście, tylko zajmie im to duuuużo czasu.
Na pewno żadne ewentualne magiczne właściwości Muru nie przeszkadzają w wykonaniu w nim tunelu, bo przecież tunele są też w zamkach, które nie sięgają czasów budowy Muru, a najnowszy powstał względnie niedawno, za Jaehaerysa I.
Mogą przeszkadzać w kopaniu z drugiej strony, tego nie wiemy na 100%. Albo kopac może tylko zaprzysiężony brat z NS, jak z otwarciem bramy przez którą nie moze przejsc Zimnoręki.
Dlaczego straż nie zasypała wejścia w murze, no na to już nie mam odpowiedzi. Po ataku Styra na zamek, jedyne co mi przychodzi do głowy, to może brak czasu. Bo trzeba jednak wyłuskać jakieś kamienie itp. ale mogli chociaż zacząć od północnego brzegu wejścia, a raczej wyjścia, to byłoby jeszcze lepsze rozwiązanie nawet chyba, bo dzicy musieliby odkopywać kamienie pod ostrzałem z muru, wcześniej zniszczyć pierwszą bramę, a mieliby jeszcze dwie potem.
Mamo, jestem sławny!!!
A przechodząc do właściwej czesci komentarza – teoria o Jonie jako bękarcim synu Brandona rozbija się moim zdaniem i fakt, że Ned nie musiałby przyjmować wtedy Jona jako syna, moglby go nazwać synem Brandona, co byłoby nawet lepsze dla chłopaka.
Ktoś kiedyś zapytał na FSGK czemu Ned wlasnie tak nie zrobił i dostał odpowiedz, że Eddard kierował się honorem naprawdę, a nie na pokaz i temu nie chciał plamić honoru brata, przypisywać mu nie jego dziecko – z tym, że jesli Jon to Brandonowicz to Ned niczego by nie plamił i nie miałby powodu by tego ukrywać.
Choć nie jestem fanem rozwiązania Wielkiej miłości Rhaegara i Lyanny, a w konsekwencji R+L = J, to jednak tak będzie – o ile Martin nagle nie zmieni koncepcji, w co wątpię.
Martin nigdy nie skończy sagi, więc się nie dowiemy.
Szanowny Panie,
Zdziwi sie pan, ale pan Martin zyje w strachu z uwagi na toczacy sie proces karny przeciwko niemu. Oszukal miliony czytelnikow. Nie wywiazal sie z umowy. Z tego tytulu wlasnie zglosilismy sprawe do prokuratury. Na dzisiaj sprawa jest prosta: albo ksiazka, albo setki milionow kary. Czekamy na ruch pana Martina.
Pozdrawiam
Prawak
#PDM (może kiedyś wrocą)
Naszła mnie taka refleksja (już jakiś czas temu) – Westeros jest wielomilionowe, a na murze jest jakiś tysiąc braci. Patrząc na realia tamtejszego świata ta liczba jest o wiele, o wiele zaniżona. Skoro mur jest traktowany przez Północ (i niektóre rody spoza niej) jako zrzutnia młodszych synów, a przez całe Westeros jako zrzutnia dla bandytów, a do tego mamy za sobą wielką wojnę, w ktorej wielu dano wybór – sznur, albo mur, to ludzi na Murze powinno byc naście tysięcy. Czyż nie?
A druga rzecz, która dziwi mnie chyba od pierwszej lektury PLiO – czemu Rickard Karstark, który strasznie chce zachować glowę, naginając po całości koncept zabójstwa krewnych, ani żaden z jego ludzi, ludzi z Północy, którzy mieli sporo czasu między aresztowaniem, a osądzeniem przez Robba, nie powołał się na chęć wysłania na Mur i zachowania życia, czego Robb odmowić by nawet nie mógł
Swoją drogą to wysłanie Rickarda na Mur bylo moim zdaniem z ówczesnej perspektywy Robba najlepsze (zdrajca ukarany, wyslany poza spoleczenstwo, już nie zagraża, ale nie niszczy aż tak relacji z Karstarkami), czemu STARK nawet o tym chyba nie pomyślał?
I trzecia rzecz – czy Eddard Stark na miejscu Robba nie ściąłby wszystkich, nie tylko osobiście Lorda? To też był dla mnie lekki zgrzyt, że chcący być jak ojciec Robb nie ścina też resztę, którą skazał na smierc (a mogl wyslac na Mur, który ciągle narzeka na za malo osób…)
Robb chyba bał się, że Karstark będzie mu dalej bruździł? Bo jasne, Tyrion mógł sobie wygodnie wysłać syna rzeźnika, niedoszłego pana Harrenhall na Mur, ale Janos był nikim, nie miał żadnych sojuszników, a Tyrion przebywał w stolicy. W przypadku Karstarka – on mieszka na Północy, jest lordem… Neutralność to piękna idea, ale Robb już widział jak wszystkie fundamenty jego społeczeństwa walą się na jego oczach. Skąd mógł mieć pewność, że Karstark nie zbuntuje Nocnej Straży przeciwko niemu?
Jasne egzekucja też była błędem, ale chyba wówczas Robb postawił wszystko na jedną kartę.
Według mnie, powinien po prostu uwięzić Karstaka jako zakładnika dla poparcia jego wojsk. Zabić lub wysłać na Mur – to zawsze była opcja. Po wojnie. Pewne sprawy trzeba odwlekać.
To chyba jest problem z Robbem – on wszystko robi odwrotnie. Śpieszy się, kiedy trzeba poczekać – nieszczęsny układ z Freyami, bo nie mógł poświęcić kilku dni na przeprawienie się przez rzekę albo ułożenie nowego planu. Zabija Karstarka, mimo że mógł go trzymać jako zakładnika. Żeni się z Jeyne Westerling, mimo że leszym wyjściem byłoby kazać jakieśmu podwładnemu się z nią ożenić. To mógłby być, choćby Olyvar Frey. Zrobiłby wszystko dla króla i jeszcze byłby dumny, że to on dostał kochankę Robba za żonę.
Ale wlasnie o to chodzi, że Karstark by mu na Murze nie szkodził. To człowiek polnocy – nie zbuntuje NS, ani nie zdezerteruje z niej z trzech powodów:
a) Nocna Straż nie pójdzie się bić i umrzeć za Karstarka, bo nie ma ku temu środków i powodów.
b) Karstark wie, że na Północy nikt by nie pomógł, prawdopodobnie gdyby uciekł do Karholdu po wojnie, to nawet gdyby rządził nim Harrion (jego syn) to by go odesłał królowi lub znowu na Mur (a gdyby uciekł w trakcie Arnolf by wykorzystał pretekst by go zabić i skakałby z radosci).
c) Argument, że to Lord z Północy dziala wlasnie przeciwko ideom buntu – widzimy to gdy Theon rozważa dołączenie do NS, Theon wychowany w etosie północnym – nawet nie zakłada, że z NS ucieknie, wie, że spędzie tam resztę życia, a jedynie miejsce do ucieczki jest za Murem. Richard wiedziałby, że jego próby są skazane na niepowodzenie – lord z Południa moglby liczyć na to, żeby zaryzykować ucieczkę do swoich lub za wąskie morze, albo kiec w głowie mrzonki o buncie, ale lord z Północy wie, że NS nie obroni się przed atakiem armii z tej strony muru, wie, że to nie miałoby szans.
A spiskowanie przez kruki? Cóż, Rickard jest wyłączony na tygodnie, które spedzilby w podróży, a potem komu miałby rozkazywać? Harrionowi w niewoli? Arnolfowi, ktory by go nie posłuchał? Ba, jak mialby przekazywac rozkazy. Do tego wiesci dostaje po tygodniach od wydarzen. Rickard na Murze przestałby odgrywać jakąkolwiek rolę polityczną.
I to jest absurdalne, że tak bardzi chcacy zachować swoje zycie Rickard nie powołuje się na NS, a Robb nawet tego nie rozważa.
Jest pewna ciekawa paralela w momencie, gdy Robb ścina Karstarka.
Tak, jak mówicie, było to głupie posunięcie, bo użyteczniejszy był żywy. Inne głupie ścięcie to te, gdy głowę stracił Ned. Joffrey jednym pociągnięciem miecza przysporzył sobie wrogów, tak samo jak i Robb. Nie twierdzę oczywiście, że jest to kropka w kropkę taka sama sytuacja. Robb kierował się własnym wyobrażeniem honoru i sprawiedliwości. Joff ciężko stwierdzić czym naprawdę się kierował, być może również swoim wyobrażeniem sprawiedliwości i honoru, gdzie w jego wyobrażeniu jedyną sprawiedliwą karą za zdradę jest śmierć, a gdyby tego nie wyegzekwował i uległ namowom kobiet „o miękkich sercach”, to straciłby honor. Nie mówię, że tak było, wielu może uznać, że to naciągana koncepcja, nie mniej jednak uważam, że jest ciekawa. Gdyby nawet Joff kierował się wyłącznie okrucieństwem, skrajną głupotą, nagłą zachcianką, czy namowami Littlefingera to fakt pozostaje faktem. Zarówno Joff jak i Robb ścina jednego z kluczowych wasali, co jest ogromnym błędem, bo wtedy ród ten występuje przeciwko Królowi. Paradoksem jest tutaj fakt, że w pierwszym przypadku, to właśnie Robb wystąpił przeciw królowi, a potem osobiście popełnił dokładnie ten sam błąd, przez który ruszył na wojnę. Można zadać pytanie, na co wtedy liczył ze strony Karstarków?
Dla jasności. Oczywiście zdaje sobie sprawę, że Robb zwołał chorągwie, gdy Ned jeszcze żył, a po jego ścięciu, to Lordowie obwołali Robba królem. Chciałem zwrócić tylko uwagę na – według mnie – ciekawą paralelę.
Zgadzam się w całej rozciągłości z Ksaveriuszem. Karstark na Murze był by najlepszym wyjściem dla Roba i był by niegroźny. Wielu ludzi po to właśnie tam zsyłano, nawet królów. To wygląda tak, jak by wszystkich po przekroczeniu Tridentu dopadła zbiorowa amnezja w kwestii Nocnej Straży. Przeczytałam jeszcze raz te rozdziały. Na początku Karstark wydaje się popełniać ten sam błąd co Janos Slint i myśli, że nic mu nie grozi bo znaczy zbyt wiele. Potem jest już raczej pogodzony z losem, a o krewnych rzuca raczej jako przekleństwo wobec Starka. Niemniej jego ludzie, zwłaszcza jeden wręcz błagają o życie a nie pamiętają o możliwości przywdziania czerni. Nie ma to sensu. Jedyna odpowiedź to taka, że bardziej byli Martinowi potrzebni jako ozdoba muru Riverum niż na tym lodowym murze. Wszak ogół tych wydarzeń pokazuje, że nawet gdy jesteś dzielnym i prawym Młodym Wilkiem na wojnie zawsze podbudzisz sobie ręce krwią.
Kratos bardzo ciekawe i słuszne porównanie. Dodam tylko, że obaj królowie dokonują egzekucji w miejscu świętym dla swojej wiary. Joff na stopniach septu co jest postrzegane jako splugawienie tego miejsca. Rob pod drzewem sercem co jak przypuszczamy kiedyś było elementem kultu Starych Bogów.
Pewnie możemy się jeszcze zastanowić nad umieralnością wśród Nocnej Straży. Część zwiadowców nie wraca, część południowców pochoruje się od samego szoku temperaturowego, a część osób wysłanych na mur po rebelii Roberta mogło już nawet umrzeć ze starości. W quasiśredniwiecznym świecie jak nie jesteś wśród arystokracji to raczej żyjesz 40-50 lat.
No tak, ale bunt Roberta był kilkanaście lat wcześniej. Do tego większość Zwiadowców, którzy przestali wracać przestało wracać w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Ich po prostu powinno być sporo więcej – Martin niedoszacował, albo zignorował to, by Jon dowodził garstką ludzi.
Hmm… Możliwe, że to w jakimś stopniu kwestia tego, że Robert nie pragnął odwetu na zwykłych stronnikach Targaryenów, tylko cały swój gniew skupiał na rodzinie królewskiej (która była zresztą już poza jego zasięgiem). Skoro przywrócił do łask Jaime’ego, Barristana, Varysa, Pycelle’a itd. to tym bardziej nie zsyłał zwykłych żołnierzy. Jeśli się przyjrzeć temu, kto z weteranów Rebelii faktycznie się znalazł na Murze, to powstaje wrażenie, że głównie ludzie, którzy mieli nieszczęście wpaść w ręce Tywina zanim Robert zdążył przybyć do stolicy (np. Alliser Thorne).
Ciekawą uwaga. To by tłumaczyło ciągłe wk… irytację Torna. Wielu jego towarzyszy broni wróciło do domku i spokojnie żyje w Siedmiu Królestwach a on gnije na murze bo miał pecha wpaść na nie tego lorda w nie takim chmurze. Niechęć do Jona i Sama jako pamiątek wielkich lordów też była by uzasadniona.
No tak, ale Tywin powinien na mur wysłać przynajmniej kilkuset ludzi, a kolejnych później, bo nie każdy zlozyl broń, gdy KP upadła, niektórzy walczyli dalej.
Mam nadzieję, że kiedyś pojawi się pełniejsza odpowiedź, ale teraz odniosę się do tego ogólnie:
Jeśli przyjrzeć się różnym innym przypadkom z dziejów Westeros, to okazuje się, że jeśli nawet skazaniec oznajmi, że chce wstąpić do Nocnej Straży, to sędzia nie ma wcale obowiązku się na to zgadzać. Np. teraz w dziewiątym rozdziale Tyriona ser Kevan będzie przekonywał go, że jeśli Tyrion przyzna się do winy, to Tywin zamiast kazać wykonać wyrok śmierci pozwoli mu udać się na Mur. Jednak najwyraźniej to jest pokazane w „Ogniu i krwi” (cz. II, rozdz. „Pokłosie”, 319), we fragmencie, który zakrywam jako spoiler, bo jednak wyjawia los pobocznej postaci z OiK:
„Gdy lord Cregan zapytał zapytał sprytnego łotrzyka o ostatnie słowa, ser Perkin oznajmił, że pragnie przywdziać czerń. Lord z południa mógłby spełnić jego życzenie bądź nie, ale Starkowie pochodzą z północy, a tam potrzeby Nocnej Straży traktuje się bardzo poważnie.”
Pewnie jednak w obliczu największych zbrodni nawet potrzeby Straży schodzą na dalszy plan. Poza tym Rickard Karstark, czego dotyczy pytanie, w ogóle nie prosił o pozwolenie na wstąpienie do Straży. A dlaczego? Może wiedział, że Robb na pewno mu nie pozwoli. Poza tym w pewnym momencie Karstark zaczął opowiadać, że nie uznaje Robba za króla itd. Poza tym w przypadku Tyriona koniecznym warunkiem jest przyznanie się do winy. Nie wiadomo, czy tak jest zawsze w tego typu sytuacjach, czy akurat Tywin kazał Kevanowi przekazać, że bez tego się nie zgodzi. W każdym razie Ned Stark też dostał taki warunek. A Rickard Karstark właśnie cały czas twierdzi, że nie zrobił nic złego, że nie jest zabójcą, bo miał (swoim zdaniem) prawo zemścić się na Lannisterach, a ludzie Tullych, którzy pilnowali jeńców musieli zginąć, bo mu stanęli na drodze. Trudno wobec tego, żeby Robb przychylniej na niego spojrzał. W dodatku Rickard musiał wiedzieć, że zabijając Willema i Tiona naraża na śmierć Sansę i Aryę (tę drugą też, bo nie było wiadomo, że nie ma jej tak naprawdę w stolicy). A co do tego, że Karstark potem nagina koncept „zabójcy krewnych” – to wcale nie musi świadczyć, że chciał ratować życie za wszelką cenę. On w tym rozdziale wygląda mi bardziej na kogoś pogodzonego ze swoim losem, ale chcącego jeszcze narobić Robbowi jak najwięcej problemów. I stąd opowiada o zabijaniu krewnych i o tym, że Robb nie jest królem. Karstark mógł uważać, że błaganie znienawidzonego Robba o łaskę jest poniżej jego godności jako wielkiego lorda i (w jego mniemaniu) honorowego człowieka.
Myślę, że atak na mur był nieźle przemyślany. Wywabienie z zamku nadających się do walki, obejście muru i atak na Czarny Zamek od tyłu. Załoga zamku miała zostać wybita lub przynajmniej przetrzebiona. Ile mogli się bronić? Widzimy w niektórych rozdziałach, że już ciągną ostatkami ( zmęczenie, zapas broni). Naprawdę niewiele brakło by dzikim się udało. Mans potrzebuje bramy. Nie małego, wydrążonego tunelu. Kopanie trwało by tygodnie a nawet miesiace. Nawet tą bramą ludzie Tormunda idą cały dzień. Straty którymi Król za murem tłumaczy ten atak to straty zadawane przez Innych nie przez Straż.
Z drugiej strony, brama w Czarnym Zamku też nie jest jakąś nadzwyczaj dogodną trasą – tunel jest kręty i wąski, trzeba pokonać łącznie cztery wrota (dębową bramę i trzy wewnętrzne z żelaza). Poza tym tam Straż jest najlepiej przygotowana do odparcia ataku, bo ma te wszystkie trebusze, katapulty, skorpiony itd.
„30-40 000 tysięcy”
To Atłas niedoszacował.
XDDDD
To ta Armia większa niż populacja całego Westeros, a może i Planetos!
Już poprawiłem, dziękuję za zauważenie 🙂 A czy 30 albo 40 milionów to więcej niż populacja Westeros, to trudno powiedzieć, ale niektórzy szacowali, że to może być właśnie mniej więcej prawdopodobna liczba.
Akurat dlaczego Mance atakuje Czarny Zamek to proste. Raz – kopanie się gdzieś przez Mur zajęłoby tygodnie, jeśli nie miesiące, a tu Inni na karku, jeść trzeba, a śnieg nie jest specjalnie pożywny. Bardzo wątpię, czy armia dzikich ma zapasy żywności na więcej niż tydzień, dwa. No i utrzymaj dyscyplinę wśród takiej hałastry przez całe tygodnie siedzenia na tyłku. Poza tym Dzikich z pewnością nęci wizja łupów będących do zdobycia zarówno w samym czarnym Zamku jak i w Mole’s Town. tak więc mnie atak na Czarny Zamek raczej nie dziwi. Natomiast jeśli chodzi o zasypanie tunelu, to zasypać łatwo, ale odkopać trudniej. A jak wyprawiać się za Mur? Czarny Zamek bez tunelu na drugą stronę traci swój podstawowy sens jako baza wypadowa Straży na tereny Dzikich. Każdy Lord Dowódca musi patrzeć na propozycję zasypania tunelu w taki sposób. pewnie w dawnych czasach kiedy braci były dziesiątki tysięcy taka decyzja mogłaby zostać łatwiej podjęta (inna rzecz czy byłaby konieczna) ale teraz kiedy Nocna Straż jest nieliczna taka decyzja staje się trudna do podjęcia.
Celna uwaga.
Dzicy oddali buławę w ręce Manca, żeby roznieść w puch wstrętne wrony – a nie żeby przeprowadzać prace remontowe:)
Etat na budowie to raczej nie dla nich:)
Dzień by nie minął i zaraz ktoś chciałby się wykazać odwagą i walczyć.