
W ostatnim czasie na platformie Netflix pojawił się wyprodukowany w 2023 roku serial „Warszawianka” z Borysem Szycem w roli Franka „Czułego” Czułkowskiego – roli, którą jedni nazwą przeszarżowaną, inni infantylną. Ja z kolei doszukuję się w niej podobieństw do bohatera mocno osadzonego w polskiej kulturze popularnej: Adasia Miauczyńskiego. Czy „Czuły” to jego nowoczesna reinkarnacja?
Nie mogę powiedzieć, że jestem wielkim fanem serialu „Warszawianka”. Dostrzegam w nim zarówno momenty bardzo słabe, takie jak przydługie, nic niewnoszące i przeintelektualizowane wynurzenia głównego bohatera, jak i elementy niezwykle ciekawe – na przykład relację „Czułego” z rodzicami czy sposób, w jaki odnosi się do niego całe otoczenie. Jakub Żulczyk napisał zniuansowaną historię o człowieku powierzchownie uwielbianym, a jednak niemal zupełnie pustym w środku, przeżywającym wewnętrzny upadek.
Czy w życiu „Czułego” nie ma nic śmiesznego?
Kolejne perypetie Franka pokazują pewien schemat wydarzeń. Bohater naprawdę się stara, próbuje usystematyzować swoje życie, jednak jego rozrywkowa natura i wewnętrzne dziecko nie dają o sobie zapomnieć. To właśnie przez nie, zamiast iść do przodu, „Czuły” cały czas stoi w miejscu. A ludzie go za to podziwiają. I tu pojawia się najważniejsze przesłanie serialu. Skąd wynika ten podziw? Stąd, że ludzie zgromadzeni wokół Franka marzą o podobnej beztrosce, widząc w jego postawie odwagę, by pójść pod prąd. Oczywiście ostatecznie nie zamieniliby się z nim na miejsca; owo marzenie jest tak naprawdę tylko pustosłowiem. Zazdrość kończy się w momencie, kiedy widzi się skutki takiego stylu życia. Ten dysonans między otoczeniem a Frankiem jest jedną z sił napędowych „Warszawianki”. Żulczyk idealnie oddał stan człowieka otoczonego znajomymi, a nawet przyjaciółmi, a jednak kompletnie samotnego.
Adaś Miauczyński grany przez Cezarego Pazurę to nieudacznik rozpaczliwie szukający szczęścia. Franek Czułkowski to jego uwspółcześniona, dostosowana do dzisiejszych realiów wersja. Jest człowiekiem niestroniącym od używek, niszczącym samego siebie w niezwykle systematyczny sposób. To tak, jakby wyciągnięto esencję postaci Miauczyńskiego z filmu „Nic śmiesznego” i obudowano ją realiami bardziej przystającymi do wyzwań trzeciej dekady XXI wieku oraz życia w wielkim mieście, które zniewala duszę.
Zwłaszcza w momentach, gdy Franek próbuje rozkręcić kolejny wspaniały biznes lub zaimponować potencjalnej miłości swojego życia, odzywa się w nim wewnętrzny nieudacznik, a może raczej niepoprawny marzyciel, niepotrafiący racjonalnie ocenić sytuacji. Właśnie wtedy najwyraźniej widać pewne uniwersalne schematy, które zbliżają Franka do Adasia. Są to na przykład nieudane relacje z kobietami, próby pokazania światu swojej wartości i wreszcie zmęczenie monotonną egzystencją.
Kondensator relacji
Zdecydowanie najlepszym elementem „Warszawianki” jest ukazanie relacji „Czułego” z ojcem. Duża w tym zasługa doskonałej roli Jerzego Skolimowskiego, który tchnął w tę postać nieprawdopodobnego ducha. Jego Stanisław Czułkowski jest wyjątkowym gburem i prostakiem, który nie potrafi okazywać uczuć synowi. Wręcz przeciwnie – na każdym kroku go deprecjonuje, poniża i uświadamia mu, jakim jest zerem (przynajmniej w jego oczach).
Podobieństwa można znaleźć także w nieumiejętnych relacjach „Czułego” z córką. Tutaj również widać deficyty uczuciowe, które wynikają z przeszłości mężczyzny. Franek chciałby być dobrym ojcem, stara się jak może, ale zazwyczaj z mizernym skutkiem.
To ważny, idealnie zbalansowany temat. Został poruszony dokładnie w takim stopniu, w jakim było trzeba – nieprzegrzany, ale wybrzmiewający na tyle wyraźnie, by zapaść w pamięć. Nie jest to nawiązanie do Adasia Miauczyńskiego i jego relacji z ojcem, a później synem, jeden do jednego, ale to kolejny element postaci „Czułego” zbudowany na sprawdzonym fundamencie. Podstawy wydają się te same, lecz cała reszta to już niezwykle oryginalna i poruszająca, samodzielna historia. Jakubowi Żulczykowi udało się zawrzeć w serialu ogromną liczbę wątków, w których jednak się nie pogubił. Każdy z nich został poprowadzony konsekwentnie od początku do końca, jakby stanowił odrębny byt. Relacja z ojcem jest bytem najbardziej dopracowanym, realistycznym i najgłębszym, dotykającym sedna problemu, ale nieprzynoszącym rozwiązania.
Franek i jego Dzień świra
Wewnętrzne rozterki „Czułego”, jego monologi, poszukiwanie wymyślnych analogii do wydarzeń z życia, dusza poety – to wszystko w pewnym stopniu przypomina kreację Marka Kondrata z filmu „Dzień świra”. Świat otaczający Franka i Adasia, który nie potrafi ich zrozumieć, docenić ani zaakceptować, jest w obu przypadkach bardzo podobny. Obaj mają podobne poczucie beznadziei, choć „Czuły” zdaje się chwilami odczuwać namiastkę radości życia, po której jednak zawsze następuje bolesny upadek. Adaś w interpretacji Kondrata jest jakby dorosłym Frankiem granym przez Szyca, który pogodził się wreszcie z porażką i traktuje ją jak starą przyjaciółkę.
Smutna prawda o monotonii egzystencji dogania obu bohaterów. Obaj irytują się na otaczającą ich rzeczywistość i obaj dochodzą do wniosku, że nie są w stanie zbyt wiele zmienić. Obaj mają boleśnie trafną opinię o ludziach i irytują się na powszechne postawy społeczne. I tu znów Żulczyk czerpie z postaci Adasia to, co mu odpowiada, i dokłada elementy pasujące do współczesności swojego bohatera. Porównując te dwie produkcje, można również zauważyć, jak bardzo zmienił się obraz Warszawy przedstawiany w popkulturze. To miasto nowoczesne, cierpiące na wszystkie choroby związane z ową nowoczesnością. Neony, światła, niekończąca się impreza, mroczne zaułki, w których można natknąć się na niebezpieczeństwo. A w samym środku tego zgiełku – literat-romantyk o sarkastycznym usposobieniu. Franek „Czuły” Czułkowski, reinkarnacja Adasia Miauczyńskiego.
Kultowa postać kontra jeden z wielu
Jedną z fundamentalnych różnic między Adasiem Miauczyńskim a Frankiem Czułkowskim jest fakt, że ten pierwszy rozwijał swoją ekranową karierę w czasach, kiedy ludzie zupełnie inaczej podchodzili do kina i telewizji. Wszystko było wówczas nowe i niespotykane. Dziś, w dobie przesytu treści, postać „Czułego” jest po prostu kolejnym bohaterem do odhaczenia i zapomnienia. Takie historie nie rezonują już tak mocno, nie zostają w odbiorcy na dłużej. Konsumpcja popkultury stała się płytka i powierzchowna.
„Warszawianka” nie jest serialem idealnym, ma sporo poważnych wad, ale mimo to w innych czasach miałaby szansę, by stać się produkcją kultową. Jednak w dzisiejszym świecie jest o to niezwykle ciężko. Żulczykowi raz się to udało – wykreował postać Daria ze „Ślepnąc od świateł” na ikonę popkultury, a jego powiedzonka weszły do języka potocznego. Było to jednak kino gangsterskie, epatujące brutalnością, o specyficznym, „blokowo-dresiarskim” klimacie. Na takie treści o wiele łatwiej znaleźć dziś odbiorców. Głębsza refleksja nad beznadziejnością życia to tylko kolejne rozważania na temat, który wszyscy doskonale znają.
Podsumowując, ze swojej strony mogę jedynie dodać, że polecam zarówno filmy Marka Koterskiego, jak i serial „Warszawianka”. Te pierwsze wcale się не zestarzały i wciąż mają wiele do zaoferowania. Z kolei prezentowana na Netfliksie wizja Żulczyka w wielu miejscach trafnie diagnozuje współczesny świat i jego problemy.
Zanim napiszesz komentarz zapoznaj się z naszymi zasadami zamieszczania komentarzy:
Regulamin zamieszczania komentarzy
Użyj tagu [spoiler] aby ukryć część treści komentarza:
[spoiler]Treść spoilera[/spoiler]