
John Romero to postać niemalże legendarna — współtwórca potęgi id Software, ojciec takich tytułów jak DOOM, Quake czy Daikatana. Jakiś czas temu na naszym rynku wydawniczym ukazała się książka będąca jego autobiografią – „DOOM Guy: Życie w pierwszej osobie”. Będziemy w niej mogli prześledzić fascynującą drogę, jaką przebył Romero. Począwszy od skromnych początków w SoftDisk, przez narodziny id Software, próbę podboju świata za sprawą Ion Storm, a skończywszy na produkcji gier mobilnych i założenie własnego studia – Romero Games.
„DOOM Guy: Życie w pierwszej osobie” stanowi prawdziwą perełkę dla miłośników gier wideo i historii ich powstawania. Romero dzieli się szczerymi wspomnieniami z dzieciństwa, opowiada o fascynacji komputerami, pierwszych próbach programowania, co z czasem przerodziło się w pasję i pracę. To opowieść o burzliwej młodości pełnej przemocy, rodzinnych konfliktów, o wielkich sukcesach, ale też o bolesnych porażkach. Romero jest szczery w swych osądach, niekiedy wręcz brutalny wobec samego siebie, ale z każdego doświadczenia stara się wynieść jakąś lekcję – i podzielić się nią z czytelnikami.
Z książki dowiemy się, jak wyglądały kulisy powstania takich klasyków jak Commander Keen, Wolfenstein 3D, DOOM czy Quake. Romero zabiera nas do studia id Software, pokazując nie tylko proces twórczy, ale też wewnętrzne napięcia w zespole, konflikty i emocje towarzyszące pracy, w tym również odsłania kulisy słynnej kłótni, jaka się wywiązała pomiędzy nim a Johnem Carmackiem i która na długo ich podzieliła.
Nie zabraknie tu również refleksji na temat projektowania gier, technologii i ewolucji branży. Romero nie tylko opowiada o tym, jak tworzy się gry, ale także też o tym, dlaczego warto je tworzyć i co sprawia, że stanowią coś więcej niż tylko rozrywkę.
Narracja w książce utrzymana jest w lekkim, przystępnym tonie. To nie jest pozycja tylko dla programistów czy geeków — Romero pisze z myślą o każdym, kto choć raz poczuł ekscytację płynącą z grania. Chociaż nie stroni od technicznych pojęć, potrafi je prosto wyjaśnić, dzięki czemu nawet laik zrozumie, jaka magia zachodzi w silniku gry, oraz na czym polega projektowanie poziomów.
Autor za pomocą tej autobiografii nie próbuje postawić sobie pomnika i pokazać, jak wielkim był programistą. Pokazuje siebie raczej w pełnym świetle – zarówno jako twórcę, który odnosił spektakularne sukcesy, jak i człowieka, który popełniał błędy, tracił przyjaciół i ponosił porażki. Sporo miejsca poświęca radości tworzenia, współpracy z innymi zespołami, rywalizacji, euforii towarzyszącej udanej premierze gry, ale też rozczarowaniom, rozpadającym się zespołom, nieudanym projektom i osobistym dramatom.
Książka jest praktycznie pozbawiona lukrowanej narracji typu „od zera do bohatera”. Wręcz przeciwnie – Romero pokazuje, że każdy sukces obarczony jest olbrzymim ryzykiem. Świat gier to nie tylko piksele i kod, ale też emocje, ambicje, ego i nieprzewidywalność ludzkiej natury. Romero nie idealizuje siebie, bierze odpowiedzialność za swoje decyzje, także te złe, które ostatecznie doprowadziły do sromotnych porażek. Mam wrażenie, że przez tę książkę John chciał się rozliczyć ze swoją przeszłością i zacząć zupełnie nowy etap, który, jak wiemy dzięki ostatnim przeciekom, miał skończyć się powrotem do korzeni i wydaniem nowej gry FPS.
Ta książka doskonale uzupełnia recenzowane u nas jakiś czas temu Masters of Doom. Romero to urodzony gawędziarz – choć czasem zdarza mu się odpłynąć w dłuższe dygresje, przyjemnie jest poznać te same historie ponownie, tym razem z nieco innej perspektywy.
Zabrakło mi jedynie archiwalnych zdjęć z czasów id Software. Fajnie jednak jest, kiedy można na własne oczy zobaczyć to, o czym się czyta, bez konieczności wyobrażania sobie tego albo sięgania do zewnętrznych źródeł.
DOOM Guy to nieco ponad 500 stron bezkompromisowej, szczerej spowiedzi twórcy, bez którego dzisiejszy świat gier wyglądałby zupełnie inaczej.
DOOM Guy: Życie w pierwszej osobie (John Romero)
-
Ocena kr4wca - 8/10
8/10
Zastanawiałem się, czy zacząć od Doom Guy, czy Masters of Doom i padło na tę drugą. Muszę uzupełnić, bo wątek odejścia Romero z iD oraz przede wszystkim późniejszego krótkiego życia Ion Storm można było bardziej rozwinąć i chętnie dowiem się czegoś więcej o tamtym okresie.
To jest w ogóle niesamowite, że sam Romero zniszczył swoją karierę Daikataną, a jednocześnie w tym samym czasie w jego firmie powstał świetny Anachronox i absolutnie genialny, kultowy i och ach Deus Ex.
W takiej właśnie kolejności sam czytałem. Najpierw „Masters of Doom” a później „Doom Guy” – które stanowi świetne uzupełnienie te pierwszej. „Życie w pierwszej osobie” to także próba rozliczenia się z przeszłością Romero który rzuca trochę światła na to dlaczego Ion Storm nie do końca wypaliło. Ciekawe jak tam ten jego nowy FPS. Czy ten projekt jeszcze żyje, czy nic z niego nie będzie?