Gry

Against the Storm, czyli rainpunk w akcji

Był Cyberpunk, był Frostpunk, to teraz czas na Rainpunk – czyli polski city builder Against the Storm.

Zacznę od tego, czym Against the Storm nie jest, a raczej dla kogo. Na pewno nie jest to gra dla tych, którzy lubią wymyślać Miasto Idealne, a potem przez wiele godzin czy nawet dni je budować i dopieszczać. AtS opiera się na tworzeniu kolejnych osad, będących bardziej przyczółkami dla naszej ekspedycji niż miastami samymi w sobie. Budujemy i rozwijamy taką osadę tylko do momentu, w którym uzyska ona odpowiedni status, i ruszamy dalej.

Nie jest to też gra dla tych, którzy do swoich miast lubią potem wracać. Nasze osady prędzej czy później zostaną zniszczone przez powracającą cyklicznie nawałnicę. No dobra, skoro cała nasza praca zostaje zniszczona, to jaki jest w ogóle sens tej gry? Legenda głosi, że zebranie wszystkich pieczęci pozwoli raz na zawsze zakończyć cykl niszczycielskiego żywiołu – i to jest właśnie nasz cel. Z każdą przekutą pieczęcią czas między kolejnymi nawałnicami wydłuża się, co pozwoli naszym ekspedycjom docierać coraz dalej.

W grze będzie też sporo mikrozarządzania. Przypisywanie mieszkańców do stanowisk pracy, określanie, z jakich surowców wytwarzać konkretne dobra, ustalanie limitów produkcji, przenoszenie budynków wydobywczych w pogoni za surowcami, a nawet określanie, które drzewa wycinać – wszystko to jest wpisane w podstawy rozgrywki.

Pierwszą osadę budujemy w pobliżu Gorejącego Miasta, jedynej stałej ostoi w tym burzowym świecie. Jednak im dalej zawędrujemy wraz z naszą karawaną, tym poziom trudności będzie wyższy. I o ile te początkowe wybaczą nam całkiem sporo, o tyle na późniejszym etapie będziemy musieli już dość precyzyjnie zarządzać zarówno czasem, jak i zasobami.

Na czym polega urok tej gry?

Nową osadę zaczynamy z garstką mieszkańców na niewielkiej polanie, na której znajdziemy magazyn oraz palenisko, będące sercem naszej wioski. Otaczają nas spowite mgłą mniejsze i większe polany, z których każda kryje tajemnicę – czasem są to zasoby, czasem nowi mieszkańcy czy ruiny budynku, a czasem coś groźnego. Odkrywanie tych polan to część zabawy, a losowość występujących na nich elementów podtrzymuje świeżość kolejnych rozgrywek.

No dobra, ale trzeba by coś zbudować. Podstawowe budynki mamy dostępne zawsze – są to te służące do pozyskiwania surowców, podstawowego ich przetwarzania oraz domostwa dla mieszkańców. To wystarczy, żeby ruszyć z miejsca, ale nie pozwoli na rozwój i zaspokojenie wszystkich potrzeb. Do tego będziemy potrzebowali bardziej wyspecjalizowanych jednostek, jak tartaki, młyny i przeróżne warsztaty. I tu jest haczyk – dostęp do nich dostajemy w sposób losowy. Po spełnieniu określonych wymagań zostaną nam wylosowane do wyboru trzy (cztery po wykupieniu perka w drzewku rozwoju) propozycje, z których możemy wybrać jedną. Taki zabieg sprawia, że stale musimy ewaluować swoje plany i być elastyczni. Urozmaica to rozgrywkę i zapobiega powtarzaniu sprawdzonych schematów w kolejnych osadach, a jednocześnie zachęca do eksperymentowania i szukania nowych rozwiązań.

Warto też zaznaczyć, że naszym celem nie jest tu stworzenie miasta, w którym wszystko będzie chodzić precyzyjnie niczym w szwajcarskim zegarku. Nie. Jako budowniczy i zarządca musimy zapewnić osadzie odpowiednią liczbę punktów reputacji, którą zdobywamy wypełniając rozkazy królowej, rozwiązując wydarzenia na polanach i zapewniając dobrobyt naszym mieszkańcom. Jak tego wszystkiego dokonamy, jest kwestią drugorzędną.

Gra opiera się na stosunkowo krótkich sesjach. Budowa jednej osady trwa średnio godzinę-półtorej, po czym wracamy do Gorejącego Miasta na krótką przerwę, gdzie odbierzemy punkty doświadczenia i wykupimy nowe perki w drzewku rozwoju. A potem wracamy w dzicz, budować następny przyczółek w drodze do celu.

I to jest właśnie urok Against the Storm – częste zaczynanie od nowa połączone z losowością. Nigdy nie będziemy w stanie do końca przewidzieć, co dokładnie się wydarzy w danej rozgrywce, więc decyzje będziemy musieli podejmować na bieżąco, w zależności od aktualnej sytuacji. Jest to więc zarządzanie ad hoc a nie staranne planowanie długofalowej strategii. I taka formuła bardzo mi odpowiada. (A o tym, dlaczego gracze lubią zaczynać od nowa, pisałam w tym felietonie.)

Losowość, różnorodność i elastyczność

Jak już wspomniałam, losowość jest ważnym elementem rozgrywki. Oprócz losowej zawartości polan, dostępu do budynków i kamieni węgielnych (będących pasywkami na daną rozgrywkę) oraz ras biorących udział w ekspedycji (mają różne zdolności oraz wymagania), w każdej rozgrywce dostaniemy modyfikatory, pozytywne lub negatywne, które również wpłyną na rozwój osady – przykładowo brak żyznej ziemi, więc nie będziemy mogli polegać na rolnictwie, albo mutujące w specyficzny sposób drzewa, z których pozyskamy więcej niż tylko drewno.

Zapytacie pewnie, czy ta losowość nie przeszkadza? Czy zawsze będziemy mieli dostęp do wszystkiego, co nam niezbędne do wykonania misji? Odpowiedź brzmi: tak, ponieważ po pierwsze, dróg do zwycięstwa jest kilka, a po drugie, każdy budynek oraz surowiec pełni kilka funkcji.

Na przykład w tartaku, oprócz desek, wytworzymy też zwoje i paczki luksusowych towarów (przydatne w handlu i do wypełniania rozkazów), w wędzarni oprócz suszonego mięsa zrobimy też cegły i gliniane naczynia.

Przy wydobywaniu jednego surowca często jest szansa na uzyskanie innego – z drzew możemy uzyskać również żywicę czy grzyby, wydobywając glinę dostaniemy kamienie, a ze stawu oprócz ryb wyłowimy glony. Mąkę uzyskamy mieląc ziarno, korzenie albo glony, a barwnik wytworzymy z miedzi, węgla czy rybich łusek. W związku z tym brak jednego surowca nie powinien nam przeszkodzić, bo zawsze da się znaleźć zamiennik.

Innym wbudowanym w krajobraz elementem jest deszcz. Rok dzieli się na trzy sezony – Mżawka, Burza i Prześwit, z których każdy ma swoją mechanikę, a niektóre efekty będą się aktywować w zależności od trwającej pory roku. Deszczówkę możemy zbierać i wykorzystywać, przyda się do produkcji na przykład owsianki czy herbaty. Po odblokowaniu w drzewku rozwoju silników deszczowych, będziemy mogli takie urządzenia montować w budynkach produkcyjnych, dzięki czemu przyspieszymy produkcję.

Dodatkową możliwością pozyskiwania surowców oraz gotowych produktów jest handel. Wystarczy zbudować stoisko kupieckie, a raz na jakiś czas zajrzy do nas wędrowny kupiec ze swoimi towarami, dzięki czemu uzupełnimy ewentualne braki lub odsprzedamy nadwyżki. Możliwości jest więc sporo, a losowość i elastyczność dobrze współgrają, sprawiając, że każda osada jest inna i na swój sposób interesująca. Powiem szczerze, że zaskoczyła mnie ta złożoność, ale to dzięki niej gra wciąga, i to całkiem mocno. Zdarzało się, że już uznawałam osadę za straconą, ale szkoda mi było ją porzucić, więc grałam dalej… po czym odkrycie nowej polany, wizyta kupca czy inne zdarzenie potrafiły odmienić los o 180 stopni i ostatecznie zakończyć misję powodzeniem.

Audiowizualnie i technicznie

Against the Storm ma prostą, stylizowaną oprawę graficzną, mogącą przywodzić na myśl gry z serii Warcraft. Elementy otoczenia są czytelne, a animacje pracujących ludzików dość uproszczone.

Rozgrywce towarzyszy przyjemna ścieżka dźwiękowa oraz dobrze zrealizowane udźwiękowienie, towarzyszące różnym wydarzeniom.

Pod względem technicznym nie napotkałam żadnych problemów. Trzeba mieć na uwadze, że cała gra zapisywana jest na jednym zapisie – mamy autosejwy w trakcie rozgrywki, a jak w menu głównym klikniemy „Kontynuuj”, to zostaniemy przeniesieni do miejsca, w którym ostatnio skończyliśmy. Nie mamy kontroli nad zapisami i wczytaniami, co jest zapewne podyktowane konstrukcją całej gry – twórcy chcieli w ten sposób uniknąć sytuacji, w których gracze zapisują grę przed jakimś wydarzeniem, a potem wczytują, jeśli coś pójdzie nie po ich myśli. Tu trzeba płynąć z nurtem i przyjmować na klatę wszystko, co los przyniesie.

Podsumowanie

Against the Storm to miks gatunkowy, w ciekawy sposób łączący budowanie osad z elementami losowości. Rozgrywka jest dynamiczna i interesująca, bo będziemy musieli się dostosowywać z jednej strony do znalezionych surowców i dostępnych budynków, a z drugiej do tego, czego wymagają od nas Rozkazy królowej, wydarzenia na polanach, mechaniki danego biomu, dodatkowe modyfikatory oraz oczywiście nasi mieszkańcy. Podczas rozwijania osady nie będziemy się nudzić ani przez minutę.

W Against the Storm można grać dwojako. Z jednej strony mamy wyznaczony cel, czyli zebranie wszystkich pieczęci, co daje nam konkretny kierunek i zapewnia rosnący poziom wyzwania. Z drugiej strony gra świetnie sprawdzi się jako tytuł do grania dorywczego – stosunkowo krótkie sesje połączone ze sporą dozą losowości mogą być fajnym przerywnikiem między innymi tytułami.

Jeśli lubicie budować miasta (często zaczynając od nowa) i zarządzać zasobami, ale nużą was długie sesje i stagnacja po rozwinięciu miasta, to Against the Storm może przypaść wam do gustu. Podobnie, jeśli macie tendencję do grania w strategie metodą „zarządzania bieżącym kryzysem”. To naprawdę fajny tytuł. Po pewnym (dłuższym) czasie może się wkraść w końcu powtarzalność, ale zapewniam, że nie nastąpi to szybko.

Against the Storm
  • Ocena Alexandretty - 8/10
    8/10

Gra zakupiona we własnym zakresie. Dostępna jest też w ramach abonamentu GamePass.

To mi się podoba 1
To mi się nie podoba 0

Polecamy także

Zanim napiszesz komentarz zapoznaj się z naszymi zasadami zamieszczania komentarzy:

Regulamin zamieszczania komentarzy


Użyj tagu [spoiler] aby ukryć część treści komentarza:

[spoiler]Treść spoilera[/spoiler]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button