
Postapo po polsku? Gorzej: po krakosku!
I tak się właśnie kończy świat. Nie hukiem, ale skomleniem
Tyle że huk również był, w połowie XIII wieku, gdy Gwiazda Piołun uderzyła w Ziemię gdzieś na terenach współczesnej Rosji. Akcja powieści toczy się sześć stuleci później i przenosi nas do leżącej na obrzeżach Rzeczypospolitej Narodów Pożoni. Po kosmicznym impakcie planetę wciąż zasnuwa pył wyrzucany przez aktywowane w wyniku tego zdarzenia wulkany. Większym zagrożeniem wydaje się jednak Czerń – tajemniczy fenomen degenerujący zarówno królestwo roślin, jak i zwierząt. Stworzenia nią owładnięte wpadają w morderczy szał, atakując wszystko, czego Czerń jeszcze nie opanowała. Ludzkość żyje więc w warownych miastach i osiedlach, przemieszczając się między nimi wyłącznie za dnia w silnie strzeżonych karawanach oraz nielicznych, pancernych pociągach, łączących najważniejsze ośrodki.
Co gorsze Czerń – zwykle w wersji mocno rozrzedzonej – stała się cenionym i niezwykle łatwo uzależniającym narkotykiem, a jej pozyskiwanie bardzo intratnym, lecz szalenie niebezpiecznym sposobem na życie. Wszystko to w połączeniu z coraz większymi problemami z pozyskiwaniem żywności oraz malejącą dzietnością tworzy ponury obraz końca świata, który co prawda nie zdołał wygubić ludzkości w całości, ale z pewnością bardzo się stara.
The Last of Us w Galicji
Nakreślone w książce zagrożenie w postaci Czerni może niektórym wydać się nieco podobne do tego, które występuje w serii gier oraz powstałym na ich podstawie (okropnie nudnym) serialu, ale Baczal idzie znacznie dalej i robi po naszemu (albo raczej swojemu). Nie mamy więc postapokaliptycznych Stanów Zjednoczonych czwartej dekady XXI, a naszą Europę Środkową, konwenansami i zaawansowaniem technicznym bliższą wiekowi XIX, sytuacją polityczną oraz rozważaniami natury filozoficzno-religijnej wiekom średnim, zaś absurdami biurokracji współczesności. Wszystko to skąpane w aurze stereotypowej Galicji z jej kolorowymi mundurami, podkręconymi wąsami, tytułomanią i sztywnymi, męczącymi konwenansami. Jak dla mnie jest to mieszanka więcej niż apetyczna i całkiem odświeżająca. Tym bardziej, że pióro Autor ma lekkie, szczególnie do dialogów i ewidentnie lubuje się w czarnym, nomen omen, humorze.
Bohaterowie Źródła Czerni mimo że dość stereotypowi, z drugiej strony są ludźmi z krwi i kości. Trudno ich lubić, niektórych wręcz będziemy szczerze i zasłużenie nie znosić, ale nie sposób przejść obok nich obojętnie. Każdy z nich walczy ze swymi wewnętrznymi demonami, a większość wydaje się mieć mniej lub bardziej nierówno pod sufitem. Trzeba zresztą przyznać, że wydarzenia, z którymi muszą się mierzyć, w połączeniu ze słabością do różnych używek nie pomagają im w zachowaniu zdrowych zmysłów.
A cóż to za bohaterowie? I tu znów jest całkiem oryginalnie, gdyż oprócz obdarzonego nieludzkimi zdolnościami „nocnika”, który żyje z pozyskiwania Czerni, mamy tu w większości przytłoczonych życiem oraz własnymi problemami biurokratów, chociaż niektórzy z nich noszą wojskowe mundury i nadal wąchają proch. Do tego już bardziej typowy zestaw bandytów, cwańszych od tych pierwszych, ale równie paskudnych ludzi interesu, karierowiczów i inne miernoty. Zarówno pierwszy, jak i drugi plan nie zostanie ze mną na dłużej, aczkolwiek gdybyśmy kiedyś robili redakcyjną topkę dotyczącą najbardziej irytującej postaci, to wezmę ją właśnie ze Źródła Czerni.
Co dziś źle się toczy – potoczy się gorzej!
Tam gdzie ma być strasznie – jest strasznie. Gdzie śmiesznie – śmiesznie. Gdzie wzruszająco – już nie bardzo. Akcja trzyma w napięciu, chociaż po klimatycznym początku, mniej więcej do połowy książki wydarzenia toczą się dość ślamazarnie. Autor powoli, lecz bardzo sprawnie odsłania świat, w którym przyszło żyć jego bohaterom, a jest on, mimo urzędowego optymizmu, popartego niezbyt subtelną, lecz skuteczną wojskową cenzurą – potwornie ponury i przygnębiający. Takie zresztą jest przesłanie całej książki – nie ma tu zbyt wiele miejsca na optymizm, mimo że większość ludzi stara się postępować bardziej niż mniej przyzwoicie. Są zdolni do poświęceń, a nawet aktów bohaterstwa, rzeczywistość jednak, z którą przychodzi im się mierzyć, jest bezwzględna.
Muszę przyznać, że dawno nie zaangażowałem się tak mocno w historię. Losy bohaterów autentycznie mnie interesowały, świat – niepokojąco fascynował. Baczal miał swoją wizję i w mojej ocenie od pierwszej strony konsekwentnie ją realizował. I zrealizował! Będę czekał niecierpliwie na jego kolejne książki. I to niekoniecznie w tym samym „uniwersum”, które mimo swej oryginalności jest jednak szalenie przygnębiającym miejscem.
Źródło Czerni (Marian Baczał)
-
Ocena Dżądzena - 7/10
7/10
Egzemplarz do recenzji otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Wydawnictwa War Book, za co serdecznie dziękujemy.
Brzmi jak fajny pomysł na świat do gry. Steampunkowo-historyczny Stalker. Grałbym.
Fakt – jako gra to by było lepsze od książki chyba😅
Dzięki za polecajkę! Zamówiłem i zacząłem czytać, jestem na 60 stronie i bardzo podoba mi się przedstawienie świata oraz różne postrzeganie rzeczywistości przez kolejnych bohaterów. Bardzo wyczuwalna jest depresja dziejów jak u schyłku Cesarstwa Rzymskiego, a wszechobecny pył sam czuję w płucach podczas lektury.
Polecam się:) Gdybyś chciał się podzielić, jestem ciekawy Twoich wrażeń po lekturze.
Przeczytałem i wracam z przemyśleniami. Na początek jedyny minus, czyli sposób w jaki Bartha wszystkich przekonuje to swoich idiotyzmów. Jej działania napędzają fabułe, ale to jak łatwo wszyscy ulegają jej pomysłom jest momentami absurdalne. Do tego jest turbo irytująca, więc jeśli był taki zamysł autora to chapeus bas.
Podobała mi się również przemiana w myśleniu Kira w końcówce, okazało się że nie jest deus ex machina.
Przytłaczający klimat dystopii jest niemalże namacalny, czuć pleśń, pył i depresję cywilizacji.
Pozostają pytania o alternatywną historię: Co się stało pod Przemyślem? Dlaezgo stolica jest w Rawennie? Co się dzieje w innych zakątkach świata? Co zrobili Bizantyńczycy z Kijowianami? ( w książce pojawia się określenie Bizantyjczycy, co jest rusycyzmem, z resztą w XIII w. nikt mieszkańców Cesarstwa Wschodniorzymskiego, ani Bizantyńczykami, ani Bizantyjczykami w Polsce nie nazywał, ale to moje akademickie czepialstwo).
Generalnie 8/10
Jakbyś Dżądżenie znał inne książki w podobnym klimacie, to czekam na polecajki
Akurat w takim to chwilo nic mi nie przychodzi. Natomiast jeśli lubisz takie przygnębiające klimaty, to polecam cykl Umierającą Ziemia.
Dzięki za komentarz! No Bartha to jest majstersztyk – nikogo sobie równie irytującego nie przypominam. Do szału doprowadza wręcz perfekcyjnie.
Pod Przemyślem dochodzę do wniosku, że przegrali z kretesem, tyle że zdołali się – przynajmniej niektórzy – wycofać. Pewnie to była pierwsza bitwa gdzie rzeczywiście stawili opór, okazało się że nie da się zwyciężyć i dorobili do tego propagandę.
Z tą Rawenną to mi się podobało bardzo. Zakładając upadek ludzkości i próbę jej odbudowy na podstawie Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego z przyłączeniem – przynajmniej częściowym – Francji, można było w ten sposób próbować restytuować tradycję dawnego imperium. Zakładając ponadto, że klimat tam mimo wszystko bardziej sprzyjający.