
Apple TV+ dostarcza jakościowe seriale, nie wszystkie są trafione, ale wyróżnia je obsada z najwyższej półki i że absolutnie nie widać biedy, jeśli chodzi o realizację. Po prostu dla tego serwisu streamingowy w zdecydowanej większości tworzą ludzie pasjonujący się telewizją i kinem. Jak długo to jeszcze potrwa, nie wiem, ale na razie powinniśmy cieszyć się, że taki twór istnieje i daje widzom dużo kapitalnej rozrywki. Ostatnią produkcją, która zachwyciła cały świat, to serial „Studio” stworzony przez Setha Rogena. Ta komedia wyśmiewająca absurdy Hollywood z marszu stała się wielkim hitem. Zapewniam, że nie bez przyczyny, bo choć „Studio” ma swoje wady, to jednak dowozi pod niemal każdym względem i zapewnia niesztampową rozrywkę.
Magia cameo
HBO chciało zrobić coś podobnego swoim serialem „Franczyza„, ograniczając się w nim do wyśmiewania filmowego przemysłu li tylko na płaszczyźnie kina superbohaterskiego. Według mnie wyszło śmiesznie, ale to nie wystarczyło, by uratować tamtą produkcję. Seth Rogen poszedł zdecydowanie dalej i postanowił rozprawić się z całym Hollywood. Rzecz jasna nie poszedł aż tak grubo jak Ricky Gervais w swoim wspaniałym, legendarnym wystąpieniu na Złotych Globach. Rogenowi nie chodziło o fałszywość środowiska aktorskiego, on w większości zaatakował producentów i ludzi od liczb, tych zakulisowych gamoni, którzy często decydują o losie produkcji na podstawie tabelek w Excelu.
Trzeba zacząć nietypowo – od cameo. Wyobraźcie sobie serial, do którego wszyscy podchodzą na luzie, każdy chce wystąpić i dostać kopniaka w jaja. Martin Scorsese przychodzi i udaje, że odpowiada mu robienie filmu o popularnym amerykańskim napoju, a później płacze jak dziecko na urodzinach Charlize Theron (która także pojawia się na chwilę, by wypowiedzieć dwa zdania), Ron Howard (ten od „Pięknego umysłu” i „Apollo 13”) pokazuje swój najnowszy film, a potem zbiera cięgi od wszystkich dookoła, by na końcu jak dziecko wymieniać się obelgami z głównym producentem. Olivia Wilde tłucze się na asfalcie z Sethem Rogenem, okłada go pięściami, ale sama także nieźle obrywa. I tak dalej i tak dalej. Ice Cube, Zoe Krawitz czy Zack Efron i Anthony Mackie, oni wszyscy chcieli mieć swój wkład w to dzieło. Genialny jest występ Adama Scotta (znanego z „Rozdzielenia„), który robi furorę na rozdaniu Złotych Globów.
W tym serialu przez większość czasu czuć magię Hollywood, ona jest namacalna. Widz przesiąka tymi kulisami, tymi smaczkami. Uczta kinomana trwa w najlepsze. Nie ma jakiegoś głębszego przesłania, praktycznie nic nie jest tu ze sobą połączone, skaczemy od jednego skeczu do drugiego. Gwiazdy robią swoje gwiazdorskie rzeczy, mamy mnóstwo odwołań do rzeczywistego świata kina.
Najlepsze odcinki versus najgorsze
W związku z tym, że nie ma ściśle określonej głównej osi fabularnej i istnieje pewne rozprężenie artystyczne lub jak kto woli scenariuszowy nieład, nie wszystkie odcinki trzymają równy poziom. Ten z Olivią Wilde i zagubiona taśmą jest chyba moim ulubionym ze względu na absurd, jaki w nim panuje. Nagle przenosimy się bowiem do świata neo-noir, w którym Seth Rogen jest mówiącym do siebie detektywem. Tak samo dobry jest epizod z panią onkolog dziecięcą. Zderzenie dwóch światów, pokazanie dysonansu między lekarzami a producentem filmowym, dodatkowo pracującym akurat nad tragicznie obleśną pseudo-komedią, idealnie wpisuje w styl „Studia”. Jest odcinek o rasizmie, świetnie pokazujący, w jaką spiralę absurdów potrafią zapędzić się ludzie tylko dlatego, że chcą być politycznie poprawni. Zaś gala Złotych Globów to orgia kinomańskich smaczków.
Jednak kiedy nie ma tego całego wielkiego hollywoodzkiego zaplecza, kiedy Studio chce być samoistną, niezależną od świata filmowego produkcją, zaczynają się problemy. Odcinek, w którym dwoje współpracowników głównego bohatera kłóci się o projekt, nie wypada najlepiej, zbyt dużo w tym nietrafionych, rubasznych tekstów i kompletnie przestrzelonych puent. Teoretycznie można wyłuskać z tego pewne przesłanie o konflikcie pokoleń, o tym, że ta najmłodsza generacja ma wszystko gdzieś, ale ogólnie mało w tym ciekawej treści. Tak samo nie przypadło mi do gustu zakończenie, à la totalnie popaprane „Kac Vegas” i to któreś z późniejszych (Bangok oraz „trójka”) – mniej wyrafinowane, a bardziej wulgarne i próbujące na siłę zaszokować. Dwa ostatnie epizody to totalnie nie mój gust. Doceniam dwa-trzy gagi, ale męczyłem się przeokrutnie kończąc przygodę z pierwszym sezonem dzieła Rogena. Gdyby producenci potrafili godnie i spektakularne pożegnać się z widzami, nie wahałbym się z powiedzeniem, że „Studio” zasługuje na dychę, i jest to swego rodzaju przełom w branży. Tymczasem skończyło się, jak się skończyło.
Seth Rogen = wizjoner?
„Studio” zostało docenione przez jury nagród Emmy (bodaj 20 nominacji w kilkunastu kategoriach), będzie też kontynuowane, bo Apple TV+ zamówiło kolejny sezon. To pokazuje, że Seth Rogen kolejny raz trafił w dziesiątkę, wszak to on jest jednym z producentów wykonawczych „The Boys”, to on napisał i wyprodukował całkiem niezłego z początku „Kaznodzieję” oraz lekki, całkiem znośny serial „Platoniczna przyjaźń”. Teraz natomiast rozbił bank ze swoim „Studiem”.
Aktor przez lata kojarzony raczej z obciachowymi, beznadziejnymi komediami pokazuje światu, że w Hollywood może być kimś wielkim, kimś z kim każdy będzie chciał pracować. „Studio” to fenomen, serial naprawdę dający dużą satysfakcję, gdzie miłość do kina przeplata się z chęcią obśmiania wszystkiego i wszystkich. I choć może Ricky Gervais przy okazji „Statystów” dwadzieścia lat temu robił to lepiej, z większym humorem i polotem, to amerykański dowcip także może śmieszyć i prezentować wysoki poziom.
Polecam „Studio” tym, którzy jeszcze nie widzieli (no, może poza tymi dwoma finałowymi odcinkami, chyba że lubicie narkotyczne transe i totalną odklejkę po spożyciu środków halucynogennych). To kawał świetnego serialu komediowego, który potrafi także uderzyć całkiem sprawnie w poważniejsze tony.
Studio (sezon 1)
-
Ocena kuby - 9/10
9/10
Zanim napiszesz komentarz zapoznaj się z naszymi zasadami zamieszczania komentarzy:
Regulamin zamieszczania komentarzy
Użyj tagu [spoiler] aby ukryć część treści komentarza:
[spoiler]Treść spoilera[/spoiler]