
Faza na anime nadal trzyma się u nas mocno, więc zapraszamy na szybki przegląd kolejnych obejrzanych seriali.
Chainsaw Man
Była kiedyś taka książeczka dla dzieci – „Krew, flaki i cała reszta” (z serii Strrrraszna historia). Jej tytuł nieźle oddaje to, co się dzieje w Chainsaw Man. Zaczynamy od obserwowania bolączek głównego bohatera, z których najważniejsza to notoryczny brak funduszy. Chłopak ma pod opieką pokemo… znaczy, demona, który pełni rolę żywej piły łańcuchowej. Jednak w wyniku nieszczęśliwego zbiegu okoliczności właściciel i demon łączą się w jedno – od teraz piła łańcuchowa wyrastająca z czaszki na zawołanie stanie się codziennością.
Chłopak podejmuje nową pracę – zostaje łowcą demonów dla mafii, pod opieką tajnego stowarzyszenia (co może pójść nie tak?). Wraz z grupą towarzyszy, podobnie jak on obdarzonych demonicznymi mocami, wyrusza na kolejne misje, których celem jest zgładzenie niebezpieczeństwa oraz odszukanie najgroźniejszego z demonów. Jak już wspomniałam na początku, serial nie szczędzi nam krwawych jatek. Jednak zarówno historia, jak i postaci, potrafią zainteresować. Głównego bohatera szybko polubiłam, i jestem ciekawa jego dalszych przygód.
Raven of the Inner Palace
Serial bardzo często polecany tym, którym przypadło do gustu „The Apothecary Diaries”, ma też dość wysokie oceny. I szczerze mówiąc trochę nie wiem, skąd się one wzięły, tak samo jak liczne porównania do przygód Zielarki. To dwa zupełnie różne światy.
Pozornie obie produkcje mają sporo wspólnego – setting średniowiecznego kraju wschodu, główna bohaterka zamieszkująca wewnętrzny pałac cesarski i rozwiązująca różne zagadki i problemy. Tyle tylko, że Krucza panienka dysponuje magicznymi mocami, a właściwie wszystkie tajemnice sprowadzają się do ustalenia imienia nawiedzającego pałac ducha w celu odesłania go w zaświaty. Postacie nie mają specjalnej głębi, podobnie jak historia, a animacja jest ładna, ale wyraźnie oszczędna. Oglądało mi się to nieźle, ale do poziomu „The Apothecary Diaries” dużo brakuje.
Horimiya
„High school romance drama” może nie brzmi szczególnie fascynująco, ale jest w tym serialu taka przyjemna, ciepła atmosfera. Mamy dwójkę licealistów, którzy w szkole nie zwracają na siebie uwagi, ale pewnego dnia spotykają się poza szkołą, odkrywając, że każde z nich ma drugie oblicze. Zaczynają spędzać razem sporo czasu, stopniowo poznając się coraz lepiej. To opowieść nie tyle o nawiązywaniu relacji, ile bardziej na jej rozwijaniu i pielęgnowaniu, ale także samoakceptacji. Na duży plus muszę zaliczyć brak oklepanych na wszystkie sposoby klisz. Niby nic specjalnego, ale oglądało mi się to bardzo przyjemnie.
Dostępne są dwa sezony po 12 odcinków, przy czym w drugim nacisk jest postawiony na perypetie postaci towarzyszących, a główni bohaterowie schodzą na dalszy plan. Dlatego oglądało mi się go już gorzej.
The Apothecary Diaries (sezon 2)
Pierwszy sezon zaprezentował bardzo wysoki poziom. Drugi ten poziom utrzymuje, serwując nam domknięcie wcześniejszych wątków. Poznamy w końcu całą intrygę, sporo nowych postaci oraz odkryjemy nowe oblicza tych już nam znanych. Podtrzymuję swoje stwierdzenie, że są tu jedne z najlepiej napisanych i zwyczajnie najciekawszych postaci – i dotyczy to nie tylko głównych bohaterów.
Jeśli oglądaliście pierwszy sezon i wam się podobał, drugi włączajcie bez wahania. A jeśli jeszcze tej animacji nie znacie, to dajcie jej szansę. Niedawno ogłoszono, że powstanie również trzeci sezon.
Cowboy Bebop (1 sezon – 26 odcinków) [kr4wi3c]
Trochę nie bardzo rozumiem fenomen tego anime. Z tego, co udało mi się wyczytać w necie, żeby je docenić, trzeba obejrzeć całość co najmniej ze dwa razy. Za mną na razie pierwsza runda, a za jakiś czas spróbuję podejść drugi raz. Tymczasem skupiając się na tym, co mi się podobało i nie podobało, mogę w skrócie podsumować, że jest to najlepszy serial o grupie kosmicznych wyrzutków próbujących zarobić na jedzenie jako łowcy nagród. A ponieważ przypominają bardziej zgraję przypadkowych fajtłap, niż profesjonalnych łowców głów, to większość z tego, co zarobią, wydają na naprawy statków. Wiedzieć bowiem musicie, że to serial, co się rozgrywa w kosmosie.
To mieszanka westernu z piu-piu-laserami w kosmosie, której główną osią fabularną jest poszukiwanie swojego miejsca na świecie, czyli coś z czym wielu nas zmaga się na co dzień. Nieco niejednoznaczne i pokręcone. Trochę nieprzyzwoite (jak to japońskie anime), słodko-gorzkie, a także momentami nieco śmieszne. To jedna z tych lżejszych opowieści, która nie porusza trudnych spraw natury egzystencjonalnej niczym „Evangelion” czy „Wirtualna Lain”. Bardzo dobrze udźwiękowione, ze świetnym jazzowym soundtrackiem (co niekoniecznie będzie stanowić zaletę, jeśli ktoś nie przepada za takim rodzajem muzyki).
See you space cowboy.
Zanim napiszesz komentarz zapoznaj się z naszymi zasadami zamieszczania komentarzy:
Regulamin zamieszczania komentarzy
Użyj tagu [spoiler] aby ukryć część treści komentarza:
[spoiler]Treść spoilera[/spoiler]