
Festiwal w Cannes to niewątpliwie święto kina. Nie ma bardziej prestiżowej imprezy dla świata artystów pracujących przy kinematografii niż to wydarzenie na Lazurowym wybrzeżu, będące miejscem spotkań elity, śmietanki towarzyskiej branży filmowej. Cannes to Mekka światowego kina, świątynia wypełniona mityczną magią ruchomych obrazów. To coś więcej niż zwykły festiwal, to symbol kinematografii. Tylko czy dla wszystkich? Czy przeciętny widz w dzisiejszych czasach nie widzi w Cannes imprezy dla zblazowanej, artystycznej burżuazji? Chyba coś w tym jest i nie jest to ocena bezpodstawna.
Powód pierwszy: daty premier
Festiwal w Cannes co roku odbywa się w drugiej połowie maja (chyba jedynym wyjątkiem był rok 2021, kiedy to festiwal odbył się w lipcu). Obecni na nim krytycy i obserwatorzy mogą obejrzeć prezentowane filmy, opowiedzieć o swoich wrażeniach, coś polecić, coś zganić. Jednak kiedy z tymi opiniami będzie mógł skonfrontować się codzienny odbiorca popkultury? Niektóre produkcje praktycznie nigdy nie trafiają do szerokiej dystrybucji, inne pojawiają się w krajowej ofercie nawet dziesięć miesięcy później. „Emilia Perez„, prezentowana podczas festiwalu, zadebiutowała w kinach nad Wisłą 28 lutego, ponad pół roku później. Jak potraktować poważnie przedsięwzięcie, z którym realną styczność można mieć po tak długim czasie?
„Anorę„, która podbiła serca uczestników festiwalu, w Polsce można było obejrzeć 22 listopada. W tym czasie internet piał z zachwytu nad produkcją Seana Bakera. Można było przeczytać przeróżne recenzje. Można było stworzyć sobie w głowie dość dokładny obraz tego, jak ten film wygląda, a dopiero po pół roku dało się go rzeczywiście obejrzeć. W dobie natychmiastowego dostępu do treści w ten sposób podkopuje się prestiż samego festiwalu. Cannes staje się eventem dla ograniczonej liczby wybrańców, którzy dostępują zaszczytu obcowania z gwiazdami i ludźmi z wyższych kinowych sfer, tworząc zamknięty, odizolowany od widza krąg.
Powód drugi: mitologizowanie Cannes
Jesteś w Cannes – to znaczy, że coś znaczysz. Takie niesłuszne przeświadczenie panuje w artystycznym świecie. Święto kina gromadzi wokół siebie tylko jednostki wybitne, tylko wielkich wizjonerów i najwspanialszych aktorów. W Polsce taką teorię skutecznie obaliła Natalia Janoszek, która zbudowała całą swoją nadwiślańską karierę na pokazaniu się w Cannes. Nie grała w żadnym prezentowanym na festiwalu filmie, nie została przez nikogo zaproszona. Po prostu tam przyszła, dała sobie zrobić zdjęcie, a dalej poszło z górki. Wielka gwiazda obraca się wśród największych. Cannes to prestiż, Cannes to szpanowanie przed znajomymi, to blichtr i przesyt, to współczesny Babilon. A gdzieś za tym wszystkim jest dopiero miłość do kina. Miłość często bardzo źle rozumiana.
W roku 2024 mieliśmy do czynienia z dwoma smutnymi z perspektywy czasu wydarzeniami. Podczas festiwalu zaprezentowano bowiem dwa filmy, dwóch wielkich postaci kina. „Megalopolis” Francisa Forda Coppoli i „Horyzont” Kevina Costnera. Ten pierwszy wziął nawet udział w konkursie głównym, ten drugi był ciekawostką. Oba filmy otrzymały gigantyczną owację, ale przecież tylko takiej reakcji należało się spodziewać. W kinowych fotelach usiedli bowiem ludzie, którym nie wypadało nie oklaskiwać wielkich mistrzów. Burżuazja nie wspierająca z całych sił jednego ze swoich, choćby nawet w sposób sztuczny i niezwykle teatralny? Co to to nie. „Megalopolis” i „Horyzont” musiały zostać okrzyknięte przez publikę dziełami wspaniałymi.
Obraz Kevina Costnera płaczącego podczas burzy braw jest jednocześnie przykry i groteskowy. To najlepszy przykład z jednej strony niezwykłej obłudy, z drugiej nie zdawania sobie sprawy z mechanizmów zachodzących na tego typu festiwalach. Kevin Costner pewnie myślał w tamtej chwili, że ponownie złapał Pana Boga za nogi, że znów jest na szczycie. Wygląda na to, że nie zdawał sobie sprawy, iż opinia ludzi w Cannes znaczy niezwykle mało. Francis Ford Coppola przeżył to samo. Nikt ze śmietanki artystycznej nie powie przecież twórcy „Ojca Chrzestnego” i „Czasu Apokalipsy”, że projekt jego marzeń to gniot.
Powód trzeci: brak informacji
Festiwal w Cannes się skończył, a właściwie nie wiadomo praktycznie nic o większości uczestników. W przypadku zdecydowanej większości znane jest tylko nazwisko reżysera bądź reżyserki i tytuł (w wielu przypadkach nie przetłumaczony, nie tylko na polski, ale nawet na angielski). Jest to więc typowa impreza od kina dla kina. Zamknięty krąg, do którego dostęp jest mocno ograniczony. Czemu więc mainstream ma grzać się wydarzeniami z Cannes? Czemu ludzie mają to przeżywać, śledzić relacje z zaplecza imprezy? A jeśli nie dla widzów, to dla kogo w ogóle istnieją takie imprezy?
Szkoda, że tak to wygląda, że widzowie kochający kino nie mogą cieszyć się tym festiwalem na równi z artystami, że dla przeciętniaków jest on odległym miejscem, do którego nigdy nie zajrzą. Szkoda, że filmy, które mogłyby zaciekawić szersze grono, po festiwalu w cudowny sposób znikają z radarów, a jeśli kiedyś znowu siępojawiają, niewielu w ogóle o nich pamięta. W efekcie czego trzeba na nowo rozkręcać kampanię promocyjną, albo skazać film na porażkę. Przykładem niech będzie „Bogini Partenope”. Promocja przy okazji Cannes 2024 w maju, ludzie widzą piękne zwiastuny podpisane nazwiskiem Paolo Sorrentino, a później wypada im on z głowy i kiedy film wchodzi na ekrany 14 marca, nie ma zbyt wielu chętnych, by obejrzeć go w kinie. Możliwe, że w ogóle przegapiają moment jego wejścia, bo nikt już o nim specjalnie nie mówi.
Są jednak plusy
Oczywiście nie można odmówić Festiwalowi w Cannes pewnej formy wielkości. W ostatnich latach nagradzane Złotą Palmą produkcje później odnosiły większe bądź mniejsze, ale jednak sukcesy. W 2024 była to „Anora”. Obraz pięknie niejednoznaczny, głęboki i poruszający. W 2023 była to „Anatomia Upadku„, także doskonały film, który zyskał międzynarodowe uznanie. Wcześniej był „Parasite„. W ostatnich sześciu edycjach widzimy wreszcie pewną korelację między Cannes a Hollywood, między Cannes a kinem bardziej mainstreamowym. Wcześniej jury bardzo chciało doceniać obrazy artystyczne, które niewielu w ogóle rozumiało. To był bardziej mix dokumentu i artyzmu: „Złodziejaszki”, „Daniel Blake”, „Imigranci”, „Zimowy sen”, „Miłość”. Wszystkie te tytuły łączyła pewna kameralność i wydźwięk anty-gwiazdorski, stawianie na mniej znanych, słabo rozpoznawalnych aktorów.
Dziś do Cannes dopuszcza się wciąż przeważnie produkcje, które można by nazwać alternatywnymi, ale coraz częściej stoją za nimi osoby znane szerokiej publiczności. Los Złotej Palmy 2025 ostatecznie nie rozstrzygnęli między sobą Wes Anderson i Ari Aster. Obaj uznane nazwiska Hollywood, obaj zatrudniają do swoich filmów wielkie gwiazdy. Jednak z tym pierwszym jest taki problem, że jeśli widziało się jeden jego film, to tak jakby widziało się wszystkie. Po zwiastunach wydawało się, że „Fenicki układ” to połączenie kolorystki i stylu przekazu „Asteroid City” i totalnego chaosu narracyjnego rodem z „Grand Budapest Hotel”. Anderson zaprosił do współpracy przy tym projekcie Benicio del Toro, Toma Hanksa czy Scarlett Johansson. Jeszcze pokaźniej wyglądała obsada „Eddington” Astera. Phoenix, Pascal, Stone, Butler – oni wszyscy grają w połączeniu westernu i czarnej komedii, który do Polski ma trafić dopiero we wrześniu.
Jednak tak jak pisałem wyżej – szkoda, że o innych filmach wiemy tak niewiele. „The History of Sound” gdzie: „Dwóch młodych mężczyzn podczas I wojny światowej postanawia nagrywać życie, głosy i muzykę swoich amerykańskich rodaków”, oraz proste opisy „Sentimantal Value” – „W życiu dwóch sióstr pojawia się ich dawno niewidziany ojciec, który ma dla nich pewną propozycję”. I „Sound of Falling” – „Historia czterech kobiet z różnych dekad XX i XXI wieku, których losy splatają się wokół wiejskiego gospodarstwa w regionie Altmark.” Trzeba przyznać, że to niewiele. Złotą Palmę w tym roku otrzymał Irańczyk Jafar Panahi za film „To był zwykły przypadek”. Jestem ciekaw, czy w najbliższym czasie cokolwiek o nim jeszcze usłyszymy.
Zanim napiszesz komentarz zapoznaj się z naszymi zasadami zamieszczania komentarzy:
Regulamin zamieszczania komentarzy
Użyj tagu [spoiler] aby ukryć część treści komentarza:
[spoiler]Treść spoilera[/spoiler]