FilmyRecenzje Filmowe

Chaos (2025)

Tom Hardy jako nie do końca skorumpowany policjant totalnie znużony życiem, a w tle handel narkotykami, pościgi, strzelaniny oraz absolutny brak hamulców, ale i logiki. Brzmi niejednoznacznie? Bo takie właśnie jest. Nie umiem do końca powiedzieć, czy „Havoc” (ewentualnie „Chaos”, bo taki jest polski tytuł) mi się podobał, ani czy w ogóle warto było ten film obejrzeć. Jednak na potrzeby tej recenzji powiedzmy, że seans przetrwałem bez ziewania, zatrzymywania, sięgania po telefon i bez patrzenia na pasek postępu. I to wszystko każe mi ten film z wielką ostrożnością, ale jednak polecić.

Chaos na ekranie czyli trochę noir, a trochę beznadzieja

Zacznijmy… od początku. Nie lubię stwierdzenia, że coś zaczyna się od trzęsienia ziemi, a potem emocje tylko rosną. Znacie to prawda? Metoda wypracowana przez pewnego dość znanego reżysera z minionej epoki. Nie lubię, kiedy ktoś tego używa bo zazwyczaj prawdziwa jest tylko pierwsza część zdania. Tak właśnie jest w „Havocu”. Film rzeczywiście zaczyna się od trzęsienia ziemi. Mamy do czynienia z pościgiem. Oj, jak fatalny technicznie jest ten pościg… Miasto w całości wygenerowane na komputerze (i to takim średnio domagającym), plus efekty specjalne, od których można dostać oczopląsu. Nie da się na to patrzeć. Jest za to ukazany w zwiastunie rzut pralką, który tak po prawdzie nie ma żadnego fabularnego znaczenia, typowy wątek poboczny, o którym scenarzysta i reżyser (Gareth Evans) czasem sobie przypomina.

Jednakże to, co przy okazji tego pseudo pościgu jest wadą, w innym miejscu całkiem fajnie się broni. Komputerowo stworzone miasto w scenach mniej dynamicznych sprawia wrażenie miejsca z pogranicza noir i komiksu. Trochę jakbym oglądał nowszą, nieco mniej wystylizowaną wersję „Sin City”. A w tym mieście uliczkami przechadza się Tom Hardy. Genialny aktor, który nawet jak gra w tak mało ambitnym kinie, to wkłada w pracę sto procent energii. Jego bohater jest jednocześnie tak antypatyczny i intrygujący, że dla niego samego chce się „Havoca” oglądać. Szkoda tylko, że dostajemy kolejną kalkę w stylu „policjant, którego opuszcza żona z córką”.

Tysięczny raz widzę na ekranie taką scenę i zwyczajnie robi mi się od tego niedobrze, jednak to szczegół, bo sprawy rodzinne głównego bohatera to kolejny wątek poboczny, pojawiający się niezwykle sporadycznie. W ogóle mam wrażenie, że Evans nie bardzo miał pomysł, jak rozegrać sceny pomiędzy wszechobecnymi rozpierduchami. Widziałem taki prześmiewczy filmik pod tytułem: „film Havock po wycięciu scen walki”. I w tym filmiku jest tylko idący powoli Tom Hardy.

Walka jest najważniejszą częścią „Havocka”. Nic innego praktycznie się nie liczy. Na chwilę po seansie nie pamiętałem, kim właściwie była postać grana przez Foresta Whitakera. Postaci drugoplanowe są tak bezpłciowe, że praktycznie nie da się nic o nich napisać. Film ogranicza się do Toma Hardy’ego i jego wspaniałych pięści, które sieją śmierć i zniszczenie.

O cudowna rozpierducho, nasza słodka królowo

90% budżetu filmu poszło prawdopodobnie na dwie filmowe sekwencje. Pierwsza w barze i druga na odludziu na samym końcu. W obydwu trup ściele się gęsto, Evans przechodzi sam siebie w wymyślaniu coraz bardziej zaskakujących sposobów na zabicie przeciwnika, a Hardy popisuje się swoją znajomością różnych mieszanych sztuk fizycznej konfrontacji. Tutaj wizualnie wszystko się zgadza. Orgia przemocy, świateł i prawdziwego, żywego chaosu. Człowiek na to patrzy i chłonie oczami i uszami. Nie da się oderwać od tego wzroku. Te sceny są po prostu hipnotyzujące.

Gdyby tylko Evans połączył siły z kimś, kto potrafi pisać dialogi i budować postacie, albo miałby jakikolwiek pomysł na fabułę, ten film mógłby zarówno zniewalać brutalnością, jak i głębią fabularną. Niestety dostaliśmy tylko to pierwsze. Pomimo tego nie posunę się do stwierdzenia, że „Havoc” jest wydmuszką. Należało spodziewać się, że drugi plan nie będzie tutaj istotny, że trzeba było jakoś doprowadzić wszystkie pionki w miejsce ostatecznej konfrontacji i tam wybić ich co do jednego, najlepiej tak, by flaki fruwały dwa metry nad ziemią, a głowy rozpadały się na kawałeczki.

Nie każdy dobry reżyser musi umieć pisać scenariusze. „Havoc” jest tego najlepszym przykładem. Z jednej strony ciężko w ogóle nazwać to filmem, z drugiej nie można odmówić mu naprawdę istotnych wartości wizualnych. W pewnym bardzo ograniczonym zakresie Evans jest wizjonerem, mistrzem świata wąziutkiej niszy. A na dodatek potrafi zrobić jeszcze jedną fantastyczną rzecz. W dziwny sposób zmontował dość spójną, choć absolutnie nie angażującą całość, podprowadzającą widza pod dwie ogromne sceny akcji. Tak naprawdę esencja tego filmu zmieściłaby się w dwudziestu minutach, a Evans jakimś cudem zrobił z tego prawie-film.

Na koniec jeszcze kilka kamyczków do ogródka. Pod względem muzycznym film jest absurdalnie wręcz nierówny. Scena z muzyką świąteczną i jednoczesnym napadem na samochód świetna, a z drugiej strony w dyskotece aż się prosiło o potężniejsze techno, które nie wybrzmiewa praktycznie w ogóle. To samo jest z dźwiękiem. Wystrzały z pistoletów nieraz brzmią jak symfonia, są miodem dla uszu, innym razem niemiłosiernie drażnią i sprawiają ból.

Podsumowanie

„Havoc” to chyba najdziwniejsza rzecz, jaką w tym roku zobaczyłem. Oglądanie Hardy’ego sprawiało mi ogromną przyjemność. Sceny walki stoją na najwyższym możliwym poziomie, a jednak z trudem przychodzi mi nazwanie tego czegoś pełnoprawnym filmem. Momentami klimat jest gęsty i porażający, innym razem gdzieś to wszystko kompletnie się rozmywa. Jednak na koniec, gdyby ktoś zapytał mnie, czy ten film polecam, odpowiedziałbym, że tak. Bo obejrzałem go od deski do deski i znalazłem w nim odrobinę zapomnienia. Nie czułem po seansie, że straciłem na niego swój cenny czas. Mimo oczywistych, ogromnych wad nie umiem nie lubić tego filmu, jednak nie potrafię też ocenić go nazbyt wysoko.

Okiem SithFroga

Kuba – jak sam przyznał – nie umie do końca powiedzieć czy „Chaos” warto było obejrzeć. Ja umiem. Nie warto. Nie ma tu niczego, czego nie zobaczylibyście w innym filmie, tylko w lepszej wersji. Szczątkowa, nielogiczna i żenująca fabuła, złożona z najbardziej zgranych motywów. Okropne (d)efekty specjalne, przywołujące na myśl przerywniki filmowe w grach komputerowych z okolic 2005 roku. Wszędobylski paskudny green screen. Odrzucająca, komputerowo generowana krew. Fatalny montaż i jeszcze gorsze zdjęcia. Przez większość czasu nic nie widać. Nie wiadomo kto i kogo bije, nie wiadomo gdzie ręce, a gdzie nogi, kto wygrywa, a kto przegrywa.

Uwielbiam najlepszy do tej pory film Garetha Evansa czyli „The Raid” aka „The Raid Redemption”, ale pomyślałem, że może patrzę przez okulary nostalgii? Zaraz po „Chaosie” odpaliłem na nowo produkcję z 2011 (!!!) roku i nie, nic mi się nie wydawało. „The Raid” to nadal jeden z najlepszych filmów akcji w historii kina. Doskonała choreografia, świetnie nakręcone walki wręcz i strzelaniny. Absolutny top. Kilka lat przed pierwszym „Johnem Wickiem”!

A propos „Wicka”, mimo że z każdą częścią coraz bardziej upodabnia się do gry komputerowej, ani przez chwilę i nawet w najgorszych momentach nie jest nawet blisko poziomu „Chaosu”. Bo „Chaos” jest po prostu produkcją od A do Z słabą, brzydką i żenującą. Jak macie wolne niecałe 2h, obejrzyjcie dowolnego „Wicka”, „Nobody” albo (koniecznie jeśli nie znacie) „The Raid”. Na najnowszy film Evansa szkoda czasu i zdrowia. Napisałbym, że to najgorszy seans, jaki miałem (nie)przyjemność odbyć w tym roku, ale widziałem niedawno „Venoma 3” (również z Hardym) i „Chaos” – o ile porównywalnie zły – to jednak odrobinę lepszy, krótszy o parę minut i może minimalnie mniej męczący.

Chaos (2025)
  • Ocena kuby - 6/10
    6/10
  • Ocena SithFroga - 2/10
    2/10
To mi się podoba 0
To mi się nie podoba 0

Related Articles

Jeden komentarz

  1. Boże, ale wstyd. Dałem Raidowi 6/10? Zasługuje na 8 minimum, a sam dałbym 9. Człowiek z wiekiem mądrzeje 😛

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0

Zanim napiszesz komentarz zapoznaj się z naszymi zasadami zamieszczania komentarzy:

Regulamin zamieszczania komentarzy


Użyj tagu [spoiler] aby ukryć część treści komentarza:

[spoiler]Treść spoilera[/spoiler]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button