
Z przytulnej Smoczej Skały przenosimy się do jeszcze przytulniejszego Harrenhal. Jak się ma nasz Królobójca?
Streszczenie
Jak na tak zrujnowany zamek, jakim jest twierdza Harrena Czarnego, jego strefa relaksacyjno-wypoczynkowa jest zaskakująco rozbudowana. W jednej z ogromnych kamiennych wanien, wykonanej w stylu Wolnych Miast, kąpie się Brienne. Właśnie do niej postanawia wejść Jaime, zatroskany najwyraźniej o zużycie wody na Planetos.
Dziewczyna, niezadowolona z towarzystwa, odwraca się do niego plecami. Królobójca pyta, czy aż tak przeszkadza jej widok jego kikuta. Powinna być raczej zadowolona – stracił rękę, którą dopuścił się tylu niegodnych czynów. Jednocześnie zauważa, że osobom, których dziewczyna strzeże, przytrafiają się przykre wypadki.
Wściekła Brienne zrywa się na równe nogi i wychodzi z wanny. Jaime czuje nagły wstyd: zarówno z powodu reakcji ciała na widok nagiej kobiety, jak i podłości swojego oskarżenia. Przeprasza ją, jednocześnie przyznając, że niewielu byłoby mężczyzn, którzy chroniliby go równie dobrze jak ona. Dziewczyna poczytuje to za jego kolejną kpinę, co wyprowadza go z równowagi. Przeprosił szczerze i chciałby w końcu zawrzeć rozejm. Brienne jednak nie wierzy w jego dobre intencje, a Jaime rzecz jasna wie dlaczego. Jest wiarołomcą. Zastanawia się głośno, dlaczego za takiego nie uważano Roberta Baratheona, który wszczął bunt przeciw prawowitemu królowi. Brienne naiwnie stwierdza, że to zupełnie co innego: lord Końca Burzy uczynił to z miłości. Jaime się śmieje: to nie była miłość, a raczej urażona duma.
Prędzej przegadasz gargulca ze Smoczej Skały niż Brienne. Robert ratował królestwo. Te słowa odbijają się ponurym echem w uszach Jaime’a. Pozornie zmienia temat: czy słyszała o tym, że jego brat podpalił Czarny Nurt dzikim ogniem? Wszyscy Targaryenowie byli obłąkani na punkcie ognia, szczególnie Aerys.
Lannister nie jest sobą: woda jest zbyt gorąca, a on potwornie osłabiony. Kontynuuje jednak, a może właśnie dlatego.
Po Bitwie Dzwonów Szalony Król zdał sobie w końcu sprawę, że to nie są zwykłe niepokoje wywołane przez niezadowolonego lorda, a największe zagrożenie dla władzy Targaryenów od czasów Daemona Blackfyre’a. Odesłał pozostałych przy nim Gwardzistów: księcia Lewyna Martella by przejął dowództwo nad dornijskim kontyngentem maszerującym Królewskim Traktem, zaś Barristana Selmy’ego i Jona Darry’ego by zebrali niedobitków Conningtona spod Kamiennego Septu. W tym samym czasie z południa wrócił książę Rhaegar i przekonał ojca, by pogodził się z Tywinem Lannisterem oraz wezwał go do przybycia mu na pomoc. Skała jednak milczała, co przeraziło króla, doszukującego się już wtedy wszędzie zdrady, w czym utwierdzał go usłużnie Varys.
W tym całym chaosie niewielu zwróciło uwagę na coraz częstsze spotkania władcy z mistrzami piromanckimi: Rossartem, Belisem i Garigusem. Na jego rozkaz, w pełnej tajemnicy rozmieścili pod stolicą skrytki ze smoczym ogniem. Jednym z nielicznych, którzy dostrzegli zbliżające się niebezpieczeństwo, był nowy namiestnik, lord Chelsted. Jaime miał go za tchórza, tymczasem znalazł on odwagę, by otwarcie sprzeciwić się królowi, gdy domyślił się, co ten zamierza. Zapłacił za to najwyższą cenę: Aerys kazał spalić go żywcem i w jego miejsce powołał Rossarta. Jaime stał wtedy u tronu, strzegąc króla i jego tajemnic.
Aerys zawsze trzymał go blisko siebie. Nie ufał mu, gdyż był synem Tywina. Tyle że w związku z tym doskonale wiedział, co król planuje. Widział mapy z zaznaczonymi na nich skrytkami, które pokazywali władcy piromanci.
Gdy do stolicy dotarły wieści o klęsce pod Tridentem i śmierci księcia Rhaegara, król odesłał żonę i syna, ale zatrzymał przy sobie Elię i jej dzieci, mimo że synowa błagała, by pozwolił jej popłynąć z królową na Smoczą Skałę. Uznał, że Lewyn Martell zdradził Rhaegara i chciał w ten sposób zapewnić sobie wierność Dorne.
Słyszałem, jak mówił Rossartowi: „Zdrajcy chcą zdobyć moje miasto, ale ja oddam im tylko zgliszcza. Niech Robert zostanie królem zwęglonych kości i pieczonego mięsa”.
Król postanowił zrobić sobie stos pogrzebowy z całego miasta. Jaime wątpił, żeby Aerys wierzył, że naprawdę zginie. Raczej zakładał, że płomienie go przeobrażą i odrodzi się jako smok.
Mimo forsownego marszu na stolicę przedniej straży wojsk Roberta pod wodzą Neda Starka, wcześniej pod miasto dotarły siły Lannisterów, dotąd neutralne. Varys przestrzegał króla, by nie otwierał przed nimi bram. Ten jeden raz zamiast jego posłuchał jednak wielkiego maestera Pycelle’a, który przekonał Aerysa, że Tywin przybył z odsieczą. Tyle że Skała postanowiła przyłączyć się do zwycięzców.
Jaime’owi zlecono dowodzenie obroną Czerwonej Twierdzy, ale on zdawał sobie sprawę, że nie zdoła utrzymać zamku. Zachowując wszelkie wymogi instrukcji kancelaryjnej zwrócił się do króla z pisemną prośbą o upoważnienie do prowadzenia negocjacji. W odpowiedzi Aerys zażądał, by przyniósł mu głowę swego ojca.
Od posłańca Jaime dowiedział się, że u władcy przebywa Rossart. Wiedział, co to oznacza. Najpierw odnalazł namiestnika – przebrany za zbrojnego, próbował opuścić zamek boczną bramą. Po zabiciu go, udał się zrobić to samo z królem, żeby ten nie zdołał posłać kolejnego posłańca z rozkazami. Kilka dni po upadku stolicy zdołał również dorwać Belisa i Garigusa.
Woda już wystygła. Gdy Jaime otworzył oczy, zauważył, że spogląda na kikut. Ta ręka uczyniła mnie królobójcą. Kozioł ograbił go z chwały i hańby. Co mi zostało? Kim teraz jestem?
Brienne nie rozumie: jeśli to wszystko jest prawdą, dlaczego nikt o tym nie usłyszał? Jaime odpiera z goryczą, że rycerze Gwardii Królewskiej zobowiązani są strzec tajemnic monarchy, więc ich zdradzenie byłoby złamaniem przysięgi. Zresztą: pamięta wzrok Neda Starka, gdy ten ujrzał go na Żelaznym Tronie. Wiedział, że w jego oczach jest winny, a on nie zamierzał mu się tłumaczyć.
Wychodząc z wanny, zahacza kikutem o jej brzeg. Potworny ból pozbawia go równowagi. W ostatniej chwili podtrzymuje go Brienne. Zaskakuje go jej siła, ale jeszcze bardziej delikatność. Jednej i drugiej brakowało Cersei.
Gdy odzyskuje przytomność stoją nad nim Brienne, Qyburn oraz strażnicy. Były maester nakazuje doprowadzić go do porządku, ponieważ lord Bolton zamierza spożyć z nim dziś kolację. Brienne oferuje, że sama go wykąpie i ubierze. Przycina też Jaime’owi brodę. Ten wciąż czuje się słaby. Gdyby nie dziewczyna, nie dałby rady się ubrać. Odziana w różową suknię – jedyny kobiecy strój, który jako tako nie jest na nią za mały – prowadzi go na spotkanie z lordem Dreadfort. Bolton zasiada za stołem znajdującym się w ogromnej sali. Jaime próbuje ukryć swą słabość i niezgrabność przy stole, a lord Pijawka udaje, że jej nie widzi. Proponuje napoje oraz śliwki.
Jaime’a bardziej od owoców interesują zamiary Boltona. Ten przyznaje, że ktoś taki jak Królobójca jest szalenie niebezpieczną zdobyczą. Edmure Tully wyznaczył nagrodę za jego schwytanie. Rickard Karstark z kolei chciał oddać rękę córki każdemu, kto przyniesie jego głowę.
Wtrąca się Brienne, która pyta, czy to prawda, że Bolton zamierza oddać Harrenhal Hoatowi. Lord Dreadfort potwierdza. On zresztą opuszcza zamek, ponieważ udaje się na ślub Edmure’a Tully’ego do Bliźniaków. To ostatnie zaskakuje Lannistera: spodziewał się, że panem młodym miał być Robb Stark. Bolton uświadamia ich, że poligamia na Północy nie jest możliwa. Król ma już żonę, być może zresztą Jaime’owi znaną, gdyż jest to Jeyne Westerling.
Brienne nie chce uwierzyć, że Robb mógł złamać dane słowo, ale Bolton przypomina jej, że mimo korony ten jest wciąż szesnastoletnim chłopcem.
Jaime’owi było niemal żal Robba Starka. Wygrał wojnę na polu bitwy, a przegrał ją w sypialni. Biedny głupiec.
Królobójca jest ciekawy, jak zareagował Walder Frey. Cóż: zerwał zaręczyny swego syna Elmara, zresztą giermka Boltona, z Aryą Stark. Na wieść o Aryi ożywia się Brienne: czy wiadomo w ogóle coś o losach młodszej córki lady Catelyn? Bolton stwierdza, że odnaleziono ją, a on dopilnuje, by wróciła bezpiecznie na Północ.
Brienne przypomina, że Tyrion Lannister obiecał zwrot obu córek. Bolton jest rozbawiony: czyżby Brienne nie wiedziała, że Lannisterowie kłamią? Jaime nie ma zamiaru spokojnie wysłuchiwać podobnych obelg, ale jego groźby nie robią wrażenia na lordzie Dreadfort. Nieładnie zresztą grozić gospodarzowi przy jego stole. Na Północy prawo gościnności uważają za święte (zgrywus). Jaime nie uważa, by Kozioł okazał się szczególnie gościnny, pozbawiając go ręki. Jeśli Bolton myśli, że zapomni o tym z powodu poczęstowania śliwkami, to jest w bardzo dużym błędzie.
Pan Dreadfort w odpowiedzi zaczyna głośno rozważać, czy nie powinien odesłać go w prezencie ślubnym Edmure’owi, a może jednak po prostu pozbawić głowy. Generalnie panowie wzajemnie grożą sobie i składają obietnice. Czyli negocjują. Prostolinijna Brienne tego nie dostrzega. Przypomina Boltonowi, że Jaime jedzie na wymianę jako zakładnik za córki lady Catelyn. Tyle że z Riverrun dotarły inne wieści: Edmure nie pisał o wymianie, lecz ucieczce. Zaś jeśli ona w tej ucieczce pomogła, dopuściła się zdrady.
Brienne zrywa się: nie jest zdrajczynią. Służy lady Stark. Bolton – nie przerywając jedzenia – odpowiada, że z kolei on służy królowi Północy, lub jak niektórzy teraz powiadają: królowi, który stracił Północ. Brienne jednak nie musi się obawiać: pan Dreadfort ma zamiar pozwolić dotrzeć Królobójcy do Królewskiej Przystani. Niestety, Vargo Hoat nieco to utrudnił. Kozioł zdradził Lannisterów, ponieważ Bolton zaoferował mu Harrenhal. Hoat jako cudzoziemiec nie wiedział, że ten dar jest zatruty. Nie chodzi jednak o klątwę Harrena Czarnego, lecz ponurą sławę Tywina Lannistera dotyczącą tego, jak postępuje ze zdrajcami. Hoat liczył, że Stannis zdobędzie stolicę i jako król zatwierdzi nadanie, co świadczy o tym, że o lordzie Smoczej Skały również wiedział niewiele. Ten całkiem możliwe, że wynagrodziłby go jakoś za jego zasługi, tyle że potem sprezentował mu pętlę za popełnione zbrodnie. Po porażce Stannisa nie może liczyć nawet na nią. Natomiast Robb Stark, mimo wygrania wszystkich bitew, stracił Północ, Freyów i Karstarków.
– Szkoda, że wilk jest taki młody. Szesnastoletni chłopcy zawsze wierzą, że są nieśmiertelni i niezwyciężeni. Sądzę, że starszy mężczyzna ugiąłby kolana. Po wojnie zawsze nastanie pokój, a razem z nim ułaskawienia… przynajmniej dla Robbów Starków. Nie dla takich jak Vargo Hoat – Bolton znowu zademonstrował swój uśmieszek. – Obie strony korzystały z jego usług, ale żadna nie uroni nad nim łzy. Dzielni Kompanioni nie walczyli w bitwie nad Czarnym Nurtem, lecz mimo to w niej zginęli.
Kozioł próbował się ratować. Nawet jeśli wojna jest przegrana, on wciąż mógł unieść głowę. Najpierw wyłudziłby trochę złota z Casterly Rock, tylko po to, by wydać potem Jaime’a Rickardowi Karstarkowi. Pojąwszy jego córkę za żonę, trafiłby do położonego tak daleko od Skały, jak to tylko możliwe, Karholdu, może nawet w przypadku śmierci ostatniego z męskich potomków Rickarda zostałby jego lordem. Ale żeby to zrobić, musiał zachować Królobójcę w swoich rękach, a nie było to łatwe, skoro poluje na niego całe Dorzecze. Jedynym bezpiecznym miejscem było Harrenhal, problem w tym, że Bolton wraz z Freyami miał tam nad nim zdecydowaną przewagę. Obawiając się, że straci zakładnika, który następnie trafi albo do Riverrun albo do Tywina, postanowił go okaleczyć, wiedząc, że odium za ten czyn spadnie na Boltona, którego obecnie Kozioł jest człowiekiem. I to jest właśnie ta trudność…
Jaime zapewnia, że tym nie musi się martwić. Jeśli odzyska wolność, opowie wszem i wobec, jak dobrze traktował go lord Dreadfort, który nie miał nic wspólnego z tym, co uczynił zagraniczny najemnik, sprowadzony zresztą do Westeros przez Tywina. Bolton przyjmuje ofertę. Odeśle go do stolicy pod silną eskortą. Tylko jego. Brienne tu zostanie. Nie może odebrać Hoatowi wszystkich zakładników. Na jej miejscu zacząłby martwić się o szafiry.
Postaci występujące w rozdziale
- Jaime Lannister (POV)
- Brienne z Tarthu
- Roose Bolton
- Elmar Frey
- Qyburn
Wspomniani
- Aerys II Targaryen
- Robert Baratheon
- Stannis Baratheon
- Renly Baratheon
- Robb Stark
- Rhaegar Targaryen
- Viserys Targaryen
- Aegon Targaryen (syn Rhaegara i Elii)
- Rhaella Targaryen
- Jeyne Westerling
- Gawen Westerling
- Elia Martell
- Lewyn Martell
- Aerion Targaryen, zwany Jasnym Płomieniem
- Cersei Lannister
- Tywin Lannister
- Tyrion Lannister
- Eddard Stark
- Bran Stark
- Lyanna Stark
- Sansa Stark
- Arya Stark
- Edmure Tully
- Walder Frey
- Walda Frey zwana Piękną
- Walda Frey zwana Grubą
- Aenys Frey
- Rickard Karstark
- Harrion Karstark
- Alys Karstark
- Robett Glover
- Jon Connington (niewymieniony z imienia)
- Qarlton Chelsted
- Lewyn Martell
- Barristan Selmy
- Jonothor Darry
- wielki maester Pycelle
- Varys
- Rossart
- Belis
- Garigus
- Vargo Hoat
- Walton Nagolennik
- Gregor Clegane
- Daemon Blackfyre
- Amory Lorch
Ważne informacje
- Aerys wszędzie doszukiwał się zdrajców, w czym utwierdzał go Varys.
- Po śmierci trójki piromanckich mistrzów oraz króla nie pozostał przy życiu prawdopodobnie nikt, kto znałby rozmieszczenie wszystkich skrytek z dzikim ogniem rozmieszczonych w Królewskiej Przystani. Pytanie na ile dobrze mapy zapamiętał Jaime.
- Roose Bolton niedawno pojął Freyównę za żonę. Przy wyborze małżonki kierował się tym, że lord Walder zaoferował posag w srebrze, równy jej wadze. Bolton zdecydował się na najcięższą z kandydatek, zwaną Grubą Waldą.
Komentarz
Rozdział składa się z dwóch części. Pierwsza opisuje nam w końcu szczegółowo kulisy śmierci Aerysa II, który okazał się bardziej obłąkany, niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Był też bezbrzeżnie głupi, skutecznie zrażając do siebie wszystkich sojuszników oraz najbliższe otoczenie, w tym chroniących go ludzi.
Ostatniego pozostałego przy nim gwardzistę postawił przed wyborem niemożliwym, żądając od niego przyniesienia mu głowy swego ojca. Co gorsza, władca, którego Jaime ślubował bronić, zamierzał okrutnie zamordować dziesiątki tysięcy niewinnych ludzi, których jako rycerz również zobowiązany był chronić. Okazuje się, że słowa o zbyt wielu przysięgach, których dotrzymanie jest niemożliwe, nie były wcale tanią wymówką, jaką próbował sprzedać Catelyn Stark w lochach Riverrun.
– Tak wiele przysiąg… ciągle każą człowiekowi coś przysięgać. Broń króla. Bądź mu posłuszny. Dochowuj jego tajemnic. Wykonuj jego polecenia. Oddaj za niego życie. Ale słuchaj ojca. Kochaj siostrę. Broń niewinnych. Opiekuj się słabymi. Szanuj bogów. Przestrzegaj praw. Jest tego zbyt wiele. Bez względu na to, co człowiek uczyni, musi złamać jakiś ślub.
– Starcie królów –
Gorzko w uszach Królobójcy brzmią również słowa Brienne o tym, jak to Robert wyruszył na wojnę ratować królestwo. To ratowanie omal nie przyniosło zagłady mieszkańcom stolicy. I jasne: nie byłaby to wina Baratheona, lecz szaleńca, którego próbował obalić, ale fakt pozostaje faktem: to pogardzanemu przez wszystkich Królobójcy, a nie uwielbianemu Robertowi tysiące mieszkańców królestwa zawdzięczało życie. Baratheon w swoich motywach w ogóle nie kierował się dobrem „prostaczków”. Zwyczajnie o nich nie myślał. A przynajmniej w książkach nie znajdujemy jakiegokolwiek dowodu, by było inaczej.
A Jaime? Z pewnością prześladuje go wizja płonących ludzi, prawdopodobnie wywołana tym, że musiał być świadkiem tego, jak Szalony Król rozprawia się ze swoimi „wrogami”. Nawet jeśli średnio interesował go los mieszkańców stolicy, perspektywa pochłonięcia ich przez dziki ogień była tak potworna, że postanowił powstrzymać Aerysa.
Czy można uznać go za bohatera? On się nim nie czuje, aczkolwiek można teraz łatwiej zrozumieć, dlaczego nigdy nie odżegnywał się szczególnie od miana „królobójcy”. Była w tym rzecz jasna typowa dla niego arogancja, ale możliwe, że kryła się również za tym pewna duma z faktu, iż pozbawił życia zbrodniczego tyrana.
My zaś z Martinem możemy się zastanawiać, gdzie jest granica posłuszeństwa i czym właściwie jest honor. Czy więcej posiadał go Gerold Hightower, który po tym, jak Aerys rozkazał ugotować żywcem Rickarda Starka w jego zbroi, instruował młodego Lannistera, że przysięgał strzec króla, nie go osądzać, czy jednak Jaime, zabijając człowieka, który stracił wszelką legitymację do rządzenia.
Drugim wątkiem jest rozmowa z Roose’em Boltonem. Lord Dreadfort wprost informuje Jaime’a, że nie tyle nawet porzuca stronę Robba Starka, co postanowił go zdradzić (oskarżając o zdradę Brienne, która przecież, podobnie jak Bolton, chce, by Królobójca dotarł do stolicy). Lord Pijawka jest do bólu pragmatycznym człowiekiem, o czym świadczy najlepiej kryterium, którym kierował się przy wyborze żony. Nie dziwi więc, że nie ma zamiaru trwać przy kimś, kto przegrał wojnę. Porażka Króla Północy miała miejsce dokładnie w tym samym miejscu, w którym polegli Krwawi Komedianci, chociaż ani Robba, ani Kompanionów tam nie było: nad Czarnym Nurtem. Klęska Stannisa i sojusz Skały z Wysogrodem stanowiła punkt zwrotny wojny, a utrata przez Robba Północy i sojuszników pozbawiła go jakichkolwiek szans na przechylenie szali zwycięstwa na swoją stronę. Bolton powtarza w zasadzie to samo co Catelyn: Młody Wilk powinien zgiąć kolana, by ratować głowę. Błąd polegający na kontynuowaniu wojny lord Dreadfort wykorzysta w całej rozciągłości, odbierając mu nie tylko życie, ale również dziedzictwo za pomocą fałszywej Aryi Stark.
Sam Jaime nadal próbuje sobie odpowiedzieć, kim właściwie jest. Niedługo opuści Harrenhal. Ale przeklęta twierdza jeszcze z nim nie skończyła. Wróci do niej, by dokonać wspaniałych czynów – dużo donośniejszych niż turniejowe popisy, które uniemożliwił mu przed laty Aerys.
Wybitny rozdział.
I świetnie wypada również w serialu, szczególnie wyznanie Jaime’a – Coster-Waldau to był fenomenalny wybór.
Jeden z najlepszych w całym cyklu. I Dżądżen trzyma poziom swoim wspaniałym streszczeniem. Jak Wy to robicie że dostrzegacie tyle niuansuów…
Dzięki! Ja się zastanawiam jak Martin to robi, że je tam umieszcza w takiej liczbie😉
„Lord Pijawka jest do bólu pragmatycznym człowiekiem”
Nie. On tylko próbuje pragmatyzmem racjonalizować własną podłość. Gdyby nie było jego zdrady, nie byłoby zdrady Freya i nie byłoby przegranej wojny. Robb mógłby się wycofać na Północ i nie byłoby żadnej utraty Północy. A Lannisterowie i Reach nie poszłyby za Przesmyk. Musieliby pertraktować, najpewniej Robb zachowałby tytuł króla i częściową niezależność.
To zależy co rozumiemy przez przegraną wojnę. Dorzecze byłoby stracone. Robb mógłby utrzymać Północ, Dorzecza już nie, ale o tym była już długa dyskusja w komentarzach kilka czytajów temu.
To prawda. Po przegranej Stannisa i połączeniu sił Lannisterów i Tyrellów nie było już szans na utrzymanie Dorzecza. Ale na Północy mogliby mu nadmuchać. Szła zima i jeszcze długie lata Robb mógłby spokojnie prowadzić wojnę i tytułować się królem. Lub dogadać się i za jakąś tam formę oficjalnej konfederacji z ŻT zachować faktyczną niepodległość. A w międzyczasie sytuacja polityczna mogłaby się zmienić na jego korzyść.
W tym rozdziale, jak w wielu, bardzo rzuca się w oczy ironia świata stworzonego przez Martina…
„Na wieść o Aryi ożywia się Brienne: czy wiadomo w ogóle coś o losach młodszej córki lady Catelyn? Bolton stwierdza, że odnaleziono ją, a on dopilnuje, by wróciła bezpiecznie na Północ.”
Teraz już wiemy, że to nie jest prawdziwa Arya. Ale Bolton miał Aryę dosłownie na wyciągnięcie ręki i jej nie rozpoznał… A teraz jest już za późno. Swoją drogą – czy Roose Bolton w ogóle widział kiedykolwiek Aryę?
Trafne spostrzeżenie. Nawet jeśli widział, to prawdopodobnie jako małe dziecko, na które nie zwrócił uwagi. Przy czym nie przypominam sobie fragmentu książki, w którym byłoby kiedykolwiek wspomniane o takim spotkaniu.
Nie jestem pewien, czy czegoś nie poplątałem, ale wydaje mi się, że jednak ją widział.
W serialu usługiwała w Harrenhall Tywinowi, a w książce wydaje mi się, że właśnie Roose’owi
Chodziło, że nie widział jej wcześniej, stąd nie rozpoznał w Harrenhal
Prawdopodbnie nie, Winterfell nie jest tak blisko Dreadfort, a sam Lord Pijawka nie miał zapewne powodów by tam jeździć.
Zresztą nawet gdyby ją znał, to nie robiłoby mu to różnicy czy to prawdziwa Arya czy też nie.
Ale takiego zakładnika miał pod nosem… Jasne że nie robiłoby mu to różnicy, nawet skłaniałabym się ku temu, że mając prawdziwą Aryę i tak ożeniłby Ramsaya z fałszywą, tak na wszelki wypadek.
Przemiana Jamiego zirytowała mnie. Wybielenie złego bohatera, który był ciekawszy dla mnie, kiedy był Królobójcą. Jako szlachetny obrońca prostaczków stojący w cieniu jest zbyt nierealny. Widać, że jego przemianę Martin wymyślił późno, po napisaniu „Gry o tron”. Tym bardziej, że zachowanie Jamiego przez kilkanaście lat od zabójstwa króla nie wskazywało na jakieś jego szlachetne pobudki. W ogóle nie było widać, że wewnątrz ma jakieś dobre motywacje, że jest szlachetny. Pytanie zresztą, czy na pewno jego zachowanie było takie szlachetne. Mając taki kontakt lojalnościowy mógł zachować się inaczej. Zrezygnować ze służby, wcześniej ostrzec kogo się da o planach króla. To by było prawdziwie po rycersku, choć pewnie kosztowałoby go to życie. Sam fakt, że po zabójstwie która usiadł na Żelaznym Tronie pokazuje, że ta ukryta motywacja jest dość naiwna i pisana post factum.
Prawdą jest, że pomysł na Jaime’a Martin miał początkowo inny i miał być tym złym. Mnie ten Jaime, który jest obecnie bardziej się podoba. W tekście – chociaż chyba dość nieśmiało – wskazałem swoją wątpliwość, czy on faktycznie myślał o „prosiaczkach” w sensie troski o nich. Moim zdaniem – nieszczególnie. Tyle że Jaime – w przeciwieństwie do wielu innych swoich krewnych – nie jest okrutnikiem. Jest bezwzględny i zabija nawet dzieci bez mrugnięcia okiem, ale nie jest okrutny. Objawia się to choćby tym, że próbuje uratować Brienne od gwałtu, mimo że wcześniej chciał ją zabić, żeby wrócić do Królewskiej Przystani na własnych zasadach. Ratuje też mieszkańców stolicy. Nie dlatego, że tak ich kocha czy go w ogóle obchodzą, ale zamordowanie tylu niewinnych i to w tak okrutny sposób, to coś na co nie może pozwolić, skoro widzi szansę by temu zapobiec.
Nie jest okrutnikiem? Bran miałby inne zdanie. Akceptował wszelkie decyzje swojego ojca. Był pyszny. Dlatego ta przemiana, spowiedź, jest dla mnie niewiarygodna. Nic nie świadczyło o niej w pierwszej książce Pieśni.
Jest bezwzględny – sam to napisałem. Bezwzględność to nie to samo co okrucieństwo .
Zgadzam się. Różnicę między rodzeństwem Lannisterów widać np. w scenie, kiedy Cersei masturbuje się na myśl o tym co „Kajbern” zrobi z jej dwórką, którą mu oddała za rzekomą zdradę. Gdyby to trafiło na Jaime’a to po prostu uciąłby łeb i dwórce i maesterowi. Jestem tego pewien. Jest też jedynym członkiem najbliższej rodziny, który okazuje życzliwość Tyrionowi. Jest bezwzględny, ale nie ponad konieczność. Typowy człowiek średniowiecza. Brana przecież też nie spycha z tej wieży dla jaj ani żeby sobie popatrzeć jak ten pieprznie o ziemię, tylko żeby ukryć romans z Cersei. Mnie zawsze wkurzała pycha Jaime’a, to przekonanie o własnej doskonałości. Widać to w pogardliwym sposobie w jakim myśli o Robercie. No sorry, Jaime, ale podejrzewam, że gdyby Robert złapał cię w swoje ręce to by rozdarł jak żabę. 🙂 Natomiast czyny Jaime’a nie odznaczają się jakąś większą podłością. Myślę, że Tyrion ma pod tym względem więcej za uszami. A jeśli jeszcze nie ma, to będzie miał. Nie mówiąc już o Tywinie i Cersei.
Nie zgodzę.
Jaimie nie przechodzi żadnej przemiany.
On w pierwszej książce jest przedstawiony przez pryzmat innych, niepochlebnych mu osób.
Ty jako odbiorca łykasz optykę Starków, bo z nimi sympatyzujesz, a to jaki jest Jaimie zostaje powoli odkrywane, cały Martin!
Pozwala Ci uwierzyć w to co masz uwierzyć, żeby później zrobić Cię w balona.
Zgoda, że mogę się dać robić w balona (ale nie Balona). Nie zgodzę się, że sympatyzuję ze Starkami😉
No nie wiem. Jamie z zimną krwią zrzucił małego chłopca z wieży na pewną śmierć. Był w kazirodczym związku z siostrą. Łamał wszelkie społeczne tabu plus własne przysięgi. Jakoś nie było widać jego ukrytej szlachetności.
To nie jest tylko kwestia braku jego POV w częściach 1-2. Cersei nie miała swojego POV aż do Uczty dla wron, a przecież postrzeganie przez nas tej postaci nie zmieniło się raczej na jej korzyść w momencie, gdy uzyskaliśmy wgląd w jej myśli. Owszem, widzimy, że jedną z ważniejszych dla niej motywacji jest chronienie swoich dzieci, ale jednocześnie dalej widoczne jest, że ona jest osobą dość bezwzględną, dążącą po trupach do celu, knującą spiski, a jednocześnie niezbyt mądrą w rozgrywce politycznej (choć oczywiście sama siebie uważa za świetnego gracza). I tak jak było to widać z POVa Starków czy Tyriona, tak widać to również w jej własnym POV. Może nawet jeszcze wyraźniej.
Z kolei taki Tyrion ma swojego POV od początku sagi i tak jak na początku zdecydowanie mógł uchodzić za najbielszego i najbardziej szlachetnego Lannistera (mimo swojego cynizmu), tak z biegiem czasu poznajemy też jego bardziej mroczną stronę. I z Jaime’m jest podobnie, tyle że w drugą stronę. W Grze o tron był dupkiem, choć on też miewał przebłyski jakiegoś dobra w sobie (głównie w postaci jego relacji z Tyrionem, dla którego jako jedyny z Lannisterów był życzliwy). W nawałnicy mieczy widać, że najpierw niewola, a potem kalectwo i konieczność radzenia sobie w sytuacji, gdy jest bezradny i zależny od innych zaczyna powodować jego przemianę. Nadal nie jest kryształowy, ale sam fakt, że staje w obronie Brienne czy potem chce dotrzymać obietnicy zwrócenia córek Catelyn już wiele mówi o jego przemianie. Ten wcześniejszy Jaime z gry o tron nie zrobiłby czegoś takiego, chyba że uznałby, że to mu się w jakiś sposób opłaci. Widać też, że proces jego zmiany jeszcze się nie skończył i ciekawie się to obserwuje. Ja osobiście cieszę się, że Martin poszedł taką drogą, bo świetnie mi się to czyta. Dużo bardziej podoba mi się Jaime w różnych odcieniach szarości niż taki niemal czarny charakter, którego ciężko za cokolwiek lubić.
„a przecież postrzeganie przez nas tej postaci nie zmieniło się raczej na jej korzyść w momencie, gdy uzyskaliśmy wgląd w jej myśli”
Tak, przy wszystkich jej wadach okazało się również, jaki to beznadziejny pustak. 🙂 Jak nie potrafi właściwie ocenić ani siebie, ani sytuacji. Jak ślepa jest na zdrajców i pochlebców u swego boku, a odrzuca ludzi wartościowych i pożytecznych. To wręcz królowa idiotek. Ja wiem, że piękne kobiety często mają opinię niezbyt inteligentnych, ale w jej wypadku to nie jest stereotyp. Catelyn, Margaery czy Arianne to przy niej mistrzynie strategii. 🙂
Trudno się nie zgodzić 😉
Jakby Aerys wykonał swój szalony plan to Westeros rozpadnie się a Targaryeni będą tak znienawidzeni że Danka nigdy by nie mogła władać nim bo by ją zwyczajnie zlinczowali
Szanowny Panie,
Powstanie Roberta bylo nielegalnym zamachem stanu i co do tego nie ma zadnych watpliwosci. Prosze poczytac opinie niezaleznych sedziow w tej sprawie. Do dzisiaj rzady sprawuje nielegalna wladza, a tacy ludzie jak Jaimie Lannister zasiadaja na panstwowych posadach i pobieraja przy tym niebotyczne wynagrodzenie. Prosze sobie wyobrazic, ze za rzadzow krola Aerysa mielismy tylko kilka tysiecy urzednikow panstwowych i to wystarczylo, aby rzadzic calym Krolestwem! A dzisiaj? Mamy armie kilkuset tysiecy urzednikow, ktorzy wprowadzaja rozporzadzenia, komplikuja system podatkowy i uniemozliwiaja ludziom bogacenie sie! Czerwona holota dobrala sie do wladzy i mamy tego efekty. Dzieci sie nie rodza, ceny produktow i uslug zdrozaly 5-krotnie, do szkoly wprowdza sie roznego rodzaju genter i lgbtqz, a na granicy mamy horde nielegalnych imigrantow, ktorzy jedyne czego chca to zasilki i socjal!
Jak mozna zyc w takich panstwie? Musimy zrobic kontrrewolucje i wrocic do tego, co bylo kiedys – za Jaehaerys I. Ja nie uznaje dzisiajszej wladzy. Ja sie nie brzyde. To nie jest moje panstwo, prosze pana. Dlatego ciesze sie, ze rod Targaryenow przetrwal, bo to jest jedyna szansa na powrot do normalnosci i na wsadzenie obecnej klasy politycznej do wiezienia, bo tam jest jej miejsce.
Pozdrawiam,
Prawak
Czy nikt nie zauważył jak nierozsądna była zdrada Roose’a? Plan Tywina na Północ zakładał, że Boltonowie będą władać Północą tylko przez kilka lat:
„Roose Bolton zostanie namiestnikiem północy i zabierze do domu Aryę Stark. (…) Lord Bolton wyda dziewczynę za swego bękarciego syna. Pozwolimy, by Dreadfort walczyło przez kilka lat z żelaznymi ludźmi i zobaczymy, czy Bolton zdoła zmusić do posłuchu innych chorążych Starków. Kiedy nadejdzie wiosna, wszyscy powinni już być u kresu sił, gotowi ugiąć kolana. Północ przypadnie synowi twemu i Sansy Stark” (Nawałnica Mieczy, rozdział 53, Tyrion VI)
Roose powinien przejrzeć ten plan najpóźniej po ślubie Tyriona z Sansą. Faktyczny inny obrót spraw był skutkiem późniejszych wydarzeń, których Bolton nie mógł przewidzieć. Roose od początku negocjacji z Tywinem powinien domagać się dla Ramsaya prawdziwej Sansy, a nie godzić się na fałszywą Aryę. W momencie, gdy jej nie dostał, powinien zorientować się, że docelowym lordem Północy będzie ktoś inny i powrócić do Robba, bo w dłuższej perspektywie na zdradzie nie uzyskałby nic poza być może zajętymi przez Ramsaya ziemiami Hornwoodów. Pamiętajmy, że gdyby Roose przegrał wojnę wraz z całą Północą jako wasal Starków, to sądząc z późniejszego losu lordów Dorzecza, musiałby dać Żelaznemu Tronowi jedynie złoto i zakładników, podczas gdy w razie pokonania go po zdradzie przez lordów wiernych Starkom straciłby życie, a jego ród utraciłby wpływy. Nie zapominajmy też, że w czasie akcji tego rozdziału Roose powinien spodziewać się jeszcze większych trudności w rządzeniu Północą od tych, z którymi faktycznie się zmierzył w „Tańcu ze smokami”, bo w tym czasie żelaźni ludzie wciąż chcieli opanować Północ, a ponadto nadchodziła inwazja dzikich.
Ciekawa obserwacja – czyli w zasadzie układ Frey-Bolton-Lannister miałby taką strukturę, że Roose sądzi, że jest świetnym graczem i razem z Tywinem ukryje swoją rolę w spisku i zrzuci na Freya całą odpowiedzialność, a sam zagarnie Północ. A tymczasem Tywin chce się zabezpieczyć na dwóch poziomach. Na pierwszej linii – Freyami (którzy nie dostali Dorzecza, a stali się najbardziej znienawidzonym rodem w Westeros), a na drugiej – Boltonem. Z drugiej strony, możliwe, że nawet gdyby Roose sobie doskonale zdawał sprawę, że też może na tym wszystkim wyjść niekorzystnie, to i tak palił mu się już grunt pod nogami. Trudno powiedzieć, do którego momentu działania Roose’a osłabiające inne rody były „tylko” próbą polepszenia swojej sytuacji jeszcze w ramach rządów Starków, a od którego momentu Bolton dążył do całkowitej zdrady. Jednak nawet to, co jego ludzie robili pod dowództwem Ramsaya w „Starciu” pewnie by wystarczyło, żeby stracił głowę, gdyby bo nastaniu pokoju i powrocie Robba na Północ sprawę dokładnie zbadano. Nie mówiąc już o tym, gdyby wyszedł na jaw ciągłe sabotowanie sił innych rodów – a to zaczęło się już na samym początku, pod Zielonymi Widłami, przynajmniej jeśli przyjąć tak jak DaeL, że tajemnicze strzały spadające na obie armie w trakcie tej bitwy wystrzelili łucznicy Boltonów. Roose mógł uznać, że jego granie pod siebie przybrało już takie rozmiary, że tylko pełną zdradą uratuje się przed konsekwencjami. Pozostaje też sugestia lady Dustin, że Roose zamierza ogłosić się królem Północy i umocnić się dzięki wsparciu Freyów. Jednak przyjęcie takiego planu przed śmiercią Tywina świadczyłoby o dużej naiwności Roose’a.
Nie sądzę, żeby Bolton specjalnie liczył się z planami Tywina. Lannister był mu potrzebny tylko na tyle, żeby wraz z Freyami pozbyć się Starków. Bardziej mogli mu się przydać Freyowie. Tywin miał Sansę, ale Roose miał Aryę. A „kiedy nadejdzie wiosna” Północ by już miała następcę. I to spłodzonego przez prawdziwego syna północy, nie podejrzanego kurdupla z południa.
To raz. Dwa: sam Bolton w tym rozdziale wskazuje, że bezpieczeństwo Hoatowi mogłaby dać ucieczka do Karholdu, położonego tak daleko od Skały, że nie dosięgłaby go zemsta Tywina. Bolton może uznawać, że umocniony na Północy, panujący nad Fosą Cailin, będzie bardzo trudny do ruszenia. Podobnego zdania są przecież lordowie Reach w czasie narady w rozdziale Tyriona, którzy najchętniej odpuścili by Północ. Po trzecie: można powiedzieć o Boltonie wszystko, ale nie że jest naiwny. Naturalnie zakłada, że Tywin ma alternatywne plany dla Północy, ale samo ich posiadanie nie jest jednoznaczne z ich realizacją, po drugie, w międzyczasie może wystąpić tysiąc okoliczności, które je wywrócą (i tak się rzeczywiście dzieje). Bolton to człowiek na tyle pozbawiony złudzeń i tak do bólu pragmatyczny, że godzi się z tym, że Ramsay zabił jego syna, prawowitego dziedzica i prawdopodobnie zabije też jego kolejne dzieci, jeśli je spłodzi, a i tak go trzyma, uważając, że obecnie to jedyna szansa na przetrwanie rodu. To prawie fatalizm. Z podobnym podejściem moim zdaniem podchodzi do zagrożenia ze strony Tywina: jeśli się ziści, będzie się tym wtedy martwił, na razie korzysta z sytuacji. Nie ma wyjścia, bo po pierwsze, jak pisze BT, w swoich zdradach zaszedł zbyt daleko, by się cofnąć, po drugie: wojna jest przegrana, a on nie chcę być po stronie przegranych.
W dodatku idzie zima, która w najlepszym razie potrwa z kilka lat. A za kilka lat na południu nikt już może nie pamiętać nie tylko o Boltonie, ale i o Lannisterach. 🙂
Nie byłabym taka optymistyczna jeśli chodzi o tego syna. Bękart potrafił tylko torturować żonę. Prędzej umarłby do wiosny niż urodziła zdrowe dziecko. To nie tylko było złe, to było głupie. O żonę trzeba dbać, by mogła rodzić zdrowe dzieci. To świadczy o głupocie Ramseya. Gdyby męczył tak chłopki i służki… To nie byłoby moralne, ale nikt nie przejąłby się tym. Ale torturować własną żonę, zamykać ją z psami… Ramsey, czy nie masz rozumu? Od tego jest szlachetna żona, by dawać potomstwo! Musi być zdrowa, najedzona, czysta!
Bękart miał trochę podłego sprytu, ale żadnych zdolności do myślenia długoterminowego. Zresztą jak by ją dobrze traktował to jego żona nie uciekłby do Stannisa.
W punkt!
Roose chyba po prostu wliczał to w konieczne koszty przetrwania rodu, tak jak śmierć Domerica. Ewentualnie i tak zamierzał pozbyć się Ramsaya, gdy ten już spłodzi dziedzica. Ta opcja wydaje mi się zresztą najbardziej prawdopodobna. Roose nie miał już czasu czekać na lepszego syna, a już na pewno nie miałby czasu czekać aż ten dorośnie na tyle, żeby spłodzić dziedzica Północy. Chciał nie chciał pozostawał mu Ramsay.
Przynajmniej Bolton dostał tę Północ. Prawa Sansy mógłby obalić nawet bez testamentu Robba, mówiąc, że jej dziecko jest pół-Lannisterem.
Zresztą jak to Robert Snow mówi, ciężko wyobrażać sobie kampanię rycerzy Zachodu na Północy. To byłoby gorsze doświadczenie niż wyprawa na Rosję. Przynajmniej Napoleon mniej więcej znał warunki. A Tywin to taki wielki strateg, że przegrałby wojnę, gdyby Stannis nie był fanatykiem na punkcie praw, Lysa nie była zakochana w Baelishu, a Doran nie knuł długoterminowych planów. Wszystkie czynniki na korzyść Lannisterów były poza kontrolą Tywina.
Littlefinger dostał Dorzecze za nic, to dopiero kuriozum. Nawet nie brał udziału w spisku.
Swoją drogą może Robb lepiej by zrobił, gdyby okopał się na Północy zamiast jechać z armią. Wiem, że jest kwestia Neda i dziewcząt, ale Robb nie wiedział wtedy, że złapią Jaime na potencjalną wymianę . Także nie mieli sił na oblężenie KL. Czyli jak oni właściwie chcieli uwalniać zakładników, nie mam pojęcia.
Pisałem już, że Dorzecze to pięta achillesowa Północy. Nie tylko trudno je obronić, ale Żelazny Tron nie istnieje bez Dorzecza, natomiast na secesję Północy mógłby przystać. Gdybym ja był Robbem to podjąłbym tę trudną decyzję i położył lachę na Dorzeczu. Przynajmniej na razie, na wiosnę zawsze można spróbować wrócić. Zwłaszcza gdyby sytuacja się zmieniła. Oczywiście ewakuowałbym ze sobą na Północ Tullych i te rody, które nie miałyby szans na królewską łaskę.
Swoją drogą, to uwikłanie Dorzecza z Północą to wina ambicji Rickarda Starka. O ile córkę można wydać za mąż do innego królestwa, to żona następnego lorda powinna pochodzić z Północy lub posiadać istotny wkład, jeśli pochodzi z innego królestwa. O ile wiemy, Rickard chyba nie planował rebelii, by obalać tron przed feralnym porwaniem – o ile, bo istnieje teoria, że planował, dlatego Rhaegar porwał Lyannę, by zniszczyć blok przeciwko smokom. Małżeństwo z Catelyn nic nie dało Północy, dało za to wszystko Robertowi. Dodatkowo widać, jak w kampanii północnej Robbowi ciąży, że jego matka to Tully, a nie np. Ryswell lub Karstark. Bo Robb musi utknąć w Dorzeczu w walkach, zamiast wynegocjować odzyskanie ojca i sióstr.
Te sojusze budowano w innych czasach, dla innych celów. Miały dać Starkom, Tullym i Arrynom lepszą pozycję w królestwie względem południowych rodów, a nie być przygotowaniem do wojny domowej, której nikt wtedy nie chciał i się nie spodziewał. Rickard w najczarniejszych snach nie spodziewał się, że Starkom przyjdzie bronić Dorzecza przed Lannisterami i Tyrellami.
Może powinien mieć takie czarne sny. Bo sojusze to sprawa dwukierunkowa. Nie tylko dają, ale też zabierają. Chociaż na usprawiedliwienie Rickarda, pewnie nie spodziewał się, że jego synową będzie kobieta z przerostem ambicji, która bez porozumienia z mężem, będzie brać zakładników na królewskim trakcie. Całe Dorzecze płonie z powodu jej głupoty. Swoją drogą samo jej wypuszczenie z Północy pokazuje jak Robb nie dorósł do swoich obowiązków. On był lordem. Mógł jej zabronić pójścia na Południe. Zresztą wyprawa z jednym rycerzem… Absurd. Robb mógł wysłać kogokolwiek, sam Rodrick byłby odpowiedni. Lord Stark otrzymał wiadomość od syna w sprawie Dzikich. Ładna przykrywka.
A Catelyn? Już w dokach wszyscy szpiedzy dostali informację o jej przybyciu, nic tylko pogratulować konspiracji.
No właśnie z tym zakładnikiem…
Kto powiedział, że lady Catelyn Stark nie może odwiedzić siostry? Albo ojca? Faktycznie podejrzane było to, że podróżowała tylko z jednym rycerzem, ale łatwo da się to wytłumaczyć zmniejszoną załogą w Winterfell. Porwanie Tyriona z gospody jest dla mnie posunięciem niewytłumaczalnym i bezzsensownym. Owszem, Catelyn myślała wtedy, że to Tyrion chciał śmierci Brana. Nadal nie ogarniam, jakie procesy myślowe doprowadziły o tego, że uznała decyzję o jego porwaniu za słuszną.
Natomiast nie mogę się zgodzić, że to z tego powodu płonie Dorzecze. Jeśli dobrze pamiętam, Tywin wysłał Górę wcześniej, żeby trochę porozrabiał. Plan był taki, że Ned pojedzie osobiście, oczywiście na czele wojska, żeby go zdyscyplinować i (prawdopodobnie) zginie na polu bitwy. Tutaj dopiero bruździ nam postępek Catelyn, bo przecież atak Jaimego jest zemstą za uwięzienie Tyriona. Więc pośrednio to Catelyn złamała Nedowi nogę 😉
Z pierwszą częścią wypowiedzi zgadzam się całkowicie. Ta cała wielka konspiracja związana z podróżą Catelyn zawsze mi pobrzmiewała fałszywą nutą. Co do drugiej części, to owszem, wojna i tak by wybuchła (mam nawet swoją małą teorię, że Lannisterowie byli już przygotowani na rebelię i przejęcie władzy, śledztwo Neda i dzik przyspieszyły wydarzenia o najwyżej kilka tygodni), ale Catelyn dała Tywinowi wygodny pretekst. Teraz mógł wyprowadzić armie Zachodu w pobliże Królewskiej Przystani (z Dorzecza to już spacerek i to po dobrej drodze), ukrywając przed królem prawdziwy powód.
Jeśli Tywin wiedział że jego wnuki to bękarty, lub bał się próby przejęcia władzy przez Renly’ego i Tyrellów lub Stannisa to mogło tak być ale błyskawiczna mobilizacja armii Krain Zachodu to po prostu literackie uproszczenie, Armie Północy czy Reach zmobilizowały się równie szybko, tylko rozpoczęły odrobinę później.
Nie o to przecież chodzi. Rzecz w tym, że Tywin zyskał możliwość wyprowadzenia w pole sporych sił i podciągnięcia ich prawie pod sam nos Roberta bez wzbudzania podejrzeń, że tak naprawdę chce obalić króla. Do przejęcia władzy w Królewskiej Przystani nie trzeba było mieć wielkich sił, ale musiałyby one tam dotrzeć możliwie szybko, żeby wesprzeć ludzi, których Lannisterowie już mieli w stolicy (np. w walce ze strażą miejską, ludźmi Starka lub desantem ze Smoczej Skały). Myślisz, że dlaczego Cersei czuła się tak pewnie? Bo dogadała się z dzikiem? 😉
Tylko Robercie, chyba nie zakładasz, że Tywin wiedział o kazirodztwie?
Nie sądzę, by Cersei by się tym chwaliła ojcu. Teoretycznie Pycelle mógłby donieść, ale czy wtedy Tywin nie poszedłby do córki z rozkazem, by urodziła jeszcze jeden dziecko, tym razem z królem, by oddalić podejrzenia?
Albo może Tywin zdawał sobie sprawę, że Joffrey to kandydat na kolejnego szalonego króla i sukcesja jest niepewna? Albo znał plan sprowadzenia Margaery na dwór królewski?
Brakuje mi w twojej teorii, motywu dlaczego Tywin miałby być niespokojny o sukcesję wnuka, by ryzykować wyprowadzeniem wojsk w pole. Teoretycznie wszystko było w porządku. Joffrey jest dziedzicem Roberta i wszyscy powinni to uszanować.
Chyba, że nie chodziło o chronienie interesów Joffreya i Cersei, a zwykłą lwią dumę, że Robert poprosił Neda o bycie namiestnikiem, a nie teścia. Wtedy obalenie króla ma sens. Robert zginie, Joffrey będzie królem, Tywin wróci na stanowisko.
Tylko nie przewidział, że sprawy się skomplikują, bo Joffrey słucha podszeptów Littlefingera, by zabić Starka, co zmieniło wojnę Zachód kontra Dorzecze w Zachód kontra Dorzecze i Północ.
Mógł nie wiedzieć o kazirodztwie ale musiał domyslać się, że dzieci Cersei nie są dziećmi Roberta. To musiało być oczywiste dla każdego, kto nie chodził wiecznie zalany, jak Robert. Tacy ludzie, jak Tywin, to nie byli idioci, a Baratheonowie mieli charakterystyczną urodę i dominujące geny. Było tylko kwestią czasu zanim wszystko się posypie. Najpierw węszył Jon Arryn, a potem Robert postanowił sprowadzić Starka. I jeszcze te kombinacje Renly’ego z Margaery. To nie lwia duma, Lannisterom po prostu paliło się pod dupą.
Swoją drogą sytuacja z Margaery moim zdaniem dobrze oddaje modus operandi Tywina, w którym nie ma miejsca na prywatne zemsty. Zawsze uważałem, że Tywin powiedział prawdę, iż nie kazał zabijać Elii Martell. Przecież de facto kolejny raz Cersei traciła faceta i pozycję przez inną babę, a Tywina obeszło to tyle co zeszłoroczny śnieg. Swata z nią wnuka. To Cersei pragnie zemsty, nie Tywin.
Tylko Margaery nigdy nie dotarła na dwór, by oczarować Roberta. Była żoną buntownika, ale Tywin wie, kiedy się wycofać czyli potrafi żyć ze zniewagą, jeśli to ma jakieś cele. Jakoś tolerował Aerysa do ostatniej chwili.
Pomyśl o Tyrionie, który mógłby łatwo skrócić Baelisha o głowę za manipulowanie Catelyn, ale uznaje, że go potrzebuje i używa. Tywin może myśleć tak samo. Margaery jest potrzebna bo Mace Tyrell rozgrywa sytuację za pomocą swojego wojska.
Tywin mógł się zemścić na Elii, bo widział, że Robert nic mu nie zrobi za to. Baratheon był pewnie oczywisty i wielu szpiegów mogło donieść Lordowi Casterly Rock, że Robert po pijanemu mówi przeciwko Targaryenom. To, że Ned wyparł wspomnienia o Robercie to nie znaczy, że tak nie było. Skoro Stannis wiedział, po co ma iść na Smoczą Skałę.
Ned nigdy nie myśli w swoim POV, że mimo kłótni o ciała Elii i dzieci to Robert dalej chciał mordować Targaryenów. Lord Stark zrobił mu o to awanturę! On nigdy nie łączy kropek, że Robert planował śmierć Rhaelli, Viserysa i małej Dany wtedy.
Oczywiście Robert ma chwilę żalu na łożu śmierci wobec Daenerys, ale to pewnie był gest dla przyjaciela, który był honorowy niż miłość do smoków.
Jeśli Tywin miał informacje o Robercie i jego stosunku do rodu Targaryen, to wiedział, że może zabić bezkarnie Elię Martell. Nawet, gdyby pociągnięto go do odpowiedzialności to ściąłby głowy Górze i Lorchowi, by nie mogli gadać i przeprosił, że splądrowanie było takie chaotyczne.
Jaki mam dowód, że Tywin wiedział, co robi?
Bo wysłał innych ludzi do Jaimego i króla! Ser Elys Westerling i Lord Roland Crakehall!
Czyli dokładnie wiedział, co robi i dlaczego. Nie wiedział, jak zachowa się Jaime i Aerys, więc potrzebował ludzi wiernych i posłusznych. Jednak do Elii i dzieci wysłał Górę i Lorcha.
Nie wierzę, że Tywin mógł zapomnieć o Elii. On myśli w kategoriach rodów, sojuszy i zakładników. Elia byłaby cenna do rozmów z Martellami.
Tywin musiał wiedzieć, jaki jest Góra. Na pewno wiedział, skąd Sandor ma blizny. Czyli jeśli chciał tylko śmierci dzieci to powinien powiedzieć o tym, żeby przyprowadzić Elię do aresztu. Nie zrobił tego.
I w przeciwieństwie do Robba to wątpię by Lord Lannister robił błędy, jeśli chodzi o komunikację z podwładnymi.
Elia też nie oczarowała Rhaegara. To małżeństwo było pomysłem Aerysa, tak jak związek Margaery i Roberta był pomysłem Renly’ego. Tywin miał powody, by nie zabijać Elii. Gniewu Roberta oczywiście nie musiał się obawiać, wręcz przeciwnie, ale gniewu Dornijczyków jak najbardziej. Najprawdopodobniej to właśnie ten postępek sprzed lat stał się później przyczyną jego śmierci. Elia była też ważnym zakładnikiem. Tywin nie mógł przecież zakładać, że Doran okaże się takim kunktatorem. Dorne mogło poprzeć młodego Viserysa i latami prowadzić wojnę z Żelaznym Tronem. A jak dowodzi historia Aegona Zdobywcy niełatwo podbić Dorne. Jeżeli więc to faktycznie Tywin kazał zamordować Elię, to mógł to zrobić tylko z jednego powodu – żeby zaszkodzić Robertowi. Dlaczego? Nie mam żadnego pomysłu. Jeżeli ty masz, to chętnie posłucham.
Sposób rozdania zadań swoim ludziom nie jest żadnym dowodem na zamiary Tywina. Nie wiemy jakich jeszcze ludzi miał ze sobą i czy w ogóle jakichś miał. Jeżeli miał tylko tę czwórkę, to ja na jego miejscu rozdysponowałbym zadania dokładnie tak samo, chociaż wcale nie chciałbym zabijać Elii. Po prostu syn ważniejszy niż obca baba z Dorne i po niego wysyłałbym absolutnie pewnych ludzi, o których wiedziałbym, że ich nie poniesie.
Wpadłam na pomysł, że może Tywin nie wiedział w tym czasie, że ślub z Cersei jest możliwy. Robert był zaręczony z Lyanną, nawet jeśli była „uszkodzona” to i tak musiał dotrzymać słowa, bo wojska Północy walczyły dla niego i byłoby to obrazą, by odsunąć Lyannę. Przecież nikt nie myślał, że ona jest w ciąży i umrze przy porodzie. Zresztą nie wiem na ile ta legenda o miłości Rhaegara była powszechna, może stworzono ją później, gdy już było po wszystkim… Chodzi mi o to, że możliwe, że porwanie Lyanny postrzegano jako ruch polityczny w tym czasie. Czyli, że Lyanna jest zwykłym zakładnikiem, a nie branką księcia. W tym wypadku nie byłoby mowy o braniu jej dziewictwa. W każdym razie Tywin wtedy myślał, że Robert ożeni się z Lyanną, albo jeśli umrze to ożeni się z jakąś krewną wojsk rebeliantów. To Jon Arryn dopiero przekonał króla do kandydatury Cersei.
Czyli wydając rozkaz na zabicie Elii Martell, Tywin jeszcze nie wiedział, że podkopuje pozycję swojej córki i przyszłych wnuków. Myślał, że tylko dokopie Robertowi.
To prawda, że Tywin mógł wtedy jeszcze nie wiedzieć, iż zostanie teściem Roberta. Na pewno jednak wiedział, że przystępując do rebelii staje się jego sojusznikiem i będzie musiał toczyć jego wojny. Co dawało Zachodowi, poza kosztami i ofiarami w ludziach, wplątanie się w wieloletnią wojnę z Dorne? Co dawało mu wzięcie sobie na kark zemsty Dornijczyków, która niechybnie musiała nastąpić? Mam uwierzyć, że Tywin – który nigdy nie robi niczego, co nie przyniesie mu korzyści – wziął to wszystko sobie na głowę dla zaspokojenia jakiejś wyimaginowanej urazy do bezwolnego narzędzia intrygi Aerysa? Albo żeby zagrać na nosie martwemu królowi? To musiałby być jakiś inny Tywin, którego nie znam. Zresztą po co miałby kłamać przed Tyrionem? Skoro przyznał się do zabicia dzieci Rhaegara, a także nie ukrywał przed nim swojego udziału w tak podłej akcji, jak złamanie prawa gościnności i wymordowanie gości na weselu, co w Westeros jest czynem wręcz niewyobrażalnym? Przecież z rozkazem czy bez i tak to on odpowiada za śmierć Elii.