FilmyRecenzje Filmowe

Hrabia Monte Christo (2024)

Czy w 2024 roku istnieje jeszcze przestrzeń na odświeżanie absolutnych klasyków literatury, bez zbędnych udziwnień, takich jak uwspółcześnianie ich przekazu? Wydaje się, że tak – że jest miejsce dla twórców, którzy pragną powrotu do normalności. Właśnie z takiego założenia wyszli francuscy filmowcy, prezentując w ubiegłym roku nową adaptację Hrabiego Monte Christo Aleksandra Dumasa. Czy po tych wszystkich ekranizacjach Trzech Muszkieterów można było mieć obawy co do tego projektu? Zdecydowanie tak. Czy po wcześniejszych próbach przeniesienia Hrabiego na ekran można było się niepokoić? Absolutnie. Czy te obawy okazały się uzasadnione? Nie.

Niech żyje Napoleon!

Dumas osadził swoją powieść w burzliwych czasach ogromnej niepewności, gdy Francuzi wciąż wahali się między miłością a nienawiścią do Napoleona. To tło historyczne udało się w pewnym stopniu oddać w początkowej fazie filmu z 2024 roku. Już na wstępie widz otrzymuje jasno zarysowanych antagonistów oraz protagonistę, którego spotykają liczne nieszczęścia.

Pierwszy akt to chyba jedyny moment w filmie, w którym można odczuć pewien rodzaj znużenia. Aktor wcielający się w głównego bohatera nie do końca odnajduje się w roli pełnego życia młodzieńca, pragnącego czerpać z życia pełnymi garściami. Do momentu aresztowania film nie porywa – akcja toczy się powoli, mało się dzieje, a cięcia montażowe są zbyt nachalne, wprowadzając niepotrzebny chaos.

Wszystko zmienia się jednak, gdy dochodzimy do właściwej intrygi. Od sceny spotkania Dantesa z prokuratorem film nabiera tempa i wchodzi na najwyższy poziom. Intensywność wyziera z ekranu – dzieje się tak wiele, że trudno oderwać wzrok, by nie stracić żadnego szczegółu. Niektóre rozwiązania fabularne są naprawdę imponujące, a perfidia, z jaką trzej spiskowcy traktują swoich bliskich, budzi prawdziwy przestrach. To, jak manipulują rodziną i przyjaciółmi, stanowi prawdziwy szczyt zła.

Wszystkie pieniądze świata

Najsłabszym momentem opowieści jest wątek zamku d’If. Tutaj pojawia się najwięcej wątpliwości co do logiki przedstawianych wydarzeń. Gdyby szukać niedociągnięć, można zapytać, skąd u księdza wzięło się tyle świec, które dodatkowo oświetlają drążone tunele, oraz jak udało się to wszystko ukryć przed strażnikami, choćby i mało bystrymi. Niemniej jednak są to elementy niezbędne dla fabuły. Relacja Dantesa z księdzem nie jest zbyt głęboko rozwinięta, a sama odsiadka nie wydaje się pozostawiać na młodym Francuzie aż tak wielkiego piętna.

Wręcz przeciwnie – pobyt w więzieniu staje się dla niego okazją do samodoskonalenia, zarówno fizycznego, jak i psychicznego. Dantes zdobywa tam również umiejętności, które później umożliwią mu realizację zemsty. Dowiaduje się także o tajemniczej wyspie, na której ukryty jest skarb templariuszy. Samo wyjaśnienie istnienia tego skarbu potraktowano z lekkim przymrużeniem oka – niby jest wyjaśnione, ale w sposób minimalny, bez zbędnych intelektualnych wywodów.

Nie wyjaśniono również pewnych kwestii logistycznych, które powinny stanowić problem dla Dantesa. Od momentu ucieczki do rozpoczęcia działań wszystko spowija mgła tajemnicy. Tak ma być – i koniec dyskusji.

Zaczynamy zabawę

Po nieco słabszym fragmencie nadchodzi wreszcie rozwinięcie godne wielkich produkcji kina przygodowego. Machinacje Dantesa, zmiany wizerunku i podchody wobec poszczególnych antagonistów stanowią esencję tej znakomitej produkcji. Zawiłości planu Edmunda i bezwzględność jego wrogów idealnie ze sobą kontrastują – przynajmniej do pewnego momentu. W pewnej chwili narracja zmienia bieg, zmuszając widza do innego spojrzenia na Hrabiego. Edmund pogrąża się w zemście, a choć nie brakuje mu polotu, fantazji czy środków finansowych, to jego brak hamulców, zimne wyrachowanie i cierpliwość prowadzą do serii tragedii, których wcale nie zamierzał spowodować.

Jednak po kolei. Pewien wątek wyrasta na najciekawszy w całej opowieści. Chodzi o dziecko, jego bezlitosny pochówek, cudowne odnalezienie oraz mistrzowsko zagraną scenę w domu, który miał stać się jego grobowcem. Scenariusz tej sekwencji oraz jej wykonanie zasługują na najwyższe uznanie. Przedłużany do granic możliwości monolog Hrabiego, połączony z emocjonalnymi reakcjami kobiet i wypiekami na twarzy jednego z gości, tworzy niesamowite napięcie. Tajemnica, którą zna co najmniej troje słuchaczy, prowadzi do wielkiego finału tej mini-opowieści. Wszystko zostało dopracowane w najdrobniejszych szczegółach.

Anglik Francuz dwa bratanki…

Podobnie jak genialnie rozwiązano sprawę pewnego lorda. Halifaxa. To jak Dantes rozgrywa tę partię żywych szachów zasługuje na wszelkie uznanie. To jak gra swoje liczne role, żongluje nimi by uzyskać to na czym mu zależy. Kupuje raz jako Hrabia raz jako lord i wykorzystuje wszelkie możliwe zasoby, żeby upokorzyć swoich wrogów. Jakież to jest sprytne jak dobrze przemyślane i jak dobrze przeniesione na ekran.

Twórcy tej ekranizacji zasługują na ogromne uznanie. W historii, która niemal na każdym kroku kusi, by dodać coś od siebie, zachowali umiar i pokorę. Scenarzyści stanęli na wysokości zadania, udowadniając, że czasem wystarczy przenieść na ekran gotowy scenariusz, bez zbędnych modyfikacji czy prób ulepszania dzieła, które zdobyło międzynarodową sławę. To właśnie ta pokora wobec literackiego pierwowzoru okazała się kluczem do sukcesu.

Kłopoty, kłopoty

Nie wszystko jednak jest idealne. Poza nieco przydługim pierwszym aktem, pewne zastrzeżenia budzi również trzeci akt, który wydaje się zbyt płytki i pospiesznie zakończony. Wątki są urywane w sposób, który pozostawia niedosyt. Choć każde zakończenie ma swoje uzasadnienie, widz może odczuwać brak satysfakcji.

Twórcy postawili na ukazanie zemsty jako czegoś, co nie przynosi ukojenia. Chcieli pokazać mroczną stronę Dantesa – jego zapalczywość i bezwzględność. Choć udało się to osiągnąć, pozostawia to pewien niedosyt. Dodatkowo dopiero w tym momencie widz uświadamia sobie, jak niewielką rolę w całej historii odgrywa Mercedes. Jej postać, choć ważna, zostaje zepchnięta na margines, stając się jedynie pionkiem w grze Edmunda.

Ich relacja jest chłodna, ale brakuje czasu, by dokładnie wyjaśnić, dlaczego tak się stało. Motywacje Hrabiego są jasne – czuje się oszukany i zdradzony – ale co kieruje Mercedes, gdy rozpoznaje swojego ukochanego? Ten wątek nie wybrzmiewa w pełni, co można uznać za pewien niedostatek.

Podsumowanie

Zakończenie historii pozostaje wyważone i otwarte na interpretacje. Każdy widz może je rozumieć na swój sposób, co stanowi niewątpliwą zaletę.

Żeby podsumować ten film należy przedstawić system wartościowania. Przeciągnięty początek, choć potrzebny, mógł być bardziej dynamiczny, a aktor grający główną rolę mógł dać z siebie więcej. Późniejsze potknięcia są jednak niewielkie i nie wpływają znacząco na odbiór całości. Produkcja utrzymuje widza w napięciu i skupieniu, co jest niewątpliwym osiągnięciem.

Końcówka może wydawać się nieco pospieszna, ale to wrażenie wynika z nagłego zwrotu akcji, który ma ukazać mroczniejszą stronę Hrabiego. Wyrachowanie i zimna krew ustępują miejsca krwawemu mścicielowi, który w gruncie rzeczy nie różni się zbytnio od zwykłych ludzi.

Całość oceniam bardzo pozytywnie. To produkcja precyzyjna, szczegółowa, z dobrze zarysowanymi postaciami i wciągającą intrygą, która stanowi prawdziwą ucztę dla kinomanów.

Hrabia Monte Christo (2024)
  • Ocena kuby - 9/10
    9/10
To mi się podoba 57
To mi się nie podoba 7

Related Articles

Komentarzy: 11

  1. Oglądałem to. Z ojcem będącym wielkim fanem Dumasa. Potem jeszcze dyskutowaliśmy. Obu nas wymęczyły próby zgadnięcia kto w filmie jest kim z książki i która sytuacja którą. Zwłaszcza, że jednak to nie jest przeniesione 1:1 i trafiają się spore rozbieżności fabuły. Pozwalają zachować suspens i wpływać na emocje widza (do końca nie wiemy jak dana sytuacja się potoczy), więc ich wprowadzenie miało owszem sens. Film jest dobry jako film. Historia Dantesa została uwspółcześniona i bardzo wyraziście pokazano emocje targające postaciami. Chętnie obejrzałbym ponownie, wiedząc już czego się spodziewać, by skupić się na grze aktorów i ogólnie zastanowieniu jak osiągnięto dany efekt, a nie na porównywaniu z książką 😉

    To mi się podoba 13
    To mi się nie podoba 0
  2. Zawsze mówię, że ludzie zabierający się za ekranizacje powinni sobie zawiesić nad biurkiem tabliczkę ze słowami, które Kwinto wypowiedział do Nuty i Moksa: „Żadnych-Własnych-Pomysłów”. 🙂

    To mi się podoba 19
    To mi się nie podoba 2
  3. Nie pamiętam dobrze już książki, ale chyba u Dumasa wątek Mercedes też był drugorzędny. Nie było hollywoodzkiego szczęśliwego zakończenia, że żyli długo i szczęśliwie. Trochę jak w życiu. Młodzieńcza miłość nie odżyje po latach, kiedy dorośli ludzie mają swoje życia, problemy, innych bliskich.
    Wątek w więzieniu w książce był jednak ważny.

    To mi się podoba 9
    To mi się nie podoba 0
    1. Tam są jeszcze inne rzeczy mocno namieszane. Ale przyznam że lepiej rozumiem tego Dantesa filmowego niz książkowego. Myślę że w sumie warto obejrzeć.

      To mi się podoba 4
      To mi się nie podoba 1
  4. Ekranizacja powieści nie powinna odbiegać znacząco od książki. Ten film niestety odbiega i dlatego nie powinien się zwać ekranizacją, co najwyżej filmem inspirowanym powieścią. Czytałam dobre recenzje i postanowiłam obejrzeć film. Niestety zawiodłam się.
    Całe mnóstwo innych osób, zdarzeń, wypadków i scen. Przesłanie całości całkiem zagubione. Gdybym nie czytała arcydzieła Dumasa to być może film by mi się spodobał, bo jako film nie jest zły, ale ekranizacją to to nie jest!

    To mi się podoba 8
    To mi się nie podoba 0
    1. Mniej więcej w tym samym czasie powstał też serial, który zresztą jest puszczany obecnie w TVP. Nie wiedziałem, ale może jest on bliższy pierwowzoru.

      To mi się podoba 2
      To mi się nie podoba 0
    2. Jako film inspirowany powieścią to dla mnie jest wręcz dobry. Taka nieco historia alternatywna w świecie Dumasa, ale pokazana wiarygodnie. Ta wspomniana przez @kubę scena o dziecku, ileś interakcji między postaciami, dobre zdjęcia, scenografie. Natomiast też nie nazwałbym tego ekranizacją.

      To mi się podoba 2
      To mi się nie podoba 0
  5. Do momentu gdy bohater ucieka z więzienia film oglądało mi się znakomicie. Potem cały czas denerwował mnie wątek masek. Twórcy innych wersji nie decydowali się na takie rozwiązanie. Chamberlain i Caviezel byli na ekranie po prostu postarzali. Maska na stole wyglądała jak… No właśnie jak dawna maska. Ale już na twarzy wyglądała jak silikonowa, nowoczesna charakteryzacja. Wolałbym już przyjąć, że bohatera trudno poznać bo jest starszy o 20 lat, ma zarost, siwe włosy, zmieniona sylwetke itd. Takie supernowoczesne maski wyglądały na ekranie absurdalnie biorąc pod uwagę to, kiedy dzieje się akcja.

    To mi się podoba 3
    To mi się nie podoba 0
    1. Może racja, ale mi akurat to się podobało, zwłaszcza w kontekście lorda Halifaxa. Urzekł mnie ten film. Tempo i poziom intryg sposób prowadzenia narracji. Zwłaszcza przy pierwszym seansie robi to wszystko niesamowite wrażenie.

      To mi się podoba 2
      To mi się nie podoba 0
  6. Jesli mam sie czegos czepic to postaci nieksiazkowej, siostry jednego z bohaterow. Rozumiem po co ją wprowadzono, ale nie zagralo to dobrze.
    Wątek Hayde za to lepszy niz w ksiazce. Jednak w XXI wieku relacja miedzy doroslym mezczyzną a kobieta ktorą kupil jako niewolnice gdy miala 11lat bylaby trudna do zrozumienia. I filmowa zmiana wychodzi calosci bardzo na plus a jednoczesnie pozwala pozbyc sie kilku postaci.

    To mi się podoba 1
    To mi się nie podoba 0

Zanim napiszesz komentarz zapoznaj się z naszymi zasadami zamieszczania komentarzy:

Polityka prywatności/Regulamin zamieszczania komentarzy

Użyj tagu [spoiler] aby ukryć część treści komentarza:

[spoiler]Treść spoilera[/spoiler]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button