Seriale

Wzgórze psów (miniserial)

Polska B, małe miasteczko, układ polityczny, biznesmeni i morderstwo – gdzieś to już widziałem. W formie bardziej lajtowej chociażby w filmie „Polowanie”, ale także w pierwszym sezonie „Belfra”, który opiera się na niemal tym samym schemacie. Polacy szukają własnego stylu – chcą mieć swój własny gatunek wzorem Skandynawów i ich charakterystycznych mrocznych kryminałów – więc po niewątpliwym sukcesie „Ślepnąc od świateł”, którego swoją drogą nie jestem ultra fanem, przyszedł czas na ekranizację kolejnej powieści Jakuba Żulczyka. Tym razem jest to „Wzgórze Psów”.

O czym jest Wzgórze Psów?

Jeszcze przed rozpoczęciem twórcy raczą nas dziwną muzyką, podobną do zakończenia „Memory Remains” Metalliki, tylko że bardziej przaśną i denerwującą. W tle głos narratora, który miał rzekomo wprowadzić widza w nastrój głębokiego niepokoju. Początek serialu wskazuje, że widz może spodziewać się swego rodzaju mrocznego kryminału. Nic bardziej mylnego, po chwili bowiem mamy przeskok w czasie, a nastrój zmienia się w podobny do „Dom Złego”. Tyle że też nie do końca, bo na ekranie widzimy jedno, a bohaterowie historii zachowują się, jakby widzieli coś zupełnie innego. Główny bohater przyjeżdża z żoną, która jest doskonałą dziennikarką śledczą, do Zyborka, na urodziny swojego ojca. I wtedy zaczynają się dziać „rzeczy”.

Na szczęście serial w początkowej fazie ma całkiem niezłe tempo, a Jaśmina Polak jako Justyna jest zjawiskowa i przykrywa różne niedostatki techniczne, takie jak dość słaba jakość dźwięku i biedne tło opowieści. Na pochwałę zasługuje też z pewnością Robert Więckiewicz, który jak zwykle wywiązał się ze swojego zadania znakomicie. Co prawda jego postać jest absurdalnie absurdalna, ale to nie jego wina, że scenarzyści stracili resztki zdrowego rozsądku i uwierzyli w swoją moc. Uznali, że idealnie maskują to, kim jest Tomasz Głowacki – samozwańczy szeryf Zyborka. Wyszło dość groteskowo, a ostateczne zakończenie zdecydowanie nie wybrzmiewa tak, jak miało wybrzmieć.

W ogóle wszystko jest w tym serialu robione na pół gwizdka. Oglądamy skrawki całości, jakby twórcy bali się pokazać zbyt wiele, żeby nie popsuć zabawy i zaskoczenia. Irracjonalne zachowania bohaterów stają się w drugiej połowie serialu znakiem rozpoznawczym produkcji. Gdybym miał odpowiedzieć, o czym właściwie jest „Wzgórze Psów”, miałbym z tym duży problem. Czy ten serial jest o dysfunkcyjnej rodzinie i jej problemach? Nie bardzo. Czy jest o bezduszności ludzi dorabiających się kosztem najsłabszych? Po części, ale ten wątek jest potraktowany po macoszemu, jak niemal każdy pozostały. Może więc jest o pracy dziennikarki śledczej? Absolutnie nie. Wręcz przeciwnie. Raczej o tym, jak nie robić reportaży, które są oparte na jednostronnej, niezwykle stronniczej relacji osoby powiązanej więzami rodzinnymi z samą dziennikarką.

Fabularny rollercoster

Pisałem, że pierwsza połowa serialu broni się tempem. To prawda, ale poza tym jest to kompletna wydmuszka. Rzeczy dzieją się w dziwny sposób i zawsze „na farcie” układają się po myśli głównego mistrza marionetek. Tak się zwyczajnie nie robi. To nie może wyglądać tak, że ów mistrz przewidział dokładnie zachowania tak wielkiej liczby osób, że wziął pod uwagę wszystkie zmienne i rozgrywka ułożyła mu się w sposób idealny, mimo że w owym planie jest więcej dziur niż w najlepszym szwajcarskim serze.

Po jakichś trzech odcinkach Justyna także zaczyna irytować. Zachowuje się bowiem zupełnie inaczej niż powinna, jakby nagle straciła rozum. Nie dostrzega dość oczywistych prawd, daje się mamić jakąś dziwną historią walki z ciemiężycielem. Nagle okazuje się, że wszystko, co się dzieje w Zyborku, to teatr zorganizowany specjalnie dla niej.

A przecież jest jeszcze główny bohater Mikołaj Głowacki, którego „gra” Mikołaj Kościukiewicz. Dlaczego wyżej nie poświęciłem mu zbyt wiele uwagi? Bo za bardzo nie ma o czym wspominać. Właściwie nie wiem, czemu ma służyć jego postać. To trochę tak jakby zrobić z kogoś kompletnie nijakiego POV tylko dlatego, że jest biernym świadkiem wszystkich wydarzeń. Niewtrącający się do niczego, niewnoszący nic do historii bierny narrator. Na dodatek z irytującą manierą, szemrzący niewyraźnie, bez choćby grama charyzmy. Pamiętacie Kubę z „Ślepnąć od Świateł”, granego przez Kamila Nożyńskiego? No to tutaj jest Kuba wersja 2.0. Zabieg z raperem nie przypadł mi do gustu, tak samo próba naśladowania go przez Kościukiewicza wywołała we mnie raczej niechęć niż zachwyt.

Druga połowa sezonu to do bólu sztuczna próba utrzymania widza przed ekranem i wywołania w nim jakichś emocji. A sam koniec nie ma już nic wspólnego ze zdrowym rozsądkiem. Do chwili rozwiązania cały czas liczyłem, że ten serial jednak czymś mnie zaskoczy. Nie zaskoczył, wręcz przeciwnie – rozczarował. Można było zrobić prawdziwy twist fabularny, tymczasem „fikołek” był do przewidzenia praktycznie od samego początku.

Podsumowanie

To miała być produkcja nieoczywista, oryginalna, wielowątkowa i niewtórna. Tymczasem po seansie nie widzę ani jednego elementu, który byłby jakąś wartością dodaną. Nie widzę przesłania, mądrości płynącej z jakiegokolwiek rozwiązania fabularnego. Ten miniserial jest pod każdym względem polskim średniakiem, a każde minimalnie odchyły w stronę pozytywną lub negatywną wynikać będą z subiektywnej oceny nie samej historii, a jej technicznego wykonania. Jeśli lubicie surowe rzemiosło zmuszające was do absolutnego wytężenia zmysłów, jeśli nie oczekiwaliście zapierających dech w piersiach widoków, a zamiast tego wystarczy wam ogólny obraz mgły unoszącej się ponad lasem, to ten serial od strony technicznej przypadnie wam do gustu.

Mnie mimo wszystko szkoda pani Jaśminy Polak, która naprawdę się postarała, ale nie mogła uratować się z tego co zgotowali jej twórcy w drugiej połowie sezonu. Szkoda Więckiewicza, który starał się wybić ponad miałkość swojej postaci. Szkoda Andrzeja Konopki, który do pewnego momentu przekonująco sportretował policyjną mendę czystej wody. Odrobinę szkoda mi też Jakuba Żulczyka, który być może jest doskonałym pisarzem, ale po świetnie przyjętym „Ślepnąc od świateł” nie poszedł za ciosem i tym razem dostarczył rozczarowującą adaptację swojej książki.

Przed obejrzeniem ostatniego odcinka naprawdę sądziłem, że moja opinia o „Wzgórzu psów” będzie mimo wszystko pozytywna. Finał to przekreślił i rzutował na cały projekt, który nie niesie ze sobą żadnych poważnych treści, jest pusty w środku, udaje (i to wcale niezbyt dobrze), że może być jakimś nowym otwarciem w gatunku. Jestem na nie, aczkolwiek zrozumiem nieco bardziej pozytywne opinie, takie w okolicach szóstki. Ja początkowo skłaniałem się ku piątce, ale finał naprawdę jest dramatyczny. Czwórka z kolei byłaby odrobinę krzywdząca, więc zatrzymam się wyjątkowo w pół drogi.

Wzgórze psów (miniserial)
  • Ocena kuby - 4.5/10
    4.5/10
To mi się podoba 2
To mi się nie podoba 1

Related Articles

Komentarzy: 11

  1. Dzięki za ostrzeżenie. A przy okazji spytam, jaki/e ewentualnie współczesne polskie seriale lub filmy kryminalne byś polecił? Próbowałem oglądać to jeden to drugi, ale od wszystkich mnie na razie odrzucało. Ostatnie co z pobliskiego gatunku dramatu sensacyjnego mi się podobało, to Psy. Szczególnie pierwsze i trzecie. Ale obejrzałbym sensowny kryminał, który docierałby do widza poziomem zagadki, a nie prześciganiem się ilością krwi, flaków, ogólnej patologii i niemocy.

    To mi się podoba 1
    To mi się nie podoba 1
    1. Przeważnie unikam polskich produkcji zwłaszcza tych nowszych. Pamiętam, że „Sfora” zrobiła na mnie wrażenie. Kryminalni to był dobry serial, ale on nie miał fabuły, tylko każdy odcinek to inna sprawa. Z polskimi produkcjami mi totalnie nie po drodze. Na Wzgórze Psów spojrzałem z uwagi na postać Żulczyka i hype, który na niego spłynął z uwago na Ślepnąć od świateł.

      To mi się podoba 1
      To mi się nie podoba 0
      1. Tak, „Sfora” i mi się podobała. Dobijają mnie natomiast te seriale gdzie niby jest zagadka, ale głównie chodzi o pokazanie jakichś układzików w małym mieście / na wsi / w lesie, nie wiem. Gdzie każdy każdego zna i coś ukrywa. Bardzo męczące.

        To mi się podoba 2
        To mi się nie podoba 0
  2. Jak szukają własnego stylu to niech się wezmą za horror, film wojenny, albo za inteligentną komedię, gatunek w którym kiedyś byliśmy dobrzy. Za cokolwiek, byle nie kolejny, tysiąc dwudziesty czwarty, serial kryminalny, które większość ludzi przestało od siebie odróżniać już z 15 lat temu. Przecież to już jest do urzygu i do usrania. :/ Ciekawe czy mieszkający w Polsce obcokrajowcy nie mają wrażenia życia w jakiejś Korei Północnej, widząc w telewizji wciąż ludzi w mundurach?

    To mi się podoba 4
    To mi się nie podoba 0
    1. Dobrze ujęte! Tak, te seriale policyjne są wszystkie takie same, z drewnianym aktorstwem, wyglądające jakby pisały je i kręciły ciągle te same osoby, nie do odróżnienia jeden od drugiego – a za to spalające potencjalnie dobre zagadki. Straszne nudy.
      Ale mam na myśli, że dawniej, dużo dawniej, dawało się zrealizować niezłe niektóre zagadki np w ramach Teatru Sensacji Kobra. Albo – w ramach komedii kryminalnych (jak Vabank) czy takich tragikomedii jak „Na kłopoty Bednarski”. Tam nie było tego wrażenia że widzę tysiąc czterysta siedemdziesiąty trzeci odcinek ciągle tego samego.

      To mi się podoba 3
      To mi się nie podoba 0
      1. Dobre czasy. 🙂 Co zaś do meritum, to mam takie spostrzeżenie, że choć wszędzie na świecie telewizje kręcą masę szajsu, żeby jakoś wypełnić czas antenowy, to chyba tylko u nas jest to wciąż szajs na jeden i ten sam temat. Dziwny temat – dodam – w ciągle dość bezpiecznym kraju, jakim jest dziś Polska.

        To mi się podoba 4
        To mi się nie podoba 0
        1. I jeszcze ciekawe, że nie ma w tym szajsie wielowymiarowych postaci. Jak „policjant” ma nie być kryształowo czysty, to musi mieć problem z alkoholem. A „przestępca” na pewno nie może mieć śladu dobrych intencji. I w kółko mielenie jakichś emocji kto co komu powiedział i co miał na myśli. „Naprawianie” rzeczy gadaniem. Gdzie takiemu podejściu np do Vabanku 😉 Czy do dobrych współczesnych serii kryminalnych np angielskich czy francuskich (nie mówię że wszystkie są dobre, ale niektóre da się oglądać). Tak jakby koniecznie „twórcy” chcieli opowiadać w kólko tę samą bajkę z tym samym morałem. To chyba coś kompensuje, ale co?

          To mi się podoba 3
          To mi się nie podoba 0
  3. Dobrze ze nie czytałeś książki bo zawiódł byś się jeszcze bardziej. Liczyłem, że Żulczyk z tego prawie 900 stronnicowego dzieła wytnie nudniejsze fragmenty i serial da rade. Ale on nie dość ze pozmieniał mase elementów, wyciął jeszcze więcej- łącznie z główną „motywacja” Mikołaja i Justyny- to jeszcze udało mu sie w serialu wcisnąć sporo dłużyzn… fatalnie to wyszlo.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0

Zanim napiszesz komentarz zapoznaj się z naszymi zasadami zamieszczania komentarzy:

Polityka prywatności/Regulamin zamieszczania komentarzy

Użyj tagu [spoiler] aby ukryć część treści komentarza:

[spoiler]Treść spoilera[/spoiler]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button