FilmyRecenzje Filmowe

Mufasa: Król Lew (2024)

Z racji posiadania potomstwa bywam w kinie na produkcjach, na które sam raczej bym się nie wybrał. Czasem skutkuje to obezwładniającym sztosem jak w przypadku „Dzikiego robota” (tak, będę do znudzenia przypominał, bo zwyczajnie twórcy na to zasługują), a czasem trafi się taki „Mufasa: Król Lew” i trzeba jakoś wysiedzieć.

Film jest prequelem, więc w teorii fabuła opowiada o młodości Mufasy. Jako młode lwiątko traci kontakt z najbliższymi i spotyka nową rodzinę. Nie wszystko układa się dobrze, więc wraz z przybranym bratem Daką wyruszają w podróż. Pragną znaleźć mityczną krainę Milele, gdzie wszystkie zwierzęta żyją ze sobą w idealnej harmonii.

A jak jest w praktyce? Produkcja jest odcinaniem kuponów w stylu Disneya i jako żywo przypomina „Solo„. Ktoś spisał najważniejsze informacje i hasła, które padły w dialogach z poprzednich części, ewentualnie postacie albo kultowe sceny i wokół takiej listy rodem z Excela nawinięto pretekstową fabułę.

Skąd się wzięli Zazu, Skaza, Rafiki i Sarabi? Dlaczego Lwia Skała wygląda tak a nie inaczej? Skąd akurat takie imię i szrama późniejszego mordercy Mufasy? Czemu relacja Mufasy i Skazy jest trudna? Na te pytania dostaniemy (niezbyt satysfakcjonujące) odpowiedzi, nawet jeśli nie czuliśmy potrzeby ich zadawać.

Jakby tego było mało, twórcy poszli też w bezczelny recycling kultowych scen. Ujęcie z łapaniem za (nomen omen) łapy kiedy jeden lew zwisa, a drugi wbija mu swoje pazury, pojawia się tu co najmniej dwa albo trzy razy. Jeśli nie więcej… Do tego obowiązkowo dostajemy sekwencję z wąskim miejscem, przez które musi przebiec stado wielkich zwierząt (tym razem poczciwe słonie), tratując wszystko na swojej drodze. A pamiętacie, jak w trakcie galopu antylop przez wąwóz Simba zwisał z gałęzi? No to znów doznacie deja vu. Podobnie w dialogach, na przykład hasło znane z oryginału – „krąg życia” – pada tu co chwilę. Pewnie nie wszystko wyłapałem, ale jest tego tyle, że ciężko spamiętać.

Nawet sama narracja w filmie jest skonstruowana tak, że opowieść o Mufasie snuje stary Rafiki, a słucha Kiara, córka dorosłego już Simby. Dlaczego? Ano dlatego, że trzeba było gdzieś wcisnąć cynicznie Timona i Pumbę. Mamy więc wspomnianą dwójkę jako opiekunów Kiary, słuchających wiekowego mandryla i co chwilę przeszkadzających nieśmiesznymi żartami.

Warstwie technicznej nie mam nic do zarzucenia. Znów animacja stoi na najwyższym możliwym poziomie, sierść zwierząt wygląda i porusza się jak prawdziwa, mięśnie i ścięgna pod skórą powalają autentyzmem. Gdyby „Mufasa” był demem technologicznym, żeby pokazać możliwości obecnych komputerów, grafików, artystów i animatorów, to wystawiłbym dychę bez zastanowienia.

Tylko znów – jak przy remake’u „Króla lwa” z 2019 – zwyczajnie nie kupuję takiej wersji zwierząt w historii opowiadanej obrazem. Wygląda to źle, dziwnie i niepokojąco, jak bohaterowie ruszają wargami podczas dialogów, a reszta pyska jest… no zwierzęca. Ten pseudo-realizm mnie odrzuca i nie jestem w stanie przezwyciężyć tego uczucia.

Piosenki – jak to u Disneya – są i znów dziwacznie wygląda, kiedy śpiewają je niby żywe zwierzęta. Nie będzie to jednak wielkim problemem, bo absolutnie żadna nie zostanie zapamiętana dłużej niż 10 minut po seansie. Nie będzie tu nowego „Hakuna matata”, „Przyjdzie czas” ani „Kręgu życia”. Utwory są nijakie i nie wyróżniają się absolutnie niczym.

Na koniec dodam z kronikarskiego obowiązku, że znów dumni z siebie mogą być twórcy polskiego dubbingu, tutaj wszystko brzmi ładnie, głosy dobrane są świetnie, nie mam zastrzeżeń.

Przez niemal równe dwie godziny obserwowałem, jak lwy idą, płyną albo siedzą, padło trochę znajomych cytatów, nazw i tekstów. Zapomniałem o filmie po godzinie, a za najdalej miesiąc czy dwa, patrząc na swoją ocenę w agregatach recenzji, będę się zastanawiał, czy na pewno to obejrzałem i o czym to w ogóle było. Stanowczo odradzam wizytę w kinie, na streamingu można obejrzeć przy nadmiarze czasu.

Disney jest w gigantycznym kryzysie, przede wszystkim twórczym. Niedługo opiszę też drugą część przygód Vaiany, ale spoilerowo: nie spodziewajcie się dużo lepszej opinii.

Mufasa: Król Lew (2024)
  • Ocena SithFroga - 3/10
    3/10
To mi się podoba 12
To mi się nie podoba 2

Related Articles

Komentarzy: 21

  1. Zastanawiam się czy to nie działa w taki sposób, że firmy (w tym przypadku Disney) znacznie przeinwestowują w możliwości techniczne tworzenia obrazu, nie szukając w ogóle do tworzenia scenariuszy ludzi umiejących opowiadać historie?

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. A może chodzi o to, że musi być wszystko odhaczone w scenariuszu zgodnie kalkulacją w excelu. Zatem nie jest ważna spójna całość, a zaliczenie punktów obowiązkowych, brak odchyleń i jakiegokolwiek ryzyka, bo na nie nie zgadzają się akcjonariusze.

      To mi się podoba 2
      To mi się nie podoba 0
      1. Myślę, że może to wyglądać mniej więcej tak:
        Jeśli film nie powstaje na podstawie jakiegoś gotowego scenariusza, których setki krążą po Hollywood, to film zaczyna życie gdzieś w siedzibie wytwórni. Ktoś kompletnie niezwiązany z filmem, typowa biurwa, stwierdza, że trzeba zrobić sequel czegoś, co odniosło sukces. Trzeba więc zlecić napisanie scenariusza (albo czegoś, co przypomina scenariusz). Żeby zrobić zlecenie, trzeba napisać specyfikację, która przejdzie wszystkie szczeble korporacyjnej drabiny. Jak wyobrażam sobie tworzenie takiej listy? Każdy dorzuca luźną myśl związaną i kojarzącą się z poprzednikiem, bo tak jest najbezpieczniej. Potem taka lista trafia do jakiegoś wyrobnika, albo innego kogoś, kto dał najniższą ofertę w przetargu ( 😉 ), ten ktoś bierze listę i po kolei przepisuje ją do scenariusza, pomiędzy dopisując jakieś średnio mądre rzeczy. Potem wynik jego prac oceniają ludzie, którzy nie oglądają filmów i się nimi nie interesują, ale skoro treść zgadza się z czeklistą, to chyba jest ok. Można kręcić.
        Niedawno krążyły po sieci informacje o szefowej działu filmowego Amazonu Jennifer Salke, która drze koty z właścicielami Bonda. Salke zarządza wielomiliardowym budżetem, a nie oglądała żadnego Bonda oprócz tych z Craigem. Podobno wszystko sprzed lat 90 uważa za jakieś starocie niewarte uwagi, nigdy nie czyta scenariuszy, które trafiają na jej biurko i jest zainteresowana wyłącznie zatrudnianiem nazwisk i tworzeniem materiału na zasadzie franczyz – stąd pomysły na spin offy i seriale w „uniwersum” Bonda. Dla wielkich wytwórni filmy stały się złem koniecznym. Coś jak klient w państwowej spółce – przychodzi i czegoś chce, zamiast płacić rachunki i nie przeszkadzać w istnieniu i funkcjonowaniu przedsiębiorstwa.

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
        1. Odsyłam jeszcze raz do serialu Franczyza. Producent przychodzi na plan i mówi że teraz trendują w internecie silne postacie kobiece więc trzeba przepisać scenariusz pod ten konkretny temat. Oczywiście tam jest spora przesada kiedy trzeba w filmie o kosmosie umieścić chińskie maszyny rolnicze, ale ogólnie filmami zajmują się ludzie którzy o kinie nie mają zielonego pojęcia oni wiedzą jak zarabiać pieniądze.

          To mi się podoba 1
          To mi się nie podoba 0
        2. „Salke zarządza wielomiliardowym budżetem, a nie oglądała żadnego Bonda oprócz tych z Craigem.”

          Nie pamiętam go już dokładnie, ale był kiedyś taki cytat „narody zadrżałyby wiedząc, jak mali ludzie nimi rządzą”. A ja pisałem już przy okazji Gry o Tron, że projektami wartymi setki milionów dolarów zarządzają w wielkich wytwórniach ludzie przypadkowi, bez grama talentu, których postawiły tam znajomości, pokrewieństwo, polityka albo wręcz przypadek. Gdybyśmy poznali kogoś takiego na ulicy to nie uwierzylibyśmy, że może on zajmować się tym czym się zajmuje.

          To mi się podoba 1
          To mi się nie podoba 0
          1. No to jeszcze warto poraz kolejny polecić serial „The Offer” i pokazanych tam ludzi decydujących o budżetach filmów ich długości i ostatecznym kształcie na podstawie wspomnień jak to było przy okazji tworzenia Ojca Chrzestnego. Mają zgadzać się pieniądze, w tym momencie obstawiam że w wytwórniach stosuje się specjalne algorytmy obliczające ryzyko straty. Tylko nadal nie rozumiem jak w takim wypadku dochodzi do tak oczywistych wtop jak The Marvels czyżby były to pieniądze przeznaczone na stratę i nikomu w wytwórni niepotrzebne?

            To mi się podoba 1
            To mi się nie podoba 0
            1. Co do MCU, to mam taką teorię, że Disney policzył sobie, że gwiazdy za dużo ich kosztują. Na tym etapie wszystkie uznane nazwiska miały na pewno w kontraktach % od zysków. Skoro filmy nie przyniosły zysków, to nie ma %. Mało tego. Koszta takiego filmu można rozdmuchać tak mocno, że trzeba wziąć kredyt, żeby móc dalej funkcjonować. Spłacanie takiego kredytu z kolei wrzucić w koszty kolejnego filmu, żeby na papierze przyniósł straty. A ten kredyt można wziąć w spółce-córce, czyli tak naprawdę pożyczyć od samego siebie. Muszę więcej pogrzebać, bo niedawno oglądałem o tym jakieś filmy na YT i jestem zafascynowany kreatywnością i bezczelnością.

              To mi się podoba 1
              To mi się nie podoba 0
            2. Bo algorytm, jak wszystkie algorytmy, jest głupi. Taką samą skuteczność prognozowania można uzyskać rzucając monetą. Zresztą nie taki jest sens tych algorytmów. To dupochron dla osób decyzyjnych, zdejmujący z nich odpowiedzialność za podjęte decyzje. Wszystko się zgadzało, więc ja jestem w porządku.

              To mi się podoba 2
              To mi się nie podoba 1
          2. Ja to od dawna wszystkim mówię, że jesteś dorosły wtedy, kiedy orientujesz się, że twoją rzeczywistością i całym światem rządzą te wszystkie głupki, których pamiętasz ze szkolnych lat. Ci, którzy mieli problem z napisaniem własnego imienia i nazwiska.

            To mi się podoba 0
            To mi się nie podoba 2
            1. Taka ciekawostka. W moim rodzinnym rejonie z 1 miejsca pewnej partii ostatnio startuje patologiczny typ, który mi w szkole ukradł telefon 🤣 A później groził jak wskazywałem że to on.

              Do Rady Miasta z kolei inny, który jest psychopatą (dobrze się ukrywającym) i np. po wycieczce do Auschwitz pytał mnie jaki mam numerek na ręce.

              Dorosłość to też zrozumienie, że status czy stanowisko zazwyczaj nie znaczą już nic dobrego o człowieku.

              To mi się podoba 6
              To mi się nie podoba 0
  2. Jaka boomeriada w komentarzach xd krytykowanie głupków z poziomu kanapy podoba mi się najbardziej, ale twierdzenie że dorosłość polega na wygłaszaniu komunałów i wkładaniu ludzi do jednego worka też stoi wysoko. W wyścigu argumentów anegdotycznych dodam, że najzdolniejsza uczennica w mojej klasie została burmistrzynią mojego miasteczka😘

    To mi się podoba 2
    To mi się nie podoba 0
  3. Nic się nie martw. Przyjdzie i czas na ciebie by stać się starym zgryźliwym tetrykiem 😉 Przed tym nie ma ucieczki. Alternatywa jest jeszcze gorsza, czyli bycie jakimś groteskowym hipisem xD
    Z naturalną koleją rzeczy nie da się wygrać.

    Tego burmistrza mamy gratulować, zazdrościć czy współczuć? 🤷

    To mi się podoba 1
    To mi się nie podoba 1
    1. Gratulować, to jest rzecz jasna sukces. A kolegom którzy się nie umieją podpisać a rzadza swiatem xd gratulujesz czy zazdroscisz? Ja natomiast Współczuję postawy, są alternatywy do przedstawionych dróg, szczęśliwie taki przykład wyniosłem z domu i z pracy.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
      1. Nikomu niczego nie zazdroszczę.

        Radzę ci patrzeć która osoba co pisze, zanim im odpisujesz.

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
  4. ‘Tego burmistrza mamy gratulować, zazdrościć czy współczuć? 🤷‘

    ‘Taka ciekawostka. W moim rodzinnym rejonie z 1 miejsca pewnej partii ostatnio startuje patologiczny typ, który mi w szkole ukradł telefon’

    Doskonale wiem, komu odpisuję 🙂 ale dziękuję za poradę, pierwszą przydatną.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  5. Byłem dziś w kinie na Mufasie i w przeciwieństwie do autora recenzji, fajnie się bawiłem oglądając ten film. Mojej dziewczynie, która była ze mną, też się podobało. Nie rozumiem trochę tego narzekania na fabułę, bo ja bynajmniej nie odczułem, że jest pisana na kolanie i jakoś na siłę doklejona do „checklisty”. Te wszystkie postaci typu Rafiki, Sarabi czy Zazu – fajnie było poznać ich historię, a także kontekst pojawienia się w otoczeniu Mufasy i było to sensownie wyjaśnione. Zabieg z chwytaniem Mufasy przez Takę za łapy – moim zdaniem super. Nie odebrałem tego jako kalkę z pierwowzoru, która nic nie wnosiła, bo te sceny pojawiły się w filmie dwa razy, w momencie gdy późniejszy Skaza miał do podjęcia decyzję – najpierw, gdy pierwszy raz spotkał Mufasę i musiał zadecydować czy mu pomóc i uratować przed krokodylami, a jego ojciec zabraniał mu bratania się z innymi lwami i wręcz nakazywał ich zabijanie, a potem – w kulminacyjnym momencie filmu, gdy po wcześniejszej zdradzie w Skazie obudziły się resztki dobra (po przypomnieniu sobie słów matki) i znów pomógł „bratu”. Ale jednocześnie w momencie tego chwytania za łapy narastało napięcie, zmieniała się muzyka i dla mnie to były takie złowrogie zapowiedzi tego, co wydarzy się później, gdy Skaza zdecyduje się zabić Mufasę. I czułem przy tych scenach pewien niepokój więc uważam, że wprowadzenie ich było dobrym pomysłem i takim puszczeniem oka do osób, które znały oryginał.
    Timon i Pumba – na początku cieszyłem się, że ich widzę, ale później ich żarty zaczynały irytować, tu pełna zgoda z autorem recenzji. Za dużo było wstawek z nimi i raczej przeszkadzali w tej historii niż coś do niej wprowadzali.
    Bajkę oglądałem wiele lat temu i nie pamiętam już wszystkiego dokładnie, ale czy Mufasa i Skaza nie byli rodzonymi braćmi? I tam motywem Skazy nie była po prostu zazdrość o to, że Mufasa jest starszy i z tej przyczyny został królem? Tutaj ich historia była kompletnie inna i nie łączyły ich więzy krwi, a przyczyną konfliktu była zazdrość o Sarabi. Cóż, wolałem chyba wersję z pierwowzoru i nie do końca przekonuje mnie tak nagła przemiana Skazy w tego złego, aczkolwiek podoba mi się, że mimo wszystko zagłębiono się trochę w jego charakter i pokazano, że miał swoje motywy tych zmian stron (w sumie aż dwukrotnie), co czyni jego postać bardziej niejednoznaczną. W bajce był cały czas zły i bezwzględny, bez głębszego wnikania w jego motywy. No ale w końcu to bajka, tam można było tak zrobić. Film rządzi się innymi prawami, tutaj trzeba było pokazać całą „drogę” Mufasy i Skazy i moim zdaniem zrobiono to całkiem dobrze. I przy okazji wyjaśniono też genezę przydomka Skazy.
    Dwie linie fabularne i Rafiki jako narrator, który był świadkiem wędrówki Mufasy i zostania przez niego królem to moim zdaniem fajny zabieg, który pozwolił to wszystko dość zgrabnie spiąć w całość z historią z oryginalnego króla lwa.

    Techniczny aspekt wypadł bardzo efektownie. W Imaxie w 3D oglądało się to mega i taki seans polecam wszystkim, którzy jeszcze nie obejrzeli, a chcą obejrzeć Mufasę.

    Muzyka – tu pełna zgoda z autorem recenzji, w tej części niestety nie było niczego nowego, co zapadłoby w pamięć, choć fajnie było znów posłuchać kilku oryginalnych melodii z oryginału. Trochę też mnie nużyły niektóre momenty, gdy lwy zaczynały śpiewać, bo wolałem w tym momencie śledzić jak rozwija się akcja, no ale w końcu taka już konwencja tej serii, ostatecznie w bajce też były piosenki, tyle że oglądając je za dzieciaka w kinie te 30 lat temu nie miałem z tym problemu. Teraz po prostu czekałem, aż się skończą 😉

    Ogólnie jednak nie uważam, że obejrzałem gniota. Cieszę się, że poszedłem na Mufasę i obejrzałem to w kinie w 3D, a na filmwebie z tego co widzę ten film też ma mnóstwo pozytywnych opinii i dość wysoką ocenę. I moim zdaniem warto dać mu szansę.

    To mi się podoba 1
    To mi się nie podoba 0
  6. Zdecydowanie dobry film. Recenzję powyżej dodał pewnie pan pod 30-stkę i nie zrozumiał przesłania.. W tych filmach nie chodzi nawet o fabułę ale o to by poruszyć nasze skamieniałe serca, aby zrozumieć, co się liczy: miłość, odwaga , szlachetność, prawość i druga szansa oraz przebaczenie. Ważny cytat z 1 części to: „dopóki tu jesteś ważne jest kim jesteś” chodzi o to co tu na ziemi robimy, aby n i myśleć tylko o sobie ale także o innych. Bo jak mawiał Jan Nowak Jeziorański – patriota, których dziś nie ma dlatego tracimy Polskę, mawiał: „prawdziwe żyje ten , kto żyje dl innych” Kto dziś to rozumiem z peselem powyżej 95? ehh pewnie nikt same uszkodzone głowy=głupki ale jakoś może się ogarnięcie , kiedy stracimy kraj, ojczyznę, wartości i kulturę, bo już ją tracimy te wszędobylskie Wasyle…

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 1
      1. Myślę, będąc kolesiem pod 50-tkę, że jeśli film fabularny nie ma sensownej fabuły, to żadne przesłanie go nie uratuje. „Styka, ty mnie nie maluj na kolanach, ty mnie maluj dobrze” 😉 😉
        Oraz, że jeśli wokół siebie widzi się tylko zagrożenia, a w ludziach tylko głupotę, to nie zrozumiało się całkiem wielu przesłań, fabuł i historycznych doświadczeń.

        To mi się podoba 1
        To mi się nie podoba 0

Zanim napiszesz komentarz zapoznaj się z naszymi zasadami zamieszczania komentarzy:

Polityka prywatności/Regulamin zamieszczania komentarzy

Użyj tagu [spoiler] aby ukryć część treści komentarza:

[spoiler]Treść spoilera[/spoiler]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button