Książki

Czytamy Nawałnicę Mieczy #22: Jaime III

Rozdział w konwencji: zaniżamy oczekiwania, albo im dalej w las, tym gorzej.

Streszczenie

Po dusznych, mrocznych komnatach czas wrócić na Królewski Trakt! Jaime wraz z eskortującą go Brienne i nie wiadomo co dokładnie robiącym Cleosem Freyem, docierają do obszarów, które objęła wojna. Przez całe mile ciągną się stratowane pola i spalone sady. Mosty również się nie ostały, dlatego by pokonywać wezbrane jesiennymi deszczami strumienie, zmuszeni są szukać brodów.

Nasza niezbyt dobrana kompania dociera do Stawu Dziewic. Mury miejskie są opuszczone, bramy rozbite, sklepy i domy splądrowane. W mieście nie widać żywego ducha, po ulicach kręcą się zdziczałe psy. Uchował się jedynie zamek lorda Mootona, na którym wciąż powiewa jego chorągiew. Staw, od którego miasteczko wzięło nazwę, wypełniają trupy.

Jaimemu ponury krajobraz bynajmniej nie psuje humoru. Widok stawu przypomina mu popularną piosenkę, którą zaczyna wykonywać. Brienne każe mu się zamknąć. Jego kuzyn Cleos w sposób bardziej dyplomatyczny zauważa, że niedobrze jest zwracać na siebie uwagę. Lord Mooton jest wasalem Riverrun, zaś śpiew może przyciągnąć również zwykłych bandytów. Jaime przypomina, że wrogowie Brienne niekoniecznie muszą być ich wrogami, a tak w ogóle to chętnie przekonałby się, jak dziewka posługuje się mieczem. Nadal robi wszystko, by ją sprowokować.

Po opuszczeniu Stawu Dziewic zmierzają ku Duskendale. Frey wolałby wędrować wybrzeżem, ale Jaime jest rad, że Brienne wybrała krótszą drogę. Pozwoli to ograniczyć czas spędzony z kuzynem do absolutnego minimum. Jaime rzecz jasna dzieli się tą myślą na głos, bo któż Lannisterowi zabroni?

Po spławieniu Freya pogrąża się we wspomnieniach. Zawsze źle znosił rozłąkę z Cersei. Już jako dzieci zakradali się do swoich łóżek, by spać w objęciach. Kiedyś przyboczna ich matki przyłapała ich na wspólnej zabawie. Jaime nie pamiętał, czy były to potwory i dziewice, zdobądź mój zamek czy zabawa w maestera, wiedział jednak, że przeraziło to ich matkę. Skończyło się tym, że Siedmiu ducha winną przyboczną odesłano, Jaime zaczął nocować po drugiej stronie Casterly Rock, a przed sypialnią Cersei postawiono strażnika. Cokolwiek wtedy robili, matka zabroniła im tego, strasząc, że jeśli ich jeszcze kiedyś przyłapie, powie o wszystkim ich Panu Ojcu. Nie zdążyła, gdyż niedługo potem zmarła, rodząc Tyriona. Można się zastanawiać, czy związek złotych bliźniaków rozwinąłby się, gdyby lady Joanna przeżyła poród.

Teraz zniknęła ostatnia przeszkoda, która stała im na drodze, za co mógł być paradoksalnie wdzięczny Starkom i Stannisowi Baratheonowi. Skoro całe Królestwo usłyszało o tym, co ich łączy, w końcu mogą przestać się ukrywać. Weźmie Cersei za żonę, tak jak przez wieki Targaryenowie czynili ze swymi siostrami. Jeśli dla nich Wiara mogła zrobić wyjątek, dlaczego nie miałaby tego ponownie uczynić dla Lannisterów? Może to być co prawda problematyczne w kontekście praw Jofreya do tronu, ale skoro Robert zdobył go mieczem, kto powiedział, że w ten sam sposób nie można go teraz utrzymać? Gdy Jaime wróci do stolicy, odeśle Sansę Stark matce, syna zaś wyda za Myrcellę, tak by całe Królestwo wiedziało, że Lannisterowie, podobnie jak bogowie i Targarynowie, stoją ponad ludzkimi prawami.

Jaime szczerze pragnie dotrzymać słowa i zwrócić Catelyn Stark Sansę, a nawet Aryę, gdyby tylko się odnalazła. Wie, że w ten sposób nie odzyska honoru, ale sama myśl, że dotrzyma słowa, czego nikt się po nim nie spodziewa, autentycznie go bawi.

Miłe rozważania przerywa ostrzał łuczników. Jaime orientuje się, że coś jest nie tak, na moment przed tym, gdy jego wałach staje dęba, ugodzony w zad. Jakimś cudem utrzymuje się w siodle, próbuje nawet ostrzec kuzyna, że napastnicy chowają się za przydrożnym murkiem, ale Cleos, zaplątany stopą w strzemię, jest już wleczony przez swego wierzchowca. Brienne – dwukrotnie postrzelona – nie zważając na rany, zawraca, trzymając w dłoni obnażony miecz.

Można nie lubić Królobójcy za jego arogancję, nieliczenie się z uczuciami innych czy wiarołomstwo. Sypianie z siostrą i zrzucanie dzieci z wież też nie pomaga w pozytywnym odbiorze tej postaci, ale z pewnością nie można odmówić mu odwagi, ale także zimnej krwi. Bezbronny i skrępowany zawraca, rzucając się do szarży na ostrzeliwujących ich bandytów. Ma przy tym nadzieję, że dziewczyna za nim podąży, zaś napastnicy umkną, nim zauważą, w jakiej kondycji jest nacierający.

Plan wypala, łucznicy faktycznie oddają pole. Brienne pozwala im uciec, ku niezadowoleniu Jaime’a. Dziewczyna nie rozumie, dlaczego Królobójca w ogóle ich zaatakował, skoro był bezbronny. Lannister daje Brienne krótki wykład z taktyki walki konnicy z łucznikami: otóż ci drudzy bardzo dobrze wiedzą, co się z nimi stanie, gdy w ich szeregi wpadną zakuci w stal jeźdźcy. Dlatego, gdy nie mają wsparcia, podejmują jedyne skuteczne przeciwdziałanie: uciekają, gdzie pieprz rośnie.

Po wykładzie z wojskowości następuje porada lekarska: Brienne jest ranna, a Jaime jest jedyną osobą, która może te rany opatrzyć. Na Cleosa raczej nie ma już co liczyć, zważywszy, że za ostatnim razem kiedy go widział, wierzchowiec Freya wykorzystywał głowę swojego jeźdźca w charakterze lemiesza.

Gdy go znajdują, jego stopa wciąż tkwi w strzemieniu, zaś ramię i pierś przeszywają strzały. Śmiertelna jest jednak rana głowy, tym samym, jeszcze przed erą Twittera, Cleos staje się pierwszą ofiarą „zaorania”.

Jego wierzchowiec jest jednak cały, dlatego Jaime bez zbędnych ceregieli zamierza go sobie przywłaszczyć. Podobnie zresztą jak ubranie, może niebędące w tak dobrym stanie jak zwierzę, ale o niebo lepsze niż łachmany, które Królobójca ma na sobie. No i miecz. Na to Brienne nie zamierza się jednak zgodzić.

Jaime postanawia działać metodą faktów dokonanych, jednak gdy mocuje się z pasem ser Cleosa, Brienne nakazuje mu natychmiast odsunąć się od niego.

Królobójca jest już tym zmęczony. Ma serdecznie dość podejrzeń, obelg i Dziewicy z Tarthu jako takiej. Zapierając się nogą o trupa wyszarpuje broń, jednocześnie odwracając się i zataczając mieczem łuk. Ostrze zatrzymuje się na klindze Brienne. Królobójca wybucha śmiechem.

Dziewczyna żąda, by oddał jej miecz. Jaime atakuje.

Wyprowadza cięcia jedno za drugim, czując, że w końcu żyje! Właśnie do tego został stworzony. Skuty czy nie, dorwie ją.

Tyle że po dłuższej serii wściekłych ataków musi w końcu złapać oddech. Mamy więc czas na krótką pogawędkę, która przemienia się w kolejną wymianę ciosów. Po jakimś czasie broniąca się dotąd Brienne przechodzi do kontrataku (George zapomniał chyba o tych wbitych w nią strzałach, ale co tam). Jaime zaczyna rozumieć, że długotrwała niewola wpłynęła na jego siłę i umiejętności znacznie bardziej, niż do tej pory gotów był to przyznać. Miecz zaczyna mu ciążyć, zaś nadgarstki i ramiona coraz bardziej boleć. W pewnym momencie uświadamia sobie, że dziewczyna jest od niego silniejsza. Przeszywa go dreszcz.

W zabójczym tańcu przesuwają się od drzew do niewielkiego strumienia, w którym Jaime się ślizga. Upadek udaje mu się zmienić w rozpaczliwy sztych, który dosięga uda kobiety, ale nim zdąży nacieszyć się z tego małego zwycięstwa, uderza z całej siły kolanem o kamienie. W kolejnej chwili dziewczyna jest już na nim. Przetaczają się okładając kułakami. Jakoś tak się składa, że w wyniku turlania to Brienne jest na górze. W związku z tym, że wciąż znajdują się w strumieniu, Dziewica z Tarthu wdraża procedurę wzmocnionych przesłuchań, przy czym jedyne co chce usłyszeć, to kapitulacja Królobójcy.

Wszystko to jest tak zajmujące, że oboje dopiero poniewczasie zauważają, iż na obu brzegach strumienia zgromadziła się widownia. I to uzbrojona.

Jaime, którego głowa znów znajduje się powyżej poziomu wody, szybko orientuje się, że to nie bandyci, którzy ustrzelili jego kuzyna, a multietniczna hałastra znana szerzej jako Dzielni Kompanioni. A raczej Krwawi Komedianci.

Brienne, która w przeciwieństwie do Jaime’a jeszcze nie zrozumiała, w jak głębokim szambie się znaleźli, proponuje oddanie posiadanej sakiewki srebra. Kompanioni ochoczo na to przystają. Jeden z nich, beznosy osobnik nazywany Rorge’em, doprecyzowuje, że najpierw wezmą sobie sakiewkę, a potem ją.

Jaime nie darzy Kompanionów większą sympatią niż Góry czy Lorcha. Jego Pan Ojciec wszystkich ich nazywał psami, służącymi do nękania wybranej zwierzyny i wzbudzania w niej strachu. Królobójca, przy całej niechęci do Brienne, nie ma zamiaru pozwolić, by ta hołota ją teraz zgwałciła. Pyta, kto tu dowodzi.

Zgłasza się człowiek nazywający się Urswyckiem Wiernym. Jaime pyta go, czy wie, z kim ma do czynienia. Tamten, mimo że Lannister ogolił głowę i zapuścił brodę, rozpoznaje go.

Jaime jest zadowolony. Skoro wie, z kim ma do czynienia, to musi też wiedzieć, że nie minie go nagroda. Lannister zawsze płaci swoje długi (Siedmiu, zlitujcie się!). Dziewka również jest szlachetnie urodzona, zatem i za nią otrzyma okup. Urswyck tylko się uśmiecha. Jaimemu ten uśmiech bardzo się nie podoba. Pyta, gdzie jest Kozioł.

Okazuje się, że całkiem niedaleko i że teraz należy tytułować go lordem. Na wieść, że Hoatowi obiecano Harrenhal, Jaime zastanawia się, czy jego ojca opuścił rozum. Nasz Królobójca nie jest na bieżąco, czego najlepszym przykładem jest żądanie uwolnienia z łańcuchów. Odpowiedzią jest śmiech. Lord Tywin przegrał zbyt wiele bitew, dlatego Komedianci postanowili zmienić pracodawcę: teraz służą lordowi Boltonowi i Królowi Północy. To zabawne, gdyż najemnicy również nie są na bieżąco odnośnie podlegania pod tego ostatniego.

Jaime zaczyna coś mówić o fekaliach i honorze, ale przemowę psuje Rorge, uderzając go w brzuch. Jeszcze mniej zorientowana w realiach Brienne próbuje interweniować, powołując się na Catelyn Stark. Gdy to nie pomaga, chce łapać za miecz. Kończy z wybitymi zębami. Nic to: wstawi złote, pomaluje włosy na niebiesko i znajdzie miejsce u boku Daenerys.

Tymczasem jednak razem z Jaimem sadzają ją na konia i przywiązują do siebie. Królobójca szczerze współczuje tego, co czeka ją w obozie. Nie przeszkadza mu to robić Brienne wyrzutów: gdyby oddała mu miecz, teraz nie znajdowaliby się w takiej sytuacji. Do głowy nie przychodzi mu, że gdyby nie wszczął walki, całkiem możliwe, że również by jej uniknęli. Dziewczyna jednak milczy. Jest bardziej uparta niż muły Edda Cierpiętnika. Ale Jaime musi przyznać, że również niesamowicie odważna. Nie kryje przed nią tego, co czeka ją w obozie i sugeruje, by nie stawiała oporu. Brienne pyta, czy w jej sytuacji również by go nie stawiał.

Lannister po jakimś czasie woła Urswycka i próbuje go przekupić. Po co ma się dzielić łupem z Kozłem? Dostanie górę złota za niego i szafirów za dziedziczkę Tarthu. Wierny nie daje się jednak nabrać. Harrenhal jest blisko, a lord Tywin daleko, zresztą ojciec Jaime’a może mieć pretensje o to, że oddali twierdzę Boltonowi. Najemnik ma nosa: Lannister zamierzał go zdradzić, gdy tylko będzie wolny. Przyzwyczajenie drugą naturą człowieka.

Negocjacje kończą się tym, że Jaime dostaje po mordzie. Najbardziej boli go nie tyle cios, co raczej niedbałość, z jaką zostaje zadany. Nie boją się go.

Wie, że miałby szansę się dogadać, gdyby nie to, co zrobił Szalonemu Królowi. Cokolwiek by się działo, wszystko zawsze na końcu wraca do Aerysa. Żałuje, że nie ma przy sobie miecza. A jeszcze lepiej dwóch, żeby uzbroić Brienne. Zginęliby, ale zabraliby ze sobą połowę Komediantów.

Marzenia przerywa Brienne. Królobójca jak zwykle nakłamał: tym razem w kwestii majątku jej ojca. Tarth faktycznie nazywany jest Szafirową Wyspą, ale nie z powodu obfitości kamieni szlachetnych, a koloru wód ją otaczających. Jaime tłumaczy, że dopóki myślą, że jest cennym zakładnikiem, dopóty jest w miarę bezpieczna.

Pod wieczór znajdują w końcu Kozła w okolicznościach przypominających wojnę trzydziestoletnią. Hoat sepleniąc informuje Królobójcę, że ten jest teraz jego jeńcem. Brienne, wciąż nieświadoma zmian podległości służbowej, do jakiej w międzyczasie doszło, błaga w imieniu Króla Północy, któremu służą, o wysłuchanie. Z równym skutkiem mogłaby konferować z Ilynem Payne’em.

Ściągają ich brutalnie z koni. Jaime myśli przez chwilę, by wyrwać któremuś z Kompanionów miecz, ale wie, że nawet gdyby mu się udało, tamtych jest zbyt wielu. Nie jest gotów dziś umierać, nie z powodu Brienne. Rzucają ich obok ogniska.

Kozioł ma na sobie łańcuch złożony z monet pochodzących z krajów, w których walczył. Jaime wie, że kluczem do tego człowieka jest jego chciwość. Zaś ktoś, kto raz zdradził, może zdradzić ponownie.

Próbuje być uprzejmy, ale jest Jaimem, więc mu nie wychodzi. Tytułuje Kozła lordem, mówiąc mu jednocześnie, że postąpił bardzo głupio, porzucając służbę u jego ojca. Teraz ma szansę to naprawić.

Hoat dobrze rozumie: połowa złota Casterly Rock i takie rzeczy. Wcześniej musi tylko przesłać lordowi Tywinowi wiadomość. Wydaje swoim ludziom rozkaz w języku, którego Jaime nie rozumie.

Urswyck uderza go w plecy, zaś najemnik w stroju błazna podcina mu nogi. Leżącemu siłą prostują ręce. Gruby Dothrak wyciąga zakrzywiony arakh.

Jamie widzi, co się dzieje: chcą go nastraszyć, zmusić, żeby błagał o litość. Nie zamierza dać im tej satysfakcji. Jest synem Casterly Rock i lordem dowódcą Gwardii Królewskiej. Żaden najemnik nie zmusi go do krzyku.

Bardzo się myli.

Postaci występujące w rozdziale

  • Jaime Lannister (POV)
  • Brienne z Tarthu
  • Cleos Frey (do czasu)
  • Vargo Hoat
  • Urswyck
  • Rorge
  • Shagwell
  • Zollo

Wspomniani

  • Tywin Lannister
  • Joanna Lannister
  • Cersei Lannister
  • Robb Stark
  • Catelyn Stark
  • Roose Bolton
  • Robert Baratheon
  • Gerold Hightower
  • Arthur Dayne
  • Greatjon Umber
  • Lyle Crakehall
  • Gregor Clegane
  • Sandor Clegane
  • Sansa Stark
  • Arya Stark
  • Jofrey Baratheon
  • Myrcella Baratheon
  • William Mooton
  • Kąsacz

Ważne informacje

  • Jaime prawie nie pamięta swojej matki.
  • Lady Joanna umiera niedługo po tym, jak odkryła niepokojącą więź łączącą jej dzieci.
  • Jaime robi w głowie swoisty przegląd rycerzy, którzy są lub byli silniejsi od niego: Robert Baratheon, Gerold Hightower, Arthur Dayne, zaś z żywych: Greatjon Umber, Silny Dzik z Crakehall oraz bracia Clegane. Siła Góry według Jaime’a jest czymś nieludzkim. Uważa jednak, że każdego z nich pokonałby dzięki swej szybkości i zręczności.
  • Vargo Hoat jest kosmopolitą, nie przeszkadza mu to jednak być bardzo drażliwym na punkcie swojej godności.
  • Na Tarth nie ma szafirów, jest za to bardzo ładnie.

Błędy w tłumaczeniu

Przy korekcie tekstu Bluetiger zwrócił mi uwagę, że co prawda w polskiej wersji językowej jest mowa o tym, że „Po dwóch dniach jazdy raz jedną, raz drugą stroną królewskiego traktu dotarli [tj. Jaime, Brienne i Cleos] do szerokiego pasa zniszczenia, całych mil spalonych pól i sadów (…)” [Nawałnica mieczy, t. 1, str. 291), ale znaczenie oryginalnego fragmentu jest chyba odmienne. Brzmi on tak: „Two days’ ride to either side of the kingsroad, they passed through a wide swath of destruction, miles of blackened fields and orchards (…)” [A Storm of Swords, str. 283].

BT uważa, że chodzi raczej o to, że pas zniszczeń obejmował najpierw odcinek, który pokonali na zachód od królewskiego traktu, a potem odcinek po jego wschodniej stronie, którędy kontynuowali podróż do Stawu Dziewic po przecięciu traktu biegnącego mniej więcej na linii północ-południe. Nie może chodzić o to, że – jak w polskim tłumaczeniu – zniszczenia zaczynały się dopiero po tym, jak jechali najpierw po jednej, a potem po drugiej stronie. Spustoszone ziemie znajdowały się po obu stronach drogi. Początek otwierającego ten rozdział zdania mógłby zatem mieć na przykład taką postać: „Przez dwa dni jazdy z każdej strony królewskiego traktu pokonywali szeroki pas zniszczeń, całe mile zwęglonych pól i sadów.”

Z kolei DaeL tłumaczy ten fragment następująco: „Przez dwa dni, jadąc królewskim traktem, po obu jego stronach widzieli szeroki pas zniszczeń, całe mile zwęglonych pól i sadów.” Ale nie jest pewny, co tak naprawdę Martin miał na myśli.

Ja nie wiem tym bardziej, natomiast jak widzicie, przy czytaniu Pieśni nie ma miękkiej gry.

Komentarz

Rozdział jest zapisem upadku Jaime’a z naprawdę wysokiego konia. Na samym początku jest prawie w euforii. Uwolniony z niewoli, zmierza do ukochanej siostry, marząc, by jak najszybciej znaleźć się u jej boku. Jego humoru nie jest w stanie zepsuć nawet widok niedawnych zniszczeń i rzezi. Jaime układa już w głowie absurdalny scenariusz, w których ogłasza swój ślub z Cersei. Złoty bliźniak roi sobie, że może stawiać się na równi z Targaryenami, zapominając, że tamci przez dobre parę stuleci władali całym, nie zaś skrawkiem Westeros, zdobywając je wcześniej z grzbietów smoków, dla których Lannisterowie w tamtym okresie mogliby być co najwyżej pokarmem. Potęga rodu, którą odbudował Tywin, najwyraźniej uderzyła jego synowi do głowy, co jest o tyle zabawne, że ten przez całe swoje życie nie zrobił praktycznie nic, by się do jej urzeczywistnienia przyczynić.

Jaime nie przejmuje się, że realizacja jego planów podważy prawa Jofreya do tronu. Nie martwi go klątwa, jaką Wiara może obłożyć związek rodzeństwa, nie myśli o reakcji innych rodów czy poddanych. Co ciekawe, w jego rozważaniach nawet przez moment nie pojawia się Tywin, który nie opuszcza głów reszty jego rodzeństwa, a którego reakcja na tego typu projekty matrymonialne mogłaby nie być zbyt entuzjastyczna. Co jednak najdziwniejsze, kolejnym wielkim nieobecnym jest lord dowódca Gwardii Królewskiej. Jaime chyba zapomniał o takim szczególe, jakim jest zakaz zawierania małżeństw przez Białe Płaszcze.

Wydawałoby się, że zderzenie z rzeczywistością nastąpi dopiero w Królewskiej Przystani, ale snucie ambitnych planów przerywa atak pospolitych bandytów. Potem jest tylko gorzej – Jaime postanawia nie czekać na przybycie do stolicy, by odzyskać wolność. Wydaje się też, że po prostu autentycznie ma już dość towarzystwa wytykającej mu na każdym kroku jego przeszłość Brienne. Łatwa z założenia potyczka zmienia się w rozpaczliwą walkę o przetrwanie, na dodatek zakończoną upokarzającą porażką. Ale dzień wciąż trwa. Jaime wpada w łapy cudzoziemskich najemników, którzy mają w głębokim poważaniu zarówno jego oferty jak i groźby. U kresu koszmarnej podróży jedynym o czym marzy, jest zabranie ze sobą do grobu tak wielu z nich, ilu tylko da radę. I to jednak okazuje się oczekiwaniem zbyt wygórowanym. Na końcu rozdziału pragnie już tylko nie krzyczeć. Nawet to się nie udaje.

Jaime w tym rozdziale nadal nie liczy się z nikim i niczym. Czytając o jego planach, człowiek zaczyna się zastanawiać, czy to jeszcze arogancja, czy już głupota? Z pewnością, jak zdążył udowodnić wcześniej, wciąż nie ma problemu z zabiciem kogoś tylko dlatego, że stanął mu na drodze. Nie mówię tu o wrogach, bo przecież Brienne nim nie jest. Zamierza dostarczyć go do Królewskiej Przystani, ale nie w taki sposób, jaki lordowi dowódcy odpowiada. Tyle wystarczy, by postanowił ją zabić. A jednak dalsza lektura rozdziału pokazuje, że Jaime jest co prawda bezwzględny, ale nie okrutny. Potrafi współczuć, do czego kompletnie niezdolna jest jego siostra czy ojciec, a w bardzo niewielkim stopniu młodszy brat. Więcej – zdobywa się na bezinteresowną pomoc, co również dla pozostałych członków jego rodziny jest albo niemożliwe, albo przynajmniej nietypowe. Przy czym: cechy te ujawniają się dopiero, gdy jest bezradny. Tak jak człowiek po utracie wzroku zaczyna korzystać dużo bardziej z innych zmysłów, tak Jaime, który nie może już rozwiązać wszystkich problemów mieczem, zaczyna spoglądać na świat inaczej.

A my widzimy początek jednego z najlepszych wątków w całej Pieśni.

To mi się podoba 21
To mi się nie podoba 0

Dżądżen

Fan twórczości Martina i dobrego wina. Lubię historię i suchary. Wolny czas spędzam w ogrodzie przeklinając Matkę Naturę za jej hojność.

Related Articles

Komentarzy: 25

  1. Jaime imo jest brawurowym chłopakiem z fantazją, który atakuje każdy napotkany zakaz i tabu. Można powiedzieć, że testuje granice. Nie kalkuluje i niczego nie traktuje tak do końca poważnie. W bardzo wielu przypadkach, gdy natrafia na mniej odważnych czy szalonych ludzi, okazuje się że rzeczywiście granice były fikcją i może narzucić swoje odwrócone zasady gry. Natomiast gdy spotyka ludzi którzy też tabu i granice mają za nic, takich jak Dzielni Kompanioni, jego przewaga natychmiast topnieje.

    To mi się podoba 3
    To mi się nie podoba 0
    1. Dobrze powiedziane😁 jednocześnie z rzeczywistością zderza się już w Szepczącym Lesie. A tak naprawdę znacznie wcześniej, chociaż w innym zakresie. Dochodzi do tego tuż po pasowaniu na rycerza. I to go w jakiś sposób przetrąca, gdyż traci wiarę w jakiekolwiek ideały. Dlatego tak lubię ten wątek – Martin bardzo prawdopodobnie pokazuje próbę odzyskania tej wiary, rzecz jasna już nie naiwnej, jak u Brienne.

      To mi się podoba 2
      To mi się nie podoba 0
  2. czy we wspomnianych bohaterach nie powinni znaleźć się jeszcze Joffrey, Myrcella, Joanna Lannister, Arya i Lord Mooton?

    To mi się podoba 1
    To mi się nie podoba 0
  3. „Jaime potrafi współczuć”
    „A my widzimy początek jednego z najlepszych wątków w całej pieśni”
    Niby tak ale tylko po tym rozdziale Jaime ma -10 do szacunku i -20 do sympatii.
    Ale fakt że Królobój wogole nie myśli o ojcu, no nie powiem, ciekawy.

    To mi się podoba 2
    To mi się nie podoba 0
    1. Sam się zastanawiam na ile jest to celowe, na ile zaś jakieś niedopatrzenie ze strony Martina. Tak jak z tym nieuwzględnieniem ślubów obowiązujących członka Gwardii Królewskiej. W końcu o ile precedens kazirodczych ślubów był, o tyle tak jawne łamanie ślubów przez Gwardzistów było jednak raczej karane.

      To mi się podoba 1
      To mi się nie podoba 0
      1. Sądzę, że celowe i nawet ma to uzasadnienie. Jaime jako jedyny wyrwał się spod kontroli ojca, najpierw jako giermek, a potem trafiając do Gwardii.
        Tak samo jego bajania o ślubie z Cersei i pożenieniu Joffrey’a z Myrcellą, on ma na tym etapie gdzieś obowiązki i normy, dopiero teraz się to zacznie zmieniać.

        To mi się podoba 3
        To mi się nie podoba 0
        1. Tak, to prawda. Zaczyna myśleć o ojcu dopiero gdy tamten umiera i Jaime musi niejako przejąć częściowo jego rolę, kończąc wojnę w Dorzeczu. Wciąż w mojej ocenie myśli jednak o nim mniej niż ciągle porównująca się z nim Cersei i mający na jego punkcie obsesję Tyrion.

          To mi się podoba 5
          To mi się nie podoba 0
  4. Ej, z tym, że Tyrion ma bardzo niewiele współczucia to chyba przesada. Nie szukając zbyt długo, zaprojektował siodło dla Brana i nie rozdziewiczył Sansy, przez co stał się pośmiewiskiem całego dworu. Ja uważam, że Tyrion miał w sobie na początku książki wiele współczucia, choć z każdym tomem coraz mniej.

    To mi się podoba 4
    To mi się nie podoba 0
    1. Sansy nie rozdziewicza faktycznie, tyle że podejmuje tę decyzję w ostatniej chwili, a potem poniekąd jest nią już „związany”. Pragnie być pożądany, Sansa zaś brzydzi się go. Nie jest na tyle okrutny, by ją zgwałcić, natomiast pytanie ile tu faktycznego współczucia, ile zranienia miłości własnej. Żebyśmy się dobrze zrozumieli – Tyrion tu postąpił szlachetnie, ale pobudki zdaje mi się były bardziej skomplikowane niźli tylko współczucie.

      Odnośnie Brana – tu zgoda, tyle że to właśnie początek książki.

      Oczywiście możemy pewnie długo wymieniać przykłady za tą tezą czy przeciwną. Zgadzam się z pewnością, że Tyrion z początku Sagi jest bardziej empatyczny niż w późniejszych tomach. Nawet jednak tam potrafi współczuć Grosik. Wydaje mi się, choć rzecz jasna są to tylko moje subiektywne odczucia, że Tyrion potrafi wczuć się w sytuację osób pokrzywdzonych przez los, jak Bran czy Grosik, z którymi jakoś się utożsamia, jednak większość ludzi, którzy w jego przekonaniu nie zostali nim doświadczeni, jest mu obojętna. Daleko mu do okrucieństwa Cersei, ale nasz Karzeł jest człowiekiem słusznie porównywanym przez Gennę, do Tywina. Jest zimny i tak właśnie kalkuluje. Jaime jest bardziej prostolinijny i bardziej uczuciowy. Nie potrafi być tak wyrachowany jak jego najbliższa rodzina i działa często tak jak czuje. Naraża się dla Brienne, której nawet na tym etapie nie lubi, bo jest mu jej zwyczajnie szkoda.

      To mi się podoba 7
      To mi się nie podoba 0
      1. Nie, Tyrion nie jest zimny, a zaślepiony rozpaczą i zemstą. Tywin zresztą również, stąd podobieństwo 😉 Ich zdolność logicznego myślenia i kalkulacji jest znacznie ograniczona w chwilach gdy zwyciężają resentymenty. Cersei jest zaślepiona przez strach i ambicję. A Jaime nie ma w sobie ani takiego zapiekłego żalu, ani ambicji. Przeżył już okrzyknięcie zdrajcą, wiele innej krytyki, nie jest niewolnikiem opinii w oczach innych. I oto okazuje się, że gdy przestaje mieć tunelowe widzenie na tylko Cersei, zaczyna dość przytomnie myśleć i wyciągać wnioski. Politykiem raczej nie będzie, bo jest reaktywny nie planistyczny, ale dobrym dowódcą operacyjnym ma szansę.

        To mi się podoba 1
        To mi się nie podoba 0
        1. Coś w tym jest. Przy czym, przy całej mściwości Karła, o której sam pisałem, że zaburza mu osąd, to w tych chwilach, kiedy nie jest nią owładnięty, potrafi naprawdę chłodno kalkulować. Osoby, które mu nie zalazły za skórę, albo zalazły, ale o tym nie wie, ocenia zwykle bardzo trafnie. Pod tym względem jest lepszy od ojca, ale też nawet Jaime’a, którym duma nakazuje osądzać wszystkich wokół siebie jako gorszych i mniej niebezpiecznych, niż są w rzeczywistości.

          To mi się podoba 0
          To mi się nie podoba 0
  5. Wypadło z pamięci – jaka jest mniej więcej różnica wieku między bliźniakami i Tyrionem?

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  6. Myślę, że Jaime nie jest człowiekiem złym z natury, tylko strasznie zdemoralizowanym. Przede wszystkim tym, że co by dotąd nie zrobił, zawsze wszystko uchodziło mu na sucho. Nawet królobójstwo. Zaś niebezpieczeństwo śmierci jest dla młodego paniątka nazbyt abstrakcyjne, żeby się nim przejmować. I nagle stop. Zderzenie ze ścianą. Nie pomaga miecz, nie pomagają obietnice złotych gór, nie pomaga straszenie groźnym ojcem. Brutalna lekcja o tym, jak działa prawdziwy świat. Świat, w którym czyny mają konsekwencje. Na razie konsekwencje dla niego i jego najbliższego otoczenia, ale myślę, że z czasem zacznie dostrzegać również ich szersze znaczenie. To nie jest jeszcze człowiek stracony. Dla mnie różnica między nim i pozostałymi Lannisterami, a szczególnie Cersei, polega na tym, że on ma świadomość, kiedy robi coś złego, choć zwykle stara się ją w sobie zagłuszyć. Na początek dobre i to. Bo nawet Tyrion miewa trudności z właściwą oceną sytuacji, choć uchodzi za tego dobrego.

    To mi się podoba 5
    To mi się nie podoba 1
  7. Dlaczego właściwie komedianci ucięli mu tą dłoń ? Przecież to bez sensu. Jeniec o takiej wartości powinien być szanowany. Tywin mógłby przymknąć oko na chwilową zmianę stron w końcu to zagraniczni najemnicy, ale ucięcie dłoni syna to murowana zemsta.

    To mi się podoba 2
    To mi się nie podoba 0
    1. Kozioł chciał w ten sposób uniemożliwić dogadanie się Boltona z Lannisterami. Komedianci może i by mogli liczyć na wyrozumiałość Tywina, gdyby byli mu niezbędni. Ale nie są aż tak znaczącą siłą – Tywin zbudował tak potężne sojusze, że nie potrzebuje przeciągać ich na swoją stronę. To nie sytuacja Daenerys, która potrzebuje dosłownie każdej kompanii. Kozioł wie, że dla niego powrotu już nie ma.

      To mi się podoba 2
      To mi się nie podoba 0
      1. Ciekawe czy też może mieć tu znaczenie prawdopodobne(według teorii o Master planie Dorana) powiązanie Komediantów właśnie z Martellami

        To mi się podoba 2
        To mi się nie podoba 0
    2. Jak powiedział Dżądżen. Ja dodam tylko, że Kozioł został lordem Harrenhal. Nie utrzymałby tego tytułu, gdyby Dorzecze wróciło pod władzę Korony.

      To mi się podoba 1
      To mi się nie podoba 0
  8. Jeżeli myślał że pozostanie tym lordem to był głupszy niż but. A co do znaczenia Kozła. Właśnie o to chodzi. Niestałość najemników wielokrotnie była wspominana w sadze. Wątpię żeby Tywin robił z tego aferę. Kazałby im wypierniczać za morze i tyle. To nie jego wasale którzy kategorycznie muszą być posłuszni i każda zdrada musi być ukarana.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. Po pierwsze nie miał gwarancji, że to się skończy dla niego bez kary. A nawet gdyby: zysk żaden. Być może Kompanioni, którzy na tej awanturze nic nie zarobili, pozbawiliby go dowództwa, a nawet życia. Jedyna szansa na zysk była trzymając się konsekwentnie Boltonów, nawet jeśli nie była zbyt duża.

      Natomiast z pewnością należy się zgodzić, że Kozioł tytanem intelektu nie był.

      To mi się podoba 2
      To mi się nie podoba 0
    2. Wydaje mi się, że Tywin mógłby chcieć po raz kolejny zademonstrować, iż zdrada akurat jego nie uchodzi na sucho. Zwłaszcza, że Komedianci znacznie się przyczynili do zdobycia Harrenhal przez Boltona. Jakoś mi się nie widzi scenariusz, w którym Tywin pozwala bezkarnie uciec Kompanionom za morze, gdzie mogliby się oni chwalić, w jaki to wybitny sposób przechytrzyli wielkiego Lannistera.
      A nawet w najlepszym przypadku, na pewno kary nie unikną by ich dowódca — Kózka.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button