Die Hard czy Szklana pułapka?
Seria fantastyczna, choć nie z nazwy ani z gatunku, ale znajdzie się w tym cyklu miejsce także pozycje, które z fantastyką niewiele mają wspólnego, ale bywały fantastyczne. Jak choćby ta o policjancie Johnie McClanie. Seria „Szklana Pułapka”, czyli jeden z niewielu przykładów, kiedy kreatywne i z pozoru fatalne tłumaczenie tytułu miało sens i się przyjęło, przynajmniej do premiery części drugiej.
<Crowley>: Zwrot „die hard” pojawił się na kartach historii po raz pierwszy w czasie bitwy pod Albuerą w czasie wojen napoleońskich. Wojska francusko-polskie walczyły z połączonymi siłami brytyjskimi, portugalskimi i hiszpańskimi. W czasie jednego z polskich natarć ranny pułkownik 57 regimentu William Inglis wrzeszczał do swoich podkomendnych: „Die hard 57th, die hard!”. Nie miał bynajmniej na myśli żadnej szklanej pułapki, a jedynie zachęcał towarzyszy aby walczyli nieustępliwie, do ostatniej kropli krwi. Później żołnierzy 57 Pułku Piechoty West Middlesex zwano „Die Hards”, czyli w wolnym tłumaczeniu „twardymi skurczybykami”.
Po tym przydługim wstępie pora brać się do recenzowania, bo do budynku chyba właśnie weszli terroryści.
Szklana pułapka (1988)
To jeden z najlepszych filmów o Świętach Bożego Narodzenia, pełen akcji na najwyższym poziomie. Idealnie zaplanowana operacja terrorystyczna w wieżowcu Nakatomi Plaza i jeden policjant, który znalazł się w tym miejscu dość przypadkowo walczący z bandytami. Proste? Proste. Dobre? Jeszcze jak! I dodatkowo, mimo 36 lat na karku, zupełnie się nie zestarzało.
Oglądam go co roku, tuż przed gwiazdką, żeby się odpowiednio nastroić – najpierw Harry Potter, później Szklana Pułapka – i za każdym razem bawię się tak samo dobrze. Bo zwyczajnie nie ma się do czego przyczepić. Nasz bohater autentycznie cierpi, nic nie przychodzi mu łatwo. Nikt z wysoko postawionych z zewnątrz nie chce go słuchać, a na dodatek ma na karku jeszcze typowych federalnych – ważniaków, którzy za nic mają maluczkich.
Dialogi, tempo i niezwykle wiarygodni adwersarze, oto prosty przepis na kino akcji, które widzowie nadal chętnie oglądają po tylu latach od premiery. Świetne role dwóch wybitnych aktorów: Bruce’a Willisa i Alana Rickmana. Obaj zasługują na długą i głośną owację. Ten pierwszy po mistrzowsku sprzedaje swoje zmęczenie i zrezygnowanie. Z kolei ten drugi wykreował złego do cna człowieka, który jednak potrafi panować nad emocjami. Z zimną krwią, bez mrugnięcia okiem zabija tych, którzy nie są mu potrzebni.
Jest jeszcze wątek dziennikarza, który zrobi wszystko byleby tylko zabłysnąć. Narazi na niebezpieczeństwo całą masę ludzi, bo on musi mieć temat na telewizyjny materiał. To tak oślizgły typ, taka glista ludzka i parszywiec, że zasłużył na dużo więcej niż tylko cios piąchą w pysk.
John McClane to pomysłowy twardziel, który nie spocznie, póki nie uratuje żony i innych zakładników. Odrobinę zgrzyta mi tylko samo zakończenie, ale amerykanie zwyczajnie to lubią. Gość, który powinien dawno nie żyć powieszony na łańcuchu nagle powstaje, grozi głównemu bohaterowi i wtedy policjant Al Powell wyciąga broń, choć wcześniej opowiadał, jaka to dla niego trauma. Brawo Amerykanie, nie zmieniajcie się, proszę.
Ocena: 10/10
<Crowley>: Nie powiedziałbym, że to film zasługujący na pełną dychę, ale przyznaję, że w swojej kategorii jest idealny i nie bez powodu wygrywa wszystkie świąteczne plebiscyty. Jego siła tkwi w dwóch podstawowych elementach. Po pierwsze na głównych bohaterach. Bruce Willis wygrał „Szklaną pułapką” los na loterii, momentalnie awansując z aktora serialowego na megagwiazdę. I słusznie, bo stworzył tym samym swój specyficzny rodzaj hollywoodzkiego twardziela. Takiego z ładną buzią, ciętym językiem i sarkastycznym onelinerem na każdą okazję. Podobnie zresztą dla Alana Rickmana, uznanego aktora teatralnego, była to rola przełomowa, otwierająca przed nim Hollywood. Ci dwaj to przykład, jak dobry casting może pociągnąć cały film.
Drugim powodem sukcesu było miejsce akcji. Roderick Thorpe, autor powieści, na podstawie której oparto scenariusz, zainspirował się „Płonącym wieżowcem”. Później dorobiono do tego wątek terrorystyczny i odtąd projekt znany był jako „Rambo w wieżowcu”. I to zadziałało! Największą atrakcją „Szklanej pułapki” jest zabawa w chowanego i ikoniczne już ganianie po idealnie czystych przewodach wentylacyjnych. Dzięki tej klaustrofobicznej scenerii film trzyma w napięciu przez cały czas i jest, pomimo swojej umowności, całkiem realistyczny. Ten element odróżnia go też od większości podobnych akcyjniaków z tamtego okresu, nie wyłączając kontynuacji, do której zaraz przejdziemy.
Szklana pułapka 2 (1990)
Rzecz dzieje się na wypchanym po brzegi lotnisku. Znów mamy święta, John McClane właśnie dostaje mandat, a samochód jego teściowej zostaje odholowany. Film rozkręca się powili. Tym razem operacja terrorystyczna jest zaplanowana jeszcze bardziej skrupulatnie, a sami terroryści jeszcze bardziej bezwzględni. Zabijają kogo popadnie: mieszkańca starego kościoła na uboczu, doborową jednostkę SWAT i wreszcie setki osób przebywających w samolocie.
Zamiast biegania po wieżowcu, tym razem McClane’owi trafiła się wycieczka po podziemiach lotniska. Głównym celem adwersarzy, zgrabnie wplecionym w całą akcję, jest uwolnienie niejakiego generała Esperanzę. Wśród bohaterów znalazło się kilka charakterystycznych postaci: fajtłapowaty Lorenzo, który myśli, że jest super szychą; Kapitan Stuart – zasłużony były amerykański wojskowy, który sprzedał swój honor i teraz pracuje dla dyktatora handlującego narkotykami; Grant, który dużo mówi, ale mało robi (pod koniec dowiadujemy się dlaczego).
Twist z magazynkami, które mają dwa kolory był za pierwszym razem dużym zaskoczeniem.
Bruce Willis też nie traci formy, znów jest bezlitośnie obijany, znów krwawi z wielu ran, znów nie daje za wygraną. McClane zwija się jak w ukropie, choć praktycznie wszyscy traktują go jak niechcianego intruza. A stawka cały czas jest bardzo wysoka. Dziesiątki samolotów krążą nad lotniskiem, w każdej chwili może skończyć im się paliwo.
Powraca też nasz ulubiony dziennikarz, który znów za nic ma ludzkie życie. Opowiada bajki o swojej misji, o tym, że każdy ma prawo znać prawdę, że on poświęca się dla społeczeństwa i zdobywa informacje z narażeniem życia. Jest tak samo oślizgły jak poprzednim razem.
Drugiej części Szklanej Pułapki udało się to, co nie zawsze w przypadku filmowych serii jest regułą: nie można tutaj mówić o żadnej wtórności. Co prawda ta część również średnio radzi sobie z zakończeniem, ale do pewnego momentu można to wybaczyć. Ściganie samolotu przez helikopter to jak dla mnie zabieg mocno średni. Jednak już sama walka na skrzydle była emocjonująca. No i to nieszczęsne ostateczne spotkanie Lorenza i Johna, kiedy ten z uśmiechem na ustach drze mandat, który McLane otrzymał na początku filmu. Policjant kwituje to słowami: „a co tam, są Święta”. Jeszcze raz to powtórzę: Amerykanie, nie zmieniajcie się.
Ocena: 10/10
<Crowley>: Pewnie narażę się po raz kolejny na nieprzychylne komentarze, ale nie mogę się zgodzić z oceną Kuby (i już słyszę nadciągającego mu z odsiedzą SithFroga). Bardzo lubię ten film, oglądałem go wiele razy, ale nie da się nie zauważyć ewidentnych dziur w scenariuszu i po prostu całej masy głupot. I to takich, które widziałem już za dzieciaka. Widzę tu dwa główne problemy. Pierwszy dotyczy miejsca akcji. Lotnisko mogłoby być godnym następcą Nakatomi Plaza, ale nie jest. Pełno w nim ludzi, przez większość filmu działa zupełnie normalnie, McClane łazi sobie swobodnie po jego różnych zakamarkach i w ogóle nie czuć tu tego napięcia i klimatu z jedynki. Przez cały niemal film miałem wrażenie, że zamiast Johna, powinien tam po prostu działać oddział policjantów lub wojska. To sprawia, że Szklana pułapka 2 niewiele różni się od dziesiątek innych podobnych filmów z epoki.
Drugą sprawą są niestety dziury i błędy, a jest ich ogrom. Od granatów leżących 30 sekund, zanim wybuchną, przez ekipę malarzy, która nikomu nie wydała się podejrzana, taser w samolocie, katapultowanie się z kabiny samolotu transportowego, genialnych terrorystów, którzy zapomnieli zabrać ze sobą pilota na akcję, policjantów-idiotów, samolot z pustym bakiem wybuchający niczym skład paliwa, aż po strzelaninę w sortowni walizek, która nikomu nie zapaliła lampki ostrzegawczej. Ja rozumiem konwencję, ale tego było po prostu zbyt wiele. Nawet akcja z podmianą magazynków chociaż efektowna, to jest bezdennie głupia, bo nie da się tak po prostu wymienić „ślepaków” na ostrą amunicję i od razu strzelać. Wiem, to takie gadanie starego zgreda, co się czepia detali. Jeśli nie przeszkadzają wam takie rzeczy, pewnie przy dwójce bawiliście się dobrze, bo John McClane nadal jest czarujący. Mnie zabrakło jeszcze porządnego adwersarza. Ten cały Stuart wygląda jak z kreskówki i nie ma nawet ułamka charyzmy Hansa Grubera.
Szklana pułapka 3 (1995)
Kto wpadł na pomysł, żeby kolejna część nie działa się w święta? Przecież to odziera tę serię z pewnej dozy magii. Zamiast zimowej rozpierduchy z kolędą w tle mamy teraz bieganinę ulicami Nowego Jorku.
Problemem tego filmu jest mnogość wątków. Dzieje się dużo, ale nie zawsze z sensem. Policjanci nie są zbyt mądrzy, a John przez cały film ma okropnego kaca. Duch serii gdzieś ulatuje, chociaż w sumie nie jest to zły film. Jest w nim trochę ciekawych scen.
Jest też, wydawać by się mogło, ciekawie pomyślany adwersarz, tyle że nie do końca. Przez zawiłości scenariusza bardzo ciężko jest skupić się na jakimś konkretnym wątku. I właściwie po co jest tam Samuel L. Jackson jako Zeus? Czy McLane nie mógł tego wszystkiego robić sam? On naprawdę nie potrzebuje takiego rodzaju partnera.
Dodatkowo mamy końcowy twist fabularny, po którym okazuje się, że nie chodzi o żadną zemstę na McClanie, ale o kradzież złota. Zdecydowanie najsłabsza z dotychczasowych przygód Johna. Bruce Willis, któremu już tak bardzo nie zależy, scenarzyści, którzy próbują wymyślić kwadratowe jaja, przy okazji zapędzający się w bardzo dziwne rejony własnej fantazji, plus mało satysfakcjonujące zakończenie.
W tej części jest za to zupełnie inny znak rozpoznawczy naszych kochanych Amerykanów. Nikt nie pamięta nazwiska 21 prezydenta Stanów Zjednoczonych. Dopiero kierowca betoniarki wie, że chodzi o Chestera Arthura, wcześniej wszyscy, wydawać by się mogło inteligentni ludzie, zachodzą w głowę, o kogo może chodzić. Głupie to, choć pewnie prawdziwe. Ta część to początek końca tej serii, która od tego momentu zaczęła dostarczać zwykłe akcyjniaki, jakich produkuje się mnóstwo.
Ocena: 7/10
<Crowley>: Tę część stawiam na równi z dwójką, może nawet minimalnie wyżej z powodu Samuela L. Jacksona. Tak się złożyło, że oglądałem ją mniej więcej w podobnym czasie, co grałem w pierwsze Grand Theft Auto i bardzo spodobała mi się idea ganiania po mieście na czas oraz wykonywania różnych zadań zlecanych przez telefon. Oczywiście potem rozwiązanie zagadki okazuje się strasznie przekombinowane, a wielki skok okropnie przesadzony, ale do pewnego momentu ta nowa formuła działa całkiem zgrabnie. Dla mnie już druga część miała niewiele wspólnego z fantastyczną jedynką, więc taka zmiana nie przeszkadza mi zbyt mocno. Według mnie widać też, że do pracy nad serią wrócił McTiernan, bo całość jest poprowadzona bardziej dynamicznie niż dwójka.
Niestety ostatni akt filmu jest kompletnie spaprany. I ucieczka ciężarówką przed wodą, i akcja na tankowcu, i wreszcie sama końcówka to już takie wymyślanie, że ciężko się to ogląda bez zażenowania. Co ciekawe istnieje alternatywne zakończenie tej historii, które można obejrzeć w materiałach dodanych do wydania DVD (jest też na Youtube). W tej wersji Gruberowi udaje się uciec, McClane zostaje uznany za kozła ofiarnego, ale odnajduje swojego wroga w Europie, gdzie dokonuje swojej zemsty. Ironiczne, chociaż sposób, w jaki to robi jest dość… specyficzny i nie dziwię się, że to zakończenie poszło do kosza.
Szklana pułapka 4.0 (2007)
Między premierą trzeciej i czwartej części minęło 12 lat. Oglądałem ten film dwa razy, a teraz przypomniałem go sobie po raz trzeci. Nadal jest to głupkowaty film akcji o cyberprzestępcach, którzy są w stanie za pomocą komputera przejąć kontrolę na Stanami Zjednoczonymi. W takiej formie ten twór nie ma prawa mieć w tytule słów Szklana Pułapka.
To jest hańba dla tej serii. Beznadziejny oponent, koślawe dialogi i niedomagający fizycznie Willis – to gotowa recepta na beznadziejny film wzięta z pułki i wykorzystana. A co by się stał,o gdyby ten film nie powstał? Pewnie nic nadzwyczajnego, bo ani nie osiągnął niebotycznego wyniku w box-office, ani nie przywrócił Bruce’a na szczyt. A co by się stało gdyby to był zwykły film akcji z innym tytułem? Wtedy nie zarobiłby wcale, ale widzowie nie czuliby się oszukani, a seria zostałaby w pamięci widzów jako dobre wspomnienie.
110 milionów wydano na coś zwyczajnie nijakiego, mało angażującego i niewyobrażalnie nudnego. Skala absurdów w tym filmie jest ogromna. Czy pieniądze z budżetu w większości trafiły na konto Willisa? Nie wiem, choć się domyślam.
Ocena: 3/10
<Crowley>: Kuba wiele się nie pomylił, bo Willis zainkasował za „Żyj wolny albo szklana pułapka” okrągłe 25 milionów. Natomiast ciężko powiedzieć, że film się nie opłacił. Nominalnie zarobił najwięcej z całej serii i był jednym z większych przebojów 2007 roku. Dla mnie też był sporym zawodem. Nie żeby poprzednie części grzeszyły w kwestii logiki i realizmu, ale w czwórce widzę nieudaną próbę romansowania dinozaura z nowoczesną technologią. Seria zakorzeniona w kinie akcji przełomu lat 80 i 90 w cyfrowej, „nowoczesnej” otoczce wygląda trochę jak Steve Buscemi w serialu „Rockefeller Plaza 30” podszywający się pod uczniaka. Z jednej strony film w samym założeniu był przestarzały już w chwili premiery, a z drugiej poszedł w głupoty typu morderczej sygnalizacji świetlnej i zestrzeliwania helikopterów radiowozem. Oglądając go miałem nieodparte wrażenie, że widzę kolejnego „Terminatora 3”, czyli niezamierzonej autoparodii. To zresztą kolejny film, wprowadzający do starej serii młodych bohaterów, którzy są absolutnie niezapamiętywalni. Jak w 87 roku zatrudniano Willisa i Rickmana, to byli to młodzi, zdolni (okazało się, że nawet bardzo), którzy potem zrobili wspaniałe kariery. Tymczasem chyba wszystkie próby odświeżania nowymi twarzami przykurzonych klasyków były totalnymi porażkami. Na myśl przychodzi mi od razu czwarty i piąty „Indiana Jones” i kolejne „Terminatory”. No bo co by nie mówić, Justin Long zawrotnej kariery nie zrobił.
Mimo wszystko dałbym oczko wyżej od kolegi, nie uważam, żeby to był jakiś szczególnie zły film. Jest kompletnie nijaki, niezbyt mądry, ale da się go obejrzeć z braku laku. Typowy wytwór swoich czasów.
Szklana pułapka 5 (2013)
Mija sześć lat i jest kolejna odsłona walki Bruce’a Willisa z terrorystami. Tym razem zagrożenie jest globalne. Dobrze, że ten film trwa tyko 90 minut, bo więcej bym nie zdzierżył. Nie broni się nawet jako zwykły akcyjniak, a co dopiero część wybitnej (na samym początku) serii. Groteska za kupę forsy. Ani razu nie udało mi się tego obejrzeć od początku do końca. Za pierwszym razem rozłożyłem sobie seans na cztery posiedzenia. Za drugim na trzy. Jai Courtney ma w sobie tyle zapału, co kot napłakał, to samo tyczy się jego zdolności aktorskich. To nie jest najostrzejsza kredka w piórniku, a dodatkowo jego mentorem jest człowiek, który ma już na to wszystko totalnie wywalone.
Powiedzcie mi, jak to jest, że film kręcony 25 lat wcześniej ma lepsze, mniej kłujące po oczach efekty specjalne niż ten nowszy, który powinien wyglądać jak cudeńko? Piąta część przygód Mclane’a jest nieoglądalna. To całkowicie tragiczny film w każdym aspekcie. Na cokolwiek by nie patrzeć, nie ma za co chwalić. Żenada, upadek, kompromitacja. Choć znów swoje zarobił – 300 milionów na świecie oznacza, że studio na tej części nie straciło.
Ocena: 1/10
<Crowley>: Nie chciałbym zbyt mocno spekulować, ale mam wrażenie, że to był moment, kiedy Willis zaczął mieć problemy zdrowotne i z hollywoodzkiej ekstraklasy momentalnie spadł do okręgówki, a piąta „Szklana pułapka” powstała z intencją pogrzebania serii. To film z gatunku „prosto na DVD/VOD”, ale z dopisanym znanym tytułem. Trochę widzów mimo wszystko się nabrało, ale to tylko ostatnie podrygi. McClane jedzie na wycieczkę do Rosji, niczym kiedyś Arnold w Czerwonej gorączce” (tylko w drugą stronę), ale zamiast brawurowej i zabawnej rozrywki serwuje widzowi ciężkostrawną, śmiertelnie poważną historyjkę klasy B. Do tego nakręcona w idiotycznej, zabarwionej intensywnym niebieskim filtrem kolorystyce. Ciężko powiedzieć cokolwiek więcej o piątej części serii, bo poza tym, że istnieje, nie ma żadnych innych walorów, za które można by ją pochwalić. Oryginalny tytuł powinien raczej brzmieć: „Good night to Die Hard” – „Dobranoc szklana pułapko”.
Seria Szklana Pułapka
-
Szklana Pułapka (1988) - 10/10
10/10
-
Szklana Pułapka 2 (1990) - 10/10
10/10
-
Szklana Pułapka 3 (1995) - 7/10
7/10
-
Szklana Pułapka 4.0 (2007) - 3/10
3/10
-
Szklana pułapka 5 (2013) - 1/10
1/10
Ja pierdykam, Szklana Pułapka 3 jest tak bardzo lepsza od dwójki, to mój ulubiony film z całej serii. Duet Willis – Samuel robi sztos, a dwójką jest niezła i tyle. Dokładnie odwrotne oceny, trójka 10 a dwójką 7 w porywach.
Natomiast Die Hard 4.0 ocenione na 3/10? To jeden z najlepszych filmów sensacyjnych dekady 00-10! Sam byłem mega sceptyczny jak siedziałem w kinie, ale film mnie do siebie przekonał. Wszystkiego jest więcej, mocniej, bardziej. Motywacja jasna jak słońce, antagonista współczesny i zagrożenie realne – nowe technologie zostały umiejętnie wykorzystane w fabule, sceny akcji zamaszyste, czego tu się czepiać?
„Beznadziejny” „koślawe” „hańba”.
Nie ma co, porzadna argumentacja, taka na poziomie podstawówki.
Jaki jest w ogóle sens w pisaniu takich topem, w których na siłę wciska się jakaś niepopularna opinie i krytykuje na siłę (bez argumentów) dana serię?
Myślę, że lepiej by wypadały te teksty gdyby je pisał fan danej serii a u Was prezentowana jest postawa rozczarowanego nastolatka który coś sobie na wyobrażał, a potem tupie nóżkami że jednak dostał coś innego. Serio, połowa tych tekstów o seriach (Piraci, Narnia, Jurajska) to hejtowanie i emocjonalne womity, rzadko poprawie jakąkolwiek logiczna argumentacja.
Nie wiem po co te teksty powstają.
@Norwegia
Na przykład mi pokazują, jak moje ulubione rzeczy są widziane przez innych, zwykle młodszych, kolegów 🙂 W tym konkretnym przypadku widzę, że o ile „samotny bohater McClane” jeszcze się broni, o tyle „zakulisowa współpraca” już nie bardzo, co jest dla mnie dość intrygujące. Nie odbieram tego jako pisane na siłę, tylko pisane z innego, bardzo innego niż mój, punktu widzenia. Ale mnie ciekawią inne punkty widzenia 🙂 Bez ich poznawania skazani bylibyśmy na pozostawanie w swoich bańkach mentalnych. A nigdy nikt z nas nie znajdzie ludzi, z którymi będzie się w 100% zgadzać (jeśli spotka się taką osobę, to raczej jest oszust dobrze nas interpretujący), więc bańka na jakimś etapie kurczy się do bańki jednoosobowej. Tak sobie myślę, że to może być właśnie przyczyna, dlaczego w obecnych czasach trudno współpracować 😉
Dwie uwagi:
1. Opinia innych zawsze jest wartościowa. Problem, że tutaj rzadko ta opinia jest. Jest tekst „hańba dla serii” a argumenty następujące: to slabe, tamto słabe, tamto jeszcze słabsze. To jest opinia? Co z niej wywnioskujesz? Co ona mówi o swoim autorze?
Moim zdaniem to bezwartościowe narzekactwo, na pewno nie wartościowa opinia dając wgląd w poglądy młodego pokolenia.
2. A teraz odwróć strony i weź napisz, że stare filmy były fajne, że nowe Ci się nie podobają (hańba, słabe, gówno) i zobacz, czy kogoś będzie to w ogóle interesować. Ok boomer – to max na co możesz liczyć od współczesnego młodego pokolenia.
Jak już nie chcemy im niczego tłumaczyć, a przytakujemy im na każdym kroku to gdzie tu jest jakąkolwiek wartość? Co tu się otwiera, jakie nowe horyzonty? Moim zdaniem hodujemy bylejakość dając na nią wszędzie przyzwolenie. A w wielu przypadkach to jest głupotą.
Także nie, sorry. Rozumiem intencje, ale zostaje przy swoim. Takie teksty powinny powstawać przez kilka dni, mieć przemyślana argumentację i pomysł. Tymczasem jest to:
„Seria fantastyczna, choć nie z nazwy ani z gatunku, ale znajdzie się w tym cyklu miejsce także pozycje, które z fantastyką niewiele mają wspólnego, ale bywały fantastyczne.”
Ech…
@Norwegia
Rozumiem o co Ci chodzi. Bynajmniej nie mam na myśli przytakiwania młodemu pokoleniu, bo myślę że mogliby się od „boomerów” jeszcze sporo nauczyć. Na przykład, jak walczyć o swoje księżniczki (ciekawe czy ktoś poniżej 30-tki w ogóle zauważył ten ważny motyw Szklanych Pułapek). Natomiast zakładam, że oni próbują coś nam powiedzieć, swoim językiem, który nas często odrzuca. Pewnie moja większa akceptacja tego zjawiska bierze się z tego że nie mam z nim do czynienia na co dzień. Bo mam z kolei słabą tolerancję na komunikację innej grupy wiekowej, z którą spotykam się właściwie ciągle, ludzi 25-30 lat starszych ode mnie.
ad 1
Hm, mówi mi że mu się nie podoba coś co dla mnie jest super. Jak może mu się nie podobać? 😮 Szok. Dlaczego??? No i tu masz rację, zdecydowanje fajnie byłoby dowiedzieć się z recenzji więcej niż tylko, że się nie podoba. Np, jaka sytuacja jest dla recenzenta nierealistyczna. Zaintrygowało mnie na przykład, czemu Zeus z trójki wydał się recenzentowi niepotrzebny i dlaczego myśli, że McClane sam dałby radę wszystkim wtłuc. To postrzegam jako dużą różnicę w odbiorze. I w innym wpisie próbuję z tym polemizować. Chyba pierwszy raz pisząc na tym serwisie więcej niż jeden komentarz pod danym artykułem.
ad 2
Nie napisałbym, jak mi się ogromnie podoba, gdyby ktoś nie napisał że mu się nie podoba 😀 Jako boomer nic nie poradzę na to że mieszkaliśmy w jeziorze, ale może kogoś zaciekawi jak sobie radziliśmy i co fascynowało z kolei nas. Mam nadzieję że autor da się tym sprowokować do nieco wnikliwszego przyjrzenia się swoim odczuciom na temat dawnych eposów bohaterskich. Czemu do niego nie przemawiają? Co mu brzmi fałszywie? Dużo ciekawiej byłoby o tym poczytać, nie musząc się zatrzymywać na słowach typu „hańba” (podejrzewam że dla nas ono może brzmieć dużo mocniej niż dla zetek).
Chce zweryfikować tylko dwie rzeczy? Po pierwsze cholernie nie znoszę słowa hejtowanie, które nawet jeżeli występuje (Twoje odczucie Panie Norwegia, z którym się nie zgadzam) to jest ono połowiczne. Dawanie w Parku Jurajskim 9/10 częścią 1 i 2 to hejt, albo umiarkowane ale jednak zachwyty Pierwszą Klasą. Jak nie umiesz niczego z tych tekstów wyciągnąć to nie jest mój problem. Niczego nie tracisz czytając zły tekst tak jak ja niczego nie zyskuje dając Ci tekst dobry.
I teraz druga kwestia, której kompletnie nie zrozumiałem. Ja krytykuje stare filmy? W którym miejscu tego akurat tekstu taki wniosek można wysnuć? Chyba, że to taka ogólna uwaga, ale wydaje mi się, że zostało tu powiedziane, że do mnie nie przemawiają stare eposy o bohaterach? Jeśli źle zrozumiałem to bardzo przepraszam.
„Jak nie umiesz niczego z tych tekstów wyciągnąć to nie jest mój problem.”
Okej, to właściwie powinno zakończyć dyskusje. Ale odpisałeś jeszcze to:
„Niczego nie tracisz czytając zły tekst tak jak ja niczego nie zyskuje dając Ci tekst dobry.”
Co jest jawnym objawem Twojej ignorancji i niewiedzy. Jak to nie zyskuje? Jak Ty nie zyskujesz? To po co to w ogóle robisz? Czy Ty masz jakiekolwiek pojęcie o tym, czym jest dziennikarstwo, czym jest krytyka, czym jest polemika?
Nie masz. I to jest MOJ problem?
Oj, chłopie. Czeka Cię jeszcze wiele wpierdoli w życiu, więc oszczedze tego tutaj. Ale wiedz, że właśnie zaprezentowałeś swój, bardzo kiepski, własny poziom.
Szkoda mi tej strony. Proszę mnie atakować do woli, mam to w dupie. Ale FSGK mi szkoda.
Pan wielce inteligentny, który nie potrafi zrozumieć czym się różni ten tekst od zwykłych codziennych pogłębionych recenzji mi czegoś oszczędzi? Wasza wysokość nie jest aby nazbyt łaskawa? Kto atakuje? W którym miejscu, jeden przykład? Mógłbyś też wytłumaczyć czego ci w zasadzie szkoda. Nie zabieram tutaj nikomu miejsca. Moje teksty nie wchodzą w miejsce kogoś innego, wręcz przeciwnie.
@kuba
Nie tyle mi chodzi o to że nie przemawiają do Ciebie stare eposy o bohaterach, tylko że to nie takie oczywiste, co dla których ludzi stało się eposem tożsamościowym. Jeśli akurat trafisz w opowieść, która daną osobę ukształtowała, i nawet lekko ją skrytykujesz, to część osób poczuje się bezpośrednio dotknięta. Nie unikniesz tego. Zawsze młodsi kwestionują „ideały” starszych. Mój ojciec się zawsze obraża, jak powiem że nie „High Noon” jest moim ulubionym westernem, mimo że zawsze zastrzegam że TEŻ jest bardzo dobry. Ale od jakiegoś czasu odpuszczam mówienie, że fabuła tego filmu jest dla mnie irytująca i jednostronna 😉 (bo on to odbiera jako krytykę osobiście jego jako człowieka).
Ogólnie myślę, że to dobrze że trafiasz w tematy, które ludzi poruszają i wywołują reakcję. W obecnych czasach wszyscy trochę oduczyliśmy się dyskutować, wyrażać myśli bez kłótni, no i wszyscy się uczymy tego na nowo, a czasem nam nie wychodzi.
Wiem o co chodzi, bo już kilka razy w „redakcji” zostałem niemal wyklęty za niektóre stare filmy, których nie trawię, ale to nie jest ten przypadek akurat, więc trochę mi się zamieszało w głowie. Jeśli coś miało kształtować starszych ludzi to raczej pierwsza część, której dałem 10 a nie czwarta, której dałem 3 i nie wiem tez gdzie tu jest aż tak niepopularna opinia
@kuba
Przypuszczam że chodzi o sam dobór słów. Mogę się mylić, bo ja je odbieram trochę w przenośni i nie przywiązuję aż takiej wagi do pojedynczych sformułowań.
Ani do ocen liczbowych. Bardziej mnie ciekawi takie drążenie głębiej.
Nie opinia jest niepopularna, tylko Twoja argumentacja tutaj cienka jak barszcz. I obrażasz ludzi, którzy Ci to pokazują w żywe oczy. Dosłownie masz cytaty ze swojego własnego tekstu i na nie nie reagujesz, bo doskonale wiesz że mleko się rozlało i niczego już tu nie wybronisz.
Nie chodzi prawo do opinii, nie zgrywaj nieświadomego. Chodzi o to, że są Twoje opinie są skrajnie głupie i niepoparte argumentacja.
Nie pierwszy i nie ostatni raz to już tutaj czytasz. Jesteś słaby i zamiast się poprawić brniesz coraz głębiej.
W dużym stopniu zgadzam się z Waszymi spostrzeżeniami, choć nie całkiem. Jedynki oczywiście nic nie przebije. Dwójka to więcej tego samego acz w innej scenerii, wrócę jeszcze do jej tematu. Trójkę bardzo lubię i dla mnie akurat ikoniczne sceny ma ona dwie – jedną gdy John w tarapatach poznaje się z Zeusem, drugą jest ucieczka ciężarówką kanałami. Realizm nie jest tu najważniejszy, chodzi o klimat 😉 Wolę tę ciężarówkę od walki na skrzydle w drugiej części, bo tamta za mocno kojarzy mi się z „Tylko dla orłów”. Czwórka i piątka chyba zlały mi się w jedną całość, bo pamiętam i elektrownię i Rosję i zdawało mi się że są w jednym filmie, oraz pamiętam hakera piwniczaka, chyba z czwórki. Ale nie wystąpił u mnie żaden problem z przemianą Willisa. Chyba mam sentyment do starzejących się twardzieli i motywu że choć dziadzieją, to jak przychodzi co do czego, żaden młodziak im nie dorówna 😉 Miło sobie pomarzyć. W trakcie oglądania ostatnio drugiej Szklanej Pułapki, znanej też jako „ta z samolotem”, dotarło do mnie jeszcze jedno. Te filmy mocno dowartościowują ludzi, których wielu nie zauważa. Nie są o białych kołnierzykach, supermenach ani innych frontmenach, a o ludziach tła, zaplecza, którzy w chwili zagrożenia pokazują na co ich stać poprzez działanie, czy to znajdując rozwiązania techniczne pod ostrzałem jak inżynier czy to pokazując swoje ukryte ścieżki jak konserwator/sprzątacz. Sam John oczywiście też należy do ludzi zaplecza. Dlatego łatwo się z nimi dogaduje. W pierwszym filmie mocniej była zaznaczona jego rola samotnego bohatera (rzeczywiście a la Rambo w wieżowcu), choć uzyskał wsparcie, przede wszystkim od Ala. O drugim już było, w trzecim kluczowym wsparciem jest Zeus. I Al i Zeus są społecznie ludźmi tła, zwykłymi kolesiami próbującymi jakoś radzic sobie z kłopotami dnia codziennego w niezbyt poważanych rolach zawodowych. Dla mnie i niektórych znajomych to było bardzo dowartościowujące i zachęcające do przedsiębiorczego patrzenia na każdy kolejny dzień 😉 Może właśnie tego zabrakło w dalszych częściach? Czujniejszego wyboru ludzi tła spośród zawodów z którymi mogłyby się identyfikować kolejne pokolenia widzów? Była próba, właśnie w postaci hakera. Ale oni stali się z czasem elitą i symbolem, a nie randomami jak sklepikarz czy sprzątacz. Nie wiem.
Dodam jeszcze, że dużo lepiej współczesne sobie grupy społeczne ludzi niewidocznych odczytał, praktycznie współczesny Szklanej Pułapce 4, Breaking Bad. To mniej optymistyczna opowieść, bo i czasy zrobiły się mniej optymistyczne, ale podobnie przywracająca godność popychadłom.
Zeus totalnie nie pasuje mi do tej serii. Wcześniej nikt z „kompanów” Johna nie angażował się bezpośrednio w „walkę” aż tu nagle sklepikarz walczy z terroryzmem do spółki z super-gliną. Dodatkowo w trójce zgrzyta mi totalne odcięcie się od serii tym, że wątek rodziny Johna praktycznie nie istnieje. Dodatkowo coś co ma być skomplikowaną rozrywką finalnie nie daje ciekawego rozwiązania. W samej końcówce ten film już tylko nudzi.
@kuba
Widzisz, a dla mnie w trójce trochę o to chodzi, że nigdy nie wiemy jaki pozorny frajer i noname stanie do walki po naszej stronie. Takie rzeczy czasem się wbrew pozorom zdarzają (zdarzały?) i powstają (powstawały?) z nich przyjaźnie. A czasem tylko (aż?) dobre wspomnienia.
Dodatkowo też myślę, że jest to nowsze mniej idealistyczne wcielenie charakterystycznego dla amerykańskich filmów sensacyjnych z lat 80-tych motywu główny bohater biały, kumpel czarny (lub odwrotnie, jak np w „48 godzin”). Taki znak czasów.
I ten, dla mnie separacja z żoną i kombinowanie co z tym zrobić, to jest wątek bardzo rodzinny 😐 Cóż, nie każda księżniczka pozostaje nią na zawsze. Tym niemniej rezygnowanie zawczasu „bo może nie wyjdzie” nie jest żadnym rozwiązaniem. Relacje nas kształtują, nawet te trudne.
Natomiast zgodzę się, że rozwiązanie zagadki kryminalnej jest nie tak dobre jak zapowiadałyby wcześniejsze jej etapy.
Nie uważam, żeby 7 było ocena niską. Technicznie jest dobrze, więc plus, efekty specjalne dobre więc plus, gra aktorska dobra więc plus, ale zwyczajnie nie zaiskrzyło, nie przekonało mnie praktycznie żadne rozwiązanie fabularne. I choć oglądałem ten film wiele razy to nigdy mnie nie porwał, i niemal zawsze w końcówce już mi się nudziło. Jak robię sobie przedświąteczne oglądanie Szklanej Pułapki to zawsze kończę na dwóch pierwszych filmach. W tamtym roku zrobiłem wyjątek i chciałem pociągnąć wszystkie. Co prawda wykończyła mnie dopiero piątka, ale trójka to nie jest ten poziom, a czwórka jest według mnie strasznie na siłę robiona i brakuje w niej życia zwyczajnie. Przed napisaniem tekstu przypomniałem sobie czwórkę i piątkę, bo pozostałe znam na pamięć więc nie potrzebowałem tego robić, no ni jak mi nie podchodzą, choć czwórka o sto długości przed piątką przynajmniej da się przemęczyć na raz.
@kuba
No i oczywiście że może nie zaiskrzyć. Jednemu zaiskrzy jedno, drugiemu drugie. To normalne.
Niestety tym razem nie do końca mogę się zgodzić z autorami (choć do Crowleya mi bliżej). O ile rzeczywiście jedynka jest bezkonkurencyjna i jedyne co może zazgrzytać to ta ostatnia scena, o tyle z pozostałymi miejscami nie do końca się zgadzam. Nie lubię dwójki. Uważam, że nie ma za grosz klimatu Szklanej Pułapki. To mógłby być taki kolejny Jack Ryan. Co gorsza nie ma też czarnego charakteru z prawdziwego zdarzenia. Bo ci najemnicy, niezależnie od stopnia jakim się posługują, są jak bossowie w komputerowej strzelance. Absolutnie bezimienne cele. Szkoda, bo mieli przecież Franco Nero do wykorzystania. Mogli rozbudować jego rolę. Znając kolejne części wiemy, że John nie ma też na dobrą sprawą o kogo walczyć. Żona okazuje się beznadziejną dziwką, która porzuca go w każdym odcinku, dzieci jeszcze nie dorosły, a przyjaciele nie byli zagrożeni. Podobnie było niestety w trzeciej części, ale tam przynajmniej czarny charakter był w pełni człowiekiem. Niby można i bez tego, jednak w pierwszej części John był zaangażowany osobiście i wyszło to bardzo dobrze. Trójka i czwórka mają i klimat serii i dobre czarne charaktery. Choć zgodzę się, że umieszczenie akcji trójki w okolicy świąt zrobiłoby filmowi na plus, a tak czegoś mi w nim brakuje. W czwórce sięgnięto po subkulturę piwniczaków co wyszło filmowi na dobre i nadało mu indywidualnego charakteru. Parkour, globalne sieci, sam czasem czuję się w dzisiejszym świecie jak taki analogowy John, przez co ten bohater jest mi jeszcze bliższy. 🙂 Wraca też osobiste zaangażowanie Johna. Kompletnie nie zgadzam się z ocenami czwórki. Jest o wiele lepsza od dwójki, a może też i ciut lepsza od trójki. I jak to nie wprowadza młodych bohaterów, którzy daliby się zapamiętać? A Lucy McClane? Od razu zwróciłem uwagę na tę dziewczynę i do dziś lubię Mary Elizabeth Winstead. Świetna postać, nie można nie zwrócić na nią uwagi i do dziś oglądam powtórki najbardziej dla niej. Justina Longa też lubię, choć poza Smakoszem chyba nic więcej z nim nie widziałem. Ale to sympatyczny chłopak. Pojawia się też Kevin Smith w małej ale charakterystycznej roli. Piątej części nie oglądałem i chyba nie obejrzę. Słyszałem z wiarygodnych źródeł, że straszna kaszana i nie chcę sobie psuć dobrego wspomnienia o serii. Gdybym ja wystawiał te oceny to jedynce dałbym 9, trójce i czwórce mocne 7, a dwójce jakieś 5.
Nie oglądaj piątki, zwłaszcza jeśli czwórkę lubisz. Wiem, że sporo osób lubi tę część, ale mi nie podeszła, tak jak pisałem. Co do ocen, bo w sumie to ich nie podawałem, bylibyśmy bardzo blisko: Jedynka 9/10, dwójka 6/10, trójka 6/10 (może bardziej 6,5, a dwójka 5,5, ale nie daję połówek), czwórka niestety gdzieś w okolicy 4/10, a piątka oczko niżej.
Spoko, nie obejrzę. Chyba że dopadnie mnie w jakiś samotny wieczór, gdy na innych kanałach będą same Wspomnienia z wakacji i Wyspy miłości. 🙂
@Robert Snow
No i namówiłeś 😀 Ojciec akurat oglądał 4-kę w telewizji i dołączyłem od około połowy. Teraz już mi się nie pomyli, dziewczyna z windy i haker są w czwórce, a wyprawa do Rosji i syn zapewne w piątce.
Dokładnie. Tzn. winda i hakerzy na pewno, o synu i Rosji tak słyszałem. 🙂
Z żadnego filmu nic nie pamiętam, ale na Filmweb mam oceny 8, 8, 7 i 6.
Widziałem lepsze filmy z lat 90.
Mnie osobiście bardziej porwała seria Najlepsi z Najlepszych
To karate z Robertsem? No daj spokój, przecież to żałosne było. Już wolałem Amerykańskiego Ninję z Dudikoffem. 🙂
Jak ja nie cierpię Dudikoffa! Prawie jak Seagala. 😀
Też nie przepadam za Dudikoffem, ale te serie to ta sama półka. Videotyzm początku lat 90. 🙂
Nie zachęciłeś. 😀 Chyba nie oglądałem żadnej części „Najlepsi z najlepszcyh”. Z takich kopanych to chyba „Kickboxer” i „Krwawy sport” najbardziej wbiły się w pamięć. No i jeszcze mam duży sentyment do „The Quest”. Van Damme to by wtedy gość.
Do czego tu zachęcać? Z dzisiejszej perspektywy to bardzo słabe kino. Typowa kopana sieczka z okresu zalewu Polski kasetami VHS. Może nie są to całkowite kaszany, jak większość ówczesnego rynku video, bo jednak obie serie zyskały całkiem sporą popularność. Powiedzmy, że to coś na poziomie wczesnych kopanek z Chuckiem Norrisem. 🙂 Na pewno „Najlepsi z najlepszych” mają lepszego aktora, bo gra tam Eric Roberts, ale sam film absolutnie o niczym.
Nie było to kino wybitne, ale seria zapadła w pamięć. Chyba pierwsza tak brutalna jaką widziałem. Pamiętam gdy co piątek z ojcem to oglądałem.
Dużo filmów wtedy właśnie utkwiło w pamięci, bo były w tv. Wiele nie trzeba było 🙂
Tak jak napisałem powyżej, powodów do wstydu, że się obejrzało, oczywiście nie ma. Pierwsza część do obejrzenia raz, pozostałe lepiej sobie darować.
Zabrakło miejsca więc do Pana @Floriana, który się przelogował z @Norwegii, niech Pan poda jeden przykład, w którym kogoś obraziłem? Nie wiem czego mam bronić, skoro wszystko co chciałem napisałem w tekście. Naprawdę nie Pan żadnych zainteresowań w życiu tylko przyłazić tutaj i wylewać swoje chore, beznadziejne frustracje? Nie widziałem, żadnych fragmentów, na które powinienem zareagować? Wskaże je Pan jeszcze raz. W weekendy miały być luźne teksty, więc dałem w redakcji luźne teksty z moimi przemyśleniami na temat serii filmowych, tych popularnych, które wszystkie znają. Naprawdę ja tu nie widzę żadnego problemu. Powiem Panu więcej, jestem z tych tekstów zadowolony.
Frustrujace to jest Twoje dyletanctwo. Ta strona przyzwyczaiła mnie (i nie tylko mnie, co widać pod komentarzami twoich tekstów nie raz i nie trzy. I nie, nie są to moje komentarze, nieładnie szpiegować IP czytelników, wiesz?) do jakościowych artykułów na wysokim poziomie merytorycznym. Ty nie trzymasz poziomu.
Twoje zdanie możesz sobie na kiblu w szkole pisać, tutaj powinieneś wypowiadać się ze zrozumieniem, argumentując swoje opinie.
Jak redakcja Cię poprosiła o luźny tekst na weekend to trzeba było napisać luźny tekst na weekend. Zestawienie kultowych klasyków to nie jest luźny tekst na weekend.
Chce wiedzieć dlaczego 4 to hańba dla serii. Dawaj. Kolejny artykuł. 1000 znaków minimum. Co najmniej 5 LOGICZNYCH argumentów, nie takich że nie lubisz zielonego i już. Może być w ramach luźnego tekstu na następny weekend.
Szklana pułapka to nie fantasy tylko zupełnie inny gatunek także ja bym tej serii do tego zestawienia nie wkładała. Tytuł to Fantastyczne serie więc ja bym się tego trzymała.
Co do samej Szklanej pułapki to najlepiej znam dwie pierwsze części bo najwięcej razy je widziałam.
Szklana pułapka 1 i 2 to dla mnie świetne filmy, bardzo dobrze się oglądało, świetna rozrywka, filmy świąteczne z cudownym klimatem, dobrym aktorstwem, do tego mnóstwo akcji, dużo fajnego humoru, zwroty akcji, bardzo dobrze ogląda mi się te części. Wysoko je oceniam i w sumie tak samo
1 część – 9/10, 2 część – 9/10
Część 3, widziałam ją z raz, totalnie jej nie pamiętam, tylko tyle że w ogóle nie miała klimatu poprzedników i mi się nie podobała, oceny nie wystawiam bo za mało pamiętam.
Część 4, dawno jej już nie widziałam ale pamiętam że mi się podobała, miała bardzo dobry czarny charakter, było też dużo akcji i humor, 4 część 6/10.
Część 5, w ogóle jej nie oglądałam, w sumie to nawet nie wiedziałam że istnieje, zawsze myślałam że są tylko 4 części.
@KATHRIN
Fantastyka to nie tylko fantasy, ale i scifi, i horror, i cyberpunk itd itp. Dodatkowo, „fantastyczne” mówimy o rzeczach, które nam się bardzo spodobały, wykraczających poza przyziemny realizm. Szklane pułapki na pewno spełniają ten ostatni warunek 😉 A możemy dyskutować, czy nie spełniają przy okazji kryteriów lekkiego scifi, na podobnej zasadzie jak MacGyvery, i wiele innych produkcji sensacyjnych, czyli pokazując rzeczy fizycznie uzasadnione, ale bardzo mało prawdopodobne.
Fantasy i fantastyka to dwie różne rzeczy. Fantastyka jest pojęciem zdecydowanie szerszym. Poza tym to można to słowo „fantastyczne” potraktować jak homonim. Zgodnie z planem za tydzień powinna pojawić się „Zabójcza Broń” seria fantastyczna, ale nie jeśli chodzi o gatunek.
O, jestem zdziwiona, że 3 tak nisko, jak dla mnie trzecia część jest prawie tak dobra jak 1, uwielbiam Jeremiego Ironsa w roli złola 😀