GryGry Wideo

Wakacyjne ogrywanie zaległości

W okresie wakacyjnym w grach przeważnie dzieje się niewiele, jest to więc dobry moment na nadrabianie zaległości. Na mojej liście „do ogrania” czekało kilka starannie wyselekcjonowanych spośród setek innych gier tytułów, na myśl o których bardzo się cieszyłam. Takich, które powinny mi pasować. Niestety, rzeczywistość okazała się inna…

Return of the Obra Dinn

Bardzo chwalona gra detektywistyczna. Mamy statek – tytułowy Obra Dinn – którego załoga zniknęła w tajemniczych okolicznościach. Naszym zadaniem jest ustalenie, jaki los spotkał każdego z 60 członków załogi. Cała gra to jedna, wielka zagadka, nagradzająca spostrzegawczość i kojarzenie faktów.

Do dyspozycji mamy listę załogi, czyli imię i nazwisko, rolę, którą dany osobnik pełnił na statku oraz jego narodowość. Do tego magiczny zegarek, pozwalający cofnąć się w czasie do momentu śmierci konkretnej osoby. Ten moment to krótki dialog oraz statyczna scena, na podstawie której musimy wydedukować jak najwięcej, często kojarząc fakty, wydarzenia i osoby zarówno z bieżącej, jak i poprzednich scen.

Koncepcja gry jest świetna, udźwiękowienie rewelacyjne – zarówno dialogi, uwzględniające różne narodowości i dialekty, jak i muzyka. Nie potrafię tylko zrozumieć, dlaczego gra detektywistyczna, nastawiona na wyłapywanie szczegółów, została zrealizowana w stylistyce pixelartu. Jest to stylistyka interesująca i charakterystyczna, to bez wątpienia, ale mi wybitnie nie pasowała do tego typu gry. Przez nią trudno było rozróżniać poszczególne postaci, bo wszystkie były do siebie zbyt podobne, a szczegóły gubiły się gdzieś w morzu czarno-białych pikseli. Grę domęczyłam do końca, ale bardziej po to, żeby mieć ją odhaczoną. Szkoda, bo wiem, że bawiłabym się o niebo lepiej, gdyby nie przeszkadzający styl graficzny.

Outer Wilds

I znów gra będąca jedną wielką układanką. Słyszałam o niej dużo dobrego, ale nigdy nie zagłębiałam się w szczegóły, bo to jeden z tych tytułów, do których najlepiej jest podchodzić „na ślepo”. Zasadniczo wcielamy się w kosmicznego eksploratora, a do zbadania mamy niewielki układ słoneczny, złożony z kilku malutkich planet.

Pierwsze dwie-trzy godziny to powolne poznawanie świata i rządzących nim mechanik. To był ekscytujący czas eksploracji i eksperymentów, pojawiły się zaczątki historii, którą chciałam poznać dalej.

Potem miejsce początkowego zapału zaczęła zajmować irytacja. Konstrukcja gry sprawia, że często musimy zaczynać od początku. Po dotarciu do jakiegoś interesującego miejsca, co samo w sobie może nie być takie proste, możemy łatwo zginąć (skończy nam się zapas tlenu, źle wymierzymy skok, albo pochłonie nas mechanika planety). Czasami cieszyłam się z odkrycia jakiejś nowej ścieżki, ale po chwili okazywało się, że droga jest zablokowana przeszkodą sprawiającą wrażenie wstawionej tam sztucznie, żeby nie było graczowi za łatwo. I cała zabawa od początku. To już nie było ekscytujące.

W końcu, po kilku godzinach, pojawiła się rezygnacja. Uznałam, że gra jest po prostu zbyt frustrująca. Świetna koncepcja, świetne wykonanie, ale konieczność ciągłego powtarzania tych samych elementów sprawiły, że mi się zwyczajnie odechciało. Na ten moment odpuszczam. Być może kiedyś wrócę do tematu. A być może nie.

Dying Light 2

Szeroko pojęte klimaty zombie to nie jest moja ulubiona tematyka, ale czasem warto wyjść poza swoją strefę komfortu, bo dzięki temu można odkryć coś ciekawego – dla mnie takim odkryciem było chociażby Days Gone. Liczyłam, że polska produkcja również dowiezie. Niestety coś poszło nie tak.

I to dużo rzeczy poszło nie tak. Fabuła mogła by nie istnieć i nie zrobiłoby to większej różnicy. Postaci są kompletnie płaskie i niezapamiętywalne, i mam tu na myśli zarówno naszego protagonistę, jak i spotykanych po drodze NPC. To wszystko byłoby jednak do przełknięcia, gdyby gameplay dowoził, ale też nie. Parkour, który jest chyba najbardziej charakterystycznym elementem serii, wypada dobrze i śmiganie po mieście jest faktycznie przyjemne. Niestety walka z zombiakami już tę przyjemność odbiera, bo jesteśmy skazani na walkę wręcz, co po czasie męczy.

Ale elementem, który przekreślił dla mnie tę grę, była konieczność eksplorowania miasta nocą, kiedy jest najwięcej silnych przeciwników (czasem miałam wrażenie, że pojawiających się znikąd), dodatkowo na czas, bo jak wyjdziemy poza zbawienne światło UV, to odpala się zegar, odliczający czas do mutacji (podtytuł gry brzmi „stay human” nie bez powodu). To niestety odebrało mi ostatnie strzępki przyjemności z gry. W związku z tym poszła ona w odstawkę i nie wiem, czy znajdę kiedyś motywację na powrót.

FarCry 5

Z tą franczyzą nigdy nie było mi po drodze. To znaczy próbowałam podejść do pierwszej części, ale mój ówczesny komp powiedział stanowcze NIE. Ostatnio pomyślałam, że może jednak podjąć temat? Piąta odsłona miała dobre opinie, więc się skusiłam.

Początek ok. Mamy zarys sytuacji, pokazanych kultystów i dlaczego są źli. Potem krótkie szkolenie i pierwsze zadanie – oczyścić wyspę ze wspomnianych paskudników. Trochę skradania, trochę strzelania i zwiedzania. Wyglądało to nawet obiecująco, chociaż ograniczenie do posiadania tylko dwóch gnatów bolało (to jest jawna dyskryminacja cierpiących na chroniczne zbieractwo!).

Po ogarnięciu tej pierwszej wyspy poszłam w „prawdziwy” teren. Tu coś zniszczyć, tam kogoś uwolnić, przejąć bazę. Po kilku godzinach wiedziałam, że pozostała część gry będzie wyglądać dokładnie tak samo. Świat nie oferował niczego nadzwyczajnego, fabuła też nie była na tyle angażująca, by dla niej ciągnąć temat, więc odpuściłam. Zwyczajnie szkoda mi czasu na powtarzanie tych samych rzeczy przez kolejnych kilkanaście godzin. Zwłaszcza, że całe doświadczenie nie sprawiało mi szczególnej frajdy.

Wszystkie omawiane gry zostały zakupione we własnym zakresie.

To mi się podoba 5
To mi się nie podoba 0

Related Articles

Komentarzy: 4

  1. Mi się akurat Far Cry 5 podobał. Trochę w klimacie rejonu Trevora w GTA 5. Jest jeszcze kontynuacja New Dawn, którą muszę ograć.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 2
    1. Najzabawniejsze w Far Cry 5 jest to, że mała strzelanina przy drodze z dwoma kultystami mogła szybko zmienić się w niekończącą się walkę z kolejnymi falami wrogów, wspieranych przez lotnictwo (!). Tak, mówimy o sekcie na amerykańskim zadupiu.

      To mi się podoba 1
      To mi się nie podoba 0
      1. To prawda. Ale to mechanika znana przecież z GTA, choć bez udziału policji. Mam jednak wrażenie, że tutaj łatwiej opuścić takie strzelaniny, uciec po prostu. No i zwierzęta na ciebie nie donoszą. 🙂

        To mi się podoba 2
        To mi się nie podoba 1
  2. Mam wrażenie, że jak się zagrało w jednego Far Cry to grało się już we wszystkie xd

    To mi się podoba 1
    To mi się nie podoba 0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button