Pingwin była kobietą! Tak jak Kopernik i Skłodowska-Curie. Przynajmniej według Bruce’a Timma i jego ekipy, która stworzyła dla Amazonu nowego animowanego Batmana. Mało tego. Tak naprawdę główną bohaterką „Mrocznego Mściciela” jest Barbara Gordon, córka komisarza Jima Gordona, a pierwsza połowa sezonu kręci się między innymi wokół romansu Harleen Quinzel z Renee Montoyą. Czy lewacka propaganda zabiła właśnie kolejną ikonę popkultury? Czy jest tak źle, jak się wydaje?
Bruce Timm to legendarny już producent jednego z najlepszych animowanych seriali w historii: “Batman: The Animated Series”. Maczał też palce w “Superman: The Animated Series”, “Batman Beyond” i kilku innych, na ogół świetnie przyjętych animacjach spod znaku DC Comics. To on wymyślił postać Harley Quinn – zwariowanej towarzyszki Jokera. Można więc śmiało przyjąć, że facet zna się na rzeczy. Po latach przerwy Warner Bros. chciało zlecić Timmowi produkcję kontynuacji przygód Batmana dla platformy HBO, ale w wyniku niezrozumiałych dla mnie ruchów i po długich negocjacjach serial wylądował w serwisie Prime Amazonu, pod tytułem “Batman: Mroczny Mściciel” (“Batman: Caped Crusader”). W międzyczasie w projekt zaangażowały się nie byle jakie postacie. Producentami wykonawczymi zostali J.J. Abrams i Matt Reeves (reżyser ostatniego, całkiem udanego filmu aktorskiego o Batmanie), a historię napisał uznany w komiksowym świecie scenarzysta Ed Brubaker.
Nowy (a raczej nowy-stary) Batman dzieje się w latach 40 XX wieku. Nie jest to retrofuturystyczne Gotham znane z “The Animated Series”, ale rasowe i pełnokrwiste Gotham w stylu noir i art deco. Niby podobne, a jednak zupełnie inne. Podobna jest kreska z charakterystyczną “brudną” paletą barw, kanciastymi twarzami i monumentalnymi budowlami skąpanymi w mroku. Należy mieć na uwadze, że oryginał powstał na fali sukcesu “Batmana” Tima Burtona i czerpał garściami z estetyki tamtego filmu. Analogicznie “Mroczny Mściciel” jest spójny z tamtymi wizjami, będąc przy tym zupełnie pozbawionym futurystycznych elementów. Już sam wygląd protagonisty przywodzi na myśl naprawdę stare komiksy, w których Bruce Wayne zamiast polegać na coraz bardziej wymyślnych gadżetach, próbował siłą umysłu rozwiązywać detektywistyczne zagadki. Tu jest podobnie, chociaż w kilku odcinkach pojawiają się elementy nadprzyrodzone, umiarkowanie udane według mnie. Przez większość czasu mamy do czynienia ze zwyczajnym kryminałem i to chyba najlepsze, co mogło spotkać Batmana.
Gotham w “Mrocznym Mścicielu” jest przeżarte korupcją. To ludzka chciwość i żądza władzy są paliwem napędzającym większość czarnych charakterów. Ewentualnie jeszcze potrzeba zemsty, lub czysty sadyzm. Nawet sam Bruce Wayne to niezbyt przyjemny gość. Zawsze był małomówny, ale tym razem bywa zwyczajnym gburem, albo po prostu niefrasobliwym bogaczem. Dobrzy są tylko Alfred i Barbara. Ten pierwszy jak zwykle pilnuje, żeby paniczowi nie stała się krzywda, a niejednokrotnie podrzuci również ważny trop, który pomoże rozwiązać jakąś zagadkę. Ta druga, jak już wspominałem, jest w zasadzie główną bohaterką tego serialu. W komiksach występowała jako Batgirl albo, po pewnym fatalnym zdarzeniu, w wyniku którego traci władzę w nogach, Wyrocznia. Być może zmieni się to w kolejnych sezonach, ale póki co Barbara jest po prostu prawniczką i córką komisarza Gordona. Dzięki temu może wdawać się w utarczki słowne z prokuratorem Harveyem Dentem oraz przeciwstawiać idealistyczne poglądy pragmatyzmowi ojca, który musi kluczyć między większymi od siebie, próbując jednocześnie zachować porządek w mieście.
Nie będę ukrywał, że początkowo wkurzyło mnie sfeminizowanie całej serii. W pierwszych odcinkach główne role należą zdecydowanie do Barbary, detektyw Montoyi depczącej po piętach Batmanowi, kompletnie przerobionej Harley Quinn, Catwoman, czy chociażby wspomnianej wykastrowanej wersji Pingwina. Rozumiem, jeśli ktoś po trzecim odcinku daruje sobie dalsze oglądanie, bo będzie go raziło, że Batman jest postacią drugoplanową w swoim własnym serialu. Niewiele brakowało, a sam machnąłbym ręką na te brednie. Ale nie machnąłem i oglądałem dalej, a ostatnie cztery odcinki jeden za drugim (nie są długie, trwają niewiele ponad 20 minut). Bo jeśli się pozwoli tej historii płynąć, to okazuje się być bardzo wciągająca i całkowicie naturalna. Zamiast tylko pokazywać kolejny raz Batmana lejącego złoczyńców po twarzach, można przecież zrobić coś więcej. “The Animated Series” też szedł w tym kierunku, rozbudowując wiele wątków postaci pobocznych, ale tym razem mamy do czynienia z jedną spójną fabułą, łączącą kolejne odcinki, a bohaterowie nie żyją w próżni. Zamiast tego wchodzą ze sobą w interakcje, mają prawdziwe motywacje, swoje własne historie. Chociaż każdy odcinek to osobna walka Nietoperza z jakimś złoczyńcą, tak naprawdę głównym czarnym charakterem jest Gotham. To ono wypluwa z siebie najgorsze szumowiny i jest kanwą ich zbrodniczych działań. Nie ma tu miejsca na wariatów chcących przejąć władzę nad światem. Są politycy, złodzieje, skorumpowani gliniarze i… wariaci, ale oni co najwyżej spróbują coś podpalić, albo wyssać komuś duszę. Według mnie twórcom niemal idealnie udało się znaleźć punkt równowagi między animacją dla nastolatków, a animacją dla dorosłych. Między czymś naprawdę poważnym, a trochę bardziej niegrzeczną kreskówką. Dylematy moralne bohaterów nie są może godne skomplikowanych analiz, ale jest w nich wystarczająco wiele autentyzmu, żeby śledzić je z zainteresowaniem.
Warto przy tym nadmienić, że w “Mrocznym Mścicielu” nie brak scen przemocy, strzelanin i trupów. Brakuje krwi, ale nie o nią przecież chodzi. Noir jest dramatyczne, mroczne, brutalne, ale nie musi szczuć widza posoką. Powinno oddziaływać bardziej subtelnie, przede wszystkim nastrojem. I według mnie tu też nie ma się do czego przyczepić. Batman garściami czerpie z klasycznych filmów i komiksów, co wychodzi mu tylko na dobre. Aktorski film w podobnym klimacie mógłby być wspaniały. A na pewno mógłby być bardziej dopracowany wizualnie, bo choć “Mroczny Mściciel” ma znakomicie stworzony świat, to jakość animacji pozostawia sporo do życzenia. “The Animated Series” było rysowane przez Japończyków, stąd jego niepowtarzalny, znakomity styl. Serial Amazonu wygląda przy nim momentami naprawdę biednie, co zwiastuje choćby mało efektowne intro. Nie ma w nim nawet ułamka tego geniuszu, co w sekwencji otwierającej stary serial. Brakuje też na pewno doskonałej, zapadającej w pamięć muzyki. Nie zrozumcie mnie źle, to nie jest brzydki serial, ale pięknym nazwać się go nie da. Jednie dubbing stoi na tradycyjnie bardzo wysokim poziomie, chociaż z oczywistych względów Kevin Conroy nie użycza już swojego głosu Nietoperzowi.
Zacząłem od kontrowersji, więc i nimi zakończę. Celowo nie wracałem do tematu feminizacji “Mrocznego Mściciela”. Jeśli po pierwszym odcinku uznacie, że robienie z Pingwina baby jest przegięciem pały i nie będziecie brać udziału w tej fanaberii, to całkowicie was zrozumiem. Ten i jeszcze kilka innych zabiegów fabularnych i wizualnych są po prostu głupie i niepotrzebne. Jeśli jednak przyjąć, że tak jak w komiksach mamy wiele różnych wersji bohaterów, to czemu odmawiać podobnej możliwości serialowi animowanemu? Jeśli scenariusz ma sens, to dlaczego nie? Ja się przekonałem i drugą połowę sezonu (znacznie lepszą od pierwszej) śledziłem z niekłamanym zainteresowaniem. “Batman: Mroczny Mściciel” nie jest żadnym epokowym dziełem ani dekonstrukcją postaci Nietoperza. To nieco poważniejsza w tonie kontynuacja serialu dla dzieci, który w latach 90tych wytyczał szlak dla nowoczesnych animacji. Według mnie operacja wskrzeszenia się udała, a pacjent ma się całkiem nieźle. Czekam na drugi sezon i wejście pewnego uśmiechniętego pana.
Batman: Mroczny Mściciel (sezon 1)
-
Ocena Crowleya - 7/10
7/10
Mi tam kobieta pingwin nie przeszkadzała ale odpadłem po drugim odcinku bo serial mnie znużył – obejrzałem z ciekawości, przekonałem się jakie to jest no i stwierdziłem że całkiem ok ale trochę jednak zbyt dziecinne i uproszczone. Jakbym miał te 13 lat to pewnie nie mógłbym się oderwać od ekranu 🙂 Pewnie kiedyś do tego wrócę ale już w własnym dzieciakiem 🙂
Dla mnie największym minusem jest u współcześnienie lat 40. Po co osądzać fabułę w tych latach, skoro nie ma problemow z nimi związanych? Barbara to postać idealna, Bullock jest cieniem tego, którego pamiętam z dzieciństwa. W dodatku (Spoiler) jak to możliwe, że mimo ewidentnych przewinien Bullock nie siedzi w Blackgate?
Idealizm Barbary zderzył się z rzeczywistością w 7 odcinku. A Bullock został „bohaterem” po 4 odcinku(po „rozprawieniu się z” firefly)
Oglądałem recke na ponarzekajmy, gadali że bez rewelacji, na rozlanym mleku chłop wyliczył wpadki scenariuszowe, teraz tutaj też niezbyt przychylna opinia chociaż przykryta solidna oceną. Zamierzałem przysiąść do seansu, ale chyba sobie odpuszczę. Dałeś pozytywną ocenę, jednak to co napisałeś, ostatecznie mnie zniechęciło. Podziękuję za serial o Barbarze udający serial o Batmanie. Widziałem intro i według mnie, wygląda świetnie. Będziecie robić nowy sezon rings of pała?
A ja dokładnie odwrotnie. Mimo, że feminizacja mnie zniechęca to po przeczytaniu recenzji mam ochotę to obejrzeć. Dodam, że sam tekst bardzo dobry i ładnie, poprawnie napisany. Dziękuję i dam znać czy się spodobało.
Moim zdaniem spróbuj obejrzeć 4 odcinek. Zaczyna się infantylnie(policjanci udają zbirów) aby złapać batmana, więc musisz wytrzymać te parę minut. Ale potem jest mrocznie pod koniec odcinka, że aż jest ci szkoda tego złoczyńcy który się tam pojawił.
Tak chcą wszystko feminizowac, ale serial jednak nazywa się Batman w obawie, że zbyt mało osób obejrzy 😉
Akurat „kobieta pingwin” mi nie przeszkadza
Pingwin był zawsze postacią elegancką. To w sumie można przerobić go w taką postać „sceniczną”. Więc tak przedstawiona „kobieta pingwin” pasuje.
Clayface też mógłby być kobietą bez straty na fabule. Co innego
Jestem po 6coi odcinkach i podoba mi się, nawet bardzo. Jest klimat, jest prostota, nie ma żadnych feministycznych bredni, postać Batmana jest ciekawa a pozostałe Panie więcej w swojej postawie mają z mężczyzn niż feministek. Chyba dałbym ocenę o oczko wyższa, w każdym razie spieszę polecić. Przemyślane i fajne.
Pingwina no trochę szkoda, ale Pingwinka jest na tyle odjechana, że po paru odcinkach nie stanowi już problemu.
Od razu po ostatnim odcinku oceniłem na 8/10, ale potem odjąłem oczko. Liczę, że drugi sezon będzie lepszy. Fajnie, że się podobało.
Dla mnie serial jest bardzo poprawny. Postacie kobiece (Barbara, Montoya i Quinn) wypadają wiarygodnie i mają wiarygodne relacje. Szkoda, że Montoy-i odebrali trochę atrybutów kobiecości – w pracy musi być twarda, ale prywatnie mogłaby być inna, co by dobrze ze sobą współgrało. Elementy paranormalne, to rzeczywiście najsłabsza część serialu. Szkoda też szybkiego zejścia że sceny pingwina, bo porachunki boss-ow mogłyby napędzać akcję, a zdrada i kara miałaby większy ciężar. Serial dość przyjemny i do obejrzenia (7/10)