GryGry Wideo

The Falconeer – na skrzydłach sokoła

Tylko na skrzydłach sokoła jesteśmy wolni od wód, które nas wiążą. The Falconeer zabierze nas w pełną przygód podróż po Ursee – starożytnym, wyspiarskim świecie, podzielonym pomiędzy kilka zwalczających się frakcji, pełnym intryg, walki i przemocy. Przyjdzie nam go podziwiać z punktu widzenia tytułowego sokolnika.

Świat, nad którym przyjdzie nam latać, zalatuje momentami nieco Grą o Tron. Znajdzie się tu nawet kilka bezpośrednich odniesień do tego serialu. Podobnie jak tam, występuje tu także podział na kilka zwalczających się ugrupowań. Gracz wciela się w rolę sokolnika–najemnika, który będzie wykonywał zadania dla wszystkich ze stron – gra jest podzielona na kilka rozdziałów, a każdy z nich poświęcony jest jednej z frakcji. Historię poznamy więc z perspektywy każdej z nich.

Rozgrywkę w The Falconeer można przyrównać do klasycznych gier zręcznościowych z samolotami w roli głównej. Tu również nasze misje polegać będą na walce z powietrza, ale zamiast stalowej bestii, sterować będziemy ogromnym ptakiem, wyposażonym w działko. Sama walka jest ciekawie zaprojektowana i zmusza nas do wykorzystywania zwinności naszego zwierzaka przy manewrowaniu nim między wrogami czy wykonywaniu uników.

Rzecz podstawowa, czyli mechanika latania sokołem, wyszła rewelacyjnie. Stanowi ona oś całej gry, zaś pozostałe elementy sprawiają wrażenie zbudowanych wokół niej. Sterowanie jest responsywne, a ptak z pewną dozą bezwładności odpowiada na nasze komendy. Gra dosłownie daje nam możliwość poczucia się wolnym. Sam często łapałem się na tym, że wykonywałem różne akrobacje, próbując przecisnąć się przez ciasne przejścia, czy starając lecieć najniżej, jak się da nad wodą, podziwiając morskie zwierzaki przemykające wśród fal albo nawodne jednostki – jedne pod pełnymi żaglami, inne hałasujące pokładową maszynerią i kopcące kłębami dymu. Coś świetnego, odświeżającego i niesamowicie relaksującego.

Grafika jest oszczędna, nieco umowna, ale sprawia wrażenie idealnie dopasowanej. Statki, zarówno te pływające, jak i latające, mają ciekawy design, ładnie się prezentują i są bogate w szczegóły. Podczas ich ostrzeliwania odpadają od nich różne elementy. W tych nawodnych płoną żagle i łamią się maszty. Sokoły wrogich sokolników po ostrzelaniu gubią pióra. Mnóstwo tu takich drobnych detali i szczegółów. W parze z dobrą oprawą graficzną idzie wyśmienita oprawa dźwiękowa. Wszelkie pojazdy wydają fajne dźwięki, sokoły po trafieniu piszczą, a ścieżka dźwiękowa przygrywająca w tle podczas bitew jest kapitalna. Momentami wręcz monumentalna i epicka, kojarząca się nieco z Grą o Tron.

Niestety The Falconeer nie jest idealny. Ma nawet całkiem sporo zgrzytów. Poczynając od tutoriala, który każe nam coś zrobić, ale nie tłumaczy zupełnie jak. Na samym początku pomocna może okazać się instrukcja – dostępna na Steam, która krok po kroku omawia najważniejsze elementy sterowania sokołem. Bez niej jest ciężko opanować technikę latania, opierając się tylko na wbudowanym samouczku.

Kolejny zgrzyt to powtarzające się schematy misji, których tutaj mamy w sumie trzy rodzaje. I to te najbardziej oklepane, które wszyscy „uwielbiają”: znajdź i zniszcz, eskorta i oczywiście typowy fedex (czyli coś gdzieś dostarczyć). Odniosłem nawet wrażenie, że są one tylko pretekstem, by jakoś wypełnić rozgrywkę i dać graczowi powód do latania.

Niestety Sokolnik nie ustrzegł się błędów. Trafiłem na kilka, chociaż tak właściwie to jeden powtarzający się, kiedy skrypt odpowiedzialny za popchnięcie zadania do przodu nie zadziałał. Eskortuję sobie stateczek do jakiegoś portu i nagle zaatakowali mnie piraci. Wywiązała się bitwa, w której wybiłem wszystkich i… nic się nie zadziało. Latałem więc w kółko nad statkiem, czekałem, ale nic z tego nie wynikało. Stateczek sobie radośnie stał pośród fal i nie wykazywał żadnych chęci współpracy. Pozostał tylko restart misji z nadzieją, że tym razem skrypty zadziałają prawidłowo.

The Falconeer zapowiadał się intrygująco. Miał potencjał w postaci świeżego pomysłu, świetnej mechaniki latania sokołem i bardzo fajny setting. Przy bliższym poznaniu okazał się niestety wydmuszką, z pustawym światem i powtarzalnymi do znudzenia zadaniami. Dobrze się sprawdza, jeśli usiądzie się do niego na godzinkę-dwie, a nie na kilka, bo wtedy potrafi srogo zmęczyć i znużyć. Latanie jest genialne samo w sobie, tym bardziej wielka szkoda, że reszta wyszła mocno średnio.

Mam wrażenie, że Tomas Sala, tworząc grę, próbował opowiedzieć historię o jedności sokolnika i jego sokoła, który miał być czymś więcej niż tylko przerośniętym dawcą pierza. Niestety jednak tej większej głębi nie udało się tutaj osiągnąć i gra przez większość czasu stanowi dość prostą zręcznościówkę.

Gra nie jest długa. Jej przejście zajęło mi ok. 13 godzin, aczkolwiek nie skupiałem się na wykonywaniu wszystkich misji pobocznych, a raczej na głównym wątku fabularnym. Jeżeli szukasz ciekawego doświadczenia na krótkie sesje, to w tej roli The Falconeer sprawdzi się nieźle.

  • Ocena kr4wca - 7/10
    7/10

 

W grę zagraliśmy dzięki uprzejmości wydawcy.

Grę można zakupić na Steam:

https://store.steampowered.com/app/1135260/The_Falconeer/

Jest także dostępna przez najbliższy tydzień (od 4 do 11 lipca) do odebrania za darmo na EpicGames:

https://store.epicgames.com/pl/p/the-falconeer

kr4wi3c

Niepoprawny marzyciel, słuchający na codzień dziwnie nie wpadającej w ucho muzyki z gatunku tych ostrzejszych, grający z reguły we wszelkiego rodzaju FPS'y podszyte lekko warstwą cRPG ale nie pogardzający też cRPG pełną gębą oraz raz na jakiś czas jakąś przygodówką z rodzaju tych starszych. Kiedyś NaPograniczu, obecnie FGSK

Related Articles

Komentarzy: 2

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button