I kiedy wydawało się…
Sezon 4 dobiegł końca. Jeszcze miesiąc temu serial The Boys był w moim serialowym TOP 3. Możecie uważać to za przesadę, ale kochałem to uniwersum i jarałem się tym czwartym sezonem. Tymczasem dostaliśmy jeden naprawdę dobry odcinek, dwa znośne, a reszta to katastrofa. Nawet jeśli finał byłby super dobry, to nie zrekompensowałby bólu, jaki co tydzień zadawali mi twórcy serialu. No, ale czy sam finał im się udał? Spokojnie, najpierw spójrzmy na przedostatni odcinek, podprowadzenie pod ostateczne rozstrzygnięcie.
Wtyczka
Początek odcinka jest naprawdę niezły. Znów dostajemy film w filmie i to od strony technicznej jak zwykle nie zawodzi. Ryan siedzi sobie na fotelu, jest nagrywany odcinek świąteczny, w tle leci wesoła, świąteczna piosenka o tym, by się nie szczepić i donosić na członków swojej rodziny, jeśli nie podzielają opinii, że ziemia jest płaska, a starożytni kosmici wybudowali dla nas piramidy. Ot wesoły, bardzo miły przerywnik. Ryanowi nie podoba się tekst piosenki, strzela focha, jak na gwiazdę przystało, i odchodzi zostawiając zakłopotaną ekipę filmową.
Następnie mamy duet pato-kochanków, których połączyło wspólne zainteresowanie laktacją. Do tego duetu inteligentów dołącza Siostra Sage i od razu dostajemy łopatą w łeb. Czarna kobieta jest mądra, dwójka białych to tylko podążające za prymitywnymi instynktami neandertale. Ach, subtelni ci producenci, nie ma co. Całej dość nudnej rozmowie przysłuchuje się A-Train, który najwyraźniej zaczyna domyślać się, że nie jest najostrzejszą kredką w tym piórniku i wkrótce jego zabawa w Hansa Klossa może się skończyć.
Na ekranie pojawia się chyba największy przegryw całego serialu. Deep leży sobie na łóżku, a obok niego ośmiornica (w kontekście późniejszych wydarzeń warto zwrócić uwagę, ile czasu stworzenie jest poza akwarium i jak poza nim się zachowuje). Nasz bezużyteczny superbohater otrzymuje wiadomość od Siostry Sage i okłamuje swoją „ukochaną” – bardzo potrzebny watek. Nie dość, że popycha fabułę do przodu, to jeszcze zmusza widza do intensywnych rozmyślań na temat trwałości związków międzygatunkowych. Cytując Michaela Fassbendera „Perfection”.
Jaka (wcale nie piękna) katastrofa
Ann rozmawia ze swoją matką, która wstydzi się za córkę. Tymczasem Hugh zbiera wszystkie haki, jakie ma na Newman w jednym miejscu i chowa je w doskonale ukrytym i świetnie zabezpieczonym domowym sejfie. Później mamy żenującą rozmowę o kostiumie Starlight (kto z Was w tym momencie nie pomyślał, że wie, po co Hugh tak naprawdę go zachował? No właśnie…). Ann tłumaczy, dlaczego nie zdecydowała się urodzić. Takie średnie to wszystko, trochę wycofywanie się rakiem z wcześniejszych decyzji, ale nie będę się tutaj rozwijał nad słusznością tego wątku.
Następnie nasz superszpieg A-Train niesamowicie sprawnie podchodzi Sage i robi jej zdjęcie, kiedy dogaduje się z zamachowcem (bo przecież ma być zamach na prezydenta-elekta, tylko czy zostało to jakoś mocniej zasygnalizowane? Znów nieuważnie oglądałem?).
No i nadeszła ta chwila. Największa głupota w świecie The Boys. Trzymajcie się mocno, bo towar jest naprawdę wysokiej jakości. Do kryjówki wchodzi Rzeźnik. Wygląda jak śmierć na chorągwi, ewidentnie nie jest w życiowej formie. Zdradza ekipie, co zrobił z Samirem. Wywiązuje się dyskusja, czy zabić wszystkich supków, czy nie. Całą tę nawet niezłą sekwencję kończy dramatyczne wejście wielkiego eksperta od wirusów. A jest nim… uwaga uwaga… jeszcze chwilka niepewności… Ten ktoś ma pomóc Samirowi sprawić, by wirus, mający zabić Ojczyznosława, stał się stabilny. Ten ktoś ma mieć podobne doświadczenie i wiedzę co super-spece pracujący wcześniej dla Godolkina, a później dla Newman. I tym kimś jest oczywiście… Francuz. Kurtyna, koniec spektaklu. The Boys oficjalnie się skończyli.
Możemy się rozejść. Do zobaczenia przy okazji jakiegoś innego serialu. Jak można było wpaść na tak durny pomysł? Przecież Francuz był w ekipie od samego początku. Dlaczego nie zrobił tego wirusa? Albo przynajmniej od dawna nad nim nie pracował?
Dodatkowo jeszcze więzienia w tym serialu są jak hotele, wchodzisz kiedy chcesz, wymeldowujesz się, jak przestanie ci się podobać. Super sprawa. Przecież wszystko można wyjaśnić zakulisowymi znajomościami, prawda?
Świąteczny czas. Magiczny czas.
Mamy święta, więc muszą być prezenty. Nikogo, umieszczającego upominki pod choinką Ryana, nie zdziwił wulgarny napis na jednym z nich, więc postanowił go tam zostawić. Prezent miał się pod choinką znaleźć i koniec tematu, nie ma co się tłumaczyć. To prezent od Rzeźnika. Przedstawiający jego z żoną i psem. Wzruszające.
MM ma rozterki, nie pierwszy i nie ostatni raz. Tylko kogo to jeszcze w ogóle obchodzi? Kolejny raz widzimy problemy jego żony i córki. Bla bla bla, ten temat był międlony tak wiele razy. #nikogo. Duet Ashley – A-Train, czyli sojusz zawarty nad muszlą toaletową, to kolejny nic nie wnoszący, słabo napisany wątek, który – podobnie jak rodzina MMa – nie wzbudza we mnie żadnych emocji.
Czas trochę przyśpieszyć, bo jesteśmy dopiero w 20 minucie odcinka. Wątek zamachowca. Kto by się spodziewał, że ekipa Ojczynosława zatrudni do zadania zabicia prezydenta-elekta supka? Ja się tego spodziewałem, ale nie Rzeźnik, Hugh i Ann. Zamachowcem będzie zmiennoskóra, albo zmiennoskóry (kurde, nie wiadomo, jakie ten supek ma zaimki. Nie chcąc go/jej/tego obrazić, umówmy się, że będę używał nazwy „zmienny”). Obsadzenie zmiennego w roli zamachowca jest super odkrywcze. Naprawdę pogratulować oryginalności. Jednak zmienny nie jest takim zwykłym zmiennym. Żeby się przemienić, musi zedrzeć z siebie poprzednią skórę. Styl Boysów powiecie. Ja mówię: praktycznie mnie to już nie rusza.
Tak samo nie rusza mnie moralizator A-Train, tłumaczący MM’owi, na czym polega odpowiedzialność. Coś w stylu: „Wiesz MM, niektórzy mówią, że nie można chlać, jak się ma dzieci, ale to nieprawda. Można, tylko trzeba wstawać rano. Na tym polega odpowiedzialność”. I kompletnie nie rusza mnie historia przeszłości Kimiko. Ten sam kotlet odgrzany po raz nie wiadomo który, już dawno smakuje jak podeszwa, ale twórcy wciąż nas nim częstują.
Kapitan obleśność powraca
Nie wiem, czemu ma to służyć. Czemu twórcy wrzucają do serialu takie sceny? WebWeaver, któremu puszczają zwieracze. Gratulacje. Oglądałem z wypiekami na twarzy, bez żenady i niesmaku. A tak naprawdę to nie. I znów gang białasów to ci głupi, o niskim IQ, niepotrafiący zapanować nad sobą, niepotrafiący trzeźwo myśleć i kalkulować na chłodno. Panie reżyserze, już nam pan to mówił.
Jednak spokojnie. Z odsieczą dla tego odcinka powraca Deep. Potrzebowaliśmy go. Tęskniliśmy, kiedy zniknął. Otóż ośmiornica-kochanka dowiaduje się o zdradzie. Deep niewiele myśląc postanawia się jej pozbyć. Tłucze akwarium. Teraz wracamy do sceny na łóżku (prosiłem, żebyście ją zapamiętali). Ile czasu ta ośmiornica normalnie funkcjonuje poza akwarium? Długo. Tymczasem teraz momentalnie zaczyna się dusić i po krótkiej chwili umiera. Teraz akurat było potrzebne to, że nie umie oddychać poza akwarium, wcześniej było potrzebne co innego, nie ma co robić z tego dramatu. Scena długa, znów kompletnie niepotrzebna. Przedostatni odcinek, najważniejszy moment sezonu, a my tracimy czas na romans Deepa i ośmiornicy. Ktoś odleciał.
Rozmowa Hugh z Newman jest krótka, dość naiwna i mało treściwa. Hugh rzuca tekstem o przesiedleniach, Newman udaje, że wiedziała, choć wcale tak nie jest. Rzuca kondolencjami z powodu śmierci ojca. Raczej wiadomo, że pani wiceprezydent-elekt w ostatniej chwili zmieni stronę, podejrzewam, że nawet osobiście załatwi zamachowca na oczach całego świata, zdradzając w ten sposób, że jest supką.
Deep i Noir wpadają do Chłopaków w odwiedziny i jest to najlepszy moment tego odcinka. Fajnie się to oglądało. Szkoda tylko, że Deep okazuje się nagle absolutne niezniszczalny. I nikt nie wie, jak go załatwić. Fajnie. Czyli właściwie czemu jest mniej groźny dla świata od Ojczysnozława? Przy okazji dowiadujemy się także, że nowy Noir, w przeciwieństwie do poprzedniego, potrafi latać. Chłopaków w walce z dwoma członkami Siódemki wspiera A-Train, który postanawia się ujawnić, oraz rezygnujący z rodzinnych wakacji w Belize MM. Niezła scena z małymi wadami, które są do wybaczenia.
Bolesne podsumowanie
A-Train i Ashley wesoło sobie gaworzą. Nie wiedzieć czemu, kobieta postanawia zostać. MM, Ann i Rzeźnik świętują swoje zwycięstwo w barze. Do Ann podchodzi fanka, żeby zrobić sobie z nią zdjęcie (ach, jakże chytrzy są scenarzyści. W ogóle nie jest to podejrzane. Przecież co chwila dostajemy takie sceny).
Ojczyznosław jest za głupi, żeby dojrzeć geniusz Sage, więc postanawia wyrzucić ją z ekipy. Ekipy, która jak widać jest naprawdę niezła. Deep i Noir idą sobie przez korytarz i sto razy mówią słowo „koleś”. Podobno jest to śmieszny żart. Piszcie w komentarzach, czy też was to rozśmieszyło. Czy musieliście na chwilę zatrzymać seans, bo nie mogliście przestać się śmiać? Potem swoje trzy grosze dokłada jeszcze Sage, która umawiała się zarówno z Deepem jak i Noirem. Klasa wątek.
Odcinanie nogi Kimiko było całkiem spoko pomysłem. Tylko późniejszy tekst, że Francuz wyciągnie z tej nogi wirusa, to kontynuowanie fatalnej decyzji z wcześniejszych momentów odcinka. Bo w takim razie na kija im był ten Samir? Francuz mógł wyciągnąć wirusa z zarażonej owcy i go udoskonalić. Wszystko się rozpadło, nic w tym serialu nie trzyma się kupy.
Tak jak kolejna volta Ryana. Ten dzieciak musi mieć rozdwojenie jaźni. Naprawdę. Znów końcówka sezonu i znowu on cudownie zmienia stronę. Weźcie już mu wstrzyknijcie ten wirus i będzie po kłopocie. Robienie jakiegokolwiek wątku wokół Ryana zupełnie mija się z celem. Aha, a Kessler chyba przejmuje kontrolę nad ciałem Rzeźnika.
Na koniec jeszcze dowiadujemy się, po co Hugh trzymał ten kostium. Dobrze myśleliście, właśnie po to. Tylko, że to nie Ann, lecz zmienny, a pani od selfie wcale nie była fanką Starlight. Supek zamachowiec wykrada laptopa z sejfu, a Ann siedzi w jakiejś piwnicy uwięziona i bezbronna.
A za chwilę grande finale.
Assasination Run (lub jakaś inna nazwa odcinka 8)
No i dotarliśmy do ostatniego odcinka. Można powiedzieć: „nareszcie”, bo ten sezon był prawdziwą drogą przez mękę. Odcinek zaczynamy od garstki newsów ze świata. Prezydent-elekt czeka na zatwierdzenie, co ewidentnie denerwuje MM’a oraz pichcącego wirusa Francuza, albowiem czas nieuchronnie im ucieka. Tymczasem Ann w mieszkaniu Hugh’ego opowiada łzawą historię swoich dziadków, by potem oświadczyć się swojemu wybrankowi. Walić patriarchat! Póki co sami mamy się domyślić, że o to chodzi, później „fałszywa Ann” sama wypowie te słowa. Jest jeszcze krótki tekst o wkładaniu gdzieś dwóch palców (typowa dla tego sezonu obleśność).
Nieźle wygląda wątek Butchera umierającego gdzieś w szpitalnej piwnicy. Karl Urban kolejny raz wznosi się na wyżyny gry aktorskiej. Cały odcinek finałowy to seria jego niezrównanych popisów. On jeden trzyma w tym serialu równy poziom (Ojczyznosław ma mimo wszystko kilka słabszych momentów, ale to tylko moja opinia). Kessler jako diabeł na ramieniu szepcze Rzeźnikowi do ucha, że to jeszcze nie koniec, że jeszcze mogą wszystkich pozabijać. I wtedy zjawia się Grace, była szefowa Rzeźnika, ta która pociąga za wszystkie sznurki i ma niemal nieograniczoną władzę. Wszystko już było, a jednak całkiem fajnie się to ogląda. Jest chemia między postaciami. Szkoda, że tak późno.
Ojczyznosław czuje się zdradzony przez syna, trochę wyładowuje na nim swoją złość, trochę nie radzi sobie z własnym bałaganem w głowie. Rozwala meble w swoim pokoju i konfrontuje się na poważnie z Ryanem. A później dostajemy typowy zapychacz. Rozmowa Ann ze Zmienną (jak się okazuje to jednak ona). Nie wiem, czemu ta rozmowa ma służyć. Jest fatalna, do pominięcia, naprawdę mam dość tego typu „wrzutek”. Sezon się kończy, a cały czas dostajemy jakieś gówniane zapychacze.
Za to rozmowa Hugh’ego z Rzeźnikiem jest doskonała. Wzruszająca i świetnie zagrana. Ci dwaj dawno nie mieli tak dobrej wspólnej sceny. Aż się przypomniał klimat z pierwszego sezonu. No, ale nie mamy czasu na dłuższy zachwyt, bo oto nadchodzi pierwszy w całym sezonie punkt zwrotny. Ojczyznosław totalnie się odpala i na wizji demonstruje wszystkim, że Newman jest supkiem. Pełne zaskoczenie, świetny plot twist. Cała moja teoria o tym, jak okaże się, kim jest pani wiceprezydent-elekt, wzięła w łeb. To się scenarzystom udało.
Wszystko obróciło się o 360 stopni.
Prezydent zostaje wybrany. Hugh, jak to on, trzymał wszystkie najważniejsze rzeczy w jednym miejscu i nie miał żadnych kopii ani skrytek. Wszystko na jednym laptopie. Geniusz. W sprawie wyborów mamy absolutny bajzel. To, co się dzieje wokół prezydenta, jest astronomiczną kpiną. Singer (który swoją drogą chyba najbardziej ze wszystkich pionków w grze o prezydenturę przypomina Trumpa) zostaje oficjalnie prezydentem i pierwsze co mówi, to że trzeba ogłosić szybko nowe wybory, bo Newman oszukiwała. Przecież on o tym wiedział, nie było sposobu, żeby to jakoś światu pokazać?. Scenarzyści sami zapędzili się w kozi róg i nie wiedzą, jak z niego wybrnąć. Jedną głupotę naprawiają następną, jeszcze większą. Okazuje się bowiem, że w kampanii wyborczej nie wolno kłamać i „najpierw mówisz kim jesteś, a dopiero później prosisz o głosy”. Serio?
Przy okazji Singer oficjalnie rzuca wyzwanie Newman mówiąc, że jeśli chce być wiceprezydentem, to musi go zabić. Sytuacja przenosi się do szpitala, gdzie Butchera odwiedza nie kto inny jak nasz kochany Ryan. Kolejny finał, kolejnego sezonu i znów melodramat z udziałem dzieciaka. Deja vu to mało powiedziane. I znów ta sama stara śpiewka. Ukryjemy Ryana tak głęboko, że go ojciec nie znajdzie. Fatalnie.
Tymczasem Ashley ma zostać odstrzelona wraz z większością pracowników Vought. Kiedy śmierć zaczyna zaglądać w oczy, jest tylko jedno rozwiązanie: wziąć związek V. Lek na wszystko, ale o tym już przecież wiemy. Ashley pewnie odegra jakąś nieznaczną rolę w następnym sezonie, ale szczerze wątpię, żeby dożyła końca serialu. Jest jeszcze Homelander upokarzający petardę, mimo że wszystko co robi, robi dla niego (narażając przy tym zdrowie i życie).
Przenosimy się do bunkra. Gdzie Singer kolejny raz pokazuje swoje chamstwo. Przecież ten gość to totalny prostak i typ dyktatora, któremu wszyscy mają się podporządkować. Jeszcze raz przypominam, że to on dogadywał się z Edgarem w sprawie supków w wojsku. Ten sam gość, jestem o tym przekonany, nie zawahałby się wybić wszystkich supków wirusem. To on jest tutaj kimś w rodzaju faszysty. I to pokazuje troszeczkę (chyba niezamierzenie), że gdzie dwóch skrajnych się bije, tam może wygrać opcja nawet bardziej radykalna niż pozostałe dwie.
Ann jakimś cudem udaje się uwolnić (nie pytajcie). Ratuje prezydenta przed atakiem zmiennej. Jest to trochę dziwne, że zaprawiona w bojach Kimiko nie daje rady, a pozbawiona mocy Ann jakoś sobie z przeciwniczką radzi.
Obłędna jest za to rozmowa Ojczyznosława z Newman. Jak kreujemy kogoś na sukinsyna, to napiszmy mu kilka właśnie takich scen. Proste? Proste. Groźby Ojczyznosława są mocne, trafiające w punkt i możliwe do spełnienia.
Za to kłótnia Ann i Hugh’ego jest absurdalna. No jak ona może oskarżać go o to, że przyjął jej zaręczyny myśląc, że to ona? Nie chcę mi się wchodzić w szczegóły. Czy ktoś oglądał ten moment bez autentycznego zażenowania? Scenariuszowy dramat.
Nic się nie zmienia
Kontynuujemy naszą podróż przez, można powiedzieć, tradycyjny finał sezonu. Newman widząc, że z Ojczyznoslawem nie ma żartów, szuka pomocy u Chłopaków, no bo gdzie? W tym samym czasie Deep i Noir robią czystki w Vought. Przy okazji Noir kolejny raz pokazuje, jakim jest idiotą nie wiedząc, która kobieta to Ashley. Przecież widział ją tylko jakieś tysiąc razy. A Deep jest typowym Deepem, choć przy okazji rozmowy z jednym z pracowników Vought pada świetny żart o zarobkach dla scenarzystów. No i jeszcze „świetny” tekst z morderczą pałą (gratulacje dla pomysłodawcy).
No i wreszcie mamy satysfakcjonujące zamknięcie wątku Francuza i Kimiko. Nie ukrywam jednak, że sprawiłoby mi to więcej radości, gdyby nie pewne wątki z tego sezonu, które po prostu trzeba było w nim umieścić. Każdy wiedział, jak powinno się to skończyć, ale trzeba było dodać całą masę zakrętasów i wypełniaczy. Och, jakże to zepsuli, jak oni to zepsuli… Tragedia.
Tymczasem Ryan, jak to ma w zwyczaju w ostatnich odcinkach każdego sezonu, zmienia zdanie co pięć minut. Jest jak chorągiewka. Już wydaje się, że dał się przekonać, by po chwili zabić z zimną krwią Grace i wkurzyć Rzeźnika.
No i zostało nam dziesięć minut sezonu. Straciliśmy tak wiele czasu, by dotrzeć do tego momentu. Naprawdę okrutni są twórcy w tym sezonie. Dali nam nic niewartego gniota myśląc, że dziesięć minut akcji nam to zrekompensuje.
„Zaskakujący” finał
Wjazd „na chatę” Rzeźnika jest wybitny. Tego naprawdę chyba nikt się nie spodziewał. Zabójstwo Newman było pięknym twistem. A ten uśmieszek, samozachwyt i rzucone do kolegów „nie ma za co”, to było The Boys w starym najlepszym stylu.
Jednak to trochę za mało. Widzimy załamanego Ojczyznosława, który na domiar złego dowiaduje się o śmierci Newman. Lecz wtedy zjawia się Sage, która od początku miała plan i wszystko poszło zgodnie z nim. Przewidziała, że Singer rzuci w bunkrze, że chciał zabić Newman, ktoś to nagrał, wrzucił do sieci i prezydent w ekspresowym tempie poszedł siedzieć. Nie pytajcie jak, scenarzyści sami nie wiedzą. W ciągu kilku chwil pan speaker zostaje nowym prezydentem i oddaje pełnię władzy Ojczyznosławowi. Przy okazji Sage pokazuje, że ma swój honor i jak się na coś umawia, to dotrzymuje słowa. Mimo że została potraktowana jak śmieć. Dała słowo i go dotrzymała. Śmiech na sali, jakie to jest słabe.
A potem to już muzyczka i typowy clifhanger, który ma trzymać widza w niepewności przez następny rok. Otóż ekipa się rozjeżdża, ale służby nie dają się oszukać. MM, Francuz i Hugh trafiają do więzienia. Ann ucieka (ponieważ odzyskała jakimś cudem swoją moc), nie wiemy co się stanie z Kimiko. Za to Butcher jedzie sobie przez noc (swoją drogą w tej scenie pierwszy raz w tym serialu jest jakieś fatalne CGI) i wesoło szczerzy się do znajdującego się na tylnym siedzeniu Kesslera.
Jest jeszcze scena po napisach, gdzie dowiadujemy się, że Soldier Boy żyje, tylko sobie śpi.
Finał sezonu jako pojedynczy epizod nawet się broni, ale dostajemy kolejny raz to samo. Nic się nie zmienia. Cały sezon praktycznie nie popchnął fabuły do przodu. Wszystkie ważne rzeczy można było upchnąć w max 3 odcinkach. Twórcy zapowiadają, że następny sezon będzie super. Ten finał może być tego zwiastunem. Pewnie za rok znów dam się na to nabrać i będę jarał się jak dziecko przed premierą pierwszego odcinka.
-
Wtyczka - 5/10
5/10
-
Assasination Run - 8/10
8/10
Mam na odwrót. 7 odcinek był ok, 8 to był istny kurfa dramat!
Wszystko co najgorzej Kripke robił w Supernaturalu tu przeniósł. Czyli wywracanie akcji do góry nogami na koniec. Tylko że w Supernaturalu przynajmniej budował postacie, akcje i napięcie całymi sezonami, wiec na koniec człowiek faktycznie był zszokownay. Jak w 6 czy 8 sezonie z tego co pamiętam.
Ohydna polityka i nawiązania do Trumpa. I to w tak niefortunnym momencie. Żenada. Jak ktoś mi będzie mówił, że oni zawsze tacy byli, tylko ktoś głupi nie widział, to jest TURBO DEBILEM. Co zabawne, ludzie powtarzający te brednie po innych myślą, że to oni są błyskotliwi (tylko ktoś im musi coś mówić by o tym pomyśleli xDDD), a ci co uważają inaczej są debilami. No trudno 🤣🤣🤣
Jak ktoś z Amazona pozwolił, żeby ten ostatni tekst Petardy Idiotki wybrzmiał? No jak?! To jest istny skandal.
Wszystkie idiotyzmy całego sezonu uderzyły w ostatnim odcinku ze zdwojoną siłą. Wszystkie wady scenarzysty ,wszystkie problemy współczesnej kinematografii. Dramat,
Nie wiem czy zechce mi się czekać na ostatni sezon.
Scena z narzekajacej Annie na Hughie była tragiczna .Moja żona była w szoku, co to za debilizm. Strzelam, że ktoś tam pomyśłał nawet by tu wpleść gwałt(kolejny aktualny temat), bo to takie straszne co Hughie zrobił, ale może uznali że to będzie przesada w tej przesadzie.
Ryan to chyba jest kopią Jacka z ostatnich sezonów Supernaturala. Jak w 7 odcinku wzbudził sympatie, to teraz mam go w dupie.
Sage to porażka na całego. Przewidzieć to ona może co najwyżej swój okres, jak jej mózgu ktoś nie przebije (ojej, mizoginia!). Gdzie jej do prawdziwe sympatycznego i mądrego złoczyńcy jak Crowley z Supernatural czy Gabriel/Loki/Trickster. Jak już ma być kobieta to jak Rowena chociażby. Albo Bella.
Chyba tylko ci turbo debile, co myślą ze są turbo błyskotliwi mogli się nabrać na ten plot twist.
Cały sezon 4/10. Final -100/10
Nawet Homelander na koniec zaczął wkurzać.
I tyle o tym Supernaturalu pisze, bo ten serial jest już jakby jego kopią czy kontynuacja. Zmiennokształtny to calkowicie zerżnięty koncept. Różnica w zabiciu tylko. W The Boys scena była idiotyczna. Wystarczy udusić, serio?!
Az sobie chyba zrobię rewatch tamtego serialu, gdzie Kripke miał jakiś rozum jeszcze, a aktor grający Bobby’ego Singera był na szczycie swoich umiejętności.
Że też zgodził się grać w tym gniocie. Jeffrey Morgan też.
Karl Urban powinien zażądać podwyżki 500% lub uciekać.
Żenada i wstyd. Kino się kończy niestety. Wszystko się psuje.
Rant over 😀
Odcinek finałowy niestety nie dowiózł. Znów scenarzysta musiał forsę wziąć, a potem zaczął chlać na umór, przykładowo skąd prawdziwa Annie po wyzwoleniu się z okowów wiedziała, gdzie jest ukryty Singer (po prostu miała wiedzieć i miała mieć czas, aby tam dotrzeć, bo pomysł scenariusza tego wymagała, ale to idiotyczne)?
Wejście Rzeźnika imponujące, ale to właściwie jedna scena (i czy on zabił w tej akcji Zoe? Logika podpowiada, że tak, ale kto ich tam wie).
Sceny Hugh-Annie po ubiciu impostorki to absolutne dno, poziom literatury z Wattpada. Sezon 4: ogólna ocena 3/10 (byłoby 2/10, ale ocenę podnosi odcinek nawiązujący do Monty Pythona).
Zoey na koniec ma scene jak trafia do ośrodka.
Pewnie wróci w 5 sezonie jako zemsta.
Ale kogo to jescze obchodzi xD
To już serial dla tyle spranych mózgów 50% społeczności USA. Do tego doszło w kinematografii. To część kampanii wyborczej i przesuwania granic w polaryzacji.
Jebać to serio. Wściekły jestem na to co widziałem.
W 1 sezonie była fajna scena z Rzeźnikiem i Hughie. Mówił coś o pigułkach. I to było fajne nawiązanie do nowego ruchu społecznego i prześmiewcze. Bez wtrącania na siłę swojej ideologii .Po prostu luźny komentarz. Tego już nie ma.
To fakt, tę Zoe na końcu przeoczyłem jakoś, bo ciary żenady jednak były. Ostatni odcinek niezwykle słaby, cały sezon 4 totalnym nieporozumieniem,
Mnie ciekawi jakie moce dostała Ashley, bo przez chwilę pomyślałem że dostała moce doplera i ona się za Sage podszyła
Ann powiedziała, że namierzyła telefon Hugh’ego i stąd wiedziała gdzie ich znaleźć. Co w sumie praktycznie nic nie tłumaczy, bo po pierwsze jakim cudem satelita miał wskazać, że telefon jest w bunkrze, skąd miałaby wiedzieć jak do tego bunkru się dostać, kto by ją tam wpuścił wiedząc, że już jedna Ann jest w środku, wielopoziomowy kłopot rozwiązany jednym zdaniem, nie rozmawiajmy o tym, ona po prostu się tam zjawiła.
Chyba autor jest troche based i przywala sie do wszystkiego jak moze. Zgodze sie ze sezon byl pelny fillerow nudnych, ze sage wracajaca w koncowce to bzdura, ze Ryan jest uselesss. Ale nie bylo az tak zle
Ja myślę, że i tak jestem dla tego serialu bardziej wyrozumiały niż spora część widzów.
Mi nie przeszkadza przesadne przedstawienie różnych opcji politycznych. Chcą jechać po lewakach, czy prawakach, niech jadą. Oczywiście istnieje różnica między zgrabnym wypunktowaniem kogokolwiek, a żałosnymi żartami, ale ten element jakoś mi nie popsuł odbioru.
W 4 sezonie akurat bardziej przyczepili się konkretnej strony, ale nie zdziwiłbym się gdyby w kolejnym sezonie obrócili ostrze satyry o 180 stopni.
Odnośnie dłużyzn, kiepskiego tempa i niepotrzebnych wątków. Weźmy francuza:
Pod kątem dramaturgii jest prawidłowo. Jego relacja z Kimiko w pewnym sensie jest nagrodą:
Chłop najpierw musiał się cofnąć (relacja z dawną miłością) ten ostatni raz zakosztować dawnego „ja”, zmierzyć się ze wcześniejszymi decyzjami, zrozumieć błędy, przepracować traumy i zdecydować się na dobrowolne poddanie karze, aby wreszcie znaleźć prawdziwą miłość. Nawet nie tyle znaleźć, co dorosnąć, dojrzeć do Kimiko. Klasyczny motyw poprawnej spowiedzi. Niestety kiepsko poprowadzony, do tego gryzie się mocno z konwencję The Boys. Z jednej strony mamy wątki postaci drugoplanowych ciągnące się przez kilka odcinków, a z drugiej strony twórcy za pomocą raptem kilku zdań zmieniają prezydenta, albo wyjaśniają sytuację polityczną. Teoretycznie mógłby to być celowy zabieg:
Uwypuklasz warstwę bohaterów ponad świat w którym żyją, tak aby wydarzenia stanowiły tło dla osobistych perypetii, no ale to chyba nie o tym jest ten serial😊
Oby scenarzyści celowo zwolnili, aby podomykać postacie i podkręcić tempo w finale. Taką mam nadzieję. Rzeźnik, chociaż wiele osób narzeka na nieudany plot twist z tym jego kolegą dawnym, został porządnie umotywowany. Koleś przez cały sezon walczył o Ryana, dawał szansę jedną, drugą, próbował się zmienić, spokornieć. Nieskutecznie. Dzięki temu gdy robi rozróbę w dawnych stylu, jako widz cieszysz się z jego powrotu. Fajny zabieg. Butcher męczył bułę, stał w rozkroku, chciał oddać władzę, ugiąć się pod presją oczekiwań, ale koniec końców, świat NIE pozwolił mu, aby skończył z byciem rzeźnikiem.
Największym problem mam z głupotami logicznymi. Sage jako osoba, która przewidziała WSZYSTKO, łącznie z zachowaniem szalonych owieczek, czy faktem, że BOJSI mają u siebie speca od wirusów. Przecież, gdyby nie mieli speca od wirusów, całość potoczyłaby się inaczej. Skąd ona to wiedziała? Scenarzysta jej powiedział, aby wyszła na alfa i omege. Nie cierpię takich tanich zagrywek, a najgorzej, że Sage jako wszystko wiedzący ( czyli wszystko mogący) wytrych może w każdej chwili wejść i zmienić cokolwiek, twierdząc „Ha ha ha! Taki był plan!”
Aaa i mam szczerze dosyć gołych męskich anusów oraz scen męskiego seksu. W ostrzeżeniach przed nagością, platformy powinny być bardziej precyzyjne. Kategoria „nagość” jest zbyt ogólna. Przed seansem jakiegoś serialu wolałbym wiedzieć, czy występuje tam nagość, którą mam ochotę oglądać, czy będzie tam nagość, której zwyczajnie nie chce oglądać.
3 sezony bardzo mi podobały, z niecierpliwością czekałam na 4 i wielki zawód. Jest po prostu idiotyczny. Fajnie, że ktoś w końcu o tym napisał.
Nie chcę jakoś bardzo bronić tego sezonu, bo głupota goni głupotę, ale z ośmiornica to podobno ma sens. Nie znam się oczywiście, ale przytoczę coś, co mi się przewinęło na Twitterze.
Jeśli ośmiornica się przygotuje, jest w stanie długo wytrzymać poza wodą. Jeśli jednak nastąpi to tak, jak w serialu, czyli wyrwanie jej ze środowiska rozbiciem akwarium i natychmiastowym wystawieniem na powietrze, to zaczyna się dusić. Jest nieprzygotowana. Co czyni to tym bardziej dramatycznym, bo ona nie spodziewała się, że Deep będzie w stanie zrobić jej krzywdę.
Zgadzam się z przedmówcami.
To już nie ten sam serial.
Z wybitności stoczył się do przeciętności.
Może po to ten woke, żeby odwrócić uwagę.
Najlepszy odcinek, dla mnie ostatni, i jeszcze ten z kurami był ok., ale oryginalny morderczy królik a Monty Pythona lepszy.
Klimat świąteczny w odcinku 7, uwielbiam takie klimaty w serialach. To co było najlepsze w tym odcinku to zdecydowanie walka między Deep a Starlight i Noir a Rzeźnikiem, to była świetna walka, cudnie się to oglądało, to było stare dobre The Boys, takie które fani pokochali. Sceny z Homlanderem zawsze na plus, dobrze że wyrzucił Sage, szkoda tylko że na tak krótko. Końcowy twist też mnie zaskoczył i też uważam go za plus odcinka, serio nie spodziewałam się tego.
A teraz Grande Finale.
Finał był bardzo dobry, to był zdecydowanie najlepszy odcinek sezonu, były emocje, zaskoczenia, akcja, wszystko to za co fani pokochali ten serial, co ważne nie było żadnych obrzydliwości takich jak w poprzednich odcinkach. Ten odcinek to było stare, dobre The Boys. Homelander był jak zwykle znakomity, Butcher znakomity, akcja z nim była świetna, to co z niego wylazło to wielkie zaskoczenie, to jak załatwił Neuman było napewno nie spodziewane. Francuz i Kimiko w końcu razem to też coś co jest na plus i co było od początku sugerowane w serialu, tymbardziej niewiem po co zrobili z Francuza geja i dali mu ten cały bezsensowny wątek. Były też minusy jak Sage która jest zbędna i absolutnie nic nie wnosi do serialu. Ryan co do którego twórcy nie mogą się zdecydować czy jest dobry czy może chcą z niego zrobić Homelandera 2.0. Zakończenie odcinka też było bardzo dobre, ciekawe, takie które powoduje że nie możesz się już doczekać nowego sezonu. Odcinek na bardzo mocne 8.