Seriale

Pomylone Analizy: Ród Smoka, sezon 2, odcinek 3 – „Płonący Młyn” [SPOILERY]

Witajcie w analizie trzeciego odcinka Rodu Smoka, naszego ulubionego serialu, który nie ma szczęścia do finałowych scen. Całkiem serio – to był jeden z najlepszych dotychczasowych epizodów, ale znów pozostawił po sobie zły smak poprzez idiotyczną końcówkę. No, ale nie ma się co nad tym teraz rozwodzić, bo odcinek był długi i treściwy. A więc bierzmy się za omówienie. Na razie moje, choć w tym tekście będziecie się mogli spodziewać również komentarza Bluetigera (za jakiś czas).

Ostrzegamy, że poniżej oraz w komentarzach znajdują się spoilery z serialu oraz z Ognia i krwi George’a R.R. Martina, na którym jest on oparty!


Płonący Młyn

Nie wiem czy zwróciliście na to uwagę, ale wydłużyła się sekwencja otwierająca odcinek. Wśród gobelinów znalazły się dwa nowe – pierwszy przedstawia przedwcześnie zmarłego księcia Jaehaerysa, drugi jego mordercę (i kilka niewinnych osób) powieszonych z rozkazu Aegona II. Ale przejdźmy do samego odcinka.

Zaczyna się od sporów „o miedzę”. Widzimy okolicę Czerwonych Wideł i starego młynu. To pastwiska na granicy ziem dwóch ważnych rodów Dorzecza – Brackenów i Blackwoodów. Młody rycerz, Ser Aeron Bracken, wdaje się w pyskówkę z równie młodym przedstawicielem Blackwoodów (Bluetiger podpowiada mi, że w serialu ma na imię Davos). Brackenowie opowiedzieli się po stronie Zielonych, podczas gdy Blackwoodowie wspierają Rhaenyrę Okrutną. Ale tak naprawdę to przykrywka dla znacznie starszego konfliktu obu rodów.

Oczywiście zaczyna się od słów, kończy na bitwie pod Płonącym Młynem. To pierwsze duże starcie wojny, która zostanie nazwana Tańcem Smoków. Przejście ukazujące nam zwłoki Aerona, a następnie pole bitwy usiane trupami, jest doprawdy mistrzowskie. Ale mam trzy uwagi. Po pierwsze – chyba trochę przeszacowano liczbę uczestników tego starcia. Po drugie – w książkach miało ono miejsce już po zajęciu przez Daemona Harrenhal. Po trzecie – wbrew temu, co jeszcze usłyszymy w odcinku (choć wyjaśnię to tutaj, dla oszczędności czasu), działania zbrojne zaczęli nie Brackenowie, a Blackwoodowie. Co więcej byli oni w swych napaściach na ziemie Brackenów wyjątkowo nierycerscy. Hmm… stronnicy Czarnych wybielani przez scenarzystów? Nowe, nie znałem 😉

Wyścig do Dorzecza

Na Smoczej Skale trwa pogrzeb Arryka i Erryka. Trochę mnie dziwi, że ich ciał po prostu nie spalono. Jacaerys wydaje się poirytowany, że obu braciom oddaje się taki sam honor. Jest też zaniepokojony tym, że Rhaenyra jeszcze nie przygotowuje się do wojny. Ta kwestia wróci w odcinku kilkukrotnie. Głosem rozsądku podczas pogrzebu jest Rhaenys. Domyśla się, że ten niesamowicie głupi fortel ze strony Zielonych oznacza, iż Otto Hightower poszedł w odstawkę. Namawia Rhaenyrę, aby jeszcze raz skontaktowała się z Alicent, aby uniknąć rzezi, którą przyniesie walka smoków.

W Czerwonej Twierdzy Criston Cole jest przygnieciony ciężarem obowiązków. A w drodze na spotkanie Małej Rady obserwuje jakość nowych nabytków do Królewskiej Gwardii. To oczywiście pomysł scenarzystów serialu, w książkach chyba nawet nie podano nam kompletnej listy rycerzy, którzy służyli Aegonowi. Cóż, nie pozostaje nic innego jak przyjąć, że nowy król sprowadził sobie do ochrony durniów.

Na Małej Radzie toczy się kłótnia. Tylko Aemond, zajęty zabawą swą monetą, nie wtrąca niczego głupiego. Co ciekawe jego brat też ma zabawkę – sztylet z valyriańskiej stali. Tak, ten sam najważniejszy w historii Westeros sztylet. Cole postanawia wykonać plan, który omawiali z Aemondem w poprzednim odcinku – zebrać niewielki zastęp zbrojnych, zabezpieczyć małe zamki w pobliżu Królewskiej Przystani, dodać część ich załogi do swojej armii i ostatecznie ruszyć na Harrenhal w Dorzeczu. Ale tu następuje zmiana – Aemond i Vhagar nie będą mu zapewniać osłony powietrznej. Zostaną, aby chronić miasto. Alicent nie jest zachwycona tym planem.

Ruchy Czarnych

Na Smoczej Skale Rhaenyra dziękuje Mysarii za ostrzeżenie przed Arrykiem. Mysaria w zamian prosi o miejsce na dworze Rhaenyry. Notabene, Mysaria, jak na najlepiej poinformowaną osobę w Westeros, która ustępowała może tylko podglądającemu ludzi przy użyciu magii Bloodravenowi, jest zaskakująco naiwna. Nadal myśli, że chatę jej spalił Otto (przypominam, że w rzeczywistości zrobili to ludzie Larysa). Gdzieś w tle Morski Dym fruwa niespokojnie. Rhaenyra wspomina o Laenorze. Mam wrażenie, że były/aktualny mąż królowej niebawem do nas wróci. A Rhaenyra Okrutna zyska przydomek Bigamistka. Przynajmniej na chwilę.

Co jeszcze ciekawego dzieje się na Smoczej Skale? Rhaenyra spotyka się z Rhaeną i nakazuje jej, aby zebrała Joffreya (oficjalnie najmłodszego syna Rhaenyry z Laenorem, ale w rzeczywistości dzieciaka Harwina Stronga) oraz dwóch bardzo młodych synów, których Rhaenyra ma z Daemonem (Viserys i Aegon – ale nie TEN Aegon). Królowa wysyła ich do swojej kuzynki – Jeyne Arryn. Rhaenyra wspomina, że nawet Dolina nie jest w pełni bezpieczna, i że dziewczyna w przypadku dalszej eskalacji konfliktu, powinna ostatecznie popłynąć do Pentos. Oczywiście Rhaena nie przyjmuje tej wiadomości dobrze, czemu jeszcze da wyraz w jednej z kolejnych scen. Ale ostatecznie się podporządkuje. Ostatecznie, w jednej z późniejszych scen (którą pozwolę sobie w dalszej części tekstu pominąć, bo wiele nie wnosi) Rhaena wyjeżdża do Doliny z dzieciakami, dwoma młodymi smokami i czterema smoczymi jajami.

Daemon, dosiadając Caraxes, przybywa do ponurego i przeklętego Harrenhal. No i zdobywa zamek samodzielnie. Nie potrzebował nawet Dwudziestu Dobrych Ludzi. Ale też nie było to zadanie trudne. Straże uciekły, a Ser Simon Strong nie stawiał oporu. Kasztelan wyjaśnia czemu nie lubi Larysa (bo maczał palce w śmierci swego ojca i brata) oraz opowiada się po stronie Rhaenyry. Daemon, chyba zapominając, że jest tylko księciem małżonkiem, domaga się, by tytułować go per „Wasza Miłość”. A co się tyczy planu działań militarnych, to jest on prosty – Książę Łotrzyk postraszy lordów Dorzecza smokiem, zbierze ich armie i umieści je w Harrenhal. Z tymi dziesiątkami tysięcy zbrojnych obozującymi w zamku to trochę scenarzystów poniosło.

Ach, ci żądni krwi mężczyźni

W Czerwonej Twierdzy Criston Cole szykuje się do wyruszenia z małą grupą rycerzy w celu realizacji swojego (a tak naprawdę Aemonda) chytrego planu. Criston ma też nową, bojową fryzurę zapewniającą +5 do odporności na smoczy ogień. Alicent nalega, aby do wyprawy dołączył jej brat, Ser Gwayne Hightower. Tego faceta już poznaliśmy podczas turnieju w pierwszym sezonie, ale wówczas nosił hełm. Jest nieco złośliwy i lekko rasistowski wobec Dornijczyków, ale raczej w westeroskiej normie. Nawiasem mówiąc, Ser Gwayne ponoć podróżował ze Starego Miasta do Królewskiej Przystani trzy miesiące. No to twórcy serialu przegięli teraz w drugą stronę, czyniąc dystanse zbyt dużymi. Chociaż może to mała sugestia, że Hightower lubi podróżować komfortowo.

Na Smoczej Skale, przy malowanym stole, doradcy Rhaenyry namawiają ją, aby wykorzystała chwilę i spaliła twierdze Zielonych przy użyciu smoków. Rhaenyra odrzuca ten plan, wiedząc, że doprowadziłoby to do eskalacji wojny w konflikt klasy smoczej. Jest też niezadowolona z protekcjonalnego tonu swojej Małej Rady. Sama ich wybrałaś kobieto!

Na Driftmarku, Rhaenys i Corlys kontynuują zeszłosezonowe pogaduchy o tym kto powinien być dziedzicem Morskiego Węża. Argument tego, kim naprawdę są dzieciaki Rhaenyry z Laenorem tym razem nie pada. A Corlys uważa, że on i jego żona mają jeszcze dużo czasu, by się nad tym problemem pochylić. Ma rację tylko połowicznie.

Skomplikowane relacje Zielonych

W Czerwonej Twierdzy, królowa Helaena zachowuje się bardzo dziwnie. Czyli jak zwykle. Ale w jej braku emocji jest jakaś szlachetność. Przyznaje, że podczas procesji nie czuła odrazy do prostaczków, lecz wstyd – bo przecież ich dzieci też umierają, więc czemu jej ból miałby być ważniejszy. Przyznam, że mam mieszane odczucia co do sposobu, w jaki poprowadzono tę postać. Z jednej strony żałuję, że serial nie pokazał nam książkowej traumy, z drugiej dostrzegam w Helaenie coś bardzo interesującego, być może rezultat jakichś rozważań na temat tego jak z emocjonalnymi problemami radzą sobie osoby z zaburzeniami ze spektrum autyzmu.

A co słychać u brata/małżonka Helaeny? W królewskich komnatach  Aegon zakłada zbroję z valyriańskiej stali. Tak jest niedowiarkowie, one istnieją. Najwyraźniej Zdobywca miał taki pancerzyk. Aegon chce wyruszyć na Sunfyre i wesprzeć Cole’a, w czym przytakują mu jego klakierzy. Od pomysłu odwodzi go Larys Strong, który sugeruje, iż chodzą plotki, że Aegon jest robiony w trąbę przez Alicent i Aemonda, którzy tylko marzą o tym, by przejąć pełnię władzy. Efektownie zmanipulowany Aegon czyni Larysa swym Starszym nad Szeptaczami. Warto wspomnieć jeszcze o krótkiej wymianie zdań na temat „pierwszego razu” jednego z giermków. Aegon ze zdziwieniem dopytuje się o śluby czystości, ale jak się później okaże, nie ze względów pryncypialnych, ale raczej dla podkreślenia swej wagi.

Nocne życie w Królewskiej Przystani

Tymczasem na ulicach Królewskiej Przystani trwa impreza. Po raz drugi spotykamy Ulfa (mówiłem wam, żeby na niego zwrócić uwagę!). Kamera bardzo efektownie lawiruje między ludźmi, gdy mężczyzna przeciska się w stronę gospody. Przy stole bajeruje Dornijczyków, opowiadając im, że jest wnukiem Jaehaerysa I. W jaki sposób? Ano, najwyraźniej spłodził go książę Baelon. Tu wyjaśnijmy – jako że Baelonów Targaryenów było w historii Westeros kilku – że mowa o ojcu Viserysa i Daemona (i przedwcześnie zmarłego Aegona). Czyni go to bratem Daemona, oraz stryjem (i szwagrem) Rhaenyry. Przy okazji poznajemy w kontekście serialu termin „smocze nasienie”. Jeśli ktoś nie czytał książek, to wyjaśniam, że mowa ludziach, którzy technicznie rzecz biorąc nie będąc Targaryenami, mieli zdolność dosiadania smoków. Najpopularniejsza teoria dotycząca źródła tego talentu mówi, że „smocze nasienia” były bękartami z krwią Targaryenów w żyłach. Co do samego pochodzenia Ulfa – książki sugerowały, że jego przodek mógł mieć valyriańską krew, ale akurat Baelona bym o to nie podejrzewał, bo z tego co wiemy był żonie raczej oddany.

Ulf deklaruje się jako stronnik swojej bratanicy/szwagierki Rhaenyry. A właściwie to robi to przez chwilę, bo wraz z wejściem do gospody Aegona, natychmiast zmienia strony i zaczyna wiwatować na cześć najbliższego (fizycznie) monarchy. Hmmm… Jakiś dziwnie niestały jest ten Ulf. Mam nadzieję, że w przyszłości nie będzie wykręcał podobnych numerów. Tu chciałbym wszakże wtrącić, że – przy całym zrozumieniu dla potrzeby przedstawienia tej sceny, mam straszny problem z tym, że król po prostu wlazł do gospody i usiadł przy stoliku pośród innych ludzi. To się nie miało prawa zdarzyć.

Dobra, dawno nie było golizny, więc pora na tzw. „full frontal”. Aegon zabiera giermka do burdelu. Eksplorując lokację Aegon natyka się na swojego brata Aemonda z jego ulubioną prostytutką. I zachowuje się jak ostatnie bydle (nawet jak na swoje warunki). Warto zapamiętać, gdybyście kiedyś zastanawiali się jakimi uczuciami Aemond darzy swojego starszego brata. Jednooki w stylu psychopaty odstępuje prostytutkę stwierdzając, że „sexworkerka to sexworkerka” (tylko innymi słowami), po czym opuszcza burdel – nago i z zaskakującą godnością. Na jego miejscu ubrałbym chociaż tę opaskę na oko.

W Harrenhal straszy

Na Smoczej Skale Rhaenyra w końcu czyta liścik od Alicent. Ale to nie ważne, lepiej sprawdźmy co tam słychać u dzielnych rycerzy. Otóż Ser Gwayne lubi komfort tak bardzo, że podróżuje w oddaleniu od armii, szukając jakiejś gospody. Cóż, Cole wreszcie może na czyimś tle wyglądać na bystrego i kompetentnego. A skoro o niekompetencji mowa, to Baela ignoruje rozkaz obserwowania sytuacji z daleka, i napędza Cole’owi i spółce sporo stracha. A jednocześnie włazi na szczebel wyżej na drabinie eskalacji. Teraz Zieloni sądzą, że Czarni używają smoków w celach wojennych (no, niby tam już wcześniej użyli, bo niby jak Daemon zajął Harrenhal – ale mniejsza z tym). A z powrotem na Smoczej Skale, wiadomość o misji Cole’a powoduje, że rada Rhaenyry ponownie namawia ją, aby w końcu dała poszaleć smoczym jeźdźcom.

No to teraz zobaczmy co porabia nasz ulubiony mężowuj, Daemon Targayen. Książę Łotrzyk, zamknięty w zamku wyjętym z kreskówki o Scoobym Doo, przeżywa koszmar na jawie (albo i nie na jawie). Najpierw ktoś stuka do drzwi o mało ich nie roztrzaskując w drobne drzazgi. Gdy Daemon z Mroczną Siostrą udaje się zbadać dziwne zjawisko, doznaje dziwnych wizji. Widzi Rhaenyrę (i to w młodszej wersji, odgrywanej przez Milly Alcock), która przyszywa głowę małego Jaehaerysa i karci Daemona za to, że musi wszystko po nim naprawiać. A potem… budzi się tuż obok czardrzewa. Tajemnicza kobieta (to Alys Rivers gdyby ktoś miał wątpliwości!) oznajmia mu, że książę właśnie tutaj zginie.

Mam plan. Jaki? Sprytny.

Ach, gdyby odcinek skończył się w tym momencie, byłby naprawdę wyśmienity. Niestety na Smoczej Skale, Rhaenyra i Mysaria wpadają na plan tak sprytny, że aż dziw, iż nie wymyślił go Criston Cole. Królowa mówi Mysarii, że chce rozmawiać bezpośrednio z Alicent, aby zapobiec wojnie. Biały Robak postanawia przemycić Rhaenyrę do Królewskiej Przystani. W Wielkim Sepcie królowe sobie pogadają na osobności. Ech…

A więc Rhaenyra w przebraniu septy i chroniący ją Steffon Darklyn przemierzają uliczki stolicy i docierają do miejsca przeznaczenia. Dzyń, dzyń, dzyń. Shame, shame, shame! Alicent przybywa do septu ze swoją ochroną, która zostawia na dziedzińcu. No bo w sumie czemu nie, kto bogatemu zabroni. Wszak nie było ostatnimi czasy żadnych zamachów. Alicent zaczyna zapalać świece, a Rhaenyra Okrutna zaczyna jej wygrażać nożem. „Słuchaj Alicent” – mówi Rhaenyra – „Motywem przewodnim tego odcinka jest to, że mężczyźni to się pchają do wojny, a my jesteśmy rozsądne i na pewno w przeszłości nie chciałyśmy się pozbijać (tu Rhaenyra chowa nóż) czy też ukatrupić swoich dzieci. Więc spróbujmy powstrzymać tę wojnę.” Niestety nic z tego nie wychodzi. A cała scena dociera do kulminacyjnego momentu, gdy Alicent przekazuje ostatnie słowa Viserysa, które Okrutnica interpretuje (słusznie) jako element przepowiedni dotyczącej Księcia Którego Obiecano.

Istnieje taka klisza fabularna, którą słusznie się wytyka przeróżnym pisarzom i scenarzystom, a która sprowadza się do tego, że cały konflikt jest dęty i wynika li tylko z tego, iż dwie osoby nie odbyły ze sobą nawet pojedynczej rozmowy, by wyjaśnić nieporozumienie. Tylko, że to nie była analogiczna sytuacja. Doprowadzenie do tej konwersacji to absurd, a wyjaśnianie nieporozumienia trąci potwornym fałszem, po raz pierwszy człowiek ma wrażenie, że kobiety nie rozmawiają jak normalni ludzie. No i wreszcie – choć nie mam nic przeciwko zrobieniu z Alicent i Rhaenyry byłych przyjaciółek, to uznanie, że będą racjonalnymi osobami po stracie Lucerysa i Jaehaerysa, jest najzwyczajniej w świecie głupie. Może scenarzyści odreagowują jakoś to, co Gra o Tron zrobiła z Ellarią Sand, ale przedstawienie tych kobiet jako orędownic pokoju, na tym etapie konfliktu, to po prostu błąd.

Ot, i cały odcinek. Działo się bardzo dużo, ewidentnie akcja ruszyła z kopyta. Gdybym wyłączył go na 5-10 minut przed finałem, to pewnie w ogóle nie miałbym powodów do narzekań. To powiedziawszy – z niecierpliwością wyczekuję na nadchodzącą bitwę. A Was zapraszam do komentowania i dzielenia się własnymi opiniami. I obiecuję w imieniu Bluetigera, że niebawem pojawią się tutaj jego spostrzeżenia.

[Aktualizacja: 02.07.2024, 14.00]

BT: Do tego, co napisał DaeL o otwierających ten odcinek scenach z Blackwoodami i Brackenami, dodam, że najwyraźniej jest tendencja, żeby bitwy rozgrywające się nad którymiś z Wideł Tridentu pokazywać w serialach w taki sam sposób – czyli wcale. Mam tu na myśli bitwę nad Zielonymi Widłami w pierwszym sezonie Gry o tron, która u Martina jest opisana dość szczegółowo, natomiast w serialu na samym jej początku Tyrion zostaje ugodzony w głowę, a przytomność odzyskuje dopiero, gdy starcie jest już rozstrzygnięte. Wtedy wiązało się to po prostu z ograniczeniami budżetowymi, więc być może (nie)przedstawienie bitwy pod Płonącym Młynem wynika z podobnych przyczyn. Przy okazji sprowadzono jednak bitwę do rezultatu sporu granicznego pomiędzy dwoma rodami, przez co bagatelizują ją nawet członkowie Małej Rady Aegona. W Ogniu i krwi oczywiście bitwa też wiąże się z waśnią Blackwoodów i Brackenów, ale przebieg wydarzeń jest dużo bardziej skomplikowany. Jak już wspomniał DaeL, to Blackwoodowie atakują jako pierwsi ziemie Brackenów, a gdy ci wyruszają z odwetem, Blackwoodowie zaskakują ich maszerującą armię w okolicy młyna. Lord Samwell Blackwood ginie z ręki ser Amosa Brackena, ale zostaje natychmiast pomszczony (być może przez Alysanne Blackwood, która wówczas pojawia się po raz pierwszy). Okazuje się jednak, że – i być może to w tym punkcie serial różni się od OiK najbardziej – w międzyczasie siedziba Brackenów, Kamienny Płot, została zdobyta przez wojska popierających Rhaenyrę lordów Dorzecza, którymi dowodzi książę Daemon. Serial jednak wszystko to pomija, co pozwala utrzymać wciąż pozory, że wojna jeszcze się nie zaczęła. Być może chodzi tu też o to, żeby wątek wyprawy „septy Rhaenyry” do Alicent nie wydawał się zupełnie absurdalny (jeśli tak, to jak dla mnie ma to niewielkie skutki).

Jeśli chodzi o stan gwardii Aegona, to zastanawia mnie, co właściwie stało się z ser Harroldem Westerlingiem, który w serialu żył znacznie dłużej niż książkowy odpowiednik, po tym, jak opuścił posiedzenie Małej Rady w noc śmierci Viserysa. Trudno uwierzyć, żeby Zieloni po prostu pozwolili mu odejść, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że za samą próbę opuszczenia Czerwonej Twierdzy zawisł zwolennik Rhaenyry, lord Caswell. Do czasów Joffreya nie było też mowy o tym, żeby gwardzistę dało się zdymisjonować. Jedyną drogą opuszczenia gwardii za życia było wstąpienie do Nocnej Straży, nie licząc wyjątkowego przypadku, gdy namiestnik odwołał dwóch gwardzistów, których niepełnoletni król – jego zdaniem – nie mógł powołać. Gdzie w takim razie mógł się podziać ser Harrold? Zaczynam się obawiać, że wróci dopiero na samym końcu serialu, żeby wygłosić jakiś morał. Tak czy inaczej: po zniknięciu Westerlinga, śmierci ser Arryka i opowiedzeniu się trzech gwardzistów za Rhaenyrą w gwardii Aegona nawet pomimo powołania trzech zauszników Aegona (którzy nazywają się ser Martyn Reyne, ser Eddard Waters i ser Leon Estermont) powinny jeszcze pozostać wolne miejsca. W obsadzie figuruje ser Rickard Thorne, więc wychodziłoby na to, że ze znanych z imienia gwardzistów Viserysa, którzy stanęli po stronie Aegona, brakuje ser Willisa Fella (który w serialu za Viserysa nie mógł służyć ze względu na zmiany związane z Westerlingiem).

Co do zajęcia Harrenhal przez Daemona, to w OiK nie było sugestii, że ser Simon Strong działał przeciwko Larysowi. Z drugiej jednak strony, skoro w serialowej wersji Larysa powszechnie obwinia się o śmierć lorda Lyonela i ser Harwina (a widzowie wiedzą, że słusznie), to takie motywacje kasztelana mają sens. W OiK sprawa jest znacznie mniej jednoznaczna, podejrzewani są też Corlys Velaryon i książę Daemon (który jest zresztą podejrzewany o prawie wszystko, co wydarzyło się złego), a nawet król Viserys, który mógł chcieć uciszyć ser Harwina, żeby nie wyszło na jaw, że jest ojcem trzech synów Rhaenyry. Gdyby prawdziwa była ta ostatnia opcja – albo gdyby przynajmniej Larys w nią wierzył – to jego trudne to wytłumaczenia działania w czasie wojny dałoby się wyjaśnić chęcią zniszczenia rodu Targaryenów z zemsty. Wydaje mi się, że pozostawienie w serialu tych niejednoznaczności byłoby lepszym rozwiązaniem, ale już pierwszy sezon poszedł inną drogą.

W rozmowie Daemona i ser Simona zostaje wspomniany schorowany lord Riverrun, Grover Tully. Nie są niestety wspomniani Elmo, Kermit i Oscar, czyli pozostali Tully nazywani często Mupetami. Ciekawe, czy serial zachowa te imiona, czy też twórcy będą się obawiali, że to co w książce jest akcentem humorystycznym w serialu wypadłoby zbyt komediowo.

Jeśli chodzi o nastawienie ser Gwayne’a Hightowera do Cole’a, to dornijskie pochodzenie lorda dowódcy jest pomysłem serialowym – jego pierwowzór był synem zarządcy Dondarrionów, czyli jednych z tzw. lordów marchii, czyli silnych militarnie rodów z Dornijskiego Pogranicza w Reach i Krainach Burzy. Hightowerowie w zasadzie się do nich nie zaliczają, ale ze względu na położenie Starego Miasta i ataki Dornijczyków są w dość podobnej sytuacji. Czyli ser Gwayne zapewne miałby zupełnie inne podejście do książkowego Cole’a. W dodatku serial wciąż podkreśla, że na Cole’a wielu patrzy z góry. Książkowi Cole’owie rzeczywiście nie są bardzo potężni, ale jednak funkcja ojca ser Cristona sugeruje, że serial przesadza, kreując Cole’a na „plebejusza”.

Co do powołania lorda Larysa do Małej Rady przez Aegona, to jego pierwowzór zasiadał w niej znacznie wcześniej, bo już za Viserysa. To niestety sprawiło, że w scenie Zielonej Rady w pierwszym sezonie nie było jednej z bardziej tajemniczych książkowych scen, gdy lord Larys proponuje, by zwolennicy Aegona zawarli braterstwo krwi aż po śmierć. Czy Strong nawiązuje wtedy do starych bogów to oczywiście ciekawe pytanie, które wiąże się ze spekulacjami, czy Larys może być wargiem lub zielonowidzem, a przynajmniej kimś, kto miał potencjał nim zostać (o czym pisał DaeL w Szalonej Teorii). Serialowy Larys wydaje mi się w każdym razie znacznie spłycony, a momentami wręcz karykaturalny. Odnośnie samego urzędu starszego nad szeptaczami warto wspomnieć, że jest to jedyny ze stałych (w miarę) urzędów wchodzących w skład Małej Rady, którego nie utworzył Aegon Zdobywca. Różni królowie mieli do tej kwestii różne podejście – czasem starszego nad szeptaczami nie było w ogóle, czasem inny członek Rady nieformalnie zajmował się tworzeniem siatki szpiegów Żelaznego Tronu, czasem jakaś osoba de facto była starszym nad szeptaczami (np. Tyanna za Maegora).

Biorąc pod uwagę, że książę Baelon Targaryen spalił dornijską flotę w czasie bardzo źle zaplanowanej inwazji księcia Moriona Martella na Krainy Burzy, chwalenie się przed Dorniczykami, że jest się jego synem nie jest może najmądrzejszym posunięciem ze strony Ulfa. Z kolei, jak zauważył DaeL, ze strony Aegona nie jest najmądrzejszym posunięciem wychodzenie z Czerwonej Twierdzy bez znacznie liczniejszej eskorty. Skoro jednak za jego ochronę odpowiadają wspomniani trzej klakierzy, to może nie ma czemu się dziwić.

To na koniec o końcowej scenie: zgadzam się z DaeL-em, że już po raz któryś w tym serialu ostatnia scena jest najmniej sensowna (Daemon na Stopniach, Cole wpadający w szał i zabijający ser Joffreya, wyjście smoka spod podłogi na koronacji Aegona, itd.). W zasadzie nie wnosi też za wiele do fabuły (na szczęście, biorąc pod uwagę absurdalność przedstawionych zdarzeń). To jednak niesamowite zjawisko z tymi finałowym scenami. Może ktoś wymyślił, że na koniec musi być „mocny akcent”, a czy to ma sens, czy nie, to kwestia drugorzędna?

Do ogólnej słabości planu z wyprawą do septu w stolicy (nie Wielkiego Septu, bo ten zbudował dopiero król Baelor, a wcześniej siedzibą Wiary było Stare Miasto) można dorzucić taki szczegół, jak udział ser Steffona Darklyna. Skoro gwardzista w razie wykrycia Rhaenyry i tak pewnie za wiele by nie był w stanie zrobić, to czemu musiał jej towarzyszyć akurat on? Równie dobrze mógłby to być jakiś rycerz czy strażnik, a byłby mniej rozpoznawalny. Przecież szansa na to, że ktoś z eskorty Alicent rozpozna Darklyna, jest znacznie większa niż gdyby to był ktoś bliżej gwardzistom nie znany. W gwardii Aegona prawie wszyscy są nowi, ale jednak przynajmniej Thorne raczej był wcześniej, a Darklyna pewnie jako tako kojarzą też niektórzy w straży miejskiej, itd.

Bluetiger

Proszę o podchodzenie z rezerwą do informacji, którymi dzielę się w swoich tekstach, gdyż nie jestem ekspertem. Staram się, by przekazywane treści były poprawne, ale mogą pojawić się błędy.

Related Articles

Komentarzy: 71

  1. Pierwszy raz oglądając Ród Smoka miałam ochotę wydłubać sobie oczy…ponadto, kiedy na ekranie pojawiła się Milly doszło do mnie, że Emma Darcy w roli Rhaenyry jest po prostu mdła.

    Nie wspomniałeś, że Helaena „wybaczyła” Alicent. Ale tak właściwie co? Romans, czy ściągnięcie rycerza ze służby przez co zginął jej syn? Ja obstawiam, że miała na myśli to drugie.

    1. Ach, rzeczywiście, przeoczyłem to w analizie. Moim zdaniem przebaczyła to, że przez nocne rozrywki Alicent, na korytarzach nie było straży. Głupie to trochę, w książkach Jucha i Twaróg jakichś strażników jednak zamordowali.

      1. Ale dostaliśmy to co dostaliśmy i patrząc na serialową rzeczywistość nie jest to głupie. Akurat w tym momencie Alicent wydawała się zaskoczona bo do tej pory to wyglądało tak jakby jedynie próbowała się upewnić, że Helaena nikomu nie powie tego co widziała w jej komnatach i w ogóle nie sądziła, że córka może obwiniać ją za śmierć Jaeherysa.

      2. A czy te jaja jakie wywożą to nie będe te same co Danka smoki wykluła? Bo jak tak to jednego brakuje.

        1. Z tego co pamiętam, to jaja Danuty są najprawdopodobniej tymi samymi jajami, które Elissa Farman wykradła ze Smoczej Skały jeszcze za panowania Jaehaerysa I, czyli przed wydarzeniami z Tańca Smoków

          1. Też gdzieś czytałam, że według serialu matką smoków Dany ma być Syrax. A są 4 jaja bo z jednego wykluje się Poranek, smok Rhaeny. Kolejny fanfic krążący po sieci lub głupotka scenarzystów.

      3. A w książce nie ma fragmentu, że oni straże ominęli przez ukryte przejścia? A co do wybaczenia, ja myślę, że wybacza jej to, że była zła matka i babcią. Brak miłości i opieki nad nią, rodzeństwem (Aegonem, Aemondem) i wnukami. Może wybacza jej też jej przyszła śmierć i to że też ona jest współodpowiedzialna za wybuch tego konfliktu.

  2. To był kolejny rozczarowujący odcinek, choć z nieco lepszymi dialogami. Chociaż wciąż grzech jest ten sam. Jakieś usta nam coś mówią zamiast serial pokazać. Jak debilowi. Tyle dobrze, że to było kilka trafnych uwag na temat natury konfliktów. Być może maczał tu Martin w scenariuszu?
    3 odcinki na 8, a akcji tyle że można było zmieścić do 1,5 odcinka.

    Rada Czarnych to żart. Nikt poza czytelnikami OiK nie wie nawet kim są. To jakieś NPCety które tylko mają pokazać że durni faceci chcą wszystko zniszczyć.
    Aktorka grająca Rhaenyre to rozczarowanie. To spory problem tego serialu. Czy ktoś potrafi to głośno powiedzieć? To nie poziom abominacji Galadrieli, ale wciąż rozczarowanie.
    Alicent – ciągle zbolała mina, chociaż nawet pasuje do postaci.
    Aemond i Daemon – jakby celowo serial kazał obniżyć loty tym bohaterow i ich gry, bo widzom za bardzo podobały się ich akcje z 1 sezonu. Nawet jakaś durna babka z HBO coś o tym mówiła.

    Ten Ulf i cała ta zgraja ciekawych nowych postaci jest słabo wprowadzana. Akcja z krążenia po knajpie wyciągnięta jak z przeciętnego filmu sprzed lat.
    Aegon jak zawsze był jasną postacią odcinka.

    Jeżeli 3 sezon ma być za dwa lata, to ten serial kontynuując jakość tych odcinków popadnie w przeciętność i nie będzie aż tak oczekiwany.
    Jednak mimo wad, coś czuję że przed nami lepsze odcinki, tylko scenarzyści nie umieli zrobić dobrej podbudowy.
    Boje się tylko typowych scenariuszowych głupot przy grubych akcjach.

    1. No tempo akcji zdecydowanie za wolne; mnóstwo niepotrzebnych scen.
      Rhenyra – postać za bardzo zagubiona (to miała być moja korona i bądźcie mili i mi ją oddajcie, bo inaczej nie weim co zrobię)
      Alicent – chyba wolałbym ja bardziej zdecydowaną i bezwzględną (władza należy się jej synom i zrobi wszystko aby tego dokonać), nie przekonuje mnie wyjaśnienie tej postaci z jej wiarą w ostatnie słowa starego pierdoły Viserysa, co na łożu śmierci nagle zmienił testament (no kto normalny uwierzy, że to nie jakieś majaki starego dziada)
      Brakuje Grzyba, ale jak mieli go skopać to może lepiej.

    2. Toć jak wcześniej się krytykowało cokolwiek w serialu to dosłownie każdy oponował. Można sobie wrócić do tekstów o sezonie 1 i to sprawdzić. Sam wiele razy wytykałem Daelowi ślepotę, bo ten przecież oczarowany był Rodem Smoka jak 1 sezonem GoT

  3. „z niecierpliwością wyczekuję na nadchodzącą bitwę”
    nie zdziwiłbym się jakby to była taka sama bitwa, jak ta blackwoodów z brackenami…

  4. Pytanie najważniejsze – była Czarna Ally? Pewnie nie, bo DaeL wspomniałby o tym.

    No cóż, nie wiem po cholerę Daemonowi byli Jucha i Twaróg? Pokręciłby się ze dwa dni po knajpach i burdelach i miałby Aemonda bez gaci. A przy odrobinie farta to i nawet samego króla.

    Pomysł z końcówki rzeczywiście idiotyczny. I to nawet nie z powodu możliwych zagrożeń dla obu (zwłaszcza dla Rhaenyry), bo jeżeli naprawdę się kochały to jestem w stanie wyobrazić sobie takie spotkanie. Tylko po co? Skąd pomysł, że od Alicent cokolwiek zależy? Aegonowi odpadłaby dupa ze śmiechu, gdyby usłyszał o pokoju. Jego ewentualnemu zmiennikowi również. Alicent jest już tylko podstarzałą królową-matką, której nikt nie słucha. Nawet własny kochanek. Zło wyrządziła już bardzo dawno, unosząc się dumą, zazdrością, nadstawiając ucha złym podszeptom. Już tego nie naprawi, choćby chciała.

  5. W sumie jest to komiczne, że wszyscy najważniejsi ludzie w królestwie są na wyciągnięcie ręki. Na ulicy, w kościele, pubie czy burdelu.
    Po co te twierdze Maegor budował?

  6. Moim zdaniem doskonały odcinek, chociaż końcówka faktycznie niezbyt mądra. Niemniej, trzymając się logiki serialu, nie zaś książkowej czy życiowej: do udźwignięcia.

    Też rozbawiły mnie te 3 miesiące podróży Higtowera, ale być może miał międzylądowanie w Samotnym Świetle.

    Scenę Aegona w burdelu można kupić o tyle, że w serialu bywał tam wcześniej i wiemy też (rzecz jasna z serialu), że cenił sobie przebywanie w przybytkach, które zwykły prosty lud sobie umiłował.

    Scena Aegona z Gwardzistami, którzy wyśmiewają śluby czystości kupiła mnie całkowicie. Podoba mi się to uczłowieczenie Aegona. To potwornie słaby człowiek, który nawet jeśli czasami naiwnie wierzy w ideały, zostaje natychmiast sprowadzony na ziemię, co tylko utwierdza go we własnej słabości i prowadzi do upadku. Dla mnie to wizja scenarzystów, która na ten moment się sprawdza.

    Martwi mnie natomiast ta na siłę gra Daemona o tron. Jak dotąd znowu: teraz to się da jeszcze kupić, natomiast mam obawy, czy dźwignął to w satysfakcjonujący sposób dalej. Natomiast senna scena z zapowiedzią śmierci pod Czardrzewem, bardzo martinowska i świetna po prostu pod względem klimatu, którego można oczekiwać po świecie lodu i ognia, gdzie wszystko zapowiada śmierć bohatera.

    1. Owszem, Aegon bywał w takich przybytkach i wcześniej, także w książce. Ale nie jako król i nie podczas wojny. To idiotyzm.
      Daemona spieprzyli już pod koniec 1 sezonu, a teraz tylko go pogrążają. Facet się miota, rzuca pogróżki wobec sojuszników i robi wszystko, żeby zrazić Rhaenyrę. To nie Daemon z Ognia i Krwi. W książce, odkąd zaczęła się wojna, Daemon był jedną z najrozsądniejszych postaci wśród Czarnych. On i Corlys byli podporami stronnictwa.

      1. Corlys w ogóle ostatnio się obija, ale powiedzmy, że może nadal wraca do zdrowia, plus musi faktycznie przywrócić sprawność bojową flocie, więc od biedy można to chyba przyjąć.

        Natomiast podoba mi się na tym etapie pewna zmiana jaka zaszła w pokazywaniu Szpotawej Stopy. Po makabrze z fetyszem stóp z pierwszego sezonu, jak dotąd w drugim zachowuje się jak ktoś, kogo faktycznie należy traktować poważnie i może być groźny.

        Podoba mi się też ten klimat horroru z jakim prezentują Harrenhall.

        1. Fakt. Choć zastanawiam się czy nie zechcą z faktu odrzucenia Larysa zrobić motywu jego przyszłego postępowania (w sensie działania na zagładę Zielonych). W końcu sporo poświęcił dla Alicent.

          1. Cóż, motywy działań książkowego Larysa było tak tajemnicze, że mogą pójść w dowolną stronę i wskazać dowolną motywację, czego jednak trochę się boję.

            Z drugiej strony: działania serialowego Larysa traktuję jako walkę przede wszystkim o własną pozycję, mniej zaś jako efekt uczuć do Alicent (który jednak jest). A w tej sytuacji chyba jednak powinien grać bardziej na Zielonych, którzy w przeciwieństwie do Czarnych uznają jego władzę nad Harennhall. Przy czym książkę pamiętam już na tyle słabo, że moje założenie może nie mieć większego sensu;) (a scenarzyści i tak zrobią na co mają ochotę).

            1. W książce motywy Larysa pozostały niewyjaśnionymi. Jak zresztą i to, kto stał za pożarem, w którym zginął lord Lyonel i ser Harwin.
              Pewnie, że serialowy Larys tym postępkiem dbał też o własną korzyść, ale wiesz jacy są ludzie. Może sobie pomyśleć: „to ja dla niej zamordowałem własnego ojca, żeby jej ojciec mógł znowu zostać namiestnikiem, a ona tak mi się odpłaca”. Całkiem dobry motyw, żeby utopić jednych i drugich. Zwłaszcza że ten książkowy jest nieznany.

              1. To fakt. Ciekawe czy pójdą w tę stronę. Mam nadzieję, że oszczędzą nam w każdym razie zeszłosezonych głupotek dotyczących tej postaci, której książkową wersję na swój sposób lubię. Szczególnie za niezwykle godne przyjęcie kary.

                1. Z zasady nie trawię postaci nielojalnych, ale faktem jest, że tylko on przyjął karę godnie (i zdaje się jeszcze jakiś rycerz).

    2. O i patrzcie państwo jak to działa. Obniżamy poprzeczkę tak nisko jak się da w pierwszych odcinkach, a widz będzie zadowolony jeżeli dalej będzie dostawal to samo

      1. Szczęśliwie nikt nie zmusza do oglądania. Dlatego Wiedźmina porzuciłem po drugim sezonie, Pierścienie Władzy po dwóch odcinkach.

        Pierwszy sezon Rodu Smoka podobał mi się bardziej niż oryginalna Gra o Tron. Drugi na razie za wcześnie oceniać, natomiast na ten moment podobały mi się dwa odcinki na trzy. Zobaczymy jakie będzie końcowe wrażenie.

  7. Zbroja z valyriańskiej stali? Zbroja rycerska waży powiedzmy 15-25 kg, a miecz około 1,5 kg. Z jednej zbroi zrobiliby 10-15 mieczy, a Targaryenowie mieli tylko dwa. To na ich miejscu przetopiłbym tą zbroje na miecze. Tak na wypadek jakby im się gdzieś zapodziały. Czy taka zbroja jest jak z mithrilu, że nic jej nie przebije? Wydaję mi się, że nie jest odporna na smoczy ogień.

    1. Nie wiadomo, czy w tym czasie w ogóle ktoś w otoczeniu Targaryenów wiedział jak się robi miecze z valyriańskiej stali. To wcale nie jest taka łatwa sprawa, a Tobho Mott jest swoistym ewenementem. Natomiast co do sensu istnienia zbroi z valyriańskiej stali – moim zdaniem taki sens istnieje, i wykracza poza kwestie prestiżowe. Owszem, o mieczach mówi się przede wszystkim, że są niezwykłe, bo nie potrzebują ostrzenia (i – być może – są skuteczne przeciw Innym, choć tego nie wiemy jeszcze na 100%), ale mają też kilka innych ciekawych właściwości. Valyriańska stal jest na przykład nieco lżejsza od zwykłej stali. Nie kolosalnie, ale pewnie w wystarczającym stopniu, by taka zbroja była o kilka kilogramów lżejsza. A to już pewnie robi różnicę.

      1. Trzeba wyraźnie zaznaczyć, że zupełnie czym innym jest wykuć miecz z valyriańskiej stali, a co innego stworzyć samą valyriańską stal. Ta pierwsza sztuka nie wydaje się chyba aż tak rzadka. Gdyby Tobho Mott był jedynym jej strażnikiem, to nie prowadziłby sklepiku w zapyziałej dzielnicy KP, tylko mieszkał we własnym pałacu w Yin albo Volantis obsługiwany przez 72 hurysy. I to nawet, gdyby miał tam trafić siłą. 🙂 Tym bardziej powszechna powinna być ta umiejętność w czasach Tańca Smoków.
        Dlatego też myślę, że zrobienie ze zbroi dziesięciu mieczy miałoby więcej sensu. Owszem, w czasach valyriańskich, gdy jeszcze potrafiono tworzyć taką stal, mogły istnieć zrobione z niej zbroje. Ale teraz wartość takiego sprzętu byłaby wprost niewyobrażalna. Mam uwierzyć, że Targaryenowie, tak dumni ze swych dwóch mieczy z valyriańskiej stali, zapomnieli wspomnieć, że mają jedną taką w cekhauzie? HBO ma mnie za durnia? :/

    2. Ta zbroja to musi być jakiś scam zbrojmistrza dla Aegona. Nie wygląda to dobrze., ciężko mi sobie wyobrazić aby mogła lepiej chronić noszącego niż każda inna przeciętna płytowa zbroja.

  8. Powoli idzie odnieść wrażenie, że sponsorem tego sezonu jest firma Perwoll czy innego genialnego wszystko – wypierającego proszku do prania. Warner Bros – czemu brakuje jednak informacji o płatnej promocji?

    To najgorszy w moim odczuciu odcinek tego serialu. Oczekiwałem w końcu akcji, juchy, płonących armii czy wiosek a tu dalej konwersacje, tym razem jeszcze gorsze, na poziomie ściekowych tasiemcowych seriali oraz sceny – zapychacze nic nie wnoszące do rozwoju fabuły. Naprawdę nie można było pokazać tej bitwy pod Płonącym Młynem? Już wolałbym scenę off-screen niż wydanie co najmniej kilkudziesięciu tysięcy dolarów na kostiumy i ekipę grającą trupy. Tak się nie robi.

    Jak sezon 1 dawało się przełknąć (w niektórych momentach serial był jednak doskonały, Viserys był genialny – takie odstępstwa od oryginału to ja rozumiem), to tutaj już obuchem po głowie idzie jedynie słuszny przekaz i festiwal banałów pt: „wojna to zło”, „bratobójcza wojna to jeszcze większe zło”, „młodzi garną się do wojny, głupcy, nie wiedzą co czynią”, „kobiety – frakcja pokoju, mężczyźni – frakcja wojny”. „Czarni (a przynajmniej kobiety) to baranki pokoju (xD), zieloni (szczególnie mężczyźni) to zepsuci do szpiku kości hedoniści”. Jakbym odpalił jakiś film Nolana. Cały wybuch konfliktu próbuje się strywializować do złej interpretacji jakiejś przepowiedni? Serio, na tyle Was tylko scenarzyści stać? Wrzucenie wątku przepowiedni PLiO to najgorsze, co można było zrobić serialowi. Mam małą rade dla scenarzystów – zapomnijcie o tym już raz na zawsze i nigdy nie wspominajcie o nim w tym serialu.

    Wątek Mysarii staje się nieznośny do oglądania, powoli zaczynam mieć odruchy wymiotne. Dialogi co raz częściej służą jedynie jako ekspozycja dla widza wyjaśniające takie a nie inne zdarzenia fabularne – jak w przeciętnej grze komputerowej, nie mają za grosz naturalności, do tego są źle zagrane. Cały dialog z Mysarią, monolog Ulfa, ostatnia scena rozmowy Alicent z Rhaenyrą – to były momenty gdy mi się to najbardziej rzuciło w oczy.

    Z takim podejściem scenarzystów przypuszczam co będzie się dziać jak już Rhaenyra zdobędzie ten tron. Wyjdzie na to, że zła tłuszcza nie wie co robi, bo Rhaenyra robi absolutnie wszystko aby biednym prostaczkom chleb dać, wojna to wyłącznie wina Zielonych, pewnie dodatkowo zwalą winę na Czarną Radę albo Daemona za podwyższenie podatków, co tam, że władca Siedmiu Królestw jest autokratą, zaś Mała Rada jest tylko ciałem doradczym, bo ważniejszym od niej jest nawet Ręka Króla / Namiestnik. Dla tej sceny pewnie zrobią wyjątek.

    Może mam zdanie zbyt bardzo skrajne / złośliwe, ale z książkami serial ma coraz mniej wspólnego. Serialowa adaptacja książek jest rozciągana jak masło na zbyt wielu kromkach, powoli czerstwego już chleba.

    Co by nie wyszło, że tylko krytykuje – w tym odcinku w końcu Królotwórca coś jednak zagrał, pomimo groteskowości od początku do końca sceny w burdelu / tawernie – aktorzy grający Aemonda i Aegona zagrali ją świetnie, niektóre kadry – ujęcia – wiarygodnie wyglądają(nawet jeśli to ekspozycja dla sceny jak wisielec Twaróg). Scena latania Baeli również wyglądała nieźle – zachwyca ujęcie widoku lotu ze smoka ale znów kamyczek do ogródka pomysłów scenarzystów – wypatrywanie z takiej wysokości 5-ciu prawie pojedynczych zwiadowców z góry, bez obniżenia najpierw lotu, a już zwłaszcza rozpoznawanie poszczególnych postaci przez Baelę, wyglądało no cóż, komicznie.

    1. Zawsze mówiłem, że scenarzyści HBO powinni sobie powiesić na ścianie motto z Vabanku [żadnych – własnych – pomysłów]. Gdyby trzymali się tylko tego, co w książce, byłoby OK. Może trochę biednie, ale przynajmniej sensownie.
      Na pociechę trzeba zauważyć, że chyba zaczynają się wycofywać rakiem z tego opacznego zrozumienia przez Alicent ostatnich słów Viserysa. Lepiej późno niż wcale. Nie wiem co za idiota to wymyślił. To jeden z najbardziej tandetnych tricków fabularnych. Niżej jest już tylko nachodzenie bohaterów akurat w momencie, gdy robią coś, co może zostać niewłaściwie zrozumiane.
      Ta bieda-bitwa może sugerować, że mają problemy z budżetem. Mówiłem od razu, żeby zrobić Rebelię Blackfyre’ów, a nie ładować miliony w CGI smoków.
      Coraz gorszy jest też casting. W 1 sezonie tylko Aemond nie pasował do roli. Teraz nie pasują też Hugh, a zwłaszcza Ulf. O Addamie i Alynie nawet nie wspominam. Generalnie aktorzy są za starzy do ról, które grają. Alyn Velaryon w książce ma 15 lat. Gra go przynajmniej czterdziestoletni łysy drab. Odtwórca roli 16-letniego Addama ma na oko ze trzydziestkę. I czemu oni do cholery nie mają srebrnych włosów? Zastanawiałem się też niedawno, jak scenarzyści zamierzają wybrnąć z tego, że Addam potrafi opanować smoka, choć jego ojcem jest tu Corlys, nie Laenor. Wszak według serialu Velaryonowie nigdy nie byli smoczymi jeźdźcami (w książce nie zostało to nigdzie powiedziane).

    2. Cóż – wojna to zło. I taki jest zdecydowanie wydźwięk twórczości Martina. Szczególnie wybrzmiewa to gdy opisuje Taniec

      1. Bardzo mądra uwaga. Widać, że dla Martina wojna jest nieszczęściem, a nie wielką przygodą. Z tego faktu wielu czytelników może wyciągać błędny wniosek, że racje obu stronnictw są rozłożone po równo. A to nieprawda, bo Martin z równą niechęcią traktuje jedynie ich postępowanie na wojnie.

  9. Mam teochę mieszane uczucia po tym odcinku. Niby spokojny, z różnymi wątkami jednak jakby za wolno i niektore ckwliwe gadania i postaci irytują. O ile zamysł spotkania królowych mogę zrozumieć to już formy i dialogów nie kupuje. Miałem wrażenie że zaraz zbiją piątkę lub żółwika i umówią się na herbatkę. Szybko poszlo z Brackenami i Blackwoodami, aż dziwi że te rody nie wymarły jak tak chętnie się siekają. Juz mi się mylą imiona tych wszystkich Pań na literę R u czarnych, co jednak to większa matka Teresa 🤣. Nie wiem czy to tylko u mnie światło czy odcinek jest bardzo ciemny? Spoko że dowiedzieliśmy coś więcej o Ulfie, z tym że się już pogubiłem czyj to bękart. Zainteresowało mnie co tam Helena wybacza matce, ale kupuję odpowiedź jaka tu padła. Mlody Hightower widać wielkie panisko, szkoda że mu smok dupy nie podgrilował 😉. Uważam też że „marność” króla Aegona jest dobrze oddana. I czy dobrze wychwyciłem zbroja jaką zakłada należała do samego Aegona Zdobywcy? Z tych trzech ten chyba najmniej mi się podobał.

  10. Odcinek całkiem fajny. Faktycznie to wypatrywanie ludzi ze smoka to była komedia. Moją najbardziej nielubianą postacią jest obecnie Biały Robak. Czy tylko ja nie trawię jej dziwacznych min ? I nawet z kobiety która zbudowała własną siatkę szpiegowską próbuje się robić baranka pokoju. Co do tego kto zaczął walkę między Brackenami a Blackwoodami, wydawało mi się że właśnie zwolennicy czarnych zostali ukazani jako ci szukający zaczepki. Kiedy oni w końcu przestaną gadać i zaczną coś robić ? Powoli zaczynam się przekonywać do polityki naszego miłościwego króla Aegona. Chrzanić to rozwalmy ich. Tak serialowo to nie jest taki najgorszy, gdyby nie ta akcja ze szczurołapami nawet bym go polubił.

  11. Coś czuję że zrobią z Mysari Nettes, te jej maślane oczy na widok smoków, ta jej znajomość ich psychiki. No i jest jej za dużo, aby skończyła z małą rolą.
    Źle ten sezon wygląda, tyle dobrego że krótszy od pierwszego

  12. Ja Ci to już przed laty pisałem Dael, że seriale będą wypaczać charaktery postaci co raz to bardziej. I tak dobrze, że to nie jest Netfliks, bo wtedy by była jazda. Dalej robi się wszystko by facetów przedstawiać jako debili, agresorów itd (oczywiście bialych), a kobiety to chodzące anioły. To się będzie tylko nasilało. Czekamy na kolejne seriale z uniwersum, dowiemy się że najsławniejszy z Aegonow był tak naprawdę kobietą…I to czarna. Liczę na to

    1. Moze nie czarną i nie kobietą ale serial o zdobywcy to będzie jedna wielka jazda bez trzymanki po „nieudaczniku” i kretynie Aegonie i ratujących go z każdej opresji 2 mądrych siostrach 😀 . Jak lubię te 3 postaci to mam wielka nadzieję, ze ten serial nie wypali

      1. Optymista widzę, zakładasz że powstanie 3 serial ze świata GoT. Po niekompetencji 2 sezonu (tak septo Rhaenyro patrzę na ciebie), zakładam że przy scenarzystach zostały dwie szare komórki do pracy nad fabułą. Resztę HoD widzę czarno, pewnie zrazi ludzi jak 8 sezon GoT

    1. Hehe, potraktowali go tą samą monetą co on siostrę. 🙂 Jeden ze sprytniejszych zabiegów serialu. Moim zdaniem następczynią jest Jaehaera. Chyba, że sam Aegon wyznaczy innego następcę – Aemonda bądź Daerona. Ma prawo.

  13. Widzę, że tych najbardziej bezkompromisowych krytyków 2 sezonu można podzielić na dwie grupy. Pierwsza to typowe internetowe trolle. Nic im w życiu nie wyszło, więc łażą po forach i objeżdżają wszystko z dołu do góry. Druga grupa to ludzie, którzy tak naprawdę chcieliby obejrzeć coś zupełnie innego i mają pretensje o to, że Dom Smoka tym nie jest. :/
    Ja chcę po prostu zobaczyć w miarę udaną ekranizację książki Ogień i Krew. I tylko tyle. I z tej pozycji patrząc jestem, może nie zadowolony, ale w miarę usatysfakcjonowany. Nie zgadzam się, że ten sezon jest gorszy od pierwszego. To wtedy powstały wszystkie głupie pomysły, które drugi sezon musi teraz ciągnąć za sobą. Przepowiednia Aegona, „przyjaźń” Rhaenyry i Alicent, ostatnie słowa Viserysa, zmiany charakterów niektórych postaci. O pomniejszych odpałach, jak choroba Viserysa, o której nikt w martinowskim uniwersum nie słyszał, smok wyskakujący z piwnicy, głupoty z Mysarią, czy to, że Aemond „nie chciał” zabić Lucerysa, już nie wspominając. Prawda, że tam gdzie w książce był wybór wersji wydarzeń, twórcy zawsze wybierają najgorszą i prawda, że to, co dodają od siebie jest biegunowo odległe jakościowo od materiału książkowego. Widzę jednak progres w stosunku do 1 sezonu. Takich ewidentnych durnot jak pogoń za Aegonem już nie ma, a wydźwięk niektórych chyba próbują naprawić (ostatnie słowa Viserysa). Jeżeli to się utrzyma do końca to u mnie mają zielone światło na kolejne sezony. W dzisiejszych czasach to i tak przebłysk profesjonalizmu. Marudzącym proponuję obejrzeć „Wiedźmina” czy „Pierścienie Mocy”, żeby zrozumieć jak to mogło wyglądać.

    1. Robert Snow, od lat niezmiennie najbardziej… specyficzny użytkownik strony. Jak tam zajęcia w Szkole Doktora Xaviera dla wybitnie uzdolnionych dzieci? W której gęstości się dzisiaj poruszasz?

    2. Pierścionki Władzy to jakieś 2,5/10

      Ród Smoka w drugim sezonie, mimo wad scenariusza i rozczarowującej grze niektórych aktorów, to nadal minimum 6/10.
      Nie zmienia to faktu, że jest na co narzekać. Ale też może być lepiej i nie jest to naiwna nadzieja.

      W przypadku niektórych seriali wiesz już niestety na starcie co się szykuje. Amazon znów działa z jakąś żenującą kampanią reklamową i aktorzy przed sezonem tłumaczą ludziom że ta postać ma takie i takie znaczenie, ambicje czy cokolwiek innego. Wiadomo już że mają gorącą kupę i muszą ją desperacko sprzedać.

      Ród Smoka nie miał tego problemu. Ale kilka klocków nie działa i pewnie odpowiadają za to ludzie pokroju pewnej kretynki z HBO, która przy 1 sezonie stwierdziła, że nie podoba jej się sympatia widzów w stronę Daemona. Dlatego teraz obniżyli loty tej postaci. Mówimy o ulubionym bohaterze samego Martina.
      Aemond też się ludziom podobał, a teraz jest jakąś popierdółką… cytując klasyka 😉

      1. Mnie się Aemond nigdy nie podobał. Przede wszystkim mało przypomina tego książkowego. Scenarzyści postanowili zrobić z niego przeciwwagę dla słabego, narwanego i głupiego Aegona, podczas gdy w książce oni byli do siebie bliźniaczo podobni charakterem i lubili się. Zupełnie nie pasuje mi też aktor grający tę rolę.
        Tak, Daemon zalicza mocny zjazd, ale to się zaczęło jeszcze pod koniec 1 sezonu. Te pretensje do Rhaenys, straszenie lojalnych rycerzy smokiem, rękoczyny wobec Rhaenyry. Teraz dalej głównie miota się, zraża sojuszników i rujnuje miłość i zaufanie żony.
        Niestety, takich kretynek jest dzisiaj mnóstwo. One byłyby wtedy szczęśliwe, gdyby facetów w tym serialu w ogóle nie było, a jeżeli już, to czarnoskórzy geje. Zaś wszystkie kobiety powinny być lesbijkami i mówić o sobie per żona. Oczywiście połowa z nich powinna być też ciałopozytywna czy jak tam dzisiaj te kaszaloty się nazywają.

        1. Mnie się wydaje, że Deamon był konsekwentnie tak pokazywany. Przypomnijcie sobie 3 odcinek, gdzie zatłukł hełmem posłańca od brata. A nawet pierwszy odcinek, gdzie w burdelu przeżywa odsunięcie i Biały Robak musi go pocieszać i głaskać po główce. W mojej ocenie od początku jest pokazywany jako z jednej strony ktoś niezwykle uzdolniony i charyzmatyczny, z drugiej niepewny siebie i mający kompleks niedocenienia przez świat.

          Natomiast jak już pisałem nie podoba mi się motyw z „Jego Miłością”, aczkolwiek daję szansę scenarzystom póki co (bo jakie mam wyjście;p).

          Co do Aemonda – on również pokazywany jest od początku jako zakompleksiony. Motyw świni, najpierw ze Smoczej Jamy, a potem na uczcie i to atakowanie niedorostka, który co prawda go okaleczył, ale obecnie jest wyraźnie słabszy i wiadomo, że nie może się przed nim obronić. Zemsta jest oczywiście motywem, który to tłumaczy, ale dla mnie dorosły facet szukający walki z małolatem nie jest kimś, kogo mogę podziwiać. Doceniam natomiast grę aktorską.

          Dla mnie szczerze w tym serialu nie ma postaci, którym można kibicować bądź je lubić. Nie licząc ubitych w pierwszym sezonie Viserysa i Lyonela Stronga. Mam sympatię do Otto Hightowera i młodszego z Lannisterów, najstarszy syn Czarnej Królowej wydaje się osobą zrównoważoną (jak dotąd) i honorową, natomiast reszta zwyczajnie mojej sympatii nie wzbudza. I uważam to za plus serialu

          1. Do ostatniego (czy tam przedostatniego) odcinka 1 sezonu Daemon był pokazywany jako nieobliczalny narwaniec, trochę podły i lekko zakompleksiony, którego można było lubić bądź nie. Ale nie jako miotający się, irytujący dupek, którym stał się teraz, że aż człowiek ma ochotę wejść w ekran i dać mu w łeb. Posłańca pobił za wiadomość, którą mu przyniósł. Podłe, ale zrozumiałe, biorąc pod uwagę jego charakter. Ale jaki miał sens ten pokaz ze smokiem wobec lojalnych rycerzy Gwardii? Albo to czepianie się Rhaenys? Chce żeby ich opuścili? Tak mógłby zachować się Joffrey, nie doświadczony w wojnach i polityce dojrzały mężczyzna.

            Książkowego Aemonda nie lubiłem nigdy. Nawet chyba bardziej niż Aegona, od którego był wyraźnie głupszy, o czym może świadczyć to zajście u Baratheonów (żadna tam zemsta, podpucha głupiej gówniary). W serialu wyraźnie go hajpują.

            Fakt, Viserys i Lyonel byli najsympatyczniejszymi ludźmi w tym serialu. Może jeszcze chłopaki Rhaenyry oraz Laena i jej córki. Teraz właśnie kibicuję Baeli i Rhaenie. Innych porządnych ludzi (jak np. lord Stark) jest jeszcze zwyczajnie za mało, żeby ich polubić.

    3. Dlaczego w sumie przyjaźń bohaterek uznajesz za tak zły pomysł? Mnie ten wątek całkiem przekonał.

      1. Pytam bo zakładam, że czegoś nie dostrzegam i chciałbym rozszerzyć swój punkt widzenia 🙂

      2. Bo w książce nie były przyjaciółkami, były wrogami. Zwłaszcza ze strony Alicent była to czysta nienawiść. I wiadomo było od razu, że gdy scenarzyści (nie posiadający przecież talentu Martina) to zmienią, to wyłożą się o własne nogi, a historia przestanie się spinać. Fabuła straci na logice, a motywy na wiarygodności. Nie da się zmienić tak istotnego elementu fabuły bez naruszenia konstrukcji całej reszty. Już choćby to, że ich dzieci tak się nienawidzą traci na wiarygodności. Dlaczego, skoro matki są takimi przyjaciółkami? W prawdziwym życiu tak to nie działa.

        1. W serialu również nie do końca nazwałbym to przyjaźnią. Wątpię by w normalnych warunkach dziewczyny się zaprzyjaźniły. Poniekąd były na siebie skazane przez pozycję jaką zajmiwał Otto. Były też w podobnym wieku więc to logiczne, że za dzieciaka trzymały się razem. Wiadomo, że z wiekiem ich charaktery zaczęły się kształtować. Rhaenyra była księżniczką, pewną siebie i dość krnąbrną. Alicent, posłuszna ojcu i pobożna była jej przeciwieństwem i gdzieś tam zazdrościła Rhaenyrze pozycji a może i charakteru i z czasem zaczęło to wychodzić. Małżeństwo z Viserymem trafiło jej się jak ślepej kurze ziarno (kiedy przedstawiał ją Małej Radzie jako swoją przyszłą żonę ta nie kryła zadowolenia). Szybko się jednak okazało, że Viserys to nie boski Adonis a Alicent zamiast błyszczeć jako żona bardziej robiła za tło. No i niestety ale która przyjaciółka nastawia swoje dzieci przeciwko jej dzieciom? Wydawało mi się, że na początku dzieciaki trzymały się razem ale potem Alicent zaznaczyła młodemu Aegonowi, kiedy trzebał sobie przez okno, że powinien zmądrzeć bo przecież to nie bękarty Rhaenyry będą rządzić tylko on. Podejrzewam, że to nie padło z jej strony pierwszy raz (po incydencie w Drifmarku Visery zapytał kto rozsiewa ploty o Strongach i Alicent zrobiła się lekko zielona) dlatego głupotą dla mnie jest, że na koniec ona zaczęła powoływać się na ostatnią wolę Viserysa. Już dużo wcześniej chciała mieć na tronie Aegona a prawdziwej przyjaźni między nimi nigdy nie było.

          1. O tym przecież mówię. Zrobienie ich rówieśnicami i przyjaciółkami było z założenia głupie, nie pasowało do całej historii oraz logiki wydarzeń i właśnie dlatego HBO nie potrafiło tego wiarygodnie przedstawić.

            1. Według mnie do pewnego momentu nie było to aż tak głupie. Po prostu wystarczyłoby przestać powoływać się co chwilę na relację z lat dziecięcych czy młodzieńczych. Wiadomo, że z czasem większość dróg się rozchodzi

              1. Większość dróg się rozchodzi, ale nie w taki sposób, że ryjemy pod byłymi przyjaciółmi i szczujemy na siebie nasze dzieci. Lepiej było w ogóle tego nie zaczynać. Książkowa Alicent miała zrozumiałe powody, żeby nie lubić Rhaenyry, a Rhaenyra, żeby nie lubić Alicent. Klasyczny układ Zła Macocha vs. Śnieżka.

                1. Dlatego twierdzę, że nawet w serialu między Alicent a Rhaenyrą nie było przyjaźni

  14. Abstrahując od odcinka Daelu mam pytanie czy twoim zdaniem w PLiO dojdzie do ostatecznego pojednania Blackwoodów i Brackenów. Czy jest szansa na jakąś szaloną teorię w tym temacie lub może odpowiedź w ramach cyklu #PDM . Pytam o te gdyż odświeżałem sobie ostatnio sage i dość dziwnym zabiegiem autora jest to iż aktualnie po śmierci drugiego syna lorda Blackwooda na krawych godach, Ilość pozostałych przy życiu przedstawicieli męskich i żeńskich po obu stronach sporu idealnie się ze sobą łączy . To jest blackwoodowie mają 5 mężczyzn i jedna kobiete zaś Breckenowie liczą sobie 5 kobiet oraz jednego mężczyznę.

    1. Też myślałem o małżeństwach łączących Blackwoodów i Brackenów. Problem polega tylko na tym, że… takie sojusze przez małżeństwa pomiędzy tymi rodami miały miejsce już w przeszłości. A ostatecznie coś zawsze konflikt ponownie rozniecało. Choć nie wiemy, czy apokaliptyczne czasy tego nie zmienią.

  15. Mnie to śmieszy, jak ktokolwiek na tym etapie mógłby jeszcze sądzić, że sprawę dałoby się załatwić polubownie – nie po tylu zabójstwach w takich okolicznościach. Denerwuje chyba najbardziej próba nawet nie tyle uczlowieczania Czarnych (choć to też), co girl power w stylu najgorszych epizodow lat po meetoo. Próba zrzucenia wszystkiego na zły testosteron mężczyzn przynosi odwrotny skutek – pokazuje, że to kobiety u władzy sobie nie radzą (bo przecież mimo formalnej władzy i tak decydują za nie mężczyźni) i nie nadają się do rządzenia (a u władzy nieraz trzeba ubrudzić sobie ręce), a warto zauważyć, że książka była znacznie bardziej realistyczna pod tym względem, nie wskazując, kto był lepszy, a kto gorszy. To chyba taki odcinek po to, aby wydłużyć sezon małym kosztem finansowym, bo lwią cześć budżetu zjedzą bitwy.

    1. „książka była znacznie bardziej realistyczna pod tym względem, nie wskazując, kto był lepszy, a kto gorszy”

      Chyba czytaliśmy różne książki, bo mnie ustalenie tego zajęło pierwsze 5 minut czytania. Pewnie pomogły mi w tym takie teksty Alicent: „Może ta kurwa zemrze w połogu?” (to o Rhaenyrze rodzącej właśnie na Smoczej Skale) oraz podobne w stylu Aemonda i Aegona. 😛

  16. Końcówka serialu do wydłubania oczu. Nie wiem, to jakby Robb szedł na super tajną misje do Czerwonej Twierdzy, żeby wyjaśnić śmierć Neda, bo może jednak był słusznie zabity i nie trzeba wcale wojny.

      1. Nie jestem pewna, o który moment dokładnie ci chodzi, ale faktem pozostaje, że ani Jaime ani Tyrion nie byli głównymi pretendentami do tronu. Ich śmierć, choć pewnie dotkliwa dla sprawy, nie jest w stanie zakończyć wojny. W momencie śmierci królowej ciężko o kontynuuację wojny. Tyrion i Jaime nie ryzykowali tyle, co Rheanyra.

        1. Mówię o tym spotkaniu, które doprowadziło do „konferencji pokojowej” w Smoczej Jamie. Owszem, Jaime i Tyrion nie byli królami, ale stawka spotkania była równie wysoka (a może i wyższa) – pokój w Siedmiu Królestwach i zjednoczenie się w walce z Innymi.

  17. Jeszcze ta Mysaria mówi, że jakby Rhaenyra chciała to może zabić Alicent. No zajebiście, że zabicie matki króla jest takie łatwe. To niech zabije Alicent, Aegona i resztę i możemy skończyć serial. Czarni wygrali można się rozejść.

    1. A przekaz nie był taki, że łatwiej byłoby zabić niż się z nią spotkać? Co przy absurdalności pomysłu spotkania zdaje się mięc sporo sensu.

      1. z faktu, że jednak się spotkały to zabicie Alicent w następnym odcinku nie powinno być problemem 😀

  18. Uff. Czyli tej wyprawy Rhaenyry nie ma w książce.
    Ulżyło mi bo to takie głupie że szkoda gadać.

    1. Oczywiście, że nie ma. Kolega ma Martina za idiotę? Coś takiego mógł wymyślić tylko piróg z HBO (nie po raz pierwszy zresztą, jak napisałem kawałek wyżej). 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button