Było już zwiedzanie Księżyca, teraz czas zobaczyć, co się stało na Marsie.
Fabuła
Fabularnie jest to kontynuacja historii z poprzedniej części, Deliver Us The Moon. Od samego początku będą się tu przewijać postaci i wątki z księżycowej odsłony, polecam więc zacząć ogrywanie właśnie od niej.
Wcielamy się w Kate, córkę naukowca Isaaca Johnsona, poznanego podczas badania kosmicznej kolonii. Tym razem wydarzenia będziemy przeżywać dwutorowo – z jednej strony odkrywamy dalsze losy kolonistów, a z drugiej, poprzez retrospekcje, zobaczymy nieco z przeszłości Kate i jej rodziny. Oprócz znanych nam już scenek nagranych przez drony, dostaniemy też sporo przerywników filmowych. Historia jest dobrze napisana i potrafi zaciekawić.
Rozgrywka
Już od pierwszych minut widać tu większy budżet – gra zrobiona jest z większym rozmachem. Oznacza to więcej postaci, historii, mechanik i lokacji, w tym też otwartych. O ile na księżycu byliśmy sami, tak tu od początku mamy towarzystwo. Fajnie, bo dzięki temu więcej się dzieje. Szkoda tylko, że wizualnie te postaci wyglądają… no tak sobie. To niestety boli, bo kontrastuje z ładnym poza tym krajobrazem. Na szczęście aktorzy głosowi dają radę – samemu Isaacowi głosu użyczył Neil Newbon (który zasłynął ostatnio z roli Astariona z Baldur’s Gate 3, ale mogliśmy go spotkać także np. w Detroit: Become Human).
Z nowych mechanik dostaliśmy przypominającą zabawę z laserami w serii The Talos Principle – musimy wycelować wiązkę energii w odbiornik. Później dochodzą do tego kolejne elementy, i stanowi to prostą grę logiczną.
Drugą znaczącą mechaniką jest wspinaczka, która przypomina mi tę z gry Jusant. Działa to w ten sposób, że w każdej ręce mamy czekan i każdą rękę kontrolujemy osobno. W przypadku grania na klawiaturze i myszy wygląda to tak, że prawy i lewy przycisk myszy odpowiada za wbijanie czekanów, a klawiszami ruchu (WSAD) kontrolujemy położenie ręki. Czyli: wbić lewy czekan, puścić prawy czekan, przesunąć prawą rękę w górę, wbić prawy czekan, puścić lewy czekan, przesunąć lewą rękę w górę, wbić lewy czekan, puścić prawy czekan, przesunąć prawą rękę… i tak dalej. Na początku ogarnięcie tego może wymagać sporego skupienia, z czasem jednak idzie się przyzwyczaić. Bywały irytujące momenty związane ze wspinaczką, ale ogólnie mi się podobało.
Poza tym rozgrywka nadal polegać będzie głównie na eksploracji. Tym razem jednak nie będziemy już całego czasu spędzać w ciasnych korytarzach, bo gra pozwoli nam pobiegać na otwartej przestrzeni, a nawet poskakać po marsjańskich skałach. Kilka razy też przejedziemy się łazikiem. Jest to fajne urozmaicenie, a lokacje wyglądają naprawdę dobrze. Do dyspozycji dostaliśmy też tryb fotograficzny, co powinno ucieszyć łowców ładnych widoczków.
Klimat
Klimat zdecydowanie różni się od tego z Deliver Us The Moon – nie jesteśmy już sam na sam z tajemnicą. Pozostali członkowie załogi, mimo że nie towarzyszą nam bezpośrednio, to jednak gdzieś tam są i już sama ta świadomość sporo zmienia. Również historia ma inny wydźwięk, bo nie badamy już tylko „co?”, ale również „jak?” i „dlaczego?”.
Podsumowanie
Deliver Us Mars to udana kontynuacja, która rozwija pierwowzór, dokładając więcej wszystkiego – postaci, historii, mechanik. Krótko mówiąc, mamy po prostu więcej gry. I to całkiem niezłej. Liniowej, nieskomplikowanej, ale za to bawiącej się w swoiste „co by było, gdyby…?” i stawiającej pytania o naturę człowieka.
-
Ocena Alexandretty - 7.5/10
7.5/10
Post Scriptum: Planowana jest również trzecia część, nazwana Deliver Us Home. Niedawno, bo 11 lipca, zakończyła się z sukcesem zbiórka na platformie Kickstarter – pozostaje więc tylko czekać na zwieńczenie historii.
Gra zakupiona we własnym zakresie.
Chyba nie dałbym rady zagrać w obie części…too much of nothing:P
A mi właśnie taki powolny gameplay dobrze wchodził w te upały 🙂 Zazwyczaj też preferuję nieco bardziej dynamiczne gry, ale coś spokojniejszego od czasu do czasu nie zaszkodzi.