Stephen King w kontynuacji swojego „Lśnienia” (czyli „Doktor sen”) napisał takie zdanie: „Cukier rozwiązuje wiele problemów, tak przynajmniej uważam”. Idealnie opisuje to postać Johny’ego Cukra granego przez Colina Farrella, prywatnego detektywa, który odszukuje zaginione osoby.
Zacznę w sposób nieoczywisty: Sugar to tak naprawdę dwa seriale w jednym i podejmę się tutaj zrecenzowania obydwu z nich. Trzeba przy tym zaznaczyć, że jest to na pewno jedna z najbardziej niekonwencjonalnych produkcji serialowych, jaką było mi dane w tym roku obejrzeć. Niespotykany montaż, sposób przedstawiania dialogów, nawiązania do filmowych klasyków i zabawa z gatunkiem noir tworzą ciężką do opisania mieszankę. Tym niemniej u podstaw Sugar jest przede wszystkim klasycznym przykładem kina neo-noir, z bohaterem wygłaszającym monologi spoza kadru i poruszającym się starym kabrioletem.
Colin Farrell w ostatnich latach wyrósł na jednego z najbardziej wszechstronnych artystów. Skradł show komediową rolą w Dżentelmenach Guya Ritchiego. W Batmanie jako Pingwin, ukryty za niesamowitą charakteryzacją, zagrał tak, że władze HBO postanowiły zrobić o nim osobny serial. To, że nie otrzymał Oscara za Duchy Inisherin, uważam za dużą kontrowersję, bo tym filmem tak naprawdę wkroczył ponownie na aktorski Olimp. W serialu Sugar pokazuje swoją kolejną twarz, szkoda tylko że musiał pozbyć się swojego irlandzkiego akcentu. Melancholijny, wrażliwy na otaczający go świat, nieco naiwny i zgodnie ze swoim nazwiskiem przesłodki jak piesek, którego nie można nie pokochać. To jedna z takich postaci, na którą patrzysz, słuchasz jego głosu i zwyczajnie czujesz się dobrze.
Pierwszy z dwóch skompilowanych w jedno seriali zaczyna się od długiej czarno-białej sceny w Tokio. Sugar szuka córki szefa Yakuzy, wykorzystując przy tym swoje niezwykłe umiejętności. Jest doskonale zbudowane napięcie, jest wspomniany przeze mnie wcześniej niespotykany montaż dialogów. I jest sukces pokazujący, z jakim profesjonalistą mamy do czynienia. Sugar pomaga innym się odnaleźć, ale jako klasyczny bohater kina noir musi mieć też swoje demony. Ta postać przypomniała mi, jak podczas jednego z DKF-ów trafiłem na film „Limbo” z Simonem Bakerem. Tam też jest detektyw, który nie radzi sobie ze swoim życiem, ucieka w narkotyki, błądzi po miasteczku i szuka odpowiedzi na zadawane samemu sobie pytania. Sugar w wydawałoby się losowych momentach pokazuje nam bohaterów z dawnych, w większości czarno-białych klasyków. Nie wszystkich udało mi się rozpoznać, ale John jako filmowy freak potrafi zaskoczyć znawstwem takich kultowych scen, jak ta z „The Thing” z zębami w brzuchu.
Z Tokio przenosimy się do L.A. Tam Sugar spotyka Ruby, swoją „szefową”, postać z drugiego serialu – tej nowoczesnej szmiry, która próbuje co jakiś czas za wszelką cenę przeszkadzać temu pierwszemu. Przez chwilę czułem się, jakbym przez przypadek przełączył się na absolutnie beznadziejny serial „Cytadela”, za którego odpowiadali bracia Russo. Międzynarodowa organizacja szpiegowska, mająca dostęp do wszystkich komputerów świata? Po co to?
Na szczęście szybko wracamy do pierwszego serialu. Sugar bierze sprawę odnalezienia zaginionej wnuczki znanego Hollywoodzkiego reżysera Jonathana Siegiela (James Cromwell), zupełnie nieprzypadkowo przypominającego Stevena Spielberga. Cała rodzina Spielbergów… przepraszam Siegelów to niezwykle ciekawa ferajna. Jest syn Jonathana, także reżyser, niemal równie znany, co ojciec. Bernie (w tej roli Dennis Boutsikaris, jedno z wielu aktorskich odkryć tego serialu) wraz z kilkorgiem swoich byłych żon, jego syn i wreszcie owa zaginiona córka. W tę rodzinną plątaninę John Sugar wchodzi z pewnością siebie, a jako fanatyk kina nie może ukryć podziwu dla Jonathana. Zapewnia go, że odkryje prawdę za wszelką cenę i nie spocznie, dopóki nie sprowadzi do domu zaginionej Oliwii.
Detektyw John powoli łączy ze sobą kropki. W mieszkaniu wynajmowanym przez Oliwię spotyka jej przyrodniego brata Davida. Skomplikowaną postać, osobę, która jako dziecko została gwiazdą filmową i nie potrafi unieść ciężaru sukcesu, choć sam uważa, że nie ma z tym żadnego problemu. W tym momencie widz dostaje pierwszego mocnego podejrzanego. A potem na scenie pojawia się królowa – Amy Ryan jako podstarzała gwiazda rocka, Melanie. Jej relacja z Sugarem to coś wspaniałego, między Farrellem a Ryan od pierwszej chwili czuć chemię. Każda scena z nimi elektryzuje. Każda jest studium ciężkiej do zdefiniowania relacji damsko-męskiej, która rozwija się przez te kilka niezbyt długich odcinków.
Nie będę wchodził w spojlery, nie będę psuł zabawy i pisał, co wyprawia się w drugim płynącym równolegle serialu, a dzieje się naprawdę wiele niedobrych rzeczy. Napiszę tylko, że kiedy już dochodzi do spotkania się obu fabuł na koniec szóstego odcinka, to albo z rozczarowania wyłączycie ten serial i więcej do niego nie wrócicie, albo pogodzicie się z tym, co się wydarzyło i dacie mu drugą szansę. Ja zaryzykowałem i na szczęście włączyłem odcinek siódmy. W mojej ocenie twórcy wyszli z tego boju zdecydowanie z tarczą. Wszystko zostało w miarę dobrze poprowadzone, drugi serial nie zabił tego pierwszego, a nawet pokazał całkiem niezły morał.
Mimo kilku wad, gorąco polecam obejrzenie serialu Sugar. Każda minuta tego serialu daje wspaniałe doznania. Plus za świetną muzykę, klimatyczną czołówkę, doskonałe kreacje aktorskie i za najbardziej nieoczywisty (ale wcale nie taki głupi, jak by się początkowo wydawało) plot-twist, jaki kiedykolwiek widziałem.
Twórcy podjęli nieprawdopodobne ryzyko, które zdecydowanie się opłaciło. Apple+ kolejny raz udowadnia, że warto dać tej platformie szansę i że w niczym nie ustępuje zdecydowanie bardziej popularnym Netfliksom, Disneyom czy Amazonom. Mam tylko nadzieję, że pomimo otwartego zakończenia nikt nie wpadnie na pomysł, by robić drugi sezon, bo to naprawdę nie ma prawa się udać. To byłby już tylko ten drugi, marny serial bez doskonałych elementów, windujące Sugara na szczyty artyzmu. Wielka prośba do oglądających: dajcie temu serialowi szansę, dajcie się mu przekonać, chłońcie go oczami i uszami. Odczuwajcie, bo naprawdę jest to niesamowita podróż w klimatach noir. Colin Farrell ostatnimi czasy nie myli się przy doborze produkcji i życzę mu, żeby to się nie zmieniło.
Sugar (sezon 1)
-
Ocena kuby - 9/10
9/10
Dzięki za polecane. Farrella biorę w ciemno, jeden z najciekawszych obecnie (i najlepszych) aktorów swojego pokolenia.
On miał taki glupi okres, że grał w gniotach typu Daredevil. Potem na szczęście wrocil do ciekawych rzeczy, a ostatnio ciągle trafia w 10.