FilmyRecenzje Filmowe

Atlas (2024)

Atlas z pozoru może wyglądać jak kolejny średniak od Netflixa i w zasadzie tym właściwie jest… ale nie do końca.

Fabuła nie grzeszy oryginalnością. Ludzkość, walcząc ze zbuntowaną AI, zmusza ją do wycofania się w daleki zakątek kosmosu. Zagrożenie nie zostaje jednak całkowicie zażegnane, a sztuczna inteligencja zapowiada swój powrót z zamiarem dokończenia dzieła zniszczenia. Przeskakujemy niemal trzy dekady w przód i spotkamy tytułową Atlas Shepherd, która odkrywa, gdzie znaleźć Harlana – androida, od którego zaczął się cały bunt maszyn.

Głupotek fabularnych w filmie nie brakuje, chociaż na szczęście nie ma ich tyle, co choćby w Interstellar. Największą jest wysłanie jednego statku do walki z zaawansowaną AI, której ludzie nie widzieli na oczy od niemal 30 lat. Nie wiadomo, czego się spodziewać, ale hej, jeden dobrze wyszkolony oddział na pewno sobie poradzi na obcym terenie z nieznanym wrogiem, prawda? Co może pójść nie tak? Innym zgrzytem były momenty, w których bohaterka walczy z czasem, a mimo to ma go na tyle dużo, żeby zajmować się mnóstwem pobocznych rzeczy. Przez takie rozproszenie widz zupełnie nie czuje presji, jaką powinien wywoływać tykający zegar.

Tyle narzekań. Wszystko to, co napisałam wyżej, wcale nie oznacza, że film jest zły. Zacznijmy może od tego, że produkcja jest inspirowana grą Titanfall 2. Przyznał to sam reżyser i jeśli ktoś zna grę, zauważy z pewnością, że „inspiracja” to dość łagodne określenie stanu rzeczy. Podobieństw jest podejrzanie dużo, zarówno w warstwie fabularnej, jak i wizualnej. Te ostatnie wypadają z kolei bardzo dobrze. Mechy wyglądają super i są świetnie animowane. Obca planeta, na której dzieje się większość akcji, również oferuje ładne widoki. Przyczepić za to można się do warstwy dźwiękowej – muzyka zupełnie nie zapada w pamięć, a efektom dźwiękowym zdecydowanie brakuje „soczystości”.

Jednym z głównych wątków filmu jest budowanie relacji między Atlas i sztuczną inteligencją imieniem Smith, wbudowaną w mecha bojowego. Podczas podróży przez nieznane gawędzą sobie a to o historii głównej bohaterki, a to przekomarzając się w niezbyt wyszukany, ale humorystyczny sposób. Element ten wypadł dobrze, po części dzięki temu, że sceny tych pogawędek umiejętnie przeplatają się z akcją. Sama Jennifer Lopez wypadła również dobrze – jej postać nie jest bardzo skomplikowana i w zasadzie nie mam do niej zastrzeżeń (w przeciwieństwie do sporej rzeszy ludzi, którzy hejtują cały film z uwagi na aktorkę). Boli mnie jedna rzecz, ale to akurat dotyczy większości filmów, gdzie jakaś ładna pani musi się spocić – jej makijaż i ogólna prezencja są zasadniczo nienaruszalne. Tęsknię za trochę brudniejszą, ale o wiele wiarygodniejszą wersją, którą prezentowała na przykład Ripley z końcówki Obcego. Dodatkowo mogłoby być nieco mniej scen pokazujących, jak Lopez miota się po kokpicie, w zamian dając widok z zewnątrz, na mecha. No ale wiadomo, że takie sceny byłyby o wiele bardziej budżetożerne, więc ich liczba musiała być ograniczona…

Jeszcze jeden drobiazg na koniec. Z uznaniem odnotowuję brak nic niewnoszących wątków pobocznych, które są plagą w produkcjach Netflixa. Na szczęście tutaj udało się ich uniknąć i film przez cały czas trzyma się swojej historii, nie zbaczając z toru.

Podsumowując, po filmie spodziewałam się zupełnej porażki, a tymczasem dostałam przyzwoite, rozrywkowe kino SF. Bawiłam się na nim całkiem nieźle. Jeśli macie ochotę na niezobowiązujący seans, dajcie Atlas szansę. A jeśli dodatkowo siedzicie w temacie gier, prawdopodobnie będziecie się bawić nawet trochę lepiej, bo znajdziecie tu nieco nawiązań (nie tylko do wspomnianego już Titanfall).

Atlas (2024)
  • Ocena Alexandretty - 6.5/10
    6.5/10

Related Articles

Komentarzy: 11

  1. Koszmarek, JLo zwraca się do robota jako „to”, a ten odpowiada, że ma zaimki. Przecież to jak parodia

  2. Akurat ten argument od czapy. Co w tym dziwnego, że robot ma nadana płeć? R2-D2, C3-PO, T-1000 wszyscy mieli rodzaj męski i zaimki. Nie rozumiem zarzutu. nie znam dialogu i kontekstu całej sceny, bo film mam zaplanowany dopiero na jakiś luźny kotlet w niedzielę, ale też słyszałem że został zjechany niesprawiedliwie.

    BTW: zauważyliście, jak cicho i spokojnie? Chyba Mickiewicz na koniec roku nie zdał z języka polskiego i ma szlaban na komputer 😉

    1. Uhmm… Pytanie w stylu „Co złego w swastyce? Przecież to tylko buddyjski symbol szczęścia, nie ma co kruszyć o nią kopii”

      1. Ale swastyka to nie jest buddyjski symbol szczęścia?
        Serio, kompletnie nie widzę związku. Ale fakt, że nie chcesz się szerzej wypowiedzieć i uargumentować swojego zdania dobitnie świadczy o tym, że nawet się nad nim nie zastanowiłeś.

        1. Nie chcę, trafiłeś w sedno. Dyskusją z Tobą to strata czasu. Jesteś niczym praski golem, tylko zamiast gliny to ulepionym z politycznej poprawności (choć panom służysz tym samym). Ty nie chcesz dyskusji, tylko forum gdzie możesz porzucać tejkami z r/Polska.

  3. Tak, filmowi się oberwało za samą JLo. Nie wiem dlaczego, chyba niektórzy po prostu jej nie lubią i dla zasady hejtują wszystko, co zrobi. Ja nie śledziłam za bardzo jej kariery, ale w Atlas patrzenie na nią mnie nie bolało – czego nie mogę powiedzieć na przykład o Maksimusie z serialowego Fallouta…

    1. JLo jest całkiem przyzwoita aktorka co udowadniała już kilkanaście razy, więc pewnie klasyczne pitolenie współczesnej dzieciarni, która sama niczego nie widziała i powtarza kocopoly wkładane do głów przez tak samo 'zorientowanych’ infuencerow od siedmiu boleści. Ideologiczne pierdololo dzisiaj przesłania ludziom kompletnie wszystko.

    2. Ostatnio zaliczyła kilka sporych wtop wizerunkowych, stąd pewnie te oceny. Szkoda, że traci na tym film.

  4. Ludzie zawsze się do czegoś przypier… Pamiętam jeszcze hejt na Emilię Clarke. :/ Zupełnie nie rozumiem fenomenu popularności Jennifer Lopez. Nie jest ani specjalnie ładna, ani nazbyt utalentowana. Ale daleki jestem od hejtowania jej. Miała kilka dobrych ról i całkiem sporo przyzwoitych. Może to nie wielka artystka, ale na pewno solidna rzemieślniczka. Nie oglądałem tego filmu, ale jeżeli jest tutaj do dupy, to raczej nie wina aktorki tylko gównianej roli.

    1. Bo ja wiem czy to hejt? Zarówno Jennifer Lopez jak i Emilia Clarke są bardzo przeciętnymi aktorkami i dawanie im głównych ról nie działa na korzyść filmu. GoT w ogóle miało bardzo słaby casting młodych aktorów – prawie wszyscy to drewna.

      1. Moim zdaniem Emilia dobrze oddała Daenerys. Książkowa jest taka sama. To nie żywiołowa Rhaenyra. Daenerys to posąg, nie człowiek. I czy ja wiem czy słaby casting? Pamiętaj, że w tamtym czasie znani aktorzy wcale nie garnęli się, żeby na kilka lat utknąć w jakimś serialu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button