FilmyRecenzje Filmowe

Piep*zyć Mickiewicza (2024)

Był kiedyś taki film z Antonio Banderasem w roli nauczyciela trudnej młodzieży „Wytańczyć marzenia”. Jest to film o miłości, trudnym życiu na marginesie, ale przede wszystkim o tańcu. W teorii taka historia przeniesiona na ekran nie miała prawa odnieść sukcesu, a jednak się udało i to całkiem nieźle. Oglądając zwiastun filmu „Piep*zyć Mickiewicza” (swoją drogą tytuł absolutnie niezachęcający do obejrzenia, ktoś chciał być zabawny, ale całkowicie przestrzelił) miałem jeszcze skojarzenia z filmem „Coach Carter”, tam też mamy do czynienia z twardym gościem, który swoimi metodami zmusza do nauki grupkę krnąbrnych koszykarzy (no i oczywiście Młodzi gniewni z boską Michelle Pfeiffer! – dop. Crowley). Pomysł na polski film był więc dość prosty i sprawdzony: przedstawiamy patologiczną szkołę i wsadzamy tam absolutnie ekscentrycznego pseudonauczyciela, który ma w dupie zasady, jara zioło w pokoju nauczycielskim, a w przeszłości siedział w poprawczaku.

Boże, jak to jest źle napisane i jak kiepsko zrealizowane! Do tej pory kiedy myślę o poszczególnych scenach, przechodzą mnie nieprawdopodobne ciarki żenady. Nic nie stało na przeszkodzie, żeby to był naprawdę dobry film. Nawet więcej, bo jest w tym filmie naprawdę bardzo dobrze napisany wątek relacji między Dante a Nel. Nie rozumiem, jak można było dać coś tak świeżego i fajnie napisanego, a jednocześnie przykryć to nieprawdopodobną dawką cringe’u.

Zacznijmy od samej szkoły i postaci nauczyciela Jana Sienkiewicza. Nie mieści mi się w głowie, jak pokracznie przedstawiono klasę 3B. Nie dało się tego bardziej przerysować, ale prawdziwe jaja zaczynają się, kiedy jakiś gość z ulicy w skórze, z okularami słonecznymi na nosie i plecakiem na ramieniu po prostu wchodzi sobie do pokoju nauczycielskiego i mówi, że on tu teraz będzie uczył polskiego. No nie… błagam, bez takich skrótów, bez takich bezsensownych scen. Tak się nie robi. Nie mógł być jakimś upadłym polonistą – musiał być gościem z poprawczaka, bez wykształcenia, któremu nie poszło pisanie książek, więc postanowił nauczać młodzież, nie mając o tym zielonego pojęcia… A to dopiero początek. Jan wchodzi do klasy, wali z kopa ławkę, na której stoi uczeń, rzuca kilkoma wyzwiskami i szybko zyskuje „szacunek” jako swój chłop, który nawet pomaga ukryć narkotyki. Swoją drogą to kolejna absurdalna scena – jest policja, pies wywąchał narkotyki w plecaku jednego z nauczycieli. Ten ucieka, a policja go nie goni i zwyczajnie odpuszcza. Bo tak. Geniusz scenarzysty w całej okazałości.

Potem mamy jeszcze odkrycie wielkiego talentu Dantego. Pan Sienkiewicz czyta krótkie wypracowanie na wymiętej kartce i odkrywa, że chłopak ma niewyobrażalny talent pisarski. Albo całą akcję z miejscowym gangsterem, który jest sztywny jak nieboszczyk i prawie groźny. Albo szkolny konkurs talentów – pan nauczyciel ostrzega swoją klasę, że muszą się do niego bardzo przyłożyć. Tymczasem finalnie gość nawinął dosłownie dwie linijki beznadziejnego tekstu i publika oszalała. Nauczenie się tego, co on tam „zarapował”, mogło zająć jakieś pół godziny. Chodzenie na skróty i zbędne postacie to znak firmowy scenarzysty „Piep*zyć Mickiewicza”. Brawa dla niego.

Jest za to jeden niezaprzeczalny pozytyw. Muzyka, ale nie ta wykonywana przez bohaterów. Rap w tle to jest coś wartego odnotowania i kawałek dobrego brzmienia. Tym bardziej dziwi fakt, że freestyle wykonywany przez jednego z uczniów jest tak pokraczny, żałosny i ogromnie głupi, a o odpowiedzi pana nauczyciela Sienkiewicza w ogóle nie ma co mówić. To jest zagrane tragicznie. Czy Dawid Ogrodnik nie ma żadnego miernika żenady i nie zauważył, że gra w tym filmie karykaturalnie? Czy nie można było zatrudnić jakiegoś prawdziwego rapera z topu, który napisałby cztery krótkie utwory na potrzeby tego filmu? Zresztą Ogrodnik to jeden z najlepszych polskich aktorów, ale czy nie powinien delikatnie przystopować i przestać brać wszystkie dostępne fuchy? Obok ról wybitnych ma coraz więcej takich jak tutaj, gdzie jest sztywny, nienaturalny i godny pożałowania.

Pisałem już o dobrze napisanej historii Dantego i Nel. Żeby nie było, że tylko narzekam, mogę wyróżnić jeszcze wszystko, co dzieje się wokół postaci Anity. Jej scena w samochodzie z nauczycielem, a później na balu, to kolejny delikatny przebłysk dobrego pomysłu. Szkoda, że jest tego tak mało.

Mimo że to polski film, miałem nadzieję na pozytywne zaskoczenie. Że może tym razem uda się wypuścić w naszym kraju coś wartościowego i fajnego zarazem. Coś na poziomie, czego nie trzeba będzie się wstydzić. Tymczasem ten film jest po prostu zły, g*wniany – żeby trzymać się prezentowanej w nim nomenklatury. Do tego projektu zatrudniono ludzi, którzy każdy dobry pomysł potrafili zabić dwudziestoma pomysłami beznadziejnymi.

Wszystko kumuluje się w końcówce, będącej abstrakcją w najczystszej postaci. Cała bójka przed szkołą z niebagatelną rolą pani od WF-u, która prezentuje swoje zdolności karateki. Późniejsza, niby komediowa akcja na policji. No i happy end – Dante wydaje książkę, bo przecież potrafił napisać wypracowanie na niecałe dwie kartki i lubi spędzać czas w bibliotece (co prawda nie na czytaniu, ale zawsze), więc napisanie książki dla takiego kogoś to pestka. Cały ten film to jeden wielki mindfuck. Nie wiem, jak można było napisać tak okropny scenariusz, przeczytać go i powiedzieć, że to się do czegoś nadaje. Jak można było to mimo wszystko wyprodukować, a po obejrzeniu efektów zatwierdzić do ogólnopolskiej dystrybucji. Ten film powinien być zakopany głęboko pod ziemią, a nie pokazywany w kinach. Ten jeden dodatkowy punkt do oceny daję za wspomniane dwa wątki, które mi się podobały, ale to i tak zbyt wielki przejaw hojności…

Piep*zyć Mickiewicza
  • Ocena kuby - 2/10
    2/10

Related Articles

Komentarzy: 9

  1. Nie żal ludzi, którzy chodzą na polskie filmy – można by sparafrazować kawałek Włochatego:
    Dzisiaj Mendy Zapraszają Nas Do Kin
    Obiecują Wielkie Zmiany, Kampanie Pełne Bzdur
    Skoro Wiemy, Ze To Kolejne Kłamstwa Są
    To Po Co Znowu Popełniać Ten Sam Błąd?

  2. To coś jak w serialu Ranczo? Wiesz, baba zaczyna lepić pierogi, a po kilku odcinkach stawia sobie willę? 🙂

    1. Ranczo było dobrze zagrane i miało naprawdę nieźle napisane dialogi. Dobrze się to oglądało.

      1. Owszem. Jednak promowało ten sam naiwny punkt widzenia, że wystarczy pozytywne myślenie (a zwłaszcza pozytywne myślenie o Unii Europejskiej) i już wszystko się udaje i od zera do milionera. Każdego kto próbował kiedyś na zapadłej wiosze otworzyć jakąkolwiek działalność, albo – jak tutaj -cokolwiek opublikować w tym kraju, może tylko ogarnąć pusty śmiech na takie obrazki. :/

        1. Ranczo w pewnym momencie było jak pisane pod dyktando polityczne, więc nie ma się tym co tak przejmować, bo nadal było sporo fajnej treści, zarówno śmiesznej, jak i celnej. Problem w tym, że większość filmów/seriali teraz wygląda, jak pisane pod czyjeś dyktando. To nie było tak widoczne nawet w czasach filmów o wietnamie.

          1. Nie przejmuję się, po skojarzyło mi się to z Ranczem, kiedy czytałem tę recenzję. Te baby od kóz i pierogów prędzej doczekałyby się sanepidu i skarbówki z policją niż nowych domów, a gość od książki zdarłby jęzor do gołej kości od całowania klamek kolejnych wydawców, zanim doczekałby się debiutu. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button