Trzyrzwi
Jak planują rozwiązać problem z Hodorem w polskim tłumaczeniu. W książce będziemy mieli w nawiasie, że trzymaj drzwi to Hold the door? Normalnie pewnie gdyby było wiadomo, że tak to się rozwiąże tłumacze zapewne pomyśleliby nad jakimś imieniem dla Hodora w stylu Trzyrzwi(?) no nie wiem jak to miałoby wyglądać. Bran będzie krzyczał trzymaj drzwi a w jakiś cudowny sposób ułoży się z tego słowo Hodor? – kuba
BT: Nie wiadomo, w jakim dokładnie kontekście padną te słowa – tj. czy chodzi tu o obronę fizycznych drzwi, czy może raczej o osłanianie odwrotu przez jakieś inne przejście. Jedno z możliwych rozwiązań wspomniał w komentarzu pod tym pytaniem Kwarc – byłoby nim przełożenie hold the door jako “chroń odwrót”, od czego dałoby się wyprowadzić h-o-d-r. Możliwe, że po prostu pojawi się przypis wyjaśniający tę kwestię. Niewykluczone jednak, że w konkretnej sytuacji, która będzie przedstawiona w książce, będzie się dało użyć jakiegoś słowa lub wyrażenia, które nie będzie odnosiło się bezpośrednio do drzwi, wrót, przejść czy odwrotów, ale które będzie dobrze pasowało do kontekstu – np. we francuskiej wersji tej sceny w serialu Hodor krzyczy au-dehors – czyli “na zewnątrz”, (Bran mówi “nie pozwól im wyjść na zewnątrz”).
D: Po polsku jednak się już tego nie ułoży. Chyba, że rozkaz Brana to będzie coś w rodzaju “Chodu, głodomor.” 🙂 Ale mam też wrażenie, że sama treść słów nie jest najważniejsza, i uda się tę scenę przetłumaczyć w sposób równie emocjonujący, co klarowny. Serial sobie z tym poradził.
Trzymają się stołka/tronu
Dlaczego Targaryenowie utrzymali się u władzy po Tańcu Smoków? Przecież stracili swój główny atut, czyli smoki. To dzięki tym stworzeniom, Aegon I zjednoczył pod swoim berłem dawne zwaśnione królestwa. Dlaczego nie doszło do rozpadu tego “organizmu państwowego”, skoro nie było już czego się bać? Przecież nawet Jajo, który żył ponad 80 lat po tych wydarzeniach, jako dziecko uważał, iż tylko za pomocą smoków Targaryenowie będą mieli większy posłuch wśród lordów Westeros [co przypomina nieco doktrynę strachu moffa Tarkina 😉 ]. – Vermithor
D: Targaryenowie nie utrzymywali się u władzy tylko dzięki smokom. Na początku tak, ale z czasem pojawiały się inne relacje, ludzie byli związani z dworem, czerpali korzyści z handlu między królestwami, itd… Poza tym zawsze jest ryzyko, że pierwszy, kto obróciłby się przeciw koronie, stałby się łupem reszty, która pozostałaby lojalna. Oczywiście bez smoków sytuacja Targaryenów była dramatycznie słabsza, ale żeby to wykorzystać potrzebny był kryzys. W zasadzie można tu powołać się na przykład wielu dyktatur, które funkcjonują i upadają na podobnych zasadach.
BT: Do tego co napisał DaeL dodałbym jeszcze to, że sytuacja po Tańcu Smoków była bardzo korzystna zwłaszcza dla wielkich rodów – z jednej strony korona nie była na tyle potężna, by zagrozić ich własnym interesom (np. ograniczyć przywileje), ale z drugiej poparcie Żelaznego Tronu dawało im przewagę wobec ambitnych wasali (np. gdy Reyne’owie i Tarbeckowie przejęli kontrolę nad częścią Krain Zachodu, król Aegon zapowiedział, że jeśli Lannisterowie sami nie opanują sytuacji, wyśle królewską armię, by przywrócić porządek). Zwłaszcza rody Tyrellów i Tullych mogłyby zostać obalone, gdyby nie było monarchy gotowego je wesprzeć – w Reach mieszka wiele wpływowych rodów, które mają całkiem dobre prawa do schedy po Gardenerach (m.in. ze względu na bliskie pokrewieństwo z ostatnim królem z tej dynastii) albo są po prostu bardzo silne ekonomicznie i militarnie (jak Hightowerowie), a w Dorzeczu mamy przynajmniej kilka rodów, które są w stanie zagrozić pozycji dotychczasowych najwyższych lordów Tridentu (m.in. Blackwoodowie, Brackenowie i Mallisterowie). Gdyby Siedem Królestw się rozpadło, wielu lordów z tych dwóch krain mogłoby dojść do wniosku, że to właśnie ich rody powinny stanąć na czele odrodzonych królestw. Nawet wielcy lordowie, którzy przed Podbojem byli królami (Arrynowie, Starkowie, Lannisterowie), mają dobre prawa do dziedziczenia po dawnych dynastiach (Baratheonowie) lub zostali wybrani (Greyjoyowie) również mają wielu wasali, którzy mogliby się zbuntować i próbować ugrać coś dla siebie, gdyby zabrakło władcy jednoczącego wszystkie regiony. Bez smoków monarchia Targaryenów była słabsza i królowie nie mogli już narzucać swojej woli w tak dużym stopniu, ale nadal odgrywali niezwykle istotną rolę.
Przypuszczam, że między innymi z tego powodu smocza dynastia mogłaby przetrwać znacznie dłużej – jednak z powodu działań Aerysa wszystko się zmieniło. Po tym, jak na polecenie króla zabito lorda Rickarda, jego dziedzica Brandona i ser Elberta Arryna, dziedzica lorda Jona, wielkie rody zdały sobie sprawę z tego, że nikt w Siedmiu Królestwach nie jest bezpieczny. Aerys rozkazał również wydać nowego lorda Starka i głowę rodu Baratheonów, a już wcześniej zraził do siebie innego z najwyższych lordów – Tywina Lannistera, który czuł się znieważony po tym, jak Aerys nie wyraził zgody na wydanie Cersei za Rhaegara i odczytał powołanie Jaime’ego do Gwardii Królewskiej jako odebranie mu dziedzica. Trzy wielkie rody miały bezpośredni powód, by stanąć do walki przeciwko Targaryenom, a czwarty wielki lord – Hoster Tully – miał zostać teściem zamordowanego Brandona Starka. W tym miejscu warto zwrócić uwagę na to, że te cztery rody (Starkowie, Arrynowie, Baratheonowie i Tully), a być może także piąty (Lannisterowie), prawdopodobnie już wcześniej planowały bunt przeciwko Aerysowi, jednak pierwotnym celem sojuszu miało być zastąpienie króla Rhaegarem, a więc utrzymanie dynastii Targaryenów.
Ned Twardziel
Szanowni Maesterowie: czy w świecie wykreowanym przez Martina przychodzi Wam do głowy większy „badass” niż Benjicot Blackwood? Narracja „Ognia i Krwi” kończy się gdy ma jakieś 14 czy 15 lat, a ludzie już zwą go Krwawym Benem. Czy Waszym zdaniem Ned Dayne ma szansę pójść w jego ślady, albo chociaż się zbliżyć do jego osiągnięć (których zresztą całych nie znamy)? Moim zdaniem ma potencjał jako ułożony i obiecujący potomek wspaniałego rodu, który ponadto jako giermek Lorda Błyskawicy przeszedł solidną zaprawę w Bractwie Bez Chorągwi. Pamietam teorie Daela na jego temat, gdzie zwracał uwagę na fakt, że w związku z usunięciem 5 letniej przerwy Ned prawdopodobnie nie odegra takiej roli jak początkowo miał, ale skoro Benjicot w podobnym wieku dawał łupnia kilkukrotnie starszym lordom w Tańcu Smoków, to może dla Neda też jest nadzieja? – Dżądżen
BT: Osiągnięcia Bena Blackwooda rzeczywiście są bardzo imponujące – a czy Ned Dayne ma szansę pójść w jego ślady? Tak jak zauważył DaeL, usunięcie planowanej pięcioletniej przerwy pomiędzy akcją “Nawałnicy” i “Uczty” + “Tańca” jest tutaj poważną przeszkodą. Ale kto wie, może do ostatniego zdania “Snu o wiośnie” wewnątrz świata przedstawionego upłynie dość czasu, by Ned osiągnął podobny wiek. Zresztą Ned Dayne nawet i bez tego może jeszcze odegrać bardzo istotną rolę, choć zapewne nie militarną.
D: Zobaczymy. Edric Dayne to bardzo ciekawa, sympatyczna postać. Ale zastanawiam się, czy w związku z usunięciem pięcioletniej przerwy Martin nie wprowadza po prostu starszych, zmodyfikowanych wersji swoich bohaterów, którzy mają odegrać rolę (albo przynajmniej jej część), jaka pierwotnie była zaplanowana dla naszych herosów. Na przykład w kompanii Plewów na Wietrze mamy Piękną Meris, która jest po prostu pewną “alternatywną wersją” Brienne i Potarganego Księcia, który jako żywo przypomina Królobójcę. Idąc tym tropem można skonkludować, że fragment historii Neda “przygarnął” Ciemna Gwiazda. Oczywiście ser Gerold to taka pokraczna wersja rycerza, jakim – mam nadzieję – stałby się Ned, ale pewnie spełni swoją rolę jaką jest sprowadzenie Światłonoścy na Północ (choćby miał miecz najpierw ukraść).
Kto rządził?
Kto rządził Krainami Burzy w okresie od śmierci Steffona do osiągnięcia dojrzałości przez Roberta? Zresztą tam „bezkrólewie” trwa dłużej – Stannisowi po rebelii dostaje się Smocza Skala, zaś Krainy Burzy przypadają kolejnemu nieletniemu – Renlemu. – Dżądżen
BT: Najprawdopodobniej ser Harbert, który był stryjecznym lub wujecznym dziadkiem Roberta, Stannisa i Renly’ego – a więc Baratheonem (bratem lorda Ormunda, ojca Steffona) lub Estermontem. Możliwe, że sprawował funkcję regenta samodzielnie, ale niewykluczone, że udział w rządach miały także inne osoby – na przykład maester Cressen lub krewni Roberta z rodu Estermontów (np. nieznany z imienia członek rodu, który zginął podczas oblężenia Krańca Burzy przez wojska z Reach). Nie wiemy, kiedy zmarł ser Harbert, ale jeśli stało się to przed osiągnięciem pełnoletności przez Renly’ego, regentem Krain Burzy mógł być jego dziadek, lord Estermont (który podczas Wojny Pięciu Królów opowiada się właśnie za nim).
D: Nigdzie nie jest to wprost powiedziane, ale ja też obstawiałem Harberta Baratheona (albo Estermonta, ale chyba jednak Baratheona).
Tajemnicza wyspa
Nie wydaje Wam się, że “tajemniczość” Wyspy Twarzy jest zrobiona trochę na siłę? Bo zastanówmy się – owiane legendami miejsce znajduje się pośrodku jeziorka (no dobrze, jeziora, ale przecież nie rozmiarów Bałtyku), leżącego też nie na peryferiach, hen za Murem czy Górami Księżycowymi, tylko praktycznie w centrum kraju, po sąsiedzku mając największy zamek świata, do którego wzniesienia potrzeba było pewnie tylu ludzi co do postawienia piramidy. Faraon Harren Czarny, nieznany z przesadnej pobożności, ogołocił całe Dorzecze, ale dobrym drewnem tuż obok pogardził. Przez kolejne lata wyspą też nikt właściwie nie interesuje, mimo że tuż obok utopiły się dwa smoki do pary z bogatymi arystokratami i jednym całkiem ładnym mieczem (ŚLiO tłumaczy, że ciekawskich młodych lordów przeganiają burze i wzburzone wody, ale już samo to powinno wzbudzić jeszcze większe zainteresowanie tym miejscem). Kraj wielkości Ameryki Południowej przemierzają wzdłuż i wszerz rycerze, z których wielu nie mając nic innego do roboty, przybiera poetyckie przydomki, by okładać się w imię sławy toporami po turniejach i żaden z nich nie wpada na pomysł, żeby przydać sobie trochę splendoru rozwiązując zagadkę tajemniczej wyspy. Zamiast dać pożywkę mistrelom udowadniając, że istnieją/nie istnieją Zieloni Ludzie, szlachetnie urodzeni dalej wolą kłuć się kopiami albo ginąć na Spornych Ziemiach. Swoją drogą egzystencja Zielonych Ludzi z powodu ich izolacji, wydaje się mocno problematyczna. Raczej nic tam nie uprawiają (wyspa jest mała i porośnięta drzewami, stanowiąc coś na pograniczu sanktuarium i rezerwatu przyrody), mogą co prawda zajadać się grzybkami i korzonkami, ale już jeśli najdzie ich ochota na rybkę, to raczej powinni wypłynąć na jezioro. A jednak nikt raczej nie widuje. O ubraniach lepiej nie wspominać, bo o wełnę raczej im trudno, może prędzej len, ale to też trzeba uprawiać. Być może spacerują więc po wyspie w trawiastych spódniczkach i liściastych kamizelkach, stąd nazwa, aczkolwiek z pewnością jest to problematyczne w dżdżyste dni i chłodne noce. Stąd cała koncepcja Wyspy Twarzy, choć wspaniale tajemnicza i bardzo mnie interesująca, wydaje mi się nieco niespójna. – Dżądżen
BT: Jezioro pośrodku którego leży Wyspa Twarzy jest jednak na tyle obszerne, że same rozmiary to poważna przeszkoda dla wszelakich śmiałków pragnących tam się dostać. Zresztą mówimy tu o miejscu, które najprawdopodobniej jest w jakiś sposób magiczne – możliwe, że wszystkich, którzy się tam wyprawiają rzeczywiście zatrzymuje pewnego rodzaju magiczna bariera (Zieloni Ludzie są najwyraźniej w jakiś sposób związani z Dziećmi Lasu, które przypuszczalnie były w stanie posługiwać się magią wody, tak jak rhoynarscy czarodzieje). W każdym razie, myślę, że Wyspa Twarzy nie jest miejscem, gdzie każdy może po prostu popłynąć. Podobnie, Zieloni Ludzie raczej nie są po prostu grupą ludzi, która ubiera się na zielono – może się okazać, że są np. istotami takimi jak Zimnoręki, więc nie potrzebują jedzenia i ciepłej odzieży.
D: Dodajmy też, że Harrenhal to nie jest obecnie jakoś szczególnie uczęszczany zamek. Więc siłą rzeczy wokół jeziora też nie ma tłumów. Większość ludzi po prostu nie ma szczególnego interesu w tym, żeby tam płynąć. Ci co popłynęli, pewnie nikogo ani niczego szczególnego nie zobaczyli (magia? tunele? Sposobów na to, by się skryć jest wiele). Ale legendy na temat miejsca krążą chyba nie bez powodu.
To ostatnie pytanie, a szczególnie odpowiedź do niego przywodzi mi na myśl „Świteź”, a szczególnie już sugestia magicznej bariery – „każdego śmiałka jezioro zagarnie do nieprzebrnionych czeluści”. Oczywiście podobieństwo jest pewnie przypadkowe, ale kto wie, może rozwiązanie będzie podobne i do wyspy dopłynie ktoś godny (w Świtezi „pan na Płużynach, którego pradziady były Świtezi dziedzice” rozwiązuje tajemnice ponieważ raz: „kraj był twojego pradziada, że w tobie nasza krew płynie”, a dwa: „lecz żeście z Bogiem poczeli”. Nwm jak to by się dokładnie miało przełożyć na świat PLiO, może byłby to ktoś kto jest wargiem albo po prostu ktoś kto pochodzi od Pierwszych Ludzi lub wyznaje Starych Bogów? Ktoś mi zaraz pewnie odpowie w komentarzu, że podobieństwo wynika z oparcia jednego i drugiego na jakiś mitach czy archetypach i bardzo możliwe, że tak jest, ja nie mam aż tak dokładnej wiedzy, także po prostu dzielę się podobieństwem, które znalazłam.
A propos Hodora. Mam pytanie. Hodor, w czasie rzeczywistym już jest Hodorem więc to znaczy, że Bran już go stworzył. Ale nie ten obecny Bran, tylko ten tak jakby z „przeszłości”. Podobnie jak Zimnorękiego (w książce nazywa siebie potworem Brana. Była nawet teoria na ten temat). Czy jest możliwe aby młody Stark nawiązał kontakt z bardziej doświadczonym samym sobą z innych czasów?
serio pytasz czy w ksiazce fantasy i to jeszcze w temacie szeroko pojetej podrozy w czasie cos jest mozliwe ?
Tak. Pytam całkowicie poważnie. Pozdrawiam 🙂
Wbrew pozorom nie jest to aż takie, hm, szalone pytanie. W Internecie napotkałem interesującą koncepcję, w której autor próbował udowodnić, że Trójoką Wroną jest Brandon Stark z przyszłości. Jako poszlakę podawał m. in. szepty do Aryi, która przebywała w Dorzeczu (jakoby starszy Brandon odbudowywał tożsamość Aryi jako Starkówny). Podejrzliwość autora hipotezy budziło lekkie zdezorientowanie Bryndena, który na pytanie czy jest Trójoką Wroną miał odrzec, iż w przeszłości był Wroną (członkiem Straży). Ale to tylko dość ciekawa moim zdaniem koncepcja. Mogłoby to działać gdyby przykładowo, wizje przyszłości były tak naprawdę wizjami przeszłości, przesyłanymi przez przyszłych zielonych jasnowidzów.
Wracając do pytania, Hodora – Waldera utworzy(ł) Brandon. To, co dla Hodora jest przeszłością (wspomnienie Starej Niani, że jej prawnuk mówi to słowo od bardzo dawna) dla Brana będzie przyszłością (coś co mówił Bruce Banner w Avengers 4 do Langa i Clinta). Taki paradoks.
Ps. Tak, lubię takie wątki z podróżami w czasie 🙂
Ja tez lubię wątki podróży w czasie, dlatego wiem ze w nich nie ma niczego NIEmozliwego
Apropo podróży w czasie, wczoraj czułem się dokładnie tak jak podczas meczu polski z Japonia -> było mi niedobrze.
Ja od tego co wyrabiali w Rosji (2018) bojkotuje wszystkie mecze z nimi i ich nie oglądam 🙂 szkoda mi czasu, wolę obejrzeć inne, taki jak dzisiejszy Niemcy kontra Francja 🙂
wegry przegraly 0:3 z portugalia a wolalbym 0:3 w ich stylu niz 1:2 polskim stylu. Biegali, grali jak zespol, mieli pomysl na gre trzymali sie go, stworzyli 2-3 bardzo dobre sytuacje, zostawili mase zdrowia i serca na boisku
a polacy? nawet nie podeszli po meczu podziekowac kibicom na doping, pomijajac fakt ze przegrali to w jakim stylu przegrali? zalosnym.
Ogladalem dzisiaj wypowiedzi pilkarzy, nie bede nazwiskami rzucal ale zaden sie nie ukorzyl, nikt. w kolko powtarzaja ze „mielismy dobre momenty” „wszystko wskazywalo na to ze wygramy” albo najlepsze „dalismy z siebie wszystko” -> nie mam zlotych rad co trzebaby zmienic bo nie jestem fachowcem, ale jak widzie poziom ich zaangazowania to ch… mnie strzela, wolalbym zeby w reprezentacji graly mlode chlopaczki z polskich klubow ktorzy rzeczywiscie czuliby dume z reprezentowania kraju niz ta banda leniuchow.
Ostatnie 10 minut Węgrzy byli pod niezłym ostrzałem. Ale tak, Madziarzy grali i próbowali, nie sprzedali skóry tanio. Trochę mi ich szkoda, bo czekają ich mecze z Szwecją i Hiszpania lecz liczę, że tam się uprą i się nie poddadzą.
Cała ta sytuacja (3 mecze i koniec) przypomina mi dowcip o Jasiu, słabym świadectwie i pasie. Dostanie lanie i wakacje. Podobnie gra reprezentacja. A szkoda, bo Polacy uzyskują mnóstwo innych złotych medali, czy to na igrzyskach, skokach czy siatkówce. Ale PZPN to mocny beton, za duże pieniądze są czerpane z reklam itp. Dodatkowo, wielu dzisiejszych ojców żyje sentymentem z lat 70 i 80 XX wieku (mój także), więc może po części tłumaczy to fakt popularności tej dyscypliny.
Co do Twojego przytoczenia słów piłkarzy to widzę, że się nic nie zmieniło. Napompowany balonik i tyle. Będą powtarzać jak zacięta płyta cały czas te same kwestie. Założę się, że jakby mi ktoś puścił słowa piłkarza po meczu (przegranego) przez Polaków, to nie wiedziałbym, że to archiwalne nagranie.
Ps. Ostatnio widziałem quiz, który ściął mnie z nóg – widzu, ile wiesz o polskich porażkach w piłkę? 😀 chciałbym zmyślać :p
Bardzo dziękuje za odpowiedzi. Wszystkie przytoczone teorie są rzecz jasna najprawdopodobniejszym dalszym rozwojem wypadków w książce, ale mam nadzieję, że Martin wątek Neda Dayna, choć trzeciorzędny, jakoś satysfakcjonująco domknie. Może to Ned wyląduje na wyspie twarzy;)
1) Co do „Hold the door” to widziałem kilka propozycji: „Chroń odwrót”, „Chwytaj odrzwia” i „Hamuj odmieńców”. Nie są one idealne, ale da się z nich wywieść „Hodora” 😉
2) Targowie się utrzymali, ale ich władza była masakrycznie słaba i wywrócenie status quo było kwestią czasu. Wiedział o tym Jajo, którego reformy rodziły się w bólach. Dlatego też chciał wzmocnić pozycję swojego Rodu mariażami a jak to nie wyszło to podjął desperacką próbę wyklucia Smoków.
3) Nie wiemy czy „Faraon” Harren nie próbował pozyskać drewno z Wyspy Twarzy. Może miał taki pomysł, ale skończył się źle. Wszak ktoś z jakiegoś powodu nałożył na jego Zamek klątwę.
Ad. 1 Też się nad tym kiedyś zastanawiałem, ale wymyśliłem tylko „Chowaj dokumenty rozliczeniowe” albo „Honoruj dostawę rababarbaru”
Ja na szybko wymyśliłem „hoduj ropuchy” i „chowaj dolary” XD
Ad 3 To fakt, aczkolwiek zakończył budowę zamku drzewostanu wyspy nie naruszając.
To prawda, być może było to samo jak z Ruinami Valyrii? Wysłał ekipę drwali i nikt nie wrócił. Z drugiej i trzeciej to samo, więc dał sobie spokój? Wiem, że to mój headcanon, ale inaczej nie umiem sobie wytłumaczyć czemu nie wykorzystał z rezerwuaru turbo-drewna. Wszak czardrzewo jest bardzo odporne, nie butwieje i tak dalej.
Ja stawiam że Harbert był raczej Estermontem, niż Baratheonem. Skoro podczas oblężenia zginął Estermont nieokreślony z imienia, którym mógł być Harbert, a do „Starcia królów” kasztelanem Końca Burzy był Cortnay Penrose, łączy się to w logiczną całość.
Kilka szybkich pytań do maestrów z kategorii ”Geografia”:
1) Czy Stare Imperium Ghis to odpowiednik Kartaginy?
2) Czy pięć wojen między Ghis a Valyrią jest odpowiednikiem trzech wojen punickich?
3) Czy wyspa Leng to Tajwan?
4) Dlaczego Biały Port jest największym portem Północy, skoro jest osadzony tak w głębi lądu? Czy nie lepiej było formować morskie osadnictwo wokół Wdowiej Strażnicy, która jest na półwyspie skierowanym wprost w morze?
5) Czy nie uważacie, że na zachodzie Essos jest za mało miast? Na obszarze porównywalnym z sześcioma królestwami (bez Północy) mamy tylko dziewięć miast, gdzie w Westeros na tym samym obszarze było by ich kilka razy więcej.
Rozumiem fakt LICZEBONŚCI miast – zapewne każde z Wolnych Miast ma tyle ludzi co Królewska Przystań, więc na zachodzie Essos żyje więcej osób niż na południu Westeros; jednakże na mapach powinny być zaznaczone również inne, mniejsze miasta – których tam nie ma.
6) Czy macie może jakieś przemyślenia na temat Boga-Króla który rządził na wyspach Ib przed zagładą Valyrii? Coś ciężko mi się widzi taką postać wręcz mitologiczną, w otoczeniu dalekiej, zimnej wyspy Ib, gdzie mieszkańcy de facto są Westeroskimi krasnoludami.
7) Czy Jhogvin i Ifequevroni (wybaczcie, nie znam liczb mnogich) to Essowskie odpowiedniki Olbrzymów i Dzieci Lasu?
5) Wokół „głównych” Wolnych Miast są rozsiane mniejsze zależne od nich.
Jeśli szukałbym ziemskiego odpowiednika Leng, to mnie bardziej kojarzy się jako skrzyżowanie Japonii i cywilizacji Khmerów.
4) Paradoksalnie port na rzece nieco w głębi lądu jest lepszy niż na takim wysuniętym cyplu. Krótsza droga do innych miast, przystań osłonięta przed morskimi falami i sztormami, możliwość przeładunku na statki czy barki rzeczne.
Wyobraź sobie na przykład konieczność transportu towarów z Helu do centrum Polski. Lepiej już ten kawałek przepłynąć do Gdyni czy Gdańska.
Dodam przykłady Rotterdamu, Hamburga czy Bremerhaven.
Nie zapominając o Londynie.
Albo Southampton 🙂
Jeśli chodzi o relacje z Yi Ti to według mnie Leng zdecydowanie bliżej do Korei, która była ni to niezależnym królestwem, ni to wasalem Chin.
Może Wyspa Twarzy to Khorinis, a Harrenhal to wieża Xardasa? 😛
1) Lord Tywin. Wiedział? Nie wiedział? Domyślał się? Nie chciał dopuścić do siebie? Oczywiście mówię tutaj o kazirodczym związku dwójki jego dzieci.
2) Czy Starkowie mieszkali pod kamieniem? Ja rozumiem, że Ned intencjonalnie unikał kontaktu z Robertem, ale na litość? Nic do niego nie docierało? Przecież po przybyciu do Królewskiej Przystani okazało się, że w sumie nic nie jest takie jak on i jego rodzina sobie to wyobrażali?
3) Co sobie Cat myślała uprowadzając Tyriona? Że może sobie ot tak skazać na śmierć członka najbogatszego rodu na kontynencie a może i planecie, prywatnie szwagra króla, i nikt nie wyciągnie z tego konsekwencji? Przecież jej mąż i córki siedzieli w KP między Lannisterami.
4) Skoro Lannisterom tak zależało na mieczu z valyriańskiej stali to nie mogli go tak po prostu podwędzić? Co by im Harlawowie zrobili jakby ich okradli? Albo w drugą stronę, przed Podbojem Westeros to było jedno, wielkie pole bitwy i co? Naprawdę żaden ród pokonany przez Lannisterów nie miał rodowego oręża, który byłoby można im odebrać w ramach retrybucji?
5) Czemu Targaryenowie mieli taką obsesję na punkcie dzikiego ognia? Chodziło o to, że po wyginięciu smoków były najbliższą im bronią czy o coś więcej? Wiemy, że Aegon V wykorzystał go w nieudanej próbie wyklucia gadzin w Summerfall. Może w jakiś sposób jedno i drugie jest powiązane?
Co do Starków pod kamieniem, racja. W większości książek problemy wynikają z braku komunikacji i ciągłego nie informowania o rzeczach o których każdy normalny człowiek na pewno by mówił (vide próba zabicia Brana, bo przecież król nie posłucha no litości). Poza tym północ wydaje się być wręcz absurdalnie odcięta od reszty kontynentu. Dlaczego w KP nie ma żadnych ludzi którzy mogliby informować Neda czy Robba o sytuacji na dworze. Eddard dopiero po przybyciu dowiaduje się o długu królestwa. W rzeczywistości takie sprawy były wiedzą powszechną wśród wyższych warstw. Robb nie wie czy Arya żyje na dworze czy nie. Nie wiedzą o stanie Lysy. To absurd.
Z innych rzeczy które mi przeszkadzają jeżeli chodzi o północ, to brak zaufanych ludzi. Bolton dowodzi armią ok, ale już w poselstwo na wyspy i do Renlego trzeba było wysłać Theona i Cat. Do takich spraw są inne osoby.
Nie no, wysyłanie Theona i Cat to raczej kolejne z świetnych pomysłów Robba, a nie wynik braku na Północy jakiejkolwiek ogarniętej osoby, którą by można wysłać z poselstwem. 🙂
Akurat wysłanie Theona w roli posła na Żelazne Wyspy było (z wiedzą Robba) dobrą decyzją, bo kto by się spodziewał, że Balon Greyjoy będzie takim skończonym idiotą by atakować Północ? Zresztą tak wtedy to wyglądało:
– Eddard Stark i Robert Baratheon (tych, których Balon miał prawo nie cierpieć) nie żyją
– W Siedmiu Królestwach trwa wojna, siły Jaima Lannistera zostały rozgromione, a on sam schwytany, Tywin musiał salwować się ucieczką do Harrenhall
– Po stronie buntowników z północy są co najmniej dwa wielkie rody, Tulliowie i Starkowie, za którymi poszli ich najpotężniejsi wasale, do tego Balon mógł przewidywać, że Arrynowie również wystąpią przeciw Lannisterom
– Stannis koronował się na Smoczej Skale, a Renly na południu, Lannisterowie są więc otoczeni
– Robb koronuje się na króla Północy (czyli walczy o niepodległość, co jest tożsame z celami Greyjojów), do tego oddaje w geście dobrej woli Theona
– Krainy Zachodu są praktycznie niebronione, bo najlepsi żołnierze Lannisterów wymaszerowali razem z Tywinem
I co robi w tej sytuacji Balon? Atakuje jak idiota daleką Północ, nie zdobywając ani złota, ani ziem, ani chwały. Tuż obok siebie miał łatwe i znaczące łupy, do tego część ziem Zachodu mógłby nawet zająć dla siebie (przylądek Kayce czy Piękna Wyspa byłyby łatwe do obrony). Gdyby Greyjoy chociaż działał w wcześniej konspiracji z Tywinem, to okej, można zrozumieć taki napad na ziemie Starków, ale z książek wiemy, że Balon próbował zawrzeć porozumienie dopiero po fakcie. Ogólnie poselstwo Theona ze strony Robba było dobrym pomysłem (odesłał jedynego dziedzica Balona w dobrym stanie, zaprzyjaźnionego z lordami zielonych krain i ze zdobytą chwałą w walkach w Dorzeczu), do tego proponował mu uczciwy układ podziału ziem i łupów. Jedynie idiotyzm Balona zaowocował całą tą wyprawą Żelaznych Ludzi na Północ.
W dyplomacji zawsze trzeba się liczyć z tym, że rozmawiamy z kretynem, który będzie działać irracjonalnie. Theon był jedynym zabezpieczeniem Północy przed agresywnymi działaniami Balona. Gdyby Balon chciał go poświęcić miałby bunt we własnych szeregach, bo Asha, Aeron i Rodrik Harlaw na pewno by się postawili. Odsyłając Theona Robb rozwiązał mu ręce. Było to głupie i niepotrzebne, bo rozmowy o sojuszu mógł poprowadzić ktokolwiek. Robb zachował się tu nie mądrzej od samego Balona, który o sojuszu z Tywinem zaczął rozmawiać, gdy już zrobił dla niego wszystko co miał zrobić.
Tyle czy był ktoś odpowiedni do pertraktacji z Balonem, oprócz jego własnego? Catelyn na pewno odpada z uwagi na jej uprzedzenia wobec Balona, Edmure był zbyt ważny i lord Pyke mógłby go uwięzić by wymusić wymianę zakładników, za to prawie każdy lord Północy 9 lat wcześniej uczestniczył w wojnie z Żelaznymi Wyspami, więc wzbudzili by jedynie furię Żelaznych Ludzi. Jason Mallister z Dorzecza również nie przejdzie, bo zabił syna Balona, Walder Frey byłby za to dobrym negocjatorem (przynajmniej w tamtym czasie kiedy swój interes łączył z interesem Starków), ale jest za stary na podróż statkiem, do tego jego co bardziej rozgarnięci potomkowie są na wojnie (a ci rozumni, którzy zostali w Bliźniakach na ogół byli niepełnosprawni fizycznie, więc jako negocjatorzy do Żelaznych Ludzi również odpadali). Bracken, Blackwood, Piper, Vance i Blackfish są ważnymi dowódcami albo u Robba albo u Edmura, za to Darry jest dzieckiem, Mooton tchórzem, a Whent kobietą. Siłą rzeczy jako negocjator pozostaje jedynie Theon Greyjoy, zaufany przyjaciel Robba, wychowanek Eddarda, dobry żołnierz, który sprawdził się i na polu bitwy i w furażerce, do tego potencjalnie jedyna osoba, która naprawdę mogłaby przemówić do rozumu Balonowi.
Co do buntu Żelaznych Ludzi – Aeron i Victarion mogliby początkowo sprzeciwić się rozkazom Balona, ale ostatecznie by go usłuchali. Flota z Żelaznych Wysp zaczęła się zbierać na długo przed powrotem Theona na Pyke. Wśród Żelaznych Ludzi panowało oczywiście powszechne przekonanie, że to syn Balona jest jego dziedzicem, a nie córka, tyle że póki Balon żył, to słuchali się jego rozkazów. Do tego mówienie o tym, że Asha stanęłaby w obronie brata jest śmieszne – nie chciała mu dać choćby setki ludzi do obrony Winterfell z czystej zazdrości o sukcesy militarne brata (kampania Theona pozwoliła paru setkom Żelaznych Ludzi zająć dwa kamienne zamki i rozbić dziedzica Tallhartów, a Asha przez parę miesięcy męczyła się z Deepwood Motte, mimo że miała pod sobą parę tysięcy żołnierzy). Jestem więc pewien, że w przypadku możliwości wyeliminowania ostatniej blokady przed zostaniem pełnoprawną dziedziczką Balona, skorzystałaby z niej i czym prędzej wykonałaby rozkaż ojca by uderzyć na Północ.
Do tego sądzę, że Robb mógł zakładać, że zgoda Balona to tylko kwestia uprzejmości, a Theon zebrałby lordów Żelaznych Wysp w podobny sposób jak zrobił to Młody Wilk na Północy. Swoją drogą, myślę, że największą porażką młodego Greyjoya było to, że po rozmowach z ojcem zaprzestał przekonywać innych do swojej racji. Przykład Eurona pokazał, że sensowna obietnica złota i łupów może przekonać Żelaznych Ludzi do olania prawowitego seniora i ruszyć za tym kto ma lepszą ofertę (zresztą dla tych ogarniętych lordów jak Botley, Harlaw i Blacktyde plan Theona też z pewnością był lepszy niż ten Balona).
Tylko ze Asha ostrzegała Theona, ze zginie jesli zostanie. Przekonywala go do powrotu, oferowala pomoc.
Miala do wyoboru:
– zostawic mu ludzi -> Theon + jej ludzie maja przekichane
– nie zostawiac mu ludzi -> tylko Theon ma przekichane
dokonala slusznego wyboru imo
ewentualnie mogla dac mu po lbie, zapakowac w worek i na sile wyciagnac z Winterfell ale glupi Theon zupelnie nie docenilby tego.
Zamiast wyrzucac jej zostawienie brata na smierc postaw sie w jej sytuacji -> Twoj brat okazuje sie idiotą, odpornym na twarde argumenty + nie bardzo masz jak mu pomoc, jestes bezsilny wobec glupoty bliskiej Ci osoby
RE: CrazyPants!
Tyle że to Asha była odporna na logiczne argumenty. Atak Theona na Winterfell był gamechangerem, który całkowicie zdemobilizował siły Północy i spowodował, że Rodrik Cassel nie był w stanie się zdecydować czy odbić Torhenn’Square, Depwood Motte czy może Winterfell. Ostatecznie postanowił rozpocząć oblężenie stolicy Północy i gdyby Asha pozostawiła swojemu bratu sensowny garnizon, to żołnierze Starków mogliby i przez lata siedzieć przed murami zamku by wykurzyć stamtąd Greyjoyów, gdy reszta sił Greyjojów mogłaby na spokojnie łupić i grabić. Zresztą Asha mogła się chociaż zdobyć na odsiecz podobną do tej zorganizowanej przez Ramsaya – tyle, że ona miała trzy razy tyle ludzi co Bolton.
Mówisz, że Asha miałaby przechlapane – Theon nie chciał od niej armii, wystarczyłoby mu 300 dobrych ludzi. Córka Balona dostała tysiące żołnierzy, mogła spokojnie paruset oddać bratu. Zresztą gdy straciła większość swojej armii to z zaledwie parudziesięcioma podwładnymi i tak wróciła na Północ – wtedy nagle jej armia potrzebna nie była?
Północ jest wielka, nie utrzymasz jej. Możesz co najwyżej wydluzac okupacje Winterfell i co z tego masz?
– pewna smierc obronców, ilu by ich nie bylo to zgina, wkoncu Theon „zabil” brana i rickona
– z bandy piratów, czyli relatywnie malego problemu stajesz sie wrogiem numer 1 na calej polnocy, zamiast wygodnie, na pelnym chillu byc utrapieniem z którym nie kazdy bedzie chcial walczyc, albo nie odrazu, wszak podczas wojny, istnieja rozne priorytety robisz z siebie cel dla kazdego, ktorego nikt nie moze zignorowac
i juz widze rekrutowanie chetnych na pozostanie w zamku:
„kto chce zostac w samym srodku polnocy, bronic zamku, ktory od tysiecy lat byl wlasnoscia Starkow, tak dokladnie tych Starkow, ktorym WSZYSCY na polnocy przysiegali wiernosc ? W razie przegranej / poddania nie macie co liczyc na laske bo Wasz dowodca bestialsko obdarl ze skory 2 bezbronnych, malych chlopcow. Zabil ich bo 4 latek wraz z kaleka mu uciekli… Aha predzej czy pozniej zjawi sie to cala polnoc, ALE nie martwcie sie dzieki temu innym ludziom z pyke powinno byc nieco latwiej grabic i lupic. Nagroda? a tak nagroda jesli bedziecie sie bronic 6 miesiecy to bedziecie 6 miesiecy bohaterami dzielnie broniacymi sie przed wrogiem! brzmi extra prawda? a jesli bedziece bronic sie 12 miesiacy to napisza o Was pieśnie, bo nikt nie wierzy ze uda Wam sie bronic tyle czasu. Nikt poza Joe Cool”
Re CrazyPants!:
Ale kto niby miał bronić tej Północy w przypadku gdy siły Winterfell byłyby związane oblężeniem? Ryswellowie i Dustinowie dupy nie ruszą (i Theon to wie), a jeśli już, to zawsze Victarion może poprowadzić z Fosy armię by spalić Barrowtown. Gloverów i Mormontów rozbiła Asha (choć niestety nie zajęła Niedźwiedziej Wyspy), Tallhartów i Cerwynów pobił za to Dagmer z Theonem. Umberowie, Karstarkowie i Boltonowie wysłali swoje główne siły na południe (a w przypadku gdy Theon bezpiecznie siedzi w obwarowanym Winterfell Victarion nie ma interesu wracać na Żelazne Wyspy, więc Roose nie jest w stanie wrócić z niedobitkami na Północ) i jedyne znaczące siły, które pozostają na Północy to Górskie Klany (które bez kogoś z zewnątrz nie byłyby w stanie się zjednoczyć) oraz siły Manderlich i ich wasali (jedyne realne zagrożenie, choć mało prawdopodobne by lord Wyman chciał wykrwawiać swe siły gdy Boltonowie na spokojnie reorganizowaliby swoje wojska przy Bliźniakach). Do tego w trakcie oblężenia Winterfell Asha zawsze może poprowadzić Żelaznych Ludzi na siły Ser Rodrika i zrobić powtórkę z Królewskiej Przystani, choć na mniejszą skalę.
I czy podbój Północy był bezsensowny? Tak, jak najbardziej i piszę o tym od samego początku. Strategia Theona jednak pozwalała chociaż na realną okupację ziem Starków, a nie siedzenie na dupie w Wilczym Lesie lub Przesmyku, nie zdobywając realnie nic.
Każdy byłby lepszy niż odsyłanie Theona. Nawet wysłanie kruka z listem byłoby lepsze. :/
Flota zaczęła się zbierać już wcześniej, prawda, ale kierunek ataku nie był jeszcze wyznaczony. W ogóle odnoszę wrażenie, że Balon tym atakiem na Północ chciał zrobić Robbowi na złość. W myśl zasady „na złość babci odmrożę sobie uszy”. Bo co mu będzie jakiś samozwańczy gówniarz rzucał w twarz swoją łaską, odsyłał syna, dawał niepodległość, kiedy on za wszystko płaci żelazem? W ten sposób wypiął się na wszystko do czego do tej pory dążył, ale przecież wszyscy Greyjoye z jego rodzeństwa to permanentne świry.
Znamy myśli Ashy i wiemy jaki był jej stosunek do Theona. Co innego zazdrość i odmowa dania ludzi, co innego skazanie go na śmierć. Akurat reakcji Ashy jestem pewien. Zabrałaby swoich ludzi, odpłynęła na Harlaw i tyle.
Nie danie ludzi Theonowi w Winterfell to było skazanie go na śmierć. I ona musiała wiedzieć, że Theon nie odpuści i z racji tego że była bystra, musiała również wiedzieć, że utrzymanie Winterfell jest strategicznie ważnym celem.
Utrzymywanie Winterfell było strategicznym bezsensem, tak samo zresztą jak cała ta kampania. Na co oni liczyli? Theon i Balon. Że zostaną nowymi władcami Północy? Że pójdą w ślady rodu Hoare? Nie te czasy i nie ten przeciwnik. Asha była tam chyba jedyną rozsądnie myślącą osobą. Narabować ile się da i zwiewać.
Theon od początku był przeciwnikiem ataku na Północ, ale jak zrozumiał, że nie odwiedzie od tego ojca, to postanowił zrobić to porządnie, a nie po łebkach jak przy pierwotnym planie Balona. Asha w ogóle nie myślała w kategoriach łupieżczych (zresztą co tu łupić w fosie Cailin i w Wilczym Lesie, szyszki?), chciała zdobyć zamek (zresztą to bardzo łaskawe określenie dla skromnej siedziby Gloverów) i to zrobiła – żadnej większej strategii, nawet Niedźwiedziej Wyspy nie podbiła, co się jej później czkawką odbiło.
Za to kampania Theona jak najbardziej miała sens i była skuteczna – mając niewielu ludzi wywiódł w pole zarządcę Północy, a następnie bez większych strat zajął Winterfell, co w konsekwencji pozwoliło również Dagmerowi zdobyć siedzibę Tallhartów. Atak Żelaznych Ludzi stanowił problem dla Starków tylko przez działania Theona – w Fosie Cailin Victarion mógł se siedzieć i gnić, a Rodrik na spokojnie zebrałby wojska z okolic Winterfell i Górskich Klanów i zmiażdżyłby Ashę w Deepwood Motte w podobny sposób jak Stannis. Tym razem jednak stolica zostałaby utrzymana, młodzi dziedzice Robba by żyli, a być może nawet Frey i Bolton tak chętnie nie dopuścili się zdrady.
Gdyby jednak dać garnizon Theonowi, to co by było? Rodrik siedziałby dalej pod murami Winterfell, Boltonowie nie przekroczyliby Fosy Cailin (bo dlaczego Żelaźni Ludzie by mieli ją opuścić, skoro po śmierci Balona jego dziedzic oficjalnie dalej żył i z sukcesami prowadził kampanię wojenną?), a właściwie cała kraina, nie licząc okolic Białego Portu mogła być bez konsekwencji grabiona i stopniowo podbijana.
„Atak Żelaznych Ludzi stanowił problem dla Starków tylko przez działania Theona”
Tylko po jaką cholerę Greyjoyom problemy Starków? Wydaje mi się, że życiowym celem Balona było zostanie niepodległym królem. W jaki sposób szkodzenie Starkom miałoby mu w tym pomóc? Lannisterowie daliby mu niepodległość? Może Joffrey? 🙂 Dziecko ma więcej rozumu niż oni.
Zajęcie i trzymanie przez dłuższy czas Winterfell miałoby sens tylko w przypadku, gdyby Żelaźni chcieli podbić Północ i nią władać. A nawet tacy szaleńcy jak oni nie mogli na to liczyć. Oprócz Starków są jeszcze Boltonowie, Karstarkowie, Manderly, wszyscy z niezłymi pretensjami do Północy i nawet osobno każdy silniejszy od Greyjoyów.
RE Robert:
No ale na samym początku pisałem, że plan podboju Północy jest bezsensowny i że to wielki idiocyzm Balona. Ale jak już się do tego zabierają, to chociaż porządnie by zdobyć przynajmniej coś więcej niż parę wiosek rybackich, ruin i drewnianych fortów. Theon realnie umożliwił Żelaznym Ludziom na szeroko zakrojoną okupację Północy (choć jak się oboje zgadzamy, to jej długoczasowe utrzymanie byłoby niemożliwe), ale ani Asha ani Balon nie dali mu żadnego wsparcia ani też nie wykorzystali okazji, które stworzył.
nie, to nie była dobra decyzja. Pan Martin wyjaśnil to w ksiazce:)
Pan Martin wyjaśnił to słowami Ashy 😉
Pan Martin myślami Jaimiego stwierdził też, że Littlefinger byłby idealnym namiestnikiem dla Tommena lub słowami Eddarda, że zabójstwo Deanerys było złym pomysłem.
Bardziej chodziło mi o los Theona, no wiesz obdzieranie ze skory, strata wielu czlonkow ciala i takie tam:)
No tak, ale czy gdyby Theon dostał garnizon to byłby zmuszony wypuszczać ,,Fetora” by zebrał ,,najemników”? No nie. Oczywiście pozostanie w Winterfell bez pomocy było błędem ze strony Theona, ale jeszcze większym błędem było nieudzielenie tejże pomocy ze strony Ashy.
Nie zgadzam sie, brak pomocy ze strony Ashy to byla dobra decyzja.
Powtarzam, jako dowodca gdy masz do wyboru:
– smierc ok 10 osob
– smierc ok 310 osob
wybierasz pierwsza opcje
co to za dowódca skazujący na bezsensowna smierc swoich ludzi ?
Powiem więcej: tam TYLKO Asha ma trochę rozumu.
Jeden stary, obrażony dureń, chce zrobić na złość młodocianemu Starkowi. Zaś drugi dureń – młody, ale z kompleksami – chce zaimponować ojcu. Do tego dwa legalne świry – jeden przebiegły, drugi prymitywny. Obrazu dopełnia maniak religijny. Żelaźni Ludzie… 🙂
Tyle, że ta śmierć 310 osób nie jest pewna w przypadku gdy nie siedzisz w Wilczym Lesie jak cep i prowadzisz realną wojnę. Zresztą nawet w przypadku gdyby mieli zginąć, to zalety strategiczne takiego rozwiązania są znaczne. Zresztą podobnego zabiegu dokonuje przecież Stannis – pozostawia garnizony w Końcu Burzy i na Smoczej Skale, mimo że wiadomo że są skazane na porażkę, to jednak wiążą siły Żelaznego Tronu, uniemożliwiając mu ewentualną interwencję w innych regionach królestwa. I tak samo jak potencjalnie Stannis w przypadku zwycięstw na północy mógłby wrócić by przerwać oblężenia (co jednak jak wiemy się nie uda), tak samo Asha/Dagmer/Victarion mogliby w trakcie trwającej parę miesięcy kampanii przerwać oblężenie Rodrika. Zwłaszcza, że Casell nie miał więcej niż 2k ludzi, a Greyjoyowie dysponowali całą potęgą Żelaznych Wysp.
Kolejny przykład Stannisa – będąc młodziakiem trwa przy beznadziejnym Końcu Burzy, wiedząc że najpewniej umrze z głodu, ale konsekwencje tego poświęcenia dla buntu Roberta są ogromne – cała potęga Reach jest związana oblężeniem, więc Rheagar przybywa z znacznie mniejszymi posiłkami.
Co do idiotów Greyjojów:
– Balon z pewnością jest idiotą, choć nie wiemy jaki był przed śmiercią synów, choć biorąc pod uwagę jego pierwszą rebelię, to chyba od zawsze taki był.
– Co do Theona kompletnie się nie zgadzam, początkowo jest zarozumiały, ale nadrabia to innymi rzeczami. Kieruje zwiadowcami razem z Blackfishem, walczy w Dorzeczu, pokazuje się jako dobry dowódca. A czy ma kompleksy? Oczywiście, że ma. Własny ojciec, który tak naprawdę jest winny tego, że Theon spędził życie na obczyźnie obraża go i poniża, jego siostra zabiera mu dziedzictwo, a jemu samemu, mimo posiadania doświadczenia wojennego większego niż siostra, nadawane są poniżające zadania. Też nie czułbym się z tym dobrze.
– Co do Victariona: jest on oczywiście prostackim prymitywem… ale nie mogę mu odmówić pewnego uroku pirackiego watażki. Zbyt bystry to on nie jest, ale żeby dowodzić Żelazną Flotą i zdobyć takie miasto jak Lannisport (nawet przy planach Eurona) nie można być idiotą.
– Co do Eurona: Myślę, że jest on najinteligentniejszy ze wszystkich Greyjoyów, a jego cele (choć oczywiście mogę się mylić, bo nie znamy dalszego przebiegu książek) są po prostu poza naszym wyobrażeniem. Gość mimo wszystko zaplanował atak na Lannisport, zdobył z zaskoczenia Tarczowe Wyspy i został na wiecu Żelaznym Królem.
– Co do Aerona: kompletna zgoda.
– Co do Ashy: kompletna niezgoda. Dla mnie to postać irytująca na równi z Sansą z Gry o Tron. Pokazywana jako wielka piratka i wojowniczka, a co właściwie osiągnęła? Zdobyła drewnianą budę z podgrodziem. Przegrała wiec i dała się rozgromić Stannisowi. Olewa Theona, a głupotę planu Balona widzi dopiero po jego śmierci – wcześniej było ,,Zawsze chciałam mieć własny zamek”. Jedna z najbardziej overrated postaci sagi.
@Joe Cool
Myślę że przesadzasz z Ashą. W odróżnieniu od tego tłumoka z serialu, książkowa córka Balona wydaje mi się całkiem sympatyczna. Ma swoje wady, ale myślę, że wynikają one z tego, iż jako kobiecie wydaje się jej, że wciąż musi coś udowadniać. Ale rozumiem cię. Też mam swoje antypatie wśród postaci, wobec których nie jestem do końca obiektywny.
Trafna uwaga. Balon mając do wyboru wspomagane łupienie bogatego Zachodu osłabionego wojną a pójście na zimną, rozległą i biedną Północ, której nie będzie w stanie utrzymać… i wybrał to drugie 🙁
Olbrzymi błąd. Jak już tak bardzo bał się Tywina, to mógł chociaż jak Euron ruszyć na Reach…
Cat to akurat w żadne poselstwo bym nie wysyłał. Bo z jej pomocy to nic dobrego nie wychodziło… ech, ona mi pod tyloma względami przypomina Cersei. Jedna osobowość w dwóch ciałach.
„ona mi pod tyloma względami przypomina Cersei”
To znaczy niby pod jakimi? Czytam tę bzdurę kolejny raz i nie wiem jak można tak twierdzić.
” Jedna osobowość w dwóch ciałach.”
No faktycznie, Catelyn jest żądną władzy psychopatką
Zgadzam się, dwie kompletnie różne postacie. Przede wszystkim różnica jest taka, że koszmarne błędy Catelyn wyniknęły z zaślepienia troską o dobro własnych dzieci. Koszmarne błędy Cersei wyniknęły z zaślepienia własną megalomanią.
Prawda, kieruje nimi różna motywacja, ale ich działania są w dużym stopniu zbieżne. Jedna i druga regularnie naraża siebie i swoją rodzinę, bo uparcie twierdzą, że są dobrymi graczami a tak naprawdę to powinno się dla ich własnego dobra i dobra ich bliskich trzymać z dala od polityki i dworskich intryg.
Cat jest większą hipokrytką
Cersei jest dużo głupsza
„bo uparcie twierdzą, że są dobrymi graczami”
Kiedy Catelyn twierdziła, że jest „dobrym graczem”? Jej „gra” raczej nie interesuje, dlatego była zwolenniczką jak najszybszego zawarcia pokoju z Lannisterami
I w ramach tego wypuszcza z rąk jedyny atut, który mógłby skłonić przeciwnika do zawarcia pokoju? Pomijając już wszystko inne, to skąd pomysł, że ktokolwiek pozwoliłby Jaime’owi odesłać Sansę i Aryę na Północ? Musiałby je chyba zawinąć w dywan i przywieźć osobiście. 🙂
„Pomijając już wszystko inne, to skąd pomysł, że ktokolwiek pozwoliłby Jaime’owi odesłać Sansę i Aryę na Północ”
Wiadomo skąd. Bo Cleos Frey zreferował jej ofertę Tyriona, który wówczas de facto rządził. To oczywiście była głupia decyzja podjęta pod wpływem rozpaczy, ale pomysł nie wziął się z powietrza
Gdyby Tyrion rzeczywiście to zrobił, to już wtedy mógłby pakować się do Essos. Wystarczyło trochę pomyśleć. Tywin też pewnie kochał Jaime’a, ale żadnych głupich wymian nie proponował. Zresztą, trudno nawet winić Catelyn. To wina Robba. Zabrzmi to seksistowsko, ale miejsce takich kobiet, jak Catelyn i Cersei jest w domu. Przy garach i pieluchach. Gdyby tam siedziały, zamiast zastępować wodzów i królów, wszystko byłoby prostsze. Robert był durniem, Ned i Robb byli durniami i Tywin też był durniem.
Cóż Tyrion złożył obietnicę otwarcie, przed całym dworem.
„Zabrzmi to seksistowsko, ale miejsce takich kobiet, jak Catelyn i Cersei jest w domu. Przy garach i pieluchach. Gdyby tam siedziały, zamiast zastępować wodzów i królów, ”
Catelyn nie miała takich ambicji, wymusiły to na niej okoliczności
„Cóż Tyrion złożył obietnicę otwarcie, przed całym dworem.”
Tak, ale zrobił to w taki sposób, żeby później można było utrzymywać, iż obietnica była częścią całego pakietu propozycji pokojowych, obejmującego m.in. poddanie się Robba, zrzeczenie niepodległości oraz oddanie armii pod rozkazy Jaime’a. Jak zwrot rodowego miecza. Bez jednego nie ma drugiego. Zresztą o szczerości Tyriona niech mówi fakt, iż nie zająknął się nawet, że chce wymieniać jeńca, którego nie mają.
„Zresztą o szczerości Tyriona niech mówi fakt, iż nie zająknął się nawet, że chce wymieniać jeńca, którego nie mają.”
O kim mowa konkretnie?
@singri
O Aryi oczywiście. Przecież przed Północnymi Tyrion cały czas łże i rżnie głupa, udając, że mają obie Starkówny. Pewnie nawet ta idiotka Catelyn nie wypuściłaby Jaime’a, gdyby wiedziała, że g… mają, a Arya zaginęła. Swoją drogą nie chciałbym być w jego skórze, gdyby kiedyś trafił w ręce Lady Stoneheart.
Dobra, zapomniałam jak Cleos Frey przedstawiał Cat warunki Tyriona. Racja. Wtedy już nakłamkolił i miłość do brata usprawiedliwia go jedynie częściowo.
Co do dostania się w ręce Lady Stoneheart… No byłoby mu ciepło, z tym zgoda. Może, może jakby była z nim Sansa i przysięgłaby matce, że Tyrion jej nic nigdy nie zrobił i by ją ładnie poprosiła… To może skończyłoby się na przegnaniu. Może.
Ale sama nie wierzę w taką możliwość.
Notabene czytałem parę dni temu fragment, w którym Brienne wpadła w ręce Bractwa. Jak to się człowiekowi zmieniają poglądy na temat honoru, gdy poczuje sznur na szyi… 🙂
” Jak to się człowiekowi zmieniają poglądy na temat honoru, gdy poczuje sznur na szyi”
No, ale nie chodziło tylko o nią, chciała też ratować Podricka
„No, ale nie chodziło tylko o nią, chciała też ratować Podricka”
Nie wątpię. Jednak musiało się to odbyć kosztem wciągnięcia w zasadzkę osoby, która uratowała ją przed gwałtem i przed straszną śmiercią, zwierzała się jej, wyposażyła ją na drogę i w której się podkochiwała. Nie wiem co ja bym zrobił na jej miejscu, ale myślę, że gdyby rzeczywiście nie chodziło mi o własne życie, to wolałbym jednak obciążyć Bractwo śmiercią niewinnego chłopaka niż później patrzeć w oczy Jaime’a, gdy zrozumie, że wciągnęła go w pułapkę. Myślę, że perspektywa śmierci tu i teraz pomogła jej powziąć decyzję.
Ale prywatnie szkoda mi Brienne. Parszywie jej się odwdzięcza życie za tę miłość do rycerskiego stanu. Lepiej by było dla niej, gdyby pozostała na zamku ojca.
A czy musiała otwarcie powiedzieć „Robbie, ja Caitlin Stark z domu Tully uważam siebie za wytrawnego gracza”? Przecież jej czyny mówią same za siebie. Wielokrotnie podejmowała gamechangerowe decyzje nie pytając nikogo o zdanie. Chyba nie wypuściłaby najważniejszego jeńca swego syna gdyby nie wierzyła w to, że wie co robi.
Co do Cersei to przecież ważną składową jej osobowości jest toksyczna troska o rodzinę, której często bardziej szkodzi niż pomaga, bo wychodzi z założenia, że tak jak ona postanowi będzie najlepiej. Co zazwyczaj jest odległe od prawdy. Dokładnie to samo można powiedzieć o Cat.
„Wielokrotnie podejmowała gamechangerowe decyzje nie pytając nikogo o zdanie.”
Zarówno u Waldera Freya jak i u Renly’ego była po prostu przedstawicielką Robba. Aresztowanie Tyriona nie bardzo jak miała z kimkolwiek konsultować, bo go nie planowała (nie chciała, żeby ją zauważył), wypuszczenie Jamiego to decyzja podjęta pod wpływem rozpaczy, w nadziei, że Tyrion spełni swoją obietnicę.
Nic z tego nie wskazuje by uważała siebie za wielkiego gracza, bo przecież wcale tym graczem być nie chciała i do aktywności zmusiły ją okoliczności (śmierć męża i koronacja syna).
„Co do Cersei to przecież ważną składową jej osobowości jest toksyczna troska o rodzinę”
W przypadku Cersei ta „troska” wynika z tego, że jej dzieci dają jej władzę, nie dba specjalnie o ich edukację, a nawet ją torpeduje. Catelyn popełnia błędy, ale nie są one spowodowane żądzą włądzy
– Słowem o Walderze i Renlym nie wspomniałem.
– To, że aresztowała Tyriona to tam pół biedy. Gorzej, że planowała go stracić we własnym zakresie. Co ona sobie u licha myślała? Że można ot tak zabić szwagra króla w procesie pokazowym i nikomu powieka nie drgnie? Do niej nie dotarło kim jest jego ojciec i do czego był zdolny w przeszłości? I czy chociaż przez chwilę pomyślała o swoim mężu i córkach, którzy siedzieli w, nomen-omen, paszczy lwa?
– Wypuszczenie Jaimego to nie decyzja, którą podjęła pod wpływem chwili. Musiała to przeprocesować przez dłuższy czas i jeśli po zastanowieniu się nadal uważała, że Królobójca na wolności to lepsza gwarancja bezpieczeństwa dla jej córek to była idiotką. Poza tym mówimy o tym co zrobiła a nie jak się z tym czuła. Bo mogła być zrozpaczona, ale nie zmienia to faktu, że podjęła debilną decyzję, bo wierzyła w to, że jej pomysły są dobre.
– Jeśli nie brać pod uwagę mówienia w kółko Robbowi co byłoby lepiej i podejmowanie ważnych decyzji bez konsultacji z kimkolwiek to faktycznie, nie ma żadnych przesłanek by twierdzić, że Cat w swoim mniemaniu była biegła w polityce 😉
„Gorzej, że planowała go stracić we własnym zakresie.”
??? Że co? Skąd ten pomysł? On miał być gwarantem bezpieczeństwa Neda i dziewczynek to Lysa chciała go zabić
„Musiała to przeprocesować przez dłuższy czas i jeśli po zastanowieniu się nadal uważała,”
Nie miała „dłuższego czasu” do dyspozycji
„Jeśli nie brać pod uwagę mówienia w kółko Robbowi co byłoby lepiej”
Rolą doradcy jest właśnie…doradzanie
„podejmowanie ważnych decyzji bez konsultacji z kimkolwiek”
Jakich konkretnie decyzji?
Na czwarte pytanie to ja ci odpowiem. Miecz z valyriańskiej stali jest dla rodu jak złoty medal olimpijski. Na jego sławę pracują kolejne pokolenia. Jest symbolem i ukoronowaniem wielowiekowych starań. Można go ukraść, ale wtedy byłby tym samym co kradziony medal – gówno wartym kawałkiem metalu. Słyszałeś, żeby któryś ród szczycił się ukradzionym mieczem? To nie sam miecz jest ważny tylko jego historia. Podejrzewam, że z tego powodu Tywin nie zatrzymał miecza Starków.
Wytłumaczenie dobre, ale mimo wszystko Tywin przejął Lód. Nawet jeśli nie dla siebie to dla swojego Rodu. Poza tym w przeszłości wiemy, że Lannisterowie miecz chcieli odkupić.
Nie dla swojego rodu. Jeden miecz daje Joffreyowi, który przynajmniej oficjalnie należy do innej dynastii. Zaś drugi dostaje Jaime, który nie będzie miał legalnych potomków i jego miecz najprawdopodobniej stałby się własnością kolejnego Lorda Dowódcy.
Natomiast zakup miecza to inna sprawa. Owszem, jego historię trzeba by z czasem zbudować, żeby stał się powodem do dumy. Ale to byłby już miecz Lannisterów, a nie miecz jakichś Mazinów, ukradziony przez Lannisterów, prawda? 🙂 To właściwie to samo, gdyby kupił samą valyriańską stal i kazał z niej wykuć miecz.
A to przypadkiem Tywin nie liczył na to, że Jaime w końcu ulegnie namowom, porzuci Biel, zostanie jego dziedzicem i założy rodzinę? Według mnie z tą myślą dał mu miecz.
Na porzucenie służby przez Jaime’a pewnie miał nadzieję, ale miecz dał mu raczej jako efektowną zabawkę/przekupstwo, a nie z nadzieją, że stanie się on kiedyś mieczem rodowym Lannisterów. Wydaje się zresztą, że Tywin nie przykładał wagi do symboliki mieczy. Gdyby tak było, to ze swoimi pieniędzmi i wpływami pewnie zdobyłby legalnie jakiś miecz dla rodu Lannisterów.
Gdyby było inaczej pewnie połowa straży domowej Lannisterów gnałaby już za Brienne… 🙂
Joffrey oficjalnie przedstawiał się jako ,,z rodu Baratheonów i Lannisterów”; do tego na swój prywatny herb wziął symbole rodowe matki i ojca. Dając czerwone, bliźniacze miecze Joffreyowi i Jaimiemu, Tywin podkreślał bliższy związek króla z Zachodem niż Krainami Burzy (taki Edric Storm dostał przecież kopię młota Roberta, a był tylko bękartem).
Do tego dla mnie oczywiste jest, że Tywin oddawał miecz Jaimowi by go przekonać do przyjęcia dziedzictwa Casterly Rock (samemu Tywinowi miecz by się nie przydał, bo był już za stary na szermierkę, tak samo Kevan, Tyrion był karłem, Cersei kobietą, a potomstwo braci Tywina było za młode by wziąć do ręki taki oręż, jedynie Daven i Lucion byliby godni tego miecza, ale byli zbyt daleko w linii sukcesji by im dawać taką broń). Jaimie się nie zgodził – trudno. Nawet po jego śmierci miecz pozostałby dziedzictwem Lannisterów i mógłby przejść na potencjalnych dorosłych synów Tyriona/wnuków Kevana. W końcu Świt nie stał się własnością Barristana Selmiego po śmierci Arthura Dayna, tylko wrócił razem z ciałem gwardzisty do Starfall.
Jakby się nie przedstawiał i jaki herb by nie przyjął to oficjalnie należał do dynastii Baratheonów. Robert z Cersei nie założyli nowej, podwójnej dynastii, jak to się czasem zdarza, gdy żenią się ze sobą dwa wielkie rody.
Możliwe, że miecz Jaime’a pozostałby w rodzie po jego śmierci. Ale nie mógłby się stać symbolem rodu, jak Blackfyre Targaryenów, Długi Pazur Mormontów czy właśnie Lód Starków. Może za tysiąc lat, gdy wszyscy by już zapomnieli o okolicznościach w jakich Lannisterowie weszli w jego posiadanie i ktoś wygrzebałby go na strychu Casterly Rock, mógłby zacząć tworzyć własna historię, ale nie wcześniej. 🙂 A miecze rodowe nie są po to by nimi uprawiać szermierkę, tylko mają być częścią symboliki rodu. Argument, że Tywin był za stary na szermierza jest śmieszny. Ashara Dayne też pewnie nie parała się szermierką. 🙂
No i Ashara Dayne nie parała się szermierką – wzięła miecz i zwróciła go do Starfall, a Świt dalej czeka na nowego Miecza Poranka. Poza tym, czy wiedza o tym, że to Lód został przetopiony na te dwa miecze jest taka powszechna? Nie byłbym tego pewien, Tywin jest raczej rozsądny i nie trąbiłby na prawo i lewo, że przerobił dziedzictwo Starków na własny pożytek, bo jeszcze za 20 lat jakiś co śmielszy Arryn czy Tully by się o nie upomniał. No i oczywiście, że sama legenda musiała się wytworzyć – ale nie było lepszego Lannistera do jej rozpoczęcia Królobójca. Za 200 lat mogliby w balladać mówić, że to tym mieczem zabił Aerysa 😉 . Do tego same posiadanie valyriańskiej stali zawsze daje wyraźną przewagę szermierzowi – pokazał to przykład Jona (który gdy akurat nie walczy Długim Pazurem mówi, że jest mu ciężej walczyć), czy Jeaherysa Pojednawcy (w Ogniu i Krwi jest napisane, że ponad czterdziestoletniemu królowi znaczną przewagę dał Blackfyre przy pojedynku z Żądłem, młodym rycerzem uznawanego za najlepszego wojownika Reach). Jaimie Lannister (zakładając oczywiście, że nie straciłby dłoni, ale o tym Tywin dowiedział się za późno) stałby się najgroźniejszym wojownikiem w Westeros, mając w ręce miecz z valyriańskiej stali.
I co do kwestii nowej dynastii – Joffrey był młody, ale właściwie ją proklamował, choć nie wiemy jeszcze jaki stosunek będzie miał do tego Tommen gdy ( a raczej jeśli) dorośnie. Zresztą, mieliśmy podobny przypadek w historii, ród Justmanów rządzący niegdyś dorzeczem powstał z połączenia się linii Brackenów i Blackwoodów. Poza tym sam król nieustannie nawiązuje do symboliki Lannisterów – nosi czerwone szaty, czerwona kometa jest symbolem jego zwycięstwa, nosi zbroję w kolorach szkarłatu itd.
No i podobnie jak Ashara, Tywin też mógłby swój miecz z valyriańskiej stali powiesić nad kominkiem w Casterly Rock, żeby czekał sobie na następcę. 🙂
Gdyby rzeczywiście Tywin miał poważne plany wobec miecza Jaime’a, to zatrzymałby go, gdy ten zdecydowanie odmówił. Jaime pytał przecież czy ma zwrócić miecz. A już na pewno nie pozwoliłby go oddać byle komu.
A wracając do Joffreya to oczywiste, że czuje się bardziej związany z Lannisterami. W sprawach dynastycznych to jednak nie ma znaczenia. Joffrey nie mógłby wyprzeć się swego baratheonowskiego dziedzictwa, bo od niego pochodzi jego prawo do tronu. Mógłby założyć nową dynastię, np. Baratheon-Lannister czy coś w tym stylu, ale nie mógłby po prostu ogłosić się Lannisterem.
No i Joffrey ogłosił się Baratheonem-Lannisterem, o tym mówię. I Tywinowi najwyraźniej połowa nazwiska wystarczała.
Co do trzymania miecza nad kominkiem – po co Tywin miałby go mieć w Casterly Rock skoro ma syna najlepszego szermierza w królestwie? Jak mówiłem, nawet jeśli nie zostałby dziedzicem Zachodu, to mógłby zacząć budować legendę miecza.
„No i Joffrey ogłosił się Baratheonem-Lannisterem, o tym mówię.”
Tak? Kiedy? Bo widocznie mi to umknęło. A może zrobił to w jakiejś nieznanej części PLiO, której nie czytałem?
A nawet gdyby, to jest już nowa dynastia. I miecz Joffreya byłby jej symbolem, nie Lannisterów.
Tak jak wcześniej mówiłem – tytułowano go Joffreyem z rodu Lannisterów i Baratheonów, a na herb wziął dwa symbole rodowe.
Ja nie pytam, co on tam sam mówił o sobie, ani jak tytułowali go dworscy klakierzy, tylko kiedy oficjalnie ogłosił powstanie nowej dynastii? Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek wydał taki dekret.
Zgadzam się z Tywinem jeśli chodzi o temat szpiegostwa. Martin strasznie się prześlizgnął przez te wątki ograniczając je jedynie do Varysa, jego ptaszków, i czołgania się przez mury twierdzy Maegora oraz Paluszka i jego prostytutek. Bardzo to słabe.
Od starożytności imperia i silne państwa nie mogły się obyć bez szpiegowania.
Polecam „Opowieści z Meekhańskiego Pogranicza”, Wegner podchodzi do tematu jak należy.
I jeszcze do punktu 4) KwarcPL:
Tu jest chyba niespójność. Wiemy, że w Westeros są mistrzowie potrafiący przetapiać valyriańską stal – przetopienie Lodu na 2 miecze. I wspomniane jest chyba co najmniej dwukrotnie, że o ile w Westeros jest ograniczona liczba mieczy, to sztylety są już powszechniejsze. Nie tylko w Westeros, ale i z Essos zapewne można je ściągnąć (np. Tywin wspomina o podarkach dla Roberta od posłów – sztylety, w tym z valeriańskiej stali). Miecz ciężko było zdobyć, ale czy naprawdę tak ciężko było kupić z kilka-kilkanaście sztyletów? Jeśli były darowane przez posłów jako dar dla króla to raczej nie takie trudno dla kogoś z lanisterskim złotem.
To nawet nie szpiegostwo. Jeden z najważniejszych wasali króla, który prywatnie traktuje go jak brata powinien mieć jakieś wieści ze stolicy i to z pierwszej ręki. Naprawdę przez te kilkanaście ani Robert, ani Jon nie napisali do niego choćby jednego listu? Nie wspominając o chorążych Neda, którzy może wybrali się do KP i w drodze powrotnej powiedzieli swojemu Lordowi co widzieli. Naprawdę to wyglądało tak jakby Starkowie nie mieszkali w ramach Siedmiu Królestw, ale na drugim końcu świata…
Podejrzewam, że nawet w Essos mieli lepsze informacje o sytuacji w 7K. Może nie w YiTi, ale w Braavos i Pentos na pewno. 🙂
Powiem tak, trudno żeby mieli gorsze. Bo już się nie da XD
Co sądzicie o tym, że Rickon jest w Hardhome?
Zgadza się, że trzeba płynąć tam statkiem, jedzą tam ludzi, Osha zna drogę, Davos słyszał pogłoski o tym miejscu.
Jak daleko od Hardhome znajduje się Bran?
Wydaje mi się, że Kanibal uciekał na północny wschód lub północ od Królewskiej Przystani. Spodziewałem się, że znalazł się gdzieś w górach Doliny Arrynów. Spotkałem się też z pomysłem, że dotarł do Skagos. A co jeżeli przyciągnęło go Hardhome, ukrył się w tamtejszych jaskiniach, ten cały wulkanizm i czerwie. A teraz budzi się.
Ostatnie rozdziały ustaliły, że Hardhome będzie miejscem kluczowym dla przyszłej fabuły. Nie widzę kompletnie wyprawy Oshy na Skagos. To bez sensu. Dzika wędruje za morze? Po co. Jedyne co potwierdza tą tezę, to wzmianka o kanibalach. Ale to samo da się powiedzieć o Hardhome. Dawniej myślałem, że Rickon jest w Strażnicy nad Szarą Wodą, ale Davos nie powinien o niej słyszeć, a przecież boi się tego miejsca.
Hardhome opisane jest podobnie jak Walyria, jako miejsce wulkaniczne. Skoro Balerion uciekł do Walyrii, to może Kanibal znalazłszy podobne miejsce ukrył się w nim.
Ciekawa teoria, jeśli mam być szczery, zgrabnie połączyłaby wątek Davosa i resztek królewskiej floty, która popłynęła z Nocną Strażą. Choć z drugiej strony, Skagos jest tak blisko Hardhome, że spotkanie Rickona, Oshy i Davosa z Cotterem Pykiem gdzieś na Morzu Dreszczy jest bardzo prawdopodobne. Nie zdziwiłbym się gdyby to właśnie Seaworth był POVem z perspektywy którego na własne oczy zobaczymy horror dziejący się za Murem (czyt: przejąłby rolę Jona Snow z jego wyprawy z 5 sezonu).
Ta rozmowa o Żelaznych zainspirowała mnie do zaproponowania ankiety.
Ankieta na największego politycznego tłuka w Westeros i Essos. Rywalizowaliby Balon, Cersei, Caetlyn, Robb, Joeffrey, Danka i inni. A ponieważ polityka to bardzo szerokie pojęcie praktycznie każda decyzja władcy mogłaby być jej przykładem.
Głosuje na Nedd Starka. Zagłosowałbym na Roberta, ale jego władza / polityka nie interesowała także w mojej opinii się nie kwalifikuje.
Co by o nim nie mówić to koleś uwielbial alkohol, dupczenie i imprezy i przez zdaje się 17 lat pił, dupczyl oraz inprezowal do woli i To jako KRÓL. Także w pewien sposób był człowiekiem sukcesu.
Dodam tylko ze robił to za kasę teścia, a gdy wracał pijany jak bela do „domu” Cersei robiła mu loda ( mówiła o tym Neddowi)
To mega zabawne -> miał żonę, która robiła mu loda za każdym razem jak wrócił pijany i jeszcze była z tego powodu zadowolona ( wiadomo dzieli temu osiągała swoje cele,) ale Robert tego nie ogarniał. Za dnia miał słabe relacje z Cersei a jak wracał nocą pijany to żonka usypiała go seksem. Znając bystrość Roberta mógł nawet myśleć ze ma jakiegoś magicznego fiu…ta
Jestem za. 🙂
Ja bym stawiał na Balona, ewentualnie Stannisa (dowódcą może i jest genialnym i mimo że go bardzo lubię, to chyba nikt nie nazwałby go dobrym politykiem… choć tu też zależy z której strony patrzeć). ,,Wysoko” oceniłbym też z pewnością Rheagara Targaryena oraz jego rodzeństwo – Viserysa i Deanerys.
Co do Balona i Rhaegara pełna zgoda. To koszmarni politycy. Viserys nie miał żadnej władzy politycznej, więc trudno go oceniać pod tym kątem. Na pewno był idiotą. A skutków postępowania Daenerys jeszcze tak naprawdę nie poznaliśmy, więc wstrzymam się z oceną.
Jeszcze tylko do Viserysa nadmienię, że mimo bycia idiotą miał jednak pewne ,,okoliczności usprawiedliwiające”. W końcu chłopak wychował się na dworze psychopaty, od dzieciaka błąkał się samotnie po Wolnych Miastach, nie otrzymując odpowiedniej edukacji, musiał opiekować się siostrą i miał na sobie presję, że na każdym kroku mogą na niego czyhać agenci uzurpatora… biorąc pod uwagę, że był synem Aerysa, to i tak mocno mu nie odwaliło.
Świetny pomysł, ale odpowiedzieć będzie niezwykle ciężko, bo konkurencja jest mocna.
1) Rhaegar – Zaprzepaścił wszystko i wywrócił status quo, bo w horoskopie przeczytał, że musi porzucić żonę z dziećmi i ukraść narzeczoną wasala swojego ojca.
2) Ned – Nawet nie wiedział, że gra w jakąś grę. Pojechał do KP przygotowany jak Polacy na Mundial a na koniec sprzedał honor by ratować głowę… którą i tak mu ucięli XD
3) Cersei/Catelyn – Nie będę pisać dwa razy to samo. Mniemanie odwrotnie proporcjonalne do faktycznych umiejętności grania w grę przez co ich decyzje kończyły się widowiskowymi katastrofami.
4) Balon – Mając do wyboru otrzymać wsparcie by złupić bogaty Zachód osłabiony wojną a ruszyć samotnie na biedną, mroźną i rozległą Północ, której nie będzie w stanie utrzymać wybrał… to drugie. Dużo go to kosztowało a nie zyskał w sumie nic.
5) Danka – Zmiany społeczne przeprowadzała z gracją twitterowej feministki a potem wielce zdziwienie, że rzeczywistość jest jednak bardziej złożona 😀
Osobiście nie wiem na kogo bym zagłosował…
Ja bym osobiście wybrał chyba Rheagara – głównie dlatego, że powszechnie w fandomie Balon, Cersei, Ned oraz częściowo Deanerys i Catelyn są uważani za tłuków. Rheagar stał się jednak swego rodzaju legendą ze względu na swoją edgy otoczkę i całą sprawę z Lyanną. No i oczywiście pamiętne, serialowe ,,Robert Baratheon’s rebelion was built on a lie” 😉 .
RE do Roberta w sprawie dynastii:
Tak, ogłoszenie herolda to de facto proklamacja. Podobny przykład z naszej historii: Karol Walezjusz (rodzony brat Filipa Pięknego z dynastii Kapetyngów) nigdy nie proklamował nowego rodu, a mimo wszystko zarówno on jak i jego syn (król Filip Walezjusz) uznawani są za proklamatorów nowej dynastii.
No dobra, w takim razie moje pytanie do maesterów (i nikt poza nimi niech nie odpisuje!):
Z jaką właściwie dynastią mamy do czynienia od czasu upadku dynastii Targaryenów? Czy Cersei weszła do dynastii Baratheonów, czy utworzyli z Robertem nową dynastię (np. dwojga nazwisk)? Jak Cersei nazywała się po ślubie i jak nazywają się jej dzieci? Czy Joffrey faktycznie utworzył nową dynastię – jak twierdzi kolega powyżej – i czy w ogóle miałby do tego prawo (no bo na jakiej podstawie? jeżeli już to powinna być raczej dynastia Baratheon-Tyrell)? To podstawowe pytania, na które Martin nigdzie nie daje jednoznacznej odpowiedzi (a w każdym razie ja takiej nie znalazłem) i warto by to ostatecznie wyjaśnić.
Dla mnie do osób popełniających duże polityczne błędy zaliczali by się jeszcze Doran Martell i Tywin. Tak Tywin, myślałem sobie nad jego działaniami i doszedłem do wniosków, ok ogrania co i jak na pewno lepiej niż Ned, Cersei czy inni tacy, ale jego chęć zabicia każdego kto jest przeciwko Lannisteom powoduje, że tworzy wrogów na każdym kroku. Dorne go nienawidzi, po Krwawych Godach Starkowie i Tully też. Chyba tylko Tyrellowie nie mają nic do niego (abstrahując od tego że do współpracy pcha ich własny interes). Tak więc ankieta nie musiałaby być taka jednoznaczna. Ciekawi mnie jeszcze czy Lysa sama z siebie postanowiła nie udzielać pomocy Starkom, czy to Petyr jej to kazał (na pewno to akceptował bo nie wierzę, żeby nie był jej w stanie przekonać do pomocy, grożąc odwołaniem małżeństwa).
Oj tak, Tywin na pewno jest sprawnym zarządcą (co udowodnił podczas bycia namiestnikiem Aerysa), dowódcą jest za to średnim (co dokumentnie pokazał w trakcie Wojny Pięciu Królów, gdzie jego ruchy były raczej przewidywalne, a wygrać wojnę pozwoliły mu jedynie okoliczności niezależne od niego jak np. atak Greyjoyów czy śmierć Renlego), a politykiem to w ogóle kiepskim. Myślę, że respekt wobec Starego Lwa nie bierze się z powodu jego nadzwyczajnych umiejętności, a po prostu strachu. Zresztą, kierując małą radą też jakoś się nie popisał – przecież on początkowo nie chciał nawet oddać głowy Gregora Clegana Dornijczykom i zdecydował się na to dopiero gdy Góra przy całym dworze wykrzyczał, że zgwałcił Elię Martell. Swoją drogą Tyrion też wyśmienitym politykiem nie był, ale to zupełnie inny temat.
Rzadko zgadzam się z Joe Coolem, ale tym razem muszę się zgodzić.
Tywin dla mnie przynajmniej to koles ktory nie popelnil zadnego wiekszego bledu politycznego, to co go pokaralo to bledy natury ojcowskiej. Byl tak zajety polityka i rodem jako caloscia ze zapomnial o tym ze rod tworza jednostki, ktore zaniedbal.
Błędem było chociażby pozostawienie przez długi czas kluczowych dla królestwa spraw w rękach Cersei i Joffreya.
Ja wam powiem na czym polegał sukces Tywina. Nie, nie był mądrzejszy od innych. Myślicie, że taki np. Ned nie wiedział co należało zrobić? Wiedział, ale nie pozwalał mu na to głupio pojęty honor. Przyjrzyjmy się konkurentom Tywina. Skrępowany honorem Stark, wiecznie niezdecydowany Doran, leniwy Mace Tyrell, mający hopla na punkcie zasad Stannis. Tywin jest bezwzględny, zdecydowany i pracowity. To mu daje przewagę, bo robi to o czym inni tylko myślą. Nie pamiętam już czy to było też w książce, ale przypomnijcie sobie słowa Tywina z serialu: Rody, które trudzą się na własną przyszłość, biorą górę nad tymi, które folgują zachciankom swych córek i synów.
Zgadzam się całkowicie… oprócz ostatniego zdania, które idealnie pokazuje hipokryzję Tywina, który zawsze pobłażał Jaimiemu i sobie.
Hipokryzja owszem. Pokazuje to choćby sytuacja z Tyrionem, którego potępia za coś, co potem sam robi. Ale czy pobłażał sobie? Wzięcie do noc dziwki przez faceta bez zobowiązań, wdowca, to chyba jeszcze nie pobłażanie?
Nie mam na myśli sytuacji z prostytutkami (zresztą Tywin nigdy nie skrytykował syna za samo spotykanie się z pannami lekkich obyczajów, a za obnoszenie się z tym), chodzi o kwestię ślubów. Zmusza swoją trzydziestoparoletnią córkę po traumatycznym małżeństwie, która prawdopodobnie ma już okres płodności za sobą na kolejny ślub z mężczyzną którego nawet nie zna. Nakazuje też Tyrionowi poślubic Sansę, bo to korzystne małżeństwo. Co za to sam Tywin robił w kwestiach małżeńskich? Poślubił swoją kuzynkę (która nie wywodziła się nawet z bogatych Lannisterów z Lannisportu, tylko po prostu z bocznej gałęzi rodowej Casterly Rock) z miłości, a sam mariaż nie miał żadnych korzyści politycznych (choć żeby oddać Tywinowi honor, w równoległym okresie zezwolił na małżeństwo Kevana z zakładniczkąz rodu Swyftów). Po śmierci Joanny nie szuka sobie nowej żony – a kandydatek w Westeros chętnych poślubić dobrze trzymajacego się Tywina byłoby pełno. Całe życie Tywin nie mógł pogodzić się ze śmiercią i żony i przez to zafiksował się na punkcie Jaimiego, zamiast spłodzić kolejnego syna z inną kobietą.
Jeżeli tak na to patrzeć, to pewnie masz rację. Nie wiem jednak czy zafiksowanie na punkcie zmarłej żony można uznać za pobłażanie sobie.
Sam bym tego nie nazwał pobłażaniem, ale nie potrafił na sobie wymóc tego czego oczekiwał od swojej córki czy młodszego syna.
Zalezy jak kto definiuje madrosc. Ned moze i wiedzial co trzeba zrobic, ale NIE wiedzial jak.
Ogolnie wiekszosc osob wie ze chce zarabiac duzo pieniedzy, tyle ze wiekszosc z tych co wiedza jednak NIE zarabia tyle ile by chcieli:)
Doradca Tywina byl jego brat Kevan, jego wiernosc wynikala z weizow krwi + wdziecznosci + wspolnych interesow + szczerej milosci do brata, moze nawet odrobiny podziwu.
Kto doradzal Nedowi ? Od kogo „slowa” Ned uzaleznil swoj plan ?
Zwroc uwage na opis obrad malej rady -> Tywin pozwala kazdemu sie wypowiedziec po czym i tak podejmuje decyzje, podjeta, obmyslana juz wczesniej z Kevanem. Tyrion to zauwaza w jednym z rozdziałow.
Z kolei Tyrion / Cersei na obrady malej rady przychodza ze swoimi pomyslami / bez pomyslow i finalnie decyduja sie na podpowiedzi -> to duza roznica
Moim zdaniem bledy Tywina wynikaja z bycia kiepskim ojcem. Faworyzuje Jaimiego, nie dostrzegając potencjału Tyriona. Porazka Jaimiego, fakt ze dal sie schwytac to imo byl blad Tywina. Poiwnien przewidziec, ze Jaimie jest w goracej wodzie kapany.
Ned jest glupcem, dodatkowo honorowym. Mace Tyrell to po prostu glupiec, za ktorego mysli Olena.
Doran jest polke wyzej niz Ned czy Mace, ale ciezko mi go oceniac. Zeby to zrobic musialbym sie rozpisac na 3 kartki pewnie.
„wiekszosc osob wie ze chce zarabiac duzo pieniedzy”
Ned nie tylko CHCIAŁ coś zrobić, ale wiedział też JAK to należy zrobić. Tylko, że przez przez kulę u nogi w postaci honoru nie mógł się na to zdecydować.
„Doradca Tywina byl jego brat Kevan”
Owszem, ale ich współpraca polegała na tym, że Tywin rozkazywał, a Kevan wykonywał. To i tak lepszy doradca niż np. Catelyn, jednak faktem jest, że to Tywin był tym od myślenia.
„Moim zdaniem bledy Tywina wynikaja z bycia kiepskim ojcem. Faworyzuje Jaimiego, nie dostrzegając potencjału Tyriona.”
Prawdą jest, że Tywin jest kiepskim ojcem (choć na pewne usprawiedliwienie można by podać, że wychowuje swoje dzieci bez ich matki). I prawda, że faworyzuje Jaime’a. Ale czy rzeczywiście Tyrion ma aż taki wielki potencjał? Śmiem wątpić. Wyróżnia się na plus od swego rodzeństwa, ale umówmy się, że to nie jest jakiś szczególnie trudny wyczyn. 🙂 A fakt, że jest w miarę normalny, nie czyni jeszcze z niego mędrca. Tyrion miał sporo głupich pomysłów i co nieco na sumieniu też miał.
No właśnie nie wiedział. Nie przyjął pomocy od Renlego. Nie powiedział Robertowi o zdradzie Cersei. I przede wszystkim zaufał Paluszkowi. Honor kazał mu zaufać Petyrowi? Honorowo jest pozwolić przyjacielowi umrzeć w kłamstwie ?
Jego honor jest wątpliwy, wszak to co jest a nie jest honorowe jest względne.
Odnośnie Kevana, moim zdaniem on potrafił myśleć -> przykład jak poucza Cersei odnośnie wyboru namiestnika + wymaga od niej żeby wróciła do Castely Rock świadczy o tym ze znał się na ludziach ( Cersei w stolicy to problem, bo za bardoz ciągnie ja do władzy ) oraz umiał przewidzieć ze lepiej być daleko gdy Cersei obejmie władze
Myśle ze z Tywinem odstawiali biskupa. Bardzo popularna metoda w zarządzaniu. Jeden z drugiego robi „biskupa” czyli kevan stanowił pomost między Tywinem a reszta, co podnosi autoreytet Tywina.
J. Kaczyński to stosuje -> realnie rządzi / decyduje o wszystkim, ale za pomocą swoich ludzi. Jak coś idzie dobrze, to jego ludzie podkreślają ze to zasługa biskupa, jak coś idzie złe, to biskup wkracza i „robi porządek” -> przez to ze nie osobiście zarządza czy pójdzie dobrze cyz złe to i tak w oczach poddanych / wyborców jest niemalże nieomylny. Plus można straszyć biskupem, można nie mówić biskupowi gdy Twój poddany coś przeskrobie, można obietnica pochwały przed biskupem kupić lojalność / tajemnice itp
Wiele firm wykłada się na tym gdy szef zbyt personalnie angażuje się w zarządzanie. Z gra gwint tak było np, tam był koleś co zarzadZal rozwojem gry, decydował o wszystkim i NIe miał nikogo kto byłby między nim a baza fanów. Kiepsko to się skończyło.
Tyrion ma większy potencjał do zarządzania / władania niż Jaimie. O to mi chodziło. Ma pod ręka syna który wykazał się broniąc stolicy i ewedentnie z chęcią pomagałby ojcu w zamian za odrobine szacunku / wdzięczności ale i tak wciaz na sile stara się przekonać Jaimiego.
Swoją droga nieco zastanawia mnie czemu Tywin nie wziął sobie kolejnej żony. Ten fakt wydaje mi się niespójny z jego charakterem / podejściem
„No właśnie nie wiedział. Nie przyjął pomocy od Renlego. Nie powiedział Robertowi o zdradzie Cersei. I przede wszystkim zaufał Paluszkowi. Honor kazał mu zaufać Petyrowi? Honorowo jest pozwolić przyjacielowi umrzeć w kłamstwie ?”
Akurat zaufać Petyrowi nie kazał mu honor, tylko Catelyn. 🙂 Ned nigdy nie ufał Littlefingerowi.
Wiedział, wiedział. Nie przyjął pomocy Renly’ego nie dlatego, że nie rozumiał, iż to by mu mogło pomóc, tylko dlatego, że za legalnego króla uważał Stannisa. Renly nie oferował pomocy za darmo. Chciał korony. Równie dobrze Ned mógł posłuchać Littlefingera i dogadać się z Joffreyem i Cersei.
Honorowiej byłoby pozwolić, żeby ten przyjaciel umierał z nienawiścią w sercu, pianą na ustach i krwią na rękach? Nie sądzę. Ja bym pewnie powiedział, ale mi bliżej charakterem do Tywina niż Neda. Jednak go rozumiem. Ned też rozumiał, że powiedzenie Robertowi ułatwiłoby mu zadanie, ale wolał dać mu odejść w pokoju. Nie róbmy już z niego takiego patentowanego idioty.
„Jego honor jest wątpliwy, wszak to co jest a nie jest honorowe jest względne.”
Nie mnie to oceniać. Stwierdziłem tylko, że posunięcia Neda krępował honor, taki czy inny. Tywin nie miał takiego problemu.
„Odnośnie Kevana, moim zdaniem on potrafił myśleć”
Oczywiście. Przecież czegoś się musiał przez te lata przy Tywinie nauczyć. Jednak myśli i działa samodzielnie dopiero po śmierci Tywina. Nie przypominam sobie ani jednej decyzji, którą Tywin podjąłby pod wpływem Kevana.
Co do pana Kaczyńskiego to nie „zabawa w biskupa”. On ma bardzo duży tzw. elektorat negatywny i dlatego nie sprawuje oficjalnych stanowisk. Dla wielu ludzi o poglądach z tzw. centrum sceny politycznej władza Zjednoczonej Prawicy jest do przyjęcia tylko dlatego, że ma twarz prezydenta Dudy i premiera Morawieckiego. Oni prędzej zagłosowaliby na Jar Jar Binksa niż na niego.
Aha. Co do śmierci żony, to różnie ludzie reagują. Jedni biorą sobie kolejną, a inni uciekają w pracę. Widocznie Tywin należał do tych drugich.