Znacie „Supernatural” Erica Kripke? Lub jak woli polski tłumacz/dystrybutor „Nie z tego świata”? Serial wiekowy już, pierwszy odcinek wyemitowano jakieś sto lat temu (a dokładnie 13 września 2005). Całość zamyka piętnasty (!) sezon, który zakończył sagę braci Winchester 19 listopada 2020 roku, po łącznie 327 (!!) odcinkach. Poniższy tekst nie jest klasyczną recenzją z ocenianiem poszczególnych elementów jak obsada, realizacja czy tym podobne. To raczej swobodny strumień mojej świadomości na temat produkcji, którą kiedyś bardzo lubiłem, a teraz… stop! Nie uprzedzajmy faktów.
Rzecz opowiada o Samie (Jared Padalecki) i Deanie (Jensen Ackles) Winchesterach, którzy polują na wszelkiej maści paranormalne i nienaturalne monstra. Wilkołaki, wampiry czy duchy to tylko najprostsze przykłady, bo pojawiają się także mniej popularne, znane z lokalnych legend monstra. A to jakieś wendigo, a to lewiatany, a to inne kachinas czy shōjō. Do tego anioły, archanioły, demony, Bóg, Lucyfer i cała biblijna menażeria.
Jest jedna główna oś fabularna, ale często dostajemy odcinki nazywane potocznie MotW (monster of the week), gdzie chłopaki po prostu rozwiązują kryminalną sprawę i zabijają/unieszkodliwiają jakiegoś niemilca, który sieje postrach w okolicy. Całość utrzymana jest w konwencji horroru dla młodzieży z elementami komediowymi. Jest kilka rewelacyjnych epizodów, gdzie nie tylko twórcy kpią sami z siebie, ale wręcz grają samych siebie.
Nie ukrywam, że bardzo lubię chłopaków w rolach głównych (tak postacie, jak i aktorów, chociaż warsztat mają… no cóż, stosownie ubogi do poziomu produkcji). Lubię klimat, nabijanie się z własnej konwencji, a przez pierwsze 4-6 sezonów byłem też mocno zaangażowany w główny wątek fabularny. Wiecie, rodzinne dramaty, zaginiony ojciec, problemy z relacjami w ramach podstawowej komórki społecznej, a to wszystko na tle nadciągającej apokalipsy i niejasnych konszachtów z diabłem, które wychodzą na jaw w najmniej oczekiwanym momencie. Jeśli się poczuje konwencję i przymknie oko na głupotki, można się rewelacyjnie bawić, a i związać emocjonalnie z bohaterami.
Od siódmego sezonu (tego, gdzie pojawiają się lewiatany) widać jednak typowe objawy przeciągniętego serialu. Coraz mniej pomysłów, a odcinki MotW dużo fajniejsze i ciekawsze niż podstawowa historia kolejnych serii przewijająca się w tle. Kolejne zwieńczenie sagi następuje w sezonie jedenastym i przyznam się bez bicia, że domęczyłem te odcinki siłą woli w okolicach 2016 roku i odpuściłem sobie oglądanie dalej.
Kiedy jednak na Amazon Prime pojawił się kompletny „Supernatural”, a dodatkowo ogłoszono sezon numer piętnaście ostatnim… cóż, skoro widać światełko na końcu tunelu i nie lubię zostawiać rozgrzebanych spraw (szczególnie jeśli dotyczą show, który lubiłem)? Nie pozostało nic innego jak nadrobić sezony 12-14 i ostatecznie dopełnić sagę sezonem 15.
Chciałbym powiedzieć, że było warto. Chciałbym powiedzieć, że zamknąłem pewien etap, ale męczę się okrutnie. Jestem dopiero pod koniec 13. serii i nie ukrywam, jest bardzo ciężko. Jeśli wcześniej ewidentnie brakowało pomysłów, to teraz już jest tak zaawansowany recykling postaci, wątków i motywów, że zęby bolą od patrzenia. Tam gdzie kiedyś był humor, dziś jest humor mocno wymuszony i nie najwyższych lotów. Tam gdzie kiedyś było poważnie i czasem nawet dramatycznie, dziś jest niezamierzona autoparodia. Kilkukrotnie na scenach w zamierzeniu mających wzbudzić emocje dosłownie parskałem śmiechem.
Przyznam się bez bicia: nie wiem, czy to starość, zrzędliwość, czy co, ale ciężko się ogląda. Kiedyś prawdziwa, dobrze podbudowana kulminacja była w finale sezonu, a teraz co drugi odcinek ktoś prawie umiera. Nie wiadomo, kto jest głównym złym i po co to się wszystko dzieje. Jakby nikt nie panował nad tym chaosem. Konwencję łykam, bo to czysta kampa (da się inaczej spolszczyć „campy”?) i serial zawsze taki był, ale kurczę, czy leci z nami pilot? Albo inaczej: widać, że nie leci, ale czy w ogóle jeszcze wsiądzie?
Myślałem, że dwunasta seria to wypadek przy pracy i zniżka formy, ale to, co się dzieje w trzynastej, woła o pomstę do nieba. Emocje jak na grzybach, główny wątek wygląda jakby był prowadzony bez planu na cały sezon i składał się z pomysłów wziętych ze słabiutkich „fanfików”. Nawet dialogi zaczynają przyprawiać o zgrzytanie zębów, a słowo rodzina pada tu częściej niż w najnowszych odsłonach „Szybkich i wściekłych”. Smutno się na to patrzy.
Nie wiem, czy dotrwam do (nie)szczęśliwego finału i na ile starczy mi sił. Guru polskiego fandomu „Supernatural”, Magda 'Cathia’ Kozłowska, napisała mi: „Nie będzie lepiej. Jest masakra. Jest chaos” co nie poprawiło mojego humoru za grosz, ale lecę siłą rozpędu. Może dam radę. Wtedy dopiszę kolejne akapity do powyższego tekstu i ostatecznie podsumuję sagę o braciach Winchester. Póki co polecam wam sezony 1-6. Solidna, lekko tandetna rozrywka z elementami horroru i komedii dla nastolatków. Doskonała pozycja na powolne dawkowanie, a nie oglądanie ciurkiem. Nie musicie być nawet jakoś specjalnie skupieni.
Supernatural (sezony 1-13)
-
Ocena SithFroga sezony 1-6 - 8/10
8/10
-
Ocena SithFroga sezony 7-11 - 6/10
6/10
-
Ocena SithFroga sezony 12-13 - 3/10
3/10
Pierwsze 5 sezonów dla mnie świetne, dałbym 8. Te sezony miały też bardzo emocjonalną powiązaną z rodziną i przyjaciółmi Winchesterów historię. Niektóre epizody potrafiły porządnie wystraszyć. Po 5 sezonie, który miał rewelacyjne zakończenie i dobrym początku 6, domęczyłem oglądanie do połowy 8 sezonu.W 7 i 8 sezonie główny wątek fabularny był już bardzo słaby, sytuację ratowali trochę aktorzy grający Crowleya i Castiela, też zaczęło się mocniej rzucać w oczy słabe aktorstwo Acklesa i Padaleckiego. Dla mnie niepotrzebnie też pozabijali twórcy serialu takie ciekawe postaci jak Rufus, Jo i jej matkę, pewnie nie myśleli, że tak długo będą ciągnąć tą historię.
Dałem 7, bo już 6 sezon – jak słusznie prawisz – obniżył loty. Też mi się wydaje, że ubili tyle fajnych postaci, bo nie wiedzieli jak daleko zajadą z serialem. Tylko to jest właśnie problem sztucznie przedłużanych serii. Albo się ma pomysł co dalej, albo trzeba odpuścić. Wiem, że to kwestia kasy, ale no kurde, ktoś tam jednak pracuje i zakładam, że chce się realizować zawodowo/artystycznie, a nie tylko odcinać kupony i inkasować czeki.
„ktoś tam jednak pracuje i zakładam, że chce się realizować zawodowo/artystycznie, a nie tylko odcinać kupony i inkasować czeki”
Hoho, widzę idealista z kolegi. 🙂 Ja też kiedyś żywiłem takie nadzieje, ale życie pokazało, że jest dokładnie tak, jak napisałeś w powyższym cytacie. Owszem, w show biznesie nie brak ambitnych ludzi o artystycznej duszy, którzy – owszem – chcą zarobić, ale i stworzyć coś, z czego mogliby być dumni. Niestety nie brak też chałturników, którzy pracę w kulturze traktują wyłącznie jako sposób na willę z basenem, mercedesa, motorówkę itd. Panowie D&D to dobry przykład.
D&D zrobili odwrotnie zakończyli zbyt szybko i ze strachu ,ze ktoś zrobi to lepiej nie przekazali pałeczki po 6 sezonie
A mi się wydaje, że oni są nieźli w adaptacji dobrego oryginału, ale kreatywnie niespecjalnie potrafią sami coś stworzyć od zera. Stąd taki efekt w GoT. Jest jakiś serial/film, gdzie oni pisali scenariusz, a efekt końcowy zachwyca?
Jedyna produkcja, którą ja kojarzę (poza Grą o Tron) to „Troja” Petersena. Benioff pisał tam scenariusz. Sam oceń czy zachwyca. 🙂 Bo jak dla mnie facet popełnił zbrodnię na oryginale Homera (i niewielkim usprawiedliwieniem jest fakt, że inni wywracali go do góry nogami jeszcze bardziej). Doprawdy nie wiem, czyimi ci ludzie są krewnymi (ewentualnie kogo musieli przelecieć), że powierza im się takie projekty.Na pewno nie decydowało o tym ich CV. Może to niezamierzony efekt słynnego strajku scenarzystów sprzed bodajże 12 lat, że tacy ludzie wypłynęli?
Benioff ma starego w Goldman Sachs ot co 😀 .Warto wspomnieć tez o X Men geneza Wolverine gdzie potraktowali niektóre postacie (Deadpool !!! ) jak w 8 sezonie 😉
No i tajemnica się wyjaśnia. 🙂
„są nieźli w adaptacji dobrego oryginału”
Dlatego tak fatalnie zekranizowali Ucztę i Taniec w 5 sezonie?? 😀
Ja wiem, że te książki są słabsze od pierwszych 3, ale chyba nie aż tak
Nie wiem czy to jedyny czynnik – w sensie ich niemoc twórcza. Mieli po 8-10 odcinków na ogarnięcie coraz bardziej rozlazłej, rozwleczonej, tracącej wątek historii.
Zakończenie serialu które widziałem też im wyszło słabo. Trzeba jednak podkreślić, że wokół Supernatural wykształcił się naprawdę wspaniały fandom, który chyba umożliwił im tak długie ciągnięcie historii. Później też skromny budżet zaczął się rzucać w oczy, jeśli chodzi o efekty w serialu. Na zawsze jednak zapamiętam nutę Carry On Wayward Son i kultowy wóz braci.
Tak, generalnie dobór utworów, szczególnie w pierwszych sezonach, to jest mistrzostwo świata. Ja dzięki nim odkryłem na nowo Blue Oyster Cult 🙂 Zakończenia nie widziałem. Może zmęczę sezony 14 i 15 i wtedy się odniosę.
I masz rację z fandomem. Nie jest tak liczny jak Marvelowy czy SW, ale za to na pewno jest jednym z najfajniejszych jakie istnieją. Pełen pozytywnie zakręconych ludzi wspierających się nawzajem.
Skończyłam jakoś na 7-8 sezonie, ale uznaje tylko te pierwsze 5. Tam gdzie jest sensownie rozpisana historia i dobrze zrealizowany plan. Pozostałe 10 sezonów to rzut na kasę, bo serial był popularny, pomysły bez ładu i składu oraz scenariusz pisany na kolanie co tydzień.
Jedyny wyjątek robię na crossover z Scooby Doo, to było świetne.
Kurcze, a mi się odcinek animowany średnio podobał. Był całkiem ok, ale w porównaniu z odcinkami komediowymi typu „Sam i Dean w telewizorze skaczą po kanałach” albo „Sam i Dean w naszym świecie, po drugiej stronie lustra” to ze dwa poziomy niżej 😉
Osobiście serial kojarzę chyba tylko z tego, że miał kiedyś crossover z serialem Scooby Doo Brygada Detektywów.
Tak, w 13 sezonie jeden odcinek na wesoło był animowany.
Ojoj, rozumiem krytykę, bo po 6 sezonie, a później jeszcze po 11-12 (w którym byli brytyjscy agenci?) serial zaliczał zjazdy, ale aż 2/10? 😛
Rozumiem też podział 1-6, zamiast 1-5, choć główna historia była rozpisana na 5 sezonu. Jednak to w 6 sezonie dostaliśmy chyba najlepsze epizody w serialu. Weekend at Bobby’s, The Man Who Would Be King, My Heart Will Go On, czy The French Mistake. Ten ostatni spokojnie można uznać za wybitny. Problem był jednak z główną osią, która już wtedy była robiona chyba na łapu capu i scenarzyści kierowali się zasadą „jakoś to będzie”.
Jak dla mnie serial, poza zjazdami, spadkiem jakości produkcji, nielogicznościami pojawiającymi się coraz częściej, przez 15 sezonów zachował poziom w jednej najważniejszej kwestii. Historia braci kontra reszta świata. Dlatego bez problemu dotrwałem do końca serialu i finał uważam za satysfakcjonujący. Informację o końcu serialu jednak przyjąłem z ulgą, gdyż od jakiegoś czasu czułem potrzebę skończenia wielu seriali, które dawno rozpocząłem, jeszcze jako inny człowiek. Niektóre porzuciłem (jak The Walking Dead*), ale większość skończyłem. Sam rok 2020 był dla mnie nowym startem w pewnych kwestiach, więc takie zamknięcie kilku historii mnie bardzo cieszyło 😀 Być może gdyby mieli to ciągnąć jeszcze kilka sezonów, to bym jednak zaprotestował. Ile można?
Ostatnim sezonom nie dałbym na pewno 2/10, ale też chyba nie dałbym 7-8/10. Tak naprawdę nie wiem jakbym obiektywnie je ocenił i na szczęście nie muszę tego robić. Zżyłem się z braćmi, Castielem, Bobby’m i resztą. Spoglądając na ten serial nigdy nie będę miał uczucia straconego czasu lub w ogóle jakiejkolwiek negatywnej emocji. Nie mam ich w związku z Smallville, (które chyba po 7 sezonie sprawiało, że masz ochotę wydłubać sobie oczy), to tym bardziej nie będę mieć tu 🙂
Wydaje mi się, że core serialu (czyli wspomniane bracia vs reszta świata) go ratował i utrzymywał widzów, w tym również mnie. Gdyby przerzucili energie na te poboczne postacie, którym chcieli stworzyć poboczne historie (Chicago i chyba Wayward Sisters), to już po 12 sezonie tylko ekipa by ten serial oglądała. A tak można było co tydzień spotkać się z braćmi i zawsze było to spotkanie choć trochę miłe. 🙂
P.S. Serial za jedną rzecz musi mieć odjęty punkt. Mianowicie żale Sama w każdym epizodzie 😀 Może na pewną cześć widowni to działało, ale ja wraz z małżonką zawsze wymienialiśmy wtedy porozumiewawcze spojrzenia pt. Matko, on znów płacze! 😀
To tak pół żartem, bo to jednak był istotny element tej postaci i jej charakteru.
*Skoro męczyliście się z Supernatural to co powiedzieć o TWD? Ja od 6-7 sezonu miałem ochotą się zabić. Skończyłem na 8 i nie mam zamiaru nigdy wracać. Jeden z nielicznych seriali, który mnie pokonał w tym negatywnym sensie.
No i cholera zapomniałem o Impali i Kansas. Bez tych nie ma Supernatural. I nie tylko kultowe Carry On My Wayward Son (a tfu na covery które się pojawiły w ostatnich latach). Jeszcze jeden prześwietny odcinek 6 sezonu miał moment gdy Dean wspominał o Dust In The Wind. To było chyba „Appointment in Samarra”.
SPOJLERY DALEJ!!!
Tak, 2/10. I to jest aż 2, bo mogłem dać 1. Cała historia z Asmodeuszem, którego Gabe w stylu deus ex machina po prostu spalił w jakimś tam odcinku. Cały wątek Jacka, który wygląda na napisany przez nastolatka i jest tak przewidywalny i słaby, że nóż się w kieszeni otwiera. Cała akcja ze światem apokaliptycznym przypomniała mi najgorsze komiksy, które z braku pomysłów waliły takie kloce. A wszystko po to, żeby dać jeszcze pograć znajomym aktorom i pokazać znane postacie, bo nie ma pomysłów na nowe, ciekawe. Dla mnie im dalej w las tym było bardziej żenująco, a już ta śmierć Sama w tunelu, którego za 2 minuty wskrzesza Lucek? I 150 tysięcy wątków zakończonych uber-żenującym pojedynkiem a’la bieda-matrix w jakimś randomowym niby-kościele? Nie no, nie chcę się już nakręcać, ale to naprawdę jest poziom fanfików, które niżej podpisany tworzył ze znajomymi w liceum, bez kitu. Od przewraczania oczami boli mnie głowa po każdym odcinku 🙂 Weszli na taki poziom żenady, że nawet jak się trafiał dobry epizod (jak ten ze Scooby Doo) to bardziej byłem zdziwiony niż uradowany.
„Jednak to w 6 sezonie dostaliśmy chyba najlepsze epizody w serialu. Weekend at Bobby’s, The Man Who Would Be King, My Heart Will Go On, czy The French Mistake. Ten ostatni spokojnie można uznać za wybitny. Problem był jednak z główną osią, która już wtedy była robiona chyba na łapu capu i scenarzyści kierowali się zasadą “jakoś to będzie”.”
Tak, ale jak sam słusznie prawisz – główną oś można trochę odpuścić jak się sypie takimi odcinkami jak wymienione, nikt się nie będzie obrażać 😉
„Historia braci kontra reszta świata.”
Tu też się nie zgadzam. W sezonach 12 i 13 w kółko ogrywane są te same motywy, które już mieliśmy po 4 razy wcześniej. Jak z Jackiem, Dean wiadomo, anty, Sam wierzy, potem Dean się powoli przekonuje. No litości. Często, żeby jakiś motyw sprzedać po raz kolejny, bracia zachowują się jak kompletne tłuki. Jakby poprzednie 11 sezonów i wydarzenia, które miały miejsce niczego ich nie nauczyły. Momentami mam wrażenie, że to są postaci wyjęte ze starych sezonów.
„Mianowicie żale Sama w każdym epizodzie 😀[…]To tak pół żartem, bo to jednak był istotny element tej postaci i jej charakteru.”
Dokładnie, z jednej strony to irytujące, z drugiej, taki miał być. Klasyczny „Moose” jak mawiał pewien crossroads deamon/king of hell 😉
„*Skoro męczyliście się z Supernatural to co powiedzieć o TWD?”
Jak się zaczął hype na TWD to nie mogłem nie spróbować, ale ja odpadłem po… 3 odcinku i nigdy nie wróciłem. Kompletnie mnie to nie ruszyło. Podobnie jak np. „Prison break” z tej pierwszej nowej fali (z Lostem, Housem itp.).
Podstawą przy oglądaniu seriali jest umiejętność ich porzucenia w momencie kiedy przestają Cię interesować. Dużo lepiej mi bez kolejnych sezonów Walking Dead czy Big Bang Theory 🙂
Czasem umiem (TWD, Flash Forward, Heroes), a czasem nie. Szczególnie jeśli mam sentyment. Natomiast Big Bang jest moim zdaniem dobry w całości. 2-3 sezony są słabsze w okolicach chyba 8-9 serii, ale generalnie serial jest dużo równiejszy pod względem poziomu niż Przyjaciele czy Jak poznałem waszą matkę.
Ostatnie kilka sezonów Big Bang to zdecydowanie niższy poziom. Odkąd uwaga scenarzystów skupiła się na innych postaciach, karierach dziewczyn i ich innych durnotach, to serial miewał odcinki których ocena mogła być max 1/10. I tego błędu właśnie Supernatural nie popełnił.
Chcecie dobry sitcom trzymający poziom przez 9-10 sezonów? No to zapraszam obejrzeć Seinfeld i Curb Your Enthusiasm. To drugie jest na HBO i nieustannie ryje beret.
„I tego błędu właśnie Supernatural nie popełnił.”
No to różnimy się o 180 stopi, bo żaden epizod TBBT nie był dla mnie tak tragiczny jak cały 13 sezon Supernaturala. 14ty nie lepszy. Jack nie żyje, a nie, za chwilę żyje. Dean już nie jest Michaelem, a nie, jednak jest, bo sobie zostawił „furtkę” co było wiadome od momentu, w którym niby się ulotnił. Cierpię, okrutnie cierpię, ale tylko 1,5 sezonu przede mną. Dam radę 😀
No różnimy, bo wiele odcinków Big Bang to zrobiono tak jakby wyglądało Wayward Sisters z łopatą cukru i żenady. Skoro teraz cierpisz, to wtedy byś wył i prosił o skrócenie cierpienia.
Na szczęście wiele odcinków Big Bang było też w zgodzie z oryginalną wizją, bez tych durnych historii o Super Amy, Bernadette (najgorsza postać jaką mi przyszło oglądać od dawna) czy jakaś karykaturą Penny.
Ten zjazd, co zabawne, też zaczął się od 7 sezonu, gdy zaczęto tym żenującym wątkom poświęcać czas i odejść od istoty serialu.
I jeszcze ten Raj odkąd zaczął gadać i jego ostatni wątek… Chryste! Najbardziej irytujący wątek (lub pełny sprzeczności, co zobaczysz w ostatnim sezonie) Jacka czy Lucyfera mnie tak nie wkurzał jak on. A jak dobierali jego wątki do wątków dziewczyn… zgroza.
Pamiętam, że wiele recenzji naekranie było na 1/10. Supernatural nigdy nie zszedł tam poniżej 3/10.
Bardzo się różnimy. Po tym jak w 14 sezonie SN wrócił nawet tata Winchester, mój żenadometr wywaliło poza skalę 😀
To tego natrzaskali 15 sezonów? Poległem na początku 5. A tylko 2 pierwsze poleciłbym z czystym sumieniem.
Tak, aż 15. Też byłem zdziwiony 🙂
Czyli widzę ,ze dobrze zrobiłem porzucając ten świetny serial po Lucyferze i finale 5 sezonu?? 😀
Zapamiętam ten serial jako właśnie te 5 sezonów.Reszta to fanfik i popłuczyny które mnie nie interesują
Tak. Jeśli tak zrobiłeś to masz w pamięci najlepsze co Supernatural miał do zaoferowania. Chociaż „dooglądałbym” sezon szósty. Kilka najlepszych pojedynczych odcinków jest właśnie w tej serii.
Wydaje mi się że nie można nie wspomnieć o Ericu Kripke, który stał za pierwszymi 5 sezonami i częściowo za 6, a obecne pracuje nad The Boys i jest odpowiedzialny za najlepsze momenty serii.
Sama płaczę nad rozwojem tej serii, bo poszczególne odcinki, zwłaszcza w 2-6 sezonie, są wybitne, pomysłowe i można je oglądać bez znajomości serialu (wishfull thinking, bad day at bed rock, mystery spot, weekend at bobby’s ), chociaż do dziś nie mogę się pogodzić z zakończeniem 5 sezonu.
Najprawdopodobniej dawno temu seria powinna się skończyć, ale załoga za bardzo się lubiła i ciągnęli to póki się da. Szkoda mi głównych aktorów, bo trochę utknęli w 23 odcinkowym serialu na 15 lat.
Wspomniałem w pierwszym zdaniu 🙂 Przy recenzji The Boys zresztą też.
Poza tym on do końca stał za Supernaturalem tylko po 6 sezonie już tylko jako producent i osoba „doglądająca”, ale masz 100% racji. On był sercem i duszą i dlatego spod jego batuty wyszło wszystko co najlepsze w SN. Teraz kończę ostatnie dwa sezony (jestem w połowie 15go) i jest to droga przez mękę. Piekielną. Niezamierzona autoparodia w takim natężeniu, że wręcz mi ich trochę szkoda. Straszny upadek.
Sith, obejrzałeś finał? 😛
Tak, i jeszcze się nie pozbierałem po tym uber-kabanie 😛
Nie zgadzamy się cholernie, ale i tak byłem ciekaw 😀
Spokojnie, osobny tekst o sezonach 14-15 powstanie jak już przepracuję traumę z psychologiem 😀
Aż tak? Nie wiem czy to jest tego warte 😛
Ja jestem zadowolony z finału, ale aż dwa teksty pisać? 😀
Skomentowalibyście coś z poniższego:
Gomorra, Zero Zero Zero, Genialna Przyjaciółka, Dolina Krzemowa, Figurantka czy Leftovers 🙂
Ja nie widziałem żadnego z powyższych, nie wiem jak reszta redakcji.
Finał wyglądał bardzo bidulkowo. Z upływem kolejnych sezonów to ogólnie jakby cofali się z poziomem efektów specjalnych. Śmiesznie też wyglądała charakteryzacja Padaleckiego na końcu serialu. Serialowy Sam Winchester jest chyba ogólnie słabym aktorem, straszną kaszanę podobno odwala w Walker, jako nowy Chuck Norris.
Efekty to mały pikuś, ale masz rację, ostatnie dwa sezony to chyba na domowych kompach i po godzinach ogarniali pod kątem CGI. A charakteryzacja była przezabawna, ciężko było powstrzymać śmiech.