Poniższa recenzja zawiera lokowanie produktu… wróć… spoilery. Tak, zawiera dużo spoilerów. Nie tyle do omawianej dziś opowieści, co do książki którą recenzowałem niedawno, czyli Czarnej Kompanii. W końcu mamy do czynienia z drugim tomem sagi o sympatycznych najemnikach w służbie mroku. Więc jeśli nie przeczytaliście jeszcze pierwszego tomu, powinniśćie jak najszybciej odwrócić wzrok.
Osiem lat. Tyle czasu minęło od decydującej bitwy w świetle komety, w której Krąg Osiemnastu planował ostatecznie pokonać Panią i jej mroczne siły. Bezskutecznie. Choć buntownicy wierzyli w swoją sprawę, nie odnaleźli prawdziwej Białej Róży i ponieśli klęskę w ostatecznym starciu z Panią, jej Schwytanymi i oczywiście Czarną Kompanią. Najemnicy zyskali przy tym sławę najgorszą z możliwych, ludzie drżą na samą myśl o Czarnej Kompanii. Pani, która straciła w bitwie większość wojsk oraz Schwytanych (ze starej gwardii czarnoksiężników pozostał tylko Kulawiec, jest też trójka nowych – Piórko, Podróż i Szept), sprawnie tę sławę najemników wykorzystuje, zlecając swej elitarnej armii dożynanie resztek buntu. Przez osiem lat Konował, Kapitan, Porucznik, Elmo, Jednooki, Goblin, Milczek i reszta towarzystwa ganiają więc po całym imperium. Niektórzy z nich są z tego faktu zadowoleni. Im dalej od Pani, tym lepiej. W końcu gdyby objawiające wszystkie sekrety światło jej Oka padło na przykład na Konowała, ten musiałby wydać swe najpilniej strzeżone sekrety. Musiałby przyznać, że wie, iż Pupilka jest prawdziwą Białą Różą, że Kompania pozwoliła jej odejść wraz z Krukiem, i że Kruk jest w posiadaniu zapisków zawierających prawdziwe imiona Kulawca oraz samej Pani – imiona, które mogą przyczynić się do ich zguby.
Kiedy więc Kompania zostaje nagle odwołana ze wschodniego krańca Imperium, Konował zaczyna przeczuwać kłopoty. Pani wprawdzie jeszcze niczego nie podejrzewa, i ma do swych żołnierzy zaufanie, ale już wkrótce może się to zmienić. I pewne jest, że Czarna Kompania znajdzie się w niewygodnej sytuacji. Żołnierze mają przemaszerować wiele tysięcy mil na północny-zachód, by dotrzeć do miasta Jałowiec, którego Książę chce podporządkować się Pani w zamian za pomoc z dwoma drobnymi problemami – leżącym niedaleko czarnym zamkiem, który wydaje się wciąż rosnąć i który zamieszkują jakieś potworne, nieludzkie istoty oraz z zagadką znikających ciał. Konował zostaje wyznaczony do niewielkiej grupy najemników, która zostaje przetransportowana do miasta na latających dywanach, by przygotować grunt pod zbrojne przejęcie miasta. Ma też wybadać co u licha dzieje się ze znikającymi trupami. Ale to dopiero początek problemów, bo jak się okazuje, uciekając jak najdalej przed Panią i Czarną Kompanią, do miasta przybyli jakiś czas temu Kruk z Pupilką.
I tak zaczyna się wielowątkowa jazda bez trzymanki, którą tym razem obserwujemy z trzech różnych perspektyw. Mamy więc perspektywę kryjącego się przed Kompanią Kruka, który próbując zdobyć pieniądze na dalszą ucieczkę podejmuje się bardzo nikczemnego zadania, które wkrótce ma ściągnąć na miasto kłopoty. Mamy perspektywę Marona Szopy, karczmarza u którego mieszka Kruk (i pracuje Pupilka). Mężczyzna popadł w ogromne długi i jest na krawędzi desperacji, co też niczego dobrego nie wróży. No i wreszcie mamy naszego Konowała i jego przyjaciół, którzy śledząc Kruka muszą jednocześnie wodzić za nos inkwizytorów z Jałowca oraz własnych sojuszników – Przebudzonych, którzy zaczynają nabierać dystansu i podejrzeń w stosunku do najemników. A jakby tego było mało, zamek, skrywający pradawne zło, jeszcze gorsze od Pani, wciąż rośnie. I niebawem coś się w nim przebudzi.
Ostrzegano mnie wprawdzie, abym nie robił sobie wielkich nadziei związanych z serią przygód Czarnej Kompanii po lekturze jednej powieści, ale przyznam szczerze, że na razie te przestrogi były chybione. Cień w ukryciu jest książką równie dobrą jak pierwszy tom opowieści o najemnikach. Ba, powiedziałbym nawet, że lepszą, gdyby nie trochę niefortunne zakończenie powieści. Otóż jest w pewnym momencie fantastyczna scena, która mogłaby posłużyć za koniec książki, a zarazem cliffhanger. Niestety autor uparł się, żeby nie pozostawiać zbyt wielu luźnych wątków, akcja przeniosła się więc w inne miejsce, a nam zaserwowano pewną dogrywkę, która chyba jednak lepiej sprawdziłaby się w kolejnej powieści. (O ile między tomem drugim a trzecim nie ma następnego, kilkuletniego przeskoku czasowego. Tego nie wiem, bo jeszcze trzeciej powieści czytać nie zacząłem). Nie zmienia to jednak faktu, że pochłonąłem Cień w ukryciu w kilka dni, z wypiekami na twarzy. I coraz bardziej wciągam się w przygody Czarnej Kompanii.
-
Ocena DaeLa - 8/10
8/10
To może teraz jakieś Szalone teorie dotyczące Czarnej Kompani 🙂
Musiałbym najpierw przeczytać wszystko do końca. Poza tym jak na razie nie ma tam zbyt wielu tajemnic, których – jak sądzę – pisarz w końcu sam nie wyjaśni.
Raczej mnie interesowało czy znajdziesz smaczki, które wyjdą na światło dzienne parę tomów później.
Jakie wydanie posiadasz/ czytałeś? Bo teraz widzę wszędzie jakieś zbiorcze wydania Rebisu po kilka tomów cyklu naraz.
Z Rebisu, ale nie wydania zbiorcze, tylko te starsze, gdy każda powieść była oddzielną pozycją. Dlatego technicznie rzecz biorąc dopiero jak skończę tom trzeci – Białą Różę – to będę po pierwszym megatomie Kronik Czarnej Kompanii.
Ja ostrzegałem przed dalszymi tomami, bo jak widzę ty czytasz te wydane pojedynczo więc jesteś dopiero w 2/10? Spróbuj dotrzeć do 10 tomu. Powodzenia naprawdę. Pierwsza dwa zbiorcze tomy a więc 1-3 i 4-6 to jest coś co może wciągnąć, ale potem naprawdę jest ganianie to w jedną to w drugą stronę, a walki z „bossami” w tym cyklu to jest jakaś totalna padaka poważnie
OK, no to w takim razie przede mną jeszcze trochę niezłej lektury, nim dojdę do tych słabszych książek. To dobrze.
Nie zgadzam się z negatywnymi opiniami. Cała saga jest mocna, ma momenty bardziej monotonne, ale wygląda to na świadomy zabieg – np opis monotonnych lat wygnania na pustyni. Im dalej w las, tym więcej fascynujących wątków. Ciekawy jest rozwój postaci Konowała, od zwykłego lekarza do pół-boga pod koniec cyklu. I cała historia Czarnej Kompanii, która rozwija się zupełnie zaskakująco. Powiem tylko, że… w końcu CZK wraca do Khatovaru!