GryGry Wideo

Gramy o Tron: Reigns – Game of Thrones (Nerial)

Reigns to tytuł, który kilka lat temu wzbudził niemałą sensację na rynku gier mobilnych. Nie ze względu na fabułę czy grafikę – te nie były dokonaniami wartymi jakiejś szczególnej uwagi (choć nie można też nic im zarzucić). Reigns było przebojem ze względu na bardzo sprytny interfejs wzorowany na aplikacji Tinder (która – jeśli dobrze rozumiem – służy młodym ludziom do zawierania stałych i wartościowych związków znajdowania partnera na jeden wieczór). Innymi słowy, wszystkie decyzje, jakie podejmowaliśmy w grze, polegały na przesuwaniu ekranu w lewo lub prawo. A decyzji do podjęcia było bez liku – wcielaliśmy się w końcu w średniowiecznego monarchę, który musiał zarządzać swym dworem. Gra losowała więc serię kart z trudnymi dylematami, a naszym zadaniem było podejmowanie takich decyzji, aby cztery ważne czynniki były utrzymywane w równowadze – np. wojsko nie mogło być za słabe, bo najechałby nas wróg, ale także zbyt mocne, bo mogłoby nas skrócić o głowę. W momencie śmierci monarchy wcielaliśmy się w jego następcę, który dostawał nieco inny zestaw startowych kart. Okazjonalnie mogliśmy w grze podjąć decyzję, która dostarczała nam zupełnie nowych kart do naszego pakietu. Ot, cała filozofia gry. Nie był to wprawdzie zaawansowany symulator średniowiecznego monarchy, ale dzięki banalnie prostemu interfejsowi gra świetnie sprawdzała się jako mobilka, pozwalając grać praktycznie wszędzie.

Melisandre doświadcza wizji.

Reigns doczekało się też spin-offów. Pierwszym była gra Reigns: Her Majesty koncentrująca się na wyzwaniach stojących przed królowymi. Druga powstała na licencji Gry o Tron i pozwoliła nam wcielić się w jednego z bohaterów serialu. Produkcję tę opisałem w krótkiej recenzji w CD-Action ponad 2 lata temu, ale mam wrażenie, że pominąłem tam kwestię dość istotną – to mianowicie, jaką wartość gra przedstawia dla fanów książek i serialu. Chciałbym więc wrócić na chwilę do gry i spojrzeć na nią jeszcze raz, świeżym okiem, już po zakończeniu serialu.

Problemem, z jakim musieli zmierzyć się twórcy gry, był sposób połączenia formuły z serialu z mechanizmami oryginalnego tytułu. Wprawdzie można sobie wyobrazić grę, w której wcielamy się w kolejnych, fikcyjnych monarchów Westeros, tworząc alternatywną do książek czy serialu historię (na to pozwala m.in. opisywany przeze mnie wcześniej mod A Game of Thrones do gry Crusader Kings 2), ale w tym wypadku studio Nerial nie chciało igrać z licencją. Wykoncypowali więc rzecz następującą – cała gra to wizje przyszłości, jakich doświadcza w płomieniach Melisandre. Swego rodzaju scenariusze „co by było, gdyby”, ale mocno zakorzenione w realiach serialu.

Wydało się.

Nie wszyscy bohaterowie gry są też właściwymi monarchami, choć we wszystkich przypadkach działa ta sama mechanika zachowywania równowagi (tudzież unikania oczywistych zasadzek kryjących się w kartach. Nie jest to takie proste, bo związki pomiędzy możliwymi wyborami a ich konsekwencjami są często nieoczywiste. Prędzej czy później oczywiście je rozgryziemy – rozegrawszy kilkanaście partyjek gry. Ale będzie to miało charakter nauki pamięciowej. W trakcie gry, wypełniając swego rodzaju „misje” (sprecyzowane w prawym dolnym rogu), będziemy odblokowywać nowe pakiety kart oraz nowe postaci i ich „mini-kampanie” (bohaterów jest ósemka – Daenerys, Jon Snow, Cersei, Sansa, Jaime, Tyrion, Gendry, Arya i na dokładkę Trójoka Wrona… a właściwie to chyba Kruk, bo takie przezwisko nosił w serialu).

Z jakiegoś powodu gra jako Cersei była najciekawsza.

No i w końcu dochodzimy do kwestii, która jest powodem, dla którego zdecydowałem się jeszcze raz tę grę zrecenzować. Jak prezentuje się Reigns: Game of Thrones jako produkcja skierowana do fana prozy Martina. I obawiam się, że nie mam pod tym względem dobrych wiadomości. Owszem, gra ma sporą porcję humoru. Podoba mi się jej minimalistyczna, mocno oparta na serialu oprawa graficzna. Ale to, co naprawdę ważne, nastrój intrygi, odsłanianie tajemnic stojących za wydarzeniami z serialu, okazało się być tylko sztuczką. Fasadą. Gra udaje na przykład, że przedstawi nam jakieś tajemnice dotyczące trzynastego Lorda Dowódcy Nocnej Straży, ale ostatecznie okazują się to być kompletne błahostki. Zupełnie jakby istniał kierunek, w którym chcieli pchnąć fabułę gry, ale ostatecznie powstrzymał ich łańcuch licencji. Na domiar złego bardzo mocno odczuwalny jest fakt, że gra obraca się w realiach serialowych, kompletnie lekceważąc książki. Kilka razy aż prosi się o nawiązania do historii Westeros, o jakiej można przeczytać w powieściach Martina, ale twórcy gry nie chcą iść w tym kierunku. A może nawet nie wiedzą, że kierunek ten istnieje. Przyglądając się nazwiskom postaci drugoplanowych stworzonych na użytek gry, szybko zrozumiemy bowiem, że nie mają pojęcia o różnicach kulturowych pomiędzy poszczególnymi królestwami. A ikonografia dowiedzie, że nie rozumieją różnic pomiędzy religiami Westeros.

Bitwy to chyba najgorzej rozwiązany element gry.

Gra została wydana zarówno w wersji mobilnej, jak i na komputery PC. Tę pierwszą jestem w stanie fanom serialu i książek (ale przede wszystkim serialu) ostrożnie polecić. Na smartfonie gra się niezobowiązująco, po parę minut w jednej sesji, a wtedy można zostać urzeczonym jej atmosferą i humorem. Wersję pecetową po prostu bym odpuścił. I tak nikt przy grze nie wysiedzi dłużej niż pół godziny, a przewijanie ekranu to w lewą to prawą stronę okaże się po prostu żmudne.

Reigns: Game of Thrones
  • Wersja mobilna - 6/10
    6/10
  • Wersja PC - 5/10
    5/10
5.5/10
To mi się podoba 0
To mi się nie podoba 0

Related Articles

Jeden komentarz

  1. DaeLu z tego typu gier polecam na komórkę obie części Lapse – Lapse: the fotgotten future i Lapse 2: before zero. Obie wciągają i są darmowe. Naturalnie zacznij od jedynki i odkryj co najmniej jedno zakończenie, bo dwójka nawiązuje:-)

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button