W 2015 roku, po sukcesach serialu „Wikingowie” kręconego dla kanału History, BBC postanowiło odciąć kupony od mody na rozbójników z Północy. Jako kanwę dla nowej produkcji wybrano powieści Bernarda Cornwella z serii „The Saxon Stories”, w Polsce wydawane jako „Wojny wikingów”. Serial z czasem przeszedł pod pieczę Netflixa. Solidne i wciągające historyczne widowisko w trzecim sezonie złapało lekką zadyszkę, ale moim zdaniem jeszcze za wcześnie, żeby je przekreślać. Wkrótce premiera czwartego sezonu, więc to chyba dobry moment na nadrobienie recenzenckich zaległości.
Na wstępie należy się Wam małe wyjaśnienie odnośnie tytułu. Serial oficjalnie w Polsce funkcjonuje jako „Upadek królestwa”. Szczerze pisząc – nie mam pojęcia dlaczego. Tytuł taki nie ma nic wspólnego ani z oryginalnym „The Last Kingdom”, ani z fabułą opowiadającą przecież o królestwie, które wcale NIE upadło. Powieść Cornwella także ukazała się w Polsce pod tytułem „Ostatnie królestwo”. Pozwólcie więc, że tej właśnie wersji będę się konsekwentnie trzymał, na pohybel dystrybutorom, tłumaczom i ich dziwacznym pomysłom.
Historia opowiadana w serialu rozpoczyna się w roku 866, w Northumbrii, jednym z anglosaskich królestw. Armia Danów (w serialu nie używa się określenia „wiking”) zdobywa York. W bitwie ginie jeden z miejscowych saskich wielmożów, a jego małoletni syn Uhtred trafia do niewoli wodza agresorów – Ragnara Nieustraszonego. Ten z czasem adoptuje chłopaka i wychowuje go na Normana. Już jako dorosły człowiek, w wyniku dramatycznego splotu wydarzeń, Uhtred trafia do Wessexu, tytułowego ostatniego królestwa niepodbitego przez Normanów. Rządy obejmuje tam religijny, słaby na ciele, ale zarazem zdeterminowany Alfred, przez potomnych nazwany Wielkim. Uhtred dzięki odwadze i umiejętnościom z czasem staje się jednym z dowódców i doradców króla. Pozostaje jednak rozdarty pomiędzy światem bogobojnych Anglosasów i przysięgą wierności złożoną Alfredowi a swoją normańską przeszłością i dążeniem do osobistej wolności. Jego stosunki z Alfredem to mieszanka wzajemnego szacunku, ale i nieufności oraz niezrozumienia, wybuchających co pewien czas i prowokujących dramatyczne zwroty akcji. Pierwszy sezon serialu kończy się bitwą pod Athendun w 878 roku. Sezon drugi skupia się na wątkach związanych z zemstą Uhtreda na krzywdzicielach jego przybranej rodziny oraz odbiciem przez Alfreda Londynu w roku 886. Sezon trzeci opowiada o schyłkowym okresie rządów Alfreda, knowaniach jego bratanka w celu przejęcia rządów w Wessexie oraz kolejnej wyprawie Normanów na Wessex. Fabuła każdego z dotychczasowych sezonów umiejętnie splatała kolejne przygody Uhtreda z najważniejszymi wydarzeniami z ówczesnej historii Anglii. W każdym z sezonów było pod dostatkiem tego, czego spragniony przygód w historycznych realiach widz oczekuje – pojedynków, ucieczek, bitew oraz oczywiście odrobiny romansu.
Pierwsza, zrealizowana dla BBC seria trzymała poziom, jednak trudno powiedzieć o niej coś więcej ponad to, że była to bardzo poprawna telewizyjna produkcja. Współproducentem zdecydowanie najlepszej, niezwykle dramatycznej drugiej serii był już Netflix. Z jednej strony serial po tej zmianie nabrał wiatru w żagle. Przybyło scen z udziałem dużej ilości statystów, opowieść stała się nieco mroczniejsza i brutalniejsza. Z drugiej strony trzeci sezon wyprodukowany już samodzielnie przez Netflixa, inaczej niż poprzednie liczył 10 odcinków, zamiast 8. Niestety dwa „dodatkowe” odcinki wypełniono tym, w czym „Ostatnie królestwo” kompletnie się nie sprawdza – pałacowymi intrygami, długimi scenami rozmów i tego typu, przepraszam za określenie, smętami. W efekcie tradycyjne zakończenie sezonu wielką bitwą sprawiało wrażenie pośpiesznego zamknięcia nieco zbyt rozwleczonej historii. Na szczęście w każdym z sezonów twórcy starali się trzymać historycznych realiów, przynajmniej na ile to możliwe w telewizyjnym show adresowanym do szerokiej publiczności. Pomijając głównych bohaterów, którzy zgodnie z telewizyjnymi regułami przede wszystkim muszą wyglądać charakterystycznie i atrakcyjnie (patrz Uhtred, jego kostium i ten miecz na plecach – jakże oryginalnie…), całe tło serialu sprawia wrażenie przemyślanego i zgodnego z realiami IX wieku. Armie nie są ubrane i wyposażone „od sztancy”. Langskipy są imponujące i nie wnikam, czy to istniejące repliki okrętów, czy dobrze wyglądające CGI. Wojownicy w bitwie zazwyczaj noszą hełmy, i pomijając nieliczne wyjątki, nie ma wśród nich kobiet. Co oczywiście nie oznacza, że w serialu nie ma inteligentnych i silnych postaci kobiecych. Nazwy miejscowości funkcjonują w ich brzmieniu z IX wieku, np. – York to Eoferwick (uwielbiam słuchać, jak aktorzy to wymawiają). Co może warto zaznaczyć, bo zwłaszcza z BBC nigdy nic nie wiadomo, żaden z wikingów nie jest czarnoskóry i żaden nie kocha swojego kolegi po fachu miłością bardziej niż braterską. Przy tym wszystkim trzeba oczywiście pamiętać, że serial jest jednak filmem przygodowym o bohaterze, który wychodzi cało z niekończącego się ciągu opresji, więc i ekranowy realizm ma swoje granice. Strażnicy zawsze patrzą w drugą stronę, odsiecz zawsze przybywa w ostatnim momencie, a intrygi bywają nieco infantylne, ale… kupuję to, po prostu. To serial przygodowy i lepiej, żeby nie próbowano zmienić go w tandetną podróbkę „Gry o tron”.
Dobrym pomysłem był na pewno klucz do doboru aktorów. W rolach Anglosasów obsadzani są aktorzy angielscy, w rolach Danów – obcokrajowcy, głównie Skandynawowie. Uhtred grany jest przez Niemca, chociaż to raczej przymioty zewnętrzne Alexandra Dreymona zadecydowały o jego zatrudnieniu. Wybór gładkolicego Dreymona wywołał z początku pewne wątpliwości wśród miłośników powieści Cornwella. Na szczęście można zauważyć, że z czasem dojrzał on do roli doświadczonego przez życie wojownika. Wracając do międzynarodowej obsady – celtycką kochankę Uhtreda gra Irlandka, podobnie jak i Irlandczyk gra jego towarzysza broni Finana. Takie rozwiązania dają namiastkę tygla etnicznego, jakim były wówczas Wyspy Brytyjskie.
Na koniec kilka słów o ciekawej ścieżce dźwiękowej. Odpowiada za nią angielski kompozytor John Lunn specjalizujący się w muzyce do seriali telewizyjnych BBC, w tym do m.in. „Downton Abbey”, oraz Eivor – wokalistka z Wysp Owczych. Ich wspólne dzieło to z jednej strony tradycyjna filmowa muzyka ilustracyjna, której jednak piękny i mocny głos Eivor dodaje majestatu i tajemniczości. W muzyce czuć jakąś nordycką duszę, echa folkloru dalekiej północy, co znakomicie podkreśla klimat serialu.
Sezon czwarty będzie miał swoją premierę w przyszłym roku. Nie ukrywam, że liczę na coś w stylu sezonu drugiego. Krótko pisząc – mniej gadania a więcej rozbijania tarcz toporami poproszę. W tym czasie Cornwell nie ustaje w pisarskich wysiłkach i jego cykl o wojnach Sasów z Normanami liczy już 12 tomów. Jeśli Netflix nie spartoli tematu i będzie zapotrzebowanie na kontynuację serialu, to fabuły jest dość na kolejne dwa sezony.
-
Sezon 1 - 7/10
7/10
-
Sezon 2 - 8/10
8/10
-
Sezon 3 - 6/10
6/10
..ale tak bez murzynów?
Nie ma driad, ani elfów, więc się nie dało.
W sumie jak o tym pomyśleć, to homoseksualistów chyba też nie widziałem. Aż trudno uwierzyć, że to netflix…
Aż trudno uwierzyć, ze to BBC!
Odczucia mam te same, co autor recenzji. Trochę bardziej jednak ponarzekałbym na odwzorowanie kostiumów/uzbrojenia – obok wspomnianego już kogucika Uthreda, w oczy rzuca się jeszcze (przynajmniej w przypadku kilku starć) za duża ilość wojaków w hełmach. No i tarcze Sasów… Czyżby twórcy bardzo chcieli, żeby widz mógł szybko i łatwo odróżnić walczące strony?
Mimo tych drobnych mankamentów, całość jest stosunkowo wierna odwzorowaniom historycznym (oczywiście na tyle, ile się da) i pod tym względem wypada o niebo lepiej niż „Wikingowie”, gdzie armie Sasów mają jednolite umundurowanie/uzbrojenie (xD), a ich głowy chronią XVI-wieczne burgonety (xDDD).
Uważam, że dzisiejszy przeciętny zjadacz chleba bez zapoznania się z jakimś Ospreyem, rzucony przez machinę czasoprzestrzenną do np.bitwy pod Ethandun, gdzie Wessex walczył z Danami miałby problem z wskazaniem, która strona jest która.
Serial jest zajebisty i dużo lepszy od Vikings, w którym jedynie sezon drugi był właśnie na poziomie Ostatniego Królestwa. Serial nie ustrzegł się poważnych, czasami daleko idących zmian względem uniwersum książkowego – lecz to są zmiany, które w przeciwieństwie do Gry o Tron, nie szkalują materiału książkowego. Nawet, jeśli Ian Hart nie jest zezowatym, rudym księdzem jakim w książce jest właśnie ojciec Beocca, to nie potrafię dobrać kogoś lepszego do roli.
Co zaś się książek tyczy, przeczytałem 10 tomów i to są dobre powieści(acz trzeba doczepić się do ich tłumaczenia – nie jest spójne) lecz z czasem Cornwell trochę przegiął.
[spoiler] Uhtred, ten właśnie Uhtred który przeżył za kilkuletniego szczyla inwazje ludzi Północy przeżywa Alfreda, jego dzieci i dalej ma siły wojować będąc już prawie 60 – letnim dziadkiem. To wygląda od mniej więcej 8 tomu kuriozalnie. Był pewien rozdział, w którym przez pewien czas narratorem jest jego syn i czułem, że to on powinien już przejąć pałeczkę. Na koniec 10 tomu – po wreszcie udanym odzyskanie Bebbanburga jak przeczytałem, że Cornwell dalej ma zamiar katować 60-letniego „zabójcę księży” kolejnymi wyzwaniami w imię Edwarda/Aethelstana to zastanawiałem się, o co tu chodzi. Niestety, logicznie wytłumaczyć tego nie mogę. [/spoiler]
PS Staroangielski miał swój urok i szkoda, że jego ewolucja pochłonęła z alfabetu choćby odpowiednik litery Þ czy æ.
Teoretycznie w angielskim nadal można się natknąć na ash (æ) – zwłaszcza w zapożyczeniach łacińskich jak mediæval (albo greckich). Oficjalna nazwa słynnej encyklopedii to Encyclopædia Britannica, chociaż coraz częściej widzę ją pisaną „Encyclopedia” albo bez ligatury: „Encyclopaedia”. W każdym razie sama litera przeżyła znacznie dłużej język staroangielski. Podobnie thorn (Þ), który pojawia się w Early Modern English, głównie w skrótach (jak þͤ = the). Ale takie eth (ð), które osobiście bardzo lubię, zniknęło szybciej. Wynn (Ƿ) też zanika w średniowieczu. Średnioangielski miał też yogh (Ȝ).
Cóż, chyba pozostaje mi się cieszyć z tego, że æ i ð mają się dobrze w IPA, międynarodowym alfabecie fonetycznym (z którym ostatnio mam często do czynienia).
Długo czekałam na recenzje tego serialu i w końcu się doczekałam tyle że się z nią nie zgadzam. To smutne bo odbieram ją jako negatywną i napisaną byle jak. Osoba która by nie znała tego serialu po przeczytaniu tej recenzji w ogóle by nie była zachęcona by ten serial obejrzeć a to to duży błąd. Ja na szczęście serial już oglądałam i mogę z całą pewnością i odpowiedzialnością napisać że serial jest cudowny, fantastyczny, genialny z sezonu na sezon coraz lepszy. Uważam też że każdy sezon powinien mieć oddzielną recenzje ponieważ za dużo tam rzeczy by je streścić w kilku zdaniach. Co do ocen poszczególnych sezonów też się nie zgadzam bo jak już wcześniej napisałam to jest serial który z sezonu na sezon jest coraz lepszy. A tu autor recenzji 3 sezon ocenił najniżej kiedy ten sezon jest najlepszy ze wszystkich. Ja osobiście uważam że 1 sezon jest najsłabszy jednak wciąż bardzo dobry i jemu bym przyznała 6, sezon 2 sporo lepszy i dla niego 9, a sezon 3 jest najlepszy i jemu spokojnie bym dała 10. Serial z bardzo dobrą fabułą, świetnymi postaciami z których każda jest jakaś, żadna nie jest zbędna tylko ma rolę do odegrania, bardzo dobrym aktorstwem, cudownym klimatem z tamtym czasów. Jeśli ktoś lubi takie klimaty w serialach to nie zastanawiać się tylko oglądać bo naprawdę warto. Serial mało znany a zasługuje na dużą popularność.
Teraz czekam na recenzje Black Sails tylko niech ją napiszę recenzent który lubi takie klimaty i potraktuje sprawę recenzji poważnie.
No widzisz a ja się zgadzam z tą recenzją,drugi sezon dla mnie najlepszy a 3 trochę gorszy. Ogólnie serial jako całość bardzo dobry parę zmian do książek jest,ale może chyba nawet jeśli lrpszyli tymi zmianami. Robią chyba 2 książkii na sezon to by wyszło 6 sezonów ,12 tom miał być ostatni chyba ,ale czy tak jest to nie wiem. Same książki wydane bardzo pięknie, szata graficzna okładek wygląda super na półce.
Ja także zgadzam się z recenzją. Sezon pierwszy bardzo mi się spodobał, 2. to była prawdziwa bomba, a s3 jak dla mnie- trochę zniżył poziom. Zwłaszcza, że byłam już po lekturze 7 tomów powieści Cornwella i trochę mnie raziły serialowe uproszczenia.
Uwielbiam Cornwella. Wszystko – Króla Artura, Wikingów i oczywiście Sharpe’a (zresztą dawno temu pisałem tutaj o serialu i książkach jemu poświęconych – https://fsgk.pl/wordpress/2015/03/kampanie-richarda-sharpea/ ). Jednak nie popadajmy w egzaltację. To nie Dostojewski, tylko pracowity autor solidnych historycznych powieści przygodowych. Przecież on napisał więcej książek niż DaeL artykułów o Grze Tron 😉 Serial też nie jest ósmym cudem świata ani drugim „Rzymem”. To po prostu bardzo fajna przygodowa seria operująca klasycznymi rozwiązaniami. Oczywiście w czasach serialowych czarnoskórych Achillesów samo to jest już godne uznania. Trzeci sezon uznałem za najsłabszy bo wyraźnie rozwleczono materiał z 8 odcinków do 10. W efekcie w drugiej części sezonu tempo kompletnie spada. Mimo to oczywiście, że warto serial oglądać! Jeśli z mojego tekstu nie da się tego wywnioskować to chyba rzeczywiście nie przyłożyłem się do pracy, hmm…
Nie wiem gdzie tam jest rozwleczony materiał, wszystko tam jest na swoim miejscu, i bardzo dobrze że zrobili 10 odc, dobrego im więcej tym lepiej. I też nie zgadzam się z tym że w drugiej części sezonu tempo spada, oglądając odcinki w ogóle tego nie odczułam wręcz przeciwnie każdy odc jest emocjonujący z odpowiednim tempem. Rozmowy też są ważne a nie tylko bitwy czy walki.
W książkach jest trochę poruszony wątek homoseksualny jak dwóch dobrych wojowników woli swoje towarzystwo od kobiet. Ale dosłownie wzmiamka chyba w 7 tomie. Przeczytałam 8 tomów na razie pytań ziom różny ,ogólnie jest ciekawie. Zgadzam się ,że 2 sezon najlepszy jak na razie,3 trochę rozwleczony ,ale widziałam gorsze.Ciekawe dlaczego Cornwell ma takie tempo a Martin jednej książki od lat nie może dokończyć. A wiekowo to Cornwell jest chyba starszy jednak tempo w pisaniu ma. Panie Martin do roboty a nie rozwożenia dupy po konwentach po świecie.Ostanie królestwo polecam wszystkim dobrze się czyta i dobrze ogląda .
Serial OK, wspomniana zadyszka jest dość wyraźna i obawiam się że będzie już tylko gorzej. Zakładam że Netflix swoje idee jednak wciśnie. Ocena pozytywna co do recenzji też się zgadzam, osobiście jednak uważam że Cornwell w swoich książkach sporo naciągnął żeby ukazać wspaniałość Anglosasów.