Pod koniec października skontaktował się ze mną sympatyczny przedstawiciel agencji Sarota PR, pytając, czy nie mam ochoty – po raz kolejny – przetestować monitora marki AOC. Tym razem zaproponował model AG273QCX, a więc sprzęt dedykowany graczom, i to raczej tym z odrobinę bardziej zasobniejszym portfelem, choć technicznie rzecz biorąc nadal mówimy tu o średniej półce cenowej. Ostatnim razem, gdy otrzymałem monitor do testów, po paru tygodniach zdecydowałem się kupić ten sam model. Czy teraz będzie podobnie? Spoiler: nie. Ale nie z powodu jakości sprzętu (bo ta jest niesamowita), co raczej braku miejsca na biurku na kota i trzy monitory.
A zatem, nie przedłużając – oto moja opinia na temat monitora AOC AGON AG273QCX, gamingowego, zakrzywionego sprzętu o wielkości 27 cali, rozdzielczości 1440p i częstotliwości odświeżania 144Hz. Monitor korzysta z matrycy VA, ma czas reakcji rzędu 1ms, oferuje jasność na poziomie 400 cd/m2 i kontrast 3000:1. Oczywiście jak większość monitorów gamingowych udostępnia FreeSync, a poprzez nowe sterowniki nVidii również „emulowany” G-Sync.
Jakość wykonania
W teście/recenzji AOC Q3279VWFD8 narzekałem w zasadzie tylko na jedną rzecz – jakość użytych materiałów. W moich oczach lekka plastikowość tamtego sprzętu była wszakże uzasadniona przez niską cenę i świetne pozostałe parametry. Tym razem mamy do czynienia z monitorem dwa razy droższym. I zdecydowanie widać to po użytych do produkcji materiałach. Wrażenie przy wyjmowaniu sprzętu z pudełka jest dość niesamowite, bo – powiem to bez cienia przesady – monitor jest ze trzy razy cięższy od innych paneli porównywalnej wielkości. Podstawa i ramię są bardzo solidne i wykonane z metalu, sprzęt jest niesamowicie stabilny, bez względu na to jak zechcemy go zamontować (stojąco, czy na ścianie).
Gdyby tego było nam mało, to tył monitora jest cudownie oświetlony diodami RGB, którymi możemy sterować, dopasowując podświetlenie np. do gier, czy też filmów. Świetne rozwiązanie, choć sprawdzi się przede wszystkim wtedy, gdy gramy po ciemku, a monitor jest stosunkowo blisko ściany, aby rzucać ładne ambientowe światło. Wrażenie z gry w nowego Dooma, pośród ognistych barw wydobywających się z tyłu monitora, a także z podświetlanych klawiatury i myszki, są naprawdę niesamowite.
Możliwości i doznania
Ale monitor kupujemy raczej nie dla jego ogólnej prezentacji, czy wizualnych wodotrysków ambientowych. Interesuje nas przede wszystkim jakość obrazu. A tu… co tu dużo mówić. Muszę odszczekać wszystkie złe słowa, jakie kiedykolwiek wypowiedziałem pod adresem paneli VA. Co się tyczy jakości barw, AGON w niczym nie ustępował mojemu 32-calowemu monitorowi z panelem IPS. AGON pokrywa 99% barw RGB i oferuje bardzo przyzwoity kontrast oraz satysfakcjonujące czernie. Pod względem ostrości obrazu nowy monitor bił na głowę mojego 32-calowca, choć to akurat zrozumiałe – ta sama rozdzielczość przy mniejszym rozmiarze oznacza większą ilość pikseli na cal (konkretnie w przypadku AGON-a mówimy o 108 pikselach an cal).
Pozostaje kwestia płynności obrazu oraz czasu reakcji. I tu właśnie leży największy atut monitora. Otóż gra się na tym monitorze fantastycznie. Chciałem dokonać bezpośredniego porównania, więc zmieniałem w kilku tytułach ekran – raz grając na swoim panelu 32-cale IPS z odświeżaniem 75Hz (a więc całkiem przyzwoitym), to znów na AGON-ie. Odpalałem kilka tytułów – Dooma z 2016 roku, Far Cry Primal i Subnauticę. We wszystkich przypadkach przyjemność z gry – pomimo mniejszych rozmiarów nowego sprzętu – była nieco większa. Gry sprawiały wrażenie odrobinę bardziej płynnych. A muszę tu nadmienić, że grałem na swojej karcie GTX 1660Ti – sprzęcie wyższych partii średniej półki. A zatem w wymienionych produkcjach i w rozdzielczości 1440p osiągałem ok. 60 klatek na sekundę. Więc to nie pozwalało jeszcze AGON-owi na pokazanie wszystkich swoich możliwości. Dość powiedzieć, że kolejny test postanowiłem przeprowadzić na grze, która da mi więcej niż 100fps. Było tych produkcji kilka – Half-life 2 (trochę cel przestrzeliłem – gra na współczesnym sprzęcie chodzi powyżej 300fps), Team Fortress 2, Starcraft 2… Wrażenie piorunujące. Doskonale rozumiem dlaczego esportowcy preferują panele 144Hz, nawet kosztem jakości obrazu (nie w tym wypadku, bo obraz na AGON-ie jest świetny, ale przez lata gracze zawodowi skazywali się na panele TN, byle odświeżanie i czas reakcji były szybkie.
Podobnie jak przy poprzednim monitorze, mimo nie ujęcia go na oficjalnej liście wspieranych przez nVidię ekranów z FreeSynciem, nie miałem najmniejszych problemów z jego odpaleniem. Więc to kolejny plus.
A jak monitor sprawdza się w innych zastosowaniach? Bez zarzutu, ale też pod tym względem nie rzuca na kolana. Panel sterowania (notabene bardzo dobrze rozwiązany) umożliwia dobranie odpowiedniego trybu do oglądania filmu czy pracy w edytorze tekstu. Choć z perspektywy produktywności chyba wolę jednak monitory większych rozmiarów, nawet jeśli nie oferują tak dużej ostrości. Poza tym – to może być tylko moje dziwactwo – do pracy preferuję panele proste, nie zakrzywione.
Na osobną pochwałę zasługuje ilość portów na monitorze. Mamy tu dwa wyjścia HDMI 2.0, dwa DisplayPort 1.2 i jedno VGA (to już chyba na zasadzie „wrzucimy, bo możemy” – jakoś wątpię, żeby użytkownicy AGON-a podłączali sygnał przez VGA). Oprócz tego mamy tu również cztery porty USB 3.0 (umknęło mi prawdę powiedziawszy czemu aż tyle) i mini-jack dla słuchawek. Sporo.
Podsumowanie
Kupić czy nie kupić? O ile w przypadku monitora AOC Q3279VWFD8 moja rekomendacja była jednoznaczna (i poparta własnym wyborem), o tyle w przypadku AOC AGON AG273QCX obwaruję ją pewnymi zastrzeżeniami. Otóż jest to monitor dla graczy-zapaleńców i tak naprawdę jego atuty ujawniają się wraz z każdą kolejną złotówką zainwestowaną w dobry sprzęt do grania. Jeśli nie posiadamy klasycznego peceta gamingowego, zdolnego wyciągnąć w nowych produkcjach przynajmniej 60 klatek w rozdzielczości 1440p – no cóż, wtedy ten świetny monitor po prostu będzie niewykorzystany. Ale jeśli gdzieś tam wewnątrz Waszego kompa grzeje się solidny RTX, i macie na zbyciu 1800 złotych… to nie wahajcie się ani chwili.
Widzę że tytuł nowej Szalonej Teorii już jest 😉
O choroba! Muszę pamiętać, żeby w przyszłości takich rzeczy nie ujawniać 😉
Bardzo zgrabnie ten sprzęt wygląda.