Tradycja ostatniego posiłku, a zatem specjalnego jedzonka przygotowanego wedle prośby skazańców żegnających się z tym łez padołem, wydaje się być stosunkowo nowa. Pierwszy zachowany dowód tej praktyki pochodzi z Europy, z końca XIX wieku, natomiast szerokie rozpropagowanie tego zwyczaju przypada na drugą połowę XX wieku – no i ma się rozumieć Amerykę, jako że Europa mniej więcej w tym samym czasie rozpoczęła zawieszanie stosowania kary głównej. A jednak o ile spełnianie wymyślnych zachcianek skazańców jest tradycją nowożytną, o tyle sam pomysł idącym w objęcia kostuchy dawać zasmakować lepszego żarełka sięga średniowiecza. Już wówczas bowiem na dzień przed egzekucją starano się, aby więzień dostał wyjątkowo obfity posiłek.
Prawdopodobnie nie wzięło się to z jakiegoś szczególnego humanitaryzmu. Wprawdzie obyczajom i prawu średniowiecza często przyprawia się nieładną gębę poprzez przypisywanie im grzechów epok późniejszych (szczególnie niezwykle brutalnych, postreformacyjnych wczesnych czasów nowożytnych), ale powiedzmy sobie szczerze – dobre samopoczucie skazańców idących na szafot (jak chłopi), pod topór (jak mieszczanie) albo pod miecz (jak rycerze), niekoniecznie leżało na sercu wydających wyroki. No, może w tych ostatnich wypadkach było kilka wyjątków. Tym niemniej, praktyka ta była raczej rezultatem przesądów. To nie sąd, ale sami strażnicy i nadzorcy więzienni obawiali się najścia ze strony niespokojnej duszy. Więc starali się, aby zapamiętała ich pozytywnie. To zresztą niejedyny aspekt podobnego zabobonu. Analogicznie – kat nie musiał prosić skazańca o wybaczenie… ale często to robił, w ramach swoistego układu. Przyszły truposz przebaczał swemu egzekutorowi, tym samym obiecując, że go nie będzie nachodzić z zaświatów, zaś mistrz małodobry w zamian przykładał się do tego, aby pozbawienie życia nie było zbyt bolesne.
Takie właśnie były korzenie tradycji, która przetrwała przez stulecia, a po drugiej rewolucji przemysłowej przerodziła się w zwyczaj folgowania różnym fanaberiom skazańców, którzy mogli teraz sami wybierać swój ostatni posiłek. Niewykluczone jednak, że już niebawem się to zmieni. I nawet nie przez zaniechanie stosowania kary śmierci. Powodem jest wykorzystywanie ostatniego posiłku w charakterze swoistych demonstracji. I pal sześć, gdy skazańcy demonstrują tak jak Victor Feguer, który jako swój ostatni posiłek chciał spożyć pojedynczą oliwkę. Gorzej, gdy czynią tak jak Lawrence Russell Brewer. Mężczyzna zamówił dwa steki podsmażone w głębokim tłuszczu w panierce z sosem i krojoną cebulą, potrójnego cheesburgera z boczkiem, omlet z serem i mieloną wołowiną, pomidory, cebule, papryczki, smażoną okrę (owoc piżmianu jadalnego) z ketchupem, stek z grilla, pół bochenka chleba, trzy fajity w kukurydzianych tortillach, pizzę z kiełbasą pepperoni, szynką, wołowiną i boczkiem, pół litra lodów Blue Bell, fudge z masła orzechowego (rodzaj deseru przypominającego krówkę) posypany orzeszkami i trzy piwa korzenne. A potem tego nawet nie tknął. Bydlak.
Przypadek Lawrence’a Russella Brewera wywołał oburzenie wśród teksańskich podatników i sprawił, że gubernator stanu oficjalnie zlikwidował w 2011 roku przywilej ostatniego posiłku. W innych stanach wprowadzono ograniczenie kwoty, jaką więzienie może wydać na posiłek. Zazwyczaj jest to ok. 40-50 dolarów. Na pomysł, aby skazańców przerzucić na wikt z polskich szpitali, nikt nie wpadł. Może słusznie. Wtedy z uśmiechem witaliby śmierć.
A na koniec ciekawostka, zupełnie na marginesie. Wiecie, z jakiej sieci fast foodów najczęściej zamawiają posiłki skazani na śmierć? Z KFC. Jadłodajnia pułkownika Sandersa jednak się tym faktem nie chwali. Bo z jednej strony to niesłychana rekomendacja, gdy tak wielu ludzi chce posmakować przed śmiercią ich kurczaka albo frytek. Ale z drugiej… to jednak rekomendacja morderców i gwałcicieli.
Głupi zwyczaj. Jak to u Amerykańców. Z jednej strony wyjątkowo barbarzyńskie sposoby egzekucji, jak np. krzesło elektryczne, z drugiej jakieś tańce wokół skazanych. Skazanego powinno się po prostu powiesić i zapomnieć. Bez niepotrzebnego męczenia i bez jakiś idiotycznych rytuałów.